Niewielki domek, o niewielkiej powierzchni. Z zewnątrz sprawia wrażenie przytulnego, w środku wszędzie można znaleźć poukładane książki - tego się nie spodziewałeś, hę?
Salon
To miejsce interesuje cię zapewne najbardziej, bo to tutaj goście spędzają najwięcej czasu. Niewielkie pomieszczeni wypełnione starymi meblami, które mógłbym zmienić na nowsze, ale za bardzo przywiązałem się do starych.
Biblioteka
Niezbyt obszerna, ale przytulna, znajduje się tutaj mały, okrągły stoliczek i stary fotel. Pomimo filigranowych rozmiarów - zbiór jest pokaźny, ponadto dzięki temu, że regały są zaczarowane, są w stanie pomieścić dużo więcej ksiąg, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka.
Sypialnia
Zawalona książkami, malutka, jak wszystko w tym domu. Urządzona w starym stylu - jeszcze po poprzednim właścicielu. Nie zmieniałem nic, bo śpi mi się niezwykle dobrze. Myślę, że łóżko musi być tak zaczarowane, żeby człowiek zawsze wstawał wyspany.
Kuchnia
Nieco zagracona - nie umiem i nie lubię gotować, ale staram się dbać o porządek. Jedzenie zamawiam, czasami zdarzy mi się próbować zrobić coś samemu, ale raczej z mizernym skutkiem... Czas przemyśleć zakup skrzata domowego!
Łazienka
Jedyne pomieszczenie, które remontowałem po przeprowadzce, bo stara była już bardzo zapuszczona. Nowa jest trochę odcięta stylistycznie od reszty domu, ale lubię się tutaj relaksować w wannie po treningach i po meczach lub kiedy wracam z dłuższej imprezy.
A jak to wyglądało ze strony małej Alice? Znaczy małpki… eee małpki Alice. Wpatrywała się w swoje odbicie zawzięcie, nie za bardzo wiedząc jak to się stało. Musiała osiągnąć pełne skupienie, ale jak? Prawdopodobnie nie szybko się przemieni ponownie w małego futrzaka. Łapką uderzyła w strumień wody i wyprostowała się zamyślona słysząc czyjś głos. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy przed sobą ujrzała znajomą twarzyczkę. Podskoczyła w miejscu jakby uradowana, w pierwszej chwili nie zdając sobie sprawy, w jakiej to sytuacji właśnie się znalazła. Kiedy zadał jej pytanie małpka stanęła na dwóch łapkach i uchyliła pyszczek wydając z siebie kilka dźwięków. Dopiero teraz zorientowała się, że przecież Remus nie wie kim jest. On widzi tylko biedną, małą, napuszoną od mrozu małpkę. Dziewczyna zamyśliła się głęboko zastanawiając nad tym, co właściwie teraz powinna uczynić. Może się odmienić, ale… jak? O tym nie pomyślała, będzie musiała się doprowadzić do takiego samego stanu skupienia jak przedtem, a tego na pewno nie zrobi w obecności Remusa. Pozostała jej ucieczka. Zanim jednak się zorientowała, co powinna czynić, chłopak złapał ją i przyciągną do siebie. Alice spojrzała mu głęboko w oczy i ponownie otworzyła pyszczek świergotając cichutko. Nic zdążyła się zorientować, ten wsiadł na miotłę i najzwyczajniej w świecie wzleciał. Małpiatka chwyciła się mocno jego ubrania obawiając się upadku i jak na razie pozwalała mu na działania. Kiedy będzie w mieszkaniu skorzysta z chwili i najzwyczajniej w świecie ucieknie. To był bardzo, bardzo dobry plan! Gdy dotarli na miejsce, a on wylądował bezpiecznie na ziemi, przeskoczyła z jego rąk na ramię, a później wspięła się na szczyt jego głowy i wyciągnęła się jak surykatka. Nigdy nie sądziła, że można być takim wysokim. Sama nie zwracała na to zbytnio uwagi, ale teraz, gdy mogła podziwiać świat z głowy przyjaciela sądziła, że jest to prawie jak latanie. Wszystko jest takie małe… całkowicie inny świat.
- Hahaha! Uspokój się malutka! - Śmieję się, kiedy zwierzątko wdrapuje mi się na głowę. Ściągam ją stamtąd i trzymam na rękach, a następnie wchodzę do domu. - Nie mogę Cię wypuścić, bo uciekniesz i się zgubisz i Alice mnie zabije jak się dowie. - Mówię do niej, chociaż mam szczere wątpliwości, czy rozumie choćby słowo, ale tak jest mi łatwiej, bo przynajmniej nie czuję się szaleńcem. Co innego było mówić do sowy - to przecież naturalne, że one rozumieją każde słowo. W domu mam taką sporą klatkę, którą przywiozły kiedyś dziewczyny, jak wpadły na herbatkę. Małpka spokojnie mogłaby się tam zmieścić i poszaleć. Oczywiście bardzo nie chcę jej tam trzymać, więc postanawiam od razu wysłać sowę do lecznicy Pani Findabair - im szybciej ją zabiorą, tym lepiej. Może jest chora, potrzebuje opieki? No bo ja się na małpkach zupełnie nie znam! Nie wiem czym to można karmić, ani co lubi... Wsadzam więc ją do klatki i zamykam drzwiczki. No... Okazuje się nie aż tak duża jak myślałem. Małpka spokojnie się jednak w niej mieści, bo jest mała. Miałem wrażenie, że wszedłby tutaj goryl, ale kiedy teraz na nią patrzę, to widzę, że ledwie zmieści skulonego człowieka i to na pewno nie moich rozmiarów! Tym bardziej muszę się pospieszyć z wysłaniem listu. Wychodzę do biblioteki po pergamin i atrament. Muszą gdzieś być, więc przegrzebuję wszystkie szafki...
Tego się nie spodziewała. Udawała grzeczną i niegroźną małpkę, której można zaufać po to, żeby jej zaufał! A nie zamykał w klatce! Kilka kroków i jej małe małpie łapki złapały za kraty obserwując jak mężczyzna wychodzi z pomieszczenia. I co teraz? I co teraz? Co on zamierza? Co chce zrobić? Małpiatka przechodziła z jednego krańca klatki, do drugiego, nerwowo rozglądając się po otoczeniu. Wspominał… tak wspominał coś o niej samej, a skoro jest małpką… czy on ma zamiar wysłać ją do kliniki? Nie może! Jeżeli wyśle ją do kliniki, to cała jej rodzina dowie się o tym, jakie ma zdolności! A jak nie, to zostanie zamknięta w klatce i nie będzie miała większych możliwości do powrotu. Ma wybór pokazać Remusowi, kim tak naprawdę jest, albo całej rodzinie. Żadna z opcji nie była wystarczająco ciekawa i miła, ale nie było wyboru. Z klatki nie ucieknie, a jak dotrze do kliniki… Alice zamknęła oczy i usiadła na środki klatki uspokajając szybkie bicie serce. Czuła jak jej ciało reaguje, robi się coraz cieplejsze, a już po chwili, jak zimne kraty dotykają jej delikatnej skóry. Wypuściła z siebie nerwowo powietrze i poczuła się okropnie niekomfortowo. Na całe szczęście była mała i ta klatka nie była aż taka ciasna. Nie mogła się swobodnie poruszać, ale tyle musiało wystarczyć. Puchonka nabrała powietrza w płuca i na ile jej starczyło sił, wykrzyczała. - Rem ty kretynie! Wracaj tu natychmiast, ciasno mi! – naburmuszona dziewczynka w długiej białej sukni trzymała za kraty i wypatrywała chłopaka – Rem, Rem, Rem, Rem, Rem, Rem, Rem, Rem! – widząc, że chłopak nie pojawił się po sekundzie, ponowiła swoją taktykę i zaczęła się wydzierać, wołając mężczyznę. Tym razem na pewno ją musiał słyszeć.
Znalazłem już pergamin i zaczynam pisać list. Maczam pióro w atramencie, ale nagle przerywa mi krzyk. Znajomy głos wydziera się tak, że zaraz usłyszy to całe sąsiedztwo i pomyśli jeszcze, że kogoś tutaj torturuję! Tylko kto to?! Alice?! Ale dlaczego tak krzyczy na brodę Merlina! Wstaję od stolika i wchodzę na górę. Krzyk dobiega z salonu. Drzwi były przecież zamknięte, więc jak to możliwe, że dostałaś się do środka? Nieważne. Pewnie zauważyłaś tą małpkę i wpadłaś w panikę czy coś. Wchodzę do pokoju z westchnieniem. W ręku wciąż trzymam kałamarz, który momentalnie ląduje na podłodze rozlewając się wielkim kleksem. Otwieram usta ze zdziwienia i patrzę z niedowierzaniem na klatkę, w której powinna znajdować się małpka. Próbuję jakoś logicznie przeanalizować tą sytuację, ale nic mi nie przychodzi do głowy. - Alice? - Zadaję najgłupsze możliwe pytanie. Nie zdziwię się, jeśli przewrócisz oczyma i rzucisz mi w twarz kąśliwą uwagę na ten temat, ale z drugiej strony - to jest tak niecodzienny widok. - Co... - Nie umiem poskładać myśli, mój mózg pracuje na trzysta procent wydajności, ale nie potrafi poskładać faktów. Okej - wtargnęłaś tu, chociaż to niemożliwe, bo nie ma śladów włamania, weszłaś do środka klatki, do której wejście jest średnicy twojej głowy, a na dodatek posiałaś gdzieś małpkę, która znajdowała się wcześniej na twoim miejscu. Nie jesteś wielka, ale umówmy się - twoja osóbka wypełnia sobą całą klatkę, przez kraty widzę napiętą skórę na twoich udach, które zapewne będą wyglądały jak szynka z siatki, kiedy cię w końcu uwolnię. Podchodzę do ciebie i zaczynam się siłować z prętami - na szczęście to żaden magiczny wynalazek, bo musiałbym iść po pomoc do Lotki, która mieszka najbliżej, bo po drugiej stronie ulicy. Dosłownie rozrywam klatkę, żeby wydostać cię ze środka. Wyciągam cię z niej jak lalkę, choć twoja suknia niestety ucierpiała w paru miejscach, zahaczając o pozaginane pręty. Trzymam cię pod pachami tak, że nasz wzrok spotyka się na tej samej wysokości. Dyszysz ciężko, wydajesz się być naburmuszona, więc odstawiam cię szybko na ziemię, a tak dokładniej to na fotel i kucam przed tobą. - Jak ty się tu znalazłaś? Co to miało znaczyć? - Mówię wciąż lekko skonsternowany, choć w mojej głowie powoli kluje się pewna myśl - na razie wciąż zbyt szalona, żebym ją do siebie dopuszczał. Łapię dłońmi twoje bose stopy, są okropnie zimne, więc pocieram je lekko. - Zamarznąć chciałaś?! - Myślę sobie, jaki to jest kawał drogi od lecznicy do mnie i że bez żadnego płaszcza, musiałaś go pokonać. Poza tym jesteś z jakiegoś powodu przemoczona. Lodowata woda spływa z twojej sukni. Mam cię tak zostawić? Przysuwam fotel do kominka. Muszę poszukać ci jakichś suchych ubrań, ale najpierw chcę usłyszeć choć słowo wyjaśnienia.
Z jej ust wciąż i wciąż wydobywał się głos zrozpaczonej puchonki, która chciała uwolnić się z klatki… dosłownie! Kiedy pan Pringsheim stanął w drzwiach, spojrzała na niego tym błagalnym spojrzeniem. A ten co? Gapił się na nią jakby była jakimś rzadkim okazem magicznego stworzenia. Gdyby mogła to by się obraziła, ale musiała być grzeczna, żeby ją wypuścił. Bo jak zacznie go wyzywać, albo się obrazi, to może ją potrzymać, żeby zmiękła. Próbując się poruszyć, klatka delikatnie podskoczyła, a ona ze łzami w oczach wykrzyczała. - No pośpiesz się! – czuła jak zimny metal uciska jej ciało. Nieprzyjemne uczucie, nazywane przez wielu ludzi bólem. W końcu postanowił uwolnić ją z niewoli, walcząc namiętnie z klatką, a kiedy tylko się uwolniła, poczuła jak jej całe ciało ogarnia ulga. Jednak nie spoczęła na jego laurach, przed nią jeszcze długa walka. Kiedy Rem uniósł ją w powietrze, by mogli patrzeć sobie w oczy, ona dała mu do zrozumienia, że czuje się niekomfortowo wisząc, majtając nóżkami do przodu i do tyłu, w dosyć szybkim tempie. Kiedy tyłeczek wygodnie usiadł na fotelu, jej policzki przypominały te od wiewiórki. Napompowane powietrzem, pokazujące, jak to bardzo jest niezadowolona z tego, co się właśnie stało. - Nie wierzę, że ze wszystkich ludzi musiałam spotkać akurat ciebie! – wydukała wzdychając głośno i teatralnie przed nim i wyciągając swoje zmarznięte stópki w stronę ognia – Powiem Ci wszystko pod warunkiem, że nie powiesz nikomu nigdy! – zastrzegła sobie. Chociaż i tak wiedziała, że tego nie zrobi, to wolała to powiedzieć głośno i wyraźnie – Ale najpierw Cię ochrzanię! – ostrzegła chłopaka zawiązując ręce na klatce piersiowej. W podartej sukni, brudna, zmarznięta i obrażona na cały świat. Cała Alice, nawet teraz wyglądała nieziemsko… uroczo po prostu! – Jak można zamykać taką grzeczną i oswojoną małpkę w klatce? Przecież nawet się nie szarpała, ani nie chciała uciekać, była taka miła i grzeczna, a ty ją jak więźnia do klatki wpakowałeś! – wyrzuciła w jego strona wszystkie zarzuty. Nie byłoby całej tej sytuacji, gdyby jej nie zamknął w klatce! A tak będzie miała mnóstwo siniaków! Prawdą jest, że to była jej wina, ale... jak na razie woli się na niego poirytować, to ją ogrzewa.
Matko... Ale ty się zrobiłaś roszczeniowa! Jak rozkapryszone dziecko! Machałaś tymi nóżkami w powietrzu ochlapując mnie kropelkami wody, jakbym chciał ci zrobić krzywdę. Zupełnie jak dzika kocica, którą ktoś próbuje wziąć na ręce. Ty sobie mówisz, ja w tym czasie sprawdzam stan twojej sukienki i z niezadowoleniem kręcę głową. Widzę jak cienki materiał przykleja ci się do ciała, a woda wsiąka w fotel. - Rozumiem, że wolałabyś spotkać kogokolwiek innego? - Śmieję się, bo nie potrafię być w stu procentach poważny, kiedy się na mnie denerwujesz, zwłaszcza w taki uroczy sposób. Zabij mnie mała, ale po prostu nie umiem! - Uuuu... co to za tajemnica? - Patrzę ci z uśmiechem w oczy i w sumie nie spodziewam się usłyszeć jakiegoś wielkiego sekretu, ale z drugiej strony intryguje mnie to, co tutaj zaszło. Pewnie jest jakieś proste wyjaśnienie. No bo przecież nie jesteś animagiem! Aż zaśmiałem się w duchu, że taka myśl mi w ogóle chodziła po głowie. To przecież śmieszne i nierozsądne! Oczywiście, że Alice NIE MOGŁA być animagiem, prawda? Dokładam trochę drewna do kominka i patrzę jak krzyżujesz rączki i wpatrujesz się we mnie z morderczą miną. - Łoł, łoł, łoł! - Gestem rąk zasłaniam się przed niewidzialnym atakiem. - Już spokojnie, Alice! Nie wiem jak się postępuje z małpkami. Słodki zwierzak, ale bałem się, że zwieje i że coś mu się stanie. Chciałem was poinformować i jak najszybciej oddać ją do Waszej lecznicy, nie trzymałbym jej tam długo. - Dokańczam. W głowie pojawia mi się kolejne pytanie. - A właśnie, co Ty właściwie z nią zrobiłaś? - W międzyczasie wyciągam z kufra, który jednocześnie stanowi stół w salonie, puchaty szlafrok, który został po Lotce. Jest zdecydowanie na ciebie za duży, bo w końcu Fittleworth ma jakieś trzydzieści centymetrów więcej od ciebie, ale na pewno będzie cieplejszy, niż ta przemoczona sukienka. Wygrzebuję też parę skarpetek z pomponami i wracam do ciebie. Zakładam ci skarpetki i kładę szlafrok na oparciu fotela. - Przebierz się. Tymczasowo. Potem poszukam Ci coś, w czym będziesz mogła wrócić do domu. - Odsuwam się i nie patrzę w twoją stronę, żebyś spokojnie mogła zdjąć przemoczoną sukienkę i zastąpić ją szlafrokiem. - Chcesz coś do picia?
To nie tak, że była na niego zła. Nie miała pretensji, ani nie chciała krzyczeć. Znalazła się w trudnej sytuacji, w której nie potrafiła podjąć odpowiedniej decyzji. Nie wiedziała jak postąpić, nie wiedziała jak uciec, by wszystko było tak jak dawniej. Wiecie dlaczego ta dziewczyna utrzymuje wszystkie sekrety w sercu? Ponieważ zrzucanie ich na drugą osobę jest zbyt samolubne. Zrzucanie problemów na drugą osobę, mogą ulżyć nam, ale zaszkodzić komuś innemu. To jest jedna z tych rzeczy, których nie powinno się robić, a które człowiek wykorzystuje. Nawet jeżeli druga osoba chce wiedzieć, to zmienia postrzeganie świata, tego konkretnego człowieka i przestaje go traktować, tak jak wcześniej. Zachowuje się tak, jakby miał do czynienia z całkowicie innym istnieniem. - Remus… – wyszeptała uspokajając się znacząco. Nie odpowiedziała na żadne pytanie, nie zaprzeczyła, ani nie potwierdziła żadne z jego słów. Po prostu wlepiła spojrzenie w płomienie i zamyśliła się głęboko. Z drugiej strony, chłopak był najlepszą rzeczą, jaka mogła jej się przydarzyć tego dnia. Gdyby był to ktoś obcy, albo ktoś, komu nie ufa… co miałaby zrobić? Jakby postąpiła? Pozostałaby w ciele małpki tak długo, aż nadarzyłaby się okazja do ucieczki. A gdyby przestała nad tym panować? Odmieniłaby się w najmniej spodziewanym momencie? A gdyby nie dała rady się odmienić i pozostała taka na zawsze? Kolejnym minusem życia z rodziną jest fakt, że gdy Cię stracą, cierpią. Wcześniej nie znała takiego uczucia. Było to dla niej irracjonalne. Po jej zaginięciu nikt nie płakał, nikt jej nie szukał. Mężczyzna, który zamordował jej matkę, chciał się pozbyć dziecka, który widział jego zbrodnie. Udało się to. Ona mogła zgnić na ulicach, byleby nie powiedziała nikomu, czyja to sprawka. Dziki był osobą, która była przygotowana na jej śmierć, na jej zniknięcie, przynajmniej tak go sobie wyobrażała. Dopiero przy Findabairach poczuła, że komuś na niej zależy. Przestała ryzykować, bo nie chciała nikogo zranić. Później poznała Remusa i… to wszystko było dla niej niezwykłe. - Usiądź na chwilę – poprosiła spoglądając mu głęboko w oczy, tak samo jak tego dnia, gdy się spotkali po raz pierwszy. Jaki był problem z Alice? Była bardzo dziecinna i często się denerwowała, bądź była irytująca. Nigdy nie pokazywała, że na czymś jej zależy, kochała się drażnić z ludźmi, jednakże… kiedy przychodziło co do czego i życie wymagało od niej choć odrobinę dojrzałości, zmieniała się całkowicie. Z wielką powagą, delikatnym uśmiechem na twarzy i spojrzeniem, przeszywającym duszę, była w stanie skupić się na wszystkim. Ugryźć każdy temat, wyjaśnić pewne przyczyny… kiedy przychodziła do takiego stanu, to ludzie, którzy ją dobrze znali, wiedzieli, jak bardzo jest poważna. Że się boi, a równocześnie pragnie walczyć z tym strachem i stawić czoła wyzwaniu, które się przed nią pojawiło. Zamknęła oczy czując, jak w jej klatce piersiowej, serce przyspiesza. Czuła ucisk w żołądku i drżące dłonie, które automatycznie zacisnęły się mocniej na sobie, chcąc uspokoić swoją nerwowość. Nie mogła o tym nikomu powiedzieć, bo to nie było legalne, a bała się Azkabanu. Była dzieckiem, nikt jej nie przestrzegł przed konsekwencjami tego, czego się nauczy. Dowiedziała się o nich niedawno, ale czy to zwalnia ją z obowiązku? - Jestem pewna, że odpowiedzi chodzą po twojej głowie – jej spokojny ton głosu, wyprostowana sylwetka i pewne siebie spojrzenie po raz drugi utkwiło na twarzy chłopaka. Delikatny uśmiech nie znikał nawet na sekundę – jestem animagiem… bynajmniej, nie pojawiłam się tutaj przypadkiem – zaśmiała się pod nosem. Nie sądziła, że to z taką łatwością z niej wypłynie. Może ufała chłopakowi na tyle, by nie bać się tego aż tak bardzo - już kiedyś Ci mówiłam... jestem bardzo podobna do małpek.
Odwracam się słysząc ton twojego głosu i wyczuwam w nim coś rzadkiego. Nieczęsto bywasz poważna, więc zastygam nasłuchując. Każesz mi usiąść i mam w głowie najgorsze możliwe scenariusze... Jeszcze nie wiem, co chcesz powiedzieć, ale boję się, że to coś strasznego. Możliwe, że zauważasz, jak lekko drżą mi dłonie, kiedy sięgam po drugi fotel i przysuwam go tak, żeby siąść obok ciebie. Moja twarz również zastyga. Dokładnie taki będzie miała wyraz po mojej śmierci - totalnie beznamiętny, a jednocześnie pełen rozpaczy i niepewności. Opadam na fotel i zaciskam ręce na oparciu nie wiedząc czego się spodziewać. Serce wali mi jak młotem, kiedy patrzę ci w oczy i próbuję z nich coś wyczytać. Odpowiedź w końcu pada, mówisz to całkiem poważnie, wiem, że nie żartujesz. Czuję kilka rzeczy naraz. W pierwszej chwili ulga - nic się nie stało. Nikt nie umarł, nikt cię nie skrzywdził, nikt nie miał względem ciebie niecnych planów. Jest dobrze. Potem nadeszło zrozumienie dla słów, które powiedziałaś i pojawiło się niedowierzanie. Jak to animagiem? Przecież to nierealne! Cóż za zbieg okoliczności, przecież chwilę temu o tym myślałem i sam sobie w głowie udowadniałem, że to najgłupsze i najmniej realistyczne wytłumaczenie tej sytuacji! Ostatnia przyszła złość. Nic mi nie powiedziałaś?! Przecież to trzeba zarejestrować! A jak ktoś się dowie? Co gdybyś spotkała kogoś innego?! Gdyby ktoś cię złapał? Pojmał?! ZASTRZELIŁ?! - Alice... to było bardzo, bardzo... BARDZO nieodpowiedzialne. - Poruszam tylko ustami. Reszta ciała ani drgnie. Nie umiem się jeszcze zmusić do reakcji niewerbalnej, jestem w totalnym szoku. W końcu wychylam się i łapię cię w ramiona przytulając mocno. - Wiesz, że mogła stać Ci się krzywda? Wiesz, że to trzeba zarejestrować? Nie możesz tak sobie po prostu być animagiem! - Wyrzucam z siebie w twoje włosy. Palce prawej ręki już dawno mi się w nie zaplątały. Jesteś taka krucha... - To mogło się skończyć tak źle! Umiesz to kontrolować? Od jak dawna to robisz? - Nie wypuszczam cię z rąk. Teraz klęczę przed fotelem, na którym siedzisz i gładzę cię delikatnie po ramionach patrząc w oczy i zaczynam rozumieć, czym był ten znajomy błysk w oku zwierzęcia. To cholera nie jest sen! To nie jest sen! To najprawdziwsza prawda. - Ile jeszcze razy chcesz mnie tak zaskakiwać? - Uśmiecham się, ale z mojej twarzy wciąż można wyczytać przerażenie. Ciężko mi to przyswoić, ogarnąć umysłem. - To nic złego Alice. - Już nie wiem co mówić, co robić. Przytulam cię znowu i wzdycham. Całuję cię w głowę. - Cieszę się, że nic Ci nie jest! - Czuję że jesteś zimna i mokra i przypominam sobie, że się nie przebrałaś! - Matko jedyna! Zaraz się przeziębisz! - Marszczę brwi znów mierząc wzrokiem sukienkę, którą masz na sobie. - Przecież z tego ubrania wycisnąć wiadro wody! - Dodaję i kręcę głową z niezadowoleniem. - Natychmiast się przebieraj, a ja zrobię nam herbatę i grzej te małe stópki! - Znów je łapię i wciąż są tak samo zimne, jak na początku. Dziwię się, że jeszcze nie drżysz! Ruszam nieco chwiejnym krokiem w stronę kuchni, bo czuję się oszołomiony nowiną, którą mnie uraczyłaś.
Przytulenie nie było rzeczą, której się spodziewałam. Wiedziałam, że będziesz chciał na mnie nakrzyczeć, jakie to nieodpowiedzialne, jak mogłam się tak zachować, dlaczego Ci nie powiedziałam. Ale dlaczego mnie przytulasz? Powinieneś być na mnie zły, krzyczeć, nie zbliżać się do mnie. Dotknięcie mojego ciała, powinno być ostatnią rzeczą, która ma przyjść Ci do głowy. A jednak trzymasz mnie w swoich ramionach i szepczesz do ucha kolejne słowa. Na mojej zdenerwowanej i lekko zszokowanej twarzyczce pojawia się niemy uśmiech, zwłaszcza, gdy na nią nie patrzysz. Zamykam oczy i pozwalam, by to ciepło ogarnęło moje ciało. Twój zapach zawsze był dla mnie nieziemsko kojący, był najzwyczajniej w świecie mi bliski. Nigdy w moim życiu nie było mężczyzny, któremu mogłam zaufać. Najpierw był Dziki, ale nie wyszedł dobrze na zaufaniu mi, a teraz ty. Może właśnie dlatego tak się o ciebie boję? Czułam się jak szmaciana lalka, którą mogłeś rzucać na prawo, na lewo. Byłeś taki silny, duży, a ja? Ja się czułam przy tobie jak zabawka, która nie ma prawa głosu, może właśnie dlatego bez żadnej kąśliwej uwagi, pozwalałam Ci na wszystko. Spojrzałam na twoją twarz, która wyrażała sprzeczne ze sobą emocje, była przerażona, a jednak się uśmiechałeś. Coś czułeś, a ja nie wiedziałam co. Po prostu wpatrywałam się w ciebie w ciszy i gdy po raz kolejny mnie przytuliłeś, poddałam się. To mi mówią, że jestem jak dziecko, a czasami, kiedy widzę, jak bardzo się martwisz i troszczysz, to przypominasz mi młodszego brata zakochanego w swojej jedynej siostrzyczce. Jesteś uroczy. Różnica pomiędzy mną, a innymi ludźmi jest prosta. Ja robię się dorosła wtedy, kiedy pozwalam innym na bycie dziećmi. W pozostałe dni, to ja nim jestem i nikt nie ma do mnie pretensji. Położyłam dłoń na twoich włosach i zmierzwiłam je delikatnie Cię głaszcząc. Chciałam Ci w ten sposób dodać otuchy, pokazać, że wszystko jest w porządku. W końcu zostawiłeś mnie samą, a ja westchnęłam głęboko. Zeskoczyłam z fotela dopiero teraz czując różnicę temperatur, jednak wciąż nie drżałam. Jestem przyzwyczajona do takiego zimna, w nim się wychowałam, bez ciepłych ubrań, czy świeżych ręczników. Wolnym krokiem podeszłam do okna i wyjrzałam za nie widocznie zaciekawiona. Padał śnieg, uparcie zasypywał ulice swoją bielą. To była jak magia, której nie da się zastąpić niczym innym. Niebiańskie kryształy przykrywają ziemię, by uleczyć ją ze zmęczenia i wskrzesić kolejnej wiosny. Puściłam zasłonę i zrzuciłam z siebie suknie podchodząc do fotela w bieliźnie. Na moim ciele jest wiele małych blizn, a każda z nich tworzy historię. Niektóre są od wali o życie, inne zdobyte podczas kradzieży, jeszcze inny świadczą o walce z psami o jedzenie. Narzuciła na siebie widocznie za duży szlafrok i otuliła się nim dokładnie. Był cieplutki, pachniał jakąś kobietą, może właśnie dlatego był taki przyjemny? Czuła drugiego człowieka, przez co czuła się szczęśliwa. Ponownie usiadła na fotelu, tym razem czekając na Remusa. Kiedy przybył posłała mu swój małpi uśmieszek i odebrała kubek z herbatą i przyłożyła go do ust, ocieplając od wewnątrz swoje drobne ciałko. - To teraz, skoro mamy chwilę, mogę ci odpowiedzieć na wszystkie pytania – a przynajmniej większość – dopowiedziała sobie w myślach, nie odwracając spojrzenia od płomieni, były takie szaleńcze, takie nieokiełznane. Silne, a zarazem kruche – wiem, że to było nieodpowiedzialne i mogło się źle skończyć. Od jakiegoś czasu szukam kogoś, kto pomógłby mi się nauczyć kontroli tej zdolności w stu procentach, dopiero wtedy mogę to zgłosić – wyszeptała, gładząc palcem wskazującym po naczyniu. Nie miała zamiaru zostawiać niedomówień, od razu spieszyła z wyjaśnieniami – sama nie mogłam się tego nauczyć, nie w tak krótkim czasie, a jeżeli będzie jakaś osoba nade mną, to już prędzej uwierzą, że zdobyłam tą zdolność legalnie, w odpowiednim wieku – od razu mu zasugerowała, że już od dawno potrafi się przemieniać – to jest skomplikowana sytuacja, nie mogę działaś pochopnie… tak wiem, ta przemiana była pochopna, ale nie sądziłam, że mi się uda! – odpowiadała na pytania sama sobie, jakby wiedząc, czego chłopak od niej oczekuje. Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, odkładając na bok szklankę i schowała w nich twarzy, przytulając je do siebie. Myślała, że będzie jej łatwiej, gdy komuś powie, a pojawiły się kolejne problemy.
Wracam z herbatą i nareszcie zobaczyłem cię w ciepłym szlafroku. Z oparcia zwiesza się twoja przemoczona sukienka. Podaję ci herbatę i zabieram ją, wieszając bliżej kominka, żeby szybciej wyschła. Może i kiedyś przeżywałaś gorsze rzeczy, ale teraz jest inaczej i nie znaczy to, że musisz się męczyć tylko dlatego, że kiedyś znosiłaś takie okropności. Pomimo tego, że nie pochodzę ani ze szczególnie majątnej rodziny, ani o żadnym niezwykłym statusie, a ja sam na dodatek nie władam magią, to jestem w czepku urodzony. Nie mam żadnych traumatycznych przeżyć na koncie, nie uświadczyłem żadnej patologii. Mam w ogóle wrażenie, że w tych czasach coraz bardziej popularne są takie dziwne rodzinne historie. Zupełnie jest to dla mnie niezrozumiałe. Zastanawiam się, co się dzieje z tym światem? Jestem zły i jest to egoistyczne, bo przyczyną tego gniewu jest fakt, że w obecnej sytuacji nie wyjawię ci swoich obaw o przyjaciela. Na razie wydaje mi się to jednak błahostką. Doszło mi właśnie kolejne zmartwienie. Będę musiał zastanowić się w spokoju, co z tym zrobić. Jestem zaniepokojony, bo ostatnio do mojego uporządkowego świata wkrada się nutka chaosu. Nie wszystko jest czarno-białe, życie przestało być przewidywalne. Czuję jakbym tracił kontrolę nad tym, co mnie otacza i jest to dla mnie coś nowego. Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba zmierzyć się z tym wszystkim i to nie będzie łatwe. - Tego się właśnie obawiałem... - Pogrążam się w zamyśleniu, krążąc po pokoju i pocierając brodę dłonią. - Czyli nie potrafisz nad tym panować, nie umiesz kontrolować tej zdolności w pełni. W dodatku robisz to nielegalnie. - Kręcę znowu głową, jakbym chciał odpędzić ponure myśli. - Pytanie czy jest ktoś, kto byłby w stanie Ci pomóc? Zdolności się już nie zrzekniesz. Zresztą... nawet gdybyś mogła, to nie śmiałbym Cię o to błagać. - W duchu i tak wolałbym, żebyś była po prostu zwyczajną, nawet przeciętnie zdolną czarownicą. Wystarcza mi to, kim jesteś, a z twoją osobowością przynajmniej nie ma tylu problemów, co ze zdolnościami jak widać. Próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie, ale nic nie przychodzi mi do głowy, nie znam też nikogo, kto jest animagiem i jest na dodatek godny zaufania, żeby mógł ci pomóc. - Alice. - Zatrzymuję się obok ciebie, przyklękując na jedno kolano. Ujmuję twoje dłonie w swoje i patrzę ci w oczy. Moje spojrzenie jest pełne powagi, nie mam zamiaru teraz żartować, ta sytuacja wydaje mi się naprawdę poważna. - Musisz mi obiecać, że nie będziesz próbowała korzystać z tej zdolności nigdy więcej. - Wyczekuję odpowiedzi, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Przynajmniej do czasu, kiedy znajdziemy kogoś, kto pomoże Ci nad tym zapanować. - Ton mojego głosu sugeruje, że to jest zakaz, nie prośba. Może trochę przesadzam, ale wolę się teraz zachować jak dojrzały, starszy brat i nawet narazić się na to, że się na mnie obrazisz, niż pozwolić ci na jakieś głupstwa. - Nie winię Cię za to, że potrafisz coś, czego nie potrafi większość czarodziejów i czarownic. Jestem przekonany, że to wspaniały dar, wspaniała zdolność, ale nie możesz się z tym afiszować, ani ryzykować, że ktoś to odkryje. - Wiem też jakie mogą być konsekwencje używania animagii bez pełnej kontroli nad przemianą. Może to grozić naprawdę niebezpiecznymi konsekwencjami - dlatego tylko nieliczni dostają uprawnienia i są w ogóle w stanie dokonać transmutacji. Wyglądałaś prześlicznie w formie małpki, ale wolę jednak spotykać się z tobą w formie ludzkiej, niż żebyś została na zawsze tylko zwierzątkiem. Nie wytrzymuję i muszę ci mimo wszystko powiedzieć co mi leży na sercu. - A teraz mam do Ciebie jeszcze inną, równie istotną sprawę. Skoro już zaczęliśmy poważne tematy... - Zajmuję miejsce na fotelu, który uprzednio przysunąłem do kominka, zaraz obok tego, na którym ty siedzisz. Wpatruję się w płomienie. - Pamiętasz Liama? - Pytanie należy do tych, na które odpowiedź znam jeszcze zanim ją uzyskam. To mój wieloletni przyjaciel, syn właścicieli Sklepu z Magicznymi Stworzeniami w Londynie, z którym się poznałem jeszcze zanim zostałem zawodnikiem quidditcha, a swoją przyszłość kierowałem właśnie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. To on pokazał mi piękno sportu, dzięki niemu odniosłem sukces. Założył własny sklep z ozdobami i ubraniami z wykonanymi z kości i skór Magicznych Stworzeń i mieszka w Hogsmeade. To właśnie do jego domu zaniosłem cię tej nocy, kiedy się poznaliśmy. Miałaś okazję słuchać on nim wiele razy, a nawet poznałaś go raz czy dwa osobiście, kiedy wpadał w odwiedziny. - Coś niedobrego się z nim dzieje. - Odwracam wzrok, żeby spojrzeć ci w twarz. - Zachowuje się nienaturalnie, jakby nie był ostatnio sobą... Obawiam się, że to może być coś poważnego. Nie wiem, czy to choroba, czy wpadł w długi, może w szemrane interesy - ciężko mi stwierdzić. Nie jestem leglimentą i średnio sobie radzę z odczytywaniem cudzych emocji. - Jestem zamyślony. Wszystko kotłuje mi się w głowie, nie daje mi spokoju. Wiem, że coś jest nie w porządku, że zbierają się nad nami chmury. Bezwiednie łapię cię za rękę, splatam nasze palce. Cieszę się, że tu jesteś, niezależnie od okoliczności naszego spotkania. Nie wiem jeszcze, czy chcę cię w to wciągać. Nie daje mi spokoju ostatni list, który od niego otrzymałem. Jest... dziwny. Tajemniczy. Zupełnie nie w jego stylu.
Sytuacja była poważna, a ja nie wiedziałam, jak mogę zapewnić Remusa, że nic mi nie będzie. Już od tylu lat ćwiczyłam to w samotności i jak na razie dowiedziały się o tym tylko dwie osoby. Jedna z nich, jest również nielegalnym animagiem, a drugą Ty. Mam mnóstwo tajemnic, które kryję w sercu od szesnastu lat. Jedna w tę, czy w drugą stronę, nie zrobi mi wielkiej różnicy. Nawet Ty nie wiesz o mnie wszystkiego, bo najzwyczajniej w świecie nie chcę zrzucać na Ciebie swoich zmartwień. Bardzo się przejmujesz, zawsze to robisz, jednak w tym momencie wydawało się to nasilone. Tak bardzo chciałabym Cię przytulić, pogłaskać, zapewnić, że nie stanie się nic złego, ale widziałam, że nie przyjmiesz żadnego sprzeciwu. To był dla mnie szok. Nie sądziłam, że właśnie w taki sposób zareagujesz na wieść o mojej animagii. Moje oczy nie były w stanie odkleić się od twojej twarzy. Rozpaczliwie szukałam chociażby jednego, małego fragmentu, drżenia, które zapewni mnie, że to tylko głupi żart. Mam przestać używać tej zdolności? Dlaczego? Przecież… przez dwuletnią śpiączkę straciłam tak dużo czasu. Nie mogłam ćwiczyć, nie mogłam się tego nauczyć w stu procentach, a teraz mam czekać jeszcze dłużej i udawać, że nic nie potrafię? Czułam na sobie Twoje spojrzenie, które nieprzyjemnie wwiercało się w dusze, nie pozwalając mi na spokojnie zanalizować tę sytuację. Trzymałeś moje dłonie i nie odrywałeś ode mnie oczu, a ja? Spanikowałam. Całe moje ciało się spięło i nie byłam w stanie się ruszyć. Mogłam wyrwać ręce i uciec temu spojrzeniu, ale czy na pewno tego chciałam? Odwróciłam oczy wpatrując się w lewy dolny róg. Zastanawiałam się, myślałam nad odpowiedzią, nad tym, jak odmówić Ci i powiedzieć, że to dla mnie bardzo ważne. Jednak moje myśli odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni, a z nimi moje oczy przeskoczyły na drugi bok i tym razem zaczęłam wspominać dawne czasy, gdy tak nachalnie męczyłam Dzikiego, by nauczył mnie animagii. Przymknęłam powieki i westchnęłam głęboko. Czy aby na pewno dobrze robię? Wlepiłam swoje szaraczki w Twoje oczy i pokiwałam głową zgadzając się z tym rozkazem. Nie miałam siły Ci odmówić. Zresztą i tak byś odmowy nie przyjął do wiadomości. Jestem osobą, która dotrzymuje obietnic. Ktoś mógłby się zgodzić, a w wolnym czasie, gdy nikt go nie widzi, trenować przemiany, ale ja bym nie mogła. Nie wiem, czy byłaby zdolna spokojnie spać, z myślą, że okłamałam kogoś i złamałam obietnice. Zbyt ciężki orzech do zgryzienia. W końcu dałeś mi trochę przestrzeni, więc wzięłam kubek ponownie do łapek wpatrując się w słodki napar. Jednak to nie był koniec rozmowy. Twój głos po raz kolejny dobiegł do mych uszy, a ja, jakby na rozkaz, wlepiłam swoje oczka w ciebie i słuchałam z uwagą. Na pytanie przytaknęłam i obserwowałam Cię uważnie. Jesteś zmartwiony i tym razem nie mną. Któż taki mąci w twojej głowie Rem? Czy to jest coś, w czym mogłaby Ci pomóc? Pozwoliła Ci złapać za moją dłoń i splotłam ją z twoją oczekując czegoś więcej, czegoś konkretnego. - Remy – wydukałam widocznie zmartwiona. Nie byłam jakoś silna, ale mój uścisk twojej dłoni mógł sugerować, jak bardzo chciałabym Cię teraz wesprzeć. Co mogłam powiedzieć? Wszystko, co chciałam powiedzieć już wiesz. Nie muszę Ci o tym wspominać – rozmawialiście o tym? – chciałam widzieć twoją twarz, chciałam zobaczyć jak zmienia się pod naciskiem emocji, jak każdy mięsień napina się, by ukazać coś nowego, coś niespodziewanego – Nie trzeba być leglimentą, by poznać myśli przyjaciela – chociaż w moim przypadku, to się chyba nie sprawdzało. Jednak nie o mnie teraz rozmawiamy, a o Liamie. Ponownie zacisnęłam dłoń mocniej, pamiętaj, że jestem tutaj i chociaż wiem, że nie mogę Ci pomóc… to pragnę tego.