Stanęliście prze litą skałą ciągnącą się ze wschodu na zachód jak ogromny mur. Co wrażliwsi zaczęli odczuwać dziwne mrowienie na karku i pulsowanie w opuszkach palców. Jeden z nauczycieli mówi, że znajdują się przed wejściem do Eldorado, które zabezpieczono potężnym zaklęciem i pod żadnym pozorem nie wolno im tu używać różdżek. Jednak jeden z uczniów zlekceważył ostrzeżenie i użył jakiegoś pozornie niewinnego zaklęcia. Nagły wybuch mocy zbił wszystkich z nóg. Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Miałeś dużo szczęścia, że uderzając o ścianę nie rozbiłeś sobie głowy. Skończyło się na ogromnym guzie, przypominającym pąk kwiatu... i rzeczywiście! Po chwili twój guz rozkwitł jako piękna orchidea. Przez najbliższe trzy posty będziesz prześladowany przez chmarę kolibrów. 2 - Upadłeś tak niefortunnie, że usłyszałeś tylko trzask i wydałeś z siebie okrzyk bólu - masz złamaną rękę, a twoje palce zmieniły się w pędy jakiejś rośliny, które zaczęły oplatać twojego sąsiada. Koszmar, stanowczo potrzebujesz pomocy. 3 - Jakiś nieszczęśnik zamortyzował twój upadek. Najadłeś się strachu, ale poza tym masz się zdumiewająco dobrze. Co prawda twoje włosy, brwi i rzęsy zmieniły kolor na wściekle różowy, ale za to na trzy posty zdobyłeś moc uzdrawiania dotykiem i możesz pomóc nieszczęśnikom, którzy mieli mniej szczęścia (czyli wyrzucili 2, 4 albo 6 i nieparzystą). Otrzymujesz 1 punkt z magii leczniczej! 4 - Ktoś uderzył cię łokciem, rozbijając przy okazji nos i wargę, przez co dosłownie zalałeś się krwią. Jednak gdy siadasz na ziemi, znajdujesz bryłkę prawdziwego złota, którą możesz wymienić na 70 galeonów! 5 - Fizycznie nic ci nie dolega poza kilkoma otarciami i siniakami... ale nagle zacząłeś rozumieć mowę zwierząt! Od ich cichych szeptów dobiegających z każdej strony pęka ci głowa i nie możesz się skupić! (Potrwa to przez 3 najbliższe posty, a ty otrzymujesz 1 punkt z ONMS). 6 - Pod wpływem wybuchu wystrzeliłeś w górę... i tak już zostałeś, kołysząc się lekko w powietrzu. Niestety, zupełnie nad tym nie panujesz i nie możesz zejść na ziemię, dopóki ktoś nie zareaguje. (Rzuć dodatkową kostką: parzysta - jakiś nauczyciel sobie tylko znanymi sposobami ściąga cię na dół; nieparzysta - po kilku minutach spadasz z hukiem na ziemię i boli cię dosłownie wszystko.
UWAGA! W poszczególnych warsztatach możesz wziąć udział tylko pod warunkiem, że z danego przedmiotu posiadasz w kuferku co najmniej 10 punktów. Jeśli twoja postać nie posiada takiej ilości punktów z żadnego przedmiotu, może wziąć udział w jednych warsztatach, z dziedziny, z której jest najlepsza (tj. ma najwięcej punktów w kuferku).
Warsztaty - Eliksiry i magia lecznicza
Nauczycielką okazała się stara jednooka Indianka o imieniu Izhi. Pusty oczodół został wypełniony złotą gałką z tęczówką z turkusu i źrenicą z obsydianu, co sprawiało dość niesamowite wrażenie. - To jeden z naszych sekretów i zarazem jeden z najpotężniejszych eliksirów na świecie. Wyleczy każdą ranę i każdą chorobę, ale można go przygotować i podać choremu tylko raz w życiu. Osoba, dla której uwarzycie ten eliksir, zostanie połączony z wami niezwykłą więzią, która zniknie dopiero po śmierci jednego z was. Czasami będziecie słyszeć strzępki swoich myśli albo wyczuwać, że ta druga osoba znajduje się w niebezpieczeństwie. Właśnie dlatego można podać go tylko jednej osobie, osobie, z którą odważycie się związać w ten sposób...
Przepis:
Rozetnij żywą żabę i wyjmij jej jeszcze bijące serce. Weź świeże liście koki i przeżuj je siedem razy. Następnie dodaj gram czystego złota, kroplę jadu boomslanga. Wrzuć do kociołka do połowy wypełnionego wodą i gotuj przez pół godziny, cały czas mieszając zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Nakłuj opuszkę serdecznego palca i dodaj do eliksiru jedną kroplę. Prawidłowo uwarzony eliksir przybierze głęboki bordowy kolor.
Rzuć dwiema kostkami - po jednej na etap. Etap I: Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Na samą myśl o rozcinaniu żywego stworzenia poczułeś lekkie mdłości, a na widok żabich wnętrzności, w których babrał się twój kolega, zrobiło ci się niedobrze. Z trudem powstrzymałeś wymioty, ale stanowczo odmówiłeś udziału w tej operacji. 2 - Zebrałeś się w sobie i zdołałeś dokonać tej przykrej operacji, nie uszkadzając organu. Dobra robota, choć trochę mokra. 3 - Wszystko szło dość gładko, dopóki nie poczułeś w palcach malutkiego, żabiego serca. Wzdrygnąłeś się, a ono wyślizgnęło się z rąk i upadło na podłogę. Zanim je odnalazłeś, przestało bić i do niczego się nie nadawało. 4 - Myślałeś, że nie dasz rady, ale po chwili namysłu uznałeś, że skoro już musisz uśmiercić to biedne stworzenie, przynajmniej oszczędzisz mu bólu i rzuciłeś na nie Drętwotę. Wykonałeś zadanie doskonale, a Izhi pochwaliła twoje humanitarne podejście do sprawy. (Otrzymujesz 1 punkt z ONMS) 5 - Chyba nie wziąłeś pod uwagę rozmiarów żabiego serca. Było naprawdę malutkie, a ty za mocno je ścisnąłeś i... tak, niestety je zgniotłeś. Śmierć żaby poszła na marne, a ty dałeś plamę. 6 - Gdybyś był mugolem, pewnie zostałbyś kardiochirurgiem. Postanowiłeś uporać się z tym zadaniem jak najszybciej, bo przecież nie należało do przyjemnych. Poszło ci nie tylko doskonale, ale też niesłychanie szybko, brawo!
(Jeśli nie udało ci się zdobyć serca, Izhi zrobiła to za ciebie, ale nie wyglądała na zadowoloną.)
Etap II: Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Nie zdawałeś sobie sprawy, że to będzie aż tak męczące. Drętwieją ci ręce, ale wiesz, że nie możesz przestać mieszać... tyle tylko że kolega zwraca ci uwagę, że mieszasz w złą stronę. I cała robota na nic. 2 - Doskonale, właściwie bezbłędnie, choć chyba powinieneś mieszać odrobinę szybciej. 3 - Byłeś pewien, że nic z tego. Indianka długo oglądała zawartość twojego kociołka, aż w końcu kiwnęła głową z aprobatą i pogłaskała cię po głowie. 4 - Nie zauważyłeś, że do twojego eliksiru wpadł włos... a kiedy zauważyłeś, było za późno, żeby go uratować i cała praca na nic! 5 - Przeżułeś swoją kokę tylko sześć razy, przez co eliksir nie uzyskał właściwego koloru i do niczego się nie nadaje. 6 - Do twojego eliksiru wpadła mucha, ale wyłowiłeś ją tak szybko, że nie popsuła ci pracy. Uf, co za ulga!
Warsztaty - ONMS
Unilamy były pod każdym względem urocze, jednak wyjątkowo płochliwe i delikatne, dlatego dopuszczono do nich wyłącznie osoby mające rękę do zwierząt. Każdy otrzymał fletnię, składającą się z kilku drewnianych piszczałek. Waszym przewodnikiem i opiekunem był Llacsa – niewysoki, młody Indianin o pogodnym uśmiechu i ostrych rysach twarzy. Jego prawy policzek przecinała różowa blizna, ale nawet ona nie czyniła jego łagodnej twarzy nieprzyjazną. - Unilamy uwielbiają muzykę. Uspakaja je. Mało kto wie, że nie tylko ich wełna jest niezwykle cenna, ale również łzy. Łzy szczęścia i wzruszenia, które odczuwają, słysząc muzykę. Nie mają tak dużej mocy, jak łzy feniksa, ale nasi magomedycy stosują je w leczeniu depresji i nerwic.
Etap I - Podejście do unilamy Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Zwierzę zareagowało niezwykle nerwowo, wcisnęło się w kąt wybiegu, ledwo stojąc na drżących nogach. Uspokoiła ją dopiero muzyka. 2 - Unilama natychmiast do ciebie podeszła i miękkimi chrapami dotknęła twojego policzka. Nie potrzebowałeś fletni, by zdobyć jej zaufanie, ale i tak będzie potrzebna do wywołania łez. 3 - Wszystko szło doskonale, ale poślizgnąłeś się na odchodach, a gwałtowny ruch sprawił, że zwierzęta wpadły w panikę. Na szczęście utrzymałeś równowagę, ale dopiero dźwięki fletni przywróciły unilamom względną równowagę psychiczną. 4 - Twoja podopieczna spojrzała na ciebie swoimi bursztynowymi oczami i... przepadłeś. Zakochałeś się po uszy w tym łagodnym stworzeniu i to z wzajemnością, bo oparło głowę na twoim ramieniu. Wygląda na to, że zdobyłeś jego zaufanie! 5 - Straszna z ciebie ofiara losu, bo potknąłeś się o własne nogi i upadłeś. Co prawda zdążyłeś podeprzeć się ręką, ale trafiłeś nią w łajno unilamy, która schyliła się nad tobą z ciekawością, nie okazując lęku. Chyba znajomo pachniesz, bo zwierzę odnosi się do ciebie przyjaźnie. Cóż, chociaż tyle dobrze. 6 - Nie wiadomo, jakim cudem, ale zirytowałeś to subtelne stworzenie do tego stopnia, że po prostu cię opluło, po czym jakby zakłopotane własnym zachowaniem, schowało się za drzewem. Ładnie się zaczyna.
- W porządku. Teraz macie za zadanie zagrać swojej unilamie jej ulubioną melodię - wyjaśnił Llacsa, wręczając wam rozpiskę z ulubionymi przebojami poszczególnych unilam. To chyba najdziwniejsze, co do tej pory cię spotkało, ale co tam!
Melodia - kostki:
Rzuć jedną kostką-literką i wylosuj ulubioną piosenkę swojej unilamy! A - "Westchnienie unilamy" B - "Lot hipogryfa" C - "Trop trolla" D - "Oczy kuguchara" E - "Szloch mandragory" F - "Mały czarodziej" G - "Upojeni afrodisią" H - "Ucieknij ze mną na miotle" I - "Polowanie na czarownicę" J - "Taniec lunaballi"
Etap II - Zbieranie łez unilamy Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Albo nie masz za grosz słuchu, albo zupełnie nie wiesz, jak grać na tym instrumencie. Unilama nie uroniła ani jednej łzy, wygląda najwyżej na lekko zdziwioną. 2 - Grasz tak pięknie, że zwierzę zalewa się łzami, które bez trudu zbierasz do wcześniej przygotowanej fiolki. Pełen sukces, możesz być z siebie dumny! 3 - Na początku idzie ci nieszczególnie, nie pamiętasz zbyt dobrze linii melodycznej i czujesz się dość głupio, ale potem nabierasz pewności siebie, a litościwe stworzenie roni kilka łez, które udaje ci się zebrać. 4 - Z pewnością nie jesteś wirtuozem fletni. Grasz tak okropnie, że unilama wręcz ucieka, a wasz indiański przewodnik dyskretnie prosi, żebyś jednak dał spokój. Straszny wstyd. 5 - Idzie ci doskonale, unilama słucha cię z zachwytem, kołysząc się lekko w takt muzyki. Kiedy zaczyna płakać, zbierasz jej łzy, ale połowa i tak spływa po zewnętrznych ściankach, a w środku zostaje... tyle co kot napłakał. Niemniej zawsze to coś. 6 - Wszystko szło zgodnie z planem, tyle tylko, że ktoś cię potrącił, a ty wylałeś całą zawartość fiolki. Rzuć jeszcze raz kostką: parzysta – wasz przewodnik okazał się bardzo życzliwy i podarował ci pełną fiolkę łez unilamy, nie chcąc nic w zamian; nieparzysta – cóż, wygląda na to, że to nie twój dzień, a łzy unilamy nie wzbogacą twojego ekwipunku.
Warsztaty - transmutacja
Ujmujecie w dłonie kawałek drewna z magicznego drzewa o nazwie achiq. Jest dość miękkie i jasne. Tarco, was przewodnik i nauczyciel, uśmiecha się do was tajemniczo i zaczyna szeptać zaklęcie. Drewno w jego dłoniach mięknie jak wosk, nabiera złocistego, metalicznego połysku - przypomina plastyczną masę, którą bawią się mali czarodzieje. Tarco przymyka oczy i mruczy coś pod nosem, a masa w jego dłoniach samoistnie przybiera kształt jaguara, który wierci się niecierpliwie i gotuje do skoku. Złota figurka zachwyca precyzją wykonania i jesteście przerażeni, słysząc, że teraz wasza kolej.
Etap I - Puriqlla malki qori Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Nie wiadomo, czy to wina złej wymowy, czy braku koncentracji, ale twój kawałek drewna zamienił się w kamień. Zwykły szary kamień, którym możesz co najwyżej nabić komuś guza. 2 - W dłoń wlazła ci paskudna drzazga, której nie możesz się pozbyć, ale nie dajesz za wygraną i po chwili czujesz ciepło i plastyczność prawdziwego złota! Brawo! 3 - To co prawda złoto, ale twarde i mało plastyczne, z którego trudno cokolwiek stworzyć. Niby dobrze... ale jednak źle. 4 - Bez trudu wymówiłeś zaklęcie, a ciepłe, plastyczne złoto przyjemnie grzeje dłonie. Dobra robota! 5 - Chyba przesadziłeś, bo złoto zrobiło się zupełnie płynne i przeleciało ci między palcami. Nie do końca o to chodziło. 6 - Początkowo nie mogłeś wymówić zaklęcia, ale z pomocą Tarco w końcu ci się udało, a złota ma idealną konsystencję! Wspaniale!
Etap II - Ch'iquy kawsay Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Złota masa przybrała formę wybranego przez ciebie stworzenia i jeśli nad czymś powinieneś popracować, to nad precyzją, bo poskąpiłeś detali, ale i tak jest świetnie. 2 - Zamiast zwierzęcia trzymasz w ręku coś na kształt kostki do gry i nie wiesz, jak to odkręcić. Ups. 3 - Twój nieszczęsny twór nie ma nóg ani oczu, więc trudno uznać go za szczególnie udany. Musisz się bardziej postarać. 4 - To prawdziwe dzieło sztuki i Tarco nie kryje zachwytu. Możesz być z siebie naprawdę dumny! (Otrzymujesz 1 pkt z Działalności Artystycznej) 5 - Jest to sztuka minimalistyczna, ale wyszło całkiem nieźle. Twoja figurka może nie jest idealna, ale wygląda całkiem nieźle i porusza się z wielkim wdziękiem. Brawo! 6 - Ojej, twoja figurka nie przypomina figurki, prędzej złote odchody unilamy. Nie poszło ci zupełnie.
Warsztaty - wróżbiarstwo
Znaleźliście się na szczycie jednej ze złotych piramid Eldorado. Przewodniczką i nauczycielką okazała się być Urpi, młoda Indianka o rozmarzonych oczach i lśniących włosach sięgających pasa, ozdobionych złotymi koralikami. - Dzisiaj nauczę was sposobu przepowiadania przyszłości, o którym być może nie słyszeliście... Każdemu z nas przypisany jest kamień szlachetny, zależnie od dnia urodzenia. Musicie odnaleźć swój kamień i pozwolić, by do was przemówił, ujawniając wam tajemnice przyszłości, czasem także przeszłości... Podejdźcie do stołu i znajdźcie wasz kamień - powiedziała miękkim, melodyjnym głosem, rozdając wam rozpiskę, mówiącą jaki kamień przypisany jest poszczególnym dniom w roku.
- Dobrze. Teraz, aby nawiązać więź ze swoim kamieniem, musicie siedem razy powtórzyć „simi kamachiy qhipa pacha alli”, co można przetłumaczyć jako... „przepowiedz dobrą przyszłość”. Jeśli więź zostanie nawiązana, powinniście poczuć lekkie mrowienie w palcach - Urpi krążyła wśród swoich podopiecznych z łagodnym uśmiechem, korygując ich wymowę i starając się pomóc.
Etap I Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Poszło jak po maśle. Chyba masz doskonałe ucho, bo bez trudu powtórzyłeś zaklęcie w tym tajemniczym języku, a kamień nagle jakby wtulił się w twoją dłoń. Bez wątpienia poczułeś więź, o której mówiła Urpi. 2 - Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że coś ci się pomyliło i wybrałeś niewłaściwy kamień, to znaczy nie ten odpowiadający twojej dacie urodzenia. Powtarzałeś zaklęcie bez skutku, aż w końcu Urpi domyśliła się, w czym problem i pomogła ci go rozwiązać. Jakby w nagrodę za twoją wytrwałość, kamień wydobył z twojej pamięci najlepsze wspomnienia, wprawiając cię w doskonały nastrój. 3 - Za nic na świecie nie mogłeś wymówić tych dziwacznych słów. Plątałeś się, prychałeś i czułeś narastającą frustrację. Urpi poświęciła ci chyba najwięcej czasu z całej grupy, ale w końcu dałeś radę i twój kamień faktycznie się z tobą w jakiś sposób połączył. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. 4 - Okazałeś się być straszną ofiarą losu. Wszystko szło gładko, ale to dziwne mrowienie w palcach tak cię zaskoczyło, że upuściłeś swój kamień, który potoczył się pod nogi twoich kolegów. Zanim go znalazłeś, zdążyłeś wybrudzić sobie kolana i dłonie, chodząc po podłodze na czworaka. Wstyd, ale w końcu znalazłeś swój kamień i wszystko dobrze się skończyło. 5 - Jakoś nie byłeś do tego przekonany, no bo jak kamień miałby nawiązać z tobą więź. Urpi chyba wyczuła twoje nastawienie i delikatnie ujęła cię za rękę, przez którą przebiegł dreszcz. Jej oczy miały taki wyraz, że nagle uwierzyłeś w każde słowo i bez dalszego marudzenia spełniłeś jej polecenia – w dodatku z bardzo dobrym skutkiem! 6 - Nie mogłeś w żaden sposób zapamiętać tych dziwnych słów. W końcu poprosiłeś Urpi, żeby zapisała formułkę zaklęcia na kartce i po prostu ją odczytałeś. Na tym jednak nie skończyły się twoje kłopoty, bo kamień rzeczywiście nawiązał z tobą więź, ale z jakiegoś powodu przywołał też wszystkie bolesne wspomnienia, sprawiając, że miałeś ochotę po prostu wyjść.
- Słyszycie szept waszych kamieni? Wsłuchajcie się w ich głosy, powiedzą wam, co czeka was w najbliższej przyszłości... Dopóki nie oswoicie się ze swoim kamieniem, jego przepowiednie mogą wydawać się bardzo mgliste, ale dotarcie do prawdy ukrytej w duszy kamienia wymaga lat - powiedziała Urpi, po czym umilkła.
Etap II:
Rzuć jedną kostką – literą w odpowiednim temacie: Widzisz... A – … męską postać otuloną szarym płaszczem i wyciągającą do ciebie dłoń z obraną pomarańczą i starym pierścieniem. B - … rybę motającą się rozpaczliwie na piaszczystej plaży i wpatrującą się w nią mewę. C - … dziecko leżące wśród traw i zbliżającego się centaura, trzymającego w dłoni gałązkę bzu. D - … trytona ciągnącego pod wodę nagą dziewczynę, ściskającą w dłoni świetlisty miecz. E - … starca pochylającego się nad kociołkiem i ściskającego w dłoni skrzypce z zerwanymi strunami. F - … starą księgę o nadpalonych brzegach, której kartki unoszą się, jakby oddychały, a czyjaś dłoń przytyka do nich świecę, by zajęły się ogniem. G - … hipogryfa niosącego w szponach kociołek pełen Felix Felicis i lecącego tuż nad taflą jeziora. H - … nurkującego wieloryba trzymającego w pysku linę i holującego za sobą statek z załogą składającą się z goblinów. I - … psidwaka niosącego w pysku zegarek ze wskazówkami w kształcie kluczy. J – kwitnącą gałązkę jabłoni, której liście i kwiaty nagle sczerniały i zmieniły się w popiół, rozwiany przez wiatr.
Warsztaty - Zaklęcia i OPCM
Pachacutec poprowadził was na plac pełen ruchomych kukieł. Wyglądał bardzo poważnie i surowo, czarne długie włosy rozwiewał wiatr, a jego twarz wydawała się odlana z mosiądzu. Kiedy się odezwał, jego głos okazał się niezwykle dźwięczny i stanowczy, widać było, że przywykł do wydawania poleceń. - Chciałbym nauczyć was potężnego zaklęcia. Może być w równym stopniu przydatne, co niebezpieczne. Choćby dlatego, że wymaga od was wielkiego opanowania i szlachetności. Nazywa się Mach'aqway.- Po tych słowach wykonał krótki ruch dłonią, a z jego palców wytrysnął promień zielonkawego światła, które przybrało kształt anakondy, która oplotła swoim potężnym cielskiem stojącego nieopodal manekina. Zmarszczył brwi i wyszeptał „Hiq'ipay”, a kukła trzasnęła w uścisku anakondy, po czym złamała się wpół. - Wiem, że jest podobne do znanego wam zaklęcia "Serpentsoria", ale wąż zachowuje się inaczej. "Mach'aqway" sprawia, że anakonda się pojawia i unieruchamia przeciwnika. "Hiq'ipay" sprawia, że zaczyna go dusić. Doświadczony czarodziej jest w stanie kontrolować węża, ale amator może... cóż, nie zapanować nad siłą uścisku i doprowadzić do śmierci przez uduszenie albo przerwanie rdzenia kręgowego - powiedział z powagą, obserwując twarze swoich podopiecznych.
Etap I - Mach'aqway Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Twój wąż nie ma nic wspólnego z anakondą, prędzej z padalcem. Pachacutec patrzy na ciebie z politowaniem, ale nic nie mówi, dając ci szansę. Rzuć jeszcze jedną kostką: parzysta – zebrałeś się w sobie i za trzecim razem udało ci się wyczarować ogromną anakondę i zyskać uznanie Pachacuteca; nieparzysta – chyba spojrzenie Indianina odebrało ci resztki wiary w siebie i mimo prób nie udało ci się wyczarować anakondy. 2 - Twoja anakonda z jakiegoś powodu postanowiła opleść nie kukłę, ale twojego sąsiada (oznacz w poście, kto nim był). Pachacutec błyskawicznie zainterweniował i zrugał cię przy wszystkich, upewniając się równocześnie, że twojej ofierze nic się nie stało. Ups. 3 - Wszystko poszło idealnie. Anakonda owinęła się wokół ruchomej kukły, przyciskając jej ramiona do tułowia, a Pachacutec dotknął twojego ramienia i skinął głową. Cóż, większej pochwały nie należy się spodziewać! 4 - Jesteś chyba kompletną ofermą, bo anakonda pomyliła kierunek i oplotła cię swoim ogromnym cielskiem, sprawiając, że nie mogłeś się poruszyć ani nawet wołać o pomoc. Pachacutec szybko cię uwolnił i dał kilka wskazówek, jednak w jego spojrzeniu widać było drwinę, która dotknęła cię do żywego. 5 - Na początku czułeś się onieśmielony i trochę zaniepokojony tym zaklęciem, ale kiedy się przełamałeś, już za drugim razem udało ci się bezbłędnie wykonać polecenia Pachacuteca. Co prawda anakonda powinna owinąć się nieco ściślej wokół kukły, ale to drobiazg. Ogólnie poszło ci naprawdę dobrze! 6 - Poszło ci doskonale! Twoja anakonda nie tylko wykonała twoje polecenie, ale zrobiła to tak błyskawicznie, że prawdziwy przeciwnik pewnie nie miałby nawet szansy na obronę. Pachacutec w dowód uznania ofiarowuje ci magiczny talizman z wizerunkiem pierzastego węża, Quetzalcoatla, boga powietrza i nieba, który widnieje na logach wielu południowoamerykańskich klubów quidditcha. Otrzymujesz dodatkowy punkt z gier miotlarskich!
Zakładamy, że tym, którym się nie udało pierwsze zaklęcie, pomógł Pachacutec.
Etap II - Hiq'ipay Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Zamiast zadusić swoją ofiarę, czyli kukłę, anakonda zaczęła się o nią ocierać jak kot, wyraźnie nie mając złych zamiarów i uważając, żeby nie zrobić jej krzywdy. Chyba coś ci nie wyszło. 2 - Wykazałeś się ogromnym opanowaniem. Ciało anakondy z każdą chwilą coraz mocniej oplatało kukłę, jednak cały czas miałeś nad nią kontrolę. Pachacutec poklepał cię po plecach na znak uznania. Brawo! 3 - Nie masz za grosz samokontroli. Twój wąż w ciągu sekundy złamał kukłę w pół, mimo że miał robić to stopniowo. Zdajesz sobie sprawę, co twój brak opanowania zrobiłby z prawdziwym człowiekiem? 4 - Masz wrażenie, że lada chwila anakonda wymknie ci się spod kontroli i zadusi swoją ofiarę. Na czoło występują ci krople potu i zupełnie tracisz kontakt z rzeczywistością. Kiedy Pachacutec daje znak, że to koniec ćwiczenia, jesteś tak wyczerpany, że siadasz na ziemi, nie mogąc utrzymać się na nogach. Mimo wszystko – poszło ci bardzo dobrze! 5 - Nie wiadomo kiedy wściekła anakonda owija się wokół jednego z twoich kolegów, ale ty masz na tyle zimnej krwi, by natychmiast przerwać zaklęcie. Pachacutec obrzuca cię przeciągłym spojrzeniem, ale nic nie mówi, widocznie zadowolony, że opanowałeś sytuację. 6 - Widocznie byłeś bardzo zmęczony albo zaklęcie po prostu przerosło twoje umiejętności, bo starając się utrzymać gigantycznego węża i kontrolować siłę jego uścisku... po prostu straciłeś przytomność. Ocucił cię dopiero Pachacutec, wykazując się zaskakującą troską i delikatnością, zupełnie nie pasującą do jego ponurej i surowej twarzy. Przed tobą jeszcze długa droga.
Warsztaty - Zielarstwo
Musieliście poczekać do zachodu słońca i zapadnięcia zmroku, by wyruszyć na wyprawę do jaskiń niedaleko Złotego Miasta. Waszą przewodniczką okazała się być Ninasisa – młoda, pulchna Indianka o pogodnym uśmiechu. Wydawała się uosobieniem Matki Natury z rozłożystymi biodrami i delikatnością, z jaką odnosiła się do wszystkich żywych istot, szczególnie roślin. Dość szybko dotarliście do jaskini. W jej sklepieniu znajdował się otwór, przez który do środka wpadało światło księżyca, oświetlając ogromne, piękne kwiaty o srebrzystym połysku. Pewnie część z was domyśliła się, co Ninasisa chce wam pokazać, ale Indianka chciała się upewnić, że wszyscy zrozumieją, z jak cenną rośliną będą mieli do czynienia. - To łza księżyca. Jeden z najcenniejszych kwiatów na świecie, a to ze względu na rzadkość jego występowania i niezwykłe właściwości. Widzicie te pnącza? Waszym pierwszym zadaniem będzie dotarcie do kwiatu bez uszkodzenia pnączy. Pada na nie światło księżyca w pełni, dlatego się rozsunęły, jednak nadal musicie uważać – są bardzo delikatne, a uszkodzone wydzielają z siebie żrący kwas, który powoduje poważne obrażenia. Kiedy dotrzecie do serca rośliny, spróbujcie zebrać nagromadzone tam srebrne krople, ale bądźcie ostrożni i delikatni. Jeśli łza księżyca wyczuje wasz strach albo jeśli spróbujecie odebrać jej nektar siłą, straci on swoje właściwości lecznicze i zmieni się w zabójczą truciznę. - Z pogodnej twarzy Indianki zniknął uśmiech. Chciała, by zdawali sobie sprawę, że stają przed trudnym i odpowiedzialnym zadaniem. Po chwili rozdała im fiolki, do których mieli zebrać nektar łzy księżyca.
Etap I Pnącza Rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie.
1 - Pnącza wydają się żyć własnym życiem. Masz wrażenie, że specjalnie podkładają ci się pod nogi, ale omijasz je zwinnie i bez trudu docierasz do kwiatu. Gratulacje! 2 - To jakiś koszmar. Jesteś tak gapowaty, że natychmiast upadasz na pnącza, które pękają, a z ich wnętrza wypływa żrący kwas, który wypala ci dziurę w dłoni. Ninasisa szybko interweniuje i uśmierza ból, ale gdyby nie ona, mogłoby się to źle skończyć. 3 - Dostrzegasz małego ptaszka, który musiał zaplątać się w pnącza. Jeszcze ich nie uszkodził, ale szamocze się beznadziejnie i lada chwila może dojść do tragedii! Na szczęście udaje ci się go uwolnić, nie niszcząc pnączy. Brawo, otrzymujesz jeden punkt z ONMS! 4 - Szło ci doskonale, dopóki nie potrącił cię jakiś głąb. Drgnęła ci ręka i całą operację diabli wzięli, bo zniszczyłeś pnącze. Co prawda kwas nie wyżarł ci dziur w skórze, ale spadł z sykiem na ziemię, zostawiając na niej czarny ślad. Miałeś szczęście. 5 - Oho, Ninasisa jest pod dużym wrażeniem. Obchodzisz się z pnączami wyjątkowo delikatnie, odsuwając je od łez księżyca tak, by mieć lepszy dostęp do kwiatu. Gratulacje! Otrzymujesz garść słodkich ziaren dymnicy, ot taki przysmak. 6 - Jeden fałszywy ruch i... kwas tryska z przerwanych pnączy, ochlapując ciebie i kilka osób stojących obok. Ninasisa ma przez ciebie pełne ręce roboty i patrzy z taką irytacją, że nie masz odwagi spojrzeć jej w oczy, kiedy opatruje twoje rany.
Etap II Zbieranie łez księżyca
1 - Chciałeś zabrać się do dzieła ostrożnie i z wyczuciem, wiedząc, że masz do czynienia z rośliną równie cenną co niebezpieczną. Niestety, rozchylając płatki, zbyt mocno je ścisnąłeś i nektar, który zebrałeś do fiolki, przybrał granatowy kolor, a Ninasisa wyjaśniła, że teraz jest już bezużyteczny, a raczej stał się śmiertelną trucizną. Klapa. 2 - Mimo drżenia rąk udało ci się wykonać zadanie i zebrać do fiolki kilka kropli nektaru. Co prawda niemal tyle samo pociekło ci po palcach, ale to i tak całkiem niezły rezultat. 3 - Byłeś tak skupiony na wykonaniu swojego zadania, że kiedy ktoś niespodziewanie dotknął twojego ramienia, drgnąłeś, a łzy księżyca zabarwiły się na granatowo, zmieniając w zabójczą truciznę. Szkoda, tak dobrze szło! 4 - Zupełnie zapomniałeś o ostrożności! Zabrakło ci cierpliwości i chciałeś odebrać roślinie nektar przemocą, przez co zmienił się w silną truciznę i zmienił kolor na granatowy. Co więcej jedna z kropli spadła ci na palec, a ty z rozpędu ją zlizałeś. Gdyby nie interwencja Indianki, pewnie nie wróciłbyś z tej wyprawy, a tak... cóż, masz potworne mdłości i zawroty głowy, które będą cię dręczyły przez co najmniej trzy posty. 5 - Z niezwykłą precyzją zebrałeś do fiolki wszystkie cały nektar czyli łzy księżyca – nie uroniłeś nawet kropelki, czym zyskałeś sobie wielkie uznanie Ninasisy, która podarowała ci cenny rojnikowiec. 6 - Poszło całkiem nieźle. Co prawda jakiś osioł cię potrącił, przez co uroniłeś kilka kropli cennego nektaru, ale i tak możesz być z siebie zadowolony, a Indianka obdarza cię przyjaznym uśmiechem.
Dotarcie do Eldorado nie było przez Enzo specjalnie silnie wyczekiwanym elementem dnia. Po wczorajszej wizycie w chacie szamana był zdecydowanie nieswój, a dziwne rozkojarzenie, jakie prześladowało go od samego rana, już samo w sobie było wymówką od wszystkiego, a przynajmniej w jego opinii. Częściej niż zwykle potykał się o korzenie, a chociaż ani razu nie puścił dłoni Shenae, nie odzywał się też za dużo, co mogło zostać odebrane z jej strony dość opacznie. Halvorsen był niemalże pewien, że doszuka się w jego zachowaniu czegoś dziwnego, ale nie potrafił dziś wydobyć z siebie niczego więcej poza zdawkowymi odpowiedziami i zamyślonymi spojrzeniami. Tak więc, mur nie zrobił na nim większego wrażenia, w przeciwieństwie do eksplozji, jaka posłała go na jego ścianę. Enzo wypuścił palce Shenae, uderzając głową o fragment muru. Jęknął cicho i pomacał głowę, niemalże już czując pod palcami krew, ale nic z tego. Wyrósł mu tylko ogromny guz, który zamienił się w kwiat… no poważnie? Mało tego, doczepiły się do niego również kolibry. Zbierając się z miejsca i opędzając od natrętnych ptaszków, odszukał D’Angelo. - Nic Ci nie jest? - spytał, oglądając ją i upewniając się czy jest zdatna do drogi. Jeśli nie była, zamierzał jej pomóc, a jeśli tak to czekała ich podróż naprzód. Słysząc, że czekają ich jakieś warsztaty, od razu zaproponował transmutację. Była to dziedzina, w której oboje czuli się w miarę dobrze i z której mogli wynieść coś pozytywnego. Nawet, jeśli ze złotej figurki miała pozostać tylko mokra plama na podłodze. Enzo chyba nie do końca zrozumiał o co chodzi w tym całym zaklęciu. Jego masa rozlała się majestatycznie pod jego nogami, a po jej pozbieraniu, nie wydawała się już taka piękna jak na początku. Cóż, Halvorsen bynajmniej nie zamierzał się poddawać. Kręcił się i kręcił nad złotem tak długo, aż wreszcie mógł zaprezentować zarówno nauczycielowi, jak i Shenae złotą figurkę przedstawiającą wznoszącego się do lotu kruka. - Trzymaj - wręczył ją Shenae - postawisz go na kominku, jak już będziemy go mieć. Dante dostanie szału.
Wybuch: 1 Warsztaty - transmutacja: 5 i 4
The author of this message was banned from the forum - See the message
Nagle coś pizgło jakby się rozrywało. Dul odleciała kilka metrów dalej i uderzyła o podłogę, na której ktoś leżał i zamortyzował upadek. - Przepraszam! - wstała zakłopotana i temu komuś też pomogła, zaczęła się rozglądać za innymi osobami na wycieczce i udzielać im pomocy w związku z ogromnym wybuchem magii. Co za debil jej tu użył przy takim natężeniu. Ciekawe czy eksplodował jak wielki pomidor?
Wybuch: 3
Warsztaty - Eliksiry i magia lecznicza
Dulce udała się na warsztat z tego co najbardziej kochała, uzdrawianie i leczenie okraszone eliksirami. Kiedy rozcięła żabę, a nie miała z tym większych problemów chwyciła za serce, które... Pękło. Ot ironia. Prowadząca nie była zadowolona i podała dziewczynie zastępcze serce. Wtedy wszystko poszło już o wiele lepiej i było prostsze, przynajmniej dopóki do eliksiru nie wpadła mucha. Ups... Musiała ją szybko wyciągnąć, tak by nikt nie zauważył, na całe szczęście się udało.
Nie odzywała się do Enzo, widząc, że nie jest w nastroju. Po prostu szła obok niego, próbując za nim nadążyć. Zważała na jego kroki, bo zatrzymywał się, albo potykał w najmniej przewidzianych momentach. W jakiś sposób udało im się jednak dotrzeć do muru, który okazał się ich przeszkodą. Przystanęła wtedy w końcu spokojnie, zaczesując w zastanowieniu włosy do tyłu. Oceniła jego wysokość z dołu, żałując, że nie wzięła ze sobą miotły. — A gdyby tak… — chciała coś zaproponować, ale w tym samym momencie ogromny wybuch zagłuszył jej wypowiedź. Jeszcze chwilę stała w miejscu. W tym rozgardiaszu, w którym większość osób z przednich rzędów odrzuciło do tyłu, oberwała od kogoś łokciem. Nie od razu poczuła ciepłą krew spływającą jej po twarzy. Nie byłby to pierwszy raz kiedy rozbiła sobie nos, dlatego instynktownie odchyliła głowę w tył, krztusząc się przy tym własną krwią, ale przynajmniej nie dając sobie jej stracić za wiele. Miała tylko nadzieję, że to nie było złamanie. Leżała jeszcze na ziemi, kiedy Enzo spróbował ją znaleźć i upewnić się czy wszystko z nią w porządku. Pokręciła przecząco głową. Nie było ok. Warga piekła ją niesamowicie, po czym domyśliła się, że w zaskoczeniu musiała ją sobie sama przegryźć. Metaliczny smak na ustach i na języku nie dawał jej ani oddychać, ani przełykać śliny. Wypluła krew niechętnie odsuwając rękę od nosa. Na jej dłoni znajdowało się teraz mnóstwo krwi. — Jest złamany? — spytała, chociaż wypowiadanie słów sprawiło, że nos bolał ją jeszcze bardziej. Jęknęła krótko, znów przykładając dłoń do płatków nosa. Nie chcąc się jednak nad sobą za bardzo rozczulać, przyjęła pomoc od Enzo, który najpewniej, nie starała się nawet zorientować skąd, zorganizował jej mory okład, który teraz przykładała do twarzy, chcąc czy nie, wlekąc się za nim na wybrany przez nich warsztat z transmutacji. Shenae ciężko było się skupić na tym co prezentuje im nauczyciel. Wolała spoglądać w niebo nad ich głowami, przełykając nieprzyjemny posmak w ustach. Kiedy więc przystąpili do działania, jej masa przypominała raczej litą skałę, w niczym niepodobną do pięknego złota Tarci, czy nawet leistej brei Enzo. Dalej było już tylko gorzej. Kamienista figurka pozbawiona nóg była całkiem ślepa. W miejscu gdzie powinny znajdować się oczodoły, była obła pustka, przez co jej ślepy feniks przypominał raczej ślepą kurę, znoszącą jaja, bo schowały jej się nogi. Widząc figurkę, która podarował jej Enzo, rozdrażniona wyrzuciła swojego kamyka, nie próbując się nawet przyznawać do tego, co zrobiła. — Słabo mi… Chodźmy na warsztaty z eliksirów. Myślisz, że mnie tam posklejają? Spojrzała na Enzo zła, bo od utraty krwi zdążyło ją już zacząć ćmić w głowie, a napuchnięta warga nie pozwalała jej nawet mówić.
Jedyne co poczuła do mocne uderzenie w plecy. Nie doznała jednak żadnego uszczerbku na zdrowiu, a przynajmniej tak sądziła na początku. Czując ból w okolicy czoła przyłożyła rękę krzywiąc się. Pod palcami poczuła sporych rozmiarów guza. Nie był on jednak zwyczajny, bo już po chwili lekko za szczypała ją skóra. Czując, że coś jest nie tak ponownie przyłożyła palce chcąc wybadać przyczynę. Jej oczy z początku duże zrobiły się ogromne. Zamiast guza wyczuła płatki! Tak, płatki kwiatu. Czyżby... Nie, to było niemożliwe. Chcąc się upewnić w swoich spostrzeżeniach odszukała pewną osobę. Tylko jej mogła zaufać w takiej sprawie. Była to @Dulce Reina Miramon. - Czy ja mam kwiatka w okolicach czoła? - od razu przeszła do rzeczy pokazując palcem o jakie miejsce dokładnie jej chodzi. Nie chciała do końca życia hodować roślinki na swojej skórze.
Warsztaty. Z chęcią chciała dołączyć do Dulci, jednak nie mogła. Nie poradziłaby sobie na nich. Magia lecznicza jak i eliksiry to była zdecydowanie jej specjalność. Co innego zaklęcia i obrona przed czarną magią. Uwielbiała to. Dlatego to właśnie z tą grupą ruszyła na plac pełen manekinów. Mężczyzna stojący na środku i mający zademonstrować im pewne zaklęcie nie wyglądał na przyjaznego. Jego czarne włosy jak i kamienny wyraz twarzy kazały czekać na najgorsze. Przełykając ślinę jak i zaciskając mocno ręce w pięści czekała na dalsze instrukcje. Dopiero jego głos lekko ją uspokoił. Jednak nie na długo. Widząc wyczarowanego przez niego węża zamarła. Bała się ich. Były stworzeniami dość nieprzewidywalnymi. Nie chciała jednak rezygnować. Kto wie kiedy takie zaklęcie może się jej przydać. Jego przyzwolenie na wykonanie pierwszej części zadania ucieszyło ją jak i zaniepokoiło. A co jeśli się jej nie uda? Bardzo chciała pokazać coś takiego Evanowi. - Mach'aqway - już za drugim razem udało się jej bezbłędnie wykonać polecenia Pachacuteca. Co prawda anakonda powinna owinąć się nieco ściślej wokół kukły, ale to drobiazg. Zadowolona z tego podskoczyła do góry jak mała dziewczynka. To mogła uznać za łatwy etap zaklęcia, jednak kolejna część będzie trudniejsza. Jak mogłaby zmusić anakondę do zabicia istoty żywej? Co prawda były to manekiny jednak nadal uważała to za a wykonalne. Nie pewnie spojrzała na swojego manekina i węża. - Hiq'ipay - zamiast zadusić swoją ofiarę, czyli kukłę, anakonda zaczęła się o nią ocierać jak kot, wyraźnie nie mając złych zamiarów i uważając, żeby nie zrobić jej krzywdy. Zdziwiona dziewczyna patrzyła na to z lekka rozbawiona. Wiedziała już wcześniej, że ta część jej nie wyjdzie. Jednak nie przejmowała się tym. Zawsze mogła pochwalić się pierwszą częścią zaklęcia. Nikt nie musiał wiedzieć o drugiej.
- Na gacie Merlina - zaklął, kiedy zobaczył, że twarz Shenae spływa czerwienią. Momentalnie zrobiło mu się gorąco, gdy jego własna krew napłynęła mu do głowy. - Niech ja znajdę kretyna, który Ci to zrobił. Wymruczał cicho, głosem nabrzmiałym mściwą złością, jaka zbyt często nie gościła w jego zachowaniu. Przyjrzał się jej nosowi przez moment. - Chyba nie - zerknął w lekkim popłochu na cieknącą dalej posokę. - zaczekaj chwilę, spróbuję coś znaleźć Udał się właśnie do samego przewodnika, tłumacząc w czym rzecz. To on poratował go zapasem wody i opatrunkiem, z którego Enzo zamierzał zrobić okład. Zwilżył gazę, docierając do Shenae. Lekko przetarł jej nią twarz, a potem pozwolił jej na przytrzymanie materiału w odpowiednim miejscu. Pogładził ją po plecach, starając się dodać jej otuchy, chociaż wściekłemu Halvorsenowi nie przychodziło to łatwo. Jedno jej się udało - zupełnie wypędziła z niego gburowatość i zamyślenie. Teraz był jednocześnie wściekły i zatroskany. - Zobaczmy. - zgodził się na eliksiry, dając się zaprowadzić w odpowiednie miejsce. Nie pałał entuzjazmem na myśl o mieszaniu ze sobą żabiego skrzeku i odorosoku w wielkim kociołku, zwłaszcza już, kiedy zobaczył Indiankę, ale ostatecznie nie oponował. Oko kobiety, delikatnie mówiąc, zupełnie nie przypadło mu do gustu, a nawet wręcz go od niej odstręczało. Enzo był młody. Kalectwo czy też, jak kto woli, abstrakcyjne ozdoby nie leżały w granicach jego zainteresowania czy rozważań. Nieco zmienił zdanie o nauczycielce, kiedy ta zaczęła mówić o eliksirze, jaki mieli przygotować. Temat na tyle go zainteresował, że aż chyba za bardzo. Shenae na pewno domyślała się dlaczego. Nieco pobladły, ale zmotywowany, zabrał się za przygotowania. Wyciągnięcie serca z żaby było dla niego zaskakująco proste. Z jednej strony łatwość, z jaką to uczynił, nie była zaskakująca. Enzo wielokrotnie zabijał dla pozyskania pożywienia i miał pewne doświadczenie w podobnych pracach, ale z drugiej strony, był też osobą, która niezwykle kochała i fascynowała się niektórymi zwierzętami. Cóż, teraz chyba zapomniał o skrupułach, zaślepiony ewentualnym zyskiem. Dwoił się i troił nad eliksirem, podglądając kątem oka jak radzi sobie Shenae, ale nie czuł się na tyle dobry, aby jej doradzać. Na koniec pracy, nauczycielka pogładziła jego rozczochraną czuprynę, co Enzo uznał za wystarczający dowód na to, że najwyraźniej nie poszło mu najgorzej. Nie wiedział czy to dobry pomysł, ale przemknęło mu przez myśl, żeby podzielić się wywarem z ciemnowłosą, aby pozbyła się przykrych dolegliwości. Tyle, że w obliczu tego co spotkało jego matkę, wolałby zdecydowanie zatrzymać go i zaczekać na te gorsze, mroczniejsze czasy, kiedy być może potrzebowałaby tego typu pomocy. Więc zamiast teraz nad tym myśleć, po prostu zapytał kobietę, jaka ich nadzorowała czy mogłaby pomóc D’Angelo. Był pewien, że nie odmówi, a kiedy już będzie połatana, będzie mogła uczestniczyć w zajęciach. - Masz ochotę na onms? - zapytał, nie chcąc jej zmuszać do wzięcia udziału w czymś, co mogło interesować tylko jego.
Deven czuł się dziwnie zagubiony, patrząc na Enzo i Shenae. Był jeszcze bardziej milczący niż zwykle i w głębi duszy żałował, że nie ma okazji, by zamienić z przyjacielem choć kilka słów. Przed krukonką czuł jeszcze większy respekt niż przedtem, zdając sobie sprawę, że wciął się im w pół BARDZO WAŻNEJ ROZMOWY. Starał się nawet na nią nie patrzeć, chociaż podejrzewał, że powinien pogratulować zaręczyn - nigdy nie był dobry w tych oficjalnościach. Gdy dotarli do ogromnej kamiennej ściany, poczuł dziwne mrowienie, ale postanowił je zignorować. Nareszcie przestał myśleć o Enzo i Shenae - perspektywa zwiedzenia Eldorado była naprawdę ekscytująca. Najwyraźniej nie wszyscy zrozumieli ostrzeżenie nauczycieli, bo nagle Deven poczuł gorący podmuch, który cisnął nim o ścianę. Minęło kilka chwil, zanim się pozbierał, ale poza kilkoma piekącymi otarciami i stłuczeniami nic mu nie dolegało. Ale... dziwna sprawa. Nagle zaczął słyszeć cichutkie głosy, dobiegające ze wszystkich stron. Brzmiały inaczej niż głosy jego kolegów, którzy gramolili się z trudem, wyraźnie poobijani i nieszczęśliwi. Obok jego głowy przeleciał jakiś ptak, a w jego krzyku Deven wyraźnie usłyszał "ludzie znowu mącą!". Potrząsnął głową, ale dziwne wrażenie nie ustępowało. W końcu dotarło do niego, że pod wpływem wybuchu magii zaczął rozumieć mowę zwierząt. Było to w równym stopniu uciążliwe, co fascynujące, dlatego rozglądał się wkoło z niemądrym i zachwyconym wyrazem twarzy, wsłuchując się w ciche rozmowy zwierząt.
*
Samo Eldorado robiło naprawdę niezwykłe wrażenie. Deven rozglądał się wokoło, nie wierząc własnym oczom, żałując, że nie ma tu Jovena, który na pewno doceniłby piękno złotego miasta. A potem rozdzielili się, by wziąć udział w warsztatach z dziedzin, w których byli najlepsi. Zachwyciła go możliwość podejścia do unilam i zebrania ich łez. Być może przesadził z entuzjazmem albo trafiła mu się wyjątkowo nerwowa unilama, która... no cóż, postanowiła go opluć, co czym schowała się za drzewem, udając, że to wcale nie ona. Deven odetchnął głęboko, ścierając z twarzy zieloną ślinę. No cóż, czasem bywa i tak. Usłyszał tylko jej nerwową myśl "dlaczego on się tak na mnie gapi?!", dlatego odwrócił wzrok i skupił się na ich indiańskim nauczycielu, który znów coś tłumaczył. Kiedy otrzymał fletnię, spojrzał na nią bez przekonania. "Lot hipogryfa"? Merlinie, czy aby na pewno to pamiętał? Odchrząknął i przyłożył instrument do warg. Pierwsze kilka taktów zagrał fatalnie, nie mogąc sobie przypomnieć, jak to szło, ale już po chwili nabrał pewności siebie, a unilama uroniła kilka łez, które udało mu się zebrać do fiolki! Mizerny, ale jednak sukces!
*
Zielarstwo pozornie wydaje się mniej ekscytujące niż praca z magicznymi stworzeniami, ale nie w tym przypadku. Deven zdawał sobie sprawę, że zadanie, które mieli wykonać, jest więcej niż delikatne i trudne. Z uwagą słuchał instrukcji ich przewodniczki, po czym... no tak, dał plamę. Potknął się o plącze, przerwał je, a żrący kwas wypalił w jego dłoni dziurę. Indianin zagryzł wargi, żeby nie krzyknąć z bólu, ale Ninasisa szybko udzieliła mu pomocy. Tylko jaśniejsza plama w tym miejscu zdradzała, że chwilę wcześniej nie miał tam skóry. Niestety, dalej wcale nie było lepiej. Mimo że starał się ze wszystkich sił, nie udało mu się obchodzić z rośliną wystarczająco delikatnie. Ścisnął jej płatki zbyt mocno, a nektar zmienił kolor na granatowy. Ninasisa wyjaśniła, że stracił swoje właściwości lecznicze i zamienił się w śmiertelną truciznę. Zirytowany Deven podziękował jej za pomoc, po czym stanął z boku, obserwując poczynania reszty kolegów. To nie był jego dzień.
Wybuch: 5 (i zdobywam 1 punkt z ONMS!) ONMS: 6, 2 i 3 Zielarstwo: 2 i 1
z/t
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Zazdrościła innym którym każde zaklęcie wychodziło doskonale. Sama chętnie chciała by aby coś jej wyszło. Może z transmutacją pójdzie jej lepiej. Zaplatając ręce za siebie ruszyła do odpowiedniej grupy, gdzie właśnie rozpoczynały się zajęcia. Od razu ujęła w dłonie kawałek drewna z magicznego drzewa o nazwie achiq. Było dość miękkie i jasne. Tarco, nasz przewodnik i nauczyciel, uśmiechnął się do nich tajemniczo i zaczął szeptać zaklęcie. Drewno w jego dłoniach zmiękło jak wosk, nabierając złocistego, metalicznego połysku - przypominało plastyczną masę, którą bawią się mali czarodzieje. Tarco przymknął oczy i zaczął mruczeć coś pod nosem, a masa w jego dłoniach samoistnie przybiera kształt jaguara, który wiercił się niecierpliwie i gotował do skoku. Złota figurka zachwyca precyzją wykonania. Nie było szans aby Clari była w stanie sama coś takiego wykonać. Tym bardziej, że słyszą jego słowa o tym, że teraz ich kolej zamarła. Niepewnie przyjrzała się drewnu w jej dłoniach. Niby jak miała je zamienić w złotą figurkę jaguara? To było nie wykonalne. Ich przewodnik musiał zauważyć jej niepewność, gdyż w ułamku sekundy znalazł się koło niej. Z początku nie potrafiła wymówić zaklęcie. Było ono dla niej zbyt trudne i kompletnie nie zrozumiałe. I niby jak miała tego dokonać? Dobrze, że przewodnik jej pomógł. Po kilku minutach mogła bez większego zastanowienia wypowiedzieć te trudne słowa. - Puriqlla malki qori - drewno w jej dłoni zmieniło barwę, konsystencję jak i kształt. Zadowolona z siebie podziękowała przewodnikowi, jednak ten nie miał zamiaru jej zostawić. Najwidoczniej czekał na jej dalsze rezultaty w tym zaklęciu. Niepewnie spojrzała na swoją złotą masę szykując się do kolejnego etapu zaklęcia. Przymykając na chwilę oczy wyobraziła sobie dostojnego kruka siedzącego na jednej z gałęzi. Może i nie było to zwierze rodem z dżungli, ale dla niej ono wystarczyło. Kochała te ptaki. Nie otwierając oczu wypowiedziała zaklęcie. - - Ch'iquy kawsay - dopiero po wypowiedzeniu tych słów otworzyła je. Na jej dłoni stał najprawdziwszy kruk. Tylko trochę mniejszy, złoty no i nie żywy. Z radością w oczach spojrzała na przewodnika. Widać było, że jest dumny jak i pełen podziwu co do jej dzieła. Nic więcej do szczęścia już jej nie było potrzeba.
transmutacja: 6, 4 - dostaję 1ptk do kuferka z artystycznych
z/t
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde wbrew sobie była bardzo podekscytowana myślą o zwiedzaniu Eldorado. Słodki Merlinie, przecież obok Atlantydy i nieodżałowanej Aleksandrii to najsłynniejsze magiczne miasto! Umierała z ciekawości, jakie tajemnice kryją jego mury, jednak przed samym wejściem... coś poszło nie tak i wszyscy wylecieli w powietrze. Biedna Isolde, cała ta wyprawa była dla niej pasmem wypadków i trudnych sytuacji, jednak teraz miała dużo szczęścia, bo poza lekkimi otarciami nic jej się nie stało. Tyle tylko, że w jej głowie nagle zaczęły rozbrzmiewać ciche głosy... nie bardzo wiedziała, co się dzieje, dlatego rozglądała się wokół zdumionym wzrokiem. Dopiero po pewnym czasie zrozumiała, że słyszy i rozumie mowę zwierząt. To czyste szaleństwo, ale Isolde nie mogła znaleźć innego wyjaśnienia. Pomogła się pozbierać kilku nieszczęśnikom, po czym ruszyła za przewodnikiem, który otworzył przed nimi wejście do Złotego Miasta.
*
Warsztaty z transmutacji wydawały się bardzo intrygujące, ale widząc, jak poważne zadanie przed nią, Isolde zwątpiła we własne siły. Była naprawdę zmęczona tą podróżą, wszystkimi turbulencjami i komplikacjami, dlatego nie bardzo wierzyła, że poradzi sobie z tak zaawansowanym zaklęciem. To nic, że w Hogwarcie była ulubienicą profesora Whitmana i przejawiała duży talent w tej dziedzinie. Teraz naprawdę brakowało jej pewności siebie. Poza tym wymówienie zaklęcia było nie lada sztuką! - Puriqlla malki qori - powiedziała z trudem, a kawałek drewna w jej dłoni zmienił się w... kamień. No po prostu pięknie. Zwykle opanowana Isolde aż prychnęła ze złości i rozczarowania, nie mogąc się pogodzić z własną porażką. Potem było niemal równie źle, zaklęcie Ch'iquy kawsay było równie trudne, a figurka, którą próbowała stworzyć i ożywić, wyglądała pokracznie. Nie miała ani oczu, ani nóg, więc nieszczególnie przypominała wybranego przez Isolde jelenia. Skrzywiła się z rozczarowaniem, po czym odstawiła brzydką, kamienną figurkę na bok. No cóż, to zdecydowanie nie był jej dzień.
*
Warsztaty z OPCM sprawiły, że Isolde na chwilę się ożywiła. Ich nauczyciel wyglądał bardzo surowo, ale to akurat jej nie zrażało. Widać było, że poważnie podchodzi do swojego zadania. Dziewczyna w skupieniu słuchała jego wyjaśnień i bacznie się przyglądała ruchom Pachacuteca, który zrobił na niej ogromne wrażenie swoim opanowaniem i rzeczowością. Wzdrygnęła się lekko, gdy kukła trzasnęła, zmiażdżona przez cielsko anakondy. Pani auror przygryzła lekko dolną wargę, starając się bezbłędnie powtórzyć ruchy dłoni i sposób akcentowania Indianina. - Mach'aqway - wyszeptała i ze zdumieniem zauważyła, że z opuszek jej palców wystrzeliło zielone światło, które błyskawicznie przemieniło się w ogromną anakondę, doskonale posłuszną woli Isolde. Dziewczyna obserwowała, jak wąż pełznie w kierunku kukły, a potem delikatnie oplata ją swoim cielskiem. Pachacutec uśmiechnął się z aprobatą, po czym zawiesił na jej szyi talizman z podobizną pierzastego węża Quetzalcoatla. Odpowiedziała uśmiechem, starając się jednak nie stracić koncentracji. - Hiq'ipay - powiedziała stanowczo, ale tym razem coś poszło źle. Była bardzo zmęczona, a to zaklęcie okazało się niezwykle wyczerpujące. Kontrolowanie węża i siły jego uścisku po prostu przerosło jej nadwątlone siły i Isolde osunęła się na ziemię zemdlona. Ocknęła się po chwili, zażenowana i zdezorientowana, czując na czole suchą i silną dłoń Indianina, który widocznie ją ocucił. Podziękowała mu bladym uśmiechem, ale nie próbowała już swoich sił. Wiedziała, że nie jest w najlepszej formie.
*
Podejrzewała, że zajęcia z ONMS będą czystą przyjemnością... i nie pomyliła się! Od pierwszego spojrzenia w łagodne, bursztynowe oczy unilamy, Isolde wiedziała, że te stworzenia na zawsze będą w jej sercu. Gorąco zapragnęła zabrać jedną z nich do Wielkiej Brytanii, co oczywiście było głupotą, ale przecież każdemu wolno pomarzyć. Unilama ufnie złożyła głowę na ramieniu Isolde, która pogłaskała ją czule po szyi, oddychając dziwnym, ale przyjemnym zapachem tego łagodnego, pięknego stworzenia. Przez chwilę tuliły się do siebie, czując dziwną wieź. Dziewczyna wyraźnie słyszała cichutki głos unilamy, która mówiła, jak bardzo ją lubi i jak bezpiecznie się z nią czuję. I było to uczucie w pełni odwzajemnione, szczególnie po tylu trudnych i męczących dniach. Ciepło tego dużego, delikatnego zwierzęcia było kojące i Isolde nie miała ochoty się od niego odrywać. Gorzej było, kiedy miała mu zagrać "Małego Czarodzieja". Nie pamiętała linii melodycznej, gra na fletni po prostu ją przerastała, a biedna unilama uciekła, nie mogąc słuchać czegoś tak okropnego. Co gorsza, Llacsa dyskretnie poprosił, by Isolde jednak dała sobie spokój i przestała grać. Co za upokorzenie...
Wybuch: 5 (+1pkt z ONMS) Transmutacja: 1 i 3 Zaklęcia i OPCM: 6 i 6 (+1pkt z gier miotlarskich) ONMS: 4, 6, 4
z/t
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Po tylu dniach wędrówki, nareszcie nastąpił finał wycieczki po kolumbijskich dżunglach. James wraz z grupą stanął przed ogromną skałą ciągnącą się niczym mur. Skojarzył go ze słynnym Murem Chińskim, o którymś już kiedyś czytał. Do tej pory Jem wędrował na bosaka, więc im bliżej znalazł się przy budowli, tym intensywniej zaczął odczuwać nieprzyjemne pulsowanie w stopach. Po chwili dowiedział się, że znajdują się przed wejściem do Eldorado, które zabezpieczone jest potężnym zaklęciem i nie wolno im używać różdżek. Jeden z uczniów jednak zlekceważył ten zakaz i użył jakieś prostego zaklęcia. Wybuch był bardzo mocny i odrzucił wszystkich niebezpiecznie do tyłu. James był jedynym z tych pechowców, który upadł tak niefortunnie, że oprócz donośnego wybuchu usłyszał jeszcze trzask kości w ręce. Poczuł okropny ból i zobaczył, że jego palce zamieniły się w wijące się korzenie lub liany. - Pomocy! - krzyknął z grymasem na twarzy, widząc, że roślina zaczęła oplatać jego sąsiada, niczym diabelskie sidła.
Gdy udało mu się nareszcie ogarnąć jakoś te rozchwiane pędy usłyszał o warsztatach, które będą prowadzone z każdego przedmiotu. Od razu pomyślał o eliksirach. Skierował się na stanowisko, które było przygotowane dla ludzi zainteresowanych eliksirami i magią leczniczą. Indianka o jakimś egzotycznym imieniu opowiadała o eliksirze, którego recepturę znają miejscowi. Mówiła również o jego niesamowitym działaniu, a gdy zakończyła zaczęła podawać pierwsze instrukcje, zabrał się do pracy. Eliksiry miał zamiar warzyć z niezwykłą staranności (jak zwykle zresztą), jednak w momencie, gdy usłyszał o tym, że ma wyjąc serce żabie, i to jeszcze bijące!, wmurowało go. Trochę się tego brzydził, ale też obawiał, że mu nie wyjdzie, zważywszy na to, że jeszcze chwilę temu zamiast ręki miał roślinę. Ostatecznie jednak zebrał się w sobie i wykonał zadanie. Nie uszkodził serca (co prawda, wokół jego stanowiska wszędzie znajdowały się wnętrzności płaza) i to liczyło się dla niego najbardziej - początek miał za sobą. Kolejnym skomplikowanym krokiem, było ciągłe mieszanie mikstury. Jem musiał to robić przez równe pół godziny, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Robił wiele eliksirów w swoim życiu, ale ten był zdecydowanie najbardziej męczący i skomplikowany (jak się później okaże, veritaserum wyprzedzi go w tym rankingu). Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że Krukon się zamyślił... i mieszał w odwrotną stronę. Powiadomił go o tym osoba z sąsiedniego stolika. Eliksir nie przybrał bordowej barwy i był do niczego. Wściekły na siebie uderzył w stolik, który był przygotowany jako jego stanowisko, rozlewając przy tym połowę zawartości kociołka.
wybuch 2 warsztaty - eliksiry i magia lecznicza 2, 1
osobę pode mną oplatam sidłami i chętnie przyjmę jakąś pomoc z rośliną zamiast rąk
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Eldorado... Miasto pełne złota. A przynajmniej tak je postrzegała Naeris, fascynująca się w dzieciństwie tym miejscem. Kiedyś nawet w nie wierzyła, teraz uważała, że nawet jeśli Eldorado kiedykolwiek istniało, już dawno je zniszczono. A teraz usłyszeli od przewodnika, że właśnie tam zmierzają. Szok Naeris i niesamowita ekscytacja nie opuszczały jej ani na chwilę w czasie drogi. Zasypywała Liama milionem opowieści o Eldorado, męcząc go tym pewnie, jak nie wiem co. Zyskała dzięki temu mnóstwo energii i w ogóle nie czuła już ani zmęczenia ani innych dolegliwości. Po prostu szła do Miasta Złota! Ledwo mogła ustać w miejscu, czekając przed ogromnym murem, który odgradzał Eldorado od całej reszty świata. Kiedy dostrzegła, że jeden młodszy uczeń już się nudzi i WYCIĄGA RÓŻDŻKĘ, krzyknęła, żeby to przerwać, ale było za późno. Usłyszała huk, który pozbawił ją na chwilę słuchu i straciła równowagę. Przez jedno uderzenie serca miała wrażenie, że umarła, zaraz potem jednak szum ustąpił i dotarł do niej niezły wrzask powstały z zamieszania. Sporo ludzi coś sobie zrobiło, ale Naeris miała szczęście. Na szczęście nauczyciele i opiekunowi czuwali, więc sytuację w miarę sprawnie i szybko ogarnięto. Znaczy się nie do końca. Bo jasnowłosa poczuła, że coś ją wręcz atakuje i odruchowo krzyknęła bardziej z zaskoczenia niż z przerażenia. - James? - zdziwiła się, widząc Watersa z jakimiś lianami zamiast ramienia. Merlinie, co mu się stało? Nie miała pojęcia, jak mu pomóc, dodatkowo czuła, że prawą rękę ma już unieruchomioną. Należało działać szybko, tak jak wtedy w świątyni. Naeris wykręciła się z uścisku, szarpiąc za roślinę. Ku jej zdumieniu, ta zaczęła się cofać. Najwidoczniej Krukonka zyskała jakieś lecznice zdolności w czasie tego wybuchu. - Już jest chyba okej. - powiedziała z niemrawym uśmiechem do Jamesa, bo trochę się zmęczyła, ale przynajmniej ramię chłopaka znów wyglądało normalnie. - Muszę kogoś znaleźć. - rzuciła jeszcze w ramach usprawiedliwienia i pobiegła szukać wśród tłumu Liama. Rozglądała się za wysokimi, czarnowłosymi osobami i w końcu go zauważyła. Zawołała go po imieniu, a kiedy znalazła się bliżej zobaczyła, że... na jego czole dosłownie wyrósł kwiat. Wyglądało to tak komicznie, że zaczęła się śmiać. Wyglądał naprawdę głupio z taką orchideą na głowie, do której zlatywały się jeszcze ptaki. Ludzie odwracali się niezadowoleni, widząc, że ktoś ma aż taki ubaw, podczas gdy oni musieli latać do uzdrowicieli. Poczuła, że braknie jej oddechu z tego wybuchu śmiechu, więc w końcu uspokoiła się i rzuciła, starając się zachować poważny wyraz twarzy: - Nawet ci do twarzy. Ale może lepiej byłoby nosić zwykły wianek...? Po czym znowu się zaśmiała, ale przypomniała sobie, że może nawet coś na to zaradzić. W końcu Jamesowi pomogła nawet nie mając różdżki. Tak więc spojrzała na swoją dłoń, a potem na orchideę Liama. - Chyba mogłabym się tego pozbyć. - stwierdziła, patrząc na niego pytająco, bo może wolał jednak paradować z takim kwiatkiem? Szczerzyła się przy tym jak głupia. Tak, Sourwolf, tobie nic się nie stało, no ale może trochę powagi...
Gdy usłyszał o Eldorado, uznał to za jakiś żart. Szczerze, był pewny że przewodnik się z nich naśmiewa i zaraz wpakuje ich w jeszcze gorsze bagna, niż te poprzednie. A więcej błotoryjów by chyba nie zniósł... Okazało się jednak, że faktycznie wylądowali w mitycznym Mieście Złota. Naeris podekscytowała się do tego stopnia, że jeszcze zanim przewodnik się zorientował, to przekazała Liamowi wszystko, co można było wiedzieć o tym miejscu. Ani odrobinę go to nie zirytowało, uznał to za całkiem ciekawe. Może nie same opowieści - bardziej zapał blondynki. Wydawało mu się to bardzo odświeżające i przyjemne. Zresztą, ona cała taka była. Pełna optymizmu, przyjazna... Chyba idealna osoba na spędzenie tak nieznośnej podróży. Z innymi Dear pewnie już by się dawno zagryzł. Niestety, tu odezwał się pierwszy koszmar nauczyciela, czyli nieposłuszni uczniowie. Jakiś dzieciak zaczął bawić się różdżką wbrew ścisłym nakazom... Do Liama dotarł krzyk Naeris, on sam już właściwie rzucał się na tego ignoranta, żeby wyrwać mu różdżkę. Może to dlatego nagły wybuch uderzył w niego z taką siłą? Podniósł się powoli, nieco oszołomiony. Przywalił głową w ścianę tak mocno, że był pewien, że coś miał pęknięte. W dodatku dłuższą chwilę nie wiedział co się dzieje i gdy dotarło do niego całe zajście, jedynie się zirytował. - Cholera jasna... - burknął z niezadowoleniem, pocierając lekko rosnącego na czole guza. Rozglądał się przy okazji za Naeris, bo odepchnęło go dość daleko i zgubił ją w tłumie. Medykiem nie był, ale czy rany powinny się tak szybko rozwijać? Prawie wrzasnął z przerażeniem, gdy wyczuł coś jeszcze na napuchniętej skórze. Wyszarpnął z torby lusterko, które znalazł jednej nocy w dżungli. Nie miał pojęcia, co mogło mu się wydarzyć, ale chciał to szybko sprawdzić. O zgrozo, z jego czoła wyrastał kwiatek. Nawet wiedział, jaki kwiatek. Przepiękna, niezwykle malownicza orchidea, tak po prostu wyrosła z jego czoła. Jakieś magiczne pomieszanie zrobiło z Liama mutanta! Bardzo starał się nie panikować i myślał już nad zmianą w nietoperza - ale nietoperz z kwiatkiem na głowie? Niewiele lepiej. Zaklęcia nie mógł użyć, najwyraźniej stosowanie takiej magii nie było zbyt bezpieczne w Eldorado. Odwrócił się do Naeris i nieco ochłonął. Dobra, przynajmniej jej nic nie było... Co prawda mogła nieco opanować swój entuzjazm, bo Liam naprawdę słabo się czuł w tym cyrku. - Byłbym wdzięczny. - przytaknął, choć nie wiedział na co stać dziewczynę. Zaczynały denerwować go kolibry, które próbowały... Właściwie, to nie wiedział co chciały te przeklęte ptaszyska, ale napastowały jego kwiatek. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
WYBUCH: 1
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Liam miał cholernie szczęście, że akurat w pobliżu była Naeris. Inaczej pewnie musiałby paradować tak z tym kwiatkiem, a sądziła, że prędzej by po prostu zrezygnował z reszty wycieczki. Tego na pewno nie chciała, bo spędzanie z nim czasu było bardzo przyjemnym doświadczeniem, mimo dzielących ich różnic. Zgodził się na pomoc dziewczyny, więc ta niepewnie się do niego zbliżyła. Sama nie wiedziała, co dokładnie robić, w końcu nagle dostała czegoś na kształt supermocy! Ale należało się ruszyć i pomóc mężczyźnie. - Nie ruszaj się. - powiedziała, starając się przyglądać kwiatkowi, a nie jego twarzy. Jak by to zrobić? Nawet nie myślała o wyrywaniu tego czegoś, bo nie dałaby sobie rady z takim widokiem. Wyciągnęła dłoń, modląc się do Roweny o to, żeby to podziałało i delikatnie objęła nią orchideę. Niesamowite, ale zaczęła się kurczyć, w miarę jak Krukonka sunęła dłonią niżej. Kiedy dotknęła już włosów Liama opadających na czoło, roślinka całkowicie zniknęła. - Chyba jest okej. - stwierdziła, nie chcąc zastanawiać się nad tym, czy ta roślinka schowała się po prostu gdzieś w mózgu Liama, brrr. Nie było jej i to najważniejsze. Na czole nie pozostał żaden ślad, co pewnie mózg dostrzec w odbiciu lusterka. - Ciekawe, co jeszcze nas czeka. - powiedziała nadal rozbawiona sytuacją, ale już nie tak otwarcie śmiejąca się z Liama. - Ale te kolibry są słodkie. - ptaszki zawiedzione sytuacją zaczęły się rozlatywać. Trzeba było kontynuować tę dziwną przygodę, więc oboje poszli na warsztaty. Naeris zdecydowała się na ONMS, więc musieli się oddzielić. Podreptała do jakiejś grupki ludzi, którzy cisnęli się do przewodnika. Jasnowłosą zaciekawiła jego blizna i zaczęła wymyślać historie, w jaki sposób mógł ją otrzymać. W dłoni obracała lekko fletnię. Grała jedynie na pianinie, a więc prawdopodobieństwo tego, że pójdzie jej kiepsko wzrastało. W międzyczasie słuchała o unilamach, które wydały się Krukonce niezwykle uroczymi stworzeniami. Wręcz przykro robiło się na myśl, że będzie je zmuszać do płaczu. Nim się obejrzała dobrano jej zwierzątko, do którego miała podejść. Naeris niepewnie ruszyła naprzód, ale unilama najwyraźniej się przestraszyła. - Nie, nie, ja ci nic nie zrobię. - zapewniła szybko, wyciągając dłoń, ale to tylko bardziej spłoszyło zwierzę. Westchnęła cicho, rozumiejąc, że nie będzie mogła jej pewnie pogłaskać. Zresztą nie o to też chodziło. Zerknęła na karteczkę z zapisaną melodią, którą ma zagrać. No świetnie, kompletnie nie kojarzy tego utworu. Czuła, że zadanie przerasta jej możliwości, ale nie nazywałaby się Sourwolf, gdyby się poddała. Zaczęła więc grać jakąś dziwną melodię, pewnie w ogóle nie przypominającą oryginału. Co najdziwniejsze, unilamie najwyraźniej bardzo się to spodobało. Wyszła z kąta, w którym się chowała i słuchała uważnie muzyki Naeris. Dziewczyna ucieszona włożyła więcej serca w grę na fletni. Nie minęło dużo czasu, a zwierzę zaczęło ronić łzy, które skwapliwie zbierała. Krukonce nie poszło jednak najlepiej, bo wszystko spływało po fiolce. Ostatecznie nie zostało niemal nic. - No cóż. - wzruszyła ramionami i pogłaskała unilamę po głowie, zachwycając się niezwykłą miękkością jej sierści. Naeris otarła ostatnie łzy tej istotki i odeszła w końcu, jako jedna z ostatnich. Wyglądało na to, że to koniec wycieczki i wrócą teraz do Hogwartu. Odnalazła Liama i uśmiechnęła się do niego. - A więc czas do domu.