C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Osoby:@Curtis Mousseau i @Gwendolyn Heather Miejsce rozgrywki: Dolina Godryka -> Centrum Miasteczka -> Ulica Główna Rok rozgrywki: rok wcześniej (czyli 2017 r.), ciepłe, wiosenne dni Okoliczności: przypadkowe spotkanie Gwen (która spędza urlop w Dolinie Godryka) i Curtisa przechadzającego się ulicą główną
W Doline Godryka mieszkał już od dawna. Znał każdy zakątek, każde miejsce warte uwagi, ciekawe kluby, kawiarnie... Nadal je pamiętał, ale już tak nie przesiadywał w nich często i nie spędzał czasu w nich dłużej niż kiedyś. Od 2016 roku bardzo się zmienił. Życie go zmieniło. Obecnie szedł ulicą główną, która była nieco zaludniona. Głównie dlatego, że mrozy odpuściły, pogoda należała do tych przyjemniejszych, ciepłych i przede wszystkim słonecznych dni. Od razu włączało się pozytywne myślenie. Ubrał się w elegancką koszulę w kratę, która trochę wisiała na nim jak na worku, ale to wina jego pieprzonej choroby, do której nie przyznawał się szczególnie przed samym sobą. Wszystkie budki, restauracje i inne lokale z jedzeniem omijał szerokim łukiem, ale czasami potrafił być masochistycznym idiotą. Wychodził na ulice, kiedy najbardziej ssało go w żołądku. Szedł i nasycał zmysły wonią zapachów, unoszących się z pobliskich miejsc z pyszną kuchnią. Jego zmysły mamiły go, ale on wiedział, że one kłamią. Chcą zmusić go do bycia tłustym, obrzydliwym grubasem. Nie mógł do tego dopuścić, dlatego musiał ćwiczyć silną wolę, a najlepszym miejscem była przecież główna ulica w Dolinie Godryka, w ciepłe, słoneczne dni, kiedy lokale otwierały się na szerz, zachęcając swoich, jak i turystów do zajrzenia, chociażby na chwile.
Gwendolyn na urlop w rolu 2017 postanowiła udać się do Doliny Godryka. Wiele słyszała o tym miejscu, poza tym bardzo ciekawiło ją, jak wygląda taka miejscowość. Chciała też zobaczyć dom Potterów, cmentarz, na którym leżą... Miejsce to okazało się jednak jeszcze bardziej ciekawe, niż spodziewała się tego z opisów. Po paru dniach spędzonych w Dolinie Godryka Gwen uznała ją za świetne miejsce na wypoczynek, z dala od wielkiego miasta, zgiełku, i setek znajomych twarzy.
Była tego dnia w znakomitym nastroju. Miała na sobie ciemne dżinsy, czarną koszulkę z logo Nirvany, niebiesko-czarną flanelową koszulę i niebieskie trampki. Delikatny, ciepły wiatr rozwiewał lekko jej czarne włosy, które to zakrywały jej twarz, to odsłaniały ją w połowie, czasem też całkiem. Gwen jednak nic z nimi nie robiła. Tak jak zwykle pozwalała im po prostu żyć własnym życiem.
Szła akurat główną ulicą Doliny, rozglądając się po róźnobarwnych szyldach sklepów i lokali. W tym miejscu zdecydowanie można było dostać oczopląsu! Wzrok kobiety wędrował to na jedną, to na drugą stronę ulicy. Kiedy tak szła, kompletnie nie zauważyła wystającej płytki chodnikowej i runęła na ziemię jak długa, klnąc siarczyście po irlandzku.
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Dolina Godryka miała ten swój urok i czar. Chociaż lata robiły swoje i Curtis przyzwyczaił się do niej. Oczywiście była spokojniejsza od Paryża, Francji. Kiedyś tęsknił za swoim miejscem urodzenia. Teraz jednak szybko zaaklimatyzował się w tym miejscu. Przeczesał swoją czuprynę tymi szczupłymi dłońmi i idąc, nabierał powietrza w płuca. Na chwile zamknął oczy, aby złapały trochę promieni słonecznych. Ciepło na twarzy. Bardzo przyjemna pora roku. Kochał takie dni. Jego spojrzenie zapewne nie powędrowałoby w stronę @Gwendolyn Heather, gdyby nie runęła na chodnik. Curtis miał to do siebie, że należał do bardzo pomocnych puchonów. Przypadek? Nie sądzę. Ruszył w kierunku dziewczyny, a raczej kobiety, która była widocznie starsza od niego. Powiedzmy sobie szczerze Mousseau był osiemnastoletnim gówniarzem, a ta dziewczyna... Nie mógł precyzyjnie określić wieku. Wyglądała młodo, ale nie kojarzył jej ze szkoły. Oczywiście Curtis nie musiał znać wszystkich czy nawet pamiętać... - Nic pani nie jest? - Podbiegł do Gwen i ukucnął przy niej, chciał sprawdzić, czy nie ucierpiała, ale nie zamierzał ingerować w jej strefę prywatną bez jej zgody. Sięgnął w tył spodni, wymacując różdżkę — na szczęście nie zapomniał. Jaki byłby z niego czarodziej bez różdżki?
Gwen otrząsnęła się dopiero po chwilce. Kiedy jednak pierwszy szok minął, rzeczowo rozejrzała się dookoła. Przymknęła oczy i próbowała wyczuć miejsca, które ją bolą i ocenić, jak bardzo. Nie była jednak w stanie tego racjonalnie określić, ponieważ przyćmiewał ją przeraźliwy ból, rozchodzący się od klatki piersiowej. Dotknęła się w okolicy żebra, które zdawało się być ośrodkiem tego cierpienia. I chyba trafiła, bo zakłuło ją tak, że przez chwilę nie mogła się ruszyć. Syknęła i zagryzła z irytacją wargę. - Znając moje nieopisane szczęście, chyba złamałam sobie żebro. Niby może to być też pęknięcie... Ale boli jak cholera, w każdym razie - westchnęła, rozglądając się po chodniku. Dostrzegła wystającą z niego płytkę. Prawdopodobnie to właśnie na nią upadła, a ona wbiła jej się w klatkę piersiową. No cudownie. Brawo, Gwendolyn. Czy ty zawsze musisz coś sobie zrobić?
Dopiero po jakiejś minucie jej wzrok spoczął na chłopaku, który zadał to pytanie. Wyglądał na parę lat młodszego od niej. Zmartwiło ją jedynie to, że był przeraźliwie chudy. Nie chciała jednak drążyć tematu. Wolała być w tych kwestiach raczej delikatna i nie naciskać, nawet, gdy coś bardzo ją ciekawiło. Czyżby anoreksja? U mężczyzny? Rzadko, ale przecież zdarza się... Postanowiła jednak na tamtą chwilę odłożyć tę sprawę na bok. - Błagam, tylko nie "pani", bo poczuję się staro! - dorzuciła, kręcąc głową z rozbawieniem. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do tego, gdy ktoś się tak do niej zwraca - nawet jakieś małe dzieciaki na ulicy. I wątpiła, że kiedykolwiek uda jej się do tego przywyknąć...
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Spoglądał z niepokojem na kobietę, która niefortunnie upadła najwidoczniej na płytkę wystającą z chodnika. Czy nikt nie zajmował się tym? Ktoś powinien dbać o bezpieczeństwo ludzi chodzący po chodnikach. Zresztą jakim cudem ta płytka znalazła się w takiej pozycji. Szczęście, że jakieś dziecko lub starzec się nie przewrócił i nie zabił. Mało brakowało, a ta śliczna dziewczyna też źle by skończyła. Na szczęście była przytomna, ale musiała odnieść poważnie obrażenia. Curtis wywnioskował to, za nim dziewczyna powiedziała, co jej prawdopodobnie dolega. Miał świetny zmysł obserwacji, jeśli chodzi o przypadkowe wypadki. Od dawana już wiązał swoją przyszłość z medycyną. Jeszcze nie wiedział dokładnie, w czym chciał się specjalizować, ale miał nadzieje, że uda mu się dostać na praktyki i w ogóle. Gdy tylko pójdzie na studia, miał zamiar zacząć prace w recepcji w św. Mungu. Patrząc na kwalifikacje, jakie trzeba mieć, żeby spełniać warunki tej pracy — doskonale się na dawał na to stanowisko. - To jak mam się zwracać "nie pani"- Zażartował i uśmiechnął się. - Jestem Curtis, ale za czym wdamy się w miłą pogawędkę, postaram się pomóc... tobie. Możesz wstać? - Zapytał, ponieważ chciał znaleźć jakieś komfortowe miejsce. Może jakaś ławeczka? Chociaż jeśli Gwen miała złamane żebro — obawiał się, że poruszeniem się mogliby pogorszyć jej stan. Może najpierw powinien użyć jakiegoś zaklęcia? Miał nadzieje, że nic nie schrzani. Tylko że jeśli było to złamanie zamknięte, to nie mógł pomóc. Nie był aż takim specjalistą. Miał nadzieje, że jakoś uda mu się przetransportować Gwen do szpitala.
- Jestem Gwendolyn - odparła, uśmiechając się do niego nieznacznie. - Szpital? Nie, błagam, tylko nie szpital! - rzuciła szybko, z nutą paniki w głosie. Nienawidziła leżenia w szpitalnym łóżku, a przybycie w tamto miejsce niechybnie by ją na to skazało. Poza tym, zawsze bała się szpitali - mimo, że sama uparcie marzyła o zostaniu uzdrowicielem. Ona jednak nie chciała składać ludzi fizycznie, tylko psychicznie. A atmosfera na oddziałach tego typu zdecydowanie lepiej na nią działała. Gdy jednak pomyślała o oddziale powypadkowym, ciarki przeszły jej po plecach. Niee, tylko nie szpital...! Na pytanie o to, czy może wstać, naturalnie spróbowała się podnieść. I owszem, udało jej się usiąść, lecz poskutkowało to wystąpieniem okropnych zawrotów głowy i przeraźliwym bólem w klatce piersiowej, z powodu którego dziewczyna aż syknęła. Starała się jednak nie okazywać tego, jak bardzo źle się czuła. Próby podniesienia się okazały się niezbyt przyjemne, lecz przecież Gwen w nogi sobie raczej nic nie zrobiła, więc powinna być w stanie podnieść się i do pozycji stojącej, czyż nie? Rzecz jasna, nie omieszkała tego sprawdzić. - Zaraz wstanę, spokojnie - oświadczyła pewnym tonem, chcąc dodać sobie samej otuchy. I rzeczywiście, wystarczyło jej sił na tyle, źeby wstać. Wtedy jednak tak bardzo zakręciło jej się w głowie, że straciła równowagę i upadła wprost w ramiona Curtisa.
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Gwendolyn, bardzo ładne imię. Uśmiechnęła się nieznaczne to znaczny, że nie było z nią tak źle. Curtis miał ochotę odetchnąć z ulgą, ale tego nie zrobił. Dziwne by to wyglądało, ale zawsze można było zrzucić to na ciepły dzień. Może słońce go bardziej dogrzewało niż innych? Ale przecież nie było tak upalnie. - Czyli Gwen, czy może wolisz Gwendolyn? - Odwzajemnił uśmiech.- Nic nie mówiłem o szpitalu. - Zdziwił się, może dziewczyna czyta w myślach. - Ale faktycznie chciałem. - Potwierdził jej słowa. - Spokojnie.- Zaraz jednak dodał krzepiąco, próbując pomóc dziewczynie wstać. - Te szpitale są takie straszne? - Przecież zamierzał tam pracować. Na początku recepcja, a później może jakieś uzdrowicielstwo. Nie wiedział czemu Gwen tak zareagowała na to miejsce. Nie mogło przecież być tam tak źle? Gwen sama starała się wstać widocznie zdeterminowana. - Powoli... Pomogę. - Niespodziewanie dziewczyna wpadła w jego ramiona. Chwycił ją, mimo że nie wyglądał na silnego, ale jakąś tam siłę miał — trochę się zachwiał.- Gdzie lecisz? - Zaśmiał się i chwycił ją w pasie jedną ręką, a drugą przytrzymał ją za dłoń. - Powolutku, oprzyj się na mnie. Damy sobie radę. - Powiedział, zapewniając, że na pewno wyjdą z tego cało.
- Lubię pełne brzmienie swojego imienia, ale chyba jednak wolę Gwen. Brzmi mniej... oficjalnie - stwierdziła dziewczyna po chwili namysłu. Wolała zdrobnienie chyba dlatego, że używanie go świadczyło o pozytywnych relacjach z osobą, która się tak do niej zwraca. Chociaż faktycznie nie miała nic przeciwko słyszeniu całego swojego imienia, szczególnie w poważniejszych sytuacjach. - Czasem po prostu ludzie mają minę mówiącą "zabiorę go/ją do szpitala" - rzuciła Gwen, wzruszając ramionami, tak jakby to była najjaśniejsza rzecz pod słońcem. No cóż, dla niej chyba była. Ale czasem ciężko jej było uświadomić sobie, że to, co jest oczywiste dla niej, niekoniecznie musi być oczywiste dla reszty. - Czy szpitale są takie straszne? Ech, z perspektywy pacjenta - zdecydowanie - westchnęła Heather. Miała raczej niezbyt przyjemne doświadczenia z lataniem po szpitalach, zarówno tych magicznych, jak i mugolskich. Te białe ściany zawsze napawały ją przerażeniem. A tyle zachodu po to, żeby i tak nie udało im się odkryć, co mi dolega, pomyślała gorzko. Natychmiast postarała się jednak przywrócić bardziej pogodny wyraz twarzy. - Hm, chyba na ciebie - mruknęła, uśmiechając się figlarnie. No bo, jakby na to nie patrzeć, rzeczywiście dosłownie na niego poleciała. Spojrzała wtedy na niego i aż zaczęła się zastanawiać, jakim cudem udało mu się ustać na nogach. Bo może i Gwen była szczupła, jednak chłopak był taki drobny, a pewnie leciała dość szybko... Z ulgą stwierdziła, że przynajmniej on jest cały. - Dziękuję, że mi poma... - zaczęła, lecz wtedy jej klatkę piersiową przeszył ból, który zdawał się być nie do wytrzymania. Dziewczyna syknęła i zacisnęła wargi. Uspokój się i nie panikuj, powtarzała sobie w myślach. Zaraz, co trzeba zrobić najpierw? Znaleźć przyczynę bólu. No dobra - coś z żebrami. Ale co sprawiło, że ból się spotęgował...? Gwen szybko zorientowała się, że prawdopodobnie spowodował to fakt, że chłopak chwycił ją dość wysoko w pasie. Heather nieśmiało złapała go za leżącą tam dłoń i przesunęła ją trochę w dół swojej talii. - Tak chyba będzie lepiej - szepnęła, unikając jego wzroku.