Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wypadki Przedmiotowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość


Emerson Berkley
avatar

Student Ravenclaw
Wiek : 31
Galeony : -17
  Liczba postów : 398
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptySob 12 Cze 2010, 18:56;

First topic message reminder :


Wypadki przedmiotowe


Uzdrowiciele pracujący na oddziale wypadków i urazów pomagają tutaj pacjentom po wypadkach związanych z magicznymi przedmiotami. Trafiają tu czarodzieje po eksplozjach kociołków, samooparzeń z powodu różdżek, bądź wszelakich kraks miotlarskich, a także wielu innych wypadków spowodowanych przez przedmioty.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptySob 28 Mar 2020, 22:57;

  To wszystko potoczyło się tak szybko. Nawet nie kojarzył momentu, w którym całkowicie go odcięło, a on pomknął w dół jak zestrzelona kaczka. Potem, nie powinno to być zaskoczeniem, nie kojarzył już zupełnie nic. Po prostu w jednym momencie w jego oczach zapanowała ciemność, zniknęły głos, a wszelkie myśli odeszły. Może to i lepiej, że przed takim upadkiem całkowicie stracił przytomność? Choć z drugiej strony to przez to, że zasłabł i ją utracił runął w dół. Tak czy inaczej nie odczuł bólu spowodowanego uderzeniem w ziemię i zaoraniem murawy, a było to dość spektakularne i nie powinien się dziwić, kiedy przyjdzie jakiś Waldek albo Jontek i będą chcieli by pomógł im "załorać poletko".
  W czasie kiedy Aiden otrzymywał już pomoc w Mungu, to na korytarzach bardzo szybko pojawili się Noel z Hansem, szczerze zmartwieni. Noel biegał od uzdrowiciela do uzdrowiciela, zaczepiał i pytał o brata, a z kolei Hans kłócił się z jakąś panią na recepcji, która próbowała mu wytłumaczyć, że aby udzielić mu jakichkolwiek informacji o pacjencie to on najpierw musiał się zidentyfikować. Lisa się nie pojawiła. Być może po prostu została by obejrzeć mecz do końca? Ale wtedy - co z niej za matka, która preferowała dooglądać rozgrywkę zamiast sprawdzić co dzieje się z jej synem. Może uznała, że i tak Aidenowi nie pomoże i lepiej zaczekać aż otrzyma informacje z Munga o jego stanie? A może chodziło o coś zupełnie innego? Tak czy siak kobieta nie zawitała w szpitalu.
  Za to przez cały czas był tam Noel z ojcem, przynajmniej dopóki nie odesłano ich do domu. Pojawiła się też Jeon z dwójką graczy z reprezentacji, których zarówno Aiden jak i Lexa już znali. Nawet zjawił się trener, ten który powiedział, że Aiden to jakiś taki ulany. Oczywiście pojawił się trener angielskiej reprezentacji wraz z kapitanem, gdzie ta druga osoba powiedziała, żeby przekazać Aidenowi, że wygrali; bo na pewno się będzie o to pytał (pewnie to będzie pierwsza rzecz o jaką zapyta!). Pchali się z jakiegoś pisemka o wdzięcznym tytule "Miotełka", ale tych z kolei nie dopuścili. Pewnie w odwiedziny przyszła też Perpetua, jak tylko wieści do niej dotarły. A dotarły, bo przecież z nią mieszkał, to należało ją powiadomić.
  Ale ostatecznie skończyła się lista gości, Hans i Noel wrócili do domu; wcześniej mężczyzna poprosił Lexę, żeby dała mu znać od razu jak się coś zmieni. I nawet zaprosił ją na wizbooku, bo Noel nauczył go obsługiwać!
  Spał. I nawet jeśli tym swoim długim snem sprawiał, że ludzie tylko się denerwowali i martwili to dla niego było to... bardzo zbawienne. Wreszcie mógł odpocząć dłużej niż cztery czy pięć godzin. Wreszcie jego mięśnie mogły odpocząć, zregenerować się. Jego serce wreszcie mogło sobie bić spokojnym rytmem, a płuca pracować w normalny sposób. Musiał się spierdolić z miotły (dobrze, że nie z dwudziestu metrów i nie w pokrzywy), żeby wreszcie jego ciało mogło odpocząć. Nie po dobroci to siłą go na ten spoczynek, co? Tak czy siak - trzeba widzieć pozytywy w negatywach. A pozytywy były takie, że na pewno dobrze mu to wszystko zrobi. Problem tylko w tym, że jeśli nie zmieni swoich przyzwyczajeń to bardzo szybko przywróci stan sprzed kilkanastu godzin. A Ackermann przez ostatnie lata tylko na treningach się skupiał. Fakt faktem, że wtedy aż tak nie przesadzał, by dosłownie jeść na boisku i schodzić tylko by się przespać czy do kibla. Czasem się wykąpać!
  Odkąd zapanowała ta ciemność, od momentu gdy już całkiem stracił przytomność, nie widział w swoim umyśle nic. Ani jednego obrazu. Nie przyszedł żaden sen, żadna mara. Cały czas trwał w pustce, a jego umysł to chyba sam nie wiedział czy to sen czy jednak śmierć. Ważne, że organy wiedziały! I pracowały. Całe szczęście, że nie walnęły focha czy tam strajku. Ackermann czuł się tak słaby, że nawet nie miał siły się obudzić, a raczej - nie miał siły by otworzyć oczy. Bo szczerze to przez panującą w pokoju ciszę nie był w stanie ocenić czy dalej śpi czy po prostu już tylko leży.
  Ale w pewnym momencie i na otwarcie oczu zebrał siły. Podniósł z wolna powieki, a i tak nie było większej różnicy między tym co widział teraz, a co miał przed oczami, gdy ślepia miał zamknięte. Gdyby nie jedna i tak już dogasająca świeca, stojąca na stoliku w kącie, to w pokoju też panowałaby ciemność. Ale dzięki temu, że coś się tliło w rogu, dawało wątpliwej jakości światło, Aiden mógł się rozejrzeć po pomieszczeniu, przebiegając po nim spojrzeniem. Ostatecznie spadło ono na postać, która najwyraźniej pogrążona była we śnie, tuż przy jego łóżku.
  Nie potrafił w zasadzie przypomnieć sobie co się stało. Końcówka meczu, tuż przed jego upadkiem, była jak przez mgłę. Nie pamiętał też jakim cudem w ogóle znalazł się na miotle i wrócił do gry, kiedy jednym z czytelnych wspomnień było to, że powiedział,. iż zostanie w szatni. Razem z Lexą. I to, że szedł po Evansa, ale dalej... te obrazy były jakieś urywane. Prawdopodobnie to wskutek wstrząsu, tego całego wypadku. Pewnie stąd te braki w pamięci.
  Czuł ból. W każdym, pojedynczym mięśniu. Jego ciało wręcz wyło z bólu. Ale nie miał się co temu dziwić, skoro to on sam przełamywał swoje limity i piłował się niemiłosiernie. Mimo tego podźwignął się i podciągnął na łokciach, by nie leżeć jak taki totalny placek.
  — Lexa? — Mruknął cicho, przyglądając się jej uważnie. Zaraz potem sięgnął dłonią do jej ramienia, jak gdyby chcąc ją tym samym obudzić. Ogólnie to pozwoliłby jej spać dalej, ale wiedział z autopsji, że po czymś takim kręgosłup napierdalał niemiłosiernie przez kolejną dobę, jak nie lepiej.
  I szczerze? Czuł się źle, że ją zobaczył. Nie przez to, że w ogóle tu była, ale przez to, że najwyraźniej siedziała tutaj tyle, że aż ją zdjęło zmęczenie. Kazali jej? Nie. Uznał, że jej nie kazali. Bo znał ją i wiedział, że nawet gdyby nie chodziło o niego to pewnie też byłaby mocno zaangażowana. No ale czy aż tak? Czuł się źle, bo ona go ostrzegała, że się to źle skończy, a on jej nie posłuchał i mimo wszystko zrobił to po swojemu (przynajmniej tak to sobie tłumaczył, bo skąd miał wiedzieć, że pomogła mu w tym matka).
  — Hej, Lexa, złamiesz sobie szyję. — Dodał równie cicho, nieco żartobliwie, chcąc ją wybudzić. Nawet się uśmiechnął pod nosem. Ale ze złamaną szyją nie było żartów. To mocno napierdalało! A on nie lubił jak napierdalało go po mięśniach! Zresztą niech rzuci kamieniem ten, kto jeszcze ani razu nie spał w chujowej pozycji a potem nie obudził się z bólem w szyi czy innym miejscu.
Powrót do góry Go down


Lexa Shelby
Lexa Shelby

Absolwent Gryffindoru
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Galeony : 204
  Liczba postów : 111
https://www.czarodzieje.org/t18543-lexa-t-shelby#528530
https://www.czarodzieje.org/t18559-lexa#529146
https://www.czarodzieje.org/t18545-lexa-shelby#528551
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptySob 28 Mar 2020, 23:50;

Chyba dobrze, że Lisa się nie pojawiła, bo jeszcze Lexa by nie wytrzymała i z profesjonalizmu musiałaby się przestawić na soczysty opierdol. Bo gdyby nie ona i jej namowy, Aiden nie poszedłby na to przeklęte boisko. A właśnie tak myślała. Że może spotkał ją gdzieś po drodze i ta znowu na niego wpłynęła w taki sposób, że postanowił olać ostrzeżenia wysyłane mu przez organizm. Nie sądziła raczej, że posunęłaby się do czegoś tak okropnego jak użycie jednego z zaklęć niewybaczalnych na swoim synu tylko dlatego, że ten nie chciał grać dalej z powodu paskudnego zmęczenia na meczu. Towarzyskim. To było coś czego raczej nie potrafiłaby pojąć, ba, nawet jej by o to nie podejrzewała. No ale cóż, kilka lat temu już stwierdziła, że Lisa jest nieprzewidywalna i nie posiada absolutnie żadnych hamulców. I człowieczeństwa. Zdecydowanie bardziej wolała rozmawiać z Noelem i Hansem, którzy pojawili się w Mungu. Oczywiście informowała ich o wszystkim tak długo jak tylko mogła, aż w końcu godziny odwiedzin się skończyły, a większość personelu rozeszła się do domu. Zmiana nocna składała się zaledwie z kilku osób na wszystkich oddziałach, a Lexa... Lexa nie dość, że wzięła zmianę na meczu, to potem jeszcze nockę, cały kolejny dzień zapierdalała przy pacjentach, wyganiała prasę i starała się być na łączach z ludźmi, których interesował los Aidena, i nim się zorientowała była kolejna noc. Nic więc dziwnego, że nie miała siły i w końcu padła przy jego łóżku. Pewnie gdyby się obudził wcześniej, to przeprowadziłaby potrzebne badania oraz wywiad i poszła spać do swojego łóżka, ale... nie budził się, a ona w domu i tak by nie zasnęła, bo myślałaby tylko o tym czy wszystko w porządku. A tak przynajmniej była na miejscu i trzymała rękę na pulsie.
Ethan pewnie już nawet na nią nie czekał.
Teraz wiedziała co czuł Aiden, kiedy warował przy jej łóżku, gdy pierwszy raz została zaatakowana przez śmierciożercę. Cholernie niewygodne zadanie, ale w takich chwilach absolutnie się nie zwraca na to uwagi. Wygoda to najmniejsze ze zmartwień, a ona w pewnym momencie byłaby w stanie zasnąć absolutnie wszędzie. Nawet na stojąco. Wolałaby co prawda jakiś wygodniejszy fotel, albo dodatkowe łóżko dla pacjentów, jednak pokój Aidena był jednoosobowy, aby nie musiał go dzielić z kimkolwiek innym. W końcu był pacjentem VIP. Ba, nawet miał swojego własnego asystenta uzdrowiciela, który siedział przy nim dwadzieścia cztery na siedem. Przynajmniej dopóki się nie wybudzi, bo potem to już nie wiadomo jak mogłoby być.
Spała czujnie. Wystarczyłoby jedno złe drgnięcie od strony Aidena i by się wybudziła, bo przecież cały czas go pilnowała. A jeśli przespałaby to, że coś się może z nim stać, to równie dobrze mogłaby się zwolnić ze swojej posady, bo pozwoliła na taki błąd. Dlatego kiedy tylko poczuła jakiś ruch z jego strony, który nie był typowym ruchem podczas snu, niemalże od razu niezauważalnie jej ciało zaczęło się budzić poprzez pojedyncze drgnięcia mięśni. Wpierw wracała świadomość, a potem słuch.
Lexa? Bardzo znajomy głos. A może jednak to wszystko jej się śni? Chyba jednak nie, bo niedługo później poczuła dotyk na ramieniu. W końcu musiała wstać, chociaż jej organizm też błagał o jeszcze pięć minutek, a najlepiej to godzinek.
Ruszyła się i zaczęła się podźwigać, nieco niedojebana, bo przez ułamek sekundy nie wiedziała gdzie jest, co się dzieje, ani który mają rok. Dalej jednak było ciemno. Przejechała dłonią po twarzy, aby zmazać całą senność, ale wybudziła się całkowicie, dopiero kiedy w końcu dotarło do niej przy czyim łóżku leżała. Automatycznie podniosła wyżej głowę i spojrzała w stronę wybudzonego chłopaka. I przez sekundę, może dwie, wpatrywała się w niego w ciszy, jak gdyby walcząc z samą sobą, aby przypadkiem nie pozwolić sobie na za dużo.
- Aiden... w końcu. - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie. Spał bardzo długo, jego organizm wyraźnie tego potrzebował. - Nie powinieneś się podnosić.- mruknęła, poprawiając się na tym cholernym krześle na którym spędziła ostatnio bardzo dużo godzin. Ją teraz też wszystko bolało, bo jednak spanie w takiej pozycji faktycznie nie było najwygodniejsze. - Jak się czujesz? - spytała odruchowo, sięgając otwartą dłonią do jego czoła, a następnie policzka, aby sprawdzić czy przypadkiem gorączka nie powróciła przez czas w którym spała, ale na szczęście temperaturę wydawał się mieć w porządku. Niemalże z automatu przeszła do profesjonalizmu, który kazał jej zaopiekować się pacjentem, którym się zajmowała. - Pamiętasz wszystko sprzed wypadku?- spytała, bo musiała sprawdzić czy przypadkiem jego świadomość i kontaktowanie ze światem było nienaruszone. Musiała sprawdzić czy nie ucierpiał na umyśle, bo jednak mocno zarył w ziemię, a to mogło spowodować wstrząs i wiele różnych objawów, które widoczne będą dopiero wtedy, jak pacjent jest przytomny. A nie chciała się przecież spoufalać za bardzo, bo... no cóż, wiadomo. Nie wybaczyłaby sobie gdyby jej przy nim nie było, ale teraz jak się obudził i okaże się, że wszystko z nim w porządku, to chyba nie powinna dalej go męczyć swoją osobą. - Masz zaburzenia widzenia? Kręci ci się w głowie? Jest ci niedobrze?- cześć Aiden, też miło cię widzieć. Dziwnie jej było utrzymywać te pozory zwykłej współpracy na poziomie medyk-pacjent, zwłaszcza, że przed chwilą została przez niego wybudzona, bo spała przy jego łóżku, no ale... tak podobno miało być lepiej, nie?
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Mar 2020, 00:50;

  No wyglądała uroczo w tym całym swoim zaspaniu; niedojebaniu sennym. No wiadomo, że trochę jakby ją walnął pociąg, ale wciąż uroczo! Nie chciał jednak aby spała w tej pozycji, bo zwyczajnie było mu jej szkoda. Bo się męczyła (z jakiegoś powodu) zamiast wrócić do domu i właśnie tam sobie odpocząć. W wygodnym łóżeczku. (Najlepiej sama, bez jakiegoś śmierdzącego Ethana, ale tego już jej nie mógł nakazać).
  Zlustrował ją uważnym spojrzeniem, kiedy już całkiem się podniosła i odezwała do niego. W końcu? Co to znaczy w końcu? Ile ona niby na niego czekała? Który mamy miesiąc? Który mamy rok? I dlaczego w ogóle na niego czekała?
  — A ty nie powinnaś tu siedzieć po nocach i łamać sobie szyi mając alternatywę we własnym łóżku/ — Odpowiedział niemalże od razu na jej słowa. I to nie z wyrzutem, albo próbując jej coś wypunktować. To było bardziej pokazanie jej, że i ona nie robi wszystkiego tak, jakby się wydawać mogło, że należało. Nawet kącik jego ust drgnął minimalnie, ale ten zalążek uśmiechu zniknął tak szybko jak się pojawił. — Dziękuję. — Mruknął cicho, nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Bo naprawdę nie musiała przy nim czuwać, przecież nie była mu nic winna, przecież nie leżało to w zakresie jej obowiązków. Doskonale o tym wiedział, bo nawet wtedy, gdy to ją złożyli w Skrzydle Szpitalnym to po tym, jak Raylene zrobiła wszystko co mogła by ją odratować to po prostu zostawiła, by spała. To on przy niej czuwał. Pielęgniarka tylko przychodziła od czasu do czasu by skontrolować stan swojej pacjentki. Ale nie warowała przy niej.
  Grzecznie poddał się jej kolejnemu badaniu - sprawdzaniu temperatury. To nie tak, że w chwili obecnej to się cieszył z każdego, nawet najmniejszego dotyku. No dobra - to było tak. Nie powinien, doskonale o tym wiedział. Niemniej nie mógł nic na to poradzić. Bo pewnie gdyby sobie powtarzał, że ma nie zwracać na to uwagi, to i tak by zwracał.
  — Szczerze? Nawet nie wiem na którym etapie pamięć zaczęła mi świrować. — No bo naprawdę nie pamiętał kiedy to nagle zmienił decyzję i z szatni teleportował się na boisko. Zwłaszcza jeśli zachował wspomnienie, w którym stwierdził, że zostanie. Coś mu musiało umknąć. Pewnie to właśnie z wycieńczenia. — Pamiętam tylko, że ja i Park zaczęliśmy walczyć o kafla, a to już i tak takie nieczytelne dla mnie. Tego co się stało to... nie pamiętam. A w zasadzie - co się stało? — Bo skąd miał wiedzieć, że pierdutnął w ziemię i zaorał boisko. Tego nikt mu nie powiedział, sam nie był też wtedy świadomy, nie przyśniło mu się, więc skąd? Mógł się tylko domyślać, że skoro był w miejscu, które z miejsca przypominało mu szpital (bo trochę tam bywał, nawet jeśli w większości to była Korea), to skończyło się pewnie tak, jak przepowiadała mu Lexa.
  — Nic mi nie jest, czuję się dobrze. — I akurat to było wiarygodne. No i powiedział to zgodnie z prawdą. Może jeszcze trochę pobolewała go głowa, ale to pewnie od nadmiaru spanka czy coś. No i chyba nie musiał wspominać o tym, że wszystkie jego mięśnie go napierdalały, bo napierdalały. Ale jak się było kimś, kto od jakiegoś czasu tylko ostro trenuje, a potem jest wykończony, to akurat ból mięśni wydawał się być czymś oczywistym. No i nieuniknionym. Zmęczone ciało jeszcze potrzebowało czasu na regenerację, a teraz pewnie głośniej o tym informowało. Albo raczej - bardziej stanowczo. Pewnie się nauczyło po tym, jak bardzo Aiden ignorował objawy przemęczenia wcześniej.
  — Wyglądasz strasznie. I nie chodzi mi o to, że trochę się obśliniłaś jak spałaś. — Powiedział, unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. No nie obśliniła się, fakt, ale nie znaczyło, że nie mógł jej trochę dokuczyć. Dopiero po chwili do niego dotarło, że takie śmieszki to raczej nie powinny się pojawiać, bo przecież żaden tam z niego jej kumpel, żeby sobie pozwalać na takie teksty. Ale tak, wyglądała strasznie. Na strasznie zmęczoną, ot co. I był przekonany, że nawet jeśli spała, to się po prostu nie wyspała. Bo doskonale wiedział, że spanie przy łóżku pacjenta było chujowe, niewygodne, ale nieuniknione. Kiedy się pilnowało kogoś, kto był niezwykle ważny. I nie, nie wmawiał sobie na tym etapie, że był ważny dla Lexy, bo przecież tłumaczył jej obecność tutaj tym, że była z niej dobra duszyczka, która po prostu martwiła się o pacjentów. No! Na pewno przy każdym tak czuwała! Sto procent.
  — Powinnaś wrócić do domu i się przespać. — Najlepiej ze mną. Znaczy - co? Tak czy inaczej powinna, chociaż na dobrą sprawę, może to samolubne, ale nie chciał, żeby szła. Jakkolwiek by między nimi nie było (a nie było wcale) to on lubił jej obecność. Nawet jeśli faktycznie go rozczarowała. I nawet jeśli miał świadomość, że ona poszła dalej (a nawet była "chyba szczęśliwa" co i tak jest lepsze niż "nie"), pewnie ułożyła sobie życie bez niego to... chciał żeby tu była. Podchodziło to pod masochizm chyba - kiedy świadomie pragniesz, żeby osoba, która złamała ci serce dalej z tobą siedziała?
Powrót do góry Go down


Lexa Shelby
Lexa Shelby

Absolwent Gryffindoru
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Galeony : 204
  Liczba postów : 111
https://www.czarodzieje.org/t18543-lexa-t-shelby#528530
https://www.czarodzieje.org/t18559-lexa#529146
https://www.czarodzieje.org/t18545-lexa-shelby#528551
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Mar 2020, 01:44;

Na dobrą sprawę to nie wiedziała która jest godzina i ile spala, ale jak na dwa dni bez jedzenia i snu, to pewnie za mało. I zjadłaby pizzę. Tylko, że nie przełknęłaby niczego przez ten dziwny stres związany ze stanem zdrowia Aidena. Bo nawet jeśli miał być tylko pacjentem i miała się zachowywać całkowicie profesjonalnie, to jednak Ackermann miał specjalne traktowanie. I można uznać, że może była jakąś fanką, ale... no w sumie była. Zawsze była jego fanką, tylko że za jej intencjami stało coś więcej niż tylko podziw dla wspaniałej gry. Jej przełożeni raczej tego nie wiedzieli, bo i skąd, nie chwaliła się związkiem z Aidenem na prawo i lewo. Zwłaszcza, że sama go zakończyła, a o tym nie chciała mówić. To był temat tabu, który był poruszany... bardzo rzadko. Ethan dowiedział się przypadkiem, ale po jego wyrazie twarzy chyba miała wrażenie, że wolałby nie wiedzieć w co się pakuje.
- To nie ja zaryłam o glebę spadając z miotły pędzącej z zawrotną prędkością.- ona tylko niewygodnie spała, a u niego każdy ruch mógł wywołać niepotrzebny ból, który należało niwelować. Dlatego to ona w tym wypadku miała większą rację i powinien się słuchać zaleceń medyka! Jego spięte mięśnie na pewno w dalszym ciągu go napierdalały, nie mówiąc już o innych obiciach, które pojawiły się na skutek twardego lądowania.
W momencie kiedy jej podziękował, nie wiedziała za bardzo jak ma zareagować. Bo... no to była jej praca. W sensie częściowo. Nie było nią siedzenie przy łóżku pacjenta przez cały czas. Nie było nią czuwanie i wirowanie, czekanie na najmniejszą oznakę przebudzenia. Mogła przekazać obowiązek pilnowania go pielęgniarce, która miała aktualnie nocną zmianę, a ona mogła iść do domu się wyspać. A jednak wolała być tu osobiście.
- Nie masz za co.- mruknęła, a kącik ust jej drgnął w nieco pociesznym uśmiechu. On też przy niej warował! Tylko... wtedy to były inne czasy i inne okoliczności. Sytuacja między nimi się diametralnie różniła. A przynajmniej oficjalnie, bo Lexa czuła, że w jej przypadku absolutnie nic się nie zmieniło. I nie chciała tego przyznać, bo przecież zakończyła to i miała ruszyć do przodu, a jej serce stało dokładnie w tym samym miejscu co kilka lat temu. Nie przeszkadzało jej to, lubiła to miejsce. Tylko cała reszta była rozbita.
Na dobrą sprawę mogła zbadać mu temperaturę za pomocą różdżki, ale od kiedy go dotknęła w szatni, musiała wykorzystać ten trik raz jeszcze tylko po to, aby mieć wymówkę. I wiedziała, że to co robi jest złe, ale nie mogła się powstrzymać, bo... no tęskniła za nim. I może siebie oszukiwać, może oszukiwać jego i cały świat dookoła, ale jej serce w końcu mocniej biło, kiedy tylko był w pobliżu. To takie dziwne. Zapomniała chyba jakie to było uczucie.
- Zemdlałeś. W pewnym momencie gry twój organizm nie wytrzymał obciążenia i się sam zresetował. Tylko, że byłeś wtedy na rozpędzonej miotle. Masz szczęście, że niezbyt wysoko od ziemi. - powiedziała, chyba nieco się niepokojąc tymi zanikami pamięci, które miał, bo to mogło oznaczać jakiś wewnętrzny uraz. Ale z drugiej strony faktycznie mogło to być skutkiem ogromnego przemęczenia. Wiele jest przypadków gdzie ludzie ze zmęczenia robią różne dziwne rzeczy i nawet o nich nie pamiętają, a byli całkowicie świadomi. - Dlatego powinieneś odpoczywać jeszcze kilka dni, dojść do siebie i pozwolić twojemu organizmowi na powrót do normalności. - poinstruowała, tylko nawet nie wiedziała czy się jej posłucha. A mógłby, chociażby z tego względu, że była jego medycznym opiekunem w tej chwili i nie chciała, aby się wykończył. - Musisz przestać się tak forsować, bo teraz może miałeś szczęście, ale z takim przeciążeniem to tylko kwestia czasu zanim dostaniesz zapaści czy zawału w wieku dwudziestu dwóch lat, Aiden. - powiedziała troskliwie lustrując go cierpliwym spojrzeniem, nie mówiąc już o innych możliwych przypadkach, które mogły mieć miejsce. A było tego mnóstwo. Następnym razem może zemdleć w o wiele gorszych warunkach i zwyczajnie złamać kark. Wtedy dopiero jego kariera będzie świetlana. To chyba znicze.
Westchnęła na jego „nic mi nie jest”, bo miała wrażenie, że to wyuczona gadka, którą sprzedawał każdemu. Trenerowi, matce, kapitanowi drużyny, lekarzom... głównie po to, aby dali mu grać dalej. I nawet jeśli coś mu faktycznie było, to by jej o tym zwyczajnie nie poinformował. No ale jego stan był stabilny, więc musiała mieć nadzieję, że jej zwyczajnie nie kłamie. Lekarzom nigdy się nie kłamie!
Przeniosła na niego spojrzenie, gdy poinformował, że wygląda strasznie i nawet uniosła wyżej jeden łuk brwiowy w lekkim zdziwieniu, no bo... no takie żarciki to się ich trzymały jakiś czas temu, a ostatni raz jak rozmawiali, to dał jej wyraźnie do zrozumienia, że ma do niej żal. I raczej spodziewałaby się po nim kolejnych dawek oschłości i zdystansowania. Złośliwość była więc czymś... zaskakująco miłym. Jak to na nich.
- Mam ci podać lusterko, abyś spojrzał na swoją twarz, która wygląda jak po spotkaniu pierwszego stopnia z papierem ściernym?- no bo się chłopak poharatał i to całkiem srogo, ale czego się w sumie spodziewać po takim wypadku. I nie chciała tego przyznać, ale faktycznie czuła się równie strasznie jak zapewne wyglądała. Ale z drugiej strony teraz poczuła niesamowitą ulgę i jak padnie do łóżka, to będzie mogła spokojnie zasnąć., bo będzie wiedzieć, że jego stan jest faktycznie stabilny. Przynajmniej coś.
- Spałam już. - pewnie z trzy godziny, ale ona już przywykła do takiego funkcjonowania, bo w tygodniu spała podobnie. Podniosła na niego spojrzenie, aby zlustrować jego twarz spojrzeniem hebanowych oczu i pokręcić przy tym głową. - Czemu ty się nigdy nie słuchasz...- mruknęła, po czym wstała z krzesła i przeciągnęła swoje obolałe plecy, po czym podeszła do dzbanka z wodą, aby nalać jej trochę do szklanki, a następnie zanieść Aidenowi. - Napij się. Byłeś nieprzytomny przez prawie dwa dni. Zaraz poinformuję resztę personelu, że się obudziłeś, więc mogą ci przygotować śniadanie na rano. - powiedziała, bo chyba mieli jeszcze kilka godzin do świtu. - Muszę zadzwonić też do Hansa, obiecałam, że dam mu znać jak tylko się coś zmieni.- a zmieniło się przecież! Obudził się. To ogromna zmiana. Jego ojciec i Noel na pewno się ucieszą. Jeśli chodziło natomiast o Lisę, to wolała o niej nie myśleć. Jeszcze bardziej straciła w jej oczach skoro nie była w stanie nawet przyjść się zapytać o zdrowie i stan swojego syna. - Na pewno dobrze się czujesz?- spytała, chcąc się chyba upewnić, że jak powie Hansowi, że z Aidenem wszystko w porządku, to ten nagle nie dostanie napadu padaczki czy cholera wie czego. Jeszcze tego by brakowało.
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Mar 2020, 11:51;

  Pewnie, że miała rację. Większą rację. I pewnie, że on nie powinien jej mówić co ma robić, a czego nie powinna. Tak mu się po prostu wyrwało. No wiecie, stare nawyki, którymi on chyba jeszcze żył. Chcąc nie chcąc. No bo po prostu nie chciał by przez jego miotlarskie upośledzenie ona się nie wysypiała. Naprawdę najlepiej by było gdyby ją odprawił do domu, ale zaraz by pewnie usłyszał, że musi zostać bo to jej praca. I chyba tylko dlatego nie próbował faktycznie jej z miejsca wygonić, bo nie chciał słyszeć jak potwierdza, że jest tutaj tylko dlatego, że tu pracuje. Wiedział to, ale usłyszeć to od niej to... no. A jak tego od niej nie usłyszy to nie zadepcze tym samym tego wątpliwego światełka co się tam tliło w jego umyśle.
  Podziękował jej, bo się nim zajmowała. A on nie był niewdzięcznym pacjentem, który uważał "to twoja praca". Owszem, była to jej praca, miał tego świadomość i tym też tłumaczył jej obecność tutaj. Nie zmieniało to faktu, że był jej wdzięczny za to. Zresztą każdemu uzdrowicielowi dziękował za pomoc. Nie był tym niewdzięcznym panem Antkiem z pokoju 132, który nie dość, że nie dziękował to jeszcze narzekał na szpitalne jedzenie czy niewygodne łóżka.
  Pierwszy raz w jego życiu jego organizm po prostu nie wytrzymał przeciążenia i odciął się całkowicie. Wcześniej trenował dużo, ponad limit, ale przez ostatnie parę dni to po prostu przegiął. Jakby nie było to zamieszkał na boisku. Ale dla niego to było potrzebne. Nie po to, by podciągnąć jego umiejętności, bo już na pewnym etapie przeciążenia nie dało się nic przyswoić, a i organizm podczas podstawowych zwrotów czy manewrów szwankował, ale dlatego, że mógł wtedy zająć myśli. Zajmował je wściekaniem się, że coś nie wyszło, myślami na temat tego, co powinien powtórzyć dalej, planowaniem kolejnej kombinacji manewrów. Jak kończył, o ile w ogóle kończył, to był tak wycieńczony, że już nie myślał o niczym, a także miał pewność, że nic mu się nie przyśni. Podobnie jak teraz - kiedy był pogrążony w tym letargu to żaden obraz go nie nawiedził. I chyba lepiej, bo miał wrażenie, że nie byłoby to nic dobrego. Raczej to, przed czym tak desperacko próbował uciekać przez ostatnie parę dni.
  Powinien odpocząć? Pewnie, że powinien. Sam to czuł, ale problem w tym, że nie bardzo chciał. Zwyczajnie bał się tego, że kiedy zostanie tutaj, czy w domu, na nieco dłużej, bez tak pochłaniającego zajęcia jak Quidditch, to będzie myślał. Za dużo i o tym, o czym nie powinien. Bo nie powinien myśleć o Lexie. Ona poszła naprzód, on nie potrafił i teraz tym, że pojawi się w jego umyśle, to wcale sobie nie pomoże, a wręcz przeciwnie. Nie potrafił się od niej odciąć, a teraz, kiedy spotkał ją po latach to chyba już absolutnie nie było opcji. Jego umysł był wrednym dupkiem i bardzo lubił przywoływać temat Lexy. No i robił to. A Ackermanna to bolało. Nie potrafił zapomnieć o przeszłości i nawet nie chciał. Pewnie gdyby faktycznie go to męczyło i chciałby się tego pozbyć to poprosiłby Noela (bo ten to był dobry w czarowaniu, przecież w tym roku miał kończyć aurorstwo) aby ten rzucił na niego zaklęcie modyfikujące pamięć i sprawił, że Aiden zapomniałby o istnieniu Lexy, o tym co z nią miał, co z nią stworzył i co... ostatecznie zostało zburzone. Ale on wolał pamiętać o tych zgliszczach, niezależnie od tego, jak problematyczne dla niego to nie było, a przy tym bolesne.
  No i stał w miejscu, tak jak jej powiedział. Wciąż z tym jednym pytaniem "dlaczego", o którym powiedział jej w parku.
  Nie odpowiedział zatem nic na jej zalecenia, jedynie kiwnął ledwo zauważalnie głową, na znak, że przyjął to do informacji, jednak przecież nie mógł jej nic obiecać, ani sobie zresztą też. Nie wiedział jak się to potoczy. Na pewno chciałby odpocząć, jakby nie było to ten wypadek i wcześniej stan, w jaki się wrzucił to... napędziły mu trochę stracha. Już nie mówiąc o tym, że chyba ze zmęczenia nie wiedział nawet co robi i kiedy zmienia zdania. Miał iść po Evansa, a na boisko wyszedł sam. Chyba. Nawet nie pamiętał tego momentu. Pierwszym wspomnieniem od wyjścia za drzwi celem odnalezienia zastępcy, było to, że znajdował się na miotle a gra została wznowiona. Chyba było z nim naprawdę źle.
  Niby to, co powiedział, to był żarcik. Ale tak na dobrą sprawę to była troska ukryta pod płaszczykiem takiej złośliwości. Ackermann przecież nie był w pozycji by w ogóle pouczać Lexę. Tym bardziej, że wychodziło na to, że on jej zalecenia miał kompletnie w dupie. Bo przecież wyszedł na boisko, a pamiętał, że prosiła go, aby tego nie robił. Niemniej nie mógł nic poradzić na to, że zwyczajnie się o nią martwił. Miała swoje życie, pewnie je sobie ułożyła, a przez niego i jego skrajny debilizm on w jakiś sposób je zakłócał. Zwłaszcza po tym jak zwyczajnie na nią najechał. Choć też ciężko było to nazwać najechaniem, bo Aiden nie zaatakował jej słownie w parku; w jego głosie nie było złości. Tylko właśnie rozczarowanie. I boleść. Bo bolało go cały czas, więc czemu miałoby przestać, kiedy faktycznie o tym mówił. I to jej.
  Odgryzła mu się. Jak za starych czasów. Kącik jego ust drgnął, ale nie zawitał w nim uśmiech, bo szybciej niż sam grymas wróciły myśli o rozmowie z parku. Gdzie powiedział za dużo i zwyczajnie odszedł. Z zamiarem nie pakowania się w jej życie już więcej.
  No ale jednak chujowo mu to poszło.
  Wydał z siebie "mhmmm" kiedy powiedziała mu, że już spała. Co prawda w planach to mhmm rozbrzmiało tylko w jego myślach, no ale trudno. Przynajmniej wiedziała, że on w jej słowa to nie wierzył. Tak jakby to w ogóle miało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
  — Zacznę się słuchać jak ty odpoczniesz. Chcesz to Ci nawet oddam kawałek materaca. Jak wciągnę brzuch to wcale nie zajmuję aż tyle miejsca. Tylko nie myśl, że oddam ci kołdrę. — Sarknął, po czym jeszcze teatralnie niby zrobił jej miejsce, choć wiedział, że Lexa nie stwierdzi, że to wspaniały pomysł i nie walnie się na łóżko by pójść w drzemeczkę. Dlatego mógł jej mówić, że się zacznie słuchać jak ona pójdzie spać. Bo znał ją i wiedział, że jak już się będzie kimś zajmować to od początku do końca. Zresztą sama mówiła, że ma w szpitalu zapierdol.
  Widząc ten jej nagły przypływ "profesjonalizmu" to westchnął jedynie niemo. Bo przez to jak spędzili poprzednie parę minut to chyba zdołał zapomnieć, że była tutaj tylko dlatego, że był pacjentem, a ona w Mungu pracowała. Nie była tutaj dlatego, że postanowiła go odwiedzić i porozmawiać sobie. No i na to wszystko coś go nieprzyjemnie uszczypnęło w jego serce, ale co miał zrobić? Musiał przyjąć do wiadomości, że wszystko się zmieniło po takim czasie. No i przede wszystkim to chyba powinien przestać żyć przeszłością bo to nie służyło ani jemu, ani też jej.
  Przyjął od niej wodę, nawet grzecznie ją wypił. Chyba jak raz się posłuchał, no ale. Skinął tylko głową w podziękowaniu, nie mówiąc już nic. Po prostu jej słuchał. Ogólnie jakoś stracił humor. Ale w razie czego to będzie udawał, że nic mu nie jest!
  No tak. Jego ojciec chciał od razu informacji o jego stanie. Prawdopodobnie w duecie z Noelem, bo oni zawsze przeżywali każdą, nawet najdrobniejszą jego kontuzję czy wypadek. O swoją matkę nie musiał nawet pytać bo doskonale wiedział, że jej tu nie było. Nie było jej ani razu w szpitalu by go odwiedzić zaraz po wypadku. Zazwyczaj, jeśli w ogóle miała się pokazać, to robiła to pod koniec, kiedy miał już wychodzić. Najprawdopodobniej by wypytać lekarzy o ewentualne powikłania, które mogłyby jakkolwiek wpłynąć na funkcjonowanie Aidena.
  Odezwał się dopiero na jej pytanie, a raczej wydał z siebie pomruk, który miał być odpowiedzią twierdzącą. Bo technicznie czuł się dobrze. Znaczy nie czuł, ale to nie miało w ogóle związku z jego stanem po tym wypadku. Ale przecież tego jej nie powie, bo już raz to zrobił. No i po co? Nie zamierzał jej już mieszać w życiu sobą. Pewnie nawet zacznie uważać na siebie na meczach po to, żeby nie musiała się znowu nim zajmować.
Powrót do góry Go down


Lexa Shelby
Lexa Shelby

Absolwent Gryffindoru
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Galeony : 204
  Liczba postów : 111
https://www.czarodzieje.org/t18543-lexa-t-shelby#528530
https://www.czarodzieje.org/t18559-lexa#529146
https://www.czarodzieje.org/t18545-lexa-shelby#528551
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Mar 2020, 13:39;

Przez chwilę kiedy przy nim czuwała poczuła się jakby między nimi nic się nie zmieniło. Bo za każdym razem jak lądował na szpitalnym łóżku przechodziła przez dokładnie to samo. Rozmowy z lekarzami, oczekiwanie, stres, martwienie się, tylko w tym przypadku miała lepsze do tego warunki. Była pierwsza do wszystkich informacji zdrowotnych, a także siedziała na miejscu i nawet zakończone godziny odwiedzin nie mogły jej wyrzucić ze szpitala, bo była przecież pracownikiem. W tym przypadku te profity naprawdę dały jej w pewnym stopniu spokój ducha, bo nie siedziała i nie rozmyślała o tym w domu nie wiedząc co się z nim aktualnie dzieje.
Dobrze, że się z nią nie kłócił. Może nie miał siły, może sam się wystraszył, ale naprawdę nie chciała ponownie mu wpajać do głowy, że jeśli znowu doprowadzi się do takiego tragicznego stanu, to może już nie mieć tyle szczęścia i on to wiedział. Bo przecież jak byli razem, to często mu mówiła o wszelkich możliwych wypadkach i powikłaniach, które może za sobą nieść takie obciążenie dla organizmu. Temperowała go i trzymała w ryzach, pilnując aby się nie forsował, nawet jeśli Lisa była wielce niezadowolona. Ba, Lexa miała wrażenie, że dba o chłopaka bardziej niż ona kiedykolwiek, bo dla niej liczyły się tylko wyniki, a nie zdrowie własnego syna. Jej niespełnione, wygórowane ambicje były tak chore, że potrafiły się na nim mocno odbić. Była zdania, że kiedy Aiden zmarł z wykończenia, uznałaby to za jego porażkę, bo był za słaby. Bo taka Lisa właśnie była. To był ktoś, kto jakimś cudem wpakował się w związek z cudownym człowiekiem jakim był Hans i przez cholerny przypadek miała dzieci, których nigdy mieć nie powinna, bo zupełnie nie nadawała się na matkę.
Był innym pacjentem niż wszyscy. I każdy z personelu to widział. Lexa nie siedziała przy każdym aż do kompletnego padnięcia. Nie angażowała się aż w taki sposób. No i przede wszystkim nie wymieniała się złośliwościami, bo przecież nie powinna sobie na nie pozwolić w miejscu pracy. Tutaj jednak stare przyzwyczajenia brały górę i dawała się mu sprowokować. I chociaż było to przyjemne, bo na ułamek sekundy zapominała, że aktualnie dzieli ich przepaść, to ostatecznie wracała szara rzeczywistość, która ją hamowała.
- Nie dzięki, obejdzie się.- powiedziała i nawet na moment kącik ust jej drgnął w delikatnym uśmiechu, ale szybko go wycofała, bo skoro mieli się zdystansować, no to mieli. I chociaż było jej w cholerę ciężko, i serce ją bolało od tego co robi, bo to przecież Aiden... tak chyba nie było wyjścia. To, że na siebie aktualnie wpadali było czystym przypadkiem. Mogli się domyśleć, że tak będzie odkąd na stałe siedział w Anglii, a ona pracowała w Mungu. Nie sprawiało to jednak, że było im w jakikolwiek sposób łatwiej. Było o wiele ciężej. Ciężej, bo był na wyciągnięcie ręki, a ona nawet nie mogła jej wyciągnąć.
Obserwowała go dopóki nie wypił całej wody, a potem przytaknęła jedynie w ciszy na jego pomruk, który miał jej potwierdzić, że nic mu nie jest i czuje się dobrze. No cóż, musiała mu zaufać, że faktycznie tak było.
- Zaraz wracam.- powiedziała, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju zostawiając go samego. Ona sama natomiast skierowała się w stronę pokoju pielęgniarskiego gdzie siedział personel, aby powiadomić ich, że pacjent spod trójki się obudził, a jego parametry zdrowotne są w porządku. Przekazała wszystkie informacje i poprosiła o przygotowanie mu śniadania na rano, bo na pewno będzie głodny po dwóch dniach snu. I kiedy już była pewna, że wszyscy wszystko przyjęli do wiadomości, poszła na moment do szatni pracowniczej, aby sięgnąć po wizbooka i napisać wiadomość Hansowi oraz Noelowi, którzy na pewno wyczekiwali na jakikolwiek znak z jej strony na temat zdrowia Aidena. Na odpowiedź od młodszego brata nie musiała długo czekać. Chyba nie mógł spać. Wysłał jej milion wiadomości i emotikon wyrażających radość i ulgę, a Lexa jedynie uśmiechnęła się na ten spam, bo chyba za Noelem też tęskniła. Za jego energią i uroczością. Uśmiech jednak zniknął jej momentalnie, kiedy przeczytała wiadomość w której informował ją, aby przekazała Ackermannowi, że jego dziewczyna się mocno martwi i na niego czeka. Jego dziewczyna. Czyli jednak ruszył do przodu.
Odpowiedziała zdawkowo, nawet nie wiedząc dlaczego ją tak serce w tej chwili zabolało. Nieświadomie chyba nawet zaczęło jej się zbierać na płacz, ale... dlaczego? Przecież to głupie. I robiło z niej hipokrytkę. Czemu więc? Chyba przez własną żałość i niezdrową zazdrość, która w nią pierdolnęła. Wzięła głębszy, przerywany oddech na uspokojenie i oparła się plecami o metalowe szafki, aby wszystko przeanalizować i pomyśleć. Głupia, weź się w garść. Oczywiście, że kogoś ma. Jest wspaniałym chłopakiem. Zasługiwał na kogoś, kto go pokocha i nie była to ona. Mimo, że dalej go kochała.
Odetchnęła w ciszy, a dojście do siebie zajęło jej nieco więcej czasu niż sądziła. Ostatecznie jednak schowała wizbooka i wróciła do pokoju Aidena, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby serce wcale jej nie napierdalało jak głupie. Bez słowa otworzyła drzwi, aby przez nie przejść i podejść do chłopaka nawet na niego nie patrząc. Po prostu wyciągnęła różdżkę i zaczęła rzucać na niego zaklęcie pozwalające złagodzić bóle mięśniowe.
- Powiadomiłam Hansa i Noela, będą tu jutro z samego rana jak tylko zaczną się godziny odwiedzin. - poinformowała go, skupiając wzrok głównie na swojej pracującej różdżce. - Noel kazał przekazać, że twoja dziewczyna o wszystkim już wie i się martwi.- dodała, a to jakże wspaniałe określenie, które swego czasu było zarezerwowane tylko dla niej. Kiedy skończyła, zmusiła się aby podnieść wzrok i na niego spojrzeć. - Powinieneś rano do niej napisać.- dodała, mimo paskudnej guli w gardle, która narastała. Dziwne uczucie. Wyjątkowo nieprzyjemne, ale nie powinna mieć do niego wyrzutów. Przecież to ona go zostawiła, nie na odwrót. A mimo wszystko było jej przykro, bo teraz oficjalnie stał się kimś, kogo straciła bezpowrotnie. Kimś, za kim nie powinna już tęsknić.
Hipokrytka.
W pewnej chwili drzwi się otworzyły, a wzrok Lexy powędrował w ich stronę, aby zobaczyć...
- Ethan?
- O, no proszę. Już się obudził.- powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Co tu robisz?- spytała.
- Domyśliłem się, że będziesz tu spać, więc przyniosłem ci koc i coś do jedzenia, abyś w końcu coś zjadła rano, bo od dwóch dni tego nie robiłaś. - powiedział, unosząc siatkę z jakimiś kanapkami, które miały na nią czekać po przebudzeniu. Pewnie wiedział, że w końcu tu padnie, bo ile można było funkcjonować bez snu, zwłaszcza w takim stresie, zmartwieniu i po pracy.
- Nic mi nie jest.
- Oczywiście, że nie. Zostawiam to tu na wszelki wypadek. - powiedział, przekazując jej siatkę z jedzeniem i zmniejszonym kocem. - Wracam. Zjedz i odpocznij, bo wycieńczony medyk, to tragiczny medyk.- mruknął i ucałował ją w czoło, gładząc przy tym jej blond włosy. Zmęczony uzdrowiciel gorzej myśli, nie? A w tym zawodzie nie było szans na pomyłkę, bo każda z nich się mogła skończyć tragicznie.
Ethan już odchodził, a ona mimo wszelkich znaków, które mówiły jej, aby tego nie robiła, zerknęła na Aidena.
- Czekaj...- zawołała, a Ethan zatrzymał się w drzwiach i odwrócił, co by na nią spojrzeć. - Też już idę. - postanowiła i spojrzała w stronę Aidena. - Masz rację, powinnam wrócić do domu i odpocząć. Skoro się już obudziłeś, to nie ma sensu, abym przy tobie była. - i wcale nie mówiła tego tylko dlatego, że czuła się paskudnie nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. - Personel już o wszystkim wie, więc jesteś w dobrych rękach. - dodała, już nieco ciszej, po czym odwróciła się i skierowała w stronę wyjścia, gdzie Ethan przepuścił ją w drzwiach. Zanim jednak całkowicie opuściła pomieszczenie, zatrzymała się i odwróciła. Bo musiała się odwrócić.
- Postaraj się jeszcze zasnąć. Potrzebujesz tego.
Tak samo jak ona jego.

/zt
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Mar 2020, 14:38;

  Odprowadził ją wzrokiem gdy wychodziła. Szczerze? To nie chciał by to robiła, nawet jeśli powiedziała mu, że zaraz wróci. Ale on wolał jak była obok. Nawet jeśli to miało być jedynie jej psim obowiązkiem narzuconym przez szpital. Bo może kazali jej go nadzorować bo trener się przy tym upierał. Albo Hans zapłacił, żeby ktoś cały czas pilnował jego syna, bo chciał, żeby wszystko było pod kontrolą. Ale wyszła, a on został sam w tym pustym pokoju. Nie chciało mu się spać, nie chciało mu się jeść. Chciał, żeby wróciła. Co było żałosne, bo nie powinien. Tym bardziej, że wiedział, że już dawno przestał być częścią jej życia i prędzej czy później i tak będzie musiała odejść.
  Ale teraz wróciła. Nieważne, ze na chwilę.
  Było mu miło ze świadomością, że jego ojciec i brat nie mają na niego wbite. Trochę też się martwił tym, że oni się martwią. Zwłaszcza Noel bo ten był panikarzem numer jeden; chociaż patrząc na to, że jego ojciec kiedyś zemdlał jak był świadkiem pierwszej poważniejszej kontuzji Aidena to... przynajmniej wiadomo, że byli spokrewnieni. Noel to takie nieco... kolorowe odbicie lustrzane Hansa. To by wychodziło, że Aiden jest odbiciem lustrzanymi Lisy? Cóż, biorąc pod uwagę to, że teraz oboje na siebie furczą, bo nie potrafią inaczej rozmawiać, a on trenuje ponad miarę to... raczej był w paru aspektach do niej podobny. Niestety. Ale wyobrażacie sobie Noela z charakterem Lisy?
  Min.
  Pewnie, że wiedziała. Jeśli nie od Noela to na pewno z jakiegoś pisma czy strony wizbookowej reprezentacji. Przecież trener musiał wydać oficjalne oświadczenie i powiadomić ludzi o stanie jednego ze swoich zawodników. I oczywistym było, że się martwiła. Przecież zawsze to robiła. I to robili ludzie, którym na kimś bardzo zależało - martwili się. On też się o nią martwił, też mu na na niej zależało. Jednak różnili się tym, że ona go kochała, a on jej nie.
  Nie odpowiedział na jej słowa. Oczywiście, że napisze. Aczkolwiek po minie było widać, że temat nie bardzo mu leży. Sam postanowił go pominąć. A zresztą nawet nie było możliwości by to w jakikolwiek pociągnąć, bo pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, kto nawet przywitać się z pacjentem nie umie. Rude. Zwłaszcza, że pacjent był w pełni świadomy. Spojrzenie Ackermanna padło na przybysza, ale jeszcze szybciej przeskoczyło na Lexę, bo najwyraźniej go znała. To znaczy - oczywiste, że go znała. Chyba pracowali razem. Chyba?
  W milczeniu przysłuchiwał się ich rozmowie i już po pierwszych zdaniach wywnioskował, że tym kimś była osoba, z którą Lexa musiała być blisko. I wraz z tą świadomością przyszedł ucisk na wysokości klatki piersiowej, który tylko się nasilił w momencie, kiedy ten "pajac" ucałował Lexę, a potem jeszcze jej dotykał. I choć Ackermann miną nie zdradzał niczego poza zmęczeniem to... bolał go ten widok.
  W końcu jednak Lexa na niego spojrzała.
  Przez chwilę, przez ułamek sekundy pokazała się mała nadzieja, że jednak z nim zostanie, że będą mogli porozmawiać, albo po prostu spędzić czas w swoim towarzystwie, w kompletnym milczeniu. Bo prawda była taka, że choć nie byli razem to on i tak był jakiś taki... szczęśliwszy w jej towarzystwie. Ale tak się nie miało stać. Ona powiedziała, że też idzie. Jasne, mówił jej, żeby poszła do domu spąc, ale... chyba nie wiedział, że to będzie równoznaczne z tym, że ktoś będzie spał razem z nią. Odwrócił od niej wzrok i udawał, że był zainteresowany czymkolwiek innym. Miał wrażenie, że gdyby teraz spojrzał na nią, jak wychodzi i to jeszcze z jakimś innym facetem to... po prostu by tego nie zniósł. Nawet nie słyszał już jej słów, wydawało się, że przeszedł w zupełnie inny wymiar, a to, co mówiła było zwyczajnie wygłuszone.
  Odwrócił spojrzenie na drzwi, kiedy były już zamknięte.
  W jego umyśle odezwało się ogromne, rozdzierające poczucie straty. I jeszcze coś.
  Uśmierciła go. O ile samym rozstaniem tylko mocno go zraniła o tyle tym, że ułożyła sobie życie z kimś innym, że ktoś inny całował ją i z kimś innym wracała do domu, do jednego łóżka, całkowicie go uśmierciła od środka. Świadomość tego całkowicie go rozbiła i miał wrażenie, że jego serce przestało bić. Przez dłuższy czas wpatrywał się w drzwi, które za sobą zamknęła, wychodząc z nim, po czym zaklął pod nosem i z niemałym trudem podniósł się do siadu, by złapać i wciągnąć na siebie ubrania, które najpewniej przyniósł mu Noel podczas wizyty z ojcem. Ostatecznie stanął na nogi i mimo, że jego mięśnie zdawały się błagać o to, by jeszcze dał im odpocząć, wciągnął buty. Złapał swoje rzeczy i zrzucił do torby, z której wyjął ubrania, po czym ruszył w kierunku drzwi. Chwiejnym, niestabilnym krokiem; wbrew obolałym mięśniom, raz kolejny zwyczajnie forsując swój organizm do funkcjonowania, kiedy ten najzwyczajniej był za słaby.
  Wyszedł ze swojego pokoju i jak gdyby nigdy nic ruszył korytarzem w stronę wyjścia ze szpitala. Wpadł na kogoś, a i owszem. Jednak personelowi powiedział, że wypisuje się "na własne żądanie". I to teraz. Nie dał się zatrzymać, chociaż próbowali to zrobić. Nie zamierzał tutaj siedzieć ani chwili dłużej, a już na pewno nie w pomieszczeniu, w którym faktycznie umarł. I ani myślał tutaj kiedykolwiek wracać bo to miejsce kojarzyło mu się z tragedią. Jego własną, całkowitą porażką. Bo czym innym było oszukiwanie się, że wszystko jest dobrze, że mogą razem funkcjonować, a czym innym było wejście w świadomość, że ktoś faktycznie trzyma w ramionach osobę, którą kochasz. Całuje ją, budzi się co rano. Jest... na twoim miejscu.
  Wyszedł ze szpitala i zrobił kolejną głupią rzecz, a mianowicie - deportował się w miejsce, które znał aż za dobrze, bo tam, gdzie był oficjalny świstoklik łączący Londyn z Seoulem. Ten sam, z którego wielokrotnie korzystał kiedy pojawiał się tutaj by... odwiedzać swoją dziewczynę. Szczęśliwie na żadnym etapie podróży, czy to z teleportacji czy faktycznym wykorzystaniem zaklętego przedmiotu, nie ucierpiał. Dostał się tam, gdzie chciał. Finalnie stanął pod domem starej przyjaciółki. Bo przecież nie chciał wracać do domu, do Londynu, by słuchać jak Noel opowiada, że widział Lexę i w ogóle. Zresztą tam też była jego matka, a z nią to już na pewno nie chciał się spotykać. Nie dlatego, że jak zwykle miała wywalone w jego kontuzję, ale dlatego, że to też przez nią stracił Lexę. Nie chciał też wracać do domu w Hogsmeade bo... no umówmy się - było jeszcze większe prawdopodobieństwo, że wpadnie tam na Shelby, a naprawdę wolałby tego uniknąć. Dla siebie. Bo w końcu powinien zacząć myśleć o sobie, może pójść naprzód. Chociaż wiedział, że nie umiał.
  A i tak najgorsze było uczucie pustki, które wstąpiło w niego po tej noce. Uczucie, jakby ktoś siłą wydarł z niego cząstkę jego, przez co po prostu skonał.
  — Aiden? — Odezwała się wielce zaskoczona Jeon. Ale... wpuściła go do środka. I miał tam zostać. Przez dłuższy czas. Nie informując nikogo o miejscu swojego pobytu, a jedynie posyłając list do Perp, że potrzebuje przerwy.
  A z kolei Jeon musiał opowiedzieć o dniu, w którym Aiden Ackermann po prostu umarł. Bo to był dzień, który miał go zmienić. /zt
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyCzw 17 Wrz 2020, 11:36;

W najdziwniejszych nawet snach, nie przewidziałaby, że jej dzisiejszy trening zakończy się właśnie w ten sposób. Przecież była doświadczonym graczem quidditcha, który od lat nie popełniał tak kardynalnych błędów! A jednak, sprawa wyglądała dziś zupełnie inaczej i czy jej się to podobało, czy nie, po prostu ten błąd popełniła. Zbyt skupiona na jednym, konkretnym celu, zapomniała o tym, co najważniejsze. Nie powinna skupiać się tylko na złapaniu znicza, ale na wszystkim, co działo się na boisku. Szukający zawsze był narażony najbardziej. Niejednokrotnie słyszała opinie, że jest najbardziej wartościowym graczem na boisku, bo w dużej mierze, to właśnie od niego zależały wyniki całego meczu. Nic dziwnego, że ktoś pragnął by ją wyeliminować. Nie spodziewała się tylko tego, że tym kimś będzie członek jej drużyny...
Nie wiedziała nawet,jak znalazła się w Mungu. Prawdopodobnie trener, bądź ktoś inny z drużyny, uznał, że najodpowiedniejszym rozwiązaniem będzie teleportacja, bo na miejscu nie udzielili jej żadnej pomocy. Ból rozchodził się po całym ciele, a bezsprzecznie promieniował od jej lewej dłoni. Cholernej lewej dłoni która to powinna być odpowiedzialna za złapanie znicza! Czuła, że jest źle, ale jeszcze nie wiedziała, jak bardzo. Jęczała z bólu, kiedy kładziono ją w łóżku szpitalnym i kazano czekać na przybycie uzdrowiciela dyżurnego. Czuła się cholernie niekomfortowo, wciąż mając na sobie swoje treningowe szaty, ale to był najmniejszy aspekt, na który zwracała uwagę w tym momencie. Gdyby tylko ktoś mógł jej pomóc... Niech ten ból zniknie! błagała wszystkie większe i mniejsze bóstwa. I błagała również o to, aby to złamanie nie zwiastowało rychłego końca jej quidditchowej kariery. Nie wybaczyła by sobie takiego błędu. Nie widziała w swoim życiu niczego, czym mogłaby zająć się w zamian. Kochała latać. Była w tym dobra. To nie fair, aby jeden błąd popełniony na przestrzeni lat latania na miotle, miał zadecydować o całym jej dalszym życiu... Pragnęła, żeby w tym momencie był przy niej ktoś, kto wesprze ją na duchu i powie, że wszystko będzie dobrze. Wolała jednak nie powiadamiać Thomena, póki nie będzie to zupełnie konieczne. I tak wystarczająco zmartwień miał na głowie, by jeszcze przejmować się jej ręką wykręconą pod dziwnym kątem. Tak, Thomen to ostateczność, więc teraz musiała poradzić sobie sama...

@Matthew Alexander
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyCzw 17 Wrz 2020, 16:15;

Ledwo co przyszedł na dyżur, a tu działo się tak cholernie wiele rzeczy, że aż nie wiedział, do czego wsadzić ręce.
Różdżka, znajdująca się w gotowości, bez większych problemów poskładała osobę po ataku przez hipogryfa, kiedy to próba oswojenia zwierzęcia nie udała się, a w międzyczasie dostał kolejne wezwanie. Matthew mógłby przekręcić oczami, ale tego nie zrobił - zamiast podejmować się akcji bezużytecznych, obarczonych ryzykiem utraty czasu, postanowił odpowiednio go zagospodarować, marszcząc brwi, jak to mało osób obecnie znajduje się na dyżurze, w związku z czym otrzymywał znacznie większą ilość pacjentów, nad którymi musiał sprawować pieczę. Ale, gdyby nie chciał tutaj pracować, już dawno by nie pracował - empatia i współczucie wobec drugiego człowieka, których to trzymał się kurczowo za rączkę niczym naiwne dziecko, były głównymi czynnikami, dlaczego właśnie podjął się zawodu uzdrowiciela. Chciał pomagać tym, którym potrzebna jest ta pomoc. A nie narzekać, kiedy to starał się spoglądać pozytywnie w przyszłość.
Silvia Valenti, podczas treningu Quidditcha doszło do wykręcenia dłoni pod dziwnym kątem. Podejrzewane jest także zmiażdżenie. — powiedziała asystentka, gdy ta prowadziła uzdrowiciela dyżurnego do odpowiedniego miejsca, a kiedy to mieli chwilę, by się podzielić najistotniejszymi informacjami na temat stanu zdrowia pacjentki.  Charakterystyczna podeszwa butów uderzała o podłogę, wydając równie charakterystyczny dźwięk - niezapomniany, niedoceniany. Po tym Puchonka mogła wywnioskować, że zbliża się osoba, która może jej pomóc.
A kiedy przybył na miejsce, od razu przeszedł do działania, przedstawiając się naprędce. — Matthew Alexander, uzdrowiciel dyżurny.oddziału magizoologicznego, niemniej jednak obecnie najważniejsze było przywrócenie pełnej sprawności dziewczynie, dlatego nie tracił tchu nawet na takie drobne rzeczy, by następnie, poprzez umiejętności, zaczął zajmować się poszkodowaną. Na początek Durito, coby ją to aż tak nie bolało, przynajmniej w obrębie dłoni, a także Levatur Dolor, by reszta tkanek odetchnęła od wszędobylskiego bólu. — Wiggenowy domięśniowo w jednej, standardowej dawce. — powiedział do asystentów, którzy mieli okazję nauczyć się sporo z tej lekcji, zastanawiając się jeszcze nad tym, czy nie powinien podać dziewczynie pochodną morfiny; na razie, dopóki nie zgłosi, że ją bardziej boli, odwlekał od tego pomysłu. — Coś cię jeszcze boli oprócz tej dłoni? — zapytawszy się, rozpoczął badanie za pomocą Surrexposition.

@Silvia Valenti
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyPon 21 Wrz 2020, 15:08;

Nie spodziewała się tego, że uzdrowiciel pojawi się tak szybko. Lecz mimo, że faktycznie jej czas oczekiwania był niewielki, to w jej odczuciu, był wręcz wiecznością. Ból nie ustępował nawet na sekundę i nawet mogłaby sądzić, że nasilił się znacząco, od kiedy pojawiła się w Mungu. A może po prostu jej organizm nie akceptował go w aż tak wielkiej dawce? Aż nagle pojawił się i on, choć nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Jej mózg nie przyswajał zbyt wiele informacji, zdecydowanie za bardzo zajęty radzeniem sobie z bólem. Widziała, że coś tam mówił, zapewne do niej, bądź bandy innych uzdrowicieli, którzy wmaszerowali razem z nim do pomieszczenia. Ale gówno ją to obchodziło w tym momencie. Poza tym, wiedziała, jaka będzie diagnoza, nie musiała być w tym celu uzdrowicielem. Kiedy widziała swoją rękę, zbierało jej się na wymioty. Nie mogło być dobrze. Oby tylko mogła dalej grać w quidditcha…
I nagle ból zmniejszył się na tyle, że zaskoczona Valenti zachłysnęła się zwykłym powietrzem. Zdezorientowana powiodła wzrokiem na swoją dłoń, zapominając, jak paskudnie wygląda a następnie na uzdrowiciela, który stał tuż obok. Nie znała mężczyzny, tego była pewna. Czyli nigdy wcześniej jej nie składał. Więc pytania przez niego zadawane, były jak najbardziej adekwatne. Teraz, kiedy jej dłoń nie pulsowała żywym bólem, mogła myśleć znacznie logiczniej.
– Cała ręka – odpowiedziała automatycznie na zadane przez niego pytanie. Jednak nie wiedziała, czy to faktycznie dalsza część urazu, czy może po prostu promieniujący uraz z okolic jej dłoni i nadgarstka. Wzięła kolejny głęboki oddech, tym samym powstrzymując nudności, które coraz mocniej jej doskwierały. Jak on mógł na to patrzeć?! – Będę mogła dalej grać w quiddticha? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język, patrząc na niego niemalże błagalnym wzrokiem. Nie zniosła by innej odpowiedzi niż proste tak.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyWto 22 Wrz 2020, 22:20;

Bycie uzdrowicielem dyżurnym ma pewne swoje plusy dodatnie oraz plusy ujemne; nadal nie mógł przyzwyczaić się do tego, że teraz, zamiast spędzać większość czasu na dyżurach, otrzymywał stosowne przerwy, za które go pilnowali i monitorowali jego stan. Jakby nie było, znajdowanie się pod opieką innych uzdrowicieli, mimo że kompletnie absurdalne, okazało się być normą - gdyby Matthew miał siebie samego leczyć, na pewno nie zakończyłoby się to dobrze. Bo każdy, kto zna się na magii leczniczej i potrafi z niej skorzystać w normalnym życiu, czuł się jakoby poniekąd bogiem - nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, aczkolwiek sam mógł postawić sobie diagnozę, która by go na pewno zadowalała.
Oszukując samego siebie oraz całe otoczenie, czego nie lubił robić. Jako człowiek szczery, chciał być również szczerzy, gdyby spotkał się przypadkiem za samym sobą na ulicy, a nie kłamać wprost w żywe oczy.
Obserwowanie urazów natomiast miał już we krwi; nie musiał zastanawiać się nad tym, jak widok powyginanej dziwnie kończyny jest ohydny, gdyż, gdy spojrzenie zielonkawych oczu zastygło na ułamek sekundy - przed własnym obliczem miał już wiele innych, podobnych. Po których ludzie się zbierali. Magia, mimo że może wydawać się być prymitywną formą, potrafi zdziałać cuda - cuda, z jakimi mugole mogliby się po prostu nie zgodzić.
Zrobimy wszystko, by przywrócić pełną sprawność. — chociaż może nie powinien ujmować tego w tak dramatyczne słowa, nigdy nie mógł obiecać; ludzie, mimo dobroci, jaką w nich dostrzegał, uwielbiali wykorzystywać jego zdania przeciw jemu. Starał się ostatnio tego uniknąć, jakoby osuwając w cień własne ja na rzecz własnego samopoczucia i komfortu psychicznego. Powoli się tym wszystkim zajmował; rzucając czary, przyczyniał się do polepszenia stanu zawodniczki jednej z drużyn Quidditcha, kiedy to Surrexpositioin dało jasno do zrozumienia, że z nadgarstkiem jest źle. Potrzeba nastawienia i naprawy, tudzież zrośnięcia kości, komplikowała to wszystko. — Nastawienie kości może boleć. Postaram się jeszcze mocniej znieczulić. — powiedział, wykorzystując do tego celu zaklęcie Durito w przedłużonej, wzmożonej inkantacji, kiedy to skupienie wyszło na pełen plan. Magia przeszła przez jego ciało, docierając do rdzenia, który skutecznie wydobył z siebie więcej mocy i tym samym uśmierzył na większym obszarze kończynę. Dispareo Oedema, by zmniejszyć obrzęk i móc więcej widzieć w obrębie nadgarstka. A następnie Locus, które przyczyniło się do powrotu kości do odpowiedniego miejsca.
Pacjentka nie powinna ewidentnie czuć bólu.
Rzucone Episkey powoli regenerowało nieprzyjemności powiązane ze złamaniem. Powoli, zasklepiając tkankę po tkance; na sali trwała cisza. — Panno Valenti, jeżeli mogę zapytać... w jakiej drużynie pani gra? — zapytał się, by odciągnąć ją od ciągłych myśli i patrzenia, ażeby nie poczuła się jeszcze gorzej.

@Silvia Valenti
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyWto 29 Wrz 2020, 23:08;

Naprawdę, miała szczerą nadzieję, że w zasadzie, to wszystko to jeden wielki koszmar i już za chwilę obudzi się w pełni sił, zdolna do wszystkiego i nie będzie nawet pamiętać o zdarzeniach, które przecież nie tak dawno miały miejsce na boisku quidditcha. Tymczasem, nic się nie zapowiadało na to, aby wszystko zupełnie nagle miało wrócić do normalności. Jej ręka dalej wyglądała gorzej niż tragicznie, choć uzdrowicciel zaczął się nią już zajmować. Włoszka miała ochotę płakać. W głowie rodziły się już najczarniejsze z czarnych scenariuszy. Oczami wybujałej wyobraźni widziała, jak uzdrowiciel oznajmia jej, że ręki jednak nie uratują, będzie konieczna amputacja, a co za tym idzie, już nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Chyba tylko ostateczne resztki silnej woli powstrzymywały ją przed tym, aby nie zacząć tutaj wyć, jak małe dziecko. Kiedy więc Matthew zapewnił ją, że wszystko będzie ok, pokiwała tylko głową, świadoma faktu, że jeśli otworzy usta, aby faktycznie odpowiedzieć, to na pewno nie utrzyma łez na wodzy. Musiała mu wierzyć na słowo, bo w tym momencie nic innego jej nie pozostawało. Co wcale nie oznaczało, że była zadowolona z takiego rozwoju wydarzeń.
Słyszała, jak mówił o tym, że może boleć, ale musiała przyznać, że rzucone przez niego zaklęcie znieczulające zadziałało nadzwyczaj dobrze. Bo praktycznie od łokcia w dół nie czuła niemalże nic. Ból ustąpił i pozwolił jej myśleć trochę bardziej trzeźwo, niż wcześniej. Tylko że to trzeźwe myślenie chyba w tym wypadku nie było wskazane. Usłyszała jakieś dziwne chrupnięcie, kiedy rzucał kolejne czary, ale bała się spojrzeć i sprawdzić, co to konkretnie było. Poczuła jakieś szarpnięcie we wnętrzu swojej ręki... i nic poza tym.
- Jestem szukającą Os. Gram w pierwszym składzie. Wcześniej grałam w przez rok dla Młoteł z Hailebury i jeszcze dla Zjednoczonych - odpowiedziała niemalże od razu, szczerze zadowolona z tego, że mogła skupić myśli na czymś innym. A o quidditchu mogła rozmawiać zawsze i wszędzie! Kochała ten sport całym swoim sercem i naprawdę czuła, że po prostu jest dobra w tym, co robi. Nie wyobrażała sobie, by mogła zajmować się czymś innym. -A pan, kibicuje jakiejś? - zapytała po chwili, zaintrygowana tym, czy uzdrowiciel zechce pociągnąć ten temat dalej.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyCzw 01 Paź 2020, 01:51;

Widział wiele w swoim życiu - wiele urazów, które ostatecznie składał, w związku z czym nie czuł, aby miał choć po części zepsuć naprawę nadgarstka dziewczynie. Uraz na pewno nie był za ciekawy, ale to właśnie magia uzdrowicielska pozwala wpłynąć na wyzdrowienie zawodniczki pod tym względem; nie jakakolwiek inna. Nie bez powodu zatem, powoli kalkulując, nie, szybko kalkulując kolejne decyzje, przyczyniał się do jej równie szybkiego powrotu do zdrowia. Co prawda nie mógł tego zrobić od razu, nawet jeżeli teoretycznie istniały takie możliwości, wszak obarczone było to dość sporym ryzykiem oraz tajemniczymi poprawkami wniesionymi w papierologię bez pozytywnej opinii ludzi z góry, aczkolwiek starał się zrobić wszystko, co mogłoby rzeczywiście pomóc przejść przez najgorszy moment, czyli właśnie ból. Cierpienie wysyłane przez układ nerwowy, by człowiek, jako organizm, dostrzegł problem. I o ile jest ono przydatne, to jednak na dłuższą metę, kiedy staje się przewlekły - niekorzystne.
Obserwował kiwnięcie głową, obserwował każdy ruch, a kiedy różdżką znieczulił porządniej nadgarstek dziewczyny, ból niemalże całkowicie zniknął. Energia, jaką w to włożył, nie była zbyt duża, aczkolwiek wymagała większego skupienia - nie bez powodu był uzdrowicielem dyżurnym. Doświadczenie posiadał, a to było w tym wszystkim najważniejsze, chociaż trudno w młodszym wieku o doświadczenie, skoro dopiero zaczyna się konkretny zawód. Alexander przyjmował praktykantów i asystentów z otwartymi ramionami, poświęcając im chociaż dłuższą chwilę na pomoc i zaznajomienie się z tematem.
Całkiem spora rotacja między drużynami. — stwierdził, kiedy to powoli wszystko powracało do normalności, a reszta asystentów, przyglądając się jego poczynaniom i zapisując odpowiednie notatki, powoli się rozchodzili. Tylko część z nich pozostała, lecz także zwykli uzdrowiciele czujnie obserwowali stan pacjentki, starając się go monitorować. — Powiedzmy, że może nie konkretnej, ale... w Hogwarcie należałem do Hufflepuffu. I to im najbardziej ze wszystkich drużyn kibicuję. — pozwolił sobie na łagodny, widoczny uśmiech, kiedy to, po łączeniu tkanki kostnej, sięgnął do gablotki, najpierw otwierając ją kluczem i tym samym wyciągnął jedną dawkę Szkiele-Wzro. — Ale... nie grałem ostatecznie. Nie dla każdego jest latanie na miotle. — skierował przez krótki moment wzrok w podłogę, by następnie, gdy przygotował łóżko do pozycji półleżącej, podać jej eliksir. — Proszę to wypić. Szkiele-Wzro, do szybszej regeneracji kości i uleczenia urazu. — zapewnił ją, by przypadkiem nie pomyślała, że jest kimś w rodzaju oszusta. I takie przypadki w tej pracy się zdarzały.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyPią 02 Paź 2020, 14:00;

Ona również widziała wiele różnorakich urazów. Nie raz i nie dwa była świadkiem naprawdę poważnych złamań, czy stłuczeń, które potrafiły zdeklasyfikować jakiegoś zawodnika z rozgrywek na naprawdę długie miesiące. Quidditch bez wątpienia był sportem bardzo kontuzjogennym, a mogła nawet skłonić się ku stwierdzeniu, że nie znała sportu, który mógłby przysporzyć więcej kłopotów zdrowotnych. Niestety, to było ryzyko zawodowe i miała świadomość tego, że prędzej czy później osobiście spotka się z takim urazem, który trwale wykluczy ją z dalszych rozgrywek quidditchowych. Nie była jednak przygotowana na to, by nastąpiło to tak wcześnie, w momencie gdy powoli zaczynała wchodzić na szczyt, stawać się jedną z najlepszych. W końcu nie bez powodu te wszystkie rotacje pomiędzy drużynami. Zaczynała słabo, kilka lat temu, a z meczu na mecz rozwijała swoje skrzydła i zaczynała latać coraz lepiej. Coraz więcej drużyn pragnęło zwerbować Włoszkę w swoje szeregi i płacili za to coraz lepsze pieniądze.
Komentarz uzdrowiciela przywitała delikatnym uśmiechem na ustach, wciąż bojąc się zerknąć w stronę swojej nieszczęsnej ręki. Niewątpliwie nic nie czuła, jednak bała się, że jej dziwaczny kształt mógłby spowodować ogromne nudności a może i nawet paskudne torsje. Pod tym względem była dosyć... kruchą osobą. Nie lubiła bólu i nienawidziła mieć z nim styczność. Bardzo szybko całkowicie obezwładniał jej umysł, powodując paskudne omdlenia. Dlatego teraz wolała... nie patrzeć w stronę, która mogła być dla niej zagrożeniem.
-Faktycznie, trochę tego było - przyznała dosyć skromnie, znów na chwilę zatapiając się w swoich własnych myślach i próbując udawać, że prócz niej oraz uzdrowiciela, nie ma tutaj w pomieszczeniu całej chmary stażystów, którzy robią sobie notatki na jej temat. Miała nadzieję, że na jej twarzy nie zagościły czerwone wypieki. I bardzo szybko przeniosła swoje spojrzenie w stronę Matthewa, kiedy wspomniał o tym, że sam należał do drużyny Hufflepuffu. -Żartujesz?! Ja jestem w Hufflepuffie! - zapiszczała radośnie... przez przypadek zerkając na swoją rękę, która wyglądała zaskakująco normalnie. Miała ochotę poruszać palcami, ale ostatkiem silnej woli powstrzymała się przed tym czynem. - Ej, to wygląda całkiem nieźle - stwierdziła po chwili, dalej przyglądając się z niekłamaną fascynacją swojej dłoni. Obróciła ją wierzchem do góry zaintrygowana. Magia lecznicza od zawsze pozostawała poza jej zasięgiem, co nie oznaczało, że nie lubiła przyglądać się jej działaniu. Po chwili przyjęła od mężczyzny eliksir i powąchała. Skrzywiła się znacząco, bo ten zapach był co najmniej bardzo niepokojący. Skoro jednak miał jej pomóc, zamierzała spróbować wszystkiego. - Smakuje tak samo źle, jak pachnie? - zapytała, ale posłusznie wypiła eliksir. Kiedy tylko dostał się do jej ust, z całych sił musiała powstrzymać odruch wymiotny. Przełknęła eliksir czując jego paskudny smak na języku. To było po prostu straszne. Ale skoro miało pomóc...
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyWto 06 Paź 2020, 15:58;

Matthew wiedział o tym, że sam Quidditch obarczony jest naprawdę wieloma urazami. Wystarczy chwila nieuwagi, niepasujące do reszty warunki pogodowe, które spowodują utratę widoczności lub właśnie... tłuczek. Tak mało trzeba, by spaść z miotły, złamać sobie coś lub kompletnie poddać stłuczeniu lub zmiażdżeniu - kontuzjogenny sport, trzeba było przyznać. Nie bez powodu sam w nim zbytnio nie uczestniczył, a bardziej zajmował się skutkami nieuważnej gry lub po prostu braku szczęścia, które przeradza się w czysty, trudny do pozbycia pech. Osobiście wolałby, żeby czarodzieje posiadali inne, mniej podlegające pod urazy sporty, aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku mogło to być naprawdę trudne. Zresztą, Quidditch był wpisany naprawdę na długie lata i w historię magicznej społeczności, w związku z czym nie podejrzewał, aby ostatecznie ludzie mieli go porzucić; nawet jeżeli miałoby się to wiązać z większym bezpieczeństwem podczas rozgrywek.
Spojrzał na nią, kiedy to zajmował się jej obrażeniami, a które to powoli znikały w odmęt otchłani niepamięci; wiedział, że widok czegoś takiego jest obarczony wstrętem, dlatego rozumiał to, dlaczego dziewczyna nie zamierza spojrzeć w stronę własnej kończyny. I w sumie dobrze - im mniejsza panika u pacjenta, tym w sumie jest lepiej. Można łatwiej przeprowadzić leczenie, bez konieczności podawania środków uspokajających. Widok ten Silvia mogła pozostawić właśnie jemu, nie narażając własnego samopoczucia na takie... no cóż, przerażające rzeczy. Nie każdy jest do nich przystosowany. Z czasem idzie nabrać na odporności, lecz w ostatecznym rozrachunku wymaga to odpowiedniego skupienia i pewnej bariery.
Niemniej jednak podejrzewam, że sporo z tego wyniosłaś doświadczenia. Mam na myśli zmianę drużyn i zapoznawanie się z różnymi taktykami. — nie uważał, by rotacja była czymś złym. Siedzenie w jednym i tym samym, podczas gdy ktoś inny oferuje inne warunki i treningi, ostatecznie wychodziło na korzyść osoby korzystającej z czegoś takiego. Osoby, która nie boi się zmian, kiedy jednak zdoła się przywiązać do danej drużyny. Umiejętność niezwykle przydatna w dzisiejszych czasach. Na następne słowa dziewczyny uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie mogąc powstrzymać się od podniesienia kącików ust mimowolnie do góry. — Nie, nie żartuję. — przymrużył oczy. — Ale powiem, że to miłe, iż trafia swój na swego. Przypadek? Nie sądzę. — zauważywszy to, jak dziewczyna spojrzała na swoją rękę, nie wyglądała ona źle, no ba, wydawała się być normalna. Powoli przygotował wyjęty z szafki eliksir, zapoznając się z reakcją panny Valenti na poskładaną kończynę. — Może jest poskładana, ale może też trochę boleć. Jakby coś takiego występowało, to śmiało możesz mówić - zastosujemy wówczas eliksir łagodzący ból. — zaproponował, by następnie ostrożnym ruchem podać jej także Szkiele-Wzro, którego smaku tak naprawdę nikt nie lubił. A do tego odznaczał się niezbyt ciekawym zapachem, który na pewno nie zachęcał do spróbowania. Jeżeli jednak Silvia chciała szybciej powrócić do zdrowia, musiała przełknąć substancję. — Powiedzmy... na pewno najlepszy w smaku nie jest, ale odpowiedniego działania nie można mu odmówić. — uśmiechnąwszy się, przygotował na wszelki wypadek wodę, gdyby dziewczyna nie mogła pozbyć się okropnego smaku z ust. Obserwował to, jak połyka eliksir, dając do zrozumienia stażystom, że na tym wszystkim ich rola się kończy i mogą po prostu pójść wypełniać swoje inne, przydzielone obowiązki. — Tutaj masz wodę, jeżeli posmak Ci poniekąd dokucza. — podał, gdy zaszła taka potrzeba.

@Silvia Valenti
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyWto 20 Paź 2020, 13:36;

Włoszka w chwili obecnej kompletnie nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez sportu. Nawyk latania na miotle wszedł jej tak głęboko w krew, że chęć użycia jej, była pierwszą myślą, z którą się budziła i najczęściej ostatnią, która towarzyszyła przed oddaniem się w objęcia morfeusza. A gdyby poznała ten sport szybciej niż po przybyciu do Hogwartu... Może szybciej zostałaby światową zawodniczką? Wolała nie wybiegać myślami w te rejony, bo przecież nie mogła zmienić tego, co już było. Miała wpływ tylko na przyszłość a ta aktualnie została bardzo mocno zamazana w jej umyśle, przez mały wypadek, któremu uległa. Poza tym, miała przeświadczenie, że jeśli będzie odpowiednio się sprawować, to tylko ułatwi uzdrowicielowi pracę. Musiała zrobić wszystko, co tylko w jej mocy, by jej dłoń wróciła do pełnej sprawności. A najłatwiej było w tym wypadku po prostu nie przeszkadzać i czekać na rezultaty. Nie wiedziała, jak dobrym uzdrowicielem był Matthew Alexander. Miała nadzieję, że najlepszym z możliwych.
- Oczywiście, że tak! - podjęła od razu entuzjastycznie temat zmiany drużyn, który miał miejsce w jej karierze. - Każda drużyna zachowuje się zupełnie inaczej i ma zupełnie inne metody pracy. To wspaniałe móc zauważyć te różnice. I bardzo dużo można z tego wynieść. Na przykład zagrywki, które tutaj, na wyspach, są kompletną normalnością, należą do super rzadkich w Ameryce - zaśmiała się na wspomnienie tego, jak pierwszy raz wykonała jeden z jej popisowych zwodów latając dla Młotów. Nagle okazało się, że w ich oczach wyszła na skończoną kretynkę, bądź na kogoś super mega uzdolnionego, gdzie ona sama wcale się tak nie czuła. Po prostu zrobiła coś dla niej kompletnie normalnego. -Nie wierzę w przypadki. Mam dziwne przeczucie, że nie bez powodu to właśnie pan składa mnie dzisiaj do kupy. Poza tym, do jakiej pozycji się pan przymierzał? - zapytała zupełnie zaintrygowana odkrywaniem tego typu faktów w kimś, kogo kompletnie nie podejrzewałaby o nie. Dalej zawzięcie testowała swoją dłoń, tylko w niektórych momentach odczuwając pewien dyskomfort podczas jakiegoś bardziej nietypowego wygięcia, czy ruchu. Nie było to jednak odczucie, które miałby ją faktycznie deklasyfikować z dalszych rozgrywek.
- Nie ma takiej potrzeby. Jest naprawdę dobrze, czego zupełnie się nie spodziewałam - uśmiechnęła się szeroko w kierunku uzdrowiciela a ten uśmiech potrafił powiedzieć więcej, niż tysiąc słów, które mogłaby w tym momencie wyrecytować. -Grazie mille per il tuo aiuto! Znaczy... Nie wiem, co bym zrobiła bez pana profesjonalnej pomocy - zreflektowała się, bo nawet nie zauważyła, kiedy w wyrazie swojej ekscytacji naprawieniem ręki, płynnie przeszła na swój ojczysty język. A przecież nie każdy go rozumiał...
Posmak po szkielo-wzro był paskudny, lecz do przeżycia. Skoro miało to pomóc, nie zamierzała w żaden sposób wybrzydzać. Chciała wrócić do pełnej sprawności a im szybciej będzie miało to miejsce, tym lepiej. -Dlaczego uzdrawianie? - zapytała po chwili, bo myśl ta zaatakowała ją znienacka. Miała tylko nadzieję nie urazić swoim wścibstwem mężczyzny, który cholernie starał się o jej pełen powrót do zdrowia.

@Matthew Alexander
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptySro 21 Paź 2020, 14:42;

Zaklęcia swobodnie wyprowadzał - tak, jak swobodnie po boisku musiała ruszać się panna Valenti, poszukując złotego znicza. Jedni są przyzwyczajeni do takiego wysiłku fizycznego; inni zaś wymagają bardziej statycznego zajęcia, jakim dla Matthewa było leczenie ludzi na oddziale urazów magizoologicznych na szpitalu. Niemniej jednak, jak zresztą widać, praca ta zazwyczaj wykracza poza jego rejony standardowego funkcjonowania. I o ile większość osób narzekałaby na dodatkowe obowiązki, to nie on. Leczenie zawsze ma na celu przywrócenie pełnej sprawności, a poświęcenie własnego czasu oraz zdrowia nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Świadomość posiadania ludzkiego życia we własnych dłoniach, sprawności poszczególnych kończyn oraz układów umiejscowionych w organizmie, przyczyniały się tak naprawdę do chęci pomocy; nawet nie musiałby otrzymywać za to żadnej wypłaty. Byleby przeciwdziałać temu, co się wydarzyło. I nawet jeżeli czasami był zmuszony zobaczyć, jak z naczynia wydostaje się dusza, nadal - pomógł znacznie większej ilości osób. Ilość strat w jego przypadku była mała, aczkolwiek istniała. Proste ryzyko obarczenia błędem zawsze niosło ze sobą niezbyt przyjemne konsekwencje - wówczas stawał się tym złem wcielonym, które należało wyrwać z korzeniami oraz wyrzucić.
Byłaś w Ameryce? — zapytał się, kiedy to już większość rzeczy poskładał w jedną całość, rzucając spokojnym podniesieniem kącików ust do góry, poniekąd serdecznym, ale także nieśmiałym. To, jak inni grają w Quidditcha, wykraczało poza jego standardową wiedzę na temat tego sportu; owszem, mógł na siebie narzekać, ale zamierzał się wypytywać, zamiast brnąć w spiralę niechęci do samego siebie. Nie po to chodzi na sesje terapeutyczne, by teraz marnować ich potencjał, prawda? — Kto wie, może los specjalnie się do nas uśmiechnął? — zaproponował, pozwalając na to, by ponowne podniesienie kącików ust do góry zawitało na jego twarzy. Nie wiedział, żeby to był przypadek, ale też nie wiedział, żeby to było specjalnie ugrane działanie losu. Nie bez powodu podchodził do tego dość sceptycznie, ale w miarę optymistycznie. — O kurczę, to było dawno temu... chyba do obrońcy? Ale i tak tylko grzałem ławkę. — trochę zakłopotany własnym brakiem pamięci co do wydarzeń przeszłych, Matthew skończył ostatecznie składanie za pomocą zaklęć nadgarstka Puchonki, by tym samym przejść do rzeczy powiązanych z eliksirami.
Cieszę się. — niepewnie, nieśmiało uśmiech zawitał na jego twarzy, kiedy to podał Szkiele-Wzro. Niemniej jednak nie był do końca przekonany co do braku bólu, w związku z czym dość uważnie, ale nienachalnie obserwował mimikę twarzy panny Valenti. — Jesteś Włoszką? — zapytał się, bo nie wiedział, a wyglądało to właśnie na język z pogranicza włoskiego. Może nie tyle liznął włoski, co bardziej miał z nim rzadko do czynienia w jakichś piosenkach, dlatego pytanie opuściło jego usta spokojnie oraz z widocznym zaciekawieniem w oczach. — Coś by się dało ugrać. Pewnie inny uzdrowiciel by cię teraz tutaj składał. — i nie wiedział, czy byłoby lepiej, czy gorzej, ale ta praca wypaczała ludzki umysł, powodując go niewrażliwym na krzywdę innych. On u siebie tą wrażliwość i empatię pielęgnował, ale nie zawsze było to dobre rozwiązanie. Nie bez powodu zatem przyglądał się temu, jak dziewczyna wypija eliksir, by następnie odstawić flakonik z porcją na bok. — Żeby zawodnicy Quidditcha mogli bez problemu wracać na boisko? — rzucił półżartem, dość wesoło, aczkolwiek nadal niepewnie, by następnie przywrócić spokój na własnej twarzy i tym samym się zastanowić, od czasu do czasu dając do zrozumienia, że myśli dość intensywnie. — Zawsze szło mi dobrze uzdrawianie, a i chciałem w jakiś sposób pomagać. Uznałem, iż bycie uzdrowicielem, mimo że jest to ciężka praca, spełni moje wymagania. — nie wymagał podziękowań, nie wymagał niczego; wymagał tak naprawdę pełnienia swojego zawodu i ratowania ludzkich dusz przed objęciami Śmierci. — A ty? Dlaczego akurat Quidditch, pozycja szukającej? — odbił zgrabnie piłeczkę.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyWto 27 Paź 2020, 17:06;

Niewątpliwie oboje świetnie radzili sobie w wybranych przez siebie profesjach. W innym wypadku nie zaszliby tak daleko. Silvia mogła tylko podejrzewać, że nie byle kto mógł sprawować urząd uzdrowiciela dyżurnego. Tak samo, jak Matthew mógł uważać, że jej liczne zmiany drużyn nie wynikały z faktu, że tak słabo jej szło. Poza tym, wychodziła z założenia, że jej życie miało w ogóle jakikolwiek sens do momentu w którym to będzie mogła dalej grać w quidditcha. Nie musieli jej za to płacić, choć wiadomym było, że zarobki w tym akurat zawodzie, do małych nie mogły należeć. Ale ona tak samo jak pan uzdrowiciel, nie robiła tego dla pieniędzy. Tylko dlatego, że zwyczajnie kochała latać i wszystko, co z tym bezpośrednio zwizane.
- Tak, dla drużyny wyprowadziłam się tam i przez pół roku chodziłam do Ilvermorny - wjaśniła, delikatnie przewracając oczami. Nie czuła się nigdy w Ameryce jak u siebie. Zbyt przywykła do Brytyjskiego klimatu. I pomimo faktu, że ten był tak kompletnie różny od jej rodzimego Palermo, jak to tylko możliwe, to polubiła to życie. Wyprowadzka była dla niej ciężkim doświadczeniem, w szczególności że przywodziła na myśl złe wspomnienia. Znów była sama w kompletnie obcym państwie, zdana tylko na siebie. Musiała na nowo nauczyć się funkcjonować w miejscu, gdzie posłał ją los. Nie była najszczęśliwszą osobą z tego tytułu. Nigdy nie sądziła, że będzie ją cieszyć możliwość powrotu do nie swojego kraju, a jednak tak było, kiedy wróciła do Wielkiej Brytanii. Westchnęła głośno słysząc, na jakiej pozycji grał jej uzdrowiciel. - Obrońca to chyba najgorsze miejsce w drużynie. Ale to tylko moje zdanie, więc nie wykluczone, że wcale nie jest tak źle - stwierdziła jeszcze i uśmiechnęła się, kiedy mężczyzna wspomniał jeszcze o grzaniu ławki. Jej samej na szczęście nie zdarzało się to nazbyt często, a już szczególnie nie w szkolnej drużynie.
- To aż tak widoczne? - zapytała bynajmniej zadowolona z tego pytania. Zaśmiała się dźwięcznie, bo teraz już znacznie rzadziej się one jej trafiały. Jej akcent po takim czasie stał się bardzo słabo wyczuwalnym w rozmowie, jedynie czasami zapominała się i mówiła po Włosku w momencie, kiedy czymś się ekscytowała czy denerwowała. -Tak, a dokładniej mówiąc z Sycylii - sprostowała jeszcze przewracając oczami, jakby to kompletnie było nie ważnym szczegółem. Może pozornie, jednak dla niej było nader istotnym i zawsze wolała dokładnie to wszystko mówić, by uniknąć ewentualnym niedomówień. Słuchała dokładnie kolejnych jego słów odnośnie tego, dlaczego wybrał akurat taki zawód. Parsknęła lekkim śmiechem, kiedy wspomniał o łataniu graczy, tym samym idealnie nawiązując do aktualnego przypadku. Uznała, że jego odpowiedź jest jak najbardziej na miejscu i kompletnie go pod tym względem rozumiała. Oddanie się w pełni czemuś, w co się wierzy brzmiało bardzo sensownie. A widać było po nim od razu, że dobro pacjentów oraz ludzi leży mu mocno na sercu.
-Ja? Moja historia nie jest aż tak spektakularna, jak pana. - musiała chwilę pogrzebać w głowie, żeby przypomnieć sobie, jak to w ogóle się wszystko zaczęło. - Zaczęłam latać, jak przybyłam do Hogwartu, czyli jakieś 3 lata temu. Zakochałam się w tym bez pamięci. Na początku pozycja ścigającej, ale kiedy spróbowałam bycia szukającą, wiedziałam, że to moje miejsce na boisku. Poza tym- wymownie zerknęła na swoje ciało, rozkładając szeroko ręce. -Sam pan widzi, że moja postura nie jest zbyt imponująca. Nie mam siły, żeby dobrze machać pałką, jestem szczupła i szybka. No i mam bardzo dobry wzrok co pomaga szukającym - wyszczerzyła zęby przy ostatnich słowach ciesząc się z tego przypadkowego spotkania.[/b][/b]
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptySob 31 Paź 2020, 17:34;

Działanie jako uzdrowiciel mogło być wyjątkowo kontrowersyjne.
Znacząco różnił się od swoich znajomych z pracy - nie zabijał uczucia empatii w zarodku, a zamiast tego oddawał się jego subtelnemu dotykowi, jakoby chcąc poznać, co trapie i gryzie daną duszę. Niezależnie od tego, jaką kwotę miałby zapłacić, czy miałby się zgubić i błądzić po tunelach bez światła - był gotów. Może nie jest typem osoby poddającej się walce, niemniej jednak, jeżeli ma walczyć o życie ludzkie, był w stanie poświęcić ze swojej strony całkiem sporo. I jego życie poniekąd się na tym opierało; dopóki mógł spełniać swój obowiązek, dopóki mógł być pewnego rodzaju dyplomatą ze samą Śmiercią, jakoby przeciwnikiem nadmiernych żniw poszczególnych bytów, czuł się z tym dobrze. A miał okazję z nią negocjować naprawdę często. Wyglądało to niczym gra w szachy - ten, który wygrał, mógł zachować w poszczególnym wymiarze daną duszę. Zazwyczaj udawało mu się wygrywać. Czasami jednak to śmierć, za pomocą wyjątkowo kościstych palców, pokonywała wszelkie przeciwności losu i zabierała ze sobą swoją nagrodę. Spokojnym ruchem trzymanej w dłoni kosy, oręże było gotowe przeciągnąć na swoją stronę własną wygraną. A on... nie mógł z tym nic zrobić.
Początkowo, gdy przegrywał, chciał z nią negocjować.
Z czasem nadeszło zrozumienie, tudzież oświecenie - światło oświetliło to, co znajduje się pod kopułą czaszki, pokazując przemijalność stworzeń. Nie tylko ludzi, ale także zwierząt. To nie jest coś, co może powstrzymać; życie potrzebuje tak naprawdę dopełnienia. Śmierć ją stanowi - opuszczenie, spłacenie długu i świadomość, że przeżyło się własne życie po prostu dobrze. Nieśmiertelność może być ciekawa, ale do czasu.
Rozmowę z nią ma opanowaną już do perfekcji.
Interesująca szkoła. — przyznał. Sam się czasami zastanawiał, gdzie by został przydzielony, ale tak naprawdę wiedział; serce. To jest jego najważniejszy atut, z którego nigdy nie potrafił zrezygnować, w związku z czym to właśnie Pukwudgie byłby poniekąd jego patronem. Opiekunem; dodatkowo, z tego, co słyszał, sprzyja uzdrowicielom, więc tym bardziej nie musiał się zastanawiać. Poniekąd są to domy podobne do tych hogwarckich, chociaż trochę różniące się. — Na pewno inna od Hogwartu, ale również, wydaje się mieć swój urok. — uśmiechnął się delikatnie w jej stronę, zanim zaczął wypisywać w kartotekę odpowiednie informacje na temat przyjęcia Valenti na oddział Świętego Munga. Zauważył jednocześnie jej reakcję na to, jaką funkcję spełniał w drużynie Quidditcha, ale koniec końców nie poczuł się urażony. Wiedział, że fucha obrońcy nie jest zazwyczaj doceniana, ale stanowi równie ważne ogniwo, co chociażby pałkarze czy ścigający. — Nie no... każde miejsce w drużynie jest ważne. Mimo że się tak nie wydaje, bo to w sumie rola taka bardziej wspierająca. — uśmiechnął się szerzej. Nie czuł się z tego powodu źle, a nie chciał ciągnąć Silvii za język, wkładając w jej usta jakieś mściwe rzeczy. Jako uzdrowiciel był niezwykle spokojny i wyrozumiały. Gdyby zabrakło mu tychże cech, na pewno nie siedziałby tutaj, a prędzej robił eliksiry dla pacjentów; nie bez powodu obecnie zakładał usztywnienie na nadgarstek, by nie doszło do kolejnych urazów.
Podejrzewam, że język włoski to twój ojczysty. Ale zawsze mogę się mylić. — powoli kończył zapiski mugolskim (!) długopisem, nie mając zamiaru tracić czasu na atrament, by następnie podać całokształt kartoteki pielęgniarce, w której to zamieścił wszystkie informacje - jaki uraz wystąpił, w jaki sposób go zaleczył, ocenę w skali świadomości, wrażenia bólowe, zastosowane eliksiry oraz zaklęcia. Ot, najczęstsze dane, pomijając niektóre, bardziej szczegółowe. Jeżeli teraz nie zapisze, to mężczyzna sobie o nich zapomni i potem będzie musiał wymyślać. Na informację o tym, skąd pochodzi, kiwnął głową w geście zrozumienia.
Czasami nawet w niewielkich dłoniach i małej muskule potrafi znaleźć się sporo siły. — uśmiechnął się, ostrożnie kończąc wszelkie czynności, których musiał podjąć się podczas interwencji na całkowicie innym oddziale. — Zostanie pani na obserwacji przez dwa dni. Przypisałem odpowiednie ilości leków, które będą podawane przez pielęgniarki. — zakończył, zamykając kartotekę we własnych dłoniach i podając ją przechodzącej tuż obok pielęgniarce, by zaniosła do uzdrowiciela dyżurnego wypadków przedmiotowych. — Jeżeli coś by się działo bądź bolało bardziej, może mnie pani wezwać w każdej chwili. Matthew Alexander. — kiwnął głową w jej stronę. — Do zobaczenia. — poprosił jeszcze pielęgniarkę o monitorowanie jej stanu, zanim poprawił swój płaszcz i tym samym zniknął na korytarzu, przechodząc powoli przez kolejne sale, by się upewnić, że nikt nie potrzebuje przypadkiem jego pomocy; dopiero po tym powrócił do samego siebie.
Nic nie dzieje się przypadkiem, prawda?

[zt x2]
Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyCzw 22 Lip 2021, 12:38;

Post pracowniczy - lipiec
Przed wyjazdem wakacyjnym

Prawd było kilka. Pierwsza prawda była taka, że Perpetua była na zwolnieniu. Druga prawda była taka, że nie tylko na zwolnieniu, ale też w sumie urlopie macierzyńskim. Trzecia prawda z kolei taka - że tak czy siak czuła się wspaniale. Czwartą prawdą było natomiast to - że jako jeden z najbardziej doświadczonych uzdrowicieli, i tak była 'proszona' (już nawet nie wzywana!) na konsultację w pewnych przypadkach. Whitehorn nie byłaby sobą, gdyby odmówiła w takiej sytuacji - a Huxley nie psioczył pod nosem, tylko sam ją wypychał z Dziupli, bez jakichkolwiek pretensji zostając z Florką jako tata na pełen etat. Anioł, nie człowiek.
Toteż jeszcze przed wyjazdem do Arabii - Perpetua dała się zaprosić do Szpitala św. Munga, wyjątkowo na oddział przy którym od dawna już nie pracowała, jednak miała z niego naprawdę wiele doświadczeń. Wypadki przedmiotowe - to tutaj zaczynała swoją karierę uzdrowicielki i podchodziła do niego z pewnym sentymentem. Choćby przez to, że właśnie przez 'wypadek przedmiotowy' postanowiła zostać tym, kim była obecnie - i również przez to poruszała się o lasce.
Poprowadzona przez jednego z asystentów, przebrana w swoją własną żółto-zieloną togę magimedyka, przeszła z izby przyjęć nieco dalej. Oddział wypadków przedmiotowych przypominał mugolski SOR, tutaj działo się dosłownie wszystko, dużo i najczęściej krwawo. Sama Perpetua została jednak skierowana do jednego z pacjentów wprowadzonych w eliksiralną śpiączkę, po - oczywiście, a jakżeby inaczej - miotlarskiej kraksie. Nie byle jakiej, bo biedak lecąc na swojej Błyskawicy zderzył się z Ogniomiotem i to w pełnym pędzie. Cud, że przeżył zderzenie, a co dopiero upadek, inaczej nie można było tego nazwać.
Złotko, daj mi kartę pacjenta — poprosiła młodą uzdrowicielkę, która krzątała się gorączkowo przy poszkodowanym. Była bledsza nawet niż Perpetua. Złotowłosa odebrała od niej kartę, lustrując ją uważnym spojrzeniem. Zmarszczyła z troską brwi - też kiedyś zaczynała. — Idź odetchnąć świeżym powietrzem, weź sobie eliksir spokoju do herbaty — poleciła brunetce, pokrzepiająco klepiąc ją po ramieniu. — I nie wymiotuj przy pacjentach... — Obrzuciła znaczącym spojrzeniem wiaderko i mopa ustawione w rogu pomieszczenia. — Od tego masz kinetosis i chłoszczyść, złotko — dopowiedziała jeszcze, mentorskim, upominającym tonem - jednak wyjątkowo łagodnym.
Rzuciła okiem na zebrany dotychczas wywiad, przygryzając z przejęciem wnętrze policzka. Sama sięgnęła pod poły własnej szaty, by wyjąć srebrzystą różdżkę i samej potwierdzić jeszcze raz zebrane informacje. Najbardziej niepokojące były urazy klatki piersiowej i nóg. Mężczyzna miał wiele szczęścia nosząc dobrej jakości kask. Perpetua przywołała z rogu pomieszczenia okulary diagnostyczne, nakładając je sobie zgrabnym ruchem na nos.
Caliditas. Flumine Sanguinis — mruczała zaklęcia diagnozujące, spokojnym, miarowym tonem - równie spokojnym wzrokiem obiegając całe ciało nieprzytomnego pacjenta, odnotowując w myślach wszystko co udało jej się zebrać. Większość pokrywała się z już wydaną diagnozą - większość, ale nie wszystko.
Interior Depletura — wyszeptała jeszcze kilkukrotnie, tamując mini-krwotoki w okolicach płuc. Z niepokojem zwróciła uwagę na liczne złamania. Zbyt liczne. Z cichym westchnięciem zdjęła z nosa okulary, zwracając się do towarzyszącego jej cicho asystenta. — Pacjent jest chory na Sylis. Zastosujcie kurację wiggenowym i szkiele-wzro po złożeniu wszystkich złamań. Zostanie u nas co najmniej trzy tygodnie. Potem przenieście go na rehabilitację, w razie czego kontaktujcie się ze mną.
Pierwszy pacjent na liście odhaczony. Jeszcze tylko kilka innych...

EOT
Powrót do góry Go down


Thaddeus H. Edgcumbe
Thaddeus H. Edgcumbe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Dodatkowo : Kapitan Drużyny Puchonów
Galeony : 182
  Liczba postów : 825
https://www.czarodzieje.org/t18881-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18884-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18882-thaddeus-h-edgcumbe#543402
https://www.czarodzieje.org/t20662-thaddeus-h-edgcumbe-dziennik#
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyPią 27 Sie 2021, 16:35;

Najbardziej wkurwiający w tym wszystkim był fakt, że kompletnie niczego nie pamiętał - jakby ktoś wziął i wyrwał mu kawał mózgu (choć wtedy raczej już by nie żył). Uzdrowiciele uwijali się wokół niego jak pszczoły i dopiero kiedy jego stan uznali zgodnie za 'stabilny', a on sam nie czuł jeszcze bólu pod wpływem zaklęć i eliksirów, a był na tyle trzeźwy, żeby zrozumieć, to udzielili mu informacji. Według świadków zdarzenia wjechał na czerwonym świetle na skrzyżowanie - co samo w sobie wydawało się Thaddeusowi istnym absurdem - i zaliczył bliskie spotkanie z pędzącym autem. Gdyby nie miał kasku, prawdopodobnie by nie przeżył - toteż można było powiedzieć, że dopisało mu doprawdy prawdziwe szczęście. Nikt jednak nie był w stanie powiedzieć mu nic więcej - a sam chłopak nie pamiętał nawet żeby wstawał dzisiaj z łóżka. Pamięcią sięgał jedynie do wieczora - kiedy to po diablo zimnym prysznicu wsunął się pod lekką kołdrę i zasnął nad biografią Bowmana. Był przekonany, że to było wczoraj, choć... Czy mógł być pewien, że naprawdę tak było? A może to wspomnienie wieczoru sprzed tygodnia i grzmotnięcie łbem o asfalt wyrzuciło z niego więcej wspomnień?
Szyna założona na jego prawe ramię nie była tak nieznośna jak ta ziejąca pustką dziura. Próbował jeszcze podpytać uzdrowicieli o więcej szczegółów, jednak nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć. Właściwie to nawet nie wiedział co stało się z jego motorem. Nie wiedział po co w ogóle nim jechał i gdzie. Jedyne co wiedział to to, że żył - chociaż nieźle go poturbowało. Oraz to, że zdecydowanie brakowało mu ciuchów.
Poprosił jednego z asystentów magimedyków o kawałek pergaminu i samopiszące pióro, żeby mógł poinformować kogoś o swoim stanie. Kiedy jednak otrzymał odpowiednie przybory... w głowie spozierała mu jeszcze większa pustka. No tak. Do kogo miałby napisać...? Po co? Musiał przełknąć nagłą goryczkę zbierającą mu się na języku i podyktował dokładnie dwa listy. Jeden do managera Srok z Montrose z informacją o wypadku, a drugi do... Musiał naprawdę się zastanowić - choć dość szybko do głowy przyszła mu Julia Brooks. A raczej jej słowa "Wiesz, że mogliśmy się spotkać w Londynie, prawda?". Cóż, nie z takim zaproszeniem wolałby pisać, ale nie widział w obecnej sytuacji lepszego wyjścia.
Posłał szpitalną sowę - i miał wrażenie, że minęły całe wieki nim otrzymał patronusową odpowiedź Brooks. Z uśmiechem wykrzywiającym podbite sińcem wargi wysłuchiwał dzika o głosie Julii - jednak nawet nie sięgnął po kolejny pergamin, stwierdzając, że podzieli się z dziewczyną tymi nielicznymi szczegółami, których sam się dowiedział, kiedy ta pojawi się już na miejscu.
Tymczasem z lekką niemocą - i karcącymi spojrzeniami uzdrowicieli - usiadł na łóżku, opierając się o poduszkę. Poczuł zawroty głowy i znów pociemniało mu lekko przed oczami, gdy mroczki zatańczyły mu pod powiekami. Starał się odetchnąć głębiej - ale stać go było jedynie na marny półoddech. Zerknął na swoje odbicie w szklanej komódce na medykamenty - odnotowując dość spore zasinienie rozlewające się po jego kości policzkowej aż do samej szczęki. Lewy łuk brwiowy miał opuchnięty, tak, że nie mógł do końca otworzyć oka. Najbardziej rzucająca się w oczy była jednak szyna przytrzymująca jego prawe ramię i przebijający się przez bandaż elastyczny na żebrach ciemniejący krwiak. Thaddeus zamrugał, pierwszy raz w życiu widząc siebie w takim stanie - po czym zaczął skrupulatnie, samemu badać ruchomość swoich kończyn.

@Julia Brooks
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyPią 27 Sie 2021, 17:56;

kostka na klątwę: mdleję (odegram później)

Dziwny to był moment w życiu Krukonki. Wakacje w Arabii się skończyły, rok szkolny jeszcze się nie zaczął, a do startu sezonu były prawie dwa miesiące. Normalnie dziewczyna cieszyłaby się z takiego stanu rzeczy, bo mogłaby do woli latać i trenować, jednak „Boyden” musiał niestety wylądować w kącie. Minęło kilka tygodni, odkąd spadła na nią klątwa, a wciąż nie było postępów w jej leczeniu. Dlatego też, musząc się liczyć z faktem, że w każdej chwili może stracić przytomność, do minimum ograniczyła wychodzenie z domu. Po prawdzie, miała do tego świetne warunki. Mieszkanie było duże, Arli nie było, gotować nie musiała, bo dietę pudełkową zapewniał jej klub, a do tego miała dostęp do mugolskich technologii. Czas spędzała na sprzątaniu, bardziej z wewnętrznej potrzeby niż konieczności, czytaniu, treningach z jakąś babą z youtuba i oglądaniu seriali. A właściwie serialu. Ostatnie trzy dni spędziła na binge-watchingu „The Office”, który wciągał jak zło. Krukonka była właśnie w połowie kolejnego odcinka, kiedy usłyszała stukanie w szybę. Od razu poznała Antmana, tak więc sięgnęła po przekąskę, otworzyła szybę i nakarmiła zwierzaka, po czym odpięła liścik od jego nogi.
- Co twój pan znowu sobie zrobił? – zapytała zwierzaka, nie licząc rzecz jasna na żadną odpowiedź. Byłoby co najmniej dziwnie, gdyby było inaczej.
Zamiast szukać pergaminu i pióra, wysłała patronusa. Nie miała zamiaru szukać teraz mieszkania Tadzika i wdawać się w pogawędki z Violką i Willem, o ile byli w mieszkaniu. Zamiast tego nasunęła na stopy trampki i podeszła do lokalnego marketu, gdzie zaopatrzyła się we wszystkie potrzebne rzeczy, łącznie z ogromną pidżamą, która, znając Tadzika, i tak okaże się za mała.
Wszystko spakowała w zwykłą siatkę, po czym poszła za róg i aportowała się do Munga. Kiedy weszła do salki i zobaczyła Puchona, mimowolnie zmarszczyła czoło.

- Skoro ty wyglądasz tak, to aż boję się zapytać, co się stało z tamtym autem – uśmiechnęła się lekko, zbliżając się do łóżka. – Przyniosłam Ci rzeczy. Uber Julka to the rescue – dodała, wręczając mu reklamówkę fantami. W środku, oprócz stylowej pidżamki, szczoteczki i nowego ręcznika (stanowiącego udany kompromis między miękkością i chłonnością), znalazło się kilka puszek z Colą, za którą Puchon przepadał i książeczka z sudoku dla zabicia czasu w szpitalu.

W czasie, kiedy chłopak zajmował się przeglądaniem wyprawki, ona przyciągnęła do siebie krzesło za pomocą zaklęcia i rozsiadła się na nim wygodnie, zaciągając się tak dobrze znanym zapachem medykamentów i środków czyszczących.

- Jak się czujesz? – zapytała z zatroskaniem na twarzy. Co tu dużo mówić, Tadzina wyglądał jak po walce ze stadem szopów zamieszkujących jego stary domek na drzewie. – I co ci się stało w rękę? Mam nadzieję, że to nic groźnego i zagrasz jeszcze kiedyś na skrzypcach.
Powrót do góry Go down


Thaddeus H. Edgcumbe
Thaddeus H. Edgcumbe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Dodatkowo : Kapitan Drużyny Puchonów
Galeony : 182
  Liczba postów : 825
https://www.czarodzieje.org/t18881-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18884-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18882-thaddeus-h-edgcumbe#543402
https://www.czarodzieje.org/t20662-thaddeus-h-edgcumbe-dziennik#
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyPią 27 Sie 2021, 19:05;

Rzeczywiście 'niedługo' w julkowym języku w istocie znaczyło 'niedługo'. Edgcumbe zdążył ogarnąć, że poza ramieniem włożonym w szynę jest całkowicie ruchomy - choć przy gwałtowniejszych ruchach robiło mu się zwyczajnie niedobrze. No i nie mógł wziąć głębszego oddechu, co zapewne było spowodowane stłuczonymi żebrami. Mógł mieć jedynie nadzieję, że nic mu pod czaszką nie wykwitnie przez najbliższe godziny i będzie mógł dogorywać we własnych czterech kątach.
Hej Brooksie — przywitał dziewczynę, samemu będąc zaskoczonym jak bardzo miał schrypnięty głos. Aż musiał odchrząknąć, starając się jednocześnie uśmiechnąć do zbliżającej się kumpeli. Stanowił to dość makabryczny widok, choć nie stracił ani jednej ze swoich pereł. — Auto do kasacji. Ja prawie też — wycharczał po szkocku, przyjmując z wdzięcznością reklamówkę od Julii.
Z pewnym trudem, operując jedynie lewą ręką przejrzał przyniesione precjoza - odnotowując absolutną metkową nowość na każdej z nich. Westchnął ciężko, już mając skomentować nieprzychylnie te niepotrzebne zakupy - jednak w porę wyłuskał z minionkowej piżamy (która ewidentnie stanie się jego ulubioną!) puszkę z colą i aż zachłysnął się z zachwytu.
Teraz zdecydowanie lepiej — oznajmił z szerokim (bolesnym) wyszczerzem na pytanie Krukonki, otwierając jednocześnie puszkę napoju. Ręka mu się lekko trzęsła, gdy unosił metalowe naczynko do ust, ale nie zamarudził w ogóle. Upił parę konkretnych łyków.
Ale ogólnie... — otarł wargę wierzchem dłoni, przenosząc iście wdzięczny wzrok na Brooks. — Ogólnie czuję się jakbym wpadł pod samochód — zachichotał gardłowo, jednak szybko przerwał, sycząc z bólu. — Oh, kurwa... — sapnął, przyciskając zdrowe przedramię do obandażowanego boku. Potrzebował kilku chwil, żeby odgonić śmigające mu na widoku mroczki i ponownie zogniskować wzrok. Pytanie Julki dotarło do niego z pewnym opóźnieniem - a i on sam musiał odpowiednio ułożyć słowa na języku.
Złamana kość ramienna. Trzon. Już mi ją złożyli, ale nerw oberwał i będę musiał rehabilitować — streścił po krótce co z ręką. — Poza tym pęknięte żebra, od cholery otarć i wstrząs mózgu. Kompletnie nie pamiętam dzisiejszego dnia... Uzdrowiciel nazwał to... ee... utratą pamięci krótkotrwałej, o. — Dość niefrasobliwe podejście jak na faceta, który właśnie otarł się o śmierć. — Ale przynajmniej nie rzygam.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Sie 2021, 11:44;

Kiedy dobrze znana ci osoba ląduje w Mungu, i to z powodu zderzenia z samochodem, rzucasz wszystko, co w danej chwili robisz i pojawiasz się jak najszybciej ze wszystkimi niezbędnymi fantami. Czy zdziwił ją fakt, że Thad napisał właśnie do niej? Tak, jak najbardziej. Nie skupiała się jednak nad przyczynami, tylko już stała przy kasie, z colą i pidżamą na taśmie, aby po kilkunastu minutach zawitać do czarodziejskiego szpitala.

Siedząc wygodnie w fotelu, z uśmiechem satysfakcji obserwowała uśmiech na twarzy chłopaka, dobierającego się do puszki z napojem. Kto by pomyślał, jak niewiele trzeba do pełni szczęścia.
A jeżeli już o szczęściu mowa, to tego chłopakowi nie brakowało. Wypadek, w którym wziął udział, mógł się skończyć o wiele poważniej, niż załamaną ręką i pękniętymi żebrami. Sam fakt, że Tadek mówił o tym w tak lekki sposób, jakby chodziło o coś tak prozaicznego, jak stanięcie bosą stopą na klocku lego, było godne uwagi i jednocześnie, nieco irytujące.

Słuchając chichotu chłopaka, który stwierdził, że czuje się, jakby wpadł pod samochód, zastanawiała się, jak to możliwe, że ten potrafi się uśmiechać nawet w tak gównianych sytuacjach, jak ta, w której się znalazł. Kiedy chichot zamienił się w jęk bólu, wstała ze swojego miejsca i usiadła na krawędzi łóżka, przyglądając się bacznie jego poobijanej twarzy.

- Nie ruszaj się, proszę – poleciła, po czym chwyciła go delikatnie za brodę, wyciągnęła z kieszeni kangurki różdżkę i wycelowała w twarz chłopaka, znieczulając rozcięcia za pomocą duritio. Używała tego zaklęcia już tyle razy, że byłaby w stanie rzucić obudzona w środku nocy. Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie jej odwiesić miotłę na stojak, może się zastanowi nad karierą drużynowego medyka? Co jak co, ale na obrywaniu tłuczkiem i lizaniu ran znała się jak mało kto. Na razie jednak musiała jej wystarczyć epizodyczna rola pielęgniarki Tadzika.

- Brzmi kiepsko, ale powinieneś się cieszyć, że w ogóle żyjesz. Lekarze powiedzieli ci, kiedy stąd wyjdziesz? – zapytała, biorąc od chłopaka puszkę z colą i upijając drobny łyczek.
Powrót do góry Go down


Thaddeus H. Edgcumbe
Thaddeus H. Edgcumbe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Dodatkowo : Kapitan Drużyny Puchonów
Galeony : 182
  Liczba postów : 825
https://www.czarodzieje.org/t18881-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18884-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18882-thaddeus-h-edgcumbe#543402
https://www.czarodzieje.org/t20662-thaddeus-h-edgcumbe-dziennik#
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Sie 2021, 12:57;

W takim razie bardzo dobrze, że Julia nie spytała czemu napisał właśnie do niej - bo sam Thaddeus nie znał odpowiedzi na jej pytanie. Po prostu jako pierwsza wpadła mu do głowy, kumplowali się i też mieszkała w Londynie - czy to nie były wystarczające powody...? Poza tym, że chłopak naprawdę, zwyczajnie, nie miał do kogo napisać. No, może jeszcze do Aslana, ale cholera wie, czy on aktualnie był na dyżurze, w swoim domu, czy akurat u Nielsen - po ludzku... Nie chciał mu przeszkadzać.
Właściwie to nikomu nie chciał przeszkadzać - ale potrzebował tych kilku rzeczy.
Z lekkim zdziwieniem obserwował jak dziewczyna podnosi się ze swojego siedziska i siada tuż obok, dobywając różdżki - zmarszczył brwi (a przynajmniej jedną, ruchomą brew), kiedy Brooks chwyciła go za podbródek, ale nie zaprotestował w żaden sposób.
Mam w sobie więcej wiggenowego niż własnej krwi, nie musisz... Uch — aż sapnął cicho, kiedy igiełki bólu przestały go drażnić pod wpływem zaklęcia dziewczyny. Zamrugał kilkukrotnie, czując jak spojrzenie mu się nieco rozjaśnia. Uśmiechnął się nieco szerzej, wlepiając wdzięczne zielone tęczówki w ciemne oczy Julii. — Dzięki — mruknął z uznaniem, zdrową dłonią sięgając do swojej twarzy i opuszkami palców badając znieczuloną skórę, jakby chcąc sprawdzić, czy rozcięcia dalej tam są. Chyba sam będzie musiał liznąć trochę magii leczniczej... Chociaż znając jego talent do magii, to prędzej sobie zaszkodzi niż pomoże.
Tak, no, cieszę się — przyznał choć raczej bez większego przekonania - bardziej skupiony na odebranej mu puszce coli, aniżeli rzeczywistej radości z przeżycia. — Jeszcze trochę to do mnie nie dochodzi... Podobno wjechałem na czerwonym na skrzyżowanie — potarł wierzchem dłoni swój policzek, próbując przypomnieć sobie cokolwiek - bez skutku. Westchnął ciężko, poprawiając się nieco na szpitalnym łóżku - i podwijając jedną nogę tak, by Julia mogła ewentualnie oprzeć się na jego kolanie.
Mam zostać na obserwacji trzy dni... Mocno oberwałem w głowę i chcą się upewnić, że nic mi pięknego pod czaszką nie wykwitnie — zreferował krótko, obrazowo stukając się jeszcze palcem w zasinioną skroń. — Mam więc przymusowy... khm, urlop — wzruszył ramionami - a raczej jednym - przebiegając spojrzeniem po sali. Szybko jednak wrócił wzrokiem do towarzyszki, uśmiechając się krzywo - choć nie sposób było odmówić mu wesołości.
Dziękuję, że mi to kupiłaś — skinął na reklamówkę z fantami. — I przepraszam za problem. Jak Ty się czujesz? — spytał ze szczerą troską - w aktualnej sytuacji nieco z resztą absurdalną.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 EmptyNie 29 Sie 2021, 14:17;

Jaki by nie był powód, dla którego otrzymała list od Puchona, ten podjął słuszną decyzję, decydując się na powierzenie losu własnej pidżamy Krukonce. Zresztą, można to było nazwać syndromem sztokholmskim, ale dziewczyna przepadała za Mungiem. Spędziła w nim mnóstwo czasu, miała swoje ulubione miejsca i do tego uwielbiała zapach czystości i eliksirów leczniczych. Nie było to jednak coś, czym należało się chwalić, tak więc zachowała te przemyślenia dla siebie.

- Dzielny z Pana pacjent, Panie Edgecumbe – poklepała go po zdrowym ramieniu, odstawiając różdżkę od jego twarzy i oparła się na podwiniętej nodze chłopaka.

Kiedy Szkot powiedział jej, jakim cudem wylądował w szpitalu, brwi dziewczyny złączyły się w jedną, a jej twarz wykrzywił grymas, który stanowił coś pomiędzy gniewem i troską.

- Na czerwonym? Na skrzyżowanie? – powtórzyła za nim jak pappar. – Nawet nie wiem, co powiedzieć – stwierdziła jeszcze, zastanawiając się, jak ktoś tak rozsądny, jak Edge, mógł ot tak wjechać na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Co jak co, ale chłopak był zawodowym graczem o znacznie lepszym refleksie, niż przeciętny John Doe. Niezauważenie światła i niezahamowanie na czas było w tym wypadku trudne do wytłumaczenia, co nie zmieniało faktów. A te były takie, że chłopak utknął w szpitalu na trzy dni, miał rękę w gipsie i do tego czekała go rehabilitacja.

Puszka z colą ponownie wylądowała w dłoni chłopaka, a tymczasem Brooks wygodniej umościła się na łożku. Czując znajomą twardość szpitalnych materacy, uśmiechnęła się lekko. Była to chyba jedyna rzecz, do której nigdy się nie przyzwyczai. Nawet szpitalne posiłki była w stanie przełknąć bez chęci strzelenia sobie w łeb. Ale spanie na materacu, który był twardy jak deska? Najwyraźniej w Mungu wyznawali zasadę, że od wygody ludziom się w dupach poprzewraca.

- Pffff… jaki znowu problem? Nie wygłupiaj się – żachnęła się, machając beztrosko dłonią. I za tą beztroskę zapłaciła najwyższą cenę, bo zsunęła się po nodze towarzysza i wylądowała obok niego, na plecach. Chichocząc jak głupia, wróciła szybko do poprzedniej pozycji, zastanawiając się przy tym nad odpowiedzią. Jak się czuła? Sama nie wiedziała. W tym momencie w jej głowie kotłowało się wiele emocji. Była wściekła na siebie, że odwiedziła to cholerne miasteczko w Arabii. Była zmęczona faktem, że nie ma kontroli nad własnym życiem i że w każdej chwili może stracić przytomność. Była przerażona powrotem do szkoły w takim stanie. Przede wszystkim jednak martwiła się o Tadka.

- Wszystko gra. Powoli zaczynam mieć dość tego, że nie mogę latać, ale z drugiej strony, mam więcej czasu na czytanie. Właśnie jestem w trakcie lektury biografii Draganova, byłego pałkarza Bułgarii. Swoją drogą, wiesz, że miałam okazję latać na jego miotle? Trudno w to uwierzyć, ale w słowackim lesie żyje twórca mioteł, który modyfikował sprzęt Bułgarskiej kadry i tak się złożyło, że Draganov dał mu jedną ze swoich. Śliczna, ale wolna. Tak jak ja! Badum tss – prychnęła przez nos, udając przy tym, że uderza w niewidzialny talerz niewidzialnej perkusji. – W każdym razie, książka jest świetna, a Draganov to był kawał cwaniaka, brutalnego, ale inteligentnego. Jak skończę, to mogę ci ją pożyczyć.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wypadki Przedmiotowe - Page 4 QzgSDG8








Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty


PisanieWypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty Re: Wypadki Przedmiotowe  Wypadki Przedmiotowe - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wypadki Przedmiotowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 6Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wypadki Przedmiotowe - Page 4 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
szpital sw.munga
 :: 
Parter
-