W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój ósmy jest położony na piętrze i chociaż odrobinę dalej stąd do kuchni, ze względu na przestronny balkon i piękny widok na morze mieszkanie tutaj jest czystą przyjemnością. Raz na jakiś czas na balkonie nie wiadomo skąd pojawiają się wszechobecne koty.
Lokatorzy:
1. Vivien O. I. Dear 2. Erin Fox 3. Courtney Hill 4. Rayener Arthas 5. Arielle C. Tender 6. Caesar T. Fairwyn
Po zakończeniu roku w Hogwarcie Courtney na dwa tygodnie wróciła do rodzinnej Kalifornii. W której swoją drogą panowały dość wysokie temperatury, słońce nie odpuszczało nawet na chwilę - dzięki temu zdążyła przyzwyczaić się do upałów. Grecja była dla niej zatem miłą niespodzianką. Dobre pierwsze wrażenie szybko jednak zatarł półnagi właściciel hostelu, który chyba nie wiedział, że do zmysłowych krągłości, tak modnych w czasach renesansu, wiele mu brakowało. Może w podzięce za gościnę trzeba kupić mu lustro? Nie pomogło przywołanie chłopca, zapewne jego syna albo może nawet wnuka - Courtney wolała nie zastanawiać się, ile lat ma wąsacz - który został pokarany przez rodziców niewdzięcznym imieniem: Anatol. Marny twój żywot już od narodzin, Anatolu, pomyślała ślizgonka ze smutkiem, by zaraz potem otrzymać kluczyk i ruszyć do hostelu. Znalazłszy swój pokój ze zdumieniem stwierdziła, że dotarła tutaj pierwsza. Mało tego, zdążyła zauważyć cztery łóżka i jedno podwójne. Małżeńskie. Ogromne. Wiele nie myśląc wskoczyła na nie, podkładając ręce pod głowę i patrząc w sufit. Było tak wygodne! Delektowała się zapewne ostatnimi chwilami, wszak gdy przyjdą inni lokatorzy, trzeba będzie się podzielić. I nie wiadomo, czy dwuosobowe łoże przypadnie właśnie jej (choć na inne też nie będzie narzekała).
Arielle patrzyła na te wakacje trochę inaczej, niż wszyscy. W końcu wcale nie odpoczywała po całym roku spędzonym w szkole, nad książkami, trudząc się z pisaniem wypracowań. Trochę inaczej jej się w życiu poukładało, musiała wyjechać i właściwie, to zajęła się pracą. Teraz jednak wisiała nad nią wizja powrotu do nauki, tak więc chciała te swoje ostatnie chwile prawdziwej wolności wykorzystać jak najlepiej. Początek był dość ciekawy, pierwsze tygodnie spędziła na przemian w Szkocji i Anglii... Ale nie chciała teraz o tym myśleć. Ważne było to, że latający statek zabrał ich aż do Grecji! Arielle nigdy nie zwiedziła tego państwa i musiała przyznać, że jest całkiem podekscytowana. Przy okazji w końcu mogła odetchnąć od tych brytyjskich opadów deszczu. Zdecydowanie wolała ciepełeko! Zadowolona, bo zabrała ze sobą naprawdę sporo fajnych kostiumów kąpielowych i ogólnie letnich ubranek, ruszyła do pokoju, który jej przydzielono. Właściwie, szła tam jedynie po to, aby zostawić torby i się przebrać. Nie chciała tracić czasu w zamknięciu, kiedy pogoda była taka nieziemska! Na podróż zaryzykowała jednak wysokimi botkami i krótką czerwoną sukienką, której materiał do najcieńszych nie należał. Kiedy w końcu dotelepała się na miejsce, mogła powitać już pierwszą współlokatorkę. - Hej - przywitała się kulturalnie, wchodząc do środka. Szybko omiotła spojrzeniem spore pomieszczenie i wybrała pierwsze lepsze jednoosobowe łóżko. Postawiła torby obok niego i usiadła, żeby chwilę odsapnąć. Przy okazji mogła przyjrzeć się nieznajomej dziewczynie (każdy był tu dla Ari nieznajomym...) i posłać jej całkiem sympatyczny uśmiech. - Jestem Arielle - dodała. Chciała zrobić jakieś w miarę dobre pierwsze wrażenie, zanim wpakuje się tutaj reszta osób przydzielonych do Ósemki. - Ależ tu cudownie gorąco. Francuzka zdjęła buty i podeszła do szafy, żeby wpakować tam trochę swoich rzeczy i przy okazji znaleźć sobie jakiś bardziej pasujący strój. Nie była jeszcze pewna, czy chce wybrać się na zwiedzanie wyspy, czy może po prostu pójść na plażę i chwilę podelektować się szumem fal.
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Ostatnie dni szkoły były dla niego wyjątkowo męczące. Caesara męczyła obecność innych uczniów, wkurzali go nauczyciele, którzy do końca roku szkolnego postanowili sobie nie darować, prowadzili normalne lekcje, zadawali prace domowe i dręczyli biednych uczniów swoim biadoleniem. W czasie roku szkolnego był pilnym uczniem i mu się chciało, jednak pod koniec zamieniał się w wielkiego lesera, który opuszczał zajęcia i tylko wylegiwał się na polanie obok Zakazanego Lasu, ewentualnie siedział na błoniach i czytał książki o produkcji różdżek, które przez większość roku zalegały w jego kufrze. Dziękował merlinowi za to, że miał okazję spędzić, chociaż chwilę w domu, w spokoju i z dala od tej bandy małpiszonów, która chodziła z nim do jednej szkoły. Gdyby było inaczej to pewnie rzuciłby się z klifu żeby oszczędzić sobie i swojemu mózgowi tej męczarni. Na wakacje miał się nie zapisywać, bardziej interesował go wyjazd w pojedynkę albo z Maxem Fairwynem — kuzynem, z którym się kumplował, no ale nie wyszło, zabrakło funduszy i jego matka zaczęła kręcić nosem, że jest za młody, że jeszcze jakiś mugol go zanożuje i inne brednie, które przychodziły do głowy zmartwionym matkom. Znaczy rozumiał wszystkie obawy, w końcu był jej jedynym dzieckiem i na żadne inne dziecko się nie zapowiadało, jednak był dorosły i znał parę paskudnych klątw, którymi na pewno powaliłby paru czarodziei, co dopiero mugola. No, ale matki nie przekonasz, nie kłócił się, nie widział sensu, więc zrezygnował z próby zbierania pieniędzy i zapisał na te hogwartckie wakacje. Do pokoju wszedł na spokojnie, podróż jakoś bardzo go nie wymęczyła, przynajmniej nie miał choroby morskiej i nie musiał co chwilę wypuszczać zawartości swego żołądka za burtę, ale musiał to obserwować i wysłuchiwać odgłosów, które wydawali inni uczniowie, a to też nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. W środku siedziały dwie dziewczyny, które widział już wcześniej w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Jedna z nich była mu bardziej niż dobrze znana dlatego aż westchnął, gdy zobaczył, że jednak nie będzie musiał spędzić wakacji z puchonkami albo gryfonkami. Uśmiechnął się jakoś tak nie po swojemu i siadł na jednym z pojedynczych łóżek. - No to fajnie — powiedział i momentalnie zaschło mu w gardle. Miał nadzieje, że nie wyląduje w jednym pokoju z samymi dziewczynami, bo jeśli tak by było, to najprawdopodobniej umarłby w nocy na zawał. Poranne wzwody raczej mu się już nie zdarzały, miał prawie dwadzieścia lat i już nie był niewyżytym nastolatkiem, ale przecież TO mogło nadejść znienacka. Miał nadzieje, że jego współlokatorki nie zauważą tego, że trochę pobladł i łapy mu się strasznie trzęsły. Postanowił więc nie czekać, jednak zanim wyciągnął paczkę papierosów, kulturalnie zapytał — Będzie wam przeszkadzać, jeśli sobie zapalę? - był dobrze wychowany i rozumiał, że niektórzy mogą nie lubić dymu, który wylatywał z mugolskich fajek. Kiedyś sam nie mógł wytrzymać tego smrodu, potem poszedł do szkoły i spotkał ludzi, którzy palili i się przyzwyczaił, a potem sam się wciągnął w nałóg. Wkurzało go, że przy kobietach jest taki nieelokwentny. W normalnych warunkach nie miał oporów przed rozmową, jednak towarzystwo tylko i wyłącznie płci pięknej strasznie go onieśmielało. Wolałby już chyba być włoskim alvaro, który zagadywał do każdej napotkanej panny, niż fujarą, która bała się spojrzeć w oczy kobiecie. No, ale tak już było i się przyzwyczaił. Dopiero po chwili postanowił się przedstawić, głupio mu się zrobiło, że tak wbija i prawie bez słowa się rozsiada, jednak zaraz się poprawił i rzekł. - Jestem Caesar - miał nadzieje, że jego uśmiech nie wygląda na wymuszony. W duchu modlił się o kogoś, kto wejdzie przez drzwi i chociaż na chwilę odwróci od niego uwagę. Mogła być nawet baba, w takich momentach raczej nie wybrzydzał.
Przyszły wakacje, a wraz z nimi kolejny wyjazd Fairwyna. Sam nie wiedział, po co tak długo z nim zwlekał, skoro i tak nie miało to wpływu na jego kiepskie oceny. Raczej nie zaczął przejmować się frekwencja na kilka ostatnich tygodni. Do samego końca chyba czekał na decyzję Caesara odnośnie tego, gdzie pojadą. Niestety nigdzie sami. Znaczy nie przeszkadzało mu to tak bardzo, ale zdecydowanie zabawniej jest jechać na koniec świata nie znając nikogo i gdy każdy kogo spotykasz chociaż jest kimś obcym to może być potencjalnym znajomym. Wkurzył się nieco kiedy rozdzielono go z kuzynem. Wolał być z nim w jednym pokoju (nohomo), w końcu był jego dobrym kumplem i jakoś łatwo mu się z nim dogadywało. Szybko uciekł z jedenastki, gdy jedyna osoba, którą jakoś lepiej znał, była kuzynka Wendy. Nie przeszkadzało mu jej towarzystwo, ale wolał zacząć wycieczkę jak najlepiej się da. Wcześniej widział, Rosjanin wchodził do ósemki, wiec nie miał problemu ze znalezieniem go. Znaczy nie przeszkadzało mu sprawdzanie wszystkich pomieszczeń po kolei, tylko po co. Mogłoby to być zabawne. Ciekawe ile osób miało już w ustach jakiegoś blanta. Uprzejmie zapukał dwa razy, ale nie czekał na to, aż ktoś mu otworzy. Po prostu wszedł sobie do środka jak do siebie, ale no bez przesady, raczej nikt się o to nie obrazi. Przynajmniej teoretycznie byli tutaj wszyscy sami swoi. Większość (nie wszyscy) osób się znała. Jedni lepiej ,drudzy gorzej, a jeszcze inni, zdarzali się jak Max – wcale. Nie przeszkadzało mu to jednak, by się po prostu poznać. -Siema! – zawołał ze sporym entuzjazmem wchodząc do środka. Bezpardonowe wejście jakiegoś obcego kolesia mogło być nieco rozpraszające, tym że tatuaże na całym ciele mogły wywołać niemiłe pierwsze wrażenie. Rozejrzał się po wszystkich, a właściwie to dwóch obecnych poza kuzynem, dziewczynach i szczerze mówiąc szybko zaczął mu zazdrościć. Zmarszczył delikatnie brwi i zbliżył się do Fairwyna, by przywitać się z nim. -Masz zdecydowanie lepszy pokój od mojego. – powiedział jakby z lekkimi wyrzutami w głosie i uśmiechnął się szeroko. Biedny Caesar. Towarzystwo samych dziewcząt mogło być nieco przytłaczające dla chłopaka. -Nie paliłeś jeszcze, prawda? – spytał, wręcz przekonany, że miał rację. Nie czuł w pokoju dymu mugolskich papierosów, kuzyn też nie śmierdział nimi bardziej niż zwykle. –Chodź. – dodał kierując się na balkon. -Nie będzie wam to przeszkadzać, prawda? Możecie nas zamknąć. No chyba, że chcecie się przyłączyć. – zwrócił się do dziewczyn z lekkim uśmiechem na twarzy. Wyglądały na bardzo sympatyczne, więc wierzył, że Caesar nie będzie miał z nimi problemów. -Co jest z tym kotem? – powiedział bardziej do siebie, niż do Fairwyna. Wychylił się poza barierkę i spojrzał w kierunku swojego balkonu. Był w pokoju kilka minut, ale dałby sobie rękę uciąć, że go widział.
Plan dyskretnego przebrania się został zakłócony przyjściem jakiegoś chłopaka - Arielle podniosła głowę i zerknęła na nieznajomego, który uśmiechał się łagodnie. Odwzajemniła gest, żeby nie wyjść na zbyt niekulturalną. Skoro mieli razem mieszkać w pokoju, to powinni spróbować się jakoś dogadać. - Śmiało - odparła, kiedy zapytał o papierosy. Dobrze, nie trafił im się jakiś niewychowany burak! Sama nie miała nic do papierosów, jeszcze ta dziewczyna powinna się wypowiedzieć i tyle. Ari sama paliła tylko bardzo okazjonalnie, czy tam na spróbowanie. Nie chciała wpaść w tego typu uzależnienie, wiedząc jaką szkodę może wywołać to w jej ciele. Mimo wszystko nie robiła problemów innym, bo co się będzie wtrącała w czyjeś życie? - Arielle - przedstawiła się również, idealnie w momencie, kiedy do pomieszczenia wpadł ktoś jeszcze. W pierwszej chwili uznała, że to po prostu kolejny współlokator, ale nie miał żadnych bagaży. Zaraz również wspomniał coś o "swoim" pokoju. Tender do niego również lekko skinęła, a potem uciekła na chwilę ze swoimi ubraniami do łazienki. Nie chciała długo siedzieć w pokoju, planowała pokręcić się trochę po wyspie. Do pokoju wróciła już w letniej sukience i sandałkach "rzymiankach" na niewielkim obcasie. Miała już wyjść, ale nieznany jej chłopak właśnie proponował przyłączenie się do palenia. Arielle uznała, że nie zaszkodzi ich trochę lepiej poznać, więc uśmiechnęła się do dziewczyny, która dotarła do pokoju jako pierwsza, a potem wyszła do chłopaków. - Za papierosa podziękuję. Chyba się nie przedstawiałeś, co? - Zagadnęła znajomego Caesara, opierając się lekko o barierkę balkonu. Nie znała nikogo z Hogwartu i zapewne było to słychać (ach ten francuski akcent!), ale w końcu kiedyś trzeba ludzi poznać...
To miłe mieć pokój z ludźmi, których się zna, nawet gdy jest się tak towarzyską osobą jak ja - w gruncie rzeczy nie chciałam spać w towarzystwie zupełnie obcych osób, wiec gdy dowiedziałam się na recepcji kto będzie ze mną mieszkał zrobiło mi się cieplej na serduszku. Gdzieś po drodze zgubiłam @Rayener Arthas, ale liczyłam, że przyjaciel sam odnajdzie drogę do pokoju. Lewitowałam za sobą walizkę, modląc się, żeby pomniejszone magicznie instrumenty i inne przedmioty się nie potłukły. Gdy znalazłam odpowiedni pokój otworzyłam drzwi i obdarzyłam współlokatorów promiennym uśmiechem. W sumie czułam się prawie jak na zjeździe rodzinnym. Narzeczona brata i dwóch kuzynów, jedynie Courtney nie była związana z Dearami. W sumie co robił tu @Maximilian T. Fairwyn? Uśmiechnęłam się do niego i do drugiego, znacznie blizszego mi kuzyna (@"Caesar T. Fairwyn) - Cześć chłopcy - rzuciłam z uśmiechem, po czym uściskałam przyszłą szwagierkę (@Arielle C. Tender) i położyłam walizkę koło dużego łóżka. Wskoczyłam na nie i ułożyłam się koło @Courtney Hill jednocześnie witając się przyjaciółką. - Jak tam? - zapytałam luźno całą zgraję. Byłam pewna, że to będą wspaniałe wakacje.
Ostatnio zmieniony przez Vivien O. I. Dear dnia 17/7/2017, 20:20, w całości zmieniany 1 raz
Pierwsza w pokoju pojawiła się dziewczyna, którą Courtney kojarzyła trochę z zajęć. Były z jednego rocznika - czasem widywała ją na zajęciach - ale jakoś nigdy nie było okazji porozmawiać. Aż do teraz, kiedy to samowolnie zajęła jednoosobowe łóżko. Kalifornijka myślała, że zrobią jakieś losowanie, więc przyglądała się z lekkim zdziwieniem, jednak nic nie powiedziała. W gruncie rzeczy pasowało jej, że o jej łoże małżeńskie nikt na razie się nie bije. - Courtney - odparła, uśmiechając się przy tym życzliwie. - O tak, pogoda nas rozpieszcza. I oby tak zostało. Standardowa gadka-szmatka, pomyślała Hill, nie przepadała bowiem za pierwszymi pogawędkami, które najczęściej były kosmicznie sztywne. Dziewczyna jednak wydawała się sympatyczna i w zasadzie zapowiadał się całkiem miły pobyt. Zdążyła już dostrzec urodę, która nie pasowała do angielskich kanonów, a także buty. - Ładne sandałki - pochwaliła, bo rzeczywiście jej się podobały. Wkrótce kolejny współlokator zaszczycił ich swoją obecnością, a był to nie kto inny, jak jej wspaniały ślizgoński kumpel. Głos rozsądku zarazem. Zamiast odpowiedzieć, pomachała mu dłonią, wciąż będąc na małżeńskim łożu, tym razem już w pozycji półleżącej. Pokazała jeszcze uniesiony kciuk, coby dać znać, że dym papierosowy jej nie przeszkadza. W końcu zdarzało jej się zapalić od święta. I leżała tak sobie w niczym niezmąconej ciszy, a ożywiła się dopiero gdy na horyzoncie pojawił się wytatuowany koleś, na oko metr osiemdziesiąt, brunet. Odruchowo zlustrowała go wzrokiem z nieukrywaną ciekawością. - Ty też jesteś z nami w pokoju? - zapytała, zanim jeszcze odezwał się do kuzyna. W końcu reszta lokatorów jeszcze nie przybyła, więc nie mogła wiedzieć, że mają pierwszego odwiedzającego. Dopiero gdy zwrócił się do Caesara, wszystko zrozumiała. Faktycznie, przecież nie ma przy sobie bagaży! Wtem do pokoju wparowała Vivien, co szczerze ucieszyło Kalifornijkę. Druga znajoma twarz na horyzoncie sprawiała, że czuła się jakoś pewniej - że nie będzie tej dziwnej, niezręcznej ciszy, która tak często gościła na wszelkich wyjazdach z ledwo poznanymi osobami. Z uśmiechem ugościła ją na swym łożu, przesuwając się nieco, by zrobić miejsce. Dla niej mogła zrobić ten wyjątek! - Całkiem nieźle, mamy nawet pierwszego gościa - powiedziała, wskazując podbródkiem na gryfona. Tym razem zwróciła się do niego: Nieee, na razie mój rak jest wystarczająco dokarmiony. Ale jak będzie głodował, to wiem do kogo się zwrócić, tajemniczy panie nieznajomy - zażartowała, przeciągając się przy tym leniwie.
Jeszcze przed otrzymaniem kluczy do pokojów, Rayener stał zaraz koło @Vivien O. I. Dear, ale gdy je otrzymali, dziewczyna nagle zniknęła, co go odrobinę zdezorientowało. Rozglądał się wszędzie, ale w takim tłumie nie było szans, by ją znaleźć. Cóż, westchnął i wziął swoje walizki, by zanieść je do wskazanego pokoju pod numerem 8. Już mu się tutaj podobało, chociaż dopiero przyjechali. No może niezbyt podobał mu się właściciel hotelu i jego rodzina, ale musiał to jakoś przeżyć, zawsze może zamknąć oczy, gdy znowu ich zobaczy. Gdyby tylko mógł usunąć z pamięci widok jego wielkiego brzuchola, życie byłoby piękniejsze. Ale nic, mógł się delektować widokami morza. Zobaczył już z zewnątrz, że budynek ma balkony, miał tylko nadzieję, że jego pokój również będzie miał taki tarasik. Żeby się dowiedzieć, nie chciał tracić czasu, ciągnąc za sobą walizkę i dusząc klucz w dłoni, ruszył do środka budynku. Poczuł przyjemny chłód, który ukoił jego gotujące się ciało, jedyne, na co miał teraz ochotę to albo położyć się i zasnąć, albo wskoczyć do chłodnej wody i nie wychodzić z niej aż do nocy. Tylko tutaj pojawiał się kolejny dylemat- prysznic czy morze? Najpierw musiał znaleźć Vivi, zanim zacznie się głębiej zastanawiać. A jeszcze wcześniej powinien znaleźć swój pokój. Korytarze były już prawie puste, więc ślizgon się domyślił, że już wszyscy znaleźli swoje pokoje- poza nim. Błądził, szukał, zawracał, aż w końcu znalazł drzwi z ósemką. Otworzył je i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Ludzie? Są! Balkon? Jest! Vivien? A Vivien również się znalazła, rozłożona na łóżku koło ślizgonki, którą Ray kojarzył tylko z widzenia. Często spotykał ją w szkole, ale nigdy nie miał okazji do niej zagadać, czy dowiedzieć się, jak ma na imię. To jednak mu nie przeszkadzało w tym, żeby zostawić wszystkie swoje bagaże i wbić się na dwuosobowe łóżko, pomiędzy dziewczynami. -Witam panie- uśmiechnął się, rozkładając się tak, że dziewczyny miały przed sobą trudny wybór wybór. Albo cisnąć się na łóżku, albo spaść na podłogę. -A my się chyba nie znamy, jestem Ray.- Przedstawił się ślizgonce, która wcześniej leżała koło jego przyjaciółki. -Vivien, szukałem cię, nie można cię spuszczać z oczu. To była szczera prawda, na chwilę odwrócić wzrok i dziewczyna znikała. Ślizgon czuł, że podczas pobytu będzie musiał cały czas ją obserwować, by znowu nie uciekła gdzieś bez niego. Myślał, że w pokoju znajdują się tylko te dwie dziewczyny, dopiero po chwili zorientował się, że drzwi balkonu są otwarte i dobiegają stamtąd dźwięki rozmowy. Chętnie poszedłby się przywitać, ale jakoś nie przekonywała go wizja wstawania z tak wygodnego łóżka. Cóż, musiał czekać, aż jego współlokatorzy znów wejdą do środka. -Idziemy popływać?- zwrócił się do Vivi wiedząc, że pływania nie potrafi odmówić.
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Prawie westchnął z wielkiej ulgi, kiedy zobaczył kuzyna w drzwiach. Ktokolwiek, kto patrzył na nich z boku mógłby stwierdzić, że ten duet nie ma prawa bytu, a tutaj przeciwnie. Dogadywali się wyjątkowo dobrze, a Max był jedną z tych osób, z którymi mógł narzekać na starego i jeszcze mieć przyznaną rację. On może nie był aż tak zafiksowany na punkcie różdżek, jak Caesar, jednak jakoś dobrze im się ze sobą gadało i nigdy się nie kłócili. - Jak chcesz to wbijaj, mi nie przeszkadza — uśmiechnął się wesoło i zaraz dodał — jednak musisz sobie jakieś łóżko sprezentować. No, chyba że któraś z moich współolakotrek Cię przyjmie. Ja aż tak blisko z Tobą nie jestem, żeby jeszcze spać na jednym łóżku — W innej sytuacji najprawdopodobniej by się powstrzymał i nie żartował w taki sposób w dodatku w tak licznym i dość nieznanym towarzystwie. Ktoś, kto znał go od dawna, gdyby go teraz zobaczył, to mógłby stwierdzić, że ktoś Caesara podmienił, ale ona pokazywał swoją „normalną” stronę — całkowicie wyluzowaną i podobno zabawną. Słysząc pytanie od razu dodał. - Jeszcze nie paliłem, a paniom nie przeszkadza — Nie było sensu zostawiać w pokoju, zresztą fajeczka w dobrym towarzystwie smakowała ze sto razy lepiej. Zadowolony wyszedł na balkon i dołączył do kuzyna, który już trzymał papierosa w ustach. Zawsze interesowało go, jakby smakował papieros, którym zostałby poczęstowany przez ojca. Znaczy miał przeczucia, że byłaby to najbardziej pożałowana i najgorsza fajurka świata i najprawdopodobniej po wypaleniu by się porzygał, jednak no był zainteresowany. Zaraz pojawiła się jego kuzyna Vivien, pomachał tylko w jej stronę za bardzo pochłonięty rozkminą o potencjalnym papierosie, który dałby mu Edgar, po niej wszedł ten Arthas, z którym był na jednym roku i z którym nie miał bliższych kontaktów. - E, Viv, a ty masz jakiegoś kawalera na oku? - Nie wiedzieć czego coś go podkusiło, żeby ją podpuścić i zapytać. Zresztą byli rodziną i naturalne dla niego było, że zapyta o tego typu sprawy. Liczył na szczerą odpowiedź, jednak zdawał sobie sprawię również z tego, że dziewczyna będzie chciała go spławić. Uśmiechnął się więc najpiękniej jak się tylko dało, chociaż dla postronnej osoby mogło to wyglądać trochę creepy. - No nie wstydź się, pizdu mu pod okiem nie zrobię, jednak miło byłoby wiedzieć do kogo się zwrócić w razie czego. - Od razu szturchnął Maxa, by chociaż trochę zainteresować go rozmową. - Z Maxiem może sie tak dobrze nie znasz, ale on również jest twoim kuzynem i jak się we dwóch zbierzemy to na pewno nam się któregoś uda przymusić. - Zachowywał się trochę jak nie on, jednak wszystko zganiał na nadmiar pięknej pogody i piękne widoki. Był w szoku i inne takie.
-Jeszcze nie. – odparł z uśmiechem na pytanie panienki Hill. Nie nastawiał się, by miał coś w tej kwestii się zmienić, ale mimo wszystko nie wykluczał takiej opcji. Wolał nie planować nic w przyszłość, ani nie chciał się też zbytnio narzucać. Jeśli ktoś będzie miał jakieś obiekcje to po prostu wyjdzie. Był zwolennikiem dosyć spontanicznych akcji, więc jeśli miałby postawić tutaj swoje łóżko, zrobi to na pięć minut przed pójściem spać. -Chyba, że jest ktoś chętny przygarnąć do siebie jedną zbłąkaną duszyczkę. – zawołał do dziewcząt ze sporym entuzjazmem po propozycji kuzyna. To zabawne, gdy mówił o sobie tak niewinnie. –Przesadzasz, przecież byśmy się nie obściskiwali. – dodał równie rozbawiony, ale kierując już swoje słowa do Caesara. W przeciwieństwie do kuzyna, Max uważał, że bez większych problemów dogadaliby się w jedynym łóżku, tak jak jakimś cudem udaje im się to na co dzień. -Ah no tak, jestem Max. – przedstawił się dziewczynie w pięknej sukieneczce, która postanowiła się do nich przyłączyć. Ostatnie dwa słowa powiedział jednak głośniej, na tyle by usłyszeli go wszyscy w środku. Czasem po prostu zapominał o takich podstawach jak imię. Nie każdy był jak Fairwyn, że z obcą osobą mógłby dosiadać jednorożców. -Caesar lepiej zna się na hodowli tych zwierzątek, ale spoko. – odparł na zaczepkę Courtney. Wbrew pozorom Max nie był jakoś strasznie uzależniony. Nie czuł zbyt często potrzeby zapalenia, czasem nie robił tego kilka dni, ale nie miał w zwyczaju odmawiać sobie przyjemności. Gdy nadarzała się okazja to czemu nie. Jeśli miałby powiedzieć co o swoim paleniu, to robił to dużo bardziej dla towarzystwa niż z powodu głodu nikotynowego. Nie znał zbyt dobrze kuzynki. Właściwie to jego relacja z Vivien ograniczała się do przelotnych uśmiechów. Oboje wiedzieli o swoim pokrewieństwie, ale poza tym chyba nic więcej. Fairwyn niestety nie miał okazji poznać Dearów. Uroki zbyt wielkiej rodziny. Trudno, tak wyszło. Nie miał jednak nic przeciwko, by zmienić to w Grecji. -Ja nie obiecuję, bo może mi się ręka wymsknąć… - westchnął cicho. Z góry zakładał, że mimo wszystko dogada się z kuzynką. Caesar ją lubił, więc nie miał powodu by patrzeć na nią inaczej. Ufał chłopakowi jak mało komu, a że był człowiekiem, któremu bardzo zależało na bliskich osobach, nie zawahałby się zostawić limo na pamiątkę jakiemuś kutasowi, który skrzywdził jego kuzynkę. -Raczej nie trzeba ich przymuszać, bo pewnie ustawiają się do niej w kolejce. Po prostu trzeba jej znaleźć prawdziwego Apollo. – akurat tak się złożyło, że byli w Grecji. Może uda im się znaleźć tej małej bogini prawdziwego boga piękności.
Nie zdążyłam zagłębić się w pogawędkę z Courtney, bo niemalże od razu w pokoju pojawił się zaginiony @Rayener Arthas - bardzo cieszyłam się, że chłopak sam odnalazł drogę do pokoju. Uśmiechnęłam się do niego i przekornie powiedziałam: - Musisz lepiej mnie pilnować. Ray wcisnął się na łóżko pomiędzy mnie, a Courtney i mimo, że było ono dość imponujących rozmiarów to leżenie na nim w trójkę, w momencie gdy mój przyjaciel tak się rozpychał było wybitnie niekomfortowe. Miałam wybór - albo wylądować na podłodze, albo zmusić Ślizgona do podzielenia się ze mną przestrzenią. Wybrałam drugą opcję. Przysunęłam się do przyjaciela i obejmując go jedną ręką przytuliłam się do niego - szczerze powiedziawszy tak było znacznie wygodniej. W tym momencie mój kochany kuzyn @Caesar T. Fairwyn wywalił jakimś bzdurnym tekstem. Zakrztusiłam się - niespecjalnie miałam ochotę poruszać ten temat przy Rayu, poza tym to zabrzmiało tak idiotycznie. Podniosłam się odrobinę i spojrzałam na stojącego na balkonie kuzyna. - Brzmisz jak nasza prababcia - skomentowałam z przekąsem uwagę o kawalerze - Brakuje tylko "zjedz mięso, a ziemniaki zostaw". Uniosłam brwi wsłuchując się w jego dalsze uwagi - moja sympatia do kuzyna była wprost proporcjonalna do antypatii jaką darzyłam jego ojca, jednakże poczułam się trochę niezręcznie - normalnie miałabym polew, ale gdy Ray był obok było mi po ludzku głupio. - Dzięki stary, nie musisz nikogo do mnie przymuszać, poradzę sobie - rzuciłam lekko żartobliwie, chociaż nieszczególnie było mi do śmiechu, co zmieniła uwaga mojego drugiego kuzyna (@Maximilian T. Fairwyn) - Dzięki Max - rzuciłam tym razem śmiejąc się szczerze i spojrzałam na Raya, który właśnie zadał pytanie - Chyba masz rację z tym pływaniem.
- Ależ jesteście zabawni - podsumowała przekomarzania @Caesar T. Fairwyn i @Maximilian T. Fairwyn, a nawet przypomniała sobie, jak niegdyś ze swoim bratem tak uroczo sobie dogryzali. - A ja, niestety, bardzo się rozpycham, więc chyba rozumiesz, że dodatkowy materac jest raczej konieczny - zwróciła się bezpośrednio do gryfona. Niestety była to prawda; Courtney przez sen wierzgała się, rozkopywała kołdrę, a czasami nawet zdarzało jej się mówić - zwykle jakieś niespójne słowa, urywki zdań, ale jednak. Współlokatorzy nie będą mieli lekko. Ach, te łoża, łóżka! Niby niezbędne do (wygodnego) życia, a same problemy stwarzają. Kalifornijka poczuła to szczególnie, kiedy @Rayener Arthas postanowił uszczuplić pole komfortu dziewcząt. - O rany, jesteś strasznie wielki - powiedziała i właściwie nie wiadomo, czy traktować to jak komplement. Chyba najzwyczajniej w świecie stwierdziła fakt, bo nagle znalazła się na brzegu łózka i biedna musiała się bardzo postarać, aby nie spaść - Courtney - odparła, choć właściwie wiedziała, kim jest ślizgon. Vivien wspominała nieco na jego temat, a teraz także przytuliła się do niego, dzięki czemu Hill mogła znowu normalnie oddychać. Wciąż jednak trzy osoby na łożu przeznaczonym dla dwójki było to zbyt wiele, więc uprzejmie wstała. I tak nie chciała przeleżeć reszty dnia, a to przynajmniej zmobilizowało ją do podniesienia tyłka. Właściwie nawet to dopiero teraz zaczęła przyglądać się dokładniej pokojowi; drewnianym szafeczkom i białym ścianom, lśniącej podłodze i widokowi za oknem. Wiecznie mieszkać by tak nie mogła, biel raziła po oczach, ale morski pejzaż robił wrażenie. Jednym uchem przysłuchiwała się tylko rodzinnej rozmowie, a ożywiła się dopiero, gdy usłyszała, że @Vivien O. I. Dear ma jednak zamiar popływać. - Ej, nie zostawiaj mnie samej - jęknęła szeptem tak, że tylko przyjaciółka mogła ją usłyszeć i leżący z nią ślizgon. - Prawie nikogo tu nie znam. Prawdziwie dramatyczne wyznanie! Ostatnio zdarzyło jej się to chyba gdy miała czternaście lat, na salemskiej imprezie, zresztą pierwszej w życiu, a w dodatku ze starszymi. Wtedy właśnie koleżanka postanowiła ją zostawić, a biedna Hill nie wiedziała co ze sobą począć w takim momencie. Wówczas jednak brzmiała poważnie; teraz wyczuć można było żartobliwy ton. Obecna sytuacja rzeczywiście nie martwiła jej jakoś szczególnie, ale myślała, że może ulotnią się gdzieś wspólnie. Skoro jednak Ray zaproponował kąpiel, nie miała zamiaru przeszkadzać.
Właściwie, to wszystko szło całkiem nieźle. @Courtney Hill zdawała się być miła i dodatkowo pochwaliła sandałki Arielle, a akurat do niej łatwo dotrzeć właśnie przez modę. Dwóm panom, którzy najwyraźniej byli przyjaciółmi, również nie dało się niczego narzucić. Francuzka odetchnęła nieco w duchu, bo udało jej się trafić na sympatyczne towarzystwo. Kiedy do pokoju wpadła @Vivien O. I. Dear, sytuacja stała się jeszcze lepsza. Ari uściskała ją z szerokim uśmiechem. - Zawsze możesz przylewitować tu swoje, albo wyczarować nowe - poradziła Maxowi. Raczej nie pchała się do zapraszania na swoje łóżko. Była pewna, że próba wytłumaczenia tego Calumowi nie poszłaby najlepiej... A po co już na wstępie sobie psuć relacje? Słuchała z umiarkowanym zainteresowaniem, o czym rozmawiają jej współlokatorzy. Sama rozglądała się po okolicy, oparta o barierkę i odrobinę pochłonięta przez własne myśli. Chyba nie była to po prostu zgrana paczka, ale rodzina. Arielle nie znała się za bardzo na relacjach Dearów ani Fairwynów. Znała Caluma i jego najbliższych, reszta pozostawała wielką niewiadomą. Nie wypadało jej się zatem wtrącać, bo Max i Caesar zapewne nawet w ogóle nie wiedzieli, kim ona jest (i ona nie miała pojęcia, kim będzie dla nich. Możliwe, że nikim - nie chciało jej się nad tym głowić). Zerknęła jedynie na Vivien z rozbawieniem, kiedy to panowie tak zainteresowali się jej życiem uczuciowym. Trochę taktu by nie zaszkodziło... Fale obmywające brzeg wyglądały niesamowicie kusząco, ale panna Tender nie była pewna, czy ma ochotę rozłożyć się plackiem na plaży. Poszukałaby chętnie jakiegoś bardziej cichego miejsca, albo chociaż takiego, w którym nie wpadnie na zgraną ekipę z Hogwartu. Po krótkiej chwili doszła do wniosku, że kąpiel odpada, ale spacerek to jest to. Odepchnęła się lekko od barierki i powiodła spojrzeniem po swoich towarzyszach. - Ja na razie znikam. Do zobaczenia - skinęła palaczom głową, weszła do pokoju i tam uśmiechnęła się jeszcze do pozostałych (swoją drogą, tego chłopaka leżącego pośrodku nie znała, ale pewnie będzie miała czas to nadrobić), po czym wyszła. Konkretnego planu nie miała, ale w gruncie rzeczy, nawet zgubienie się brzmiało ciekawie, jeśli chodziło o teren magicznej greckiej wyspy.
-Prawda? – odparł Courtney, rozbawiony. Od zawsze wiedział, że wraz z Caesarem mają jakiś niesamowity urok, dzięki któremu z łatwością nawiązywali kontakt z innymi ludźmi. Ślizgonka tylko utwierdziła Anglika w tym przekonaniu. Faktycznie coś w tym było. Czasem miał wrażenie, że Ślizgon bywa przy nim dużo bardziej otwarty i zazwyczaj cichy chłopak staje się śmielszy. Mogło to być też złudne odczucie Gryfona. -Oh no proszę was, przecież te łóżka nie są takie małe. Nie gryzę. Jak się przytulimy to się zmieszczę. – oczywiście już sobie żartował. Nie miał zamiaru wpychać się do czyichś łóżek na siłę. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Fajnie było się integrować z innymi, ale bez przesady. W hotelowych jedynkach może i mogły się zmieścić, nie mówiąc już o łożu małżeńskim, w którym po kilku drinkach nawet w czwórkę by się wyspali. -Coś wymyślę. –odparł Francuzce, z lekkim uśmiechem na twarzy. Miło, że nie mieli żadnych uprzedzeń, by nocował w ich pokoju, a nawet proponowali by skołował sobie własny kawałek do spania. Szybko skończył swojego papierosa i wyrzucił go gdzieś za barierkę. Przez chwilę jeszcze tlił się na ziemi, ale szybko zgasł. Ciekawe jak wiele zbierze się ich tam za dwa tygodnie i czy ktoś to zbierał codziennie? Wszedł do pokoju za dziewczyna, która niestety postanowiła ich opuścić i przysiadł sobie na najbliższym łóżku. -Chyba nie musimy nikogo szukać. – zwrócił się do kuzyna, widząc obściskującą się na łożu małżeńskim parę. –Chodzicie ze sobą? – spytał kuzynki. W końcu wcześniej nie odpowiedziała na ich pytanie, tylko migała się z prababcią. Może na to bardziej bezpośrednie, będzie skora odpowiedzieć. -Ej, nie jestem taki straszny, a Caesar tym bardziej! – zawołał, słysząc rozpaczliwe jęknięcia Courtney. Może i się nie znali, ale od czegoś mieli te wakacje i chwilę dla siebie. Tak dramatyczne wyzwania, były dosyć bolesne dla Gryfona. Nie żeby się tym jakoś bardzo przejął. Nah, ostatecznie i tak pewnie wszyscy rozejdą się i wrócą dopiero wieczorem. Pierwsza osoba, niestety już postanowiła wyjść.
-Wiem- odpowiedział na komentarz @Courtney Hill, dotyczący jego... rozmiarów. -Jestem wielki i potrzebuję wielkiego łóżka. Pragnął subtelnie zasugerować, że zajmuje łoże małżeńskie, jednak jak zwykle subtelnie nie wyszło. Fakt, że @Vivien O. I. Dear się do niego przytuliła, ucieszył go tak bardzo, że nawet nie przejął się tym, że druga dziewczyna go zostawiła. Cóż, przynajmniej zrobiło się miejsce na łóżku. Ray objął przyjaciółkę swoim ramieniem i zaczął się bawić jej włosami, przysłuchując się rozmowom współlokatorów. Gdy zaczęli rozmawiać o chłopaku dla Vivien, poczuł się dosyć... dziwnie? Nikt nie wiedział o tym, że ślizgonka mu się podoba- w prawdzie nigdy nie krył się z tym nie wiadomo jak, ale też nigdy nie powiedział o tym nikomu wprost. Tym bardziej jej. Rayener domyślił się, że @Maximilian T. Fairwyn i @Caesar T. Fairwyn to kuzyni Vivi, inaczej by się tak nie zachowywali. Dziewczyna kiedyś o nich wspominała, a Caesar był na tym samym roku, co on, więc go kojarzył. Tak czy inaczej- było dziwnie. Arthas oczywiście nie dawał po sobie znać, że coś jest nie tak, z uśmiechem molestując fryzurę przyjaciółki, nie potrafił jednak zachować tego uśmiechu, gdy usłyszał pytanie Maxa. -Czy ze sobą chodzimy?- zapytał zdziwiony, jakby zdawało mu się, że nie dosłyszał. Dopiero gdy spojrzał na Vivi, na jego twarz wrócił uśmiech. -No właśnie, czy my jeszcze ze sobą chodzimy? Czy ty mnie jeszcze kochasz?! Przyznaj się, Viv, masz kogoś na boku, a teraz bezczelnie się do mnie przytulasz! Z nami koniec! Udał obrażonego, chociaż ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Nie chciał odpowiedzieć na te pytanie "nie", bo to mogło zabrzmieć źle. Tak jakby nie chciał z nią chodzić, chociaż to była rzecz, której naprawdę pragnął. "Tak" też nie mógł odpowiedzieć z wiadomych przyczyn- razem nie byli. Chłopak rozczochrał włosy Vivien i wstał z łóżka, dając jej znać, że jest gotowy do wyjścia nad morze. Kąpielówki miał już na sobie, pod spodniami, chwycił tylko za okulary i spojrzał na drzwi. -Viv, nie każ mi na siebie czekać, ślicznotko. Zrobiło mu się głupio, że Courtney musiała zostać sama, ale nie chciał jej zabierać z wiadomych przyczyn- chciał być tam tylko z Vivi. Wakacyjna atmosfera i wolność wisząca w powietrzu tylko wzmacniała chęć chłopaka, do wyznania jej swoich uczuć.
- Zawsze możesz z iść z nami - powiedziałam w stronę Courtney, która energicznie potrząsnęła głową. No cóż - uwielbiałam moją przyjaciółkę, ale jej decyzja nawet mnie ucieszyła - chciałam spędzić kilka chwil w towarzystwie Raya - wiedziałam, że nie będzie ku temu zbyt wiele okazji, a potrzebowałam go. W ostatnim czasie ze względu na mojego Owutemy nie mieliśmy zbyt wiele czasu dla siebie, więc zależało mi, żeby to nadrobić. Miałam wspaniałych przyjaciół, braci i kuzynów, ale Ślizgon był dla mnie zdecydowanie najważniejszy. Pytanie kuzyna zupełnie mnie skonfundowało - spłonęłam lekkim rumieńcem i już miałam mu chamsko odpyskować, gdy na wysokości zadania stanął Ray, który po ludzku zażartował z tej całej sytuacji. Ogarnęła mnie wdzięczność skierowana w stronę chłopaka - początkowo wtuliłam się w niego mocniej, a potem zaczęłam wraz z nim symulować fochy. - Ja mam kogoś na boku? Ja? - rzuciłam z udawanym gniewem z trudem powstrzymując śmiech- To za Tobą lataja hordy napalonych lasek! Tak chciałabym, żeby Ray mógł odpowiedzieć po ludzku "tak", chociaż w życiu bym się do tego nie przyznała - ceniłam jego przyjaźń na tyle mocno, że nie byłam gotowa na utratę. Kończąc żarty wstałam z łóżka i wyciągnęłam z walizki torbę z uszykowanym zestawem w którym był między innymi ręcznik i strój kąpielowy, po czym podążyłam za chłopakiem machając reszcie mieszkańców pokoju.
Koniec roku był koszmarny, ledwo zdała z Historii, rodzice postanowili poinformować ją listownie, że jak tylko wróci, oni zostawiają jej małego smarka i wyjeżdżają na wakacje. Całe szczęście, że wrócili przed wyjazdem, no bo co ona by zrobiła z tym małym diabłem? Nie żeby rodzeństwo się nie dogadywało, ale lepiej było nie zostawiać ich samych na tyle czasu. W końcu jednak nadszedł upragniony wyjazd i choć akurat z rodzicami by została, to z ulgą uwolniła się od młodszego brata. Podróż minęła jej spokojnie, właściwe tak się zaczytała, że przegapiła jej większość. Dopiero na miejscu oderwała się od lektury i skupiła na otoczeniu, inaczej pewnie by w kogoś weszła. Stanęła gdzieś z boku i poczekała aż większość uczniów odbierze swoje klucze i dopiero ona to zrobiła. Wolała się nie przepychać, w końcu co by jej to dało? Są wakacje, ma dużo czasu. Z kluczami i lewitującymi bagażami weszła do pokoju, w drzwiach mijając się z dwójką ludzi. Dziewczynę chyba nawet kojarzyła z zajęć. Większość się już rozgościła, więc Ruda wybrała jakieś wolne łóżko i zostawiła przy nim walizki. Jeśli będzie to małżeńskie... trudno. Rozejrzała się po zebranych i z przykrością stwierdziła, że ich zna ale jedynie z widzenia. Z resztą większości swojego domu nie rozpoznawała z imienia, a co dopiero resztę uczniów. - Jestem Erin. Wszyscy są z tego pokoju, czy może mamy już jakichś gości? - Chciała się zorientować z kim będzie dzielić to pomieszczenie.
Zanim Arielle opuściła pokój, Courtney skinęła jej głową na pożegnanie. W obawie, że towarzystwo niebawem się rozejdzie, sama zaczęła poważnie rozmyślać nad samotną przechadzką, mimo że wolałaby mieć do kogo się odezwać w jej trakcie. Może akurat trafi na jakiś ukryty basen z super widokiem? Całkiem prawdopodobne. - Byłaby z was urocza parka - podsumowała krótko żartobliwe odpowiedzi Vivien i Raya. Rozciągnęła przy tym usta w zdecydowanie zbyt słodkim uśmiechu, przez co trudno było wierzyć w przypadkowość jej słów. Z drugiej jednak strony niemożliwym było, by się czegoś domyślała, skoro ta dwójka tak świetnie wymigiwała się od wszelkich jednoznaczności. - Powiedzmy, że ci wierzę - zwróciła się z wyraźnym rozbawieniem w głosie do Maxa, który właśnie zapewnił ją, że wcale nie jest groźny. Zdziwiła się, że ją usłyszał - wydawało jej się, że wypowiedziała się na tyle cicho, aby tylko ślizgońska dwójka znajdująca się najbliżej niej, była w stanie zrozumieć. Cóż, chyba nie doceniała swoich strun głosowych. Albo to gryfon ma świetny słuch. Przez myśl jej nie przemknęło, że mogła jakoś go urazić - nie miała nic przeciwko towarzystwu Fairwynów, obawiała się raczej, że tamci "zajmą się sobą", jak uczyniła to reszta. Jednak zapewne dała wiarę jego słowom, bo - kontynuując żartobliwe aluzje - rzuciła do Viv i Raya wychodzących z pokoju: - Pa, gołąbeczki! Tymczasem na ich miejsce przybyła nowa współlokatorka. Wyglądało na to, że odnalazła się ostatnia owieczka spod ósemki, kolejna nowa twarz dla Kalifornijki. Kojarzyła ją z pokoju wspólnego. Czyżby wszyscy lokatorzy byli ze Slytherinu? Ależ zabawnie ich przydzielili. - Courtney - przedstawiła się wzorowo. Ile razy będzie musiała jeszcze powtarzać dziś swoje imię?