dobre pytanie. Zgaduję, że to subtelny sposób sprawdzenia czy jestem romantykiem czy logicznie myślącą osobą. Wygląda na to, że jestem analitykiem. Albo, że tak bardzo zależy mi na tym, żebyśmy się polubili, że od dziesięciu minut zastanawiam się czy podać naukową odpowiedź, czy tę, która mi się zawsze bardziej podobała. Albo, że po prostu lubię komplikować sobie życie. No ale dobra, bądźmy szczerzy. W muszli słyszę i zawsze słyszałam morze. Trafiłam w klucz? W każdym razie, ja chyba już Cię lubię.
czy ta forma nie będzie zbyt niegrzeczna? Jeżeli jednak Ci odpowiada, nie mam nic przeciwko, ale nie zależy Ci na pseudonimie, który w jakiś sposób by Cię określał? Nie, zgadywanie w ogóle Ci nie idzie. Pytanie wcale nie miało Cię sprawdzać, ciekawiło mnie, jak postrzegasz dźwięk. Uważasz, że dźwięki można są jednakowe w każdej muszli? Nie zdarzyło Ci się pomyśleć, że to, co słyszysz, to konkretna historia, którą powinnaś poznać? W dzieciństwie z rodzicami zawsze zbieraliśmy muszle z pobliskiej plaży i wymyślaliśmy, co do nas mówiły. Były to historie nie tylko o podmorskim życiu, to przede wszystkim opowieści z przeszłości. Dla mnie szum w muszli nigdy nie będzie tylko szumem. Czy po takiej opowieści wciąż mnie lubisz?
nic nie określa mnie tak dobrze jak „Ja”, ale masz rację – w drugą stronę wygląda to dziwnie. Do końca listu powinnam wymyślić coś lepszego. Tak szczerze to obawiam się , że wymyślę coś określającego mnie aż za bardzo i zepsuję całą zabawę. Istnieje spore ryzyko, że się znamy i zgadniesz kim jestem. Wygląda więc na to, że Ty jesteś romantykiem… marzycielem – nigdy nie lubiłam słowa romantyk, brzmi strasznie głupio. Gdy słyszę romantyk widzę żałosnego naiwniaka, a marzyciel brzmi jak ktoś z nietuzinkową percepcją i pięknym umysłem. Myślę, że po takiej odpowiedzi, lubię Cię nawet bardziej. Nie wydaje mi się, żebym do tej pory słuchała w dźwiękach muszli historii, teraz na pewno zacznę. Dotychczas muszle przypominały mi po prostu o morzu. Byłam tylko dwa razy, ale nigdy nigdzie mi się tak nie podobało. W dzieciństwie zawsze chciałam nad nie pojechać, ale to dlatego, że każdy był, a ja nie. Nie miałam pojęcia, że aż tak mnie zachwyci. Wydawało mi się, że po prostu spodoba mi się plaża, skakanie na fale i takie pierdoły, ale to nie to. Za drugim razem byłam wczesną wiosną – było za zimno żeby wejść do wody dalej niż do kolan, ale podobało mi się bardziej niż za pierwszym, pewnie dlatego, że oprócz mnie i brata, nie było tam żywego ducha. Ta otwarta przestrzeń, ten bezkres jest niesamowity. I to z brzegu. Bardzo bym chciała wypłynąć tak daleko, by z każdej strony wiedzieć na horyzoncie tylko morze. Jak wspaniale na otwartej wodzie musi wyglądać nocne niebo… I ta głośna cisza… rozumiesz o co mi chodzi? Słychać huk fal, wrzask mew, a jednak jest cicho. Naprawdę zazdroszczę Ci domu nad morzem.
sprytnie. Nie wiem, w jakim stopniu utożsamiasz się z tym nadmorskim ptakiem, ale tematycznie na pewno trafiłaś w dziesiątkę. Wiesz, od teraz, nawet jeżeli już się znamy, zawsze będę cię kojarzyć z rozmową o muszlach. Możesz być spokojna o swoją anonimowość. Uważam, że psucie sobie zabawy przez odkrywanie tożsamości rozmówcy to najgorsze, co można zrobić. Naszła mnie ochota na rozmowę z kimś, kto niczego o mnie nie wie, i zależałoby mi na tym, żeby tak jednak pozostało. A ty? Chciałabyś się dowiedzieć, kto pisze do Ciebie o opowieściach z dna morza i podpisuje się jako Morphius? Nie wiem, czy można nazwać mnie romantykiem. Marzyciel – nie zaprzeczę, ale kto nim nie jest? Uważasz, że da się nim nie być? Można to ukrywać, ale każdy ma większe lub mniejsze marzenia i cele, których osiągnięcie wydaje się nierealne. Twoim zdaniem powinno się dzielić marzycieli na lepszych i gorszych? Tych, którzy marzą więcej albo mniej? Według mnie ci, którzy twierdzą, że nie są marzycielami, po prostu boją się, że wszystko posypie się jak domek z kart. Można ich w takim razie nazwać tchórzami? Jeśli jakąś historię usłyszysz, musisz mi ją koniecznie opowiedzieć. Może to będzie muszla, która kiedyś wpadła i w moje ręce. Jeżeli mogę zapytać – która plaża aż tak cię zachwyciła? Prawie trafiłaś. I tak, w tej chwili się uśmiecham. Moja rodzina nie mieszka nad samym morzem, ale rzeczywiście nie mamy do niego aż tak daleko. Odwiedzaliśmy plażę o każdej możliwej porze dnia i roku, niestraszne nam były zimy, deszcze czy upały, ale żaden obraz nie urzekł mnie tak jak Ciebie. Zastanawiam się, czy to dlatego, że stał się powszedni? Mogę Ci obiecać, że kiedyś pokażę Ci ten bezkres od środka. Doskonalę Cię rozumiem, jednak musze uprzedzić – tam jest o wiele zimniej niż na plaży. Prawie wyleciało mi z głowy: a Ty gdzie mieszkasz? Centrum miasta?
Morphius
PS Skąd wniosek, że jestem mężczyzną? Czyżby pseudonim?
podoba mi się ta anonimowość, ale skoro obiecałeś mi rejs, z całą pewnością chcę Cię kiedyś poznać. Ale to kiedyś, póki co możemy pozostać incognito. A! I ostrzegam – będę Cię trzymać za słowo. Mam nadzieję, że nie jesteś jakimś obleśnym zboczeńcem, który mnie zgwałci i wyrzuci za burtę. Myślę, że nikogo nie można przydzielić do lepszej czy gorszej grupy w żadnym kontekście, dopóki się go dobrze nie pozna. A mimo to i tak oceniam i szufladkuję ludzi na każdym kroku – taka ludzka natura. Mogę sobie powiedzieć, że robię źle, ale uprzedzenia nie są czymś co łatwo wybija się z głowy. Z pewnością każdy marzy, chociażby o tym, że zjadłby świeżych truskawek w środku zimy. Ale gdyby przesiać marzenia i zostawić tylko te największej wagi, których spełnienie faktycznie wpłynęłyby na czyjeś życie, to myślę, że znajdą się ludzie, którzy nie chcą ich mieć. Może i jest to tchórzostwo, a może zgorzknienie i brak nadziei. Z drugiej jednak strony, czy nie jest czasem tak, że im bardziej nie chcesz o czymś marzyć, tym bardziej to robisz? Wydaje mi się też, że chodzą gdzieś po świecie ludzie tak do bólu pragmatyczni, że marzenia uważają za stratę czasu. Więc ja chciałabym wypłynąć na szerokie wody, a Ty? Jest coś, co koniecznie chciałbyś zrobić, że tak powiem, przed śmiercią? Mógłbyś opowiedzieć mi jakąś historię z dna morza? Pierwszy raz nad morzem byłam w Belgii w Ostendzie. To trochę zabawne, że całe życie mieszkając w wyspiarskim kraju, pierwszy raz byłam na plaży za granicą. Za drugim razem byłam w Watergate Bay, w Kornwalii. Wręcz odwrotnie. Mieszkam na zapyziałej wsi. Cztery domy, trzy ulice i wścibscy sąsiedzi krzywiący się na Twój widok, bo nie chodzisz do kościoła. Jestem pewna, że gdyby wiedzieli, że jestem czarownicą, rozpalili by dla mnie stos. Ale ma to swoje uroki. Łatwiej je docenić, kiedy jest się tam tylko kilka razy w roku. Hmmm… faktycznie nijak się nie zdradziłeś z płcią. Czy zdradziłaś? Bo już się pogubiłam. Chyba się nad tym nie zastanawiałam, ale faktycznie Morphius brzmi podobnie do Morfeusz, a ten facetem był na pewno i tak mi to najwidoczniej wpłynęło na odbiór. Tak przy okazji: czy Morphius znaczy coś konkretnego?
bardzo Cię przepraszam, że dopiero teraz odpisuje na list. W natłoku obowiązków całkowicie o nim zapomniałem i jest mi z tego powodu niezmiernie głupio. Tyle trzymałem Cię w niepewności, że czas się przyznać – tak, jestem mężczyzną. Chyba daleko mi do obleśnego, starego zboczeńca, ale nie obiecuję, że nie wyrzucę Cię za burtę! Czy Morphius coś znaczy? Gdy podpisywałem się tym pseudonimem, myślałem akurat o eliksirze uśmierzającym nawet największy ból. W mugolskim świecie pewnie podpisałbym się jako Morfina. Chciałbym być dla ludzi taką morfiną. A teraz ty mi powiedz: czemu Mewa? Ze względu na rozmowę o morzu? Podoba mi się Twój sposób myślenia (czy powinienem powiedzieć, że już Cię lubię? to odpowiedni moment?). Chyba nie da się nie szufladkować ludzi, to leży w naszej naturze, jednak tak jak ty uważam, że twarde zamknięcie kogoś w danej grupie bez poznania jest po prostu idiotyczne. Naprawdę uważasz, że są tacy, którzy nie chcą ich mieć? Mnie jest naprawdę ciężko uwierzyć w to, że ludzie wyzbywają się marzeń. Nawet tych bolesnych. Przecież każde marzenie to szansa na zmianę. Na lepsze, a przynajmniej szczęśliwsze. Wolałbym spróbować i nie żałować, że się poddałem, to boli o wiele bardziej. Ludzkie zgorzknienie rodzi się właśnie z niespełnionych marzeń, aspiracji, które giną pod negatywnymi emocjami. Nie potrafię odpowiedzieć na Twoje pytanie. Nie umiem nawet stwierdzić, czy moje największe marzenie jest tym, od którego się odsuwam, chociaż możesz mieć rację. Coś, czego nie można mieć przyciąga o wiele bardziej. A jak z Twoimi marzeniami? Kim się czujesz? Pragmatycznym człowiekiem czy realizatorką wszystkich planów? Nie wiem, czy powinienem Ci odbierać tę przyjemność. Co się stanie, jeśli w trakcie naszej wycieczki (nigdy słowa nie łamię) natkniemy się na muszlę z tą właśnie historią? Nie wiem, czy listownie jej po prostu nie popsuję. Nigdy nie byłem dobrym opowiadaczem… A słyszałaś kiedyś o krainie zwanej Atlantydą? O czarodziejach tam żyjących? Czyżbyś dużo podróżowała? Bardzo żałuję, że nie mieszkam na wsi tak jak ty. Uwierz, chętnie bym wymienił moje miasto na twoją zapyziałą wieś z trzema ulicami na krzyż. Wieś pamiętam jedynie z dzieciństwa, z wakacji. Pochodzisz z niemagicznej rodziny czy tylko pomieszkujesz w mugolskim otoczeniu?
Przypadł mi ten zaszczyt rozpoczęcia naszej korespondencji i przyznam, że kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać. Zawsze miałam problemy z pierwszymi rozmowami z nowo poznaną osobą, a teraz dochodzi jeszcze tajemnica, kto kryje się po drugiej stronie. Nie chciałabym zdradzić na swój temat zbyt wiele w pierwszym liście, więc napiszę coś, co pewnie mogłaby powiedzieć niejedna osoba - kocham słodycze. Tak, wiem, raczej nie wyróżnia mnie to z tłumu, ale naprawdę nie mam pojęcia na jaki temat zacząć rozmowę. Moze Ty okażesz się bardziej kreatywny/a.
Normalnie powiedziałbym coś w stylu "miło mi poznać". Obecna sytuacja wymaga nieco innych sformułowań, ostatecznie nie poznałem nawet Twojego imienia. Mój jedyny domysł może dotyczyć płci, chociaż są też tacy którzy specjalnie piszą w formie przeciwnej. Nie żebym Ciebie podejrzewam czy coś, jedynie przedstawiam fakty.
Twoje stwierdzenie aż się prosi o pytanie - a kto słodyczy nie lubi? Stawiam, że nawet osoby które potrafią sobie odmówić tej kopalni cukru bardzo by nie marudziły gdyby przypadkiem im coś wpadło na ząb. Zawsze mogłaś zacząć od swojego pseudonimu, napisać co lubisz robić i zapytać się, czy podzielam Twoje zainteresowania.
Oczywiście moglibyśmy napisać o sobie wszystko i się spotkać, ale zepsulibyśmy sobie zabawę. Dlatego wykorzystując powyższy schemat: Cześć, nazywam się Roland, zaliczam się do grupy studentów. W wolnym czasie lubię przesiadywać na błoniach wpatrując się w niebo i obserwując wolno sunące chmury. Wyobrażam sobie wtedy statki płynące po ogromnym oceanie, chcące dopłynąć do tylko im znanego celu. Burzę interpretuje wtedy jako walkę morską pomiędzy statkami, kule chybiając cel trafiają na ziemię i powodują wyładowania i ogromny huk. Czy Ty również masz swoje miejsce gdzie możesz usiąść, pomyśleć o głupotach i odpocząć od codzienności?
Twoje domysły co do mojej płci są słuszne, nie wprowadzam Cię specjalnie w błąd, pisząc w żeńskiej formie. Liczę, że Ty również tego nie robisz, chociaż jeśli jednak tak, to... cóż, nic. Przecież nie wiem kim jesteś i nie mogę nic Ci zrobić.
Masz rację twierdząc, że zawsze mogłam napisać o moich zainteresowaniach, ale nie chciałabym szybko stracić mojej anonimowości. Zawsze to ciekawiej, kiedy pisze się z kimś nieznajomym (przynajmniej do pewnego momentu, bo być może później odgadniemy swoją tożsamość). Hm, pseudonim... Na cześć słodyczy przyjmijmy, że będę Czekoladową Żabą, a co!
Miło poznać, Rolandzie, ja także jestem studentką. Odpowiadając na Twoje pytanie - tak, mam kilka takich miejsc, ale często jak chcę o czymś pomyśleć z dala od innych, szwędam się po zamku. Zdarza się, że nawet sam taki spacerek pozwala mi ułożyć sobie wszystko w głowie i nie potrzebuję już nigdzie siadać. Widzę, że masz wybujałą wyobraźnię. Trochę zazdroszczę, bo czasem mi jej brakuje.
Cieszy mnie to niezmiernie. Zapewniam, że jestem płci męskiej i nie wprowadzam Ciebie w błąd. Natomiast jeśli kłamię to prędzej czy później i tak się dowiesz, znajdziesz mnie i...powiesisz moje majtki na wieży astronomicznej, o.
Kochana, wystarczyłaby pierdoła, taka jak przytoczona przeze mnie. Cieszy mnie, że spodobał się mój pomysł, witaj Czekoladowa Żabo. Niech nasza korespondencja przejdzie do sal chwały! Ekhm.
Czy ja wiem, nazwałbym to inaczej - jestem kreatywny. Pomaga mi to w wielu rzeczach, nie tylko podczas odpoczynku. Nie sposób policzyć ile to razy improwizowałem na lekcji kompletnie nie będąc przygotowanym na odpowiedź ustną czy kartkówkę. Wiadomo, nie zawsze się udawało, raz nawet dostałem szlaban "za pisanie bredni, ale w ostatecznym rozrachunku byłem do przodu. Twój sposób też brzmi ciekawie, można przypadkowo odkryć ukrytą salę czy przejście o którym się wcześniej nie wiedziało. Pomimo tylu lat spędzonym w Hogwarcie uważam, że wiem o nim bardzo mało. A jak jest z Tobą? Znasz zamek jak własną kieszeń czy podczas Twoich spacerów nie zwracasz uwagi na otoczenie i po prostu idziesz ustaloną trasą?
Przysięgam, że jeśli faktycznie mnie okłamujesz, to tak właśnie będzie! A uważaj, bo jestem pamiętliwa i dotrzymuję danego słowa.
Teraz łatwo Ci mówić, bo nasza listowna rozmowa poszła do przodu, ale na początku naprawdę nie wiedziałam, od czego zacząć. Oczywiście masa pomysłów pojawiła się dopiero po wysłaniu wiadomości...
Widzisz, czyli to Ci w pewnym sensie pomaga na lekcjach. Pomijając uwagi i szlabany, chyba że lubisz je dostawać, bo podczas ich odrabiania również możesz wykazać się kreatywnością. To by było ciekawe hobby. Ooo nie, zamek skrywa zbyt wiele sekretów, żeby znać go jak własną kieszeń. O istnieniu wielu pomieszczeń na pewno nie mam pojęcia i obstawiam, że niektórych nie uda mi się odkryć przed zakończeniem szkoły. Poza tym takie niespodzianki w postaci przypadkowo znalezionego nowego miejsca są satysfakcjonujące, nie uważasz? Nigdy nie wiadomo, na co się trafi.
Oh, cierpisz na pomysłowość wtórną. Zapewne nie raz po kłótni wymyślasz argumenty, których mogłaś użyć wcześniej, ale nie wpadły Tobie do głowy. Zjawisko dość często spotykane u ludzi, nie ma się czym przejmować.
Gdyby ktoś spisywał moje szlabany w kartotece to byłyby to spaśne trzy tomiska. Należę do tych "niegrzecznych chłopców" którzy lubią psocić i zwracać na siebie uwagę. Często brałem też cudzą winę na siebie, z czystej chęci zabicia czasu na czyszczeni trofeów czy innych tego typu rzeczy. Brzmi to trochę głupio i na szczęście z tego wyrosłem, ale wspomnienia zostają i będę miał co opowiadać. Dla przykładu jak to podczas polerowania pucharu quidditcha z 1990 roku przeleciał mnie przeze mnie duch i w przypływie obrzydzenia upuściłem ów puchar. Pozostało mi patrzeć, jak rozbija się na tysiąc kawałków, zostaje naprawiany przez wściekłego nauczyciela i ponownie trafia w moje ręce bym powtórzył całą robotę. Ubaw po pachy, możesz mi uwierzyć.
Jesteś może fanką quidditcha, ewentualnie grasz w drużynie? Sam fatalnie latam i zamiast grać walczyłbym z miotłą o utrzymanie się w powietrzu, więc pozostaje mi siedzenie na trybunach i machania flagą mojego domu.
Nie tylko po kłótni wpadam na przydatne argumenty, jest wiele innych sytuacji, w których dopiero po jakimś czasie uświadamiam sobie, że mogłam postąpić inaczej. Ale cóż - było, minęło i trzeba żyć dalej.
Lubiłeś zwracać na siebie uwagę, powiadasz? Może stąd Cię kojarzę, ale nie wiem, że to Ty? (Bardzo logicznie brzmi, nie musisz mi tego mówić). Branie czyjejś winy na siebie, aby dostać szlaban i tym samym zabić nudę brzmi jak prawdziwe szaleństwo. Już nawet nie wspomnę o polerowaniu pucharów, co moim zdaniem jest właśnie bardzo nudne. Nie wątpię za to w to, że przygoda niezapomniana. Ja jestem totalnym przeciwieństwem i unikam szlabanów jak ognia.
O nie, w drużynie nie gram i jak na razie nie mam zamiaru. Byłam kiedyś n kilku treningach, ale ostatecznie uznałam, że to nie dla mnie. Na miotle się utrzymuję, ale jakoś mnie to nie ciągnie. Wolę oglądać z trybun.
Stawiam swoją kolekcję kart czarodziejów, że mnie znasz albo chociaż o mnie słyszałaś. Uczęszczam na praktycznie wszystkie imprezy, uwielbiam uczyć się w towarzystwie i ogólnie wszędzie jest mnie pełno. Jakoś tak wole spędzać czas z innymi niż siedzieć samemu, chociaż jak wspomniałem wcześniej czasami relaksuje się z dala od tłoku.
Wiesz, teraz nieco zmądrzałem i również staram się unikać szlabanów. Natura psotnika wciąż we mnie siedzi i nie mogę sobie odmówić sztuczek czy łamania regulaminu. Przynajmniej nie robię tego tak często jak dawniej i nie biorę winy innych na siebie. Zresztą nauczyciele i tak znają mnie na tyle, że potrafią przejrzeć czy blefuje czy faktycznie to ja jestem winny.
Szkoda, byłbym Twoim skrytym wielbicielem(przynajmniej jeszcze przez chwilę) i mógłbym Ci wysyłać kwiaty i liściki miłośne. Kręcą mnie kobiety uprawiające sport, a że czarodzieje nie mają zbyt dużego pola popisu w tej kwestii to szaleje za graczkami Quidditcha.
Zapewne nie spodziewasz się kolejnego pytania, a ja nie do końca wiem czy powinienem o takie rzeczy pytać w liście, no ale...masz chłopaka? Jestem ciekawy czy utrzymuje się klątwa rozmów z "zajętymi" pannami czy wreszcie trafiłem na kogoś bez dyszącej za plecami drugiej połówki.
Wybacz mi opóźnienie. Jakoś nie miałam głowy, żeby odpisać, a później zwyczajnie zapomniałam. Stawiasz sprawę w takim świetle, że faktycznie muszę Cię przynajmniej kojarzyć. Tak czy siak i wciąż nie wiem, z kim dokładnie piszę, ale to też i dobrze, bo nasza korespondencja pozostaje tajna i jest dzięki temu więcej zabawy! Dobra, zabrzmiało to trochę tak, jakbym się cieszyła niczym małe dziecko, eh.
Sekretnym wielbicielem, powiadasz? Cóż, wielu to ja takich nie mam, jeśli w ogóle jakiegokolwiek (chyba że o nich nie wiem), więc szkoda, że jednak nim nie zostaniesz.
Nie, nie mam chłopaka i nie zapowiada się na to, że w najbliższym czasie się to zmieni. Tym razem trafiłeś na osobę, której drugiej połówki nie musisz się obawiać.