Osoby:@Vivien O. I. Dear i @Benddick Capaldi Miejsce rozgrywki: Łazienka Studencka Rok rozgrywki: 2016, listopad Okoliczności: Na skutek pomyłki Ben trafia do kabiny w której akurat przebywa Viv. Pod wpływem silnych emocji Puchon traci panowanie nad sobą i swoją mocą.
Ostatnio zmieniony przez Vivien O. I. Dear dnia Pią 17 Mar - 0:42, w całości zmieniany 1 raz
Chyba każdy wpada czasem w tarapaty. Są ludzie którzy mają do tego wielkie predyspozycje i bezustannie wplątują się w okropnie przykre sytuacje, a również tacy jak ja - których na co dzień pech raczej nie prześladuje, lecz gdy ich dopada ich ze zdwojoną siłą. Tego dnia dostałam dwa Nędzne, oblałam się mlekiem podczas śniadania, uświniłam się podczas lekcji eliksirów, a na dodatek podczas ostatnich zajęć pękł mi stanik. Sytuacja była odrobinę niezręczna, ale na szczęście nikt nie dostrzegł co się stało, więc po zajęciach pospieszyłam do najbliższej łazienki w wiadomym celu. Na szczęście w mojej torbie zawsze trzymałam zapasową bielizną na wszelki wypadek. Po wejściu do łazienki wybrałam sobie jedną kabinę - nie udało mi się jej zamknąć, bo miała zepsuty zamek, ale stwierdziłam, że w tak krótkim czasie i tak nikt nie wejdzie do łazienki. Pośpiesznie zrzuciłam bluzkę i biustonosz, po czym wyjęłam z torby zapasowy stanik. Byłam tak zaaferowana całą tą sytuacją, że nie usłyszałam kroków osoby, która właśnie weszła do łazienki. W czasie, gdy próbowałam uporać się z zapięciem nowego stanika, drzwi do mojej kabiny otworzyły się...
Chciałbym swą stronę opowieści rozpocząć jakimś górnolotnym stwierdzeniem, jednak sytuacja która mnie spotkała nadal przyprawia mnie o skurcz mózgu. Zacznę więc tak: Nie cierpie jesieni. Jest mokro, wietrznie i ogólnie cholernie nieprzyjemnie. Natura jakaś niespecjalnie przyjazna zawsze napawa mnie nastrojem wręcz melancholicznym. Jak sobie radzę z tym wszystkim? Głupie pytanie na które można odpowiedzieć jednym magicznym i pełnym wyrazu słowem, a mianowicie - Sen. Każdą, nawet najmniejszą chwilę wykorzystuje na uprawianie tego sportu ekstremalnego. Nędznych tego dnia na szczęście nie dostałem ale swoją doze pecha też zaliczyłem. Jako że jestem człowiekem który lubi powtarzalność nie lubie gdy nie mogę znaleźć świeżych bułek czy wędliny rano. Domyślacie się jaka to dla mnie tragedia? Nie? Tak sądziłem. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, problem i tyle. Okej, zagalopowałem się. Wracając do tematu to miałem piękny sen podczas tej drzemki. Ja, kobieta i duuuuużo wolnego czasu. Sen dorastającego, zdrowego faceta. Obudziwszy się wraz z końcowym dzwonkiem, udałem się tam gdzie wydaławo mi się że nikt nie bedzie mi przeszkadzał. Plan był prosty, a z doświadczenia wiedziałem że skuteczny. Zamknąć się w toalecie i przespać resztę lekcji. Cały plan wziął jednak nieprzewidziany obrót gdy zamiast pustki w mojej ulubionej kabinie powitał mnie widok conajmniej spektakularny. -Przepraszam!-Krzyknąłem gdy tylko mój mózg przetrawił to co właśnie zarejestrował. Centralnie Calkiem satysfakcjonujący widok. Skurcz mózgu dał o sobie znać gdy uderzyłem plecami w ścianę za mną ciągle wlepiając swój wzrok w dwa piękne wzgórza przede mną... No i moja kontrola poszła sobie na wakacje...
- Na brodę Merlina! - wrzasnęłam przerażona. Chłopak mimo tego, że się wycofał to nie zamkął za sobą drzwi i wciąż wpatrywał się w moje piersi. Poczułam w brzuchu dziwnie rozlewające się uczucia ciepła, które powoli wypierało wszechogarniajający wstyd. Trzasnęłam drzwiami i pośpiesznie dokończyłam zakładanie stanika. Dziwne uczucie coraz bardziej zapanowywało nad moim ciałem, aż w końcu do mojej głowy wpadła zupełnie irracjonalna myśl. Dotychczas znany jedynie z widzenia puchom wydawał mi się zabójczo przeciętny, a w tym momencie stał się dla mnie niemal boskim stworzeniem. To nie było racjonalne, ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności w tym momencie straciłam zdolność logicznego postrzegania świata. Zamiast założyć bluzkę zostałam w samym staniku i w dziwnym, nieopanowanym letargu uchyliłam drzwi od toalety. Chłopak wciąż opierał się o ścianę mając minę jakby zupełnie stracił orientację i panowanie nad sobą. Podeszłam do niego bliżej czując się tak jakby jakaś nadprzyrodzona siła ciągnęła mnie w jego stronę. Uśmiechnęłam się delikatnie i ani na moment nie spuszczając oczu rzuciłam: - Jestem Vivien. Jakiś daleki wewnęrzny głos mówił mi, że coś jest nie tak, że powinnam uciekać albo chociaż wyzwać go za to, że wpakował mi się do kabiny. Ale siła, która mnie do niego przyciągała była zdecydowanie intensywniejsza.
-Nie chciałem! Serio-Zacząłem dukać w sumie wprost do drzwi bo Kobieta zachowała zdecydowanie więcej zimnej krwi niż ja. Cholera, zimna krew i ja w takiej sytuacji to wręcz oksymoron. Jak się miałem zachowywać gdy w mojej głowie wciąż krążyły jej piersi? Cały czerwony na twarzy zacząłem się rozglądać po okolicy żeby spierdzielić z tamtąd jak najszybciej. Nie ukrywajmy, nie była to jakaś super komfortowa sytuacja dla mnie. W głębi duszy jestem dobrym chłopakiem, prawda? Jakoś nie specjalnie garnę się do podglądania kobiet w toalecie. Kompletnie, nie było to moim zamierzeniem. Gdy tylko zauważyłem jak uchyla drzwi w głowie miałem ustawione już miliony schematów uników i próśb o wybaczenie. Pozostawała kwestia tylko tego z której strony nadejdzie cios. Przyjmując pozycje obronną zasłaniajac kluczowe strefy męskiego ciała stwierdziłem że raz kozie śmierć i rzuciłem jeszcze raz wzrokiem w kierunku piersi blondynki. Któż by się spodziewał tego że nie dostane wpierdolu od niej? Z toalety wyszła pewna siebie, świadoma swojego seksapilu kobieta. Całkowiecie zburzyło to obraz nakreślony w mojej głowie. Zakładałem że z tej toalety wyłoni się jakiś pieprzony tajfun. -Ben, miło mi- rzuciłem spoglądając głęboko w jej oczy. Zero agresji, zła czy irytacji. Choć to, co zobaczyłem chyba było bardziej przerażajace. Zainteresowanie nie jest chyba typową reakcją kobiety w tym momencie. -Wybacz, nie spodziewałem się tutaj kogoś spotkać teraz.-Rzuciłem nie czekając nawet na jej reakcje. Cholera! Co się robi w takich sytuacjach?! Zauważając jak Vivien powoli zmniejsza odległość między nami speszony wbiłem swój wzrok w sufit. Cholera kobieto, jesteś w staniku! Nie wiedziałem jak ominąć tą mine. Byłem pewny że jak ją uświadomie to mi wpierdoli ale nie mogę tak po chamsku z nią obcować -Zdajesz sobie sprawę że nie masz na sobie koszulki?-wyszeptałem wbijając wzrok w sufit
Jego słowa docierały do mnie jak gdyby przez mgłę, dopiero gdy powiedział mi, że nie mam koszulki coś we mnie oprzytomniało (ale tylko odrobinę). - Ups. - szepnęłam chichocząc, a w moim głosie nie było ani odrobiny speszenia. - Kurcze, jakimś dziwnym trafem zapomniałam o niej. Cofnęłam się do toalety w celu ponownego założenia koszulki. Niewiele to jednak zmienił, gdyż bluzka miała dość odważny dekolt, który w niemal tak samo mocno eksponował mój biust. Wróciłam do chłopaka i nie czując ani gniewu, ani wstydu uśmiechnęłam się pogodnie i rzuciłam: - Nie spinaj się tak, to drobiazg. Resztki silnej woli dość mocno osłabły. Głos przemawiający za skwaszeniem puchonowi nosa niemal zupełnie przygasł i pozostała we mnie tylko ta nieznośna lekkość i pociąg do Bena. Jego mimika i nerwowr zachowanie definitywnie wskazywały na to, że cała ta sytuacja jest dla niego nie tylko zawstydzająca, ale też w dużym stopniu pociągająca. Stanęłam kilka metrów od niego z uśmiechem licząc, że wkrótce dojdzie do siebie i porozmawia ze mną.
Kobieto, jesteś przerażająca. Ta niewinność w jej słowach powinna być klasyfikowana jako broń masowego rażenia. Choć na chwilę mogłem się rozluźnić i złapać oddech gdy wróciła do toalety ubrać koszulkę. Na brodę tego cholernego starca, nie zapomina się tak lekko o koszulce w towarzystwie faceta! Ja tu o mało zawału nie dostaje a ona jak gdyby nigdy nic bawi się moim zakłopotaniem. Kobiety są straszne. Mówie wam to ja, Ben! I nie ma w tym ani krzty przesady. Mały przypadek, troche bezczelności a ja mam zamiast mózgu gąbke. -Za ładny widok żebym nie zareagował- Rzuciłem losowym żartem żeby rozładować jakoś napięcie po powrocie Viv z toalety. Na szczęście tym razem jej garderoba była kompletna. Zaraz zaraz, dlaczego ona poprawia tak tą koszulkę żebym wszystko nadal widział? Ona chyba ze mną pogrywa. -Przestań, powinienem sprawdzić i zapukać zanim wparowałem ci do kabiny.-dodałem po chwili spoglądając jej w oczy. Spartański wysiłek sprawiał że raz za razem na mojej skroni pojawiały się kropelki zimnego potu. Jak mantre powtarzałem w głowie aby nie opuszczać wzroku. -Wiesz, to nie tak że chciałem zobaczyć twoje piersi-Emmm, czy ja to do cholery powiedziałem? Macie czasem tak że powtarzacie sobie do znudzenia żeby czegoś nie zrobić a potem to ucieka w jakiś sposób z waszych ust? To był właśnie ten moment w którym powinno dojść do detonacj pieprzonej atomówki rozumiecie? Zaraz będę martwy... Okej, Ben. Tylko spokój cię uratuje. Szybko! Myśl! Zmień temat! Tak! To idealny pomysł. -Co cię tu sprowadza?-Nosz kurwa, dziesięć na dziesięć. Order za lotność umysłową mam w kieszeni.
Ben coraz bardziej gubił się w zeznaniach - najpierw nazywając moje piersi przyjemnym widokiem, potem mówiąc, że wcale nie chciał ich zobaczyć. Chyba nie był zbyt śmiałą osobą i nie umiał zbytnio tego ukryć. Trochę bawiło mnie jego usilne staranie się by patrzeć mi w oczy, a nie na piersi, ale nie zamierzałam ułatwić mu zadania. Parsknęłam śmiechem. Pytanie, które zadał brzmiało tak absurdalnie, że nie mogłam uwierzyć, że padło z jego ust. - Chyba w dość oryginalny sposób miałeś przyjemność dowiedzieć się co mnie tu sprowadziło. Musiałam zmienić bieliznę. - odpowiedziałam jakby to było coś zupełnie normalnego (bo cóż zdrożnego jest w zmienianiu bielizny?). Czułam się jakby ktoś podał mi jakiś eliksir rozśmieszający, zmieszany z dużą porcją afrodisii. Wszystko we mnie się śmiało, a na dodatek czułam silny pociąg skierowany w stronę Puchona. Zaraz, zaraz. Totalna resztka logicznych myśli podpowiedziała mi coś niedorzecznego, więc ostatkiem silnej woli wyrzuciłam ze śmiechem: - Czy nie wlałeś mi czasem czegoś do soku dyniowego? To brzmiało tak absurdalnie - przecież w życiu by się nie przyznał do zrobienia takiego świństwa. Ale w tym momencie to co było silną wolą, logiką i ogarnięciem życiowym wypłynęło ze mnie zupełnie i jedyne na co miałam ochotę to rzucić się w ramiona chłopaka.
Zachowanie Viv wcale nie ułatwiało zachowania trzeźwości umysłu. Że też ze wszystkich kobiet musiałem trafić na kokietkę? No, cudownie. Wszystko chyba było w tej sytuacji przeciw mnie. Jak tu oprzeć się urokom takiej kobiety? Dobra, nie ukrywam że widok tych dwóch pięknych gór i koronkowego stanika na trwałe wypali się w mojej pamięci ale trzeba wybrnąć jakoś z tej sytuacji -Defekt bielizny? Bardzo ciekawe- palnąłem bez głębszego zastanowienia próbując jakoś rozproszyć swój mózg od uświadamiania sobie tego, jak niewielka odległość dzieląca mnie i Viv się zmniejsza z każdą sekundą. -Cóż to za akrobacje zrobiły ci taki numer?-Dodałem nerwowo się uśmiechając. Co prawda, pytanie odnośnie soku trochę zbiło mnie z tropu, ale nie dam tego po sobie poznać. Cholera, jak niby miałbym coś jej dolać jak ledwo ją poznałem. Gdzie niby miałbym to zrobić? Przecież nie wiedziałem nawet co piła. Zresztą nawet jak bym wiedział to nie posunął bym się do czegoś takiego. To wykracza poza moje ramy moralne! Gdyby nie to że prowadzę właśnie wewnętrzny monolog prawdopodobnie tupnął bym nóżką i obruszył się sam na siebie! -Oczywiście! To nie zauważyłaś że wypiłaś czystą amortencję z dodatkiem kropli soku?- Zaśmiałem się nerwowo żeby rozluźnić trochę atmosferę
Na co dzień naprawdę nie byłam aż taką kokietką. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, ale pożądanie powoli wypierało wszystkie inne emocje. Parsknęłam śmiechem na tekst o defekcie bielizny - koleś ewidentnie plótł piąte przez dziesiąte jak jakiś totalny kretyn, ale dziwnym trafem zupełnie mi to nie przeszkadzało. - Trudno powiedzieć. Po prostu pękł. - rzuciłam niewinnie. No bo w sumie tak było - po prostu pękł, przecież nic specjalnego z nim nie robiłam! Przecież naprawdę byłam spokojną i grzeczną dziewczyną! A co dolania czegoś do soku - mógł tylko udawać, że mnie nie zna. Mógł na przykład stalkować mnie od wielu tygodni i czekać tylko na moment, żeby podać mi eliksir. Albo może postanowił się zemścić na którymś z moich braci za wyrządzone krzywdy. Może Liam podstawił mu Nędzny z transmutacji? Po chwili odrzuciłam te wszystkie myśli i zbliżyłam się do niego. Położyłam dłoń na jego policzku i szepnęłam: - Wiem, że żartujesz, ale w mojej głowie to brzmi cholernie prawdziwie. Straciłam kontrolę. Zawiesiłam ręce na jego szyi i bez chwili zastanowienia pocałowałam go gorąco.
Na co dzień nie byłem aż tak łatwo onieśmielany przez kobiety. Te piersi zbiły mnie z tropu. Te piękne, pełne i jędrne piersi... Stop! Ben ogarnij dupę, jesteś dumnym potomkiem wil. Nie możesz dawać tak sobą pomiatać kobiecie prawda? Wdech, wydech i wdech. Teraz do boju, blond wojowniku. Pokaż jej gdzie raki zimują! -Staniki tak same nie pękają- Spojrzałem Void w oczy już w delikatnie bardziej pewny sposób, przecież jestem facetem. Nie mogę dawać się wodzić za nos! To że ma bardzo ładne niebieskie oczy nie pozwala jej być manipulantką. Odszukawszy swój punkt odniesienia w tym układzie znajdującym się z niego, Vivi i łazienki ustabilizowałem swoją pozycje. No i na co mi się to zdało? Następne ruchy pięknej damy i tak rozbiły mój plan w pizdu. Ledwo zmrużyłem oczy a już byłem całowany. Pieprzyć to! Niech się dzieje co ma się dziać! Chwyciłem Vivi w pasie i przyciągnąłem do siebie. Chciała Bena, to Bena dostanie. Szybkim ruchem ręki wplotłem palce w jej włosy. Nie wiedziałem czy jej się to spodoba czy nie. Nie obchodziło mnie to, chciała się ordynarnie całować to niech ma za swoje -Nie graj ze mną- Rzuciłem odciągając ją delikatnie za włosy od swoich ust. Czy ja przypadkiem nie jestem Wilem?
Nie storpedowałam uwagi o tym, że staniki nie pękają samoistnie - nie miałam zamiaru robić nudnego wykładu na temat, który i tak go nie interesował. Entuzjastycznie zareagowałam na kolejne ruchy chłopaka - przed chwilą zgrywał niewiniątko, a teraz gdy do niego przylgnęłam obudził się w nim ogier. Całowałam go zachłannie czując jakiś dziwny niepokój i strach, bo gdzieś w tle towarzyszyła mi, przyćmiona przez namiętność, świadomość, że pierwszy raz w życiu straciłam nad sobą kontrolę. Gdy już byłam niemal na skraju świadomości Ben przerwał nasz pocałunek. - Nie gram. - rzuciłam w jego stronę trochę jakby to było wyzwanie - Za to ty grasz doskonale, ale nie mam pojęcia w co. Do mojej głowy z podświadomości wciąż przenikała myśl, że chłopak musiał coś mi zrobić, ale ciało i umysł opanowane przez ten dziwny czar odpychały te myśli. Ponownie do niego przylgnęłam.
Ogólnie, nie będę ukrywał. Vivi jest dychą. Oczy, niczego sobie. Blond długie włosy, całkiem w moim guście. Nie za niska, nie za wysoka. Kobieta skrojona na miarę. Pocałunek był... jakby to określić dość osobliwy. Z jednej strony zachłanny i pełen erotyzmu, a zarazem przepełniony jakąś obawą z jej strony. Jakby coś mówiło jej że mogę być niebezpieczny. Spytacie skąd wiem? Jestem pieprzonym geniuszem, reszta jest tajemnicą. Gdyby nie to, prawdopodobnie już dawno zatracił bym się w jej ustach. Były takie... aksamitne?! Okej, zdaje sobie sprawę że nie jest to najlepszy komplement dla ust , ale moje biedne puchonowate serduszko aż przeskoczyło dla tej Ślizgonki. Dopiero jej słowa na temat gry sprawiły że gąbka którą tak hucznie nazywałem mózgiem zaczynała pracę. Świadomość sekunda po sekundzie zastępowana była przez przerażenie. -Spotkajmy się kiedyś na kawę- Rzuciłem losowo przerywając pocałunek gdy otrzeźwiałem trochę. Kogo ja oszukuje... Moje myśli w tym momencie wyglądały mniej więcej tak: Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa Kurwa ja jestem wilem mordo. I jak tu się z tego wyplątać?! Korzystając z chwili w której zmusiłem losowym pytaniem mą towarzyszkę do refleksji, delikatnym ruchem począłem ją od siebie odsuwać. Każdy zdobyty centymetr wolnej przestrzeni traktowałem niczym barykadę broniącą mnie przed zrobieniem jej krzywdy. Na każdej z tych barykad gotów byłem stać w rozpiętej koszuli niczym Rejtan broniący swego ukochanego kraju. Bronić Kobiecych cnót!
Nie wiedziałam co się stało - ni stąd ni zowąd zaczął mnie powoli odsuwać, żeby nie powiedzieć odpychać. Czyli jednak w coś grał? Moja głowa powolo zaczęła dochodzić do siebie. Co na przed chwilą prawie zrobiłam. Odsunęłam się od niego i płonąc rumieńcem poprawiłam bluzkę tak by zakrywała jak najwięcej. - Taak, kawa to... Ehm niezły pomysł. Odsunęłam się jeszcze bardziej i próbowałam zapanować nad emocjami rozsadzającymi mi głowę. Kurwa kurwa kurwa kurwa. Void, co Ty odjebałaś? Nie miało dla mnie znaczenoa kim był ten chłopak, nie myślałam w momencie o tym czy mi się podoba czy nie, a jedynie o tym co zrobiłam. - Zgadamy się... Jakoś niedługo - wyrzuci) am bez zastanowienia nerwowo spoglądając w stronę wyjścia od łazienki. Jedyna na co miałam w tym momencie ochotę to błyskawiczne zapadnięcie się pod ziemię.
Nie ukrywajmy, nie było to najbardziej fortunne sformułowanie w jego życiu. A już na bank nie najlepiej dobrane do momentu czy sytuacji. Jednak wyjątkowe chwile w historii wymagają wyjątkowych poświęceń. Czymże jest utrata dłoni lub nogi w porównaniu z obronieniem cnót i delikatności kobiecego łona?! Cierpienie uszlachetnia człowieka! Per Aspera Ad Astra! Przez ciernie do gwiazd! No dobra, trochę dramatyzuje. Nie daje się przecież tak naprawdę pociąć, a sama znajomość raczej skończy się na tym że Viv, jak piękna by nie była, zacznie mnie unikać jak najgorszego zła. Pewien wielki poeta napisał kiedyś utwór zaczynający się od słów "Życie, Życie jest nowelą". W pełni zgadzam się z tym utworem, bywa zmienne jak kobieta przed okresem -Wyślę ci sowę- Puściłem jej zawadiacko oczko próbując rozładować atmosferę. Nie sądzę żeby miało to jakiś cudowny wpływ na nią i udałem się w przeciwną stronę do niej, więc kabiny strzeżcie się
- Mam nadzieję, że wyślesz. - rzuciłam speszona. Trudno powiedzieć czy to była zwykła kurtuazja czy serio czekałam na tę sowę. Byłam tak speszona, zdezorientowana i zawstydzona, że jedyne na co miałam ochotę to kubek gorącej herbaty i zwinięcie się w kocyk w dormitorium. Zresztą byłam niemal pewna, że i tak tej sowy nie wyśle, a raczej opowie swoim równie szalonym kolegom jaką dziwną i na dodatek napaloną laską jestem. Westchnęłam i przygnębionym tonem rzuciłam w stronę chłopaka: - Cześć. Po czym pośpiesznym krokiem opuściłam toaletę i niemal biegiem podążyłam w stronę dormitorium.