Szukasz miejsca, żeby się nieco rozerwać? Na pewno słyszałeś o Oasis! Jeden z najpopularniejszych klubów, w dodatku prowadzony przez osobę znaną wielu z Hogwartu (lub ulicy), @Casper Angel Tease. Imprezy są tu wielkie, głośne, szalone i oryginalne. Jest pomysłowo i magicznie! Tak, w nocy można szaleć, zaś za dnia jest to idealne miejsce na drobnego drinka z przyjacielem... no, nawet kawę. Asortyment oferuje różne słodkości, ale mimo wszystko lokal jest bardziej klubem, niż barem. W trakcie imprez muzyka jest typowo klubowa, ale z wyższej półki, bo ceni się tu klientów. W trakcie zwykłego dnia muzyka jest stonowana. Jeśli masz farta, trafisz na właściciela przygrywającego na stojącym na piętrze fortepianie. Parter to wielka sala, w której za dnia porozstawiane są stoliki niczym w bardzo przestronnej kawiarence. Tam też stoi bar, w którym oferowane są napoje wymyślone lub zmodyfikowane przez właściciela. Podczas imprez większość stolików przenosi się na górę, skąd można podziwiać tańczących i przy okazji nieco odpocząć. Obsługa wszędzie cie znajdzie i nigdy nie poczujesz się zaniedbany. Podobno w piwnicy jest, oprócz składziku, gabinet właściciela, ale on sam większość czasu spędza z gośćmi.
Nieobowiązkowy rzut kością przy wejściu do lokalu:
Spoiler:
Na zachętę proponowane ci są darmowe próbki nowości i zarazem specjału klubu - shoty o specjalnych, tajemniczych właściwościach. Wszystko jest bezpieczne, smaczne i wymyślone przez właściciela! Takich drinków nie znajdziesz nigdzie indziej! 1 - Trafia ci się drink o nazwie Trytoniak. Jest pyszny, słodki i ma w sobie dwie krople eliksiru spokoju. Wszystkie twoje zmartwienia i bóle znikają na całe dwa posty, które możesz poświęcić zabawie! 2 - Czy to Raj Jednorożca? Ten drink ma w sobie to do rzeczy, że jest wielokolorowy. Co więcej, kiedy go wypijesz i przetrwasz ten niesamowicie słodki smak przywodzący na myśl włoskie likiery, to twoje włosy przez trzy posty będą mienić się niekontrolowanie na różne kolory. Czy to mieszanka jakiegoś eliksiru z neonowym? Możliwe, bo przy okazji świecisz w ciemności. 3 - Smak mocnego alkoholu, gdyby nie ozdobny kieliszek uznałbyś to po prostu za wódkę. Na szczęście posmak Prawdzika jest przyjemniejszy, choć mocny i rozgrzewający. Jest tam dokładnie wymierzona jedna kropla rozcieńczonego veritaserum. Przez dwa posty uważaj na słowa, bo mówisz samą prawdę! Na szczęście, jest tu trochę czaru rozweselającego i nie możesz powiedzieć prawdy, która kogoś skrzywdzi. 4 - Wesoły Memortek! Tak, to klasyczna mieszanka Miętowego Memortka z odrobiną eliksiru wyostrzającego poczucie humoru. Ma orzeźwiający smak i pobudza do zabawy. Dwa posty prawie wszystko cię bawi, ale spokojnie. To nie jakaś męcząca głupawka, jedynie dobry humor! 5 - Twój drink ma bardzo subtelny, owocowy smak. Dowiadujesz się, że to Unilamia Euforia. Czujesz się cudownie, wszystko ci pasuje i masz ochotę na zabawę tak, jak nigdy! Będziesz w tym błogim stanie szczęścia przez trzy posty! 6 - Smoczas ma zabawną nazwę i w gruncie rzeczy, o to chodzi. Ma nikłą zawartość alkoholu, przez co nawet nieletni mogą go próbować. Smakuje trochę jak mugolska fanta, z łagodnie miętowym posmakiem. Po wypiciu Smoczasa pierwsza osoba, z jaką nawiążesz relację, trzy posty będzie dla ciebie niczym najlepszy przyjaciel. Czyżby nutka eliksiru Gregory'ego?
Dyniowe paszteciki Kociołkowe pieguski Kierowe orzechy Rymujące dropsy Lodowe myszy Miętuwełko - te pudełeczka porozstawiane są na każdym stoliku i ich zawartość jest kompletnie darmowa!
O wszystko inne pytaj właściciela. Może za umowną ceną coś się w składziku znajdzie?
Palenie jest dozwolone na terenie klubu, ale tylko w wyznaczonej części (stoliki na piętrze po jednej stronie). Dym utrzymywany jest z dala od reszty klubu przez specjalne zaklęcie. Co więcej, można tu nabyć paczkę dowolnych papierosów. O używki musisz bezpośrednio zwracać się do właściciela klubu (posty fabularne!)
Ostatnio zmieniony przez Casper Angel Tease dnia Wto Lis 01 2016, 22:52, w całości zmieniany 1 raz
Scott nie był bardzo zaskoczony, kiedy dotarła do niego wiadomość o tym, że w niejakim klubie Oasis odbywa się impreza. No bo przecież jak by do niego nie mógł dotrzeć tak ważny dokument? Mimo, iż do wydarzenia zostało trochę czasu, czym prędzej zabrał się za wybranie odpowiedniego stroju. Nie mógł się pokazać w byle czym, szczególnie, jeżeli na tej imprezie miały być interesujące i ładne osoby. W końcu wybrał odpowiednie ubranie i czym prędzej wybrał się do klubu, nucąc cicho pod nosem. Może nie miała to być tak typowo elegancka potańcówka, ale Scott od zawsze uważał, że lepiej wyglądać zbyt dobrze, niż jak ostatnie nieszczęście. Nie wiedział też zbytnio, czego się miał spodziewać, ale w końcu to był klub! Więc na pewno zaliczy dobrą zabawę i nie miał zamiaru odpuścić nikomu, kto byłby chętny do pogłębiania znajomości. Wkrótce dotarł na miejsce, pogrążony w swoich myślach, kiedy to jego wzrok padł na czyjeś ciemne spodnie i zatrzymał się tam na dłużej, bowiem Scottowi bardzo spodobały się ów spodnie. No, raczej to, na czym się znajdowały, ale to już mniejsza. W końcu oderwał wzrok od tego punktu i powędrował nim w górę, szukając właściciela tego cudnego widoczku, a jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy zobaczył Theo. Odwzajemnił skinięcie głową, jednakowoż nie zdążył się bardziej przywitać, bo chłopaka porwały dwie czarownice, a Scott wysoko uniósł brew, po czym prędko podszedł do kobiety, która wpisywała ich na listę. - Scott Savage - powiedział i zanim się obejrzał, też był gdzieś ciągnięty. - Hej, to zabawa już się zaczyna? Nie dostał jednak odpowiedzi, ale za to dostał zaklęciem w twarz. Przyjął to w miarę ze spokojem, jak zwykle opanowując emocje i zmarszczył w niezadowoleniu nos, widząc swoje odbicie. Och, super. Czyli podkreślanie oczu właśnie poszło się kochać. To na cholerę tak się starał? Szybko wyszedł z pomieszczenia i skierował się w stronę baru, stwierdzając, że drink będzie najlepszym sposobem, by zacząć imprezę. Oparł się o ladę, zamawiając sobie Garnek Helgi i rozglądając się po sali. Udało mu się wypatrzeć bardzo znajome spodnie i uśmiechnął się pod nosem, prosząc barmana o podanie jeszcze Beczki Godryka. Wziął w dłonie napoje i, zwinnie prześlizgując się pomiędzy tańczącymi, dotarł w jednym kawałku do miejsca, przy którym stał Theo, po czym stanął przed nim z drinkiem w dłoni. - Uznałem, że tak będzie najlepiej zacząć - powiedział bez ogródek, przyglądając się tańczącym, a następnie kierując wzrok z powrotem na chłopaka. - Jedyne, co mnie niepokoi, to sposób w jaki witają gości. To znaczy, nie przeczę, czarownice były urocze, ale to zaklęcie… Specjalnie się przygotowałem, a oni psują moje starania. A jak tobie się na razie podoba? Kiedy drink został przyjęty, Scott upił łyk swojego, przez chwilę po prostu sprawdzając jego smak. Kiedy uznał, że jest dobry, stwierdził także, że ktokolwiek znalazł to zaklęcie, musiał znać się na rzeczy. Gdyby nie to, że poznał Theo po spodniach, to pewnie wziąłby go za kogoś całkiem obcego. - Ale trzeba przyznać, że napoje są całkiem dobre. Ciekawy smak. Myślisz, że dodali czegoś specjalnego? - zapytał, teatralnie poruszając brwiami i odgarniając z czoła kosmyk włosów. Dopiero teraz zauważył tatuaże Krukona i wręcz zamrugał zdziwiony, przypatrując im się bliżej. - Gdzie je sobie zrobiłeś? - zapytał z nieskrywanym zdumieniem i w jednej chwili poczuł leciutkie pieczenie w oczach, kiedy skończył dopijać swojego drinka. Po pierwsze, miał kocie źrenice, a po drugie, czuł jeszcze większą niż zwykle chęć obdarowywania wszystkich komplementami. - Naprawdę ciekawe drinki. Swoją drogą, mówił Ci ktoś, że masz niesamowite oczy? Wyglądają jak bezchmurne niebo. Albo przejrzysta woda. Choć chyba jednak wolę wersję z niebem.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Przebudził się z krzykiem na ustach. Na czole lał mu się zimny pot, który zwiastował kolejny koszmar. Znowu Jacqueline? Ostatnio bardzo często go odwiedzała, sny zdawały się bardziej realistyczne od IRL. Było to dla niego w pewnym sensie bardzo zabawne. Leżąc w swoim łóżku myślał o wszystkich ludziach, których w ostatnim miesiącu zostawił. Padme? Już nie pamiętał kiedy ostatnio się widzieli, zaczynał zapominać o niej. Jak się miewa? Powinien napisać? Poszedł do kuchni i przeklinał słońce za oknem, którego faktycznie nie było. Musiał przespać ponad piętnaście godzin, gdyż znowu był wieczór. Był całkowicie nieogarnięty. Miał odwyk. Od czego? Od kontaktu z ludźmi. Przerażające, od miesiąca nie odezwał się do nikogo ani słowem. Zaczął mówić do samego siebie, może nawet w trzeciej osobie. Zaczynał mieć paranoję. Cóż, wielu taką przyszłość wróżyło właścicielowi najsławniejszego sklepu czarnomagicznego w Londynie. Po zjedzeniu zimnej porcji płatków z mlekiem poszedł do łazienki i włączył wodę. Zimna. Chłodna, ale nie przeszkadzało mu to. Jego umysł jakby miał na to wywalone. Tak jak na wiele rzeczy. Czuł się koszmarnie. Miał cienie pod oczami, miał niewielki zarost, do którego normalnie nigdy nie dopuszczał. Po kąpieli ubrał się też w jakieś porwane szmaty, które leżały na kanapie. Śmierdziały wczorajszym winem, a na rękawach były resztki morfiny. Co mogło go pocieszać dzisiejszego wieczoru? Nie było takiej rzeczy, ale uznał dzisiejszy dzień za "przełom". Poszedł drugi raz do łazienki. Ogolił się. Ułożył włosy, zaczesane do tyłu. Wyszedł na balkon i zapalił. Trzy papierosy. Albo cztery, tracił rachubę czasu i przestrzeni. Nie wiedział co było już rzeczywiste. Ale jak sobie powiedział, dzisiejszego dnia miał być przełom - wyjdzie gdzieś. Nie wiadomo jak, ale słyszał, że w Oasis jest impreza. Hogsmeade. Tym bardziej musiał się ogarnąć, była to wioska obok jego roboty. Asystent nauczyciela? Śmieszne. Nauczyciel zaczął się wozić po świecie, okazuje się, że nie ma kogo asystować. Czyżby to znaczyło, że jest takim jakby nauczycielem? Położył się jeszcze na godzinę. Będąc w Hogsmeade doskonale wiedział, w którą stronę się udać. Nie znał dokładnie tej wioski, ale gdzie każdy klub jest był świadomy. Była to w jego przypadku wiedza niepraktyczna. Nie do końca wiedział na jaką cześć była ta impreza. Na pewno jakiś powód jest, oni zawsze go potrzebują. Shawna to zupełnie nie interesowało. Na wstępie zignorował każdą osobę przemijającą się obok niego. Zareagował dopiero na zaklęcie, które otrzymał w twarz. Zdezorientowany ruszył dalej. Co się właściwie stało? Nie do końca rozumiał. Ale to chyba nie jest ważne? Wpierw ruszył po drinka, ale coś go zatrzymało. Serio? Przyszedłeś tu chlać? Coś mu w głowie gadało. Bardzo go to denerwowało. Musiał zapalić. Mógł w pomieszczeniu? Srał na to. Odpalił i zaciągnął się dymem.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire na początku nie sądziła, że szlajanie się po imprezach będzie dobrym pomysłem. Humor miała zepsuty na tyle, że w ogóle unikała ludzi i zaszywała się w swoim pokoju w Dolinie, próbując pakować rzeczy na wyjazd. Była na tyle nerwowa, że potrafiła niemal dosłownie kogoś ugryźć za zbliżanie się. Blaithin naprawdę przypominała zaszczute zwierzę i tak właśnie się czuła, bo cichy głosik w jej głowie podpowiadał, że nie da rady spełnić wyznaczonego sobie celu. Zresztą, już nawet nie chodziło o to, że Szkotka chodziła spięta i oblana zimnym potem, jakby lada sekunda miała stanąć przed obliczem swojego ojca. Znaczenie miał też lokal, w którym odbywała się ta cała tajemnicza impreza. Fire nie sądziła, że jej relacje z Casprem mogą stać się jeszcze dziwniejsze, ale najwyraźniej było to możliwe. Głowa bolała dziewczynę dwa razy mocniej, kiedy próbowała myśleć o ciemnowłosym. Doszła do wniosku, że przyjdzie, najebie się za wszystkie czasy, a później będzie analizować swoje zachowanie. Przywykła do podejmowania najgorszych decyzji na świecie, a to miał być jej ostatni wieczór przed powrotem na Wyspę Niebo, więc zamierzała skorzystać. Miała dużo eliksirów na kaca, więc nie przewidywała jakichś kłopotów rano. Fire nie chciała się wystroić - wciąż myślała o tym, że na sto procent spotka Caspra i przez to ściskało ją w brzuchu. Nienawidziła w sobie takich rozterek, które sprawiały, że niepewność zżerała ją od środka. Wcisnęła się w T-shirt odkrywający całe plecy, a także magiczny tatuaż na lewej łopatce. Na nogach miała ciasne jeansy, może nawet trochę za ciasne, bo ciągle je sobie poprawiała. Wystarczyło parę bransoletek, makijaż, który zakrył paskudne worki pod oczami i strasznie bladą twarz, a później uznała, że wygląda znośnie. W nieodłącznych glanach poszła do klubu, chociaż nie spodziewała się takiego początku. Włosy spięte miała w prosty kucyk. - Fire Dear. - mruknęła, nieufnie spoglądając na te czarownice. Nim się obejrzała i nim zdążyła się w jakiś sposób obronić albo chociaż przywalić którejś z dziewczyn w twarz pięścią, oberwała zaklęciem. Napięta jak struna i gotowa do walki na śmierć i życie, ze złością spojrzała w swoje własne odbicie. Wyglądała inaczej, a jedyne co wywnioskowała to, że może łatwiej będzie jej nie zwracać na siebie uwagi Caspra. Rzucając pod adresem czarownic kilkoma paskudnymi epitetami, przeszła do głównej części klubu. Starała się mieć swobodny, pełen pewności siebie chód, ale spięcie nie opuszczało mięśni Gryfonki. Przepchnęła się między tańczącymi ludźmi, próbując znaleźć miejsce, gdzie nikt nie będzie jej dotykał. Odepchnęła od siebie jakiegoś mężczyznę silnie i czmychnęła gdzie indziej, nim zdążył rzucić jej pitym właśnie drinkiem w rudą łepetynę. Miała iść dalej, ale przypadkowo na kogoś wpadła i odskoczyła jak oparzona. - Nie stój tak jak kołek. - głos miała szorstki, przebijający się jak nóż przez całą kakofonię muzyki, śmiechów i rozmów. Próbowała z całych sił przywdziać maskę wesołej, dobrze bawiącej się dziewczyny, ale jakoś nie wychodziło. Mężczyzna na którego wpadła palił papierosa. Fire nie rozpoznałaby jego twarzy, gdyby nie tatuaż na szyi. - To ty, Reed? Zmarszczyła brwi, chociaż nabrała pewności, że rzeczywiście to na Shawna wpadła. Uciekła wzrokiem na chwilę do baru, gdzie chciała dostrzec Tease'a, ale skarciła się za to i krzyżując ramiona, nadal patrzyła na palacza. Nie wiedziała za bardzo, gdzie się podziać, więc miała nadzieję, że na chwilę się do niego przyczepi.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Coś go dotknęło. Popchnęło i powiedziało. Z przekleństwem na ustach odwrócił się i zobaczył rudowłosą kocicę-prefekta. Czemu kocicę? Tak mu się po prostu pomyślało. Zamknął już wpół otworzone usta i jedynie patrzył na dziewczynę z góry, z lekko uniesionych brwi. - Problem jest w tobie, że wpadasz na ludzi, a nie w człowieku, który najzwyczajniej sobie stoi, Dear. – Bez żadnych emocji zaciągnął się papierosem i wypuścił dym. – Tak to ja, Blaithin. Z twarzy siebie nie przypominała, ale nie dało się nie rozpoznać tych rudych włosów i irytującej barwy głosu. Przyglądnął się jej dokładniej i stwierdził, że to nie jego gust. Już kilka razy wcześniej zwracał na to uwagę, ale dopiero teraz, na imprezie bardziej się zatwierdził w tym przekonaniu. - Prefekci też się bawią na imprezach? Poradzą sobie bez ciebie w Hogwarcie? Czy może uciekłaś bo tu jest jakiś twój kochaś, o którym nikt nic nie wie? – Rzucił prawie bezinteresownie, przekonując się, że i tak nie ma teraz niczego lepszego do roboty jak rozmowa z tą kobietą. Ją jedynie z tego towarzystwa znał i chyba, żeby zabić nudę będzie spędzać z nią czas. Pozwoli jej się przyczepić do siebie. Jej ubiór odsłaniał jej plecy, na którym miała tatuaż, ale Shawn nie miał możliwości go zobaczyć. Sam zaś ubrany był w jakieś mugolskie trampki, czarne spodnie i bluzę z kapturem z różami na rękawach. Ostatnio miał zupełnie inny gust do ubierania się, bardziej mugolski i kupował rzeczy, które akurat były „na topie”. - Będziemy tutaj stać, czy może przejdziemy gdzieś, gdzie nie wpadnie na nas kolejna osoba? – Zapytał, tym samym proponując jej swoje towarzystwo. Tym czasem ruszył w stronę stolików prze mogliby usiąść na chwilę. Ominął przechodzących Voldemortów i gdy już dotarli do owego miejsca, nie czekając na Fire, usiadł i zapalił drugiego papierosa. Nawet nie zauważył, kiedy zakończył tamtego i od razu mózg dał mu znać, że chce więcej. - Chcesz jednego czy jesteś usposobieniem czystości? – Zapytał, kładąc na stoliku paczkę z Voldkami. Sam przerzucił wzrok na resztę towarzystwa, które się tutaj zebrało. Niby było ich trochę, ale wciąż wydawało się to najmniejszą imprezą z Hogwartu. Pięć lat temu były większe. Czyżby Hogwart z szkoły imprezowiczów stawał się szkołą integracyjną? – Niejedne takie właśnie myśli teraz krążyły po głowie Shawna. A był właśnie takiego zdania, przypominając sobie rozmowę w barze z Fire i tą drugą Gryfonką. - Co cię sprowadza na taką wybitną imprezę, Dear? – Rzucił bezinteresownie, byle tylko zaistniała jakaś konwersacja.
Słyszała o imprezie i uznała, że nie może jej zabraknąć. Larissa starała się zaszczycać swoją obecnością wszystkie imprezy w swoim otoczeniu, ta nie była żadnym wyjątkiem. Ślizgonka założyła jaśminową sukienkę z falbankami, która co prawda nie była jej ulubioną, ale z tego co wiedziała, nie była to też jakaś elitarna impreza. Włosy zostawiła rozpuszczone, a jej urodę podkreślał staranny makijaż, na który poświęciła sporo czasu. Przy wejściu czekały jakieś trzy czarownice. - Larisaa Sharewood - powiedziała bez wahania, po czym uśmiechnęła się do nich uroczo. Dwie z nich zaczęły ją gdzieś prowadzić, co jeszcze bardziej ją rozweseliło - pewnie celem jest pokój dla vipów. Rozejrzała się w poszukiwaniu Scotta albo Winnie, jednak dostrzegła same nieznajome twarze. Na początku nieco się zdziwiła, ale zaraz doszła do wniosku, że czekają w pokoju dla vipów, przecież byli absolutną imprezową elitą! Nagle imprezowiczów zastąpiła ciemność i zanim Lari zdążyła zapiszczeć, zacząć narzekać na złe traktowanie gości i zwyzywać kogoś, dostała jakimś zaklęciem w twarz. - Wy okropne szumowiny! - krzyknęła, tupiąc mogą. - Wiecie, ile robiłam ten makijaż?! Oczywiście, że nie wiedziały! Pewnie kosmetyki widziały tylko w reklamach. Rozwścieczona Ślizgonka podeszła do lustra i rozejrzała się sobie z niezadowoleniem. Widziała gorsze paskudztwa, ale to nie był efekt, jaki chciała uzyskać przygotowując się tak długo w dormitorium! Fuknęła i natychmiast skierowała się do wyjścia z pokoju. Trzeba natychmiast poszukać Scotta albo Winnie i powiedzieć im, jak okropnie została potraktowana! Larissa ponownie rozejrzała się wokół, aż wreszcie postanowiła podejść do jakichś dwóch chłopaków. (@Theo Romeo U. Evermore, @Scott A. S. Savage) - Sorki - rzekła, przerywając im rozmowę. - Widzieliście tu może Scotta albo Winnie?
Scott tymczasem został zagadany przez kogoś innego i odwrócił się od True, znowu sypiąc komplementami. Nie było to dla niego niczym nowym, ale tym razem czuł się, jakby miał przymus mówienia komuś, że jest piękny, czy coś takiego. Podejrzewał, że to te drinki miały w sobie rzeczywiście coś specjalnego, ale nie przeszkadzało mu to bardzo - w końcu, zabawa dzięki nim mogła być jeszcze większa! Gdzieś w oddali mignęły mu znajome blond włosy i śliczna sukienka, ale zanim zdążył się przyjrzeć, postać już gdzieś zniknęła. Wzruszył ramionami, wracając do rozmowy z dość przystojnym młodym chłopakiem, który wydawał się być dosyć niepewny siebie. Jednocześnie jednak cały czas zerkał za siebie, by upewnić się, że Theo mu nigdzie nie zniknie. Jego aktualny rozmówca się gdzieś zmył i Scott odwrócił się do czarnowłosego, chcąc rzucić jeszcze jakąś uwagą, gdy koło siebie usłyszał dziewczęcy głos, pytający się, czy widzieli Scott i Winnie. Od razu się zaśmiał, ale dzięki tej uwadze poznał też, z kim ma do czynienia. - Nie musisz już więcej szukać, droga Larisso. - powiedział, biorąc jej dłoń i składając na niej delikatny pocałunek. - Jestem tutaj. A Winnie niestety nie widziałem, choć żywię nadzieję, że się zjawi. Posłał Ślizgonce jeszcze jeden uśmiech - w końcu nie było tajemnicą, że się przyjaźnili. On, Larissa Sharewood i Winnie Fairwyn tworzyli zgraną trójkę, razem wybierali się na imprezy i takie tam. - Wybaczcie. Theo, poznaj Larissę. Larisso, to jest Theo. Jest Krukonem, jak ja. - puścił do dziewczyny oczko, mając nadzieję, że zrozumie jego fascynację tym chłopakiem. Dokończył swój drink i odstawił go na tacę dziewczyny, która akurat przechodziła obok, po czym posłał kolejny szarmancki uśmiech blondynce. - Wspaniała sukienka. Chociaż osobiście nieco bym ją przerobił, ale jest cudowna. Ty też wyglądasz dzisiaj olśniewająco, Lari. Mam nadzieję, że to paskudne zaklęcie nie zepsuło Ci makijażu?
Tak dawno nigdzie nie miała okazji wyjść, że już całkowicie zapomniała jak to jest się bawić. Nawet wypady do zakazanego lasu czy szukanie przygód w Hogwarcie nie były tym samym. Oderwanie się od tego wszystkie było jak najbardziej słusznym pomysłem. Stojąc przed szafą kompletnie nie wiedziała co ma na siebie włożyć. Chciała wyglądać... normalnie. Nie chciała wysyłać jakiś sprzecznych sygnałów i dawać nadzieję wszystkim facetom wokoło niej. Może i do pięknych nie należała ale znała swoją wartość i wiedziała doskonale, że gdy tylko chce może powalać swoją urodą. Dziś jednak miała to zdecydowanie głęboko w poważaniu. Wyciągnęła jakąś spódniczkę z bluzką i zdecydowała, że nie ma zamiaru stroić się na siłę. To musiało wystarczyć. Zmierzając do klubu zastanawiała się nawet czy spotka swoją towarzyszkę z zakazanego lasu @Alice Månen-Findabair. Miło byłoby posiedzieć w jej towarzystwie i pobawić się jak normalna dziewczyna. Tym bardziej, że jej brat wyjechał i nie miała z kim porozmawiać. Nawet zamieniłaby kilka zdań z niedawno spotkanymi ślizgonami @Pandora L. Lebiediew, @Aleksander Cortez i @Bocarter Hamilton, a tak to siedziała przy barze pijąc Garnek Helgi nie miała nawet do kogo się odezwać. Może i dostała zaproszenie, ale nie znała tutaj nikogo. Nawet nikogo nie było z jej... A nie, przepraszam, była Fire. Chociaż tyle dobrego. Zmawiając tego drinka nie spodziewała się, że będzie miał jakieś ukryte właściwości magiczne. Być może znajdzie się ktoś blisko niej z kim bezie mogła zatańczyć....
Jon nie wiedział, skąd przyszedł mu do głowy taki pomysł. Przecież wyglądał okropnie, dlaczego się w ogóle wybierał na imprezę? Nie spał za dobrze ostatnimi czasy, bo ciągle i ciągle męczyła go ta przeklęta wizja. Wymiotować mu się już chciało, jak tylko kładł się spać, bo jego przekleństwo nie dawało mu odpocząć nawet w krainie snów. Gdy tylko zamykał oczy, widział martwą Clarissę i nie dość, że łamało mu to serce, to jeszcze zaczął dostawać paranoi. Chłopak westchnął, stając przed lustrem i patrząc na swoje nędzne odbicie. Blada twarz, podkrążone oczy, które były czerwone od łez… No tak, wyglądał wręcz przecudownie. Prychnął sam na siebie, przeczesując palcami włosy i ubierając się w odpowiedni strój. Jakimś cudem nadal udawało mu się wyglądać dobrze - chociaż czuł się jakby ktoś go psu z gardła wyjął i jeszcze przemaglował. Ruszył prędko na imprezę, odpływając w swoje myśli i ledwo orientując się, że ma podać swoje nazwisko. Ale kiedy to zrobił, jakieś dwie czarownice zaciągnęły go do osobnego pokoju i dostał zaklęciem w twarz. Gdy spojrzał w swoje odbicie i zobaczył zamazaną twarz, ucieszył się nawet, bo nie było aż tak bardzo widać, że nie wygląda najlepiej, choć było to nadal widoczne. Poszedł do głównej sali klubu, od razu kierując się do baru, bo przyszedł tu głównie dlatego, że był alkohol. Miał zamiar porządnie się upić i wreszcie wyspać. Odkrył, że jeśli wypije wystarczająco dużo, to jego wizje się nie pojawiają, a wydawało się to teraz marzeniem, by nareszcie przestać widzieć swoją miłość martwą i całą we krwi. Westchnął, siadając przy barze koło jakiejś dziewczyny i od razu zamówił sobie Puchar Roweny. Mógł iść potańczyć, ale jakoś nie był w humorze, więc jedynie zgarbił się trochę i kontynuował posępne wpatrywanie się w swojego drinka, kiedy akurat go nie sączył.
Ostatnio zmieniony przez Jonathan Garroway dnia Nie Maj 07 2017, 23:08, w całości zmieniany 1 raz
Powszechnie wiadomo, że Wino jest jedną z dusz towarzystwa na imprezach, zatem żadnym zaskoczeniem nie było to, że dostała zaproszenie na kolejną. Nie szykowała się jakoś specjalnie długo, włosy przeczesała palcami i nieco natapirowała, a makijaż składał się ze średniej grubości kresek i bordowej szminki. Jeśli chodzi zaś o ubranie, to nałożyła czarną koszulę, której 3 górne guziki zostawiła odpięte. Dyskretnie ukazywało to jej czarny stanik z ćwiekami, który dodawał jej strojowi drapieżności. Na nogach miała czarne rurki i czarne buty na wysokim, grubym obcasie. Jako dodatek nałożyła czarny kapelusz, który dodawał jej enigmatyczności i elegancji. Na szyi zawisł srebrny naszyjnik z kamieniem księżycowym w wisiorku, który idealnie wpasowywał się we wcięcie między piersiami. Jej palce przyozdabiały jednak srebrne pierścionki, a nadgarstki czarne rzemyki, których nigdy nie zdejmowała. Kiedy uznała, że jest gotowa do wyjścia, przerzuciła sobie małą, czarną torebkę przez ramię i skierowała się do klubu. Przy wejściu do klubu podała swoje imię i nazwisko czarownicy, która zaraz zapisała je w notesie, po czym weszła do środka. Nie było jej jednak dane od razu zacząć się bawić z przyjaciółmi, którzy z pewnością gdzieś się tutaj szwendali. Nie, musiała zostać zaprowadzona do jakiegoś pomieszczenia i dostać zaklęciem prosto w twarz. No cóż, nie przejęła się tym zbytnio i od razu poszła szukać Larissy i Scotta. Wystrój pomieszczenia był inny niż zazwyczaj, a Wino kilka razy zdarzyło się już tutaj przebywać. Trzeba się rozluźnić, cholercia. Wzrokiem namierzyła chłopaka, którego imprezowy styl znała na wylot. Niemało imprez razem przeżyli, trzeba to przyznać. Nie umknęło też jej uwadze to, że twarze wszystkich były jakby... niewyraźne. Nie byłaby pewna, z kim ma do czynienia, gdyby nie znała Scotta tak dobrze. Na szczęście Larissy też nie musiała szukać dłużej niż sekundę, bo stała obok Scotta. Wino poznała Ślizgonkę po jej lśniących, blond włosach, którymi nie raz miała okazję się bawić. Po drodze zamówiła sobie drinka, Garnek Helgi, i od razu się w nim zakochała. Kolor napoju był cudny. Wyrazisty. Nie znając zbytnio działania trunku, wolała poczekać chwilę ze skosztowaniem go. Przeciskając się przez tańczących ludzi, skinęła głową do niektórych znajomych i w końcu stanęła obok Scotta i Larissy, oraz innego chłopaka, którego jedynie domyślała się tożsamości. - Siema, czarodziejskie świry. - powiedziała wesoło, zarzucając ręce na ramiona Sassa i Lari. Wolną ręką swój kapelusz przełożyła ze swojej głowy na głowę Scotta. Drinka starała się nie wylać, co nawet jej wyszło.
Nie był pewien, czy odnajdzie się na tej imprezie - w takie miejsca zwykle chodził ze znajomymi, aby potem nie stać jak kołek i nie zastanawiać się, co uczynić z własnymi rączkami. Teraz poczuł się kompletnie zbity z pantałyku, odruchowo zaczął pocierać jedną dłonią o drugą, mając nadzieję, że ból w jego palcach nieco ustąpi. Nie wyglądał przy tym raczej zbyt zachęcająco, ale i tak został zaczepiony - przez chłopaka, którego nie dało się pomylić nawet z zaklęciem rozmazującym twarz. Theo widział przecież Scotta na zewnątrz, a jego charakterystycznego stroju zbyt szybko by nie zapomniał. - Och. Dzięki - rzucił mało elokwentnie, biorąc drinka i z niezadowoleniem stwierdzając, że dłonie wciąż go bolą. Rękawiczki były kapitalnym pomysłem! - Trochę nie rozumiem tej szopki z zaklęciem. Chyba ktoś bardzo chciał wymyślić coś oryginalnego... - W żaden sposób nie chciał ubliżać Devi, ale musiał szczerze przyznać, co o tym wszystkim myślał. Scott miał w sobie coś nieco onieśmielającego - ciągle do kogoś zagadywał, spojrzeniem wyłapując nowe twarze i posyłając każdemu uśmiechy. - Zaraz zobaczymy - zaśmiał się cicho i upił parę łyków swojego drinka. Nie miał pojęcia, co to może być, ale nie zaszkodziło spróbować. Zdziwiło go zaskoczenie Krukona jego tatuażami - miał ich sporo, choć czasem ich barwa niemal stapiała się ze skórą. Teraz były soczyście czarne i dumnie wychylały się spod koszuli Theo. Chłopak zerknął na przedramię, gdzie połyskiwał jeden ze znaków. - Część zrobiłem sam - przyznał dość dumnie - pracuję w Studiu Piercingu i Tatuażu. Wraz z kolejnym łykiem drinka doszedł do wniosku, że jakoś mu tak lżej na duszy. Komplement chłopaka przyjął z szelmowskim śmiechem, który nieco zniknął, gdy spojrzenie zjechało mu w dół. Czy on lewitował? - Pewnie. Każdy porównuje moje oczy do nieba. Ale gdybyś zobaczył moją siostrę... - Westchnął zazdrośnie. Tea miała najpiękniejszą barwę oczu, jaką kiedykolwiek widział. Jak tu nie mieć kompleksów? Scott doskonale wybrał komplement! Podeszła do nich jakaś panna w ładnej sukience, którą najwyraźniej Savage znał. - Miło poznać! Scott ma rację, wyglądasz świetnie. Bardzo starają się zepsuć outfit tym zaklęciem, ale... no, jesteś żywym przykładem na to, że nic go nie naruszy. - Wyszczerzył się promiennie. - Och, a ty z jakiego domu jesteś? Przepraszam, niezbyt tu jeszcze wszystkich ogarniam... Jeśli ten drink miał coś w sobie, to tajemniczy eliksir dodający odwagi. Jednak czy nie każdy alkohol dawał taki efekt? Theo bardzo chciał porozmawiać jeszcze z Larissą i Scottem, ale nagle trzepnęła go solidna ochota na taniec. Zerknął na parkiet, a potem złapał Scotta za rękę. Akurat podeszła do nich kolejna dziewczyna... - Porwę go tylko na chwilkę - obiecał, nie pozostawiając Krukonowi żadnego wyboru i ciągnąc go w idealne miejsce, gdzie mogli nieco poszaleć. Potem zwróci go do jego przyjaciółek!
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Nie wiedział czemu, ale coś go w tej imprezie stresowało. Może chodziło o to, że spotka na niej Fire? Nie rozumiał tylko, co mogłoby być w tym tak denerwującego. Ciągle wpadał na Gryfonkę, pokazując jej swoje słabości dobrowolnie lub przypadkowo. Nie mógł kompletnie pozbyć się z głowy tej rudowłosej diablicy, chociaż ona pewnie wolałaby, aby się oficjalnie doczepił. Kto po tym wszystkim dalej pragnąłby jego towarzystwa? Casper nie dał rzucić na siebie zaklęcia. Gdy czarownice w ogóle to zasugerowały, posłał im mordercze wspomnienie i przypomniał, w czyim klubie pracują. Nie chodziło wcale o martwienie się swoim wyglądem. Po prostu chciał być rozpoznawalny, aby nikt nie miał wątpliwości, kogo o coś pytać. Pomagał z dekoracjami, toteż teraz dumnie rozglądał się po pięknie przyzdobionej sali. Skierował się za bar - w ostatniej chwili jeden barman poinformował go, że się nie zjawi. Cas nie mógł sobie pozwolić na taką lukę w obsłudze, tak więc wziął to na siebie. Nim cała impreza się rozpoczęła, zniknął jeszcze na chwilę na zapleczu... a tam wypalił ze dwa (może trzy? Nie więcej niż cztery!) skręty z oprylaka. Wiedział, że jego humor błyskawicznie się poprawi, przez co stanie się zupełnie inną osobą. Miał jednak ochotę właśnie na taką imprezę! Wrócił za bar uśmiechnięty i wyluzowany, jak nigdy. Serwując drinki witał gości, których ciężko było rozpoznać. Przeczesywał przy tym czujnym wzrokiem salę, zastanawiając się, czy @Alexis Blackwood się tu pojawi. W końcu wspomniał mu o tej imprezie... Sam nie zorientował się, gdy coś mu się przestawiło i wypatrywał rudowłosej osóbki. Błyskawicznie odrzucał każdą panią, której wzrost się nie zgadzał, lub której strój wydawał się nieodpowiedni. W końcu jego spojrzenie zatrzymało się na solidnych glanach. Widział z tej odległości wycięcie na plecach, ale nie był pewien, czy pokazywało ono tatuaż - nie miał jednak wątpliwości, że to faktycznie jest panna Dear. Rozmawiała z kimś, co na chwilę zepsuło Casprowi humor. Szybko jednak wziął łyka tequili spod lady, zmieszanego z eliksirem czuwania, co nieco mu pomogło. Wrócił do obsługiwania imprezowiczów i łagodnego kołysania się w rytm muzyki. Może potem wymknie się na chwilę na parkiet? Zmusił się do tego, aby już nie patrzeć w stronę Fire. Mimo wszystko ciekaw był, czy dziewczyna dalej gada z tamtym gościem...
Uśmiechnęła się szeroko, gdy okazało się, że trafiła akurat na Scotta. Miała wręcz ochotę go przytulić, ale tuż obok stał jakiś inny chłopak, którego mogła kojarzyć z widzenia, ale przecież miał zmienioną twarz. Niemniej pomijając twarz był niczego sobie i Lari z chęcią pogadałaby z nim dłużej, ale on ewidentnie interesował jej przyjaciela. Trudno. - Nawet nie wiesz, jak bardzo mi to zniszczyło makijaż - oświadczyła z zabłąkanym lekkim uśmiechem. - Ale przeżyję. To chyba nie na zawsze, a najważniejsze jest dobre towarzystwo, nie? Jeszcze raz przyjrzała się Theo, po czym uśmiechnęła się do niego uroczo, gdy Scott ich sobie przedstawiał. - Slytherin - odrzekła na pytanie Evermore'a. - Spoko, też nie wszystkich tu ogarniam. Larissa rozejrzała się w oczekiwaniu na Winnie i nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu i usłyszała jej głos, a zaraz potem Theo postanowił zabrać Sassa. Ślizgonka postanowiła skosztować napoju o niebieskiej barwie, więc nalała go do swojego kieliszka i upiła łyk, po czym trąciła stojącą obok przyjaciółkę łokciem. - Winnie - powiedziała z szerokim uśmiechem, wskazując głową na oddalających się chłopaków. - Oni... coś tam ten?
Pierwszy, drugi, trzeci... I tutaj nasza kochana Berka się zgubiła. Nie wiedziała wiedziała już którego pije drinka ani czy podłoga która przed chwilą wirowała była zaczarowana do takich akrobacji. Nie chcąc aby zakręciło się jej w głowie spojrzała na barmana przed nią. Był nawet uroczy. Lekki zarost, ciemne włosy i głębokie, brązowe oczy. Nawet był wyższy niż dziewczyna co jej zdecydowanie odpowiadało. Co jakiś czas puszczała w jego kierunku spojrzenia jak i zalotnie się uśmiechała. Lubiła flirtować, jednak nigdy nie zakochała się w żadnym chłopaku na tyle aby móc z nim coś więcej. Można powiedzieć, że dziewczyna była pod każdym względem dziewicą. Dosłownie. Kątem oka spojrzała na kieliszek który dostała na wejściu jednak nie miała okazji go wypić. Dopiero teraz naszła ją ochota na ten specyfik. Po wzięciu kilku łyków poczuła dosłowną euforię. Wszystko się jej podobało i nawet wcześniejsze problemy odnośnie brata poszły w zapomnienie. Flirtując dalej z barmanem kompletnie nie zwróciła uwagi na osobę siadającą obok niej. A chłopak zdecydowanie był w jej typie. Na obecną chwilę. Dopiero, gdy poprawiała włosy spojrzała w lewo chcąc rozpoznać się w sytuacji. Tym bardziej, że miał być tutaj Peter. A no tak, przecież napisał jej, że będzie czekał koło wieży. Szkoda tylko, że dostała tą wiadomość jak była już pod klubem. Ale nie ważne. Może jeszcze przyjdzie tutaj. Teraz zainteresowała ją osoba siedząca obok. Chłopak wyglądał okropnie. I nie chodziło tutaj o ubrania. Bardziej jego twarz. Jakby umarła mu najdroższa osoba na świecie. Nie zastanawiając się długo poprosiła barmana o Garnek Helgi. Skoro jej pomógł to jemu też powinien. Po dostaniu trunku podsunęła chłopakowi kieliszek. - Powinno pomóc, a jeśli nie to chociaż na chwilę zapomnisz o wszystkim. - przysunęła się bliżej nie zastanawiając nawet czy chłopak chciał towarzystwa. No tak, była już nieźle wstawiona. - Berenice, ale możesz mówić do mnie Berka. Pierwszy raz w tym miejscu? Nie widziałam Cię tutaj wcześniej. - chciała być miła, jednak każdy kto znał dziewczynę wiedział, że po alkoholu stawała się odważniejsza, śmielsza i bardziej rozgadana.
Jeszcze chwilę gapił się w swój trunk, po czym wypił go jednym haustem. Czuł zwyczajny alkohol i jeszcze coś, ale teraz nie miał siły, by o tym myśleć, dlatego teraz zamówił jakiś zwyczajny mocny drink. Upicie się wydawało się być teraz najlepszym pomysłem i szczerze mówiąc, wręcz cieszył się z tego, że może zatopić swoje smutki w alkoholu. Przez moment zastanawiał się, co teraz może robić Clarissa i czy wszystko z nią w porządku, ale znowu poczuł ukłucie bólu, więc prędko wyrzucił te myśli z głowy. Czy to było normalne, że się tak zadręczał? Ale z drugiej strony, czy cokolwiek ostatnio w jego życiu było normalne? Westchnął cicho, wpatrując się w złoty trunek przed sobą - czyżby zamówił whiskey? Nie był już w sumie nawet pewien, co pije, ale niezbyt go to obchodziło. Ważne było to, że alkohol sprawiał, iż czuł się lepiej i mógł bardziej odetchnąć. Poczuł na sobie wzrok dziewczyny, obok której usiadł, ale ignorował to, dopóki nie podsunęła mu pod nos jakiegoś drinka. Co to do cholery miało być? W pierwszej chwili chciał to wypić, lecz ostatni sygnał rozsądku podpowiedział mu, że przecież mogła coś do tego dosypać. - Nie, dzięki. - powiedział uprzejmie, pociągając jeszcze łyk ze swojego drinka. Nagle poczuł przemożną chęć, by zwierzyć się tej pannie - wyglądała na trochę wstawioną, więc może nic by się nie stało. - Jestem Jon. Tak, pierwszy raz. Szczerze? Mam gdzieś tę imprezę. Przyszedłem się tu upić. - zaczął mówić, mając już gdzieś, czy dziewczyna chce tego słuchać. ‘- Przyszedłem się tu upić, a wiesz czemu? Bo mam dość tego, że widzę miłość mojego życia martwą. Wiesz, co to za uczucie? Znasz je, znasz uczucie straty? Mógł zabrzmieć trochę ostro, ale naprawdę się tym nie przejmował. Zerknął na nią, a potem znowu na swojego drinka, zaś jego twarz z powrotem zmarkotniała, gdy westchnął. - Widzę ją martwą nawet we śnie, Berenice. Ona ma umrzeć, a ja nawet nie wiem kiedy. Co mogę zrobić poza upiciem się? Ona jest pewna, że wszystko będzie dobrze, a ja… One zawsze się spełniają, Ber. Co ja mam zrobić? Już raz ją straciłem, nie może się to stać znowu. Oddałbym za nią życie, wiesz? Mam tylko ją. Doświadczyłaś kiedyś czegoś takiego? Myślałem, że najgorsze już za mną, ale pojawiło się to cholerstwo i ja… Ja już nie mogę. Wolałbym umrzeć w najgorszych mękach, niż pozwolić, żeby coś jej się stało.
To nie było zbyt miłe. To nie było zbyt miłe kurwa mać. Co oni sobie myśleli, że co? Do ciężkiej cholery. Rzucać w człowieka zaklęciem na dzień dobry?! Jak ich dorwie, to pozabija. A przynajmniej potraktuje długim Cruciatusem. Och tak, zemsta potrafi być słodka. No i nie patrzcie tak dziwnie, to ten ssam Piątek. Piątek Impreza, Krukon od urodzenia, żaden Ślizgon nienawidzący innych ludzi. Broń Merlinie! Tylko.. no. Dawno nie wychodził na miasto, chciał się wybrać do Oasis, może nawet spotkać Caspra, jeśli miałby szczęście, a tu na dzień dobry dostaje na twarz jakimś zaklęciem. A co jak dostanie uczulenia? Żeby mu ktoś jeszcze coś powiedział, uprzedził, czy cokolwiek. Ech. Właśnie dlatego te mugolskie kluby były o wiele lepsze. Tam, kiedy ochroniarz spuszczał Ci wpierdol, przynajmniej od początku do końca wiadomo było za co dokładnie. No, w większości przypadków. Ech. Świat magii i czarodziejstwa schodzi na psy, trudno, trzeba się z tym ostatecznie pogodzić. Tymczasem, trzeba powiedzieć… No, Oasis się zmieniło. Bardzo się zmieniło. Na początku w ogóle nie ogarnął jaki jest sens tych biegających we wszystkie strony z tackami Voldziów, jednak trzeba przyznać było, że pomysł trafiony. Rozbawił go do łez. I w ogóle, cały wystrój przypominał trochę, ja wiem, ucztę końcoworoczną. Albo noworoczną. Fajnie w sumie, taki powrót do starych dobrych czasów. Patrząc na to wszystko, Friday złapał taki moment nostalgii za czasami szkolnymi. Przypomniał sobie wyjazd, powrót. Papierosy za szklarnią z Lawyersem. Popijawy z Benjem, albo Mattem. Szaloną Karin, wyjazdy wakacyjne, albo ferie. Nastkę, Ikę i te wszystkie inne dziewczęta, które przez wieki podobały się jemu. I pewnie podobać będą. No, ale dość tego gadania! Czas uderzyć o bar! Chwilę później był już po dwóch shotach Ognistej i sączył spokojnie swojego drinka.
Kiedy Berka nie zjawiała się przy schodach, Peter uznał że trzeba zapytać o nią jakiegoś Gryffona. Szybko dowiedział się, że dziewczyny nie ma już w dormitorium. Widać nie dostała jego wiadomości. Nie tracąc więc więcej czasu udał się do Oasis licząc, że tutaj ją znajdzie.
Już na wejściu zaczepiły go jakieś dwie wywłoki. Co jest? Zaciągnęły go do jakieś ciemni i uhh oberwał w twarz jakimś cholernym zaklęciem. W pierwszej chwili chwycił różdżkę gotowy stanąć do walki. W porę się opanował, złapał jedną ze swoich nowych towarzyszek za twarz i wycedził przez zęby:
- Jeżeli jeszcze raz rzucisz we mnie jakimkolwiek zaklęciem bez uprzedzenia, to przysięgam spalę Cię, potem zgwałcę, potem jeszcze raz spalę, a na końcu zwłoki utopię. A teraz won! - Ostatnie słowa prawie wykrzyczał. Gotował się cały, był gotowy zabić pierwszą osobę którą napotka. Gdzie one go zaciągnęły? Chwilę patrzył się w ciemność, czekając aż jego oczy przyzwyczają się do braku światła. Kiedy w końcu to się stało, wypatrzył drzwi. Przeszedł przez nie i znalazł się w zupełnie innym świecie. Nie tak pamiętał ten klub i jeszcze te Voldemorty, ktoś tu ma naprawdę słabe poczucie humoru.
Peter rozejrzał się po twarzach gości, co do.... Nikogo nie kojarzę. Chyba że, złapał się dłonią za twarz. To nie były jego rysy... to nie była jego twarz. W pierwszej chwili chciał wyjść i kazać się tym wywłokom odczarować. Uznał jednak że nie ma co tracić czasu. Podszedł do baru i nie czekając aż barman złapie go wzrokiem uderzył przedramieniem i dłonią w blat. Przykuwając nie tylko jego wzrok, ale i znajdujących się w pobliżu osób.
- Coś mocnego, ale tym razem bez żadnych sztuczek. Bo jak oprócz zmiany wyglądu sprawicie, że z uszu będą lecieć mi serduszka to Ciebie też zamorduje. - Przy okazji przywitał się ze zgromadzonymi. - Cześć, to ja Peter - to ostatnie było w zasadzie zbędne, mogli mu zmienić twarz, ale dalej wyróżniał się posturą. Nie, nie dało się go pomylić z nikim innym. Pociągnął łyk alkoholu, był mocny ale na tyle ile liczył, nawet się nie wzdrygnął. Nie takie rzeczy już się piło. Po czym skupił wzrok i spróbował rozpoznać jakiegoś znajomego.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo nigdy nie miał dość imprez. Pyszne alkohole, świetna muzyka, gromada ludzi... zawsze znalazła się jakaś panna do tańca i jakiś facet do pobicia, a drinki lały się przy tym niezwykle zachęcająco. Vin-Eurico odnajdywał się w takich sytuacjach tak perfekcyjnie, jak druzgotek w jeziorze. Teraz nie miało być inaczej. W luźnej koszulce z rękawami 3/4 i ciemnych spodniach nie wyglądał przesadnie elegancko, ale o to mu w gruncie rzeczy chodziło. Odznakę prefekta Gryffindoru pieczołowicie zamknął w kufrze w dormitorium, pozostawiając wszelkie troski i obowiązki za sobą. Dziarskim krokiem wyruszył do klubu Oasis, gdzie zaprosiła go śliczna Krukonka. Pewnie powinien ją złapać i oficjalnie podziękować jej za zaproszenie... nie znał jej za dobrze, a to warto zmienić. Wszedł do środka z radosnym uśmiechem i przedstawił się sympatycznej czarownicy stojącej w wejściu. Zaraz pochwyciły go dwie kolejne, a on - no cóż, nie oponował. - Tak traktuje się gości! - Rozpromienił się jeszcze bardziej. Mina nieco mu zrzedła, gdy oberwał w twarz zaklęciem... sapnął z niedowierzaniem i wlepił zaskoczone spojrzenie w swoje lustrzane odbicie. I po co to? Raczej nie ma tu zbyt wielu ponad dwumetrowych mięśniaków. Charakterystyczny jest sam w sobie i tyle... Postanowił najpierw się czegoś napić, ale jakoś niezbyt podpasowały mu główne cztery drinki. Przysiadł się w końcu przy barze, gdzie cały czas ktoś się uwijał. Zastukał palcami w ladę i rozejrzał się ciekawie po sali. Ludzie skakali, bawili się w najlepsze i wszystko wyglądało bardzo zachęcająco. - Zacznijmy od czegoś porządnego. Poproszę tequilę - rzucił do barmana, zastanawiając się, czy są tu już jacyś jego znajomi. Może powinien poszukać Fire? Albo Lyska i Bianci. Och, ciekawe, czy Ezra zamierzał się tu pokazać! Leo dawno również nie rozmawiał z Valerianem, a Padme jakby zapadła się pod ziemię. Jakim cudem Gryfon skończył tak paskudnie samotny?
Odkąd rodzeństwo Evermore trafiło do Hogwartu, Tequila głównie skupiała się na poznawaniu korytarzy, schodów, nauczycieli i ich sposobu nauczania... Czyli na wszystkim, co odciągało ją od próbowania jakie alkohole serwują pobliskie bary i kluby. Słysząc więc o organizowanej imprezie integracyjnej, pomyślała, że może warto by było wpaść przynajmniej na chwilę. Tea była pełnoletnia, a zabawa nie kolidowała z lekcjami, więc dziewczyna nie łamała żadnej zasady. A przecież znajomości to bardzo istotny element szkolnego życia. Co się łączyło lepiej z poznawaniem nowych ludzi niż alkohol i dobra muzyka? Tequila miała jednak trochę problem z ubiorem - w końcu to była jej pierwsza hogwarcka impreza i chciała na niej wyglądać dobrze. Założyła więc krótką bordową, skórzaną spódnicę - może nawet za krótką, gdyby nie miała rajstop zakolanówek - i prosty czarny top, na który narzuciła ramoneskę. W makijażu natomiast szczególnie przyłożyła się do podkreślenia oczu, które były w jej wyglądzie najlepszą wizytówką. - Tequila Evermore... - Uśmiechnęła się szeroko do kobiety, która zapisywała nazwiska. Tea mimochodem zerknęła na listę i była prawie pewna, że nazwisko Evermore już się tam pojawiło. Czyżby Theo również postanowił się rozerwać? Ledwie przekroczyła próg klubu, pochwycona została przez kolejne dwie czarownice. To był jakiś angielski zwyczaj? Traktować gości jak szmaciane lalki, w które można rzucać zaklęcia? Spojrzała na swoje odbicie i uniosła brwi. - Nie sądzę, żebym była tak brzydka, żebym potrzebowała retuszu twarzy, ale dziękuję - mruknęła. Przecież i tak jej tam nikt nie kojarzył, wielka różnica. Stwierdziła, że warto będzie swoje pierwsze kroki skierować w stronę baru. Miała wrażenie, że siedziało tam kilka samotnych osób, które za towarzystwo nie powinny się obrazić. Tylko do kogo by się tu przysiąść...? Gryfonka miała pójść w zupełnie inną stronę, kiedy do jej uszu dotarł głos jednego chłopaka, który właśnie składał zamówienie (@Leonardo O. Vin-Eurico). Z ciekawością powiodła do niego spojrzeniem i Time chyba miała szczęście, bo żadna dziewczyna się przy nim nie kręciła. Cóż, ich strata, jej korzyść. - Zgodnie z zamówieniem, jedna Tequila dla pana - powiedziała ze śmiechem, bez pytania siadając na krzesełku i puszczając oczko do nieznajomego. A jednak jej imię okazało się chociaż raz przydatne!
Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś coś do niego mówi. Szybko jednak zwrócił uwagę na Theo, który udzielał mu odpowiedzi na wcześniej zadane pytania i rozczulił się nieco, gdy Krukon dumnie przyznał, że sam część tatuaży zrobił. Uwielbiał, gdy ktoś zdawał sobie sprawę z tego, że coś potrafi i potrafi to dobrze. Zdziwił się trochę, widząc, że jego towarzysz zaczął lewitować i nawet zamrugał, ale nie skomentował tego jakoś bardziej poza leciutko niepewnym śmiechem, zgadując, że to przez drinka. Z jednej strony zaczął się martwić, że Theo mu odleci, ale z drugiej, przecież mógłby go zawsze złapać. No, tyle, że niekoniecznie za rękę, ale o tym akurat chłopak nie musiał wiedzieć. Jeszcze by się przestraszył i uciekł, a co by wtedy zrobił Scott? Zostałby sam. - Nie, nie, nie zrozumiałeś komplementu - zaprotestował szybko, nachylając się w jego stronę. - Nie potrafię inaczej ująć barwy twych niezwykłych oczu, Theo. Masz rację, przyrównanie ich do nieba wydaje się banalne, wyglądają raczej… Jak zimny niebieski płomień, który z pozoru kryje w sobie tylko chłód, a wystarczy podejść odrobinę bliżej, by poczuć, że emanuje ciepłem. Przeszywa Cię na wskroś i już nie możesz odwrócić oczu, bowiem utonąłeś w tym płomieniu. Takie właśnie są twoje oczy, a są one bardzo piękne - jak zresztą ty cały. Mam nadzieję, że teraz udało mi się odpowiednio ująć ten komplement. Posłał mu szeroki uśmiech, po czym wyprostował się w samą porę, by umożliwić chłopakowi odezwanie się do Larissy. Kiwnął głową na jego słowa, znowu rozczulając się, gdy usłyszał jego ostatnie zdanie. Czy ten Krukon mógłby być jeszcze bardziej uroczy? Scott czuł się przy nim o wiele inaczej, niż przy innych, ale nie śmiał podejrzewać, co z tego wyniknie. Poza tym, takie myślenie tylko zapeszało, więc wolał jedynie pchać rzeczy w jak najlepszą stronę i po prostu czekać. Uniósł lekko brew do góry, gdy poczuł czyjeś ramię na sobie oraz kapelusz, który został mu nałożony mu na głowę i parsknął śmiechem, słysząc powitanie Winnie. Otworzył usta, by się przywitać, ale wtedy poczuł jak Theo łapie go za rękę i sekundę zajęło mu uświadomienie sobie, że jednak trzeba oddychać. Spojrzał mocno zdziwiony na Larissę i Winnie, po czym na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech jak u dziecka, które właśnie dostało swoją ulubioną zabawkę. Następnie zmieniło się to w cwaniackie poruszenie brwiami i spojrzał na dziewczyny z wyrazem twarzy, który mniej więcej oznaczał coś w stylu “LOOK WHAT I’VE GOT HERE”. Poczuł się niesamowicie szczęśliwy, że to akurat jego Evermore wybrał na partnera do tańca i nie zajęło im długo, by dostać się na parkiet, choć Savage przez długą chwilę jeszcze ściskał dłoń swojego towarzysza, zanim teatralnie się ukłonił, uśmiechając się do ucha do ucha. Już prędko zaczął poruszać się w rytm muzyki, choć nie spuszczał wzroku z drugiego Krukona. - Nie wiedziałem, że lubisz tańczyć - odezwał się w końcu, a dzięki temu, że byli blisko siebie, nie musiał krzyczeć, by zostać usłyszanym. - Gdybym wiedział, już prędzej porwałbym Cię na parkiet. Znowu pochylił się w jego stronę, nie zaprzestawając tańca i uśmiechnął się uroczo, podchodząc nawet krok bliżej. - Tym bardziej czuję się zaszczycony, że to akurat ze mną postanowiłeś zatańczyć, Theo.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Pewnie powinien do kogoś zagadać. Leo nie był typem samotnika, o wiele łatwiej było mu posiadając jakieś towarzystwo. Otwierał się, promieniował szczęściem... a i lepiej zapamiętywał i uczył się, gdy z kimś rozmawiał. Zwierzę stadne, ot co. Teraz jakoś to odwlekał, starannie dobierając sobie towarzystwo. Nie wypatrzył w tłumie wysokiego Lysandra, ujmująco pięknej Bianci, ani Ezry (który charakterystyczny był sam w sobie, zdaniem Leo nie dałoby się go pomylić z nikim w żadnej sytuacji). Szukał zatem jakiejś panny, której mógłby poświęcić ten wieczór - był prostą istotą i brzmiało to dla niego wprost idealnie. Nie musiał wcale długo szukać! Zaraz przysiadło się do niego dziewczę o twarzy rozmazanej przez zaklęcie. Vin-Eurico musiał zatem przyjrzeć się jej zgrabnej sylwetce, odzianej elegancko i (prosta istota, tak?) kusząco. Nagle stwierdził, że to zaklęcie nie jest takie tragiczne, bo przynajmniej nie zostanie źle odebrany za tak oczywiste taksowanie spojrzeniem. - Obawiam się, że nie rozumiem dowcipu - przyznał bezwstydnie, zerkając ciekawie na swoją rozmówczynię. Cała ta impreza miała być incognito, tak? Bo nie wiedział, czy się przedstawiać... zamiast tego skinął dłonią na barmana i wypił swoją tequilę. Mężczyzna zaoferował im dwa drinki i Leo zupełnie nieświadomie przyjął te dwa Garnki Helgi, podsuwając jeden swojej towarzyszce. Upił łyk dość słodkiego napoju, który od razu skojarzył mu się z miodem pitnym. Może Rdestowy Miód? - Wybacz bezpośredność, ale nie mógłbym wymarzyć sobie piękniejszej towarzyszki. Strach pomyśleć jak bardzo będę pod wrażeniem, gdy to zaklęcie przestanie działać... - nie był pewien, jak bardzo zaklęcie zniekształca rysy jego twarzy. Patrząc na dziewczynę czuł się tak, jakby nie mógł skupić wzroku... Dobrze, że żadne z nich nie miało sylwetki, której możnaby się wstydzić. Leo poprawił się odruchowo, nieświadomie napinając lekko mięśnie w próbie starania się wyglądać jak najlepiej.
Nie spodziewała się, że chłopak odmówi, jednak jakoś jej to nie przejęło ani nie zasmuciło. Wzruszyła ramionami i łapiąc za kieliszek przysunęła go w swoją stronę. Chwilę bawiła się brzegiem kieliszka aby w następnej chwili unieść go do góry i wychylić całą zawartość wprost do jej ust. Drink był równie pyszny co za pierwszym razem, a może nawet lepszy...Nie była pewna. Wypicie wcześniej kilku kieliszków ognistej najwidoczniej nie było najlepszym pomysłem. Imię chłopaka nic jej nie mówiło. Najwidoczniej nie był on z Hogwartu lub też będąc w tym stanie nie zarejestrowała tego jeszcze. Jednak nie dane było jej zastanawiać się nad tym dłużej. Kolejne słowa chłopaka przygwoździły ją do siedzenia otrzeźwiając momentalnie. Śmierć, miłość... Nie było dla niej to znajome uczucie. Nawet śmierć babci nie wywołała na niej wrażenia. I pewnie gdyby nie jego ton głosu, mimika twarzy i samo zachowanie pewnie i to nie zrobiłoby na niej wrażenia. Stało się jednak inaczej, poczuła nieodpartą chęć przytulenia chłopaka, jednak z całych sił się powstrzymywała. Nie chciała aby źle to odebrał, lub co gorsza naskoczył na nią. - Niestety nie spotkałam się z tym uczuciem. Jednak patrząc na Ciebie... - zamilkła szukając odpowiednich słów - Nie sądzę aby było to przyjemne. Wiem, głupie stwierdzenie, jednak nie wiem jak miałabym na to zareagować. - Spojrzała momentalnie w bok widząc kątem oka jakieś poruszenie obok. Przy barze pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Nie miała jednak pojęcia kim on jest ( @Ambroge Friday ), gdyż zaklęcie doskonale to zataiło. Chwilę przyglądała się mu, aby znów wrócić do swojego rozmówcy. Wyglądał coraz bardziej żałośnie, a jego głos łamał się z każdym kolejnym słowem. - Jesteś jasnowidzem, prawda? - spytała niepewnie, a wręcz ostrożnie. Nie chciała aby poczuł się przez nią osaczony, czy co gorsza napastowany jej wścibskością. - Dary potrafią byś przekleństwem. - skrzywiła się na myśl o swoim własnym. Może i nie mógł wyrządzić za wiele szkód, jednak każdy kto widział jak go używała mówił do niej... Dość niemiłe słowa. Najgorszym było uznanie jej za czarnoksiężnika godnego bezwzględności Voldemorta. Małe dziecko nie potrafiło sobie jeszcze wtedy z tym poradzić, ale dziś miała to już gdzieś. do pewnego stopnia. - Nie znam Ciebie, ani jej, ale skoro ona ma nadzieję to może wspieraj ją w tym. Być może sama również się boi i stara się udawać przed tobą, że wszystko jest w porządku. - lekko kiwnęła na barmana aby ten podał jej kolejną ognistą. Może i ona dotrzyma towarzystwa temu chłopakowi i upije się wraz z nim. Słysząc imię Peter odwróciła gwałtownie głowę. Faktycznie, koło nich stał jakiś chłopak jednak z wyglądu nie przypominał kompletnie tego słodkiego krukona. - Hej młody! - przywitała się z uśmiechem i schodząc z krzesła, przy czym o mało nie zaliczyła bliskiego kontaktu z ziemią, podeszła do chłopaka obejmując mocno na przywitanie. - Poznaj Jona. - z uśmiechem na ustach przedstawiła kolegę nowo poznanemu chłopakowi. I w tym momencie dostała olśnienia. Przecież krukon nie wiedział z kim ma do czynienia. Kręcąc z rozbawieniem głową spojrzała na kolegę. - Tak w ogóle to Berka. - wyszczerzyła się do niego po czym wspięła z powrotem na stołek dopijając swoją ognistą.
Kpiąco uniosła kącik ust na to oczywiste otaksowanie spojrzeniem. W żaden sposób jej to nie uraziło, a wręcz przeciwnie - Evermore poczuła się nawet doceniona. Nie po to się starała, żeby otrzymać grzeczną obojętność. Wydawało się, że kobiety były dużo bardziej skomplikowane od mężczyzn... cóż, Tequila była dowodem, że wcale tak nie było. Jej również zależało na tym, by wieczór spędzić po prostu rozkoszując się miłym towarzystwem. Wcale nie w głowie jej były plany na dalszy rozwój znajomości, jak zapewne stereotypowo możnaby pomyśleć. Tequila nigdy nie myślała o przyszłości... Nie zależało jej za bardzo na pozostawaniu anonimową. Nie bardzo rozumiała ideę pomysłodawczyni imprezy. Klasyczne imprezy były już zbyt nudne? Nie chodziło o to, by kwestionować - w końcu Tea nie znała całego planu, a może większy sens miał objawić się później? - Tak się nazywam. Tequila Evermore - wytłumaczyła, wciąż uroczo się uśmiechając i beztrosko podrygując nogami, jakby siedzenie w jednej pozycji było zbyt trudne. Gryfonka zazwyczaj nie przedstawiała się swoim pełnym imieniem, ale czego się nie robi dla dobrego dowcipu? Tym bardziej, że to musiał być jakiś znak. Tequila nie wierzyła w takie przypadki. Przyjęła od chłopaka drinka, którego zaczęła popijać w momencie, kiedy towarzysz postanowił dać upust swoim myślom na jej temat. Nie miała pojęcia, co właściwie pije, ale natychmiast zaistniała w niej potrzeba zrekompensowania się za miłe słowa. Pokręciła lekko głową, cicho się śmiejąc i mimowolnie poprawiając włosy. - Twoje słowa są tak słodkie jak ten drink. - Tea nie zastanawiała się nad tym co robi - jej wzrok padł na ramię towarzysza, a za nim bezwolnie podążyła jedna z dłoni. Opuszkami palców przesunęła w dół po jego ręce, aż do nadgarstka, przy którym zatrzymała się na moment, by zaraz zabrać dłoń. - Musisz dużo ćwiczyć, prawda? Gdyby wszyscy faceci wyglądali tak jak ty, prawdopodobnie byłabym niezdolna do jakichkolwiek czynności poza ciągłym wzdychaniem... - wyjawiła mu, bezwstydnie zjeżdżając wzrokiem na jego klatkę piersiową, po czym - och, jakie to było żenujące - naprawdę westchnęła. - Lepiej powiedz mi jak ty się nazywasz, bo myślę, że macho to jednak trochę słabe przezwisko. Chyba powinni zamówić jak najwięcej alkoholu, bo ten szybko znikał, kiedy Tea potrzebowała powstrzymać słowotok składający się z komplementów... a to mogło doprowadzić do błędnego koła. Nie żeby narzekała.
Kiedy nieznajoma ruszyła w jego stronę i go objęła Peter gotowy był już sięgać po różdzkę, będąc przekonanym że to kolejny atak ze strony organizatorów (po stokroć żadnych serduszek wylatujących z uszu, a tym z bardziej innych miejsc na jego ciele!). Na szczęście dziewczyna w porę się się przedstawiła i mógł uspokoić swoje mordercze chcice.
Po chwili się zreflektował, że jest z nimi ktoś jeszcze. Jon... tak chyba przedstawiła swojego rozmówcę Berenice. Zlustrował chłopaka wzrokiem. Co było o tyle głupie, ze przecież wszyscy byli zaczarowani. Spróbował więc przypisać imię do którego z uczniów Hogwartu. Żaden nie pasował wniosek więc nasuwał się sam, albo to ktoś obcy (ale co robi na imprezie integracyjnej?), albo jakiś wyjątkowo mało uzdolniony uczeń, którym powinien go obchodzić mniej więcej tak samo jak kurzajki Fairwyna (a żebyś nabawił się ich jak najwięcej dziadu!). Nie wypadało mu jednak zignorować go całkowicie. - My się chyba jeszcze nie znamy, Peter Borthwick. Chodzisz z nami do Hogwartu? - Odpowiedź go specjalnie nie interesowała, ale wykorzystał okazję żeby podać mężczyźnie rękę i mocnym uściskiem zaznaczyć swoją pozycję w "stadzie". - O czym rozmawiacie? - Zwrócił się już do obojga, siadając przy Berce. Przyglądał się chwilę jej nowemu wcieleniu. Nie, tutaj te dwie flądry na wejściu zdecydowanie się nie popisały. Dużo bardziej wolał ją w naturalnym wyglądzie i z wiankiem we włosach.
Po chwili się zreflektował. Przecież dopiero co były urodziny dziewczyny. A to doskonały moment żeby wypić zdrowie dziewczyny. Uniósł swojego drinka i skierował swoje słowa do reszty zebranych przy barze - Zdrowie najpiękniejszej kobiety w tym miejscu. - Skinął w stronę Berenice - Libiamo, libiamo ne'lieti calici! Więc pijmy ku chwale radości! - po czym pochylił się w stronę dziewczyny i szepnął jej do ucha. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, moja droga. Twoje zdrowie!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dobrze, że czekał i nie szukał sobie na siłę towarzystwa. Ta panna była urocza i śliczna, Leo nie miał na co narzekać. Jej nazwisko niewiele mu podpowiedziało - chociaż był prawie pewien, że jest w Gryffindorze jakiś Evermore. Mimo wszystko bardziej zainteresowało go imię tej piękności. Leo oficjalnie mógł uznać je za najcudowniejsze na świecie i ogarnęła go potworna zazdrość - bo on jest zwykłym, nijakim Leonardem! Nie mógłby mieć na imię Whisky? Albo chociaż Bourbon... - W takim razie poważnie poproszę Tequilę - uznał, śmiejąc się krótko. Garnek Helgi nie był taki zły, chociaż Leo wydawało się, że oczy dziewczyny zmieniły barwę na złocistą. Zrzucił winę na grę światła... ale w końcu znajdowali się w magicznym miejscu. Kto wie, co dolano do ich drinków? Równie dobrze mogli zacząć lewitować! Gryfona chyba nic by już nie zdziwiło. Leo znany był raczej ze swojej dotykalskości - nie miał problemu z ludźmi naruszającymi jego strefę prywatności. Zachowanie ciemnowłosej wywołało u niego szeroki uśmiech. - Każda sekunda treningu jest warta, jeśli potem ktoś tak piękne to docenia - znowu zastukał palcami w ladę. Porwałby tę uroczą niewiastę do tańca, ale szkoda było mu przerwać rozmowę. - Jest to dźwięk tak ujmujący, że mógłbym słuchać go do końca życia - palnął bezmyślnie. Chyba zaczął już trochę przeginać, ale dopóki jego rozmówczyni nie narzekała... cóż, nie zamierzał się powstrzymywać od komplementowania jej. - Czy ja wiem? Podoba mi się. I, nieskromnie przyznam, pasuje. Jeśli jednak twardo stoisz przy swoim - Leo Vin-Eurico, to wystarczy. - Łagodnie pochwycił dłoń panny Evermore, podnosząc się z krzesełka. - Mogę prosić do tańca? Dziewczyna jeszcze siedziała, ale Leo już mógł dostrzec nieprawdopodobną różnicę wzrostu. Był prawie pewien, że tym razem to faktycznie będzie pół metra - a to sprawiło, że nie mógł przestać się uśmiechać, a jego serce zaczęło się rozpuszczać.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Poważnie? Pierwszy raz od bardzo długiego czau wybrała się na imprezę i co? Dostała od razu zaklęciem w twarz. Mamrocząc pod nosem weszła do środka sprawdzając jedynie czy jej włosy pozostały w swoim kolorze. Widząc rude refleksy w świetle tych dziwnych dyskotekowych świateł odetchnęła z ulgą. Chociaż tego jej nie zabrali. Poprawiając swoją jakże skąpą kreację rozejrzała się po zebranych. Nikogo jednak nie rozpoznała. W sumie co się dziwić. Przez moment przemknęło jej przez myśl, że może spotka tutaj Evana lub Belpha, jednak od razu wyrzuciła te myśli. Jeszcze ich tutaj brakowało. Z drugiej strony mógł przebywać tutaj @Norbert O. Czarnkowski, jednak i tą myśl odrzuciła. To, że ona miała wolne od pracy nie znaczyło, że i jej przyjaciel. Ten z pewnością nie mógł nie przyjść sobie tak jak ona. Był główną atrakcją klubu Luna. Skoro nie on to może... @Charlotte Blanchett. Nie podejrzewała, że będzie ona tutaj sama, gdyż bez Roski raczej się nie ruszała ale dobrze byłoby zobaczyć kogoś znajomego. Siedząc tak wypiła już dwa kieliszki dziwnie wyglądających drinków. Zagłębianie się w to z czego były i jaki przynosiły efekt było zbędne. Ważne aby dało kopa. Dopiero czując procenty w swojej krwi mogła pójść na parkiet aby trochę potańczyć.
Jon, słysząc słowa Berenice, zwyczajnie zaczął się śmiać. Był to śmiech histeryczny i przepełniony goryczą oraz żalem, a chłopak nie wiedział, czy łzy pociekły z tego powodu, czy z powodu tego, że aż tak bardzo się bał. Po chwili ucichł, kręcąc głową i otarł słoną ciecz z policzków, wzdychając cicho. - Nie jest ani trochę, kurwa, przyjemne - powiedział w końcu, a jego głos zmienił się na zimny z lekką nutą rosnącej wściekłości. Czemu złościł się na tę dziewczynę? Przecież nic złego mu nie zrobiła - wręcz przeciwnie, chciała pomóc. Duszkiem wychylił kolejny kieliszek whiskey i odstawił go na bar, po czym zwrócił ponury wzrok na swoją rozmówczynię, przez długą chwilę po prostu nic nie mówiąc. Może jednak ten alkohol to nie był taki dobry pomysł? Ale już było za późno i nie pamiętał nawet, ile wypił. Jego wzrok zmienił się na zaskoczony, gdy Ber trafnie zgadła jego dar (a raczej cholerne przekleństwo, psia jego mać) i powoli pokiwał głową, nadal jednak milcząc. - Opowiedz mi o tym. Doświadczyłem tego bardziej, niż możesz sobie wyobrazić - prawie szepnął, zamawiając kolejną porcję alkoholu i równie szybko ją w siebie wlewając. Odetchnął z ulgą, gdy procenty otępiły go nieco i nie czuł już tego cholernego bólu głowy oraz tego ścisku w żołądku. Znowu poczuł ochotę, by się zaśmiać na kolejne jej słowa, ale powstrzymał się tym razem, zamiast tego wysłuchując jej uważnie. - Tia. Pewnie masz rację. Szkoda tylko, że mało mogę zrobić - wręcz burknął, po czym posępnie spojrzał na chłopaka, którego właśnie witała. Kolejny z Hogwartu? Powoli miał tego dość i coraz mniej podobało mu się to siedzenie przy barze, dlatego wypił ostatni drink, po czym trochę przesunął się na stołku, przygotowując się do odejścia. Zignorował rękę chłopaka i wzruszył jedynie ramionami na jego pytanie, uznając że niech sobie zinterpretuje to jak chce - mu jakoś szczególnie na tym nie zależało. - Niech Ci koleżanka opowie - powiedział, po czym wstał, poprawiając kapelusz na głowie. Na chwilę zamarł, bowiem w tłumie mignęły mu rude włosy, które tak dobrze znał. - Bawcie się, dzieciaki i nie szalejcie z alkoholem - mruknął, po czym prędko ruszył w kierunku znajomej sylwetki. Długo mu nie zajęło dotarcie do niej i zdążył się jeszcze przecisnąć między ludźmi, by móc złapać ją za rękę. - Clarissa? To ja, Jon - powiedział niepewnie, unosząc odrobinę brwi. Jego wątpliwości nie trwały długo, bo poznałby ją wszędzie, nawet z tym zaklęciem rozmazującym twarz. Boże, czemu zawsze wyglądała tak idealnie? Przysunął się do niej bliżej i uśmiechnął lekko, zapominając na chwilę o swoich troskach. Akurat wtedy didżej postanowił puścić wolny kawałek i chłopak zerknął na dziewczynę, po czym delikatnie się skłonił. Jedynie miał nadzieję, że nie zauważy, że już jest lekko wstawiony. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?