Niczym nie wyróżniający się korytarz umiejscowiony na terenach Skrzydła Zachodniego. Drobne promyki światła przedzierają się manufakturę szyb, oświetlając miejsce oraz znajdujące się tutaj osoby.
Kiedy usłyszała, że dziewczyna tez jest Puchonka uśmiechnęła się szeroko. -Oo, ale fajnie. -powiedziała zadowolona Sunny. Przez chwilę przyglądała sie Andzi, rozmyślając nad tym czy jej skądś nie zna. -Ok, więc chodźmy. -odpowiedziala po słowach dxiewczyny. Puchonki ruszyly w stronenz ktorej szla Andzia. Kiedy wyszly zza zakrętu zauważyły walajace sie na podlodze książki. Sunny zerknela na swoja towarzysze. -To chyba twoje..-powiedziala SOS. Uklekla na ziemi i zaczęła zbierać ksiazki. Po jej głowie chodziła jedna zastanawiajaca mysl. Skad ona ja znała. Na pewno nie chodzilo o Hogwart. -Andzia..od I klasy chodzisz do Hogwartu? -spytała nagle po chwili milczenia.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Rocheleau rozglądała się za swoimi zgubami z biblioteki. Dziewczyny długo nie musiały szukać, kiedy wyszły za zakrętu sprawa zaginionych książek wyjaśniła się bardzo szybko. - O są... - Stwierdziła fakt dokonany i zaczęła zbierać tomiska. Eliksiry... Coś o zaklęciach i zielarstwie, a jeszcze coś na wieczory. Prawdziwa z niej była kujonka. - Od siódmej. Przyjechałam w tamtym roku po Złotego Sfinksa i zostałam tu. Wcześniej uczyłam się we Francji, w Beauxbatons, jak prawie wszyscy z mojej rodziny. - Uśmiechnęła się. Pytanie Sunny właściwie ją nie zaskoczyło, bardziej "Andzia". Zawsze była przyzwyczajona do Angelique, jednakże nie zwróciła na to uwagi.
Kiedy wszystkie książki zniknęły z zakurzonej zimnej posadzki SOS wstała i spojrzala na towarzyszke. -Tak podejrzewalam, że skądś Cie kojarze.-powiedziała posyłajac przy tym dziewczynie cieply usmiech. Czyli sprawa sie wyjasnila. Sunny kojarzyła Andzie z dawnej szkoly we Francji. Całkiem fajnie. -Dlaczego zmienilas szkole? -spytala nagle mierzac puchonke wzrokiem. Jesli to byl nie fajny powod nie musiala jej mówic. SOSik nie naciskala. Zacisnela mocniej palce na grubych, starych ksiegach i zerknela katem oka na dziewczyne. -Jesli nie chcesz nie musisz mówić. -dodala pospiesznie zeby nie wyjsc na dociekliwa.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Dużo tych książek było, a raczej ciężkich tomisk, no ale ważne, że wszystkie się odnalazły i nie odniosły poważniejszych obrażeń. Beauxbatons, a jednak! Wiedziała, że musiała gdzieś wcześniej poznać Sunny, a słowa i uśmiech dziewczyny tylko ją w tym upewniły. Angelique z tego powodu niemal by podskoczyła w miejscu, gdyby nie trzymała tych ciężkich ksiąg. Fajnie, że spotkała akurat Sunny, która nie dość, że była puchonką to jeszcze uczyła się wcześniej w tej samej szkole co ona. Łoł! Normalnie szok - pozytywny! - Niesamowite!- Właśnie w tej chwili można było zobaczyć ten charakterystyczny błysk w oku panienki Rocheleau. - Właściwie to dziadek pragnął, abym tu przyjechała... Uczył się w Hogwarcie i zależało mu żebym również tu trafiła. Na darzyła się temu okazja, więc jestem.- Jej uśmiech nieco zbladł, kiedy odruchowo zerknęła na godło swojego domu, które miała na szacie.
Uśmiechnęła sie uroczo słysząc jej słowa. Zacisnela mocniej palce na grubych książkach widząc jak Andzie zbladla. Ciekawe co sie stalo. -Miło, że robisz to dla dziadka.-powiedziała, ale bez uśmiechu. Czy powinna ja spytac, dlaczego tak nagle posmutniala. A moze lepiej nie pytac. Nie, nie moze jesli Puchonka sie komus zwierzy poczuje sie lepiej. -Hej, Andzia cos sie stalo? -spytala i odlozyla ksiazki na parapet. Podeszla do Puchonki i pogladzila ja delikatnie po ramieniu. Oby tylko jej towarzyszka nie poczuła sie jakos urażona. Spojrzala na nia pocieszajaco. -Jesli nie chcesz to nie mow.-dodala pospiesznie. Nie chciala by Andzia sie smucila. Sunnu odgarnela jej kosmyki wlosow, ktore zaslanialy jej twarz.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Angelique bardzo się cieszyła na przyjazd do Hogwartu. O tym miejscu dużo opowiadał jej dziadek, a ona go tak zawiodła. Viktor Greengrass w szczególności cenił sobie dom Salazara Slytherin'a. Według niego Ślizgoni byli najlepsi. To on wpajał jej te wszystkie zasady dotyczące czystości krwi i domów w Hogwarcie, mugolów... kiedy tu przyjechała rzeczywistość okazała się jednak inna, ale nadal miała poczucie winy, że zawiodła swojego dziadka. Miała trafić do domu zielonych, nie żółtych, a stało się inaczej. Tiara zdecydowała. W tej sprawie Rocheleau nie miała prawa głosu. Nie przepadała za Hufflepuff'em, ale nikomu nigdy tego nie zdradziła. Nie mogła przecież... - Tak, miło.- Westchnęła cicho i przycisnęła książki mocniej do swych piersi. Kiedy Sunny pogładziła ją po ramieniu, puchonce oczy zaszły łzami. Angelique już taka była. Potrafiła popłakać się z każdego powodu, a w szczególności z błahego powodu. - Zawiodłam wszystkich.- Wybuchnęła płaczem i zakryła twarz dłońmi, znowu upuszczając książki na korytarz.
Stały w milczeniu, SOS patrzyła na nia a ona w ziemie. Nagle Adzia wybuchla placzem upuszczajac ksiazki. Sunny oniemiala. To przez nia? To jej wina, ze Puchonka zaczela plakac? Nie wiedziala co ma teraz zrobic wiec szybko pozbierala ksiazki i polozyla je na parapecie obok reszty tomisk. Zlapala Angelique za dlon i poprowadzila na parapet, usadowila ja tam i usiadla obok niej. -Ange..nie placz. O co chodzi? Zrobilam cos nie tak? Ja przepraszam, nie chcialam Cie urazic tymi pytaniami. -wytlumaczyla sie szybciutko i objela swoja towarzyszke rekoma. Czula, ze beda najlepszymi przyjaciolkami, kiedy sie przed soba otwrza. 0 sekretow i tajemnic. -Powiedz o co chodzi, na pewno wtedy poczujesz sie lepiej. I pamietaj, że na pewno nikogo nie zawiodlas. Jesli ta osoba na prawde cie kocha to zrozumie. -dodala nie przestajac przytulac zaplakanej Puchonki.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Angelique posłusznie dała się prowadzić Sunny. Usiadła obok puchonki. Otarła rękawem szaty łzy i przełknęła ślinę. - Przepraszam, że tak wybuchłam.- Odetchnęła głęboko chcąc opanować drżący głos.- Od kiedy tu przyjechałam wszystko psuje. Zawiodłam dziadka. On tak bardzo chciał żebym była w Slytherinie. Jeszcze ostatnio kiepsko z moimi ocenami... - Ocenami, miała na myśli ostatniego trolla z mugolznastwa.- Wszystko nie tak. Nie nawiedzę się za to, że trafiłam do puchonów. Jakbym była w Slytherinie wszystko na pewno byłoby dobrze.- Mówiąc to poczuła się lepiej. Czuła, że mogła zaufać swojej nowej znajomej. Bała się tylko, jak na ostatnie słowa zareaguje Sunny.
Słuchała uwaznie słów Andzi. Kiedy blondynka skończyła mowic Sunny westchnela cichutko. No tak, nie ten dom co chciała. -Ange sluchaj, oceny zawsze mozesz poprawic. Jesli chodzi o dom.. Dom nie ma znaczenia, to tylko kolor szaty. Jeśli w głębi czujesz sie Ślizgonka to jestes nia. Masz na sobie tylko inny kolor szaty. Ja osobiscie bardzo sie ciesze z tego ze cie poznalam i na pewno gdybys byla w Slytherinie tez bym cie polubila.-powiedziala spokojnie usmiechajac sie delikatnie. -Otrzyj lzy i sie usmiechnij.-dodala i poczochrala blond wlosy Andzi.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Sunny miała racje co do ocen i co do domu. Jednakże ostatnio miała wrażenie, że dziadek ją unikał w wakacje, kiedy to była w domu. A może po prostu nie miał czasu, jak to on? - Dziękuje, też się cieszę, że cię poznałam Sunny.- Odparła i przytuliła się do przyjaciółki. Mimo, że znały się od dziś to Rocheleau miała wrażenie, że zostaną przyjaciółkami na dobre i na złe. Angelique przetarła jeszcze raz spuchnięte oczy od płaczu i uśmiechnęła się.
Na ustach SOS pojawil sie delikatny usmiech kiedy Andzia sie uspokoiła. -Nie ma sprawy. Wszystko bedzie dobrze.-powiedziala i westchnela cichutko. Wstala i wziela ksiazki. -Chodzmy gdzieś usiąść, gdzie bedzie wygodniej. Bo mnie pupa boli od tych twardych parapetow.-powiedziala uśmiechnięta zerkajac na Andzie. Byla szczesliwa ze mogla jej pomoc, ze mogla znow sprowadzic na jej ustach usmiech. Powinny pojsc gdzies gdzie bedzie miękko i cieplutko. To byl idealny plan. Chyba najepszy jaki dzis przyszedl do glowy Sunny. Ona zawsze miala glupie pomysly i kazdy to wiedzial.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Puchonka zeskoczyła z parapetu i wzięła resztę swoich książek. - Masz racje będzie dobrze.- Wypowiedziawszy te słowa uśmiechnęła się i poprawiła nieco rozczochraną fryzurę, którą zawdzięczała Sunny. - A no, miękkie to one nie są.- Zaśmiała się i ruszyła za dziewczyną, po czym zrównała z nią kroku. Dziewczyny opuściły korytarz.
Po przegranym meczu jedyne na co miała ochotę to gorąca herbata i mięciutkie łóżeczko. Tłuczki nie tylko zawaliły ten mecz, ale też zajęły ostatnie miejsce w rankingu. Koszmar! To, że akurat Salem wygrało szczerze jej wisiało. Wszystkich traktowała tutaj tak samo, bo wszyscy byli dla niej zupełnie nowi. A z resztą dlaczego miałaby przejmować się wygranymi, najważniejsze, że ona i jej drużyna przegrała. Szukanie winnych uznała za bezsensowne, więc chciała wyładować swoją irytację w inny sposób. A denerwowało ją teraz niemal wszystko. Od głupiego odcienia szat drużynowych, przez zbyt słodką herbatę, na zagubieniu się w cholernych korytarzach Hogwartu kończąc. Szła więc do dormitorium okrężną drogą, niosąc ostrożnie gorącą herbatkę. Rozdmuchiwała jej powierzchnię co jakiś czas. Chciała już móc ją wysiorbać, leżąc na łóżku i nie myśleć o niczym. Może coś poczyta? Powinna się zrelaksować, bo czuła się naprawdę fatalnie. Tak więc, przemierzała korytarz nabuzowana drzemiącą wściekłością. Zakręciła, jak jej się wydawało, w odpowiednim kierunku, kiedy poczuła, że ktoś na nią wpadł. Filiżanka wyślizgnęła jej się z rąk, a cała jej gorąca zawartość wylądowała na koszuli Sagi. - Jak łazisz?! - syknęła wściekle, odskakując od @Charlotte Blanchett. Normalnie przynajmniej starałaby się zachować pozory uprzejmości, ale w tej chwili miała to gdzieś.
Charlotte dziś miała akurat caaały dzień dla siebie i mogła go wykorzystać jak tylko chciała, miała w zamiarze udać się do sali artystycznej namalować coś, albo raczej kogoś. Rose, to ona miała być obiektem który miała namalować. Akurat miała przy sobie jedno ze zdjęć które udało jej się cyknąć z zaskoczenia, a wyszło całkiem ładnie. Pogrążona swoimi myślami zupełnie nie skupiła się na drodze, w efekcie czego wpadła na kogoś, a była tą osobą pewna ślizgonka. Przez chwilę poczuła strach patrząc na jej ubiór, potem popatrzyła na ziemię i na rozrzucone swoje rzeczy, w tym płótno które leżało tuż obok jej nóg. Uklękła i zaczęła zbierać szybko swoje ołówki, uniosła delikatnie główkę i przełknęła ślinę mówiąc nieco cicho. - Przepraszam, to moja wina nie patrzyłam w którą stronę idę i.. mogę pomóc, na prawdę. - Przymrużyła oczy i stanęła na proste nogi dotykając jej bluzki, była cała mokra i nieco brązowawa od herbaty. Nie chciała być nachalna czy coś bo póki co na taką wychodziła. Lotte ostatnimi czasy stała się bardziej otwarta, aż za bardzo przez co w większość jej czynów nie wchodzi zdrowy rozsądek.
Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że dziewczyna która na nią wpadła, też coś niosła. Zresztą dlaczego miałaby się tym przejmować, jeśli jej filiżanka leżała w kawałkach pół metra dalej, a herbata która miała ją uspokoić znajduje się na jej koszuli. Przewróciła oczami kiedy ta zaczęła się tłumaczyć. - Oczywiście, że twoja! - Kiedy Saga pozwalała ponieść się emocjom, jej głos robił się dziwnie piskliwy. Tak właśnie było w tej chwili. Dodatkowo wkurzyła się słysząc u siebie ten ton. Tak wyraźnie pokazała, że dała się wyprowadzić z równowagi. Zacisnęła dłonie w pięści, kiedy Puchonka się zbliżyła. - Co robisz?! Odwal się od moich cycków! - krzyknęła odsuwając się gwałtownie. Spodziewała się raczej, że tamta skuli się i ucieknie. Dopiero teraz skojarzyła z kim miała do czynienia. Może i nie była zupełnie na bieżąco ze szkolnymi plotkami, ale akurat o Charlotte trochę słyszała. Wyjęła swoją różdżkę i osuszyła się zaklęciem. Koszula i tak do niczego się już nie nadawała, będzie musiała ją wyrzucić. Szkoda. - Nie jestem jedną z tych, które możesz sobie macać - powiedziała nieco spokojniej, otrzepując się z niewidzialnych paprochów.
Co z tego że płótno które niosła było do wyrzucenia, a miała na nim przepiękny szkic Różyczki.. Panny Demantur to nie obchodziło bo z minuty na minutę stawała się coraz bardziej zła, jeżeli tak dalej pójdzie to nie będzie za ciekawie. Odkaszlnęła cicho nieco zaniepokojona jej piskliwym głosem, gdyby nie była nieco przestraszona to zapewne by coś na ten temat wspomniała ale teraz wolała zapomnieć. Chciała tylko pomóc, a wyszło jeszcze gorzej niż planowała. Odskoczyła momentalnie splatając ręce za plecami i dodała. - To nie tak, chciałam.. chciałam zobaczyć z jakiego materiału jest ta koszula.. mogę ją odkupić przecież, prawda? - Chyba jej nie słuchała bo kiedy tylko usłyszała wzmiankę o macaniu jakoś zmiękła, a nogi się pod nią uginały. - Ja przecież.. mam tylko swoją Różyczkę i jestem z tego szczęśliwa, nie szukam czegoś na boku więc nie waż się tak mówić! To że jesteś zrzędzącą jędzą nie oznacza że możesz tak o mnie mówić! - Zacisnęła swoje dłonie w pięści, a w jej oczy momentalnie się zeszkliły. Patrzyła na Sagę jak na potwora, tak łatwo ją było doprowadzić do płaczu że chyba kolejnych słów biedna kruszynka nie zniesie, na ile posunie się Ślizgonka? Kto wie.
Jej wymówka wydała jej się zupełnie żałosna. Odkupić? Zmierzyła ją wzrokiem i prychnęła, tak jakby stwierdziła, że Puchonki nie stać na coś takiego jak zwykła koszula. Zapięła marynarkę, żeby choć trochę ukryć okropną plamę. Do dormitorium ma spory kawałek i jest raczej małe prawdopodobieństwo, że nie spotka nikogo po drodze. Saga od razu zorientowała się, że trafiła w czuły punkt Charlotte. Zaczęła się śmiać, ale nie był to zwyczajny śmiech. Zupełnie nienaturalny, szyderczy i pełen goryczy. Uspokoiła się jednak kiedy usłyszała, że jest zrzędzącą jędzą. W sumie nigdy nie słyszała od nikogo, żeby specjalnie zrzędziła. Może i dziś nie była w nastroju i trochę ją poniosło, ale w życiu o sobie by tak nie powiedziała. Zacisnęła szczękę patrząc jak tamta się rozkleja. - Mam gdzieś twoje związki! I czekam na koszulę. - powiedziała ozięble, po czym odwróciła się do szczątków swojej ulubionej filiżanki.
Stała tak wpatrzona w dziewczynę, chciała dobrze ale jak to ze Ślizgonami zawsze bywa sprawiają same problemy. To prychnięcie to jak włożenie kija w mrowisko, sugerowała coś nim? Zapewne tak, w końcu nie bez powodu by tak robiła. Mierzyła ją wzrokiem udając twardą, ale prawda była inna i Saga zapewne o tym dobrze wiedziała. Następnie ten śmiech, zabójczy dla jej delikatnego charakteru sprawił że opuściła główkę w dół i chciała się rozpłakać na dobre. Pociągnęła tylko nosem i wzięła się w garść, odetchnęła kilkukrotnie cichutko i podniosła wzrok by złapać z dziewczyną kontakt wzrokowy. - Saga.. dobrze mówię? Uwierz mi że nie chciałam źle, nie chcę też byś miała mnie za jakiegoś wroga czy kogoś w ten deseń. Po prostu.. podaj mi cenę, a ja zapłacę za nią. Wybierz sobie coś ładnego, nie musi być koniecznie ta sama.. nawet zapłacę za przesyłkę jeżeli będzie trzeba. - Splotła dłonie za plecami i trzymała kciuki że Ślizgonka na to pójdzie, może jednak jest w niej chociaż trochę człowieczeństwa i da się z nią jakoś dogadać. Też jest człowiekiem.. miała taką nadzieję.
Cała sytuacja ciągnęła się już zbyt długo, Saga miała dość. Już dawno powinna wylegiwać się i pić herbatę, a tylko bardziej się zdenerwowała. Rzuciła na filiżankę Reparo i podniosła ją z ziemi. Puchonka powinna była zwiać, tak byłoby najlepiej. Spojrzała na nią zirytowana, słuchając jej propozycji. Bez sensu, koszul ma na pęczki. Chodzi w nich niemal codziennie. Jeśli już miałaby wyciągnąć jakieś korzyści z tego niefortunnego spotkania, to na pewno nie będzie to nowa część garderoby. Ale przecież nie może tak po prostu odpuścić! Pobawiła się filiżanką, trochę na pokaz by podkreślić jak ważna była dla niej ta herbata. Zerknęła na Charlotte, dziewczynie naprawdę zależało na tym by się pogodzić. Egoistycznej Sadze to schlebiało. Podobało jej się wzbudzanie strachu. - Nie mam ochoty się w to teraz bawić - powiedziała uśmiechając się sztucznie. Oczywiście mówiła o zakupach. Miała mnóstwo ubrań, ale kupowała je tylko podczas podróży. Musiały przecież być oryginalne i inne od tych zazwyczaj noszonych przez Angielki. - Powiedzmy, że masz u mnie dług. Jeśli kiedyś będę czegoś potrzebowała, ty mi to załatwisz. Przybędziesz na moje skinienie i tak dalej. A ja pogodzę się z utratą ulubionej koszuli. - Po tych słowach, wypowiedzianych pewnym, spokojnym tonem, zrobiła z ust smutny dziubek. Oczywiście, że ta koszula nie była jej ulubioną. Ale przecież Puchonka nie mogła o tym wiedzieć.
Nie do końca rozumiała logikę jaką posługiwała się Saga, od kiedy Ślizgoni potrzebowali jakieś pomocy? Było w tym drugie dno, a Lotte była tego w pełni świadoma jednak żeby jakoś załagodzić klimat musiała coś powiedzieć. - Mam nadzieję że to będzie jakaś normalna prośba, nie chciałabym Ci odmawiać bo zazwyczaj tego nie robię, zawsze dotrzymuję słowa. - Przełknęła gorzko ślinę patrząc jej w oczy jakby ta miała zaraz zwątpić w słowa Szarlotki - Tak więc.. już wszystko za nami i żyjemy w zgodzie? - Zapytała nieśmiało krzyżując nogi i splatając dłonie za plecami w najróżniejsze strony tylko dlatego że się stresowała i nie lubiła czekać długo na odpowiedź jednej ze stron. Sama często denerwowała się kiedy nie mogła odpowiedzieć na jakieś pytanie i sama siebie karciła w myślach za to. Szarlotka była pewna że dałoby się to odkręcić jakimś zaklęciem ale wolała jednak nie podważać zdania nieco młodszej od siebie Ślizgonki. Po zakończeniu roku zapewne inaczej pogadają, bo Lotte będzie już znała znacznie szerszy materiał od niej, o tak.
Może i Saga była niezwykle ambitna, jak na Ślizgonkę przystało. Ale też zdawała sobie sprawę, że do osiągnięcia czegoś, czy to jej się podobało czy nie, potrzebowała innych. Często nawet bardziej niż by chciała, dlatego umiejętność przekonywania ludzi do swoich celów, była dla niej niezwykle cenna. No i takie zbieranie długów to świetna zabawa, cieszyła się, że Puchonka nie robiła z tym większych problemów. Uśmiechnęła się lekko, w końcu sama nie wiedziała jakiego rodzaju to będzie prośba. Rok szkolny się kończy, wkrótce wakacje. Nie była pewna czy ma ochotę pojechać na nie z tymi wszystkimi ludźmi z Hogwartu. Ale nie zanosiło się, by w tym roku miała wyjechać gdzieś z rodzicami - z mamą wciąż nie było najlepiej. Więc być może wyegzekwuje swój dług już całkiem niedługo. - Oczywiście! - Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się przesadnie słodko. - To pa! - machnęła ręką i zdjęła uśmiech z twarzy. Sprawa załatwiona, ruszyła do dormitorium stukając butami o kamienną posadzkę. Przechodząc obok Charlotte zarzuciła włosy na plecy. Taki prztyczek w nos na zakończenie tej ich małej sceny.
W życiu każdej kobiety nadchodzi ta chwila, gdy rozmyśla nad nierównością płci. Zwykle przytrafia się to akurat podczas tych "gorszych" dni w miesiącu, albo po zakończeniu jakiegoś związku. W przypadku Beatrice tego typu refleksje pojawiły się akurat, gdy bardzo potrzebowała do łazienki. Na Merlina, dlaczego do damskich ubikacji kolejki ciągnęły się kilometrami? W Beauxbatons była przewaga kobiet i nawet pojawiło się więcej pomieszczeń przeznaczonych specjalnie dla nich. W Hogwarcie jednak nikt nie wpadł na rozwiązanie tego problemu. Jakimś cudem męskie toalety były puste, a damskie przepełnione. Bea nie była osobą, która siedzi bezczynnie. Sprawdziła jedną łazienkę, potem drugą... W końcu zatrzymała się na drugim piętrze i rozejrzała uważnie. Wszędzie pustki. Jestem metamorfomagiem, Merlinie. - wyjaśniła sama sobie w myślach. Nigdy nie próbowała tak gruntownej transmutacji, ale przecież bez problemu zmieniała się w "Michelle", zmieniając nie tylko wzrost czy kolor włosów, ale i rysy twarzy i budowę sylwetki. Gdyby ktoś teraz przechodził obok, mógłby bardzo się zdziwić. Blondynka po prostu tkwiła w miejscu dłuższą chwilę, aż jej ciało zaczęło przechodzić płynne zmiany. Koniec końców, prawie się przewróciła i musiała podtrzymać ściany. Szata stała się zdecydowanie za ciasna, a ukochane obcasy o kilka rozmiarów za małe. - Multicorfors - mruknęła, machając różdżką dość nienawistnie. Była dobra w transmutacji i pewnie tylko dlatego udało jej się kompletnie zmienić styl swojego stroju. Kolor pozostawiła taki sam, ale szata się wydłużyła, a szpilki zmieniły się w zwykłe tenisówki. Beatrice uśmiechnęła się pod nosem i poszła do łazienki, chcąc skorzystać ze swojego nowego wizerunku tak szybko, jak tylko to możliwe. Po opróżnieniu pęcherza, myjąc ręce, dopiero spojrzała w lustro. Nie spodziewała się, że uda jej się tak gruntownie zmienić swój wygląd. To była w końcu kilkuminutowa akcja, nie planowała niczego większego! A jednak, serce zabiło jej szybciej z dumy. Wyszła z łazienki z podniesioną głową, niemal triumfalnie uniesionym kącikiem ust i ochotą na zmajstrowanie czegoś ciekawego. Pierwszy raz mogła zobaczyć, jak to jest być facetem!
A Angielka nie miała z tym żadnego problemu, bo po prostu wchodziła sobie do męskiej łazienki w postaci dziewczęcej, szła do kabiny, robiła swoje a potem po prostu wychodziła jakby nigdy nic. Nie zwracała uwagi na zdziwione miny chłopców, nierzadko też zawstydzone. W końcu była królową (dramatów), więc nie liczyła się z nikim. Tym razem sytuacja miała się trochę inaczej; Angielka zmęczona kolejnymi wizjami i przepowiedniami wyglądała na twarzy jak cień człowieka, dlatego uznała, że najlepszym sposobem będzie po prostu pomalowanie się albo chodzenie po najmniej uczęszczanych zakątkach zamku. Damska łazienka była przepełniona, jakimś cudem. Najwidoczniej kobiety wpadły w dziki szał macicy na ulicy, do którego ona ni miała najmniejszego zamiaru się włączać. W związku z tym skierowała się na drugie piętro i gdy tylko chciała wejść do łazienki, zderzyła się prosto z wysokim chłopcem o dość umięśnionej budowie. Żadne z nich chyba nie spodziewało się takiego obrotu sytuacji - Andrea poleciała do tyłu , zresztą męska postać Beatrice też, o kosmetyczce, która rozsypała kosmetyki na cały kilometr nie wspominając. - Uważaj jak łazisz, są w tej szkole mniejsi od ciebie! - wykrzyczała jako pierwsza, kompletując cały makeupowy dobytek. Chłopak wyglądał na oszołomionego, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. - Języka w gębie zapomniałeś? No tak, w końcu mięśnie nie idą w parze z mózgiem... - prychnęła na koniec a gdy wszystko z powrotem znalazło się w kosmetyczce, zaczęła nerwowe poszukiwania różdżki, która również znajdowała się w kosmetyczce. Teraz była nie-wiadomo-gdzie.
Nie wyszła jeszcze do końca z szoku po załatwianiu potrzeb fizjologicznych zgodnie z poczynaniami odmiennej płci, gdy już przytrafiła się kolejna dziwna sytuacja. Z całym impetem wpadła na nią jakaś osóbka, wyglądające teraz na zupełnie drobniutką. Naturalnie, nie była to wina Beatrice. Beatrice w ogóle zazwyczaj była niewinna. Jednak zanim udało jej się przybrać zwykłą dla siebie, oburzoną i wyniosłą twarz, zebrała już ochrzan i to jeszcze jako tępy mięśniak. Którym przecież nawet nie była. - Hej, hej, spokojnie. Nie tylko ja tutaj powinienem uważać, ty też tak nie pędź, princesse. - wyrzuciła z siebie, kiedy dziewczyna skończyła się drzeć. Verges to osoba, która lubi wykorzystywać zaistniałe sytuacje na swoją korzyść. A teraz mogła sobie poeksperymentować i przy okazji zabawić się nieco tą Ślizgonką. Może i głos się jej zmienił, był niższy i troszkę bardziej chrapliwy, niż normalnie. Francuski akcent jednak pozostał, ale Beatrice zwyczajnie nie była w stanie go jak narazie ukryć. W swojej normalnej postaci Krukonka zgnoiłaby tą dziewczynę bez mrugnięcia okiem. Prawdopodobnie rozpętałoby się tam małe piekło, bo Bea nie lubiła być oskarżana o czyjąć głupotę. Zwyczajnie darłyby się, jak dwie przekupki. Teraz jednak panna Verges miała niesamowicie dobry humor i była troszkę skołowana, bo... Bo była panem Verges. Podniosła różdżkę nieznajomej, która zatrzymała się na posadzce obok jej nowiutkiej tenisówki. Z uśmiechem jej ją podała, mając nadzieję, że nie skończy im się ta zabawa na zirytowanym fuknięciu. Byłaby szkoda... Musiałaby w końcu szukać nowej ofiary! - Jestem Michel. - przedstawiła się, oddając blondynce jej własność.
Problem pojawiał się w momencie, w którym Ślizgonka lubiła się pojedynkować zarówno różdżką, jak i pięściami. Gdyby tylko Beatrice wdała się w nią w pyskówkę, ba, spróbowałaby ją zgnoić, to prędzej dostałaby w swoją śliczną twarzyczkę chudą ręką Angielki, niż zdążyłaby skończyć zdanie. Drugim problemem był fakt, że wizje czasami przychodziły w najmniej odpowiednim momencie a ona umiała wyczuwać ludzi do tego stopnia, by wiedzieć, że kręcili, więc Krukonka sporo ryzykowała w tej chwili. Tymczasem jednak Andrea nie przejęła się tępym mięśniakiem, który irytował ją samym faktem, że w ogóle stoi naprzeciwko niej. - Urocze, Michel, ale teraz zejdź mi z drogi - przechwyciła różdżkę i bez mrugnięcia okiem wkroczyła do łazienki zajmując jedno jedyne lustro. Po kolei wyjmowała z kosmetyczki korektor i puder, którym zatuszowała okropne sińce pod oczami. Chciała się tylko wyspać, ale teraz nienawidziła spania na tyle, by wyglądać jak chodzący trup. Ostatnio wypijała hektolitry kawy. Chłopak nie dawał za wygraną, stając w wejściu i przyglądając jej się z jawnym rozbawieniem. - I co się tak cieszysz jak głupi do sera? Kobiety czasami się malują, taadaa, zagadka rozwiązana, dlaczego czasami rano budzicie się koło potworów - powiedziała z przekąsem spoglądając na jego odbicie w lustrze i gestykulując przy tym żwawo szczoteczką od tuszu do rzęs. A może był w pełni czystokrwistym czarodziejem, który w jej mniemaniu był ułomny i nie wiedział co do kosmetyk? W każdym razie jej makijaż potrwał krótko i ograniczał się do pomalowania rzęs. Potem uperfumowała się przyjemnie pachnącym zapachem, który niewątpliwie wprawił ją w dobry nastrój - uśmiechnęła się sama do siebie! A na koniec zaczęła czesać długie włosy, opadająco luźno na jej ramiona. - Dalej tam stoisz? - nie wiedziała o co mu chodziło, ale zaczęła coraz mocniej się denerwować.
Starała się wykazać dobrym humorem, chciała zaczerpnąć z niego jak najwięcej. Niestety, Ślizgonka była bardzo toporna i tylko i wyłącznie się denerwowała. Chyba bardzo chciała mieć słaby dzień. Uparła się, żeby każdego hejtować? Halo, miała tu uroczego Krukona! Dobrze zbudowanego, inteligentnego i rozumiejącego kobiety... Jakby sam był kobietą, ha! - Nawet nie powie, jak masz na imię? - westchnęła teatralnie, chwytając się przy tym za serce. Oparła się o framugę drzwi, obserwując poczynania blondynki. Doskonale znała się na makijaże, choć zwykle używała go nieco więcej od niej. Nie dlatego, że potrzebowała - po prostu lubiła. Widziała, że Ślizgonka musi być mocno niewyspana i nawet przez chwilę kusiło ją, żeby podsunąć jej jakiś sprawdzony sposób na sińce pod oczami. Zaraz jednak uznała, że nie musi tego robić, a więc sobie daruje. Poza tym jako Michel raczej nie powinna bawić się w kosmetykowego znawcę. - Ach, teraz rozumi te wszystkie potworki... - pokręciła głową z niedowierzaniem. Uznała, że spędzi tu jeszcze tylko chwilę. Spokojnie mogłaby znaleźć sobie jakąś inną ofiarę, która łatwiej dałaby się nabrać. Zabawa byłaby przyjemniejsza i bardziej bezproblemowa... Ale przy tym i mniej wymagająca. Bea zawsze lubiła wyzwania i się ich podejmowała. Ślizgonka była ładna i zadziorna - jak narazie wyraźnie niezainteresowana, ale... Zobaczmy, jak się to wszystko potoczy. - Oui, zabronisz mi? - zainteresowała się, zaplatając ręce na klatce piersiowej.