Osoby: Nolan Keane & @Aithne O. Keane Miejsce rozgrywki: Peryferia Londynu i Londyn Rok rozgrywki: 2014 Okoliczności: Rok w którym Aithne uciekła z domu, bawiła się cudownie życiem, aż nastał koniec wakacji i młoda dziewczyna nie chciała wracać do domu. Postanowiła, więc udać się do domu Nolana.
Wakacje dobiegały już końca, co sprawiało, że wydawała się bardziej przygaszona niż zwykle. Właściwie nie chciała wracać do swojego świata, który w porównaniu do tego, co widziała wśród mugoli był strasznie dwulicowy. Wielu czarodziei nadal traktowała niemagicznych, jak istoty niższe, co nie było prawdą. Pomyśleć, że po Mrocznych czasach powinni się nauczyć, że segregowanie innych ze względu na zdolności magiczne oraz czystą krew nie przynosi rezultatów. Został jej tydzień do początku roku szkolnego, za sobą miała też urodziny, gdzie po raz pierwszy raz od szesnastu lat nie dostała prezentu od rodziny. Mogłaby rzec, że na własne życzenie. Uciekła z domu, z powodu, jakby powiedział jej ojciec - głupich bohomazów. Rozumiała, że komuś mogły się nie podobać jej obrazy, że nie zaspokajały one głodu estetyki innych ludzi, ale to jeszcze nie dawało nikomu przyzwolenia, żeby je spalić pod jej nieobecność. Nie doszli do porozumienia, więc w nocy Aithne spakowała torbę i wyszła przez okno po związanej ze sobą pościeli. W późniejszym czasie wszystko było prostsze, poza tym, że nie posiadała mugolskich pieniędzy. Szybko jednak rozwiązała ten problem dogadując się z dzieciakami w swoim wieku, które przyjęły ją z otwartymi ramionami. Tak zaczęła się jej letnia włóczęga. Teraz pod jej koniec stanęła późnym wieczorem pod drzwiami swojego brata. W lewej ręce niosła plecak, z którego wystawała głowa oraz przednie łapy dużego, białego kota o różnokolorowym spojrzeniu. Na prawym ramieniu miała zawieszony kolejny plecak, w którym miała swój skromny dobytek. Głównie ubrania, ale też szkicownik wraz ołówkami, kredkami, pastelami i innymi rzeczami potrzebnymi jej do rysowania. Zmienił się też wygląd Aithne, przez wakacje wyraźnie schudła oraz opaliła się. Długie do pasa włosy przefarbowała na czerwono, co prawda teraz spod farby wyłaniał się jej naturalny rudy kolor włosów, ale czerwień nadal wśród nich dominowała. Prawą ręką przytrzymywała ramię plecaka, żeby jej się nie zsuwało. Przez to można było dojrzeć tatuaż okalający nadgarstek Aithne. Wykonany z wielkim artyzmem napis w języku gaelickim zachwyciłby każdego, dziewczynę zachwycał. Zsunęła plecak z kotem na przedramię i zapukała do drzwi brata. - Cześć bracie! Wpuścisz mnie? - Kiedy otworzył, uśmiechnęła się szeroko i nie czekając na odpowiedź na zadane przez nią pytanie prześlizgnęła się obok niego. Położyła plecak z kotem na ziemię, pozwalając mu rozprostować łapy i ponownie odwróciła się do Nolana. - Cieszysz się, że mnie widzisz, prawda? - Nadal uśmiechała się promiennie. Po wakacjach czułą się niezwykle wypoczęta, zaspokoiwszy głód wrażeń na długi czas. Nie wiedziała, czy wiedział o jej ucieczce, czy nie. Dlatego była też trochę niepewna jego reakcji, co widać było w jej postawie. Przez ostatnie miesiące nabrała pewności siebie, ale nie na tyle, by móc nie obawiać się potencjalnego gniewu Nolana. Zwłaszcza, że mogła przysłać mu jakąś wiadomość albo coś w tym stylu. Zniknęła, przecież z radaru na ponad miesiąc w tym czasie w ogóle nie korzystając z magii. Jednak udało jej się napisać wszystkie prace domowe, z czego była dumna.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Nie spodziewał się gości, w ogóle nikogo się nie spodziewał, mieszkał przecież sam, kompletnie sam, dlatego nie zareagował na pukanie. Uznał, że to pewnie jakiś kolejny domokrążca, który, chce mu opchnąć magiczny preparat na skrzaty ogrodowe i gnomy. Zareagował dopiero za trzecim razem, gdy ktoś przerzucił się z pukania na dzwonienie dzwonkiem tak natarczywie, że nie sposób było tego zignorować. Poderwał się wściekły z kanapy i otworzył drzwi ze złością, a gdy miał rzucić już: "Czego!" Zobaczył ją. Miała szkarłatne włosy, ubrana zupełnie po mugolsku, w przybrudzonych ubrankach. Schudła. Zaschło mu w gardle a serce zaczęło mocniej bić. Stał osłupiały w progu, kiedy go wyminęła. Dotarło do niego wszystko dopiero, gdy stała w przedpokoju. Zamknął za nią drzwi. Poprawił na sobie koszulkę, ściągając nieco w dół, był przecież w samej bieliźnie. To zdecydowanie nie było przeznaczone dla oczu szesnastolatki. - Ai? - wymamrotał nie dowierzając i aż mrugnął by upewnić się, że nie jest tylko majakiem. A gdy usłyszał pytanie z jej ust, coś w niego wstąpiło. - Wolne żarty, szuka cię ojciec, rodzina, szukałem cię nawet jako pracownik ministerstwa, a ty masz czelność się o takie rzeczy pytać? - gwizdnął w palce i przyleciał do niego jego kardynał niosąc pióro i pergamin, na którym zaczął szybko i nerwowo pisać list do ojca. - Cholera, dziewczyno, co ty sobie myślisz? Całe wakacje ciebie nikt nie widział, a ty sobie przychodzisz od tak do mnie jakby się nic nie stało? Ojcu mało serce nie siadło jak się dowiedział o wszystkim, była wielka awantura! - wyciągnął przed siebie ze złości wskazujący palec grożąc jej. - Chodź do kuchni, wyglądasz jak tysiąc nieszczęść, zjedz coś najpierw a później wszystko mi wyjaśnisz i bez żadnego "ale", natychmiast! - powiedział oschle i powiódł dziewczynkę do kuchni. Machnął różdżką na sprzęt kuchenny, który poderwał się do gotowania czegoś prostego, czym głównie się żywił, czyli tostów zapiekanych na patelni. - No zamieniam się w słuch - usiadł na przeciwko niej i wlepił w nią swój chłodny, błękitny wzrok oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
Aithne uśmiechnęła się szerzej widząc zaskoczenie Nolana. Według niej samej nie zrobiła nic złego, co było widać w całej jej postawie. Wszystkiemu winna była Kayna, która najpierw nie pozwoliła jechać jej do Kolumbii, a potem spaliła wszystkie obrazy, które namalowała Aithne. Oczywiście dziewczyna w tym konflikcie nie była aniołem, często mówiła bezpośrednio co myśli o nowej żonie ojca, ale to przelało czarę goryczy. Druga zaczęła się napełniać, gdy Nolan zamiast ucieszyć się na jej widok, zaczął na nią krzyczeć. Odwróciła się w jego stronę. Może i odbyła długą stronę, zmieniła się trochę, ale pewne rzeczy były niezmienne. Słysząc jego surowy ton, oczy Aithne momentalnie napełniły się łzami. Dlaczego na nią krzyczał? Przecież to nie była jej wina. - Nie krzycz na mnie... - Wydusiła z siebie płaczliwym tonem. Nie chciała, żeby się o nią martwili. Nie taki był jej zamiar. Chciała po prostu wyrwać się z domu, w którym nikt jej nie rozumiał - Nie pisz do taty, proszę. Ja tam nie wrócę. - Teraz rozpłakała się na dobre. Chyba już nie było szans na normalną rozmowę, acz powlokła się za bratem do kuchni. Usiadła tam, gdzie jej kazał, a dłonie położyła na kolanach. Wbiła wzrok w swoje połamane paznokcie. W ciągu ostatnich kilku dni nie miała okazji o siebie zadbać, dlatego wyglądała, jak wyglądała. - Kayna spaliła moje obrazy, wszystkie. I zabroniła mi jechać do Kolumbii. Miałam tego dość, wyszłam przez okno, a potem to już tak samo się potoczyło. - Nie mówiła składnie. Pomiędzy słowa wkradał się szloch. Do kuchni wszedł Omnos, który wskoczył Aithne na kolana i zaczął ocierać się łbem o jej mokre od płaczu policzki. - Ojciec nie zrobił nic, by ją powstrzymać. - Spod płaczu przebijała wściekłość, którą doskonale mógł wyłapać w jej tonie głosu. Osoba, na której wsparcie liczyła najbardziej, po prostu się na nią wypięła. Nie mogła dłużej mieszkać w domu, to już nie był jej dom. Czuła się tam samotna. - Ja tam nie wrócę... - Powtórzyła ciszej, niż poprzednio. Objęła Omnosa, kuląc się na kuchennym krześle. Miała swoim zdaniem wspaniałe wakacje, teraz czeka ją szara, smutna rzeczywistość magicznego świata.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Nie wiedział, że tak zareaguje, był dla niej może zbyt surowy, czasami mimowolnie udawał się w ślady za ojcem. Przeklął pod nosem siarczyście. Nigdy nie chciał być jak on, ale i tak pierdolił wszystko czego się dotknął. Stracić mógł wiele, ale nigdy siostry. Jej nie pozwoliłby sobie odebrać za nic. Wyciągnął różdżkę i machnął a talerz przywędrował na stół w miejscu w którym siedziała dziewczyna. On sam wyciągnął chusteczkę z pudełeczka i otarł jej łzy z policzków. - Wiesz, że muszę napisać do niego, to ciągle nasz ojciec - złapał ją za rękę i nie chciał wypuścić za nic, dopiero ją odzyskał. - Napiszę mu, że zamieszkasz ze mną Ai, będzie dobrze. Przynajmniej dopóki sama nie zdecydujesz o powrocie do domu - mówił spokojnym i troskliwym tonem, a na talerzu zaraz przyleciały grzanki. Słuchał ją uważnie, sam przeżył śmierć Aoife, była mu bliższa, niż jego matka. Nigdy w jej obecności nie odczuł tego, że jest pasierbem, tylko pasierbem, balastem. Widocznie Aithne nie miała tego luksusu. W dodatku była malutka, kiedy jej matka zmarła. A on zajmował się niemal wszystkim, prał, gotował, ojca nigdy prawie nie było, pracował dużo. - Ai, rozumiem, ale to ciągle twój ojciec, nawet jeśli Lavena nią nie jest, to jest teraz jego żoną. Kochają się. Są chyba szczęśliwi - zmarszczył brwi zastanawiając się czy jest tak naprawdę. - Sprzeczki się zdarzają, w rodzinie tej spokrewnionej, bliskiej i tej dalszej. Nie możesz jej tak skreślać, potrzebujecie obie czasu by ochłonąć. Może kiedyś się polubicie, tylko trzeba chcieć. Ja też nie rozumiałem, czemu jest kolejna kobieta w jego życiu, ale ją pokochałem - mówił rzecz jasna o jej mamie. Tęsknił za nią wiele razy, bardziej niż za swoją prawdziwą matką. - Ai, zjesz, później się wykąpiesz i pójdziemy na zakupy, co? Trzeba ci kupić pewnie jakieś ubrania, meble do pokoju. A właśnie, jak się już wykąpiesz, to pokażę ci pokój, dobrze? - ucałował ją w czoło.
Podniosła głowę i spojrzała na brata, który pozwolił jej zamieszkać ze sobą. To było, jak spełnienie marzeń. Będzie w końcu mogła spędzić z nim więcej czasu, z dala od Laveny i poddanego jej ojca. Nie będzie musiała już znosić tej wiedźmy. - Naprawdę mogę tu zamieszkać? - Pominęła już kwestię listu do ojca, skoro musiał to musiał i pewnie zdania nie zmieni, a nie miała ochotę drążyć tematu. - Lavena jest zołzą, nigdy jej nie polubię. - Nie chciała jej lubić, chciała, żeby Lavena zniknęła z jej życia na zawsze. Nie wiedziała, jak ma z nią rozmawiać. Tak samo, jak Lavena nie rozumiała pasji oraz zainteresowań Aithne. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć niezależnie od chęci. - Może i są ze sobą szczęśliwi. Tylko, czy mają do tego prawo, skoro unieszczęśliwiają innych dookoła? - Pytanie było retoryczne i nie oczekiwała na nie odpowiedzi, której nie było. To była jedna z tych kwestii, o których można mówić godzinami i nie dojdzie się do żadnych logicznych wniosków. - Moja mama była inna, była dla wszystkich miła. Lavena mnie nienawidzi. - W zacięciu na twarzy Aithne widać było, jak złe było to porównanie. Bez przekonania zjadła tosty. - Mogę się wykąpać. - Powiedziała, nie chcąc prowokować kłótni. Co prawda rano brała prysznic na stacji benzynowej, ale to było nic w porównaniu do wanny pełnej ciepłej, pachnącej wody. - Spytasz, czy ojciec odeśle mój kufer? - Niedługo rok szkolny miał się zacząć. Prawie by zapomniała, że wszystkie rzeczy zostały w domu, w Irlandii.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Mężczyzna podał kardynałowi liścik do ojca, a ten ujął go w dziobek i od razu wyleciał przez uchylone okno w kuchni szczebiocząc za sobą niemiłosiernie. - Możesz, jesteś w końcu moją siostrą, nie wygonię cię przecież na ulicę. Tu jesteś bezpieczna skoro nie chcesz wracać do domu. Muszę w takim razie też napisać do dyrektora, że zmieniłaś miejsce zamieszkania i zameldować cię tutaj - mówił ostatnie zdanie bardziej do siebie niż rudowłosej dziewczyny i przymknął oczy mocno zaciskając. W cholerę papierologii, której nienawidził, nie aprobował i nie rozumiał. Nie dość, że w ministerstwie musiał przerzucać widłami do gnoju sterty dokumentów to jeszcze teraz. Skaranie boskie, z tymi urzędasami. Nolan przynajmniej taki nie był, liczył, że ktoś w ministerstwie ułatwi mu to. Tak, koneksje to było to co lubił i aprobował. - Cóż, może jest zołzą, może nie jest, ale teraz są razem - mruknął do dziewczyny i nie otwierając oczu założył ręce na klatce piersiowej i opadł na oparcie, jakby zaraz miał zasnąć. - To samo mogą oni powiedzieć o tobie, czy musisz unieszczęśliwiać wszystkich dookoła i sprawiać problemy - zauważył słusznie mężczyzna i puścił do niej oczko uśmiechając się. Mała łobuziara Keane, widać i w nim i w jej krew ojca. Ciekawe czy był tak samo niemożliwy jak oni. - Przesadzasz, macie odmienne temperamenty albo zbyt podobne dlatego nie możecie się dogadać, poza tym, nie znacie się. Ani ona ciebie, ani ty ją. Może okazałaby się zupełnie inną osobą, gdybyś spróbowała, chyba nie zaszkodzi, hm? - zasugerował jej brat i poderwał się z krzesła, rozczochrał rudoczerwone włoski siostry i rzucił, że za chwilę wróci. Poszedł do swojego pokoju w końcu się ubrać w granatową koszulkę i wygodnie spodnie atramentowego koloru, a gdy wrócił do kuchni usiadł ponownie na krześle. - Musisz się wykąpać, wyglądasz jak zabiedzony pies, który zerwał się z łańcucha, jesteś dziewczynką, musisz o siebie dbać - ziewnął przeciągle a po chwili dodał. - Już to zrobiłem - rzucił krótko na temat kuferka. Dopiero spostrzegł kociaka, który siedzi na kolanach dziewczyny. - A co to za sierściuch? - spytał jakby nagłym pojawieniem się kota. Nie słyszał jeszcze o teleportujących się kotach.