Osoby: Min Taehyung, Cheong Jungkook Miejsce rozgrywki: Wspólne mieszkanie Jungkooka i Tae Rok rozgrywki: Obecny Okoliczności: Jungkook wrócił z dwutygodniowego kursu do domu.
Jungkook był czasami totalną łamagą oraz życiowym przegrywem. Jak tylko cała sytuacja z przyjacielskim romansowaniem w tle, jak i z przyjacielskimi bluzgami oraz jeszcze bardziej kumpelkowymi przeprosinami dobiegła końca; (i wszystkie szlabany za potajemne palenie na terenie szkoły zostały odhaczone w hogwarckim kajecie ) - Jungkook nagle sobie ubzdurał, że chce wyjechać na mini staż do Londynu. Czternaście dni bez Taehyunga, wydawało się być niczym darmowy bilet do piekła w jedną stronę, ale Jungkook lubił udowadniać, że ich dwójka potrafi sobie ze wszystkim poradzić. Tym razem przed krótką podróżą, nie dość, że dokładnie siedemdziesiąt osiem razy poinformował o tym swoje Taebae, to jeszcze zostawił ponad sto kolorowych kartek po naklejanych w różnych miejscach w ich wspólnym mieszkaniu, w których wyraźnie zaznaczył, że wróci do swojego chłopca szybciej niż on zdąży przeczytać najnowsze wydanie księgi zielarstwa i to w dwóch językach: angielskim i koreańskim. Najbardziej oblepił kartkami taehyungowe łóżko i miejsce pod łóżkiem i każdy inny zakamarek w jego (a raczej w ich już wspólnej) sypialni, aby przypadkiem Taehyunga znowu nie tknęło na hormonalną burzę i zarazem na deptanie serducha Jungkooka. Nauczył nawet Taekooka nowych sztuczek z cyklu: jak skutecznie zagryźć niepożądanego obcego kosmitę, który zechciałby odwiedzić ich mieszkanie pod jego nieobecność. Jungkook nie był chorym człowiekiem. On był jedynie zapobiegliwym krukonem, który lubił chronić to, co udało mu się zdobyć na wyłączność swojego serducha, a Taehyung niewątpliwie stał się dla niego kimś bardzo ważnym w życiu. I chociaż nie pokazywał po sobie, iż jest z natury raptuśnikiem oraz zazdrośnikiem, domagającym się nieustannej uwagi - to po prostu chciał pokazać Minowi, że po prostu bardzo się stara, aby ponownie nie zawieść jego zaufania swoimi szalonymi pomysłami.
Teraz wracając po czternastu dniach, niemal biegiem pokonał kilkadziesiąt schodów do ich mieszkania, przy okazji pod jedną ręką targając walizkę, a pod drugą trzymając przemoczonego dachowca. Najzwyklejszy mruczek przypałętał mu się ledwie trzy kwadranse temu i uczepił się niego, jakby Jungkook był rasowym zbawicielem kotów magicznego świata. (a nie był nim! zwierzęta, oględnie mówiąc średnio za nim przepadły!) Nie chciał nawet myśleć o tym, co pedantyczny Taehyung powie na przywitanie, gdy ujrzy zaniedbanego sierściucha, który zapewne w mgnienia oku zacznie siać zniszczenie w jego lśniącym na co dzień salonie. (Już widział oczyma wyobraźni tumany kurzu, kłaki sierści na kanapie i dywanie, oraz podrapane meble i siebie samego, śpiącego zapewne w wannie za karę.) Stawiając jednak na to, że mu się dzisiaj poszczęści i Taehyung bardziej skupi się na jego powrocie niźli na kolejnym pupilu; przybrał na twarz szelmowski uśmieszek i elegancko wtargnął do ich mieszkania. Walizkę rzucił gdzieś w kąt, zaś kota nadal dla bezpieczeństwa trzymał blisko siebie (bo Taehyung czasami potrafił być bardziej groźny od zwierzaka z ogonem i kłami) i skradając się po salonie, rozejrzał się za czupryną swojego słoneczka. Salon pusto, sypialnia pusto (wywnioskował to po zamkniętych drzwiach, jako ekspert od zachowania swojego chłopaka ) toteż pokierował się do kuchni, gdzie odnalazł swoją zgubę, zajadającą się gorącym ramyunem. Parsknął cichym śmiechem na to, jak przezabawnie wyglądał wciągając takie ogromne ilości makaronu i niezdarnie wsunął się na krzesło naprzeciw Mina. Kota bezpiecznie odstawił na stół i nie spuszczając wzroku z twarzyczki chłopaka, uśmiechnął się do niego stęskniony. - Nakarm mnie, Taebae. Mówiąc to, zaraz przysunął się do niego tak blisko, że niemal stykał się z nim swoimi kolanami. Aby zaraz niepostrzeżenie cmoknąć go w policzek na powitanie. Jak zawsze.
Dwa tygodnie ciągnęły się jak dwa lata. Czas dłużył się niemiłosiernie, jakby śmiejąc się z nieszczęścia biednego Taehyunga, który z dnia na dzień tęsknił za swoim chłopcem coraz bardziej. Pierwsze dni wcale nie były takie złe, jakoś radził sobie z ciszą i spokojem wokół niego, który niegdyś był dla niego rzeczą tak samo naturalną i prostą jak oddychanie, a teraz sprawiała mu wiele trudności. Po tym jak przywykł do obecności Jungkooka, do jego nieustannego śmiechu i głupich zaczepek, z bólem serca przeszedł do milczącego trybu dnia. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że Krukon zapełnia w jego życiu tę spokojną, wręcz nudną lukę. Wypełnia jego dnie i noce, a teraz nagle zniknął. I szczerze mówiąc, Minnie w ogóle nie miał mu za złe tego wyjazdu na staż, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że to była ogromna szansa dla młodego Cheonga. A Tae cieszył się na myśl, że jego chłopiec może się rozwijać. W końcu, gdyby tylko mógł to zapewniłby mu wszystko co najlepsze, wliczając to rzeczy materialne jak i rozwój. Jasnowłosy doskonale zdawał sobie sprawę, że Jungkook ma wrócić w najbliższych dniach. Tuż obok miseczki z parującym ramenem miał rozłożony kalendarzyk i czerwony, odrobinę zaschnięty mazak, którym przez ostatnie czternaście dni odliczał do powrotu swojego współlokatora. I wbrew pozorom to wcale nie tak, że ma na jego punkcie niezdrową obsesję, serio! Po prostu bez niego czuł się dziwnie osamotniony i pusty. Choć z drugiej strony, co on próbował ukryć? Tęsknił za nim jak szalony! Za jego ciepłym uśmiechem, kochanym spojrzeniem, głupkowatymi i nie raz zawstydzającymi zaczepkami, za szalonymi wypadami, za wspólną nauką, wspólnym przyrządzaniem posiłków, narzekaniem na problemy, męczeniem Delilah… Tak naprawdę większość rzeczy robili razem, a gdy byli oddzielnie to Taehyung czuł się dziwnie nieswojo. I z jednej strony było to do kitu, bo uzależnił się od niego, a przecież kiedyś może go tak naprawdę zabraknąć. Ale Tae nawet nie chciał o tym myśleć! Nie wpadł w żadną depresję, żeby z nagła widzieć wszystko w ciemnych barwach.
Przed wyjazdem złożył Jungkookowi obietnicę. A raczej kilka. Żadnych nocnych eskapad z nieznajomymi, żadnego przyprowadzania obcych i jakichkolwiek innych ludzi do ich mieszkania. Regularne pisanie listów. Pamiętanie o karmieniu Taekooka. Odrabianie wszystkich prac i dodatkowych zaliczeń. Prawidłowe żywienie i nie pomijanie posiłków.
I Taehyung wszystkich tych obietnic dotrzymał, dlatego mimo późnej pory, siedział nad ramenem, wsuwając do ust kłęby gorącego, parującego makaronu. Zaraz obok jego ręki i kalendarzyka, leżał esej na dodatkową ocenę, a niedaleko taboreta Taekook z łapą w pełnej misce, z której wysypało się kilka cząstek karmy. Jasnowłosy czuł się z siebie dumny.
Każdy, kto w choć niewielkim stopniu znał Taehyunga wiedział, że ma swój własny świat. Odlatywał myślami na inną planetę, czasami przeczył samemu sobie lub robił dziwne rzeczy. Tak samo teraz, skupił się na makaronie i wyłączył, zamykając na bodźce z zewnątrz, toteż nie usłyszał podejrzanego szelestu czy kroków w swoim mieszkaniu. Dopiero gdy ciemnowłosy zajął miejsce obok, a Taekook zaczął radośnie ujadać, Taehyung oprzytomniał. Kluski wypadły mu z ust prosto do pudełka; sam przez chwilę przypatrywał się chłopakowi z niedowierzaniem. Czy to nareszcie ta cudowna chwila, w której będą mogli być razem? Nieprawdopodobne. Wrzucił pałeczki do miseczki i rozpromienił się jak pięcioletnie dziecko, uśmiechając się szeroko w charakterystyczny dla siebie sposób. - Jungkook, wróciłeś~ - wykrzyczał, rzucając się mu na szyję i niemal zwalając ich z taboretów. - Jak było na stażu, nauczyłeś się czegoś? To niesprawiedliwe, że mogli wybrać tylko jednego krukona, zazdroszczę ci, ale mam nadzieję, że niczego nie żałujesz? - i poleciał grad pytań, a przecież obiecał sobie, że da mu odetchnąć po powrocie. Nie puszczał go nawet na sekundę i dopiero po minucie, może dwóch, westchnął z ulgą i puszczając go, wyprostował się jak struna. - Dotrzymałem obietnic, Jungkookie. Nikogo nie zapraszałem, Taekook miał zawsze pełną miskę, a ja nie pomijałem posiłków. Radziłem sobie - powiedział niemalże z dumą, wbijając spojrzenie w ciemne tęczówki równolatka. Po chwili, a była to różnica zaledwie kilku sekund, uderzył ciemnowłosego w ramię. - Nie zostawiaj mnie już na tak długo. Wszyscy się na mnie uwzięli i nawet moja mama powiedziała, że nie może się doczekać aż wrócisz, bo jestem jakiś “nieogarnięty życiowo” jak to ujęła niezbyt łagodnie. - Wydął wargę z niezadowoleniem, dopiero wtedy zauważając kociaka. Znieruchomiał i wpatrywał się przez dobrą chwilę w małego sierściucha z niedowierzaniem. Czy wspominałam, że Taehyung zachowuje się jak kosmita? Przeniósł wzrok na swojego chłopca, marszcząc dziwnie brwi; to nie tak, że nie lubił kotów. Tylko, że: mają psa, Taehyung ma fazę na punkcie czystości w ich domu, nie mają tyle czasu na opiekowanie się dwoma pociechami, Jungkook nawet nie zapytał go o zdanie. - Coś ty tu przyniósł, Cheong Jungkook? Masz zamiar zrobić w naszym domu małe zoo? - zapytał z powagą, chwytając między palce pałeczki i wycelowując je w ukochanego.
Uwielbiał te momenty, gdy jego Taebae rzucało się na niego niczym najsłodsza przylepa świata. Zważywszy na ich niezdarne początki bardziej zażyłej relacji i to, jak oboje nie wiedzieli co się z czym wiąże; takie rzeczy jak nagłe pragnienie bliskości drugiego, stało się dla nich naprawdę jednym wielkim wow wydarzeniem. Mocno go do siebie przygarniając, zdążył go po raz kolejny ucałować, ale tym razem prosto w czubek nosa i będąc prawie tak samo stęsknionym jak Min; bez problemu przyciągnął go na swoje kolana. Jako ten odrobinę silniejszy i tak samo odrobinę wyższy, lubił dzierżyć wyjątkową opiekę nad swoim chłopcem. Owijając się ramionami wokół jego pasa, oparł brodę na jego ramieniu i z radością wysłuchał wszystkiego co miał mu do opowiedzenia blondas. Z dumą słuchał o tym jak Taehyung wszystko grzecznie jadł, odrabiał lekcje i nie sprowadzał żadnych konkurentów miłosnych do ich gniazdka. Zabawne, że starszy krukon potrafił tak grzecznie wypełniać prośby Jungkooka, zważywszy na jego dość mocny charakter. (Prawie pół roku randkowania robi swoje, zwłaszcza, gdy Kukson łapał się wszystkich technik podrywu, aby przypadkiem nie zrazić swojego przyjaciela) Całując go lekko w prawe ucho, podsunął mu miskę z ramenem niemalże pod sam nos i same wreszcie na spokojnie odetchnął. - Staż dotyczył najnowszych metod wypatroszania różnych futerkowców, a wszyscy wiedzą, że chociaż jesteś diabelnie dobry z eliksirów, to raczej nie lubisz takich drastycznych zabaw. - wymruczał cicho i ziewając, machnął w powietrzu ręką, aby nie przeszkadzał sobie we wciąganiu gorącego makaronu. - A tak naprawdę to niczego żałuj, kujonie. Wciskali nam do głowy jakieś suche fakty z mega nudnego rękopisu z któregoś tam wieku z którego i tak pewnie nigdy, ale to przenigdy nie skorzystam. Zresztą… - urwał nagle w połowie zdania i jęknął niczym mały chłopiec, gdy Taehyung znienacka grzmotnął go w ramię. Uderzenie nie było na tyle silne, aby rzeczywiście miał ochotę się rozpłakać lub mu również oddać pieszczotliwego kuksańca - jednak i tak z automatu wygiął swoje wargi w smutną podkówkę. Dopiero co przyjechał! I proszę - na dobry wieczór dostaje z pięści. Tak się właśnie dzieje, gdy człowiek zbyt mocno rozpieszcza i rozbestwia swoją drugą połówkę. Tak samo jak Tae, wygiął dolną wargę i potulnie skinął głową na jego słowa. - Jasne, że nie opuszczę. Poza tym, Taehyung! Bo wiesz, tam była taka super mała dziewczynka. Chyba chinka, albo może i nie? No nieważne! Ale jeju, ona była taka sympatyczna. Skombinuj mi taką, co? Miejmy małą chinkę albo małą koreankę. Będzie jak Delka tylko mniejsza i będzie mniej jadła, bo jak Deli do nas włazi to ginie całe jedzenie, naprawdę. - wymruczał z podekscytowaniem, nie zważając na to, że jego chłopiec wolał właśnie zacząć się przyglądać napotkanemu mruczkowi z ulicy niźli razem z nim się cieszyć na samą myśl o kolejnej osobie, która mogłaby fajnie z nimi żyć. Byliby prawie jak dorośli! Zapędzając się nieco w czynach, złapał starszego pod brodą i szybko go cmokając w pulchne wargi; miauknął prosząco w jego stronę. - Jesteś rozgarnięty przy mnie Tae, okej? Dlatego nie odlatuj do krainy kosmitów i posłuchaj mnie, gdy mówię o małych chinkach, bo to ważne. Prawie tak samo ważne jak rodzina królików, pamiętasz? - dodał z przejęciem i po chwili uśmiechnął się do niego uroczo, gdy ten wycelował w niego metalowymi pałeczkami. - A to na stole, co ma cztery łapy i tak miauczy to Mruczek. Przypałętał się, nie miałem sumienia go tak zostawić, bo przypomina mi trochę ciebie, wiesz? Sam nie wiem z czego, ale tak jakoś, taki pocieszny jest i trochę słodki. Możesz go nazwać jak zechcesz! I koty są fajne, bo grzeją, a ty notorycznie masz zimne ręce. A on będzie trochę jak przenośne rękawiczki. Zgódź się, bae, no. - poprosił go, przy czym ostrożnie wyjął z jego palców pałeczki, aby samemu nabrać na nie ramenu. Pakując do ust gorący przysmak, oczywiście, że poparzył sobie nieco język. U niego to było typowe zachowanie. Zamiast jednak jęczeć, zerknął na buzię swojego chłopca i nadymając lekko policzki, szepnął cicho. - Bardzo za tobą tęskniłem, kujonie, wiesz?
Taehyungowi znów zupełnie nieświadomie włączył się tryb dzieciaka. I to dosłownie w jednym momencie. W ciągu sekundy, gdy tylko zobaczył Jungkooka, porzucił maskę dorosłego i odpowiedzialnego studenta; potulnie przytulając się do ciemnowłosego i jeszcze chwilę siedząc na jego kolanach czuł się jakby znów miał szesnaście lat. Jak wtedy, gdy Cheong zaproponował mu chodzenie i gdy całowali się przez materiał koszulki. Były to dobre czasy, przesycone niewinnością i pierwszymi chwilami zauroczenia, kiedy każdy bliższy kontakt wywoływał w Tae skrajne i gwałtowne emocje. Nie mógł uwierzyć, że ich relacja nabierze takiego tempa, że pójdą razem na przód i będą wypełniali swoje dnie. Nawet zdecydowali się by wspólnie dzielić mieszkanie. Wtedy nie myślał o tym tak... przyszłościowo jak teraz. Może dlatego, że był dzieckiem? Cieszył się tym, co miał w tamtej chwili, a teraz? Teraz za bardzo martwi go to, co będzie. Martwiło go to, czy Jungkookowi będzie przy nim dobrze, czy nie będą się kłócili, czy oboje spełnią marzenia i tak naprawdę będą szczęśliwi. Ich związek się rozwijał i to nie podlegało żadnym wątpliwościom. I było to równocześnie piękne i nieprawdopodobne. Dobrze było wiedzieć, że ma się czyjeś wsparcie. Taehyung pokręcił z niezadowoleniem nosem, przyznając rację chłopakowi; chyba nie było przedmiotu, którego nie lubił, ale patroszenie czegokolwiek byłoby co najmniej drastyczne. Jeszcze by przez takie wizje nie zasnął i co wtedy? Męczyłby Jungkooka całą noc, że ma problemy ze snem, a potem płakałby, że rano nie wstanie, a wtedy już nie byłby taki pewny, czy ciemnowłosy długo z nim wytrzyma. Jasnowłosy już miał coś odpowiedzieć na obronę swojej wrażliwej natury, kiedy usłyszał ziewnięcie Jungkooka. Taeś westchnął cicho i zszedł mu z kolan, siadając z powrotem na swój taboret; złapał JK za ręce i spojrzał mu w oczy. - Bardzo jesteś zmęczony? Nie przemęczałeś się tam za bardzo? Słyszałem, że mieliście dużo zajęć praktycznych, więc na pewno długo siedzieliście... - powiedział z nagła poważnie. - I pewnie podróż cię wykończyła. A głodny jesteś? Mam ci coś zrobić do jedzenia? Nie chcesz wziąć prysznica? - zarzucił go gradem pytań. Po chwili podniósł się i pobiegł zagotować mu wodę do drugiego ramenu. W czasie przygotowywała mu miseczki, zastanawiał się nad tym jak zorganizować Jeonggukowi czas, aby nie się nie przemęczył siedzeniem do późna. Po chwili postawił kolejną miskę parującego makaronu przed chłopcem i znów jak dzieciak, przysiadł mu na kolanach. Tae wytrzeszczył oczy, prawie z niego spadając; rozchylił lekko usta, patrząc na Jungkooka z niedowierzaniem. - Ty chcesz mieć dziecko? - zapytał retorycznie. - Teraz? Nie sądzisz, że to szybko? To ogromna odpowiedzialność, żeby kogoś przygarnąć, poza tym jeszcze się uczymy i nie mamy stałej pracy, a poza tym, dopiero zaczynamy i... - zaczął, jakby spanikowany? Albo bardziej zaskoczony zwariowanym pomysłem partnera. Zagryzł wargę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Okej, może za pięć czy osiem lat ten pomysł byłby dobry, ale mieli osiemnaście lat. OSIEMNAŚCIE. Nie dawno Taehyung pierwszy raz się całował, a teraz miałby mieć kogoś na wychowanie? On swojego Taekooka ledwo potrafi wychować! - Może kiedyś. Na razie wychowaj tego kotka i rany, następnym razem to uprzedź mnie jak masz zamiar zrobić zwierzyniec na chacie - parsknął. - Jak go zamierzasz nazwać? Gdy Jungkook szybko cmoknął go w usta, Tae zaczerwienił się i spuścił głowę, opierając ją gdzieś przy wgłębieniu szyi chłopca. - Chyba musisz mnie zacząć ostrzegać, kiedy tak robisz - wymamrotał nieśmiało.
Jungkook kolejny raz ziewnął i niczym rasowy dresiarz zaciągnął na swój łeb obszerny, granatowy kaptur. Z cudownym półuśmiechem wysłuchał uroczego szczebiotania swojego chłopca i obserwując go znad przymrużonych powiek jak uważnie zalewał wrzątkiem suchy makaron, westchnął dumnie rozleniwiony. Był niebywałym szczęściarzem. Gdy tylko Taehyungie podsunął mu niemalże pod sam nos miskę z gorącym ramyunem i zaraz ponownie niczym mały kociak władował się na jego kolana, Jungkook jęknął praktycznie osłabiony jego słodyczą. - Jesteś taką przylepą, mój boże. - wymruczał cicho, ale jeszcze mocniej go do siebie przygarnął i cmoknął w czubek głowy. W międzyczasie odpowiedział mu na wszystkie pytania, że wszystko może zaczekać chociażby z miliard lat, nawet głupi prysznic, bo przecież musi najpierw wyściskać swoje bae, racja? Pokrótce opowiedział mu jak przebiegły te nudne wykłady na których się śmiertelnie wynudził i uśmiechnął się lekko na jego dociekliwą naturę. - Kotek - zaczął z rozbawieniem - wykłady były na drugim końcu tego samego Londynu, więc podróż przeżyłem całkiem dobrze - przypomniał swojemu kosmicie i dźgając go lekko palcem w policzek, dokończył - Faktycznie długo tam siedzieliśmy, ale co poradzić? Połowę przespałem, więc nadal nie kumam za bardzo o co w tym wszystko chodziło. Bardziej myślałem o tobie, jak sobie dajesz radę i czy przypadkiem Taekook nie padł z tęsknoty do mnie - zażartował głupio i obracając nieco głowę w stronę białego psidwaka, pokazał mu język. Nadal Jungkook nie przeżył tego, że ten futrzak czasami spał razem z nimi i praktycznie każdego ranka budził się z jego kłakami na języku. Co innego czuć na twarzy poranne buziaki i łaskoczące go w policzki włosy Taehyunga, a co innego nikczemnego psa, który wtyka mu do gęby swój kudłaty ogon. I jeszcze wszędzie jego ślinotok. Na poduszkach, na piżamie, na kołdrze. I nawet na jego pięknym chłopcu! Dlatego jeszcze raz pokazał psidwakowi język i chwytając w palce metalowe pałeczki, odwrócił się z powrotem do swojego maleństwa. Gdy przypomniał mu o małej chince, sam się trochę speszył i gmerając pałeczkami w misce, nieśmiało wzdrygnął ramionami. Jedną rękę opuścił pod stół, aby swobodnie objąć w pasie Taehyunga, aby przypadkiem nie zleciał mu z kolan i pieszczotliwie zaczął kreślić kciukiem różne wzorki po jego brzuchu. - Czy teraz? Pewnie nie, ale gdyby tak się stało to też byłoby fajnie, co nie? Ale kiedyś… to byłoby chyba dobra decyzja, prawda? Nie wiem, może mi odbija powoli, ale lubię myśleć, że będziemy w przyszłości bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. Obserwując jak przygryzł swoją wargę, na nowo go ostrożnie ucałował w policzek i na dłuższą chwilę pozostawiając tam swoje nieco zmarznięte usta, kontynuował: - Taemin - miauknął cicho w jego aksamitny policzek - niech kot będzie Taemin, ładnie brzmi i będzie mi przypominał ciebie i bronił przed Taekookiem - niefrasobliwie dodał od siebie i powstrzymał się od chichotu na typową dla Taehyunga reakcję. To jak się rumienił było naprawdę warte każdego zachodu i wszystkiego innego. Zwłaszcza ta cicha prośba, aby informował go o tym, kiedy zechce skraść z jego ust buziaka. Śmiejąc się z jego nagłej wstydliwości, odchylił się nieco na taborecie i podtrzymując dzieciaka na kolanach, parsknął jeszcze głośniej na jego gest, gdy schował łepetynę w zagłębieniu jego szyi. - Taeś, robiliśmy już fajniejsze rzeczy - przypomniał mu rozbawiony i palcem wskazującym pozaznaczał na jego buzi, szyi i dekolcie miejsca, które podczas trwania ich związku zdążył już dobrze poznać, wycałować i polubić w jednym. - Otrzymałeś buziaki prawie wszędzie, wiesz? Gdzieś tam podkoszulką też, ale nie będę przecież pokazywać, skoro miałem grzecznie zjeść ramyun. Na Boga, przecież nie mogę zmarnować tak cholernie dobrego i gorącego ramenu! - jęknął niczym naczelny głodomor i ładując w siebie sporą porcję, zassał się niczym wampir na makaronie. - A! Właśnie! - wybuczał znad miski i z pełnymi policzkami jak królik, spojrzał na niego z prawdziwą ekscytacją - dasz się zaprosić na kolejne nasze randewu? Myślałem o lodowisku, ale boję się, że się na nim zabiję. Ale nie ma nic bardziej romantycznego!
- To chyba dobrze, co? Nie męczę cię tym przypadkiem? - zapytał, ale nawet nie pomyślał o tym, żeby z niego zejść albo przerwać czułości, którymi obdarowywał Jungkooka. Posyłał mu maślane spojrzenia, szczęśliwe uśmiechy i cały czas mocno go obejmował, jakby krukon mógł się rozpłynąć w powietrzu, a przecież wrócił i na razie nie planował żadnego wyjazdu. Cmoknięcie było wystarczającą odpowiedzią na jego pytanie. Taehyung uśmiechnął się z radością, mrucząc przeciągle i puszczając oczko do naburmuszonego Taekooka. Nie miał prawa być zazdrosny; osiemnastolatek poświęcał mu wystarczająco dużo uwagi podczas nieobecności Cheonga. - N-na drugim końcu Londynu? - odparł, rozszerzając z zaskoczeniem oczy. - Ktoś mi powiedział, że mieliście te staże w Liverpoolu - prychnął z niedowierzaniem. - To ja myślałem, że ty jesteś ponad trzy i pół godziny drogi ode mnie… No nie wierzę - burknął, obrażony jak małe dziecko. Cały czas żył w przekonaniu, że chłopak był bardzo daleko; nie na wyciągnięcie ręki i cierpiał tak trochę przez tę małą rozłąkę. Tae parsknął, widząc Jungkooka wpatrującego się w ich pieska; minęło tak dużo czasu, a ich relacja nie zmieniła się nawet odrobinkę. Oboje byli dla siebie niemili, a Min stał po środku tej mini wojny. - Taekook bardzo za tobą tęsknił - stwierdził Taehyung, szturchając delikatnie piętą jego ulubionego futrzaka. - Ale oczywiście nie bardziej niż ja, mnie nikt nie prześcignie - dodał, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób. Krukon z zadowoleniem obserwował Jungkooka, wcinającego ramen ze smakiem; co było dosyć zabawne, bo danie było z… paczki. I aż szkoda było patrzeć, aby Kookie jadł tak niezdrowe jedzenie. Taehyung westchnął ciężko, przesuwając palcami po ramieniu swojego ulubionego chłopca. - Stwierdziłem, że nauczę się gotować. Dla ciebie - powiedział głośno, niemalże z dumą, że dopuścił się tak drastycznych kroków, bo był przekonany, że nie ma rąk do bycia kucharzem. - I dla siebie też, to swoją drogą. Nie możemy ciągle żywić się mrożonkami, paczkami i innymi śmieciami. Dlatego zacznę brać jakieś lekcje albo coś, co myślisz? - zapytał, zagryzając wewnętrzną część policzka. Skoro mieli mieszkanie i kuchnie do dyspozycji to jednak grzechem byłoby z niej nie skorzystać w normalnych warunkach, a nie wyłącznie do zagotowania wody. Taehyung słuchał Jungkooka uważnie, kiedy temat znów powrócił do małej chinki. Zauważył, że chłopiec nieco się speszył; Tae rozczulił się, łapiąc go za policzki, ledwie ciemnowłosy zdążył połknąć makaron. - Bo będziemy super szczęśliwi i będziemy mieli tak dużo małych chinek, czy królików, ile będziesz tylko chciał, ale w swoim czasie, no nie? - zapytał, po czym ucałował go króciutko prosto w ciemne, malinowe usta. - Smakujesz ramenem - stwierdził, po czym znów go cmoknął, czerwieniąc się jak niegdyś ze swojej śmiałości. Min spojrzał na kotka nieco łagodniej niż na początku i westchnął ciężko; to ostatni futrzak jakiego wpuści do domu. I jeżeli nie polubi się z Taekookiem to go wyrzuci, bo jego pociecha jest tutaj najważniejsza. Gdyby nie skuteczne metody przekonywania Jungkooka, to zapewne sierściuch już stałby przed domem. - W porządku, niech będzie Taemin - stwierdził Tae, wzdychając cichutko. - Mam nadzieję, że się polubią. Nie chce kolejnej wojny w domu - dodał, patrząc na niego jednoznacznie, mając na myśli oczywiście go i Taekooka. Taehyung wcisnął twarz mocniej w zagłębienie szyi Jungkooka i burknął; - Bo się odzwyczaiłem. I jedz dużo, zrobię ci więcej jak będzie mało. Poza tym słyszę w twojej szyi jak przełykasz. Przysięgam, że słyszę jak makaron spływa ci do żołądka. Odsunął głowę od jego klatki i spojrzał na niego z rozbawieniem. Świr. Dopiero na wzmiankę o randce, jego twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła. - Lodowisko? Chętnie! Ostatni raz jeździłem dwa lata temu, ale byłoby wspaniale tam pójść! Nauczę cię wszystkiego, Jungkookie - powiedział z niemałą ekscytacją. - Ach, tak się cieszę, że wróciłeś! Dzisiaj ci odpuszczę, ale jutro jesteś mój - wymamrotał, wydymając dolną wargę.
Zajęty wciąganiem makaronu, pokiwał ugodowo głową. Najważniejsze, że jego nowy kot pozostanie razem z nimi na chacie i Jungkook będzie miał poczucie spełnienia obowiązku. Wszak był złotym dzieckiem od samego początku! Uśmiechając się delikatnie, po chwili nadął lekko swoje policzki, gdy ten cmoknął go dwukrotnie w usta - tym samym przerywając smaczny (choć sztuczny!) posiłek. Sam zaś chcąc mu się odwdzięczyć za ten uroczy gest, nabrał na pałeczki nieco więcej makaronu i unosząc go w stronę buzi Taehyunga, sugestywnie dał mu znać, aby razem z nim sobie trochę pojadł. I wcale nie czekał na to, aby jak w scenie z Zakochanego Kundla, złapać za dyndające końcówki makaronu z jego warg i … nieco innym sposobem go pożreć, przy okazji domagając się kolejnego całusa. Wcale nie chciał wtedy powiedzieć do niego per Lady i nie zacząć się śmiać z jego miny (bo z pewnością ładnie by wtedy wyglądał) - i z pewnością go do tego nie prowokował, aktualnie trzymając przy jego buzi naładowane makaronem metalowe pałeczki. - Jedz, Taebae. Będzie mi przyjemniej z tobą. - zamruczał do niego łagodnie i westchnął cicho. - A co do gotowania, to ja umiem, wiesz? Możemy zrobię koreańskie kluseczki na słodko tylko będę do tego potrzebował sporo mąki ryżowej i dużo ciepłej wody. - przypomniał sobie jeden przepis ze swojego dzieciństwa i całując go w czoło, po chwili przygryzł dolną wargę. - A będziesz chciał ze mną być, aż tak dłuugo? Dopóki nie dostaniemy swoich pierwszych prac na oddziałach szpitalnych, gdzie będziemy pomykać w tych śmiesznych białych fartuchach? Wtedy będziesz pewnie nosił w kieszeniach te śmieszne szpatułki co wtykają człowiekowi pod język i zestaw niefajnych strzykawek dla chorych pacjentów? A gdy jak będę dorosły i się zmienię nie na korzyść? Dorobię się nutella absa i stracę swój fajny urok na który cię oczywiście pozytywnie poderwałem? - zażartował słabo w międzyczasie gładząc delikatnie bok swojego chłopca. - Albo trafisz na kogoś mądrzejszego? Jakiegoś geniusza-ordynatora? W końcu jesteś kujonem, geniuszu. - pochwalił go bez zazdrości i wyginając wargi w nieco zmartwioną minę, przytulił go do siebie bardzo mocno. - Czasem łapią mnie schizy i po prostu chcę mieć pewność, że przyszłość się dla nas nie zmieni i nadal będzie tak jak na samym początku. Od superowej przyjaźni do superowej miłości. Bo to już nie jest zauroczenie, Taehyung. Skoro myślę o porwaniu cię do Stanów w wiadomym celu, to chyba jestem albo naprawdę szalony albo naprawdę nie chcę myśleć o dalszym życiu bez twojego udziału. Ale czy to nie brzmi zbyt rzewnie? - wyszeptał z dość dziwną miną, jakby naprawdę się szykował do tego, aby zabrać Mina do Stanów w ciągu najbliższego kwadransa. Łypiąc na niego spod przymrużonych oczu, naprawdę starał się nieco pogodniej do niego uśmiechnąć i po chwili wyciągnął w jego stronę najmniejszy palec na uroczystą przysięgę. - Nie patrz na mnie jak na świra, Taehyung! Jeszcze nie prosiłem cię o noszenie bluz dla par i pierścionków dla narzeczonych, ale sam wiesz, że mam dobre dojścia! Ta mała od Sprouse’ów tak jest w nas zapatrzona, że byłaby skłonna z plakatami stać przed naszym domem i obsypać nas furą takich zabawnych rzeczy. Twój kuzyn jest bardziej psychiczny i pewnie szybciej, by mnie wysłał do Afryki w paczce niż przyklasnął naszemu związkowi, ale też jest uroczy na swój sposób. Chociaż psychol, ewidentnie. - dodał z namysłem i parsknął cichym śmiechem, nadal trzymając wyciągnięty palec w jego stronę - Dlatego obiecaj mi, że na zawsze pozostaniemy tacy sami! Pomachał mu najmniejszym paliczkiem jednocześnie spoglądając mu prosto w oczy. Nabierając też chęci na nieco skrócenie mu grzywki, jęknął cicho, gdy ogarnął, że został zmuszony do tego, aby przekrzywić mocno głowę jeżeli chce w ten romantyczny sposób zajrzeć w jego błyszczące ślepia. Dlatego dotykając nieco nosem jego noska, parsknął cichym śmiechem. - Wyglądasz jak chłoptaś z mangi, Taeś. Może powinienem kukuryku ci zrobić na czubku głowy, abym mógł swobodnie na ciebie spoglądać? Pobawimy się w salon fryzjerski, hm? Zrobię z ciebie modela na miarę magicznego Gucci! Lubisz Gucci? Powiedz, że lubisz. - zachęcił go z nieco większym entuzjazmem i ucałował go w wydętą lekko wargę, a po chwili z nieco diabelną miną, polizał go w nią szorstkim od przypraw ozorem. - Najpierw zabawa w modela, potem lodowisko, hm? I powodzenia w nauce, bo pewnie się zabiję na pierwszym zakręcie. Ja i łyżwy to śmiertelne przeznaczenie, przysięgam.
Pewnie nie było tego po nim widać, ale Taehyung naprawdę uwielbiał jeść, a spożywanie wszelkiego rodzaju słodkości, koreańskich dań czy angielskich przysmaków było dla niego czystą przyjemnością. Dlatego przez chwilę mrużąc zabawnie oczy, mierzył wzrokiem swojego chłopca, po czym potulnie wziął makaron do ust. Całe policzki miał wypchane przez co wyglądał jak zawodowy chomik, ale nie przejmował się tym za bardzo. Nie wiedział, że Jungkook umiał trochę gotować. Od kiedy mieszkali wspólnie żadne z nich nie tknęło garnków nawet palcem, ale może to dlatego, że nie mieli na to czasu? Byli zajęci albo stażami albo nauką albo wyjazdami. No, a jeśli mieli czas to byli po prostu leniwi i woleli zrobić gotowce lub zjeść na mieście. Choć teraz Taehyung żałował, że nic nie gotowali razem, w końcu to było naprawdę słodkie i mieliby naprawdę przyjemne zajęcie. - Dlaczego nigdy się nie chwaliłeś? Od jutra zaczynamy gotować! Wspólnie. To będzie świetne, nie sądzisz? Możemy poćwiczyć gotowanie koreańskiej kuchni, żeby nasz ojczysty duch nie zaginął - odparł, uderzając się otwartą dłonią w serce. Słuchając jego monologu, coś zakłuło Taehyunga w sercu; od kiedy tylko pamiętał, zawsze wiązał przyszłość z chłopakiem. Nawet, gdy byli tylko przyjaciółmi, zawsze wiedział, że będą się przyjaźnili, że zawsze gdzieś w swoim życiu znajdą dla siebie nawzajem miejsce. Gdy zaczęli się spotykać, Tae zaczął marzyć o długim życiu, które mógł spędzić razem z nim. Były to poważne sprawy, których nie lubił poruszać na głos, bo nigdy nie wiedział, czy jest dla Jungkooka kimś tak ważnym jak on dla Mina. I mimo że mogło się to wydawać głupie to naprawdę szalał z miłości do niego. - Chce być z tobą tak długo jak się da, Jungkookie i mówię teraz najpoważniej na świecie - powiedział cichutko, bo nadal był to dla niego bardzo wrażliwy temat. - Będziemy ze sobą nawet wtedy, gdy będziemy mieli pracę i będziemy mijać się w pośpiechu do pacjentów, gdy będziemy wracać razem do domu, bawić się z Taekookiem, Taeminem i pewnie z czymś jeszcze, bo znając ciebie, wpadniesz na jakiś pomysł by jeszcze kogoś przygarnąć. Ja to widzę w ten sposób i mam nadzieję, że naprawdę tak będzie, a tobie nie pozwolę się zmienić, nawet sobie nie myśl. - Uśmiechnął się jakoś tak serdecznie i poklepał go delikatnie po ramieniu. - No chyba, że ja się tobie kiedyś znudzę to wtedy będzie inna sprawa - parsknął. - Jestem pewny, że nie będziesz musiał mnie porywać do tych Stanów, bo dobrowolnie z tobą pojadę - dodał, marszcząc nos. Słuchając Jungkooka, Taehyung zdał sobie sprawę, że naprawdę, diabelnie za nim tęsknił. Założył swój palec o jego, aby na koniec stuknąć ich kciuki jako napoważniejszą przysięgę. Szczerze mówiąc, Tae nie był do końca pewny czy chciał, aby Kookie zaczął bawić się jego włosami, bo pewnie skończy z warkoczykami na całej głowie; potrząsnął więc łepetyną, aby odsłonić sobie oczy i nie kusić losu. - Kocham Gucci - parsknął, po czym zaczął bujać się na kolanach Jungkooka. - And I feel like Gucci! Pamiętasz Jessi? - zapytał, próbując coś zarapować, przy okazji kalecząc piosenkę. - A co do łyżew, to miej więcej wiary. Jestem dobrym nauczycielem. - Uśmiechnął się szeroko, po czym chwycił między palce końcówkę koszulki Jungkooka, aby po chwili zacząć ją miętolić w łapkach. Spojrzał ciemnowłosemu w oczy z rozmarzeniem. - Mam nadzieję, że niedługo uda nam się to lodowisko, ale na razie chcę mieć ciebie tylko dla siebie. Stęskniłem się za tobą. Bardzo. I niczym dzieciak, znów cmoknął go w usta. Raz, drugi, trzeci, a potem odsunął się, ciągnąc lekko jego koszulkę. - Pamiętasz jak kiedyś mówiliśmy o limicie całusów? Chyba już go przekroczyliśmy. Czy to czas na przerwę? - zapytał bardzo poważnie, choć kącik ust zaczął mu niebezpiecznie drgać.
- Gucci boy ma mi się znudzić? Trudne zadanie. - wymruczał do niego i zaraz uśmiechnął się łobuzersko do swojego chłopca. Przysunął się bardziej ze stołkiem do stolika i bez skrupułów złapał za szczupłe udo Taehyunga jednocześnie na migi dając mu znać, aby przerzucił jedną nogę przez jego kolana i usiadał na nim wygodniej. Najlepiej przodem, plecami opierając się o brzegi stolika. I to tylko po to, aby Jungkook miał na niego jak najlepszy widok. Na jego buzię i zgrabne nogi, które przecież mógł podziwiać w każdej wolniejszej chwili. Nie mogąc się powstrzymać, delikatnie przesunął metalowymi pałeczkami pod jego brodą i następnie nieco niżej wzdłuż jego szyi - aby następnie z niewinną miną odłożyć je na bok. - Będę twoim porywaczem! - Zbeształ go z cichym śmiechem i unosząc do góry kąciki ust, puścił mu porozumiewawczo oko. - Będzie znacznie zabawniej, gdy zaczniesz wtedy krzyczeć, a ja będę musiał bardzo mocno starać się, aby cię jakoś ciekawie zagłuszyć. I wreszcie będę miał okazję, aby cię związać. Ostatecznie ta twoja kolekcja krawatów przyda się na coś pożytecznego, aniołku. - poinformował go z typową dla siebie pewnością siebie i przybliżając do niego swoją twarz, odruchowo owinął swoje ramiona wokół jego bioder. - Stwórzmy z tego dobrą zabawę, Min. I niezapomniane przeżycie, proszę. - wymruczał nagle łagodnie niczym domagający się uwagi i pieszczot domowy pupil. Aby jeszcze bardziej urobić swoją drugą połówkę co do swoich szalonych planów, zmrużył nieznacznie powieki i rzucając mu powłóczyste spojrzenie znad osłony długich jak na chłopaka rzęs, zaatakował czule jego wargi w drobnym całusie. - Pożycz mi swoje krawaty na amerykańskie porwanie, a spełnię wtedy twoje najskrytsze amerykańskie sny. - spróbował go na nowo poderwać swoimi nieco głupawymi frazesami i uśmiechnął się do niego wielce zadowolony z siebie. Pozwolił mu na miętolenie swojej i tak pomiętej koszulki; i korzystając z okazji, iż Taehyung zajął się sam sobą podczas (całkiem udanego) rapowania do piosenek Jessi, Jungkook ze słodkim uśmiechem wtargnął łapami pod jego koszulkę. - Mam na ciebie wołać per son-saeng-nim? - zapytał z wesołymi ognikami w swoich oczach, gdy użył koreańskiego słówka oznaczającego nauczyciela oraz opiekuna. Nachylając się nad jego buzią po raz kolejny, raz jeszcze go ucałował - tyle, że z nieco większą swobodą; mimochodem przerywając mu w połowie zdania o tym, że Taehyung zanim tęsknił. - Udowodnij tę tęsknotę magiku z Daegu, ok. - zamruczał leniwie i robiąc z warg niezdarny i nieco filuterny dzióbek, przyjął z ochotą jego kolejne buziaki. - Son-saeng-nim - jęknął z udawanym rozżaleniem - nie mam już siedmiu lat i limity mnie nie obowiązują. Jestem bezlimitowym człowiekiem i lubię się z tobą całować. Wypiszę ci nawet karnet na bezlimitowe całowanie się ze mną, kosmito. - obiecał mu figlarnie i nieco przechylając młodzika do tyłu w stronę stołu, cmoknął go niczym wampir prosto w szyję. - Jak nauczę się jeździć na lodowisku, to jaką nagrodę mi zafundujesz? Jestem młodszy od ciebie - przypomniał mu się z uroczą miną i przesuwając palcem po jego biodrze, wzniósł oczy do góry - Potrzebuję wielu prezentów i przekupstw, aby się bardzo dobrze nauczyć nowych rzeczy. I pewnie po lodowisku będę cały poobijany, więc będziesz musiał mnie masować, o! - rozkręcił się w wymyślaniu głupot i przyciskając mocniej wargi do jego grdyki, roześmiał się gardłowo. - Za każde obite miejsce, mnie pomasujesz. I wrócę do żywych. Dobry układ, bardzo dobry. - wymruczał i podnosząc się lekko z miejsca, podniósł Taehyunga nieco do góry i podrzucił go sprawnie na stolik. Oparł się zaraz obiema dłońmi tuż obok jego bioder i dodał: - Co chcesz ugotować? Masz jakieś szczególne życzenia, czy jemy ciebie? Z sosem śliwkowym smakowałbyś znakomicie, słowo honoru! - zażartował do niego i zerkając w stronę kuchni, pokręcił lekko głową. - Nie ma jedzenia. Więc pałaszujemy ciebie. Gdzie trzymasz sosy? W lodówce? - zapytał go z rozbawieniem i gryząc lekko dolną wargę, ucałował go w czoło i w podskokach ruszył do lodówy. - A potem na lodowisko! - krzyknął i przeglądając zawartość pojemników z sosami, nadął lekko policzki. - Wolisz być wysmarowany sosem słodko-kwaśnym, śliwkowym czy miodowym? Nie czekając na jego odpowiedź, wyjął wszystkie trzy szklane pojemniki i ustawiając je w równym rzędzie na stoliku, wyciągnął ramiona w stronę taehyunga, śmiejąc się w duchu z jego reakcji. - Chodź, zostań moją dzisiejszą przekąską. Albo sam cię złapię, przysięgam - dodał, od razu mu przypominając, że był gotów nawet na to, aby go zacząć gonić dookoła stołu.