Osoby:@Bianca Zakrzewski i @James Waters Miejsce rozgrywki: Sala Wejściowa - na początku, potem nastąpi przeniesienie miejsca Rok rozgrywki: Wrzesień 2015 Okoliczności: Bianca po raz kolejny zmieniła szkołę, mówi się, że pierwsze dni są zawsze najtrudniejsze, nie wiedziała gdzie iść, ani jak poradzić sobie ze schodami, zauważyła jednak swojego znajomego z dzieciństwa i postanowiła poprosić go o pomoc.
Ostatnio zmieniony przez Bianca Zakrzewski dnia Nie Kwi 16 2017, 23:07, w całości zmieniany 1 raz
Kolejna szkoła, kolejne nowe miejsca i kolejni nowi uczniowie. Byłam już do tego przyzwyczajona. Zostawiłam Lysandra na błoniach i postanowiłam pójść do zamku. Stanęłam na pierwszym stopniu, a schody momentalnie zaczęły się ruszać. Nie przywykłam jeszcze do tego, nie wiedziałam czy w ogóle kiedykolwiek przywyknę. Nawet nie wiedziałam, gdzie chcę iść. Zamek był dla mnie kompletnie nieznajomy. Postanowiłam się wycofać. Zeszłam ostrożnie z ostatniego stopnia i ponownie znalazłam się w sali wejściowej. Byłam zdesperowana, nie radziłam sobie z nimi. Przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam wracać na błonia. Dni stawały się coraz chłodniejsze, ja nie miałam nic do zarzucenia na wierzch, a zapowiadał się całkiem mroźny wieczór. W swoim życiu uczęszczałam do wielu szkół, w różnych częściach świata, więc byłam pewna, że bez problemu odnajdę się i w tej. Byłam jednak w niej za krótko, by już czuć się pewnie. Westchnęłam ciężko nie wiedząc co zrobić. Te schody mnie przerażały, były nieprzewidywalne. Dotychczas chodziłam za grupami adeptów i jakoś sobie radziłam. Teraz jednak byłam sama, zupełnie zdezorientowana. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam chłopaka wychodzącego z wielkiej sali. Zmarszczyłam brwi. Byłam pewna, że już go poznałam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd, ani kiedy. Nie pamiętałam jego imienia, nazwiska, jednak twarz była znajoma. Podejrzewałam, że musiałam go poznać przez ojca jakiś czas temu. Nie miałam wyboru, jeśli nie chciałam zapuścić w tym miejscu korzeni musiałam do niego podejść i poprosić o pomoc. Byłam otwartą i towarzyską osobą, więc nie miałam z tym najmniejszego problemu. Kryjąc swoje zdenerwowanie, dziarsko podeszłam do nieznajomo znajomego. – Cześć! – zagaiłam. – Wiesz... Nie radzę sobie z tymi schodami... Kompletnie sobie nie radzę, a ty wydawałeś mi się znajomy, ale może się mylę, jeśli tak to przepraszam, ale byłbyś tak miły i mi pomógł, byłabym wdzięczna. – wyznałam na jednym wdechu. Miałam nadzieję, że się nie pomyliłam. Jeśli tak, będzie to jedna z najbardziej żenujących sytuacji jaka mogła mnie spotkać. Przygryzłam lekko wargę oczekując na odpowiedź chłopaka. Byłam nieco zdenerwowana. Nie chodziło o nic ważnego, ale mimo, że miałam za sobą mnóstwo pierwszych dni, to zawsze wywoływały u mnie stres. Nieśmiało się uśmiechnęłam, by w razie czego załagodzić tym sytuację.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James, jako prefekt, był zmuszony do ciągłego ruchu i szlajania się po szkole. Dzięki swojej pozycji, zdążył już poznać szkołę w prawie każdym milimetrze, każde tajne pomieszczenie czy skrót. Oczywiście, nie powinien używać ich z błahego powodu, a jedynie w sytuacjach awaryjnych, jednak jeśli zdarzyło mu się nieco zaspać, nie miał innego wyboru, jak tylko skorzystać z ukrytych przejść, by zdążyć na czas na zajęcia. Na dodatek, miał również chociażby przywilej korzystania z łazienki prefektów na piątym piętrze. Jakby się dłużej zastanowić, bycie prefektem (lub kapitanem drużyny quidditcha) przynosiło sporo korzyści. Jako, iż był to ładny bezchmurny wrześniowy dzień, James swoje "okienko" postanowił spędzić na dworze. Rześkie powietrze w bardzo dużym stopniu pobudza u niego koncentrację. Poza tym, trzeba było korzystać z pogody, póki zima jeszcze nie zapukała do drzwi. Gdy był w Sali Wejściowej i miał już zamiar skierować się ku błoniom, zaczepiła go jakaś dziewczyna. Wyglądała mu znajomo, a był to wyjątek, bo miał słabą pamięć do twarzy. Zaczął kojarzyć fakty i łączyć je ze sobą. Początkowo sądził, że najprawdopodobniej jest jego koleżanką z Ravenclawu, a on zwyczajnie nie pamięta jej imienia. Szybko jednak zmienił teorię na inną, widząc, że na piersiach widnieje logo z lwem i słysząc, że jest nowa i totalnie nie ogarnia korzystania z ruchomych schodów. Ostatecznie, w głowie błysnęła mu lampka, że Gryfonkę poznał już chyba w dzieciństwie, za pośrednictwem jego ojca. Była jedynym dzieckiem ojca, który pracuje w Ministerstwie Magii, i które miał okazję poznać, dzięki czemu James natychmiast przypomniał sobie, kto tak właściwie przed nim stoi. - Bianca...? - spytał niepewnie, przyglądając się towarzyszce. Po chwili, otrząsnął się z zamyślenia i odpowiedział jej na pytanie. - Jeśli chcesz, mogę oprowadzić cię po całej szkole. Akurat mam okienko. - Uśmiechnął się, a potem dodał jeszcze - I nauczę cię korzystania ze schodów. Dziewczyna wyglądała na ciut zestresowaną, dlatego James, chcąc jak najlepiej, zaproponował jej wycieczkę po szkole, by ta mogła jakkolwiek wpasować się do tego miejsca.
Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę bałam się, że się pomyliłam i zrobiłam przez to z siebie kompletną idiotkę. Całe szczęście tak się nie stało. Nadal jednak nie mogłam sobie przypomnieć imienia chłopaka. Zaczęła gorączkowo myśleć, a kiedy Krukon wypowiedział moje imię dostałam olśnienia. – James! – powiedziałam. Tak, miałam rację poznałam go ze względu na ojca. Jego tata pracował bowiem dokładnie tam gdzie mój. Gdy tylko wspomnienia zapełniły mi głowę zupełnie się rozluźniłam. – Chyba Bóg mi cię zsyła z nieba. Próbowałam sobie jakoś poradzić, ale te schody są gorsze niż moje niesforne przyrodnie rodzeństwo... – wyznałam. Dwójka najmłodszych dzieci taty była naprawdę nieprzewidywalna. Broili przez cały czas i naprawdę należało mieć oczy dookoła głowy w dosłownym znaczeniu. Mimo to byli naprawdę uroczym rodzeństwem i kochałam ich całym sercem. – Bardzo chętnie przystanę na twoją propozycję, czuję się zagubiona w tej szkole. – odparłam. Naprawdę byłam szczęśliwa, że właśnie jego spotkałam. Miałam wrażenie, że nie widzieliśmy się już całe wieki. Byłam bardzo ciekawa co u niego słychać i ile się zmieniło przez te wszystkie lata. Szczerze się uśmiechnąłem w stronę Jamesa. Nie pamiętałam tego, że jest właśnie w tej szkole. Gdy trochę bardziej się zastanowiłam doszłam do wniosku, że w ogóle mało o nim wiedziałam, praktycznie tyle co nic. Nie mogłam go porównywać do chłopca w mojej głowie. Nie było wątpliwości, że się zmienił, przecież ja sama się na pewno bardzo zmieniłam. W gruncie rzeczy cieszyłam się ze spotkania, mogłam nadrobić pewne informacje i uspokoiłam się wiedząc, że znam w szkole kogoś więcej niż mojego starszego brata. – Koniecznie musisz mi coś o sobie opowiedzieć! Pamiętam cię jako dziecko!
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James również odetchnął z ulgą. Poczułby się głupio, gdyby okazało się, że tak naprawdę pierwszy raz widzi tę dziewczynę i pomylił ją z kim innym. Zawsze wydawało mu się, że ma dość kiepską pamięć do twarzy, a tu proszę. Wystarczyło, żeby chwilę pogłówkował i już rozpoznał swoją znajomą z dzieciństwa. Na samym początku znajomości, Krukon miał trochę sceptyczne podejście do dziewczyny, mimo, że był wtedy małym chłopcem. Fakt, że Bianca jest córką przyjaciela jego ojca z Ministerstwa Magii powodował, że Waters niesprawiedliwie ją ocenił. Sądził, że pewnie jest rozpieszczoną snobką, na dodatek wredną, lecz im częściej ją widywał, znacznie zmieniał zdanie na jej temat. Ostatecznie, okazało się, że jest naprawdę sympatyczną osobą, z którą na pewno warto jest się zaprzyjaźnić. Jem jednak nie miał ku temu okazji, bo niedługo po tym, jak się poznali, on poszedł do Hogwartu, a ona do jakiejś innej szkoły. Uwaga o niesfornym rodzeństwie wywołała uśmiech na twarzy chłopaka. Zawsze chciał mieć rodzeństwo, bo bycie jedynakiem niezbyt mu odpowiadało. Choć właściwie, wraz z wiekiem, pogodził się z tym, że nie będzie mieć już siostry ani brata. - Spokojnie, oprowadzę cię i migiem wszystko ogarniesz - zapewnił. On już po pierwszym tygodniu szkoły wiedział, jak gdzieś dojść, a miał wtedy zaledwie jedenaście lat, więc był przekonany, że Bianca sobie poradzi. - Nie traćmy czasu - dodał jeszcze i poprowadził Gryfonkę w pierwsze miejsce, które znajdywało się po drodze. - Oprócz tego, że już nie mam półtora metra wzrostu i trochę się zestarzałem, to właściwie nic się nie zmieniło - powiedział. - Właściwie, dlaczego zmieniłaś szkołę?
przepraszam za długi czas oczekiwania na post, ale nie miałam humoru : ( teraz już wracam do szybkich odpisów
Nie byłam pewna czy tak szybko ogarnę tę szkołę. Zazwyczaj jakoś się odnajdywałam, ale potrzebowałam na to trochę czasu. Tutaj utrudniały mi to ruchome schody. Naprawdę się cieszyłam, że znów spotkałam Jamesa. Pamiętałam, że był całkiem sympatyczny i chyba troszkę nieśmiały. Zawsze czuję pewien niepokój gdy poznaję nowe osoby. Było to związane z moim pochodzeniem. Miałam to do siebie, że przyciągałam ludzi, łatwo się domyślić, że nie wszystkie osoby były pozytywne. Spotkałam go w przeszłości kilka razy, ale potem on poszedł do szkoły i ja także zaczęłam się uczyć, więc nasze drogi trochę się rozeszły. Od zawsze czułam jednak, że nie muszę się o niego martwić. Miałam nadzieję, że jest w stanie wznieść się ponad mój urok, ale zawsze trzymałam się trochę na dystans w razie czego, Teraz jednak nie miałam zamiaru tego robić, nauczyłam się nad sobą panować i byłam pewna, że nie mam się czego obawiać. - Dobra dobra, zmieniłeś się bardzo, jeśli cię to pocieszy, wyglądasz dużo lepiej niż kiedyś. - zaśmiałam się. Naprawdę wyglądał dobrze, był przystojnym brunetem, a nie słodkim chłopcem. Jak dla mnie, był niezłym ciachem. Byłam zadowolona, że nie darłam z nim kotów, nie lubiłam mieć z kimś na pieńku, ale czasami tak bywało. Podążyłam za Krukonem i wsłuchiwałam się w jego słowa. Naprawdę zależało mi, by poznać szkołę i jego. - Gdyby to tylko raz! Pierwsze dwie klasy byłam w Salem, trzecia to Red Rock, czwarta w Tecquali, piąta w Drakensberg, szósta w Traunitz, a teraz w siódmej wylądowałam tutaj. Jestem tam gdzie tata, ale chwilowo nie mam zamiaru zmieniać szkół, chciałabym skończyć tutaj studia. -wzruszyłam ramionami. Po prostu nigdy nie zastanawiałam się dlaczego nie mogę zostać dłużej w jednym miejscu. Lubiłam podróże i to, że mogłam poznać tyle różnych kultur mimo tak młodego wieku. Nie każdy w ciągu siedemnastoletniego życia zwiedził praktycznie cały świat. Dlatego nie miałam żalu do taty, że wszędzie mnie ze sobą zabierał. To było dla mnie normalne i cieszyłam się, że jest tuż obok.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Bycie przewodnikiem dla Bianci nieco schlebiało Jamesowi. Dobrze czuł się w tej roli i miał też nadzieję, że w miarę swoich możliwości sprawnie oprowadzi Gryfonkę po zamku. Naeris kiedyś mówiła mu, że właściwie, to mógłby być z niego niezły nauczyciel eliksirów. Waters wziął sobie tę uwagę do serca i teraz na poważnie zaczął zastanawiać się nad tym, czy sprawdziłby się w tej roli, zwłaszcza, że wycieczka z dziewczyną szła mu jak bułka z masłem. Już od pierwszego spotkania, James wyczuł, że Bianca jest w pewnym sensie inna, wyjątkowa. Na początku nawet nie przyszło mu do głowy, że może być z pochodzenia ćwierć wilą, ale im częściej ją widywał i im bardziej zaczynał darzyć ją sympatią, zaczął zwracać uwagę na jej wygląd i wtedy pojął, że w jej krwi pewnie płynie coś z wil. Był wtedy jeszcze młodym chłopcem, przez co nie zwracał aż takiej uwagi na przeciwną płeć, dlatego nigdy nie wpadł w żaden amok, który byłby wywołany jej wyglądem. Owszem, była (i nadal jest) bardzo ładna, jednak na Krukona to nie działało. Teraz pewnie byłoby inaczej, gdyby nie oklumencja, którą wreszcie, po tylu latach, zdołał ogarnąć. Oklumenci dzięki swojej zdolności, nie ulegają hipnozie ani urokom wil, jeśli tylko ową oklumencję wykorzystają. Nikt nie wiedział o zdolnościach Jema, ale też nikt nie musiał o nich wiedzieć. - A ja sądziłem, że i za młodu wyglądałem równie świetnie co teraz... - powiedział z udawanym smutkiem w głosie. - Jeśli to cię jakoś pocieszy, to ty wyglądasz równie dobrze, co kiedyś - oznajmił szczerze. Wysłuchał jej opowieści o tym, w ilu to szkołach zdążyła już zawitać, po czym powiedział: - No to sobie pozwiedzałaś! - James w pewnym sensie zazdrościł jej takiego życia. Poznała tyle nowych kultur, zwyczajów, tradycji... Z drugiej jednak strony, cieszył się, że jest gdzie jest. Hogwart mu się podobał. - A która szkoła podobała ci się najbardziej? Masz jakichś faworytów? - spytał z zaciekawieniem, prowadząc Biancę w nowe miejsce.
James był świetnym przewodnikiem. Z przejęciem wsłuchiwałam się w to co mówił i starałam się zapamiętać każde słowo. Naprawdę miałam szczęście, że spotkałam właśnie jego. Śledziłam jego poczynania na schodach, ale im więcej chodziliśmy tym mniej byłam przekonana, że się tego nauczę. Mój urok na niego nie działał, byłam tego pewna. Próbowałam cokolwiek ugrać, tylko w ramach próby bardzo subtelnie, ale nic a nic się nie stało. Odetchnęłam z ulgą. To dobrze, nawet bardzo dobrze. Oznaczało to też, że moje towarzystwo nie jest mile widziane z jego strony tylko ze względu na pochodzenie. Byłam szczęśliwa z tego powodu. Podejrzewałam też, że jest sprawnym oklumentą, ale nic nie mówiłam, to było zbędne. - Nie o to mi chodziło! - szybko starałam się wyjaśnić tę niezręczną, w moim mniemaniu, sytuację. - Kiedyś tez wyglądałeś świetnie, ale teraz jeszcze lepiej, chodziło mi o to, że dorosłeś i się zmieniłeś... - trochę się plątałam w swoich słowach. Gdy wtrącił uwagę na mój temat lekko się zarumieniłam. Może i powinnam się przyzwyczaić do komplementów, ale od kogoś kto mnie znał już jakiś czas były one szczególne. - Dziękuję. - odparłam i się ciepło uśmiechnęłam w kierunku Krukona. - Tak, widziałam dużo miejsc, każde jedyne w swoim rodzaju tak naprawdę, dziękuję za to tacie i dzięki temu mogliśmy być razem. Musiałam się zastanowić nad odpowiedzią na kolejne pytanie Jamesa. Wszystkie szkoły były fantastyczne i nigdzie nie miałam złych wspomnień. Mimo to wydawało mi się, że odpowiedź była oczywista. - Drakensberg, poznałam tam Nnekę, która jest cudowną czarownicą i osobą. - odparłam, a po chwili dodałam. - Ale Hogwart też jest fantastyczny, z tego co na razie zauważyłam... No i spotkałam ciebie!
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Na pewno poczułby się źle, gdyby nie znał jakiegoś miejsca w szkole albo nieumiejętnie oprowadziłby ją po szkole. Całe szczęście, znał zamek bardzo dobrze i miał nadzieję, że dzięki temu, Bianca się nie zgubi. - Widzę, jak patrzysz na te schody - powiedział, uśmiechając się dyskretnie. Zauważył na jej twarzy, że nie wygląda na przekonaną, ale miał nadzieję, że niebawem poczuje się trochę pewniej. - Uważaj, tutaj jest fałszywy stopień. Jak w niego wjedziesz, to wpadniesz do środka i bez różdżki sama nie wyjdziesz - ostrzegł, zatrzymując ją jedną ręką. Palcem wskazał jeden punkt, który zdradzał, że schodek jest zdradliwy. Trzeba było się mocno przyjrzeć, żeby go dostrzec, ale jednak był widoczny. James nie podejrzewał, że Bianca może odkryć jego umiejętności. Nie wyglądał na gościa, który babrałby w legilimencji i oklumencji, więc nie sądził, że ktokolwiek mógłby go o to podejrzewać. Gdyby spytałaby go, dlaczego nie ulega jej urokowi, pewnie wymyśliłby jakąś wymówkę, w stylu "Jestem gejem" albo "Jestem aseksualny". Nie mógłby zdradzić nikomu, co potrafi. - Och dobrze, nie stresuj się - powiedział, szturchając ją delikatnie w ramię. Dziwne, ale w jej towarzystwie był wyjątkowo wyluzowany. - Właściwie, to miłe, dziękuję - odpowiedział na jej komplement. Zauważył jej rumieniec, ale nie bardzo się tym przejął. Nie pomyślałby, że może się podobać Biance. - To, co mówisz o swoim ojcu... To strasznie kochane. Na pewno cieszy się, że cię ma - stwierdził, spoglądając z boku na Gryfonkę. Szkoda, że on nie miał takiego kontaktu ze swoimi rodzicami. - Nadal utrzymujecie kontakt? - spytał zaciekawiony, słysząc o przyjaciółce dziewczyny. - Mam nadzieję, że ci się tutaj spodoba. Zimą jest szczególnie pięknie, ale niestety, cholernie zimno - stwierdził, przywołując wspomnienia z każdych świąt. Błonia, pokryte białym puchem, pięknie ustrojone choinki, ogień buchający w kominkach. Jakby nie patrzeć, to trzy czwarte jego dzieciństwa. - Ja też się cieszę, że cię widzę. Zwłaszcza, że pamiętam cię z dziecięcych lat.
Szczerze wątpiłam w to, że się przyzwyczaję. Ukryty stopień?! Kto to w ogóle wymyślił, po co on w ogóle jest? Jęknęłam, gdy uświadomiłam sobie, że gdyby nie James wpadłabym do jakieś dziury. Z trwogą przyjrzałam się stopniowi. Na Merilna, w głębi duszy byłam bardzo wdzięczna Jemowi, że mi to uświadomił. Nie mówiłam nic o swoich podejrzeniach, to było zupełnie niepotrzebne, zresztą nie miałam pewności, a nie chciałam popełnić żadnej skuchy. - Au! - jęknęłam gdy mnie lekko szturchnął. Tak naprawdę kompletnie nic nie poczułam, ale zaczęłam rozmasowywać ramię w próbie ulżeniu sobie bólu, którego nie było. Po chwili jednak się roześmiałam i sama szturchnęłam chłopaka. Byłam zadowolona, że nie był spięty przy mnie. Zdarzały się sytuacje kiedy mówiłam do mojego towarzysza, a ten z kolei odpowiadał mi samymi monosylabami. Nienawidziłam tego. Gdy byłam mała zastanawiałam się co jest ze mną nie tak, ale tata mi zawsze powtarzał, że mogę swoją charyzmą i wyglądem trochę onieśmielać. Zawsze istniało takie ryzyko, dlatego starałam się być nieco ostrożna. Przy Jamesie całe szczęście nie musiałam. - Nie wiem czy jest, ale mam nadzieję, że tak.[b] - odparłam. - [b]A ty? Dogadujesz się z rodzicami? Miałam nadzieję, że to pytanie nie było zbyt osobiste i go nie urażę. Nie wybaczyłabym sobie gdybym teraz coś zepsuła. - Piszemy do siebie listy i czasem uda nam się gdzieś spotkać, ale każda z nas ma już swoje życie. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Rzecz jasna to nie było to samo co kiedyś. Gdy obie miałyśmy po piętnaście lat i byłyśmy niemal nierozłączne. Z tego względu byłam trochę smutna, bo przez mój wyjazd nasza relacja się oziębiła. -W takim razie nie mogę się doczekać zimy. Chociaż z czystym sumieniem mogę przyznać, że wolę lato i ciepłe klimaty, ale angielski deszcze również jest cudny.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James już niejednokrotnie wpadł do środka, przez to, że zapominał o fałszywym stopniu. Zazwyczaj sam jakoś się wtedy z tego wygrzebywał, choć raz zdarzyło mu się to, podczas jego nocnej przechadzki i siedział w schodach do rana, czekając, aż ktoś będzie mógł go uwolnić. Całe szczęście, nikt wtedy nie pytał, w jaki sposób i kiedy zaszła cała sytuacja. W innym wypadku, pewnie dostałby szlaban albo minusowe punkty dla domu. Wyjątkowo spotkało go wtedy szczęście. Jednak, po sześciu latach, jakoś zdołał zapamiętać wreszcie o tym, by liczyć stopnie i zawsze przeskakiwać ten jeden. Krukon był kiedyś bardzo nieśmiałym chłopakiem. Dopiero niedawno, nieco zmieniło się jego zachowanie. Jego samego irytowało to, że nie jest pewny siebie, ale większość ludzi z zewnątrz twierdziła, że dodaje mu to uroku. Tak czy siak, trochę się już z tego wyleczył i nie jest już tak nieśmiały i zamknięty w sobie jak kiedyś. Owszem, wszystkie te introwertyczne nawyki i przyzwyczajenie do życia w samotności nadal w nim żyły, ale to akurat niespecjalnie mu przeszkadzało. - Jeśli mam być szczery... to właściwie, niekoniecznie - oznajmił cicho, bez żadnego zadowolenia w głosie. - Ale... nie o tym teraz. Złap się poręczy, bo schody zaraz się ruszą w drugą stronę. - Przy wspomnieniu o rodzicach, machnął lekceważąco ręką, by pokazać, że to nic ważnego. Jakoś nie czuł się na siłach, by opowiadać Biance o swojej sytuacji z ojcem. - Tęsknisz za nią? - zapytał. Zawsze tak było - najpierw wielka przyjaźń, potem smutne rozstanie i rozejście się na różne strony, pozorne utrzymywanie kontaktu i wmawianie sobie, że jest tak jak przedtem. Smutne, ale prawdziwe. - Gdyby nie kominki, zamarzlibyśmy na śmierć - powiedział. Grube mury zamku równie łatwo przechwytywały temperaturę, co i ją traciły. W maju i czerwcu panowały zawsze okropne upały, natomiast w zimie wiecznie było zimno, i trzeba było nosić milion różnych warstw ubrań, jeśli nie siedziało się przy kominku lub po pd kołdrą. - Zwiedzałaś już Hogsmade? W Trzech Miotłach mają naprawdę niezłe kremowe piwo.
Zastanawiałam się ile razy James zapomniał o tym felernym stopniu. Z moim szczęściem zapomnę o nim jeszcze wiele razy, a po drodze zgubię różdżkę. Ta perspektywa nie była dla mnie zbyt przyjazna, więc wyrzuciłam ją z głowy. Zerknęłam na chłopaka, a na moich ustach błądził lekki uśmiech. Zmienił się od tych dziecięcych lat, ale kto tego nie zrobił. Sama nie byłam już tą samą Biancą co kiedyś. Co najważniejsze, panowałam nad swoimi zdolnościami, nauczyłam się tego dopiero w wieku dwunastu lat, a przecież poznaliśmy się dużo wcześniej. Odpowiadała mi jego zmiana, był bardziej śmiały i widać było, że praktycznie się nie krępował. Spojrzałam na Jamesa zatroskana, gdy ten powiedział, że jego relacja z rodziną nie jest zbyt ładna. Sama dziękowałam niebiosom, że dogaduję się praktycznie ze wszystkimi. Nawet z moją przyszywaną rodziną czego Lysander nie mógł powiedzieć. Zawsze starałam się mieć ze wszystkimi zdrową i czystą relację, bez żadnych niepotrzebnych i negatywnych emocji. Uśmiechnęłam się pocieszająco do chłopaka i nie drążyłam tematu. Pewne sprawy są po prostu zbyt osobiste. Gdy powiedział, że schody się ruszą zaczęłam się zastanawiać skąd o tym wie. Dla mnie te schody były nieprzewidywalne, w dodatku miały ukryte stopnie! Ruszyły zanim zdążyłam się chwycić i niebezpiecznie się zachwiałam. - Tęsknię za tamtymi dniami. Każda chwila była taka beztroska, biegałam po plaży i nie przejmowałam się esejami na kolejne lekcje, bo słońce przygrzewało, a wtedy nie myśli się o szkole i problemach. Za Nneką też, to jasne, ale teraz gdy się spotykamy jest zupełnie inaczej, ja jestem dorosła, ona też i patrzymy na pewne rzeczy odmiennie niż kiedyś. - wzruszyłam ramionami. Taka kolej rzeczy. Czasem trzeba coś za sobą zostawić, by móc iść dalej. Obawiałam się tej zimy. Byłam raczej ciepłolubnym stworzeniem, ale wiedziałam, że jakoś to przetrwam. Jeśli będzie tak pięknie jak mówi chłopak, zapomnę o zimnie i będę myślała tylko o tym żeby uwiecznić krajobraz na płótnie. - Nie, jeszcze nie. Nawet kremowego piwa nigdy nie piłam... - odparłam.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Zauważył zatroskany wzrok dziewczyny nań sobie, gdy wspomniał o średnio ciekawej sytuacji z rodzicami, i szczerze mówiąc - nieco go to udobruchało. Mimo tego, nie chciał za wiele mówić o tym innym. W zależności od swojego humoru, albo obwiniał siebie albo ojca o to, co teraz jest pomiędzy nimi, więc nie uważał, że chwalenie się tym, że po prostu spieprzył, bo nie jest taki, jak chciał ojciec, jest dobrym pomysłem. Tak naprawdę, winy Jamesa w tym nie było, ale Krukon już miał tendencję do ciągłego uważania, że jest źródłem wszystkich problemów rodzinnych. Gdyby nie przyszedł na świat, rodzina nie wydziedziczyłby jego ojca, a ten nie żywiłby do niego takiej nienawiści. Toteż reakcja Bianci na to, że nie chce dzielić się swoimi problemami, bardzo go usatysfakcjonowała. Inni pewnie zaczęliby wpychać nosy tam, gdzie nie trzeba, byleby tylko dowiedzieć się jakichś newsów. On też miał kiedyś przyjaciela. Mieszkał może ze sto jardów od Jamesa. Kiedy Krukon mieszkał jeszcze w Barnard Castle i nie chodził do szkoły, razem się bawili. Matt, bo tak nazywa się stary przyjaciel Watersa, nigdy oczywiście nie dowiedział się o umiejętnościach chłopaka. Nie widzieli się już dobre osiem lat, więc Matt na pewno bardzo się zmienił. - Och, rozumiem... - powiedział cicho, wysłuchując o sytuacji Gryfonki. To smutne, kiedy pomiędzy przyjaciółmi relacja raptownie się ochładza, ale taka jest kolej rzeczy. - Nawet nie wiesz ile tracisz! Muszę cię kiedyś tam zabrać, a jako, że jestem fanem kremowego piwa, to nie odpuszczę ci, jeśli w końcu go nie spróbujesz - oznajmił ochoczo, przechodząc do kolejnej części zamku. - A jak smakuje ci szkolne jedzenie? Przyrządzają je skrzaty, dlatego zawsze jest tego tak dużo. Kiedyś nawet byłem w kuchni. Pamiętam, że dali mi zapas słodyczy na cały miesiąc.
Miałam wrażenie, że to oprowadzanie nigdy się nie skończy. Szliśmy i szliśmy, a ja stawałam się coraz bardziej zmęczona. Powiedzmy szczerze, ile można łazić? Mimo to patrzyłam na Jamesa kiedy do mnie mówił i opowiadał o kolejnych częściach gmachu. Zamek był ogromny, jeśli kiedykolwiek się w nim nie zgubię to będzie prawdziwy cud. Nie naciskałam na Jema i nigdy nie zamierzałam tego robić. Każdy z nas ma tematy, o których wolałby nigdy nie wspominać i naprawdę należało to uszanować. Cała ta sprawa z Nneką nie bolała mnie aż tak bardzo. Oczywiście z utęsknieniem spoglądałam w tamte dni, ale obecne zycie również mi odpowiadało, nawet bardzo. Nigdy nie sądziłam, że można aż tak fascynować się jedzeniem. Sama kochałam jeść, ale nie spotkałam się z nikim kto mówiłby o nim z takim przejęciem jak James. Uśmiechnęłam się w jego kierunku całkiem rozbawiona. Z każdą chwilą chłopak pozyskiwał coraz więcej mojej sympatii. – W takim razie czekam, aż mnie zabierzesz na kremowe piwo. – wyszczerzyłam się do Krukona. Słyszałam o skrzatach, ale nie miałam jeszcze okazji żadnego tutaj spotkać. Zakodowałam sobie w głowie, że muszę je poznać, koniecznie. W dodatku po usłyszeniu, że dają zapas słodyczy, wiedziałam, że nie odpuszczę. – James... Możemy chwilę przystanąć? Albo chociaż trochę zwolnić? – jęknęłam w zapytaniu. Czułam, że moje nogi za chwilę odpadną.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James nie odczuwał zwiedzania zamku razem z Biancą jako coś męczącego. Owszem, po jakimś czasie, zarówno jak dziewczyna, nieco się zmachał, jednak nie na tyle, by przystawać w miejscu w ramach odpoczynku. Tak, mieli niezłe tempo, ale nie wydawało mu się, żeby szli aż tak szybko. W pewnym momencie zaczął zauważać, że Bianca nuży się tym całym oprowadzaniem po szkole i nawet niekoniecznie już skupia się na tym, co robi. Po jego prośbie, żeby stanęli albo chcociaż zwolnili, stwierdził, że to chyba koniec wycieczki po Hogwarcie. Przystanął zatem w miejscu i powiedział: - Mam pomysł! - Z entuzjazmem spojrzał na Gryfonkę, zachowując się nieco tajemniczo i milcząc przez dłuższą chwilę, po czym dodał: - Chodź, zabiorę cię do Hogsmade. - Nie czekając na jej odpowiedź, wskazał, że aby wydostać się z budowli, muszą iść w prawą stronę, wzdłuż korytarzem, potem schodami, aż znajdą się przy wyjściu. Tym razem szli wolniejszym tempem, więc liczył, że dziewczyna nie będzie miała do niego żadnych pretensji. Chciał zabrać ją na kremowe piwo, albo pokazać Zonka, czy Miodowe Królestwo, a zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko jest dla niej nowe, więc miał nadzieję, że będzie to nieco lepszy pomysł niż oprowadzanie po korytarzach. Zwłaszcza, że zostało mu jeszcze trochę czasu.
Nie chodziło o to, że byłam zmęczona. Mimo, że lubiłam ćwiczyć i Lys czasem wyciągał mnie na jakieś treningi, nie bardzo miałam kondycję. Bardziej skupiałam się na mojej działalności artystycznej. wszystko co mówił Krukon było niezwykle ciekawe, ale nie potrafiłam wyjaśnić tego, dlaczego tak już reagowałam. Może po prostu już zbyt długo chodziliśmy bez konkretnego celu? Gdy chłopak się rozpromienił spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem. Nie wiedziałam co chodziło mu po głowie, więc spojrzałam na niego pytająco. Nie miałam pojęcia co wymyślił, ale ufałam mu na tyle, że niekoniecznie się przejęłam jego tajemniczością. Patrzyłam na niego wyczekując ciągu dalszego, ale ten urwał na dłuższą chwilę. – Co takiego wymyśliłeś? – zapytałam żeby go ponaglić. Zareagowałem z entuzjazmem na jego propozycję. Po tym co mi opowiadał byłam niezmiernie ciekawa co Hogsmeade ma do zaoferowania. Zastanawiałam się jak daleko to jest zważywszy na moje postępujące wyczerpanie, ale nie chciałam już marudzić. Szliśmy wolniej, a mi ulżyło, że chłopak nie wystrzelił jak strzała z łuku. Cieszyłam się, że oprócz samego zamku poznam także jego okolicę. Wszystko było dla mnie nowe, a w szkolnych korytarzach i tak na pewno zgubie się nie raz. Podążałam za Krukonem, aż w końcu wyszliśmy z zamku. Zastanawiałam się jak długo zajęło mu ogarnianie całego systemu zawiłych korytarzy. Całe szczęście był początek września, więc pogoda dopisywała, nawet wieczór nie sprawił, że na zewnątrz wiało chłodem, więc nawet nie odczułam różnicy między zamkiem a dworem. Rzekłabym nawet, że na zewnątrz było wręcz cieplej. – Co masz zamiar mi pokazać? – zapytałam szczerze ciekawa co wymyślił, albo czy ma jakiś konkretny plan. Uśmiechnęłam się w jego kierunku. Naprawdę miałam szczęście mając takiego znajomego.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Jeśli ona sądzi, że ma kiepską kondycję, to co można powiedzieć o Jamesie? Czas wolny zawsze spędzał biernie, na przykład czytając, albo bawić się eliksirami. Kiedy był dzieckiem, dużo więcej się ruszał, a czas wolny przede wszystkim spędzał w aktywny sposób. Wraz z wiekiem z tego wyrósł i, nawet jeśli chciałby zacząć latać na miotle, jego rodzice niespecjalnie chcieli, aby grał w Quidditcha, zatem Waters nie miał niczego do powodzenia. Z drugiej jednak strony, mimo braku kondycji, nie dość, że był wysoki, to na dodatek jeszcze bardzo szczupły. Bianca miała rację. James bez większego celu oprowadzał ją po szkole, a znając życie, to Gryfonka pewnie nawet nie słuchała tego o czym opowiadał. A nawet jeśli, to nawet nie przykładała się, by jakkolwiek zapamiętać trudne sieci korytarzy. Takie szwendanie się po zamku nie miało większego sensu, więc uznał, że jego pomysł z wypadem na piwo kremowe brzmi dużo bardziej zachęcająco. Gdy zauważył jej entuzjam, dodał jeszcze: - Hogsmade jest tuż za murami zamku, więc nie mamy daleko. - Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Miał ogromną ochotę na to, by napić się trochę piwa kremowego, więc świetnie się stało, że natknął się na Biancę i zdecydował się na to, by oprowadzić ją po okolicy. - Hmm... Na pewno zabiorę cię do Trzech Mioteł i wypijesz sobie kremowe piwo. Jeśli starczy nam czasu, to będziemy mogli jeszcze zajść do innych sklepów. - Spojrzał na tarczę swojego niewielkiego zegarka, który nosił na lewym nadgarstku, po czym powiedział: - Mamy jeszcze sporo czasu. - Rześkie wrześniowe powietrze uderzyło go gwałtownie w twarz, jednak mimo tego, pewnym krokiem zmierzał naprzód. - Jako, że nie jesteśmy studentami, nie powinniśmy wychodzić dalej niż na błonie... ale w tej sytuacji, nie widzę przeciwwskazań, by nieco nagiąć zasady. - Puścił jej dyskretne oczko, po czym przeprowadził ją przez bramę, tym samym kierując się do Hogsmade.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Wśród moich licznych podróży Hogsmeade nie było miejscem,o którym nawet bym słyszała coś więcej. Tata czasami wspominał tę wioskę kiedy coś opowiadał, ale nie była to nigdy żadna konkretna informacja. Całe szczęście nie była daleko od zamku. Podążyłam na Krukonem, a kiedy uderzyło we mnie świeże powietrze wzięłam głęboki oddech. Lubiłam przebywać na zewnątrz, a Anglia była dla mnie niebywale urokliwa. Miała taki swój specyficzny klimat. Miałam tylko nadzieję, że nie zacznie padać. W czasie moich licznych wizyt na Wyspach Brytyjskich, szybko się przekonałam, że pogoda lubi robić sobie żarty. Zapięłam szczelnie sweter, który miałam na sobie i szłam z Jamesem krok w krok. Zastanawiałam się jak smakuje piwo kremowe, skoro nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Średnio piłam alkohol, wiec liczyłam na to, że nie będzie tak mocne jak na przykład Ognista Whiskey, przy której po jednym łyku, myślałam, że umrę. Lekko zadrżałam na tamto wspomnienie. OD tamtej chwili nie ruszyłam ognistej i na razie trzymałam się swojego postanowienia. Nie chodziło o to, że w ogóle nie pijałam alkoholu, ale ten trunek trzymałam na dystans. Długo potem czułam palenie w przełyku. Wyrwałam się z zamyślenia, kiedy dotarł do mnie głos chłopaka. Nagięcie zasad mi bynajmniej nie przeszkadzało. Nie takie rzeczy robiłam, a przecież i tak nikt się nie dowie. -Mi to odpowiada. - odparłam z uśmiechem. Byłam nakręcona na Hogsmeade i niezwykle ciekawa. Szłam posłusznie za Watersem, ponieważ sama nie miałam zielonego pojęcia jak iść, ani nawet gdzie. Jedyne co wiedziałam, to nazwa wioski i że niby jest blisko. Wszystko usłyszałam od swojego kompana, a przecież mu wierzyłam. Nie miałam powodów, by tego nie robić, tym bardziej, że już się przekonałam o tym, że mój urok na niego nie działa.