W najmniej zaludnionym zakątku wyspy Agrios znajduje się plaża, która wyróżnia się od innych, że piasek jest koloru czarnego. Nikt do końca nie wie dlaczego tak jest, rdzenni mieszkańcy wierzą, że ta plaża przyciąga kłopoty, ból i cierpienie. Czy tak było? Nikt nie wiedział na pewno, nie były odnotowane także żadne zabójstwa w owym miejscu. Mimo tego, ludzie unikają tego miejsca jak ognia, nawet jeśli widoki są przepiękne.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Dreama nie musiała długo czekać na kolejne spotkanie z Maxem i właściwie sama była jego inicjatorką. Nie wiedziała o nim zbyt wiele, bo znała tylko jego imię, jednak na szczęście okazało się, że na wakacjach był tylko jeden Max. Potem zobaczyła jego nazwisko i trochę oniemiała, trudno było uwierzyć, że taki fajny i wyluzowany chłopak jest rodziną z profesorem Fairwynem — głównym burakiem Hogwartu. Wiedziała, że mężczyzna miał syna, który również uczęszczał z nią do szkoły i nawet byli w jednym domu, ale nigdy nie mieli okazji na to, by pogadać. Tajemniczy Caesar wydawał się Dramie mega odległy i trochę dziwny. Parę razy widziała, jak mocno reaguje, kiedy któraś z dziewczyn prosi go o coś, więc co by było, gdyby ona postanowiła ot tak do niego zagadać, pewnie jakaś padaka. No, ale trochę nie dziwiła mu się, mając takiego ojca, każdy by sfiksował i nie trzeba bliskich kontaktów, wystarczy świadomość. Do spotkania miało dojść wieczorową porą, ona nie chciała ludzi, którzy by im przeszkadzała i właściwie to była nocnym markiem, a on nie protestował, jeśli chodzi o porę i miejsce, więc nie było z tym problemu. Najbardziej kłopotliwe okazało się samo dotarcie na plażę, było ciemno, a czarny piasek dodatkowo potęgował uczucie czerni. Właściwie to nie widziała gdzie idzie, modliła się jedynie, żeby nie wdepnąć w szkło albo jakiegoś kraba, szkła nie chciała mieć wbitego w buta, a kraba nie chciała zabić. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przecież w plecak oprócz żarcia wrzuciła jeszcze różdżkę, więc zatrzymała się na chwilę i wyjęła z niego patyk. - Lumos - wypowiedziała cicho i, pomimo że zaklęcie się udało było, jakieś dziwne. Koniec różdżki niby na początku świecił, jednak po chwili promień zaczął przyciszać, zaraz jego odcień zaczął się zmieniać, a Drama bardzo się zdziwiła. Przecież Lumos to było zaklęcie z zakresu pierwszego, drugiego rocznika, a ona nie była ani pijana, ani naćpana, żeby mieć problemy z jego rzuceniem. Jeszcze w Hogwartcie, nawet jeśli ledwo trzymała się na nogach, to nie miała większych problemów z rzuceniem akurat tego zaklęcia. Przerwała je szybko i postanowiła rzucić ponownie, jednak tym razem starając się mówić wyraźniej. Z jej ust wydobyło się głośne Lumos i tym razem zaklęcie się udało, sprawdziła jeszcze, czy różdżka nie będzie wariować, nic takiego się nie zdarzyło. Dziwne, pomyślała, jednak nie zagracała sobie tą rzeczą głowy, postanowiła, że może zapyta Maxa o to, jak mu idzie rzucanie zaklęć albo nawet popróbują coś na plaży. Wybrała miejsce jak najbardziej oddalone i niewidoczne, nie chciała by ktoś ich znalazł, osoba ta mogłaby się okazać redaktorem Obserwatora, a pożywką dla tego marnego pisemka Drama nie chciała być. Siadła po turecku na piasku i założyła kaptur na czapkę z daszkiem, dmuchnęła jeszcze w dłonie. Grecja może i była ciepłym krajem, jednak ona prawie zawsze marzła, już taka była natura brunetki, że jeśli temperatura spadła chociaż trochę to już dużo trudniej jej się żyło. Dlatego też czasem żałowała, że z Leo wybrali właśnie Hogwart, przecież była jeszcze Australia albo właśnie Afryka, równie interesujące co ich obecna szkoła.
Nowa koleżanka nie przestawała zaskakiwać Fairwyna. Anglik nie spodziewał się, że będzie w stanie, aż tak go zaintrygować. Początkowo strzelał, że na tych wakacjach spotkają się jeszcze kilka razy, by pogadać, napić się i może coś zapalić, ale raczej myślał o jakimś przypadkowym wpadnięciu na siebie. Nigdy by nie powiedział, że stanie się to tak szybko. Slizgonka sama wyśledziła Maxa wśród uczestników wycieczki i wyskoczyła z propozycją spotkania, a jedyne co powiedziała to miejsce, czas i by załatwił jakiś alkohol. Nawet jakby chciał, to nie potrafił jej odmówić, bo od razu wiedział, że nie będzie się nudził. Poza tym nieco martwił się o ciemnowłosą. Gdzieś w głębi siebie obstawiał najgorsze – że ciągnęło ją do Jadu, a nie chciał, by przez niego wpadła w głupi nałóg. Fajnie jest raz spróbować, no ale nie przesadzajmy. Istnieją jeszcze inne używki, które swoją może też powinien załatwić, by umilić im wieczór. Noc zdecydowanie odpowiadała Gryfonowi. Z dala od wścibskich spojrzeń i w fałszywym świetle księżyca, mogli robić to, na co mieli tylko ochotę. Pod greckim niebem czuwała nad nimi Nyks, skutecznie okrywając ich swoją ciemnością. Niewielka czerwona kropeczka tliła się, kiedy Fairwyn szedł przez plażę. Szarawy dym papierosa unosił się nad jego głową i były to jedne oznaki, że się zbliżał. Rozbijające się przy brzegu fale morza, skutecznie zagłuszały i tak ciche kroki Anglika na czarnym piasku. Nawet o tej porze, robił on ogromne wrażenie. Ciekawe dlaczego był taki ciemny? Światło różdżki dziewczyny, prowadziło chłopaka do celu jak latarnia zagubionych marynarzy po ciężkim sztormie. Pewnie gdyby nie to, to miałby problemy z wypatrzeniem jej drobnej postury w tej ciemności na plaży. Z butelką jakiegoś taniego wina podszedł do koleżanki. Z początku chciał ją zajść, ale nie było w tym większego sensu. Raczej i takwiedziała, że się zbliżał, bo powoli kończący się papieros w jego prawej dłoni skutecznie demaskował chłopaka. -Siema – mruknął przysiadając się tuż obok niej. Powinien się z nią przywitać jakoś inaczej? Nie, zdecydowanie nie. Ostatnio było miło i w ogóle, ale byli po prostu naćpani. Nie bardzo wiedział, co o tym myśleć. Przesadzili? Zresztą jebać to i tak żadne z nich chyba się tym nie przejmowało. Wyciągnął w jej stronę papierosa. Nie było go jakoś za wiele – mniejsza połowa, ale i tak uznał, że Ślizgonka ma ochotę ściągnąć kilka buchów. -Jak tam, żyjesz po ostatnim razie czy do reszty Ci odjebało? – w sensie czy ćpała dalej. Żeby nie było, nie miał nic złego na myśli i szczerze mówiąc, to lubił, że Dreama nie była przeciętna dziewczyną. Głównie dlatego, nie potrafił odmówić na jej zaproszenie. Z drugiej strony, chyba faktycznie jej coś odjebało. Tak po prostu postanowiła zaprosił w gruncie rzeczy wciąż obcego faceta na jakaś odległą plaże. Co z tego, że jedyne wspólne wspomnienia jakie mieli, były przyćmione przez narkotyk, który wówczas nimi władał. Otworzył butelkę wina, które wcale nie zaczął jeszcze zanim tutaj przyszedł. No ale nie chciał się skompromitować przynosząc jakieś gówno, więc po prostu skosztował je zaraz po kupieni. Przystawił ją do ust i przelał odrobinę bordowego trunku do gardła. Gdyby Dionizos go teraz widział, to byłby z niego dumny. Może nektar bogów to nie był, ale smakowało nie najgorzej, więc szybko podął butelkę dziewczynie.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Drama słyszała Maxa już z daleka, jedynym rozwiązaniem, dzięki któremu byłby możliwy efekt zaskoczenia wydawał się dość nierealny, bo Drama nie znała istot podobnych do aniołów. Plotki mówiły, że kiedyś istniały, a skrzydlate istoty z mugolskiej Biblii nie znalazły się w niej przypadkowo. Nie wiadomo co się z nimi stało, być może zostały wybite przez ludzi, a może same się pomiędzy sobą powybijały. Druga opcja była bardziej prawdopodobna, Drama wielokrotnie czytała, że istoty te władały przeogromną mocą. Ucieszyła się, że nie postanowił wykonać w jej stronę śmielszego ruchu. Może i mieli za sobą pierwszy i najprawdopodobniej ostatni pocałunek, jednak ona nie chciała i nie liczyła na to, że ich znajomość wykroczy poza teren koleżeństwa lub przyjaźni. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy do niej dołączył, powoli nudziło jej się stałe towarzystwo, a on okazał się pewnego rodzaju egzotyczną odskocznią od normalności, zresztą, brunetka wiedziała, że i on uważa ją za wyjątkowo przyjemny dodatek do wakacji, bo ile można oglądać te same zabytki, to wszystko może się w końcu znudzić. Nie twierdziła, że miejsce to było nudne i brzydkie, jednak ile czasu można spędzić na dwóch małych wysepkach, kąpiąc się w wodzie lub wylegując na piasku. No właśnie, niezbyt wiele. Zdecydowanie bardziej kręciła Dramę możliwość podróżowania, zaglądania w różne zakątki Grecji, poznanie kultury tego kraju z różnych perspektyw, a nie tylko na jednej, niewielkiej wysepce. Zmarszczyła brwi, kiedy chłopak zapytał o ostatni raz. Starała się odpowiadać normalnie i nie dać się od razu ponieść emocjom, może i było fajnie, i miło, i przyjemnie, jednak gdy już emocje przeszły naszedł ją istny kac moralny. Było jej trochę głupio, nawet nie ze względu, że ćpała i, że robiła to właśnie z nim, ale raczej na to, co zażyła. Przecież to było tak bardzo niebezpiecznie, że po kilku dniach od danego incydentu obiecała sobie, że już nigdy nie weźmie Jadu. Lubiła życie i ogólnie nie śpieszyła się do grobu, może jak już będzie jej wszystko obojętnie, a w jej życiu dojdzie do sytuacji podbramkowej, to zaćpa się na śmierć. W tym momencie jednak nie widziała takiej potrzeby. - Wydaje mi się, że to pierwszy i ostatni raz, fajne uczucie, ale miałam trochę kaca moralnego - wzruszyła ramionami i dodała - wiesz, brata mam i rodziców kochających, więc nie śpieszy mi się do grobu. - podsumowała i wzięła nadpalonego papierosa. Przy okazji zarejestrowała następną cechę, którą chłopak mógł się szczycić — nie był żydem i bez problemu dzielił się z nią papieroskami. Parę razy miała okazje spotkać, a nawet bawić się w towarzystwie nie do końca miłych ludzi, którym szkoda było głupiej puszki coli, a co dopiero papierosa czy butelki alkoholu. Na szczęście odkąd trafiła do tej szkoły, napotykała samych miłych ludzi, może, dlatego że ona sama była miła? Karma czy coś. Wino, no właśnie, wino. Raczej starała się go unikać, nie było to spowodowane tym, że nie lubiła pić, co to nie, jednak wino kojarzyło jej się wyjątkowo źle. Nie miała zamiaru narzekać, w końcu, kiedy mówiła mu, że ma kupić alkohol, nie zaproponowała żadnych konkretów, a o nie pytał. Modliła się jedynie o to, że będzie słodkie i na drugi dzień nie zachoruje na uciążliwy ból głowy. Bez słowa wyciągnęła łapę w stronę butelki i upiła trzy porządne łyki z butelki. - Daj łapy - wypaliła trochę od czapy. Było jej strasznie zimno w dłonie, które teraz bardziej przypominały sople lody, niż ludzkie członki. - No daj, postaram się nie gryźć - podkreśliła jeszcze na koniec. Miała nadzieje, że może w taki sposób uda jej się ogrzać, no i liczyła na to, że może przynajmniej jego dłonie okażą się cieplusie i milusie.
Oj doskonale rozumiał co miała na myśli. Przytaknął tylko lekkim skinieniem głowy. Sam jakoś niespecjalnie przejmował się moralniakami, bo po sporej ilości przypałów nauczył się radzić sobie z nimi, ale sam fakt ich obecności pozostawał. Miał kilku ważnych przyjaciół, których nie chciał przedwcześnie opuścić, no i najważniejsza dla niego matkę. Może i nie dogadywali się najlepiej, często sprzeczali się o to, że Max powinien się zainteresować rodzinnymi sprawami, ale Fairwynowi nie zależało na majątku. Wolał wieść proste życie z dnia na dzień, niż planować długoterminowo. Po dosyć komicznej śmierci ojca – a przynajmniej teraz jak dorósł, wydawała mu się śmieszna - był najbliższą osobą dla swojej matki. Nawet jeśli miała swój specyficzny charakter, była wredna i nie popierała stylu życia dwudziesto jedno latka to kochał ją całym sercem i nie potrafił jej skrzywdzić. Gdyby tak po prostu ją zostawił, umarł przez jakaś głupotę to nawet po śmierci uważałby się za największego śmiecia na świecie. -Jak każdemu… Ale nie przejmuj się tym, aż tak. W razie czego postaram się, byś tam nie trafiła – mruknął mrugając do dziewczyn, chociaż ciężko powiedzieć czy w tej ciemności można było to wychwycić. Może na takiego nie wyglądał, ale Fairwyn był miłym gościem. Lubił używki i dobrą zabawę, ale nie pozwoliłby komuś stoczyć się na dno. Nie komuś kogo lubił. Nie potrafiłby obserwować, jak dziewczyna stacza się w gruncie rzeczy przez niego, bo to on pierwszy raz poczęstował ją Jadem Bazyliszka. -Brat? Starszy czy młodszy? –spytał dosyć zaciekawiony i uniósł jedna brew do góry. Nie mieli okazji zbyt dużo pogadać, wiec nie wiele o sobie wiedzieli. Może Fairwyn powinien bardziej uważać na to co robi ze Ślizgonką. Ta, zabawne. Chyba nie przejął by się, nawet gdyby okazał się wielkim koksem i chciałby zabić Maxa za demoralizowanie siostry. Nie on pierwszy i nie on ostatni. Uśmiechnął się delikatnie, bo miło było urozmaicić picie w odrobinę rozmowy, chociaż znając życie i tak skończą zjarani przez mugolskie zioła, które zgadywał, że Ślizgonka miała przy sobie. -Myślisz, że będzie wściekły, że jakiś nieznajomy typo demoralizuje mu siostrę? – spytał, wyraźnie rozbawionym tonem. Chyba nawet parsknął nieco śmiechem. Może jeśli był jakiś dużo młodszy to nie rozumiałby tego co robią, ale starszemu na pewno by się to nie podobało. Gdyby miał młodszą siostrę, to wkurwiłby się, że ktoś zaczepią ją w taki nieodpowiedzialny sposób. W ogóle to nawet nie wiedział ile Dreama ma lat, tylko jakby to było istotne. Jakąś młodą siksą chyba nie była, a co najważniejsze, Maxowi dobrze było w jej towarzystwie. Z góry zakładał, że była młodsza, bo w końcu Anglik dwa razy kiblował, ale kurwa no kogo obchodziło o ile… Spojrzał na dziewczynę nieco podejrzliwie. Nie bał się, że chciałaby go pogryźć. Właściwie, to gdyby już do tego doszło, to pewnie by to jakoś przeżył. Pokręciłby nieco głowa z bólu, ale nic wielkiego. Mógł się ratować czarami, ale jeśli o nie chodzi, to dalej był zdany na koleżankę. Ufał jej, ale kurwa głupio mu było, bo Fairwyn bez różdżki brzmiało jak kompletny absurd. Niestety taka była była prawda, ale z drugiej strony, on cały był jakimś pierdolony absurdem. -Spoko, rób co chcesz – odparł wyciągając w jej stronę dłonie złączone w koszyczek. Z jakimś głupawym wyrazem na twarzy – chyba chciał przy tym rozbawić Dreamę – spojrzał na nią, później na własne dłonie, a później znowu na nią. Co tam takiego planowała? Raczej nie zaczynie bawić się we wróżkę i czytać mu przyszłości, bo to by było popierdolone i w chuj dziwne.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Złapała go za dłonie i rzekła. - Grzej mnie, bo mi zimno jak cholera. - na jej usta wpłynął piękny uśmiech. Zastanawiała się nad tym co sobie mógł pomyśleć, kiedy go o nie poprosiła. Wróżka z niej była żadna, swój światopogląd opierała na logice, może dość popieprzonej, ale jednak logice i nie wierzyła w wróżenie z fusów i inne takie bajery. Wybierając lekcje, na które chce chodzić nawet nie myślała o Numerologi albo Starożytnych Runach, a co dopiero Wróżbiarstwie, więc na wróżenie z pęcherzy na palcach nie miał co liczyć. Na szczęście dłonie miał gorące, a drama westchnęła z ulgą, gdyby tak nie było to musiałaby naruszyć jego prywatną sferę i bezpardonowo wepchnąć dłonie pod bluzę chłopaka. Przez chwilę pomyślała nad tym, żeby zrobić to tak czy inaczej, ale skoro dłonie miał dobre to po co go zaczepiać. Może nie wyglądał na takiego co by protestował, ale przecież ledwo się znali, a ona do końca nie wiedziała na co go stać. Prawie by zapomniała o eliksirze, który trzymała w plecaku, gdyby mogła pewnie palnęłaby się w głowę, jednak była w trakcie ogrzewania dłoni i nijak nie miała możliwości żeby się wyrwać. No dobra, po eliksir chciała, jednak stwierdziła, że może lepiej będzie dopić wino i dopiero potem wziąć Zmysły. Strasznie ją interesowało jakie działanie uzyska po wzmocnieniu się tym winem. Wcześniej piła go, to prawda, jednak nigdy po alkoholu i to trochę ją w tym kręciło. Nie sądziła, że dzięki temu zmieni swoje właściwości i będzie działał, jak bazyliszek, jednak zawsze istniało jakieś ryzyko. Z wielką niechęcią zabrała dłonie i znów napiła się wina, zresztą, naszła ją ochota na papieroska to wyciągnęła jednego z paczki i zapaliła go zapalniczką. Różdżki bała się używać po wcześniejszym Lumos, jeszcze proste zaklęcie, które wytwarzało mały płomyczek spaliłoby jej włosy. - Co do mojego brata - powiedziała i przy okazji wypuściła z płuc chmurę dymu - To jest starszy i jeszcze chodzi do Hogwartu. Taki wielki gryfon, prefekt dokładnie - dodała jeszcze i zmarszczyła nos. Miała nadzieje, że Max nie przestraszy się po tych wiadomościach i nie postanowi uciec z krzykiem z miejsca ich spotkania. Faktycznie interesowało ją to czy może zna on Leo. Wszystko było możliwe, bo jakby się zastanowić Hogwart nie był zbyt wielką placówką i jeśli ktoś uczęszczał do niego dłużej niż pół roku, to ludzie mimowolnie kojarzyli go z widzenia. Drama i Leo pojawili się tam już dawno, więc nie powinno być problemu. Ciągle zastanawiała ją jedna rzeczy, mianowicie to czy chłopak aby na pewno nie jest rodziną Fairwyna. Trochę głupio było zapytać, szczególnie że jeszcze nie wiedziała czy jest on osobą, która nie ma problemu jeśli przychodzi czas mówienia o sobie. Znali się słabo, ona może i nie miała problemów przed otwieraniem się na innych, ale on? Wszystko było możliwe, nie znała jego przeszłości i skąd pochodzi. Równie dobrze mógłby być z Honolulu i pochodzić z rodziny, w której powszechnie popularnym jest kanibalizm. Postanowiła więc pójść trochę inną drogą i spytała o całkowicie inną rzecz, która równie mocno ją fascynowała. - Dużo masz tych tatuaży? - Jak się domyślała widziała niewiele z nich, podziwiała go za tatuaż na szyi, ona sama chyba by się nie dała, co mogło wydawać się dziwne, szczególnie że jej twarz zdobił tatuaż małej różyczki.
Spojrzał na Dreamę nieco zaskoczony, a zaraz wyraz jego twarzy zmienił się w rozbawienie. Trzeba przyznać, ze sposób w jaki to powiedziała był zabawny. Złapał jej dłonie we własne i delikatnie pocierał, by nieco zagrzać Ślizgonkę. Jak chciał to potrafił być bardzo delikatny. Trochę jak inny człowiek - miły i spokojny, ale myśli w głowie cały czas pozostawały szalone. -Aż tak Ci zimno? – spytał, a przez myśl przeszło mu masa różnych możliwości. Zaczynając od zmartwienia o mugolską gorączkę, kończąc na pomyśle by ją przytulić. W Grecji było gorąco, więc dziwił go fakt, że ciemnowłosej było zimno. Przez myśl przeszło mu zaklęcie rozgrzewające, tylko po co? Cała ta sytuacja tylko straciłaby swój urok. Myślał czy nie wziąć ją bliżej do siebie i przytulić. Oddać dziewczynie ciepło własnego ciała i zadbać o nią jak na faceta przystało. Kurwa dlaczego po prostu tego nie zrobił? Gdy mówiła o swoim bracie, czuł się trochę jak idiota. Zaraz po Lorce był chyba największym człowiekiem z takimi problemami w rozpoznawaniu uczniów. Wagarował tak często, że przyjaciół mógł wymienić na palcach jednej dłoni, a jakby doliczyć do tego mniejszych znajomych to wystarczyłaby druga dłoń. Większość jego rówieśników już dawno skończyła Hogwart, a Fairwyn nie czuł potrzeby otaczania się połową szkoły. Z góry zakładał, że pewnie i tak nie będą mieli okazji pogadać. Dopiero gdy powiedziała, że jest prefektem połączył kilka wątków i chyba wiedział o kogo chodzi. -Taki w chuj wysoki? Ze śmiesznymi loczkami? – spytał, krzywiąc się jakby wyobrażenie Leo sprawiało mu ból. Czyżby brat Dreamy to jakiś pan idealny? Pilny uczeń, który pilnował młodych Gryfonów by nie wpadli w tarapaty i spali grzecznie w łóżkach po 22. Ciekawe co by powiedział, gdyby dowiedział się, że jego siostrzyczka zadaje się z Maxem. –Kurwa, jestem chyba jedynym Gryfonem, który nie wie kim są prefekci jego domu… - westchnął cicho i znowu skrzywił się, jakby myślenie było dla niego czymś strasznym. Poza Leo była chyba jeszcze jakaś laska. Mała, ruda i chyba tak pyskata, że od jej słuchania bolała głowa. -Cała rodzina taka wysoka? – spytał dziewczyny, po tym jak połączył kilka faktów. Ślizgonka była wysoka, prawie równa Maxowi. Centymetr różnicy to niewiele. O jej bracie już nie wspominając. Jebany miał z dwa dziesięć, może dwa dwadzieścia? W każdym razie nieczęsto spotykał taki ludzi, z kolei nowych poznawał za każdym razem, gdy leciał gdzie indziej niż Anglia. -Całkiem sporo, sam już nie wiem ile – robił je tak często, że już dawno stracił rachubę. Spojrzał na własne ręce. Powinien sobie zrobić gdzieś na nadgarstku magiczny licznik, który zmieniałby się za każdym razem, gdy zrobi nowy. –Poza tym co widzisz to jeszcze kilka pod koszulką… Niektóre magiczne, inne mugolskie. – dodał po krótkiej pauzie. Niby mógłby je wszystkie pokazać dziewczynie, tylko nie miał ochoty się rozbierać. No kurwa bez przesady. To by było trochę dziwne, przyszedł tu chwilę temu i już miałby stracić ubrania. –Jak będziesz chciała, to może kiedyś Ci je pokaże – zobaczymy jak to wszystko się rozwinie. –A co z Tobą? – spytał z lekkim uśmiechem. Może jej dziary nie rzucały się tak w oczy jak te jego, ale i tak wpadł w oko Fairwynowi. Zmrużył lekko oczy, jakby miało mu to pomóc lepiej widzieć i wyciągnął dłoń w kierunku różyczki na jej twarzy. Urocza... Wziął butelkę wina do ręki i wypił kilka większych łyków. Spośród wszystkich alkoholi, chyba tanie wino miał największy urok. Może i kac był niemiłosierny, ale piło się je niezwykle przyjemnie. Nie było tak słabe jak piwo i nie ścinało tak szybko jak wódka.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- Taka moja natura, większość życia spędziłam w Meksyku i nienawidzę zimna Anglii, a jeśli temperatura spada poniżej dwudziestu stopni, to trudniej mi się żyje. - wzruszyła ramionami — Kiedyś nawet byłam z tym u magomedyka, nie wiedzą co to dokładnie jest, ale podobno chujowe krążenie i o, ciągle mam przez to zimne łapy i stopy. - Strasznie się w Anglii męczyła, ten deszcz, mróz, śnieg i inne zjawiska pogodowe były jej właściwie do dwunastego roku nieznane i dziewczynie dość trudno przychodziło dostosowanie do typowej brytyjskiej pogody. Nie narzekała, bo do narzekających nie należała, ale męczyła się strasznie. No i właściwie przez cały zimowy okres chodziła zakatarzona, zakaszlana i wkurwiona, bo kto nie byłby wkurwiony niewyspany i zmęczony. Kiedy usłyszała słowa o tym śmiesznym z loczkami, roześmiała się. - Nie dziwię się, że nie kojarzysz go z bycia prefektem, bo ja sama nie wiem, jakim cudem on go dostał. Wylecieliśmy z poprzedniej szkoły za pobicie, bo tamten baran nie umiał utrzymać swych nerwów na wodzy i jakoś tak wyszło - wzruszyła ramionami - Leo pije, pali i używa sobie życia na potęgę, mega miły chłopak, ale to u nas rodzinne - puściła jego w stronę oczko. Nie miała oporów przed tym, żeby opowiedzieć mu całą historię swego życia, zresztą nie uważała, że ma się czego wstydzić. To jej brat był tym rozrabiaką, który swoim urokiem osobistym potrafił wyrwać całe hordy lasek. Jedyną cechą charakteru Leo, która wyjątkowo wkurzała Dramę, było to, że tak często dopuszczał się zdrady i często nie potrafił utrzymać swojego penisa na smyczy. Brunetka miała trudność ze zrozumieniem, bo przecież jeśli już z kimś jesteś, to się poświęcasz, a Leo zawsze mógł spróbować pójść na układ sex friends i mieć spokój, nie łamiąc przy okazji tak wielu serc. Najwyraźniej tak skomplikowana rzecz wykraczała poza trybiki myślenia olbrzyma. - Tak to rodzinne, moja babka była olbrzymką - powiedziała to w taki sposób, jakby takie związki były całkowicie normalne. Ona sama nie widziała problemu w tym, że takie małżeństwa istniały. Olbrzymi nie byli gatunkiem głupszym od ludzi, jedynie nie mieli tak wielu możliwości. Przecież, gdyby tak było to ona albo jej ojciec by to odczuli, a przecież jej tatuś był chyba najlepszym znawcą zwierząt na ziemi. - Mój tatuś mierzy około 3 metry. No i ma trójkę rodzeństwa, która jest równie wysoka. - mruknęła na koniec. Skoro tak go to wszystko interesowała to i sama postanowiła wysunąć pytanie, które tak ją gnębiło. - Edgar Fairwyn, człowiek lód, jest twoją rodziną? - zagaiła i uniosła lewą brew do góry. Gdyby nie to, że Drama dowiedziała się o tym, jakie chłopak nosi nazwisko wczoraj, to pewnie ta kwestia spędzałaby sen z powiek brunetki. Chyba każdy, kto dowiadywał się o tymm zastanawiał się nad tą kwestią. Brunet był całkiem inny, a głowa nastolatki nie mogła zrozumieć, że tak różne osoby, mogą być ze sobą spokrewnione i to dość blisko. Zastanawiało ją jeszcze czy nauczyciel w stosunku do rodziny, w małym gronie okazuję inną, może trochę bardziej ludzką twarz. Być może to, co okazywał na co dzień, było zwykłą maską, przed którą się krył, a w klatce piersiowej biło serce człowieka. - Ja ci je mogę pokazać już teraz - zaczęła prostolinijnie i zdjęła z siebie grubaśną bluzę. Przestało jej być tak cholernie zimno, więc w sumie nie zdecydowała się na to, żeby ją znów założyć. Podsunęła się do niego bliżej i pokazała mu nadgarstki i nogi, to były wyjątkowo drobne tatuaże, które nie miały dla niej żadnego znaczenia. Potem przyszedł czas na malutki odcinek drutu kolczastego znajdujący się nad łokciem. - Mam jeszcze jeden oprócz tego - odwróciła się do niego bokiem, podciągnęła koszulkę do góry i pokazała mu żebra. Ten tatuaż miał dla niej chyba największe wrażenie, chciałaby osoba, którą w przyszłości pokocha również naznaczyła się własnie tym cytatem. Dla niektórych to mogło wydawać się puste, jednak Drama lubiła takie rzeczy, czuła sentyment do przedmiotów, gestów, piosenek i lubiła takie emocjonalne pierdoły, które łączyły z innymi ludźmi. Miała ledwo siedemnaście lat, a już miała tatuaże. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że pierwszy zrobiła sobie, mając ledwo czternaście lat i nie wiedząc za bardzo, czego chce od życia. Weszła do byle jakiego salonu, wybrała sobie tatuaż, a oni niezbyt dbając o to, by sprawdzić, czy ma dowód wydziarali ją. Zresztą już wtedy wyglądała jak wielkolud i liczyła sobie równe 176 centymetry wzrostu. Dziś, uznawała to co wtedy zrobiła za wielką głupotę i najpewniej teraz nie poszłaby na tatuaż byle gdzie, ale wtedy czuła się taka zajebista i taka dorosła. Dzieci są głupie i ona też była dzieckiem głupim. - Nie wiem, czy zasługujesz na zobaczenie ostatniej dziary. - powiedziała zalotnie i uśmiechnęła się delikatnie. - Zresztą nie mam na sobie stanika, a na tym etapie znajomości cyckami świecić nie będę - podrapała się po policzku i obciągnęła koszulkę na swoje miejsce. Mówiła śmiało i bez zacięcia. Nie wstydziła się siebie, swojego ciała, tego, że była tak przeraźliwe chuda i drobna, ale nie chciała już od razu przechodzić do konkretów. Wolała zostawić ten tatuaż jego wyobraźni i pokazać go przy innej okazji, może gdyby poszli na plażę popływać czy inne takie.
Sam był zdecydowanie fanem ciepłego lata niż zimy. Lubił chodzić w letnich ciuchach, ale gdy tylko robiło się chłodniej to od razu zakładał cienkie, a czasem grubsze bluzy. Jako Anglik był nico bardziej wyrozumiał od dziewczyny na chłód i dwadzieścia stopni to wciąż było dla niego sporo. Grecki klimat odpowiadał mu dużo bardziej niż Ślizgonce, wiec nie mógł narzekać. Dużo mniejsza tolerancje miał wobec zimna. Do tej pory nie potrafił zrozumieć jak ludzie potrafią brać zimny prysznic. No popierdoliło ich czy coś? -A co z zaklęciami od rozgrzewania? – spytał nieco zaciekawiony tą sytuacją. Zazwyczaj w zimie wystarczyło jedno machnięcie różdżką i okropny mróz stawał się do wytrzymania nawet w zwykłej bluzie. Dziwił się, że dziewczynie to nie wystarczało, bo raczej nie sądził, by go nie znała. Uśmiechnął się delikatnie. -Zastanawia mnie jak bardzo byś cierpiała w Islandii czy innym mroźnym kraju. W tym roku były chyba ferie w Grenlandii. Byłaś tam może? – wyglądał na nieco rozbawiony, chociaż współczuł dziewczynie ten jej brak tolerancji na chłód, który wydawał się znacznie większy o tego Fairwyna. Żeby nie było, wcale nie czerpał jakieś sadystycznej przyjemności z przypadłości dziewczyny. Po prostu bawił go fakt, że ferie Hogwartu odbyły się w miejscu tak bardzo znienawidzonym przez organizm ciemnowłosej. Jeśli chodzi o sam wyjazd do Grenlandii to ubolewał, że nie pojechał tam nawet na dwa, trzy dni. Miałby do odhaczenia kolejne miejsce na mapie. Z drugiej strony, kiedy uczniowie zabawiali się na mroźnej wyspie, Fairwyn przemierzał Azje w poszukiwaniu nowych doznań. Indie wspominał naprawdę niesamowicie, bo chociaż obserwował je tylko z daleka, to dzikie feniksy wyglądały przepięknie. Nawet teraz, gdyby tylko zamknął oczy to potrafił wyobrazić sobie na niebie te ich szkarłatne pióra, przyozdobione odrobiną złota. Cudowne zwierzęta. -Jak jest w Meksyku? – zadawał sporo pytań, ale był ciekawską osobą. Nie szokował go fakt, że Dreama nie pochodziła z Anglii. Podobno ostatnio w Hogwarcie pojawiało się sporo uczniów, którzy nie wychowywali się na wyspach. Głowę przechylił na bok i spojrzał na koleżankę z błyskiem zaciekawienia w oczach. Kurwa przez jakaś głupio poprawkę musiał przerwać podróż przez Amerykę i po zobaczeniu Gwatemali nigdy nie wrócił w tamte rejony. Był tak blisko rodzinnych stron Ślizgonki. -Tego nie wiedziałem – odparł, krótko kiedy Dreama zaczęła opowiadać o swoim bracie. Jakim cudem, ktoś kto wyleciał ze szkoły został prefektem w Hogwarcie? Parsknął śmiechem kiedy o tym mówiła. Może sam powinien wystartować po tą pozycję. Chyba byłby pierwszym prefektem, którego w szkole nie ma częściej niż jest. -Znaczy, pewnie bym go poznał, gdybym bardziej interesował się szkołą. Do Hogwarutu wpadam tylko by odbębnić konieczne lekcje, poprawić to co mam do zaliczenia i wypierdalam z kraju czym prędzej się da – to znaczy, kiedy odłoży nieco kasy, na kolejną wycieczkę. Nawet on nie jest na tyle szalony, żeby wyjechać gdzieś do obcego kraju bez jakichkolwiek pieniędzy. -Szalony typo – mruknął dosyć rozbawiony. Brzmiał jak spoko koleś, chociaż w stosunku do siostry, mógł być bardziej odpowiedzialny. Mimo wszystko, Fairwyn nie miał czym się martwić. Raczej nie sprawiał wrażenia osoby, która chciałby go zabić. No, przynajmniej dopóki nie wiedział o tych wszystkich popierdolonych rzeczach, do których już zdążyli uciec pomimo krótkiej znajomości. -A za co najebał tamtemu ziomkowi? – sama historia była dosyć ciekawa. Nie wierzył jednak, że Leo mógłby pobić kogoś bez jakiegokolwiek powodu. W większość przypadków, bójki miały jakiś motyw, a ten pozostawał dla Fairwyna jeszcze zagadką. Chciał postawić się na miejscu jej brata i zastanowić co on zrobiłby w takiej sytuacji. Wstępnie jednak obstawiał, że to samo, bo sam potrafił zajebać komuś, kiedy tylko wkurwiał swoim głupkowatym zachowaniem. -O kurwa, ale zajebiście! – powiedział donośnym głosem, kiedy wspomniała o swojej babce. Nie spotkał jeszcze nikogo z kimś takim w rodzinie. To źle zabrzmiało. Nie był żadnym rasistą czy coś, ale taka w gruncie rzeczy magiczna istota w rodzinie była czymś wyjątkowym. Takie związki nie były zbyt popularne. Z tego powodu, aż sięgnął po butelkę wina i upił z niej kilka łyków, a później poczęstował Ślizgonkę. -Nawet nie będę pytał ile ma, miała babcia? – mruknął dosyć niepewnie. Nie wiedział jak ma powiedzieć, wiec przy ma wyraźnie się zawahał co mogła wychwycić Meksykanka. Jeśli miałby jednak zgadywać, to pozostałby przy tej pierwszej wersji. Nie miał pojęcia jak długo żyją olbrzymy, ale zakładał, że dłużej od ludzi. -Twoja matka musi mieć przejebane… -brzmiał poważnie, nawet zrobił bardzo poważną minę, nieco zamyśloną ale i poważną. Pokiwał lekko głowa. Tak, miał dokładnie to na myśli. Szybko jednak zaśmiał się, bo w końcu to wszystko były tylko żarty. Mniej lub bardziej prawdziwe, ale nie mające na celu nikogo obrazić – żarty. Nie przypominał sobie, by ostatnim razem przedstawiał się z nazwiska, wiec ciemnowłosa zaskoczyła go pytaniem o Edgara. Czyli wiedziała jak miał na nazwisko. -O kurde, pytałaś o mnie? – zaskoczenie na twarzy chłopaka, szybko przybrało kształt lekkiego uśmiechu. W pewnym sensie zrobiło mu się miło. Zaintrygował dziewczynę do tego stopnia, że poszukała o nim nieco informacji wśród innych uczestników wycieczki. Nie wiedział, jak bardzo ciężkie to zadanie, ale podziwiał za zaangażowanie. –Tak – dodał dosyć krótko. Czyli co, to tyle? –Wujek. Słyszałem o nim jakieś historyjki, ale nie znam go za dobrze. Właściwie to w ogóle. Nie utrzymuje za bardzo kontaktu z rodziną, przez co wkurwiają się niemiłosiernie. Przynajmniej syna ma zajebistego. To chyba jedyna rzecz, która mu dobrze w życiu wyszła. Przypadkiem, bo przypadkiem ale dobrze – kończąc swój wywód zaśmiał się. Mogło to nie zabrzmieć zbyt dobrze, ale taka była prawda. Może za łebka lubił historyjki o wujku, ale teraz zdecydowanie wolał jego syna. To wszystko brzmi tak nierealnie, ale bękart Edgara był najlepszym ze wszystkich kuzynów w tej rodzinie… Podobał mu się entuzjazm dziewczyny i to jak chętnie zdecydowała się pokazać mu swoje tatuaże. Sam nie wiedział dlaczego postanowił nie chwalić się swoimi. Przecież na co dzień robił to bez przerwy. Jak było tylko ciepło, to często chodził bez koszulki. Magiczne tatuaże traciły wówczas swój urok, bo przestawały się ruszać w obawie przed mugolami, ale niestety, tak to już było. Uważnie przyglądał się tatuażom na ciele dziewczyny. Wyglądały na nieco bardziej przemyślane niż niektóre Fairwyna. Ten idiota potrafił dać się wytatuować tylko dlatego, że miał taki kaprys po pijaku. Dosyć głupi powód, ale mimo wszystko dla każdego znajdował jakiś sens i znaczenie. Nic co miał na swojej skórze, ostatecznie nie było tam bez powodu. -Ja też nie mam – odparł na komentarz o staniku. Co prawda Anglik nie miał potrzeby noszenia go, ale to tylko szczegóły, który nie powinno się czepiać. Złapał swoją koszulkę od dołu i ściągnął ją przez głowę. Nawet nie było tak chłodno, by jej teraz potrzebował. W każdym razie z lekko uniesionymi kącikami ust do góry, odsłonił przed Ślizgonką wszystkie swoje tatuaże. Było nieco miejsca pomiędzy nimi, ale praktycznie cały przód miał wytatuowany. Zabawne jak niektóre magiczne tatuaże, zamarły w bezruchu przed Dreamą.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- W zimie używam, ale jeśli nie potrzebuje, to raczej nie korzystam z magi - wyznała szczerze. Może i była czarownicą, ale nie zawsze odczuwała potrzebę na to, by używać magii. Słyszała o ludziach, którym nie chciało się podcierać dupy i zamiast robić to samemu, to po prostu machali różdżką i gówniany problem znikał. Gorzej jakby przez przypadek źle machnęli i zamiast wytrzeć, podpaliliby sobie dupsko. Drama nawet wyobraziła sobie taką sytuację, widziała, jakiegoś nadętego butona, który usiłuje ugasić palące poślady, skrzywiła się i już wiedziała, że ten obraz będzie ją prześladował gdziekolwiek się uda, a życie dziewczyny nigdy nie będzie takie samo. - Moja matka jest mugolką, a ojciec chodził na mugolską uczelnię, więc mimowolnie robię niektóre rzeczy bez używania magii, zresztą zajmują się różnymi gatunkami zwierząt, a nie tylko tymi magicznymi, mogę powiedzieć, że mój ojciec wydaje się zafascynowany stworzeniami bez mocy magicznej, dużo bardziej niż tymi, które ją mają. - wypowiedziała na jednym wydechu, zatrzymała się na chwilę, pomyślała i znów zaczęła mówić - Ty wiesz, że niektórzy czystokrwiści nie widzieli na oczy krowy? - Drama dobrze pamiętała sytuację, która miała miejsce dokładnie cztery lata temu. Była wtedy jeszcze nastolatką, która o życiu może i wiedziała niezbyt wiele, jednak nie była jakoś bardzo tępą, raczej umiarkowanie tępą. No i tak się zdarzyło, że jadła grzecznie śniadanie w gronie koleżanek Ślizgonek, kiedy to nagle rozległ się wielki raban i wrzask. Cała sala stanęła w miejscu i wszyscy zwrócili wzrok w ich stronę i nikt się nie spodziewał, że jakaś głupia arystokratka narobiła larum, bo dowiedziała się, że mleko pochodzi od krowy. Drama była w szoku i chyba każdy mugolski i półkrwi dzieciak był w szoku, bo nie dochodziło do nas jeszcze to, jak bardzo czarodzieje są odcięci od świata mugoli. Niektóre rodziny otwierały się na nich, to prawda, jednak większość miała to w głębokim poważaniu i uważała czystość krwi za najważniejszą cechę charakteru. O właśnie, chłopak nie wiedział jakiej krwi była, a przecież tak marna i dla Dramy nic nieznacząca rzecz mogła być kluczową, jeśli chodzi o ich relacje. W głębi serca liczyła na to, że może on nie przejmuje się tymi głupimi zasadami, bo przecież był taki wyluzowany, ale przypadki mogły chodzić po ludziach. Czasem tak jest, poznajesz kogoś, jest świetnie, a potem okazuje się, że nie spełniasz wszystkich oczekiwań i się zawodzisz. Brunetka już parę zawodów przeżyła w swym życiu i miała nadzieje, że on nie będzie następnym. Z chwili na chwilę, z sekundy na sekundę darzyła Maxa coraz to większą sympatią. Nie była jakoś bardzo pijana, wiec uczucie to było bardzo szczere. Pytaniem o Meksyk jeszcze bardziej rozbudził jej chęć opowiadania. Oczy jej się zaświeciły, poczuła nagły przypływ energii i wręcz emanowała wesołością. Podskoczyła do góry na samą myśl, że chłopak interesuje się krajem jej przodków. - Meksyk jest świetny. Jest magiczny, dziwaczy i niezwykły. Piasek, palmy, kaktusy, trawa, piękne oceany i rzeki i ludzie, którzy są niebezpieczni, ale lubią zabawę i chociaż boją się obcych, to nie są nieżyczliwi. - Kochała swój poprzedni kraj i marzyła o tym, żeby w przyszłości móc do niego wrócić. Nie chciała tam mieszkać na stałe, jej celem było zobaczenie wielu krajów, a Hogwart był tak wspaniałym miejscem, że przemęczyłaby się w Anglii jeszcze parę lat. Jednak kraj ten był na tyle kuszący i tak do siebie przywiązał, że planowała namówić rodziców na inwestycję i kupienie do jej własnej dyspozycji małego domku. Nie liczyła na wiele, wystarczyło miejsce z dala od ludzi, w dziczy, gdzie będzie mogła otoczyć opieką i podarować miłość jak największej ilości zwierząt. - Mugole mają dziwne wierzenia, modlą się między innymi do Santa Muerte, głównie ci, którzy są związani ze światkiem narkotykowym, jednak jest wielu innych ludzi, którzy kochają Świętą Smierć - Miała nadzieje, że za nią nadążał, bo Drama naprawdę podnieciła się tym, że może mu o sobie poopowiadać. Mówiła trochę za szybko i może niezbyt spójnie, jednak było w tym wszystkim tak wiele pasji i miłości, że każda napotkana osoba, która miałaby okazję posłuchać jej wywodu, zaraziłaby się miłością do tego wyjątkowego kraju. Zatkało ją nawet na moment i przeoczyła chwilę, kiedy żartował sobie z jej matki. Właściwie to ona sama nie mogła uwierzyć w to, jak ten związek funkcjonuje, jednak i co skłoniło ją do wyjścia za takiego wielkoluda. Jej ojciec był wtedy gołodupcem, dodatkowo wychowywali się w całkowicie innej kulturze i mieli wtedy bardzo mało wspólnego. Kochali zwierzęta, to oczywiste, ale Drama nie była pewna co do tego, czy to wystarczy, by być ze sobą całe życie. - Nie wiem za co mu najebał, ale najwyraźniej za coś poważnego - wzruszyła ramionami - Słyszała plotki, że podobno Leo zachował się tak agresywnie ze względu na nią, ale raczej nie rozmawiali o tym zajściu. O tym, że chłopak został wydalony ze szkoły, było głośno, bo pobity znalazł się w szpitalu na granicy życia i śmierci. Ona nie mogła i nie chciała go winić, bo nie wiedziała za co. Każdy w ich starej szkole wiedział kim jest Leo i, że miał on delikatnego fisia na punkcie bezpieczeństwa Dramy. Absztyfikant najprawdopodobniej powiedział o niej coś obrzydliwego i za to dostał wpierdol. - Mój brat przez długi czas ćwiczył boks, więc nie skończyło się to zbyt dobrze. No, ale to teraz nie ważne - westchnęła cicho i objęła nogi w kolanach. Drama spojrzała na niego ze współczuciem. Mogła się jedynie domyślać, jak bardzo popierdolone było życie w takiej rodzinie. U niej nikt się nie kłócił, a co dopiero zabijał, więc kiedy słyszała opowieści takie, jak o rodzinie Fairwynów to włosy jej dęba stawały. Chciała go nawet z tego powodu przytulić, jednak zdawało jej się, że Max nie bierze sobie tego do serca, tego, że jego rodzina jest taka popierdolona i, że wszyscy drą ze sobą koty. Kiedy pokazywała mu tatuaże, nic nie mówił, wiedziała, że te rysunki, które miała, nie zrobią na nim wrażenia, jednak i tak nie była pewna czego się spodziewać. Być może był tym typem, który lubi być wydziarany, jednak dziewczyny, które tatuaże posiadały całkowicie, nie przypadały mu do gustu. Opcji bylo wiele, a że Dreama była specyficzna to i w jej głowie tworzyło się właśnie wiele scenariuszy. Żachnęła się, nawet kiedy zażartował z jej słów, a kiedy zrzucił z siebie koszulkę ,miała ochotę zagwizdać. Kolekcja była imponująca, a ani jeden tatuaż nie był zwykły, przeważały motywy egipskie, widziała oko Horusa i znak Anch, widziała hieroglify, ale i kwiaty, postacie, o których nie miała zielonego pojęcia. Szczególnie rozbawił ją brzuch chłopaka, który był ozdobiony trochę przypadkowymi tatuażami. - No nie sądziłam, że chłopak z takiej dobrej rodziny oglądałby mugolskie kreskówki - wskazała głową na jego klatkę, jednak zaraz dotknęła ją łapą, dokładnie w miejsce, w którym znajdowały się owe postacie - Wiesz co na sobie masz? Ten tutaj to miłośnik piwa — powoli przesunęła paznokciem na jedną z postaci — No i jest ojcem, głowa rodziny, a ta tutaj — tym razem wskazała na Lisę, ciągle nie odrywając dłoni od jego klatki — gra na saksofonie i jest super mądra. Kiedyś Ci pokaże tę kreskówkę, bo jest nawet spoko — i zabrała rękę z jego ciała. Skierowała ją na czapkę, której daszek zaczął przeszkadzać tym, że ciągle zakrywał jej oczy. Nie widziała innego wyjścia, jak przekręcić ją w tył. Sama nie wiedziała, po co ją wzięła, przecież nie było słońca, najwyraźniej myślała, że będzie wyglądać fajnie, a tu chyba nic z tego. Taka była zaabsorbowana rozmową z Maxem, że aż zapomniała o buteleczce, która to czekała na nich w kieszeni plecaka. Z należytą czcią wyciągnęła ją z torby, bo przecież jeśli skończyli wino, to spokojnie mogli zająć się czymś lepszym. - Mówiłeś, że nie próbowałeś nigdy Otwartych Zmysłów, - spojrzała rozochocona na buteleczkę i potem skierowała wzrok na niego - porcja akurat na nas dwoje - powiedziała spokojnie i spojrzała na niego w oczekiwaniu. Nie miała zamiaru, by namawiać go do czegokolwiek, był wolnym człowiekiem, jednak liczyła na to, że się zdecyduje — Najgorszy skutek tego to gastro, ale mam w plecaku jakieś żarcie, to damy radę. - uśmiechnęła się zachęcająco i otworzyła buteleczkę. Korciło ją strasznie, żeby się napić, jednak nie chciała być jakaś pochopna w swoich działaniach. Jakby wychlała pierwsza i nawet nie poczekała na to, co o tym wszystkim myśli, to mógłby pomyśleć, że serio jest jakąś ćpunką, która na sam widok towaru prawie mdleje. Zbliżyła nos do otwarcia i wzięła głęboki wdech. Poczuła ten zapach, eliksir nie był oszukany, a ona ucieszyła się, że te 80 galeonów nie poszło się jebać.
Fairwyn był z ludzi, którzy zazwyczaj woleli iść po najmniejszej linii oporu. To nie tak, że do wszystkiego używał magii, ale robił to dosyć często. Zdarzało mu się gubić różdżki podczas swoich wycieczek na koniec świata i był wówczas skazany na mugolskie sposoby. Potrafił posługiwać się nożem czy podetrzeć sobie dupę papierem toaletowym. Wbrew pozorom nie było to takie trudne, a umiejętność zrobienia sobie kanapki bywała przydatna. Kilka razy spotkał ludzi podobnych do Ślizgonki, dla których zaklęcia były ostatecznością. Dla Maxa nie było to nic złego i za cholerę nie potrafił zrozumieć ludzi, którzy się o to spinali. Zabawne, bo matka Gryfona była jedną z typowych, czysto krwistych wiedźm. Oj słodka Morgano, jak on często słyszał te wszystkie wyzwiska na szlamy, nie wspominając już jak często mu się oberwało. Cieszył się, że te wszystkie zjebane nawyki nie weszły mu w krew. Parsknął cicho śmiechem. Historia ich rodziców musiała być przekomiczna. Trzymetrowy koleś wśród zdecydowanie niższych mugoli musiał się bardzo wyróżniać. Ciekawe czy jak to było z ich rodzicami. Od razu wpadli sobie w oko? Półolbrzym wpadł jakiejś lasce w oko, a ta stwierdziła, że musi go mieć. Jakaś magiczna miłość od pierwszego wejrzenia czy jednak bardziej przeciętnego. -Zaskoczę Cię, ja widziałem. W Indiach są nawet uważane za święte – oparł rozbawiony, ale faktycznie coś w tym było. W rodzinie chłopaka od strony matki, czarna magia była mniejszą niewiadomą niż świat mugoli. Fairwyni pod tym względem byli bardziej wyrozumiali. Dla tych chciwych ludzi pieniądz miał większą wartość niż czystokrwistość czarodzieja. Wieloletnia tradycja sprawiała, że dzieciaki od najmłodszych lat wychowywali się wśród magii. Uśmiechnął się lekko zerkając na Dreamę. Wow, skąd Max miał wiedzę o świętych krowach w Indiach. To akurat dosyć proste. Jego wycieczki za granicę nie opierały się tylko na piciu, paleniu i poznawaniu magicznych miejsc. Panująca tam kultura była równie ciekawa i warta uwagi. Zwierzęta dla Anglika zawsze pozostawały zwierzętami. Wszystkie potrafiły być zajebiste. Nie widział sensu w rozróżnianiu ich na magiczne i zwykłe. Te znane Fairwynowi były rzadsze i posiadały bardziej nietypowe zdolności, przez co znalezienie ich dawały większą satysfakcję, ale kurwa, w niczym nie zakochał się tak mocno, jak w pierwszym kameleonie. Samo pochodzenie Meksykanki – jej czystość krwi – średnio obchodziło chłopaka. Przeżyłby nawet gdyby była mugolem. Dużo gorzej by było, gdyby planował ją komuś przedstawiać. Raczej starał się nie otaczać ludźmi, którym by to przeszkadzało, ale rodzinę chłopaka mogłoby oburzyć jego zachowanie. Zresztą, jakby już tego nie robił na każdym kroku. Kochał mamę, ale za przeproszeniem mogłaby się nie wpierdalać w jego życie. Jak to dobrze, że podczas kłótni z nią pozostawał stanowczy i nieugięty. Inaczej pewnie nie byłby tym, kim właśnie jest. -Kiedyś się tam wybiorę – oznajmił jak najbardziej poważny. Anglik chciał zwiedzić cały świat, więc w swoich podróżach nie mógł pominąć środkowej Ameryki. W najbliższym czasie planował wycieczkę do Rosji. Raczej za jednym razem nie planował przebyć całego kraju w szerz, tylko skupić sięna jego stolicy, chociaż nie wykluczał takiej sytuacji. Podobało mu się jak Ślizgonka mówiła o swoich rodzinnych strona. Ta ekscytacja w jej głosie była tak bardzo niesamowita i szczerza. Przez moment przeszła go nawet myśl, by może zabrać tam koleżankę. Szkoda tylko, że znali się tak krótko, a za kilka tygodni to zafascynowanie sobą mogło minąć. W każdym razie lubił ciemnowłosą i chciałby zobaczyć ją szczęśliwą w Meksyku. -A Ty w to wierzysz? – spytał, chociaż nie spotykał zbyt wielu wierzących czarodziei. W większości przypadków magia przyćmiewała religijne wierzenia. Praktycznie każdy kraj miał swoje inne, jakieś własne wyznanie. Spotkał ich tak wiele i chociaż żadna bajeczka go nie kupiła, to zdarzało mu się modlić do wielu bogów. Po co? Sam tego nie wiedział. Może liczył na jakieś jebane oświecenie, ale zazwyczaj był to tylko prosty gest w celu okazania szacunku. Bawiło go, kiedy Dreama mówiła o swoim bracie. Nie było w tym nic kpiącego, ani żadnych złych zamiarów. Po prostu w jego popierdolonej głowie, najebanie komuś było czymś zabawny. Znaczy nie był jakimś jebanym psycholem, który dla rozrywki potrafił skakać po czyjejś głowie. Niemniej jednak, bawił go widok krwi i potrafił się śmiać jak dziecko, kiedy z nosa ciekły mu czerwone stróżki. -Czyli mam przejebane – stwierdził, krótko i mrugnął jednym okiem do dziewczyny. To co Leo będzie chciał go zabić za to, że Fairwyn, aż tak demoralizuje mu siostrę, a jego jedyna nadzieja siedzi tuż obok? Nie komentował tatuaży dziewczyny, bo nie widział takiego sensu. Mógł pewnie pytać o ich znaczenie i takie tam, tylko po co. Najważniejsze było chyba samo wrażenie jakie robiły na odbiorcy. Ich odbiór należał do drugiej osoby, a to czy był zgodny z zamiarem twórcy pozostawał niewiadomą. Uśmiechnął się lekko, kiedy pokazywał jej swoje własne i spytał. -Ten napis z boku, odnosi się do jakiejś konkretnej osoby? - nie do końca wiedział, dlaczego o to zapytał. Z niektórych tatuaż w swojej kolekcji nie był zbyt zadowolony. Trudno, zrobił je i nie miał zamiaru się ich pozbywał. Nawet jeśli wyglądały, jakby zrobił je najebany niedzielny tatuażysta to i tak miały jakiś cel w tym całym syfie. -Simonowie czy jakoś tak – odparł, kiedy Ślizgonka dopatrzyła się postaci na jego klacie. –To dosyć długa historia – dodał krzywiąc się delikatnie. Jeśli tylko chciała, to mógł jej opowiedzieć cała ze szczegółami, ale nie wątpił, że ją tym rozbawi. Co prawda niektóre jej fragmenty były nieco przyćmione, przez alkohol i używki pod którymi wpływem wówczas był. Mimo wszystko większość pamiętał dosyć dobrze i chyba nie pominąłby niczego. -Dowiedziałem się o nich dopiero po tym jak go zrobiłem – zaśmiał się i przyjrzał się dziewczynie kiedy grzebała we własnej torbie. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Z jednej strony poczuł się zaskoczony przez dziewczynę, a z drugiej przecież ostatnio wzięli w żyłę jak jakiś pierdolonych krzakach. Jak wytrzeźwiał to plecy bolały go niemiłosiernie. W tym momencie ich drugie spotkanie przechodziło chyba na wyższy poziom romantyzmu. -Widzę, że tym razem mamy odjebany piknik – mruknął dosyć spokojnie, ale faktycznie coś w tym było. Tym razem nie chodziło, tylko o ćpanie z przypadkową osoba, a wspólne ćpanie z innym chyba równie pojebanym typem. Uśmiechnął się delikatnie, właściwie to kąciki jego ust tylko lekko drgnęły do góry. Wziął od dziewczyny niewielki flakonik i zajrzał do jego środka. Więc tak wyglądał pożądany przez wielu eliksir. -Gotowa? – spytał odwracając się twarzą w jej stronę. Mógł szybko wypić jego zawartość samemu, ale chciał to zrobić ze Ślizgonką równocześnie.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- W sumie to możemy się wybrać razem. Mój wujek na stałe tam przebywa, bo rodzice w rozjazdach - zatrzymała się na chwilę, by zastanowić się nad tym, co mówi. Nie znała go prawie całkowicie, a już myślała o tym, żeby zabrać go ze sobą do miejsca, które było jej ostoją i którym nie mówiła ludziom zbyt wiele. Jednak alkohol, który buzował w jej żyłach, dodawał odwagi i pozwalał nie myśleć o późniejszych konsekwencjach czynów. Zaśmiała się do siebie w duchu, zćpała się z nim, a zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno wybrać się z nim w miejsce, w które znała, do ludzi kórych kochała i którzy nie pozwoliliby jej zranić. Zaskakiwał ją wiedzą o mugolach, jako osobnik prawie całkowicie czystej krwi nie powinien wiedzieć o nich żadnych informacji, a tutaj gadał o świętych krowach, wiara w te zwierzęta, była głęboko zakorzeniona w wierzenia mugoli i to tylko tych mieszkających w Indiach, co potęgowało uczucie zaskoczenia. Uśmiechnęła się zachęcająco i rzekła. - Myślę, że wujek nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zabiorę ze sobą kogoś - wzruszyła ramionami i zwróciła wzrok w stronę oceanu. - Ja nie wiem w co wierzę, niby jesteśmy czarodziejami, ale jednak nie wydaje mi się, że są tylko ludzie, wierzę w kosmitów, wierzę w Boga, ale nie tego biblijnego, w sumie to nie umiem tego wytłumaczyć, to wszystko jest za trudne. - odwróciła twarz do niego i delikatnie zmarszczyła czoło. Zdecydowanie to nie była rozmowa na teraz, nie była w stanie się skupić i powoli zaczęła odczuwać alkohol, nie wiedziała, czy trzeźwieje, czy może dopiero robi się pijana. Ostatnio miewała problemy ze skupieniem czy nawet mówieniem, szła gdzieś i nagle zapominała, w jakim celu udaje się właśnie w to miejsce albo zapominała, o czym mówi i o co chodzi, być może jej organizm atakowała straszna choroba, jednak nie było teraz czasu, liczyły się buteleczki, które mieli za chwilę spożyć i wakacje. Powiedziała sobie, że jeśli uda jej się dożyć do września to poradzi się kogoś z Hogwartu. Najważniejsze było, że dzierżył w dłoni buteleczkę i zapowiadało się na to, że oddadzą się przyjemnościom z nią związanym. Starała się zachowywać normalnie, jednak nie mogła powstrzymać się od tego, że jest podekscytowana. Eliksir był chyba jednym z jej ulubionych trunków, nie miał jakiś dziwnych skutków, a i tak trzepał po garach, a Drama bardzo lubiła sztuczne uczucie wesołości, które wywoływał. - Wystarczy pół buteleczki - uniosła szkło do góry, uśmiechnęła się do niego pięknie i upiła łyk napoju. Smakował trochę jak syrop, który nie raz serwowała jej matka, kiedy była małym dzieckiem, jego działanie było jednak zgoła inne. Smak tak podobny do tego z dzieciństwa sprawił, że zrobiło jej się ciepło na serduszku. Przymknęła oczy i walnęła się do tyłu na piasku. Czuła się błogo, jednak uczucie nie było w żadnym stopniu podobne do tego, które towarzyszyło braniu bazyliszka. Czuła się szczęśliwa i bardzo chciało jej się śmiać, właściwie jedną rzeczą, która powstrzymywała ją przed tym było to, że wiedziała, że będzie to wyglądać wyjątkowo głupio. Uczucie piasku pod ciałem było całkowicie inne, wzięła go w garść i zaczęła przesypywać pomiędzy palcami. W takim stanie uwielbiała słuchać muzyki albo grać samemu, wszystkie dźwięki były wtedy niepowtarzalne i całkowicie inne, a energia, która ją wtedy rozsadzała, sprawiała, że nie było rzeczy, których nie była w stanie zagrać. Nawet uczucie drugiego ciała było wtedy całkowicie inne, jad sprawiał, że była leniwa i apatyczna, a pocałunek nie był niczym wyjątkowym, jednak Zmysły potęgowały wszelkie odczucia. Co by ona dała za całowanie po szyi lub drapanie po plecach właśnie w tym momencie, chyba wszystko. Nie chciało jej się pić ani jeść — wszelkie potrzeby Dramy zostały zaspokojone razem z zażyciem środka. - Jeśli nie masz zamiaru mnie wykorzystać seksualnie to Leo raczej nic Ci nie zrobi - leniwie podniosła się z piasku. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, w jednej chwili brunetce zrobiło się bardzo gorąco, szybkim ruchem zrzuciła z siebie bluzę, nie zważając za bardzo na to, czy podwinie jej się przy tym koszulka i, czy on przypadkiem nie zauważy czegoś, czego jeszcze widzieć nie powinien. Bluzę rzuciła gdzieś nie wiadomo nawet gdzie, nie dbała o to, co robi i gdzie robi, bo adrenalina i wesołość, sztucznie wywołana przez napój teraz buzowała w jej żyłach. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w stronę wody i uśmiechnęła się sama do siebie. Oh, jak ona pragnęła popływać teraz, właściwie to nie mogła się skupić na niczym innym niż chęć wbiegnięcia do wody i ochłodzenia organizmu. Max coś do niej mówił, jednak ona nie mogła całkowicie skupić się na jego słowach, normalnie była roztrzepana, ale teraz nie mogła albo i nie chciała myśleć o niczym innym, jak zimna toń, która przywoływała ją do siebie. - Chcę pływać, teraz! - nie mogła się powstrzymać, szybkim ruchem ściągnęła z siebie jeansy, błyskawicznie wstała i nie czekając na jego reakcje, pobiegła w stronę wody. Nie ważne było to, że przecież może zginąć, nie liczyło się nic innego, jak tylko znaleźć się w wodzie.
Zmarszczył delikatnie brwi, gdy dziewczyna wspomniała o rodzicach. Może nie zrozumieli się zbyt dobrze, albo Fairwyn coś pomieszał. W każdym razie co takiego miała na myśli mówiąc „w rozjazdach”? Rozeszli się? Rozwiedli, a może któreś z nich umarło? Było wiele możliwości, które przeszły przez myśl chłopaka. Nie wiedział w co wierzyć. Miał sporo pytań odnośnie pochodzenia dziewczyny, ale nie było to chyba zbyt dobre miejsce na takie rzeczy. Byli już lekko wstawieni i nie było sensu niszczyć sobie humoru pytaniami o rodzinę. Sam gdy wspominał historyjki o śmierci ojca miał ochotę się roześmiać. Było to tak głupie i nieprawdopodobne, że aż zabawne. Czasem miał wrażenie, że jest jedną osobą na świecie przy porodzie której umarł ojciec. Delikatnie przechylił głowę na bok. Na myśl nasuwało mu się kolejne pytanie. Kim dla ciemnowłosej był jej wujek? Znaczy poza tym, że był wujkiem. Jak blisko Ślizgonki był? Raczej się nią nie opiekował. Były to tylko przypuszczenia Anglika, ale raczej nie wyspałby jej do szkoły po drugiej stronie Atlantyku. Może i świstokliki pozwalały na łatwą i szybko podróż, ale nie były wcale takie tanie i korzystanie z nich zbyt często było bardzo uciążliwe. Może nawet nieco niezdrowe. Chociaż to akurat pewnie tylko jedna wielka ściema. Mimo wszystko nie narzekał. Wolał jednak zwykłe pociągi. Stare, nowe, zapchane, puste – wszystkie miały swój niesamowity klimat. Nawet przepełnione pasażerami, śmierdzące indyjskie wagony, nie przeszkadzały mu, by znaleźć w tym wszystkim plusy. -Czyli jesteśmy umówieni? – odparł dosyć luźnym tonem i chyba nieco rozbawiony. Nie do końca wierzył, że może się to udać, ale jeśli nadarzy się taka okazja to z pewnością nie odmówi. Fairwyn wątpił, że ta znajomość przetrwa dłużej niż do końca wakacji. Przyjdzie szkoła, dziewczyna zajmie się swoimi szkolnymi problemami, a Max pewnie zniknie gdzieś za granicami Anglii. Mimo wszystko, nie traktował ich spotkań jak wakacyjną przygodę. Ślizgonka była zbyt interesującą osobą, by ją tak po prostu olać po wszystkim. Gdy myślał o przyszłości, to czuł się nie zręcznie, bo nie wiedział jak ma do tego podejść. -Nie znam się na tym i nie rozróżniam tych wszystkich bogów, ale mają w tym nieco racji. Wszyscy wierzą, że życie nie kończy się od tak, a my wiemy, że duchy istnieją – mruknął z delikatnym uśmiechem na twarzy. Pewnie wszystkie wierzenia wywodziły się z magicznej kultury. Możliwe nawet, że niektórzy mugole wierzyli w czarodziejów jak w bogów. Wiec dlaczego teraz tak bardzo się od nich odcinali? Bali się powtórki z przeszłości? To przez strach czy przez dumę, czysto krwiści tak bardzo gardzili mugolami? To trochę niesamowite, że takie przemyślenia miały miejsce w głowie Maxa. W pewnym sensie chyba przypominał przez to Edgara. Tak jak on interesował się kulturą innych ludzi i tak jak niegdyś on, zwiedzał cały świat. Chyba nie była to zbyt optymistyczna wizja dla rodziny, ale na szczęście Gryfon był dużo bardziej towarzyską osobą. Przyjrzał się cieczy w buteleczce i potrząsł ją delikatnie. Powinien się stresować przed swoim pierwszym razem z eliksirem? Może i tak było, ale na pewno nie okazywał tego po sobie. Chciało mu się nieco śmiać. Bawiła go myśl, że zaraz będzie zwiedzał kosmos i, że będzie robił no nie ukrywajmy, z obcą osobą. Co prawda lubił Dreamę, ale niestety nie mieli okazji poznać się zbyt dobrze. Fakt poznawał ją, z każdą chwilą rozmowy, ale nie było tego dużo. Nieco ubolewał nad tym, że spotkał ją tak późno. Dziewczyno, gdzie byłaś wcześniej? Teraz oboje ryli sobie nawzajem umysł. -Smacznego – powiedział to jakby chodziło o jakiś sernik, a nie eliksir, który zawróci im w głowach. Jedno słowo, a z ust Anglika brzmiało tak błaho, że nie potrafił się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Nieco spóźnił się z łyknięciem eliksiru. Ciemnowłosa Ślizgonka zrobiła to pierwsza i odleciała tak szybko, że Max nie wiedział czy to zasługa eliksiru czy po prostu się z nim droczy. Gdzieś tam przeszła go myśl, że magiczne specyfiki mogą działać dużo szybciej. Wolał więc nie zwlekać dłużej i łyknął połowę buteleczki jednym duszkiem. Zaskoczył się, gdy okazało się, ze eliksir ma naprawdę przyjemny smak. Nieco słodki i chyba owocowy. Chyba, bo „otwarcie zmysłów” przyszło tak szybko, że Fairwyn się tego nie spodziewał. Świat jakby przyśpieszył, a może to tylko w jego głowie tak bardzo wszystko się kręciło. Gwiazdy na niebie wydawały się tak jasne i wielkie jakby mógł je dosięgnąć, gdyby tylko wyciągnął rękę. Może i nawet ją wyciągnął, ciężko powiedzieć. Ślizgonka gdzieś upadła przed nim. Była taka radosna, że aż miło było ją oglądać. Tylko czy Max na nią patrzył? Kątem oka na pewno, bo parsknął cicho śmiechem, ale szybko zasłonił usta dłonią. Kurwa – przeklinał nieco w myślach. Tak cholernie chciało mu się śmiać i nie potrafił się powstrzymać. Dosłownie wybuchnął kiedy Dreama powiedziała o bracie. Nie wytrzymał. Nie potrafił. Przechylił się do tyłu i rozbawiony jak małe dziecko przez głupie „a kuku”, śmiał się przez dobrą minutę, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo czas pod wpływem eliksiru biegł zupełnie inaczej. Może się zatrzymał? -Nie planuje tego spierdolić tak szybko – odparł jak najbardziej szczerze. Nie potrafił inaczej. Czuł potrzebę powiedzenia prawdy. Nie bez powodu użył też takich słów. Po prostu uważał, że gdyby teraz się przespali to wszystko skończyłoby się jak zwykły skok w bok. Nie o to w tym chodziło. To chyba nie zabrzmi zbyt dobrze, ale kochał stany do których doprowadzała go Ślizgonka z taką łatwością. Łapiąc z trudem oddech, zerknął na ciemnowłosą jak zdejmuje bluzę. Kawałek jeszcze jednego tatuażu wyszedł na światło dzienne, gdy przypadkiem jej koszulka uniosła się nieco do góry. Na jej szczęście, Max nie miał okazji do zobaczenia wszystkiego, tylko czy ktoś by się teraz tym przejmował. -Co kurwa? – spytał, kiedy wskoczyła z pływaniem. Otworzył nieco szerzej oczy i szybko zrobił minę w stylu „a chuj tam”. Zaśmiał się i ciężko wzdychając podniósł się do pionu. Zrobił nieco głupkowatą minę, gdy Ślizgonka zdjęła spodnie. Wsadził dwa palec do ust i zagwizdał, a chwile później znowu dostał cholernej głupawki, przez którą śmiał się kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt kolejnych sekund. Z lekkim trudem podniósł się, a ziemia pod nogami dosłownie zaczęła mu spierdalać. Piasek dosłownie się poruszał, a może tylko lekko drgnął. No mniejsza o to. Pozbawiony już wcześniej koszulki, wbiegł do wielkiego morza i wypierdolił się na pierwszej większej fali. Nie, nie topił się, ani nic z tych rzeczy. Zanurzył się na moment po szyję i dużo szybciej wynurzył się cały. -O kurwa, pojebało Cie? – krzyknął, gdy zrobiło mu się zimno jakby był na pierdolonym lodowcu. Objął dłońmi ramiona i telepiąc się jak flaga na wietrze powoli zbliżył się do Ślizgonki. Mówiąc szczerze, to wyglądał jakby zamarzł już od pasa w dół.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- Cieszy mnie to, że twoim priorytetem nie jest zaliczenie - zaśmiała się donośnie i wesoło. Słowa te w jej głowie brzmiały dużo bardziej poważnie i dopiero po chwili uświadomiła sobie jakie głupoty pieprzy. Normalnie gadała bez sensu i ludzie często nie mogli ustawić się na odpowiednich falach - tak by ją zrozumieć, a co dopiero po narkotykach, które powodowały, że człowiek głupiał. Drama zdała sobie sprawę, że Max jeszcze ani razu nie wypomniał jej jakiejkolwiek głupoty. Często gdy rozmawiała z ludźmi, mieli oni w zwyczaju krytykowanie jej i tego co powiedziała, nawet rozmawiając z Fire nie mogła czuć się całkowicie swobodnie i bała się, że pierdolnie jakąś głupotę przez co dziewczyna pośle w jej stronę spojrzenie z serii tych spojrzeń. On jednak wydawał się być na tyle podobny, że nie przeszkadzało mu to irracjonalne zachowanie i z każdą chwilą coraz chętniej i bardziej angażował się w rozmowę. Max zareagował na jej słowa bardzo entuzjastycznie i pobiegł razem z nią do lodowatej wody, ona jednak nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na to co robi, najważniejsze było to, że spełniła swoją zachciankę. Drama nie spodziewała się, że woda będzie aż tak zimna. Kiedy wskoczyła do wody, nagły szok termiczny sprawił, że prawie zemdlała i najprawdopodobniej, gdyby nie narkotyk, który ciągle buzował w jej krwiobiegu to utopiła by się. Wynurzyła głowę ponad powierzchnie wody i niczym rekin zaczęła krążyć wokół gryfona. Organizm powoli zaczął przyzwyczajać się do temperatury wody, a jej ciało było coraz bardziej obojętne na zimno. Czuła falowanie wody, każdy podmuch wiatru, który powodował, że woda wzburzała się, a piasek przyjemnie łaskotał jej ciało za każdym razem kiedy zaczepiła ciałem o dno. - Tak nagle to mnie nie pojebało, od zawsze takie coś mam - i wybuchła śmiechem, może trochę za głośno i może trochę niepotrzebnie, bo w końcu nie powiedziała niczego specjalnego. Pływanie zawsze sprawiało jej wielką przyjemność. Kiedyś nawet chciała być pływaczką, jednak nie uważała, że nadaje się do trenowania czegokolwiek na poważnie. Quidditch był fajny, jednak ona wiedziała, że nigdy nie będzie traktować go tak jak Lope czy Viv, którzy na jego punkcie byli zakręceni na maksa. Zresztą nie chciała się tak wkręcać, starczyło, że bez gry na perkusji dostawała pierdolca, gdyby były tak w związku z innym hobby to Drama by nie wyrobiła i mogłoby jej zabraknąć czasu na jedzenie czy picie. Może i by pływała dłuższą chwilę, gdyby nie to, że zaczęły ją trochę zżerać wyrzuty sumienia, a serduszko się krajało, kiedy patrzyła na starszego gryfona, który marzł jak cholera. Niby nie kazała mu wskakiwać do wody, jednak jej nagły atak mógł mieć na to wpływ. Uśmiechając się ciągle stanęła w miejscu, woda sięgała do pasa, a podmuchy wiatru powodowały, że robiło jej się coraz zimnej. Wesołość nie znikała, jednak powoli ustępowała miejsca dużo spokojniejszej formie. Drama nie chciała już wariować, nie marzyła o milionie rzeczy na raz, a jej zachowanie można było nazwać wyważonym - oczywiście w porównaniu do ataku, którego doświadczyła wcześniej. - Trzymasz się jakoś - rzekła i podeszła do niego. Wszystko pulsowało, morze było ciemniejsze, a piasek czarniejszy i czuła się wspaniale, znów nie było jej zimno, więc postanowiła skorzystać z okazji i przylepić się do niego by chociaż trochę go ogrzać, bo przecież razem to zawsze raźniej. Nie pytała go o zdanie, o to czy tego chce czy nie zarzuciła mu ręce na szyję i mocno wtuliła się w jego ciało. Było śmiesznie, substancja powodowała, że głupie tulenie było sto razy przyjemniejsze i jedyne głosy, jakie była w stanie z siebie wydobyć były cichym pomrukiwaniem. Wsadziła jeszcze brodę w dołek w skórze szyi chłopaka. Nie spodziewała się żadnych rzewnych reakcji, przecież byli tylko parą znajomych, którzy razem zćpali się na plaży i na nic innego się nie zapowiadało. No i Drama niezbyt nadawała się do związków, miała na to za mało czasu, ogarnięcie siebie były mega ciężkie, a co dopiero ogarnianie kogo innego, strasznie męczące. Pewne było to, że ciało chłopaka było mega ciepłe i mega przyjemnie, a ona nie chciała się od niego odczepiać. - Cieplej Ci? - powiedziała cicho do ucha chłopaka, po czym zabrała ręce z jego szyi i przełożyła je niżej, w pas przy okazji delikatnie drapiąc go po plecach. Lubiła miziać ludzi i sprawiać im przyjemność, głaskanie, drapanie i gryzienie były jednymi z jej ulubionych czynności i lubiła dzielić się swoim dotykiem, nawet z osobami, które niekoniecznie znała. Zresztą nie wstydziła się i uważała to za całkowicie normalną czynność, w końcu każda nawet najgorsza bestia potrzebowała bliskości - tego nauczyła się przy zwierzętach.
Rozbawiony przyglądał się dziewczynie zanurzonej po samą szyję w morzu. Jej obecność była dosyć wyjątkowa dla Anglika. Zdawał sobie sprawę, że świat jest pełen szaleńców, a możliwość poznawania ich, ekscytowała chłopaka. Dreama była równie pojebana co on – a przynajmniej miał taką nadzieję. To, że uczyła się w Anglii sprawiało, że jeszcze bardziej chciał ją poznawać. Rok szkolny w Hogwarcie od razu wydawał się bardziej atrakcyjny. Ciekawe czy byłby w stanie odpuścić sobie kilka wycieczek, tylko po to by spędzić miło czas w angielskiej szkole magii. Raczej nie planował niczego długoterminowo i był fanem spontanicznych sytuacji – takich jak te w Grecji. Poza tym to dziwne, gdyby o tym myślał, będąc w takim stanie. Dla Fairwyna nawet woda wydawała się być bardziej mokra niż zazwyczaj. Absurd tego zdania chyba najlepiej opisywał stan Maxa. Ze zmrużonymi oczyma zanurzył się nieco bardziej w chłodnym morzu. Właściwe to nie było aż tak źle. Fale rozbijały się na chłopaku, delikatnie łaskocząc jego skórę. Normalnie chyba nikt nie zwracał uwagi na takie błahostki, ale przez eliksir wszystko wydawało się być takie inne – nowe, jakby dopiero poznawał cały świat. Nawet w zimnie potrafił odnaleźć przyjemność. Na wargach czuł słone krople wody, które wymuszały niewielki grymas na twarzy Fairwyna. -Luzik, to tylko woda – odparł z uśmiechem na twarzy i wynurzył się z wody. Serce zabiło mu chyba szybciej, a jego głowie na moment nastała cisza, jakby cały świat przestał istnieć. Ani wiatr, ani plusk wody nie docierały do chłopaka. Jedynie krew płynąca w jego żyłach cicho pulsowała. Przez krótką chwilę zerknął w oczy dziewczyny. Niewiele potrzebował by zatracić się w nich na moment. Czul się jakby tonął, a jednak było to przyjemne. Odruchowo obijał dziewczynę rękoma i wsłuchał się w jej ciche mruczenie. Wydawał się być nieobecny, chociaż reagował na każdy, nawet najmniejszy ruch dziewczyny. Przez narkotyk stała się dla Fairwyna całym światem pełnym przyjemnych doznań. –Jest bosko – wyszeptał cicho do ucha ciemnowłosej. Lekki, przyjemny dreszczyk przeszył jego ciało. Zmrużył oczy i objął ją nieco mocniej. Nie chciał jej tak łatwo puszczać. Czuł się jak cały urok eliksiru miałby zniknąć, gdyby to zrobił. Bo to przecież wciąż była jego sprawka, prawda? Intensywny zapach mokrych włosów Ślizgonki drażnił nozdrza chłopaka. Przez moment przeszła go myśl, by posunąć się nieco dalej. Dlaczego by jej nie pocałować? Zatracić się w jej ponętnych ustach i zakosztować kilku niesamowitych doznań. Przecież ostatnio nie miał żadnych oporów. Delikatnie pogłaskał ją po policzku. Chociaż starał się być twardy i dosyć szorstki, to będąc tak blisko Dreamy – nie potrafił. Stawał się delikatny i gotowy do wielu wyrzeczeń. -Planujesz coś dalej? – spytał, dosyć spokojnym głosem. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmieszek. Chociaż takie stanie Fairwynowi nie przeszkadzało, to raczej spędzenie tak reszty wieczoru byłoby co najmniej dziwne – czyli idealne dla naćpanej dwójki. W każdym razie wierzył, że ciemnowłosa przygotowała dla nich coś więcej. Był otwarty na różne sugestie, ale w sumie to jebać wszystko. Złapał ją za rękę i z uśmiechem zaciągnął w głąb morza, gdzie woda nie sięgała im tylko do pasa. Grunt dosyć szybko zniknął spod stóp Anglia i odpłynął jeszcze kawałek. Popływajmy, wspólnie, tak jak chciała. Zaśmiał się cicho, gdy unosił się i opadał na falach. Miał ochotę oddać się szaleństwu i po prostu bawić się. Zbliżył się na moment do dziewczyny, jedną ręką objął ją w pasie, tak by nie poszli na dno, gdy złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Obrazi się? Raczej w to nie wierzył, ale odpłynął kawałek ciekaw co zrobi i jak zareaguje na jego czyn. To pojebane, że byli tylko naćpanymi znajomymi. Nie nazywali się nawet przyjaciółmi i co najlepsze w tym wszystkim spotkali się dopiero drugi raz. Kogo jednak obchodzą te wszystkie spierdolone zasady, mówiące o jakiejś moralności człowieka.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Byli blisko, dzięki czemu Dreama mogła poczuć każdy dreszcz, który przebiegał przez ciało gryfona. To wszystko sprawiało jej cholerną, wręcz chorą satysfakcję. Chciała więcej, a to, że jej dotyk działał na niego aż tak, potęgował ochotę na pieszczoty. Nie myślała o seksie, jednak kiedy nadarzyła się okazja, ugryzła go delikatnie szyję. Nie chciała zrobić mu krzywdy, a jedynie trochę się z nim podroczyć, nie chciała również pozostawić na jego ciele śladów swojej bytności, wystarczyło, że na policzkach chłopaka można było dostrzec niewielkie strupy po tym, jak wbiła mu w twarz paznokcie pod wpływem bazyliszka. Uśmiechnęła się w duchu na myśl o tym, że mogą mu zostać blizny, ale jednocześnie wiedziała, że nie będą miały one dla niego znaczenia i najprawdopodobniej szybko zapomni o tym, przez kogo je ma. - Staram się nie planować niczego, bo wszystkie plany i tak prędzej czy później trafia szlag - mruknęła niewinnie, mono pocałowała go jeszcze w szyję i dała się zaciągnąć w głąb wody. Czuła się dość niepewnie, ocean był niepowstrzymany i istniała możliwość, że oboje zginął. Bała się, jednak mózg — zaślepiony przez używkę nie reagował na głośne wołanie, że to może być niebezpieczne. Nie bała się śmierci, jednak chciała jeszcze trochę pożyć, zresztą śmierć przez utopienie od zawsze kojarzyła się dziewczynie z czymś nieprzyjemnym. Krztuszenie wodą i brak możliwości wypłynięcia przyjemnym być nie mogło. Podążała za nim, jak baranek na rzeź, a kiedy prawie brutalnie pociągnął ją do siebie i delikatnie wpił się w usta brunetki, nie była w stanie w żaden sposób zareagować. Nie czuła się głupio, nie wstydziła się, ale trochę oniemiała. Podobała jej się stanowczość, z jaką ją traktował. Drama nie była osobą, która oczekiwała od chłopców kwiatków i śpiewania serenad pod oknem w nocy. Lubiła spać, więc potencjalny śpiewak najprawdopodobniej dostałby butelką albo klątwą w twarz i tyle by było z romantyczności. Ona potrzebowała adrenaliny i nieprzewidywalności, tego, że nie będzie wiedziała co się z nią dzieje, dokładnie tak jak było teraz. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że dobrze widziała, że Max sobie z nią igra i sprawdza jej reakcje, a ona dawała się podpuścić. Działa trochę jak zahipnotyzowana, uśmiechając się pięknie, podpłynęła do niego i może trochę za brutalnie złapała go za tył głowy, po czym mocno pocałowała. Nie była zakochana, ale czuła te pieprzone motylki w brzuchu, a serce biło jak szalone. Brakowało oddechu i modliła się o to, by nie nadeszła większa fala — trwali w pocałunku i byli całkowicie bezbronni, sama nie wiedziała jakim cudem utrzymują się na powierzchni, najwyraźniej nawet woda nie chciała, żeby utonęli właśnie w tym momencie. W tej chwili nic nie miało znaczenia, przyszłość to, że po wakacjach kontakt się urwie, ani to, że wcześniej obiecała sobie, że już nigdy nie dopuści do takiej sytuacji. Śmieszyło ją to, że z taką łatwością daje się podpuścić i jest aż tak uległa na działanie młodego Fairwyna, chociaż w sumie on nie robił niczego specjalnego — istniał i to Dramie wystarczyło. Powietrza coraz bardziej brakowało, dlatego oderwała się na chwilę od niego i znów skierowała swoje usta na jego szyje, gryząc delikatną skórę pokrytą tatuażami. Nie myślała o tym, że pewnie zostanie mu malinka i zachowuje się właśnie, jak głupia siksa. Kiedy już odsunęła się od Anglika na dobre, nie była w stanie powiedzieć niczego konkretnego, to wszystko wzbudzało w niej wielkie emocje, które potęgowała substancja, która po części przejmowała nad nią kontrolę. Odsunęła się więc od niego i ostatkiem sił dopłynęła na brzeg. Miała dość wody i chociaż chciała być całowaną, to stwierdziła, że ktoś musi być tym dorosłym i przerwać tę całą sytuację. Mało brakowało, a by mu się w tej wodzie oddała sama, bez większego proszenia. Wylazła na brzeg, a jako że wiatr ustał i zrobiło się przyjemnie, nie rzuciła na siebie zaklęcia suszącego, siedziała na piasku w samych majtkach i w koszulce i o dziwo nie odczuwała potrzeby ukrywania przed nim swego ciała. Czuła się błogo, a kiedy on dołączył do niej na brzegu, to uśmiechnęła się i poklepała miejsce obok siebie. Nie interesowała ją godzina, to ile już czasu spędzili na plaży, to czy ktoś jej szuka i czy się o nią martwi, najważniejsza była właśnie ta chwila. - No to popływaliśmy - znów gadała niedorzeczne rzeczy, ale trochę nie wiedziała co po tym wszystkim powiedzieć. Dalej czuła w brzuchu te śmieszne łaskotki, których doświadczyła w wodzie, jednak w dużo delikatniejszej i przyjemniejszej wersji. Potrzebowała się zapchać, najlepiej czymś wysokoenergetycznym, bo woda sprawiała, że robiła się senna — z plecaka wyciągnęła więc mleczną czekoladę, otworzyła opakowanie i z głośnym chrupotem wgryzła się w nią. Jedzenie sprawiało jej wyjątkową przyjemność i głupia czekolada była teraz sto razy lepsza, podsunęła ją więc pod nos Maxowi. - Mam nadzieje, że lubisz słodkie - puściła do niego oczko i po chwili dodała - Po eliksirze jest milion razy lepsza - zachęcała go do tego, by po prostu wziął dziaba i jak ona oddał się słodkiej przyjemności.
Pieszczoty ze Ślizgonką w ramionach były niesamowicie przyjemne, a działanie magicznego eliksiru tylko potęgowało doznania. Cicho zasyczał, gdy poczuł jej zęby na własnej skórze. Niewielki ból przeszył ciało chłopaka, ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. Starał się doszukiwać samych plusów zaistniałej sytuacji, a tych było naprawdę wiele. Miał gdzieś wszystkie blizny, które ciemnowłosa zostawiała na jego ciele. Niosły za sobą tyle miłych uczuć, że warto było nieco pocierpieć. Jakby to jeszcze był jakiś potworny ból, którego nie da się znieść. Wbrew pozorom, o autorce nowych dzieł na swojej skórze nie zapomni zbyt szybko. Co najmniej do końca wycieczki, będzie przywracał ją w pamięci – każdego wieczoru. Dwoma dziwnymi spotkaniami zawróciła chłopakowi w głowie. Sprawiła, że dwa razy zakosztował czegoś nowego i urozmaiciła wyjątkowe doznania swoją obecnością. Bez wątpienia było wyjątkową osobą, nieprzeciętną – nie spotyka się takich na każdym skrzyżowaniu w zatłoczonym mieście. Zdecydowanie dużo szybciej zapomni o samych bliznach, chociaż emocje jakie im towarzyszyły podczas powstawania, będzie miał w pamięci jeszcze przez długi czas. W przeciwieństwie do ciemnowłosej, Max nie bal się wypłynąć na głębsze morze. Dom Gryfa chyba do czegoś zobowiązywał. Nawet przez sekundę nie przeszła mu myśl, że może się coś stać. Oboje umieli chyba pływać, a słona woda sama wypychała ich na powierzchnie. Wystarczyło tylko ruszać lekko stopami, by utrzymać się na świeżym powietrzu. Ciekawe jednak czy w razie niebezpieczeństwa potrafiłby zachować trzeźwość umysłu i pomóc dziewczynie. Z Fairwyna slaby był romantyk z kwiatami. Jedyna roślina z jaką mógłby przyjść do Ślizgonki to taka która zaburzała zmysły. Może i był trochę lekkomyślny, ale miał to w dupie. Lubił urozmaicać swoje życie nieprzewidywalnymi substancjami. Na co dzień kolorowy świat nabierał nowej, większej głębi. Uśmiech nie znikał z twarz chłopaka, gdy dziewczyna podpłynęła do niego. Miły dreszczyk ogarnął jego ciało. Lekko pociągnięty za tył głowy, zbliżył się i tym razem dużo namiętniej wpił się w jej usta. Dłońmi przesunął wzdłuż jej pleców, aż po same uda. W tym momencie różne emocje ogarniały chłopaka. Przede wszystkim czuł ogromną ekscytację. Bliskość jej ciała, chłodna woda i chwila, w której trwali w pocałunku sprawiały, że czas dla Fairwyna na moment się zatrzymał. Nie obchodziło go co się z nim dzieje. Mógł się topić, mógł się dusić – miał to gdzieś. Było mu zajebiście dobrze i tylko to teraz się liczyło. Nawet jeśli wszystko tłumaczył sobie działaniem eliksiru, to nie chciał jej wypuszczać. Bał się, że cały czar pryśnie, ona odejdzie, a czas znowu zacznie pędzić jak lawina, której nikt nie jest w stanie zatrzymać. Przytulił dziewczynę do siebie, tak jakby bal się, że przypadkiem zaczynie tonąć gdy przyssała się do jego skóry. Trzymał ją w objęciach i nie chciał jej stracić. Cicho mruczał, kiedy zostawiała kolejne ślady na ciele Fairwyna. Westchnął cicho, kiedy od niego odpłynęła. Nie miał zamiaru nic mówić, czy jej zatrzymywać. Od początku doskonale wiedział, że prędzej czy później to będzie musiało się tak skończyć. Nie był zawiedziony, ani nic z tych rzeczy. Na jego twarzy wciąż było widać lekkie rozbawienie. Powoli podążył za dziewczyną w kierunku brzegu. Nie wiedział co odpowiedzieć dziewczynie. Doskonale wszystko podsumowała i chyba nie trzeba było nic więcej dodawać. Chwile spędzone w morzu były na tyle niesamowite, że mówiły same za siebie. Zaśmiał się cicho i odruchowo sięgnął do tylniej kieszeni po paczkę papierosów. Miał ochotę zapalić o odpocząć. -Kurwa… - mruknął z komiczną rozpaczą w głosie. Zawód, który spotkał Fairwyna bawił nawet jego samego. Zrezygnowany wylał z paczki ostatnie krople wody. Pewnie, gdyby miał różdżkę to nie byłoby to problem, a tą znowu zgubił. Usiadł na piasku tuż obok Ślizgonki, a zniszczoną paczkę rzucił sobie pod nogi. Nie przeszkadzało mu, że był mokry, dużo bardziej bolało, go że stracił papierosy. -Jeśli nie jest truskawkowa to spoko – mruknął i nie czekając na jej odpowiedź, od razu ugryzł kawałek czekolady. Raczej nie miała żadnego nadzienia. To dobrze, bo chłopak oszczędził sobie niemiłej niespodzianki. Jeden z zabawnych faktów o Fairwynie. Nie bał się kosztować nowych rzeczy, ale nie potrafił znieść smaku truskawki. Nie ważne czy był to świeży owoc, galaretka czy nadzienie w czekoladzie. Dla Anglika był to chyba jedyny smak nie do zniesienia. Nawet najgorsze fasolki Bertiego Botta smakowały lepiej. O Merlinie, jak on nie znosił truskawek. Leniwie opadł do tyłu i położył się na piasku. Do mokrych pleców przeklejały mu się drobne ziarenka, ale nie przeszkadzały chłopakowi. Właściwie to nieco łaskotały, co było całkiem przyjemne. Ręce rozłożył krzyżem i uśmiechnął się delikatnie, gdy przyglądał się ciemnowłosej. Nie miał nic przeciwko, a nawet chciał by położyła się obok i do niego przytuliła. -To męczące – mruknął, cicho wzdychając. To ćpanie dostarczało tak wiele wrażeń, że szybko tracił energie, a czy nie powinno być zupełnie odwrotnie? Serce biło szybciej, adrenalina krążyła w żyłach - człowiek zazwyczaj stawał się dużo bardziej pobudzony. Jak widać nie działało to na Fairwyna, aż tak dobrze. -Lubisz gwiazdy? – zapytał, śmiejąc się przy tym. Głupie pytanie, takie kompletnie z dupy, ale takie były chyba najlepsze. Wzrokiem prześledził niebo. Z dala od miejskich świateł, niewielkie światełka nad nimi były nie do zliczenia. Jakby to było poświęcić im resztę życia i spróbować wszystkie policzyć. Brzmi jak praca Syzyfa…
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Zmarszczyła brwi i zaczęła przyglądać się poczynaniom Maxa. Rozumiała jego ból i wiele razy była w sytuacji w której te przeklęte papierosy były do wyrzucenia. Wiedziała, że to, że pali jak smok jest szkodliwe i, że powinna chociaż postarać się ograniczyć, jednak nawet jeśli wszelkimi siłami chciała to nigdy nie wychodziło. Nie była aż tak uparta i nie miała aż tak silnej woli albo i wcale tak bardzo nie chciała zakończyć z nałogiem w który wplątała się w swoje piętnaste urodziny. Za wszelką cenę chciała ulżyć mu w cierpieniach, widziała, że ochota na papieroska jest wielka i dopiero po dłuższej chwili, być może było to spowodowane narkotykowym rozkojarzeniem, przypomniała sobie, że przecież w plecaczku ma calutką paczkę mugolskich papierosów, którą to kupiła po drodze na plaże. Nie brała swoich, skręcanych — trochę szkoda było marnować narkotyzujące papierosy na palenie pod wpływem narkotyków, no i kończyły jej się, a wiedziała, że w szkole będzie trudno dostać zioło. Szybkim ruchem wyciągnęła z czarnego plecaka paczkę papierosów oraz zapalniczkę i wysunęła ją w jego stronę, za chwilę wyjęła papierosa dla siebie i ciągle dzierżąc go w dłoni, powiedziała. - Dzisiaj będę twoim wybawcą- uśmiechnęła się promiennie, a kiedy poczęstował się, położyła opakowanie na ziemi, mając jednocześnie nadzieje, że nie będzie się pytał za każdym razem, gdy będzie chciał zapalić. Znów stawała się senna, najgorszym skutkiem, który towarzyszył jej pod koniec każdego ćpania, była właśnie ta cholerna senność. Nie chciała zasypiać, chciała rozmawiać z nim o głupotach do rana i zmęczona po nieprzespanej nocce wrócić do pokoju, w którym czekało na nią ciepłe łóżeczko. Na znajomych nie liczyła z tego, co zauważyła, mało kto spędzał czas w pokoju i raczej wszyscy pałętali się gdzieś, odkrywając coraz to nowe zakamarki wyspy. Zresztą nie chciała wysłuchiwać niepotrzebnych pytań, a przecież takie mogły się zawsze przydarzyć — gadać do siebie zabronić im nie mogła i pomimo że nie miała w takich chwilach ochoty na nic innego niż mocny i długi sen i nie miała oporów przed tym, by kazać im spierdalać, to i tak nie chciała popsuć ich wspólnych relacji. Ona, za spierdalaj by się nie obraziła, ale są różni ludzie. Odwróciła się w tył, żeby móc na niego spojrzeć, kiedy położył się na piasku. Widząc jego zachęcające spojrzenie i to, w jakiej pozycji się znajdował, położyła się obok niego, tak że jej głowa opierała się na jego ręku. Piasek mógł wydawać się niewygodny, jednak jej to nie przeszkadzało, była za bardzo zaabsorbowana tym, co właśnie działo się na niebie. To wszystko było takie piękne, świat wydawał się taki nieznany i zastanawiało ją, jak to jest być w tym kosmosie. Słysząc jego pytanie, odpowiedziała. - A czy na świecie żyje osoba, która gwiazd nie lubi? - Trochę bawiło ją to, że to właśnie mugolom pierwszym udało się polecieć w kosmos. Czarodzieje mieli większe możliwości, mieli magię, mogli zabić jednym ruchem różdżki, a jedyne czym się zajmowali to wróżenie z położenia planet i gwiazd, ewentualnie fazy księżyca. Mugole powinni być tymi prymitywnymi, a jednak mieli prąd, urządzenia elektroniczne czy samochody. Paru z nich żyło w kosmosie, w bazie kosmicznej i podziwiało najpiękniejszy widok, widok, który najprawdopodobniej im nigdy nie przyjdzie doświadczyć. - Zawsze zastanawiało mnie, czy gwiazdy na przykład w Indiach wyglądają inaczej niż w Anglii, czy Meksyku - rzekła i zwróciła głowę w jego stronę. Na chwilę zapomniała o papierosie, którego miała zapalić, wsadziła go pomiędzy wargi i odpaliła, mocno zaciągnęła się dymem, który delikatnie połaskotał gardło i po chwili zaczęła robić w powietrzu kółeczka z dymu. Towarzyszący szum morza sprawiał, że z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej senna, doznała nawet małego deja vu, bo przecież poprzednim razem było podobnie - zćpali się, całowali i zasnęli blisko siebie.
Nie był to pierwszy raz, kiedy Ślizgonka częstowała go czymś. Jakoś nie miał w zwyczaju jej odmawiać. Najpierw eliksir, później czekolada, teraz papierosy. Miał ochotę zapalić i faktycznie ciemnowłosa ratowała go nieco, ale to nie tak, że głód nikotynowy nie dałby Anglikowi spokoju już do końca wieczoru. Zaraz po soczystym „kurwa”, które padło z jego ust, zdążył się pogodzić ze stratą i obejść smakiem. Mugolskiego papierosa wziął do ust. Jakoś niespecjalnie zwracał uwagę na pochodzenie papierosów. Tytoń to tytoń i tyle. No może ten mugolski trochę bardziej śmierdział, ale taki już urok tej używki Pozostawiała po sobie wyraźny ślad na dłoniach, w postaci odstraszającego niektórych ludzi odoru. Trzeba przyznać, że szybko przekonał się do zapalniczki. Jedno pstryknięcie i ogień od razu płonął, a nie było to jej jedyne zastosowanie. Spotkał kilka osób, które używały ich do otwierania butelkowanych piw. Fajny bajer, którego musiał kiedyś spróbować. Miał tylko nadzieję, że się przypadkiem nie zbłaźni. -Raczej sponsorem – zaśmiał się cicho, zerkając na dziewczynę. Jakby to nie brzmiało, to właśnie Ślizgonka sponsorowała dzisiejszy wieczór. No dobra, Fairywn przyniósł wino. Ogromny wyczyn, a jaki romantyczny. Chyba żadne z nich już nie pamiętało, o procentach, które krążyły w ich żyłach. Zdecydowanie kontrolę przejął eliksir. Właściwie to dlaczego nie zrobili tego w odwrotnej kolejności. Czy wino przy „otwartych zmysłach” nie dostarczyłoby im nowych, równie ciekawych doznań? Zaciągnął się trującym dymem do płuc. Kolejna wada mugolskich fajek – dużo bardziej drapały po gardle. Szczerze mówiąc, lubił to. Nie było to nic przyjemnego, ale dzięki właśnie takim prostym doznaniom czuł, że żyje. Doszukiwał się przyjemności, nawet w tak prostych rzeczach jak palenie. Dla Maxa nie było to tylko dokarmianie niewidzialnego zwierzątka, które wynikało z konieczności i obowiązku jako właściciela. Śmiejąc się, dmuchnął na dziewczynę. Pfe, zamiast ładnie pachnieć, teraz będzie śmierdziała papierosami. -Kiedyś tam polecę, w sensie na księżyc – mruknął wpatrzony w rozgwieżdżone niebo. Brzmiało trochę jak głupie marzenie mugolskiego dzieciaka, ale dla Fairwyna takim nie było. Naprawdę zależało mu na postawieniu stopy w kosmosie. Chciał zwiedzić cały świat, ale nie ograniczał się tylko do ziemi. Każdy kraj, każdy zabytek był niczym w porównaniu w porównaniu do księżyca. Zdecydowanie trudniej było się tam dostać. Pieniądze i same chęci to za mało, by spełnić tak wielkie marzenie. -Wszyscy żyjemy pod tym samym niebem – odparł, zerkając na dziewczynę. Szerszy uśmiech zagościł na twarzy chłopaka. Chyba jakoś na to nie zwracał uwagi, ale gdzie by się nie udał to zawsze widział to samo niebo. Nawet teraz czuwała nad nimi gwiazda polarna, wskazująca północ. Nie trudno było ją dostrzec – świeciła tak jasno. Objął leżącą obok Ślizgonkę i przytulił ją do siebie. Dosyć znajomy im już obrazek. Po prostu był już na tyle wykończony, że nie miał ochoty na nic więcej, jak tylko trzymać Dreamę blisko siebie. Z tym też nie miał zamiaru zbyt długo przesadzać, bo nie chciał znowu spać pod gołym niebem. Jak to mówią – najebany to do domu – i właśnie tego miał zamiar teraz się dostosować. -Powinniśmy wracać – szepnął niechętnie do dziewczyny. Głupio mu było przerywać tą całą przyjemną sytuację, no ale powinni. O ile on miał na to wyjebane, to nie chciał by dziewczyna miała przez niego zbyt wiele problemów. Jeszcze brat zacznie się martwić o dziewczynę, dlaczego kolejną noc spędza poza pokoje, a nawet hotelem.
Cóż, wakacje miały to do siebie, że smakowało się regionalnych specjałów. Także Courtney nie żałowała sobie niczego - grecka dieta, choć przeważnie zdrowa, oferowała także wiele różnorodnych słodkich pyszności, które niestety jako nadprogramowa dawka kalorii mogły się odkładać tu i ówdzie. Dlatego Kalifornijka postanowiła trochę zadbać o swoje ciałko i formę, coby nie zacząć robić masy przed zimą - mimo, że nie wątpiła w swą urodę nawet z kilkoma kilogramami za dużo - zatem przywdziała dres, sportowe buty i luźną koszulkę, po czym wyruszyła. Był ciepły wieczór, a więc idealna pora na przebieżkę przed snem, by poprawić przy okazji jego jakość. Courtney uwielbiała to; biegła, lekki wietrzyk delikatnie opływał jej ciało, a w dodatku mogła zapomnieć o Bożym świecie. Humor momentalnie jej się poprawił, nie musiała niczym się przejmować, a przepiękne widoki i pomarańczowe niebo, które przybrało taką barwę dzięki zachodzącemu słońcu, sprawiały, że nie czuła nawet zmęczenia. Przystanęła dopiero na plaży. Otaczały ją drzewa, morskie fale zaś obijały się o brzeg, słychać było nawet delikatny szum liści. Tylko piasek zdecydowanie odróżniał się od tego pejzażu, bo był czarny. Przystanęła, by mu się przyjrzeć, jednak poza niecodzienną barwą był całkiem zwyczajny. Kalifornijka przeciągnęła się i żałowała, że wybrała trasę właściwie dookoła plaży. Gdyby nie była tak zmęczona, to mogłaby coś fajnego porobić właśnie tutaj. Tymczasem zdała sobie sprawę, że trochę opadła już z sił. Usiadła więc po turecku, blisko morza, ale na tyle aby woda nie zdołała jej dosięgnąć i napawała się tym widokiem. Cóż, dzięki endorfinom powstałym w wyniku wysiłku, wszystko wydawało się jeszcze piękniejsze.
Bieganie zawsze jest świetnym zakończeniem dnia, więc gdy tylko Nick miał możliwość, to właśnie starał się udać chociaż na krótką przebieżkę, żeby do końca zmęczyć organizm, dzięki czemu o wiele łatwiej łatwiejsze będzie zasypianie, a i sam sen wtedy jest bardziej intensywny. Nie budzi się w nocy, więc nad ranem ma więcej energii na nadchodzący dzień. Więc pomimo tego, że wysoka temperatura niezbyt sprzyjała na jakikolwiek wysiłek fizyczny, bo nie oszukujmy się - nikt nie lubi się pocić więcej, niż to jest konieczne, to jednak zawziął się w sobie, nie pozwalając aby jakaś wymówka wpłynęła na jego strony tryb życia i postanowienie dbania o formę. Założył jak najlżejszy strój do biegania, wygodne buty, butelkę wody w rękę, od razu biegnąc w stronę plaży, starając się przy okazji zapamiętać trasę, żeby móc później nią wrócić i nie błądzić niepotrzebne w obcym kraju. Gdy już dotarł do wyznaczonego sobie celu, to nieco zwolnił, dostrzegając tam siedzącą dziewczynę. Jak to on, nie mógł sobie pozwolić na nieskorzystanie z sytuacji, więc podszedł od razu do nieznajomej, którą kojarzył jedynie z widzenia. -Hej. Co taka zmachana jesteś? Też biegałaś? Może chcesz trochę wody? - Od razu wystawił w jej stronę rękę z butelką, jakby chciała skorzystać z jego propozycji.
Początkowo słychać było jedynie szum morskich fal, po chwili zaś Courtney zarejestrowała jeszcze czyjeś kroki, szybkie i równomierne. Odruchowo odwróciła się w tamtym kierunku i spojrzała na chłopaka, który najwyraźniej także postanowił trochę się pogimnastykować tego wieczora. - Hej! No biegłam właśnie, ale taki fajny tutaj czarny piasek, że z wrażenia musiałam usiąść - odparła żartobliwie, przesiewając piach między palcami. - Jak byłam mała i jeździłam na wakacje, to przywoziłam go w butelce, a i tak nie trafiłam jeszcze na taki - dodała, mając na myśli barwę. Jednocześnie rozprostowała nogi, bo trochę już bolały ją od siedzenia po turecku, ale nie zamierzała wstać. Sądziła raczej, że chłopak dosiądzie się do niej, jeśli oczywiście zechce. - Chętnie! Nie wiem dlaczego nie wzięłam żadnego picia, ale skoro już proponujesz, to skorzystam. Dzięki - dodała, sięgając po butelkę z wodą i upijając z niej kilka dorodnych łyków. Dopóki tego nie zrobiła, nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest spragniona. Oddała własność szatynowi i przyjrzała mu się jeszcze raz. Musiał być z Hogwartu, skoro przecież gadał po angielsku, ale jakoś nie mieli okazji wcześniej porozmawiać. - Do biegania jest chyba jednak lepszy deszczowy klimat naszej wspaniałej Anglii - stwierdziła w końcu, zakładając, że chłopak rzeczywiście stamtąd pochodzi lub przynajmniej pomieszkuje. Zresztą w ciągu całego wyjazdu zdążyła zwiedzić w całości niemal obie wyspy, a i tak nie widziała jeszcze ani jednego Greka, który by tutaj biegał. Gdyby nie ich śródziemnomorska dieta wypełniona zdrowymi tłuszczami i innymi wartościowymi składnikami, to pewnie wszyscy byliby grubasami. - Ale z drugiej strony wprost uwielbiam sport i nawet gdybym miała zwlec się o szóstej rano, to byłabym do tego zdolna. Ciężko jest lekko żyć - westchnęła, jakby kogoś interesowały jej osobiste rozterki. A może? W końcu wyglądało na to, że chłopak też para się sportem. Wreszcie zwróciła się do niego: - Może i ty byś odpoczął trochę, morski wiaterek świetnie orzeźwia - zapewniła, rozciągnąwszy usta w szerokim uśmiechu, ukazując przy tym rząd bielutkich ząbków, co przez moment wyglądało niczym reklama jakiejś kampanii zachęcającej do aktywności. Poklepała przy tym piach obok siebie, zachęcając do potowarzyszenia jej w radosnym nicnierobieniu i bezsensownym gapieniu się w morski krajobraz. I to wcale nie dlatego, że chłopak miał wodę, która mogła ugasić jej pragnienia! Choć owszem, mogło to stanowić niewielki ułamek jej dobrych chęci. W większości na szczęście przeważała czysta, amerykańska gościnność.