Osoby:@Neptune Leighton & Marcelek Matysiak Miejsce rozgrywki: Dom Tuny Rok rozgrywki: Bieżący Okoliczności: Wywalili nas z chaty to się przenosimy do retro . A w praktyce wygląda to tak, że Marcelek wpadł do Norberta, został przez niego zlany i wepchnięty w ramiona nowej koleżanki. Fabuła stanęła na tym, że dziewczyna zaproponowała grę w "Nigdy, przenigdy". Let's play!
Ej, mała, czego ty oczekujesz od Marcela? Że niby szybko połączy fakty i uświadomi sobie, że nikt płótna tyłkiem nie malował a Tuna nie jest w farbie przez przypadek i to wszystko ma jakiś związek? Serio? Przecież on teraz ledwo ogarniał, dlaczego nie dostał zaproszenia na imprezę, kumpel mu groził, po pokoju chodziła prawie goła laska, a on nie wiedział co zrobić z dwiema flaszkami wódki bo Norbert go olał i poszedł spać. I biedny Marcelek stał sobie tak na środku pokoju, próbując ogarnąć, że musi samodzielnie zaopiekować się Arielką, a ty wymagasz od niego zwrócenia uwagi na jakiś głupi obraz? Serio, laska? Serio? Marcelkowi dziwny wydawał się widok Tuny w zbyt dużej koszulce i samych majtkach. Co prawda niedawno trzymał ją w ramionach, a wówczas miała na sobie tylko bieliznę, ale patrzenie na nią teraz było dziwnie nie na miejscu i wydawało mu się, że narusza jej prywatność i wchodzi w strefę intymną. Dlatego właśnie trzymał oczy na Czarku dopóki kumpel nie zniknął za zamykanymi drzwiami, bo za bardzo ruszał go widok roznegliżowanej panny. Boże, Matysiak, jeśli ty przeżyjesz ten wieczór to jutro będziesz miał pięknego kaca moralnego. Odprowadził przyjaciela wzrokiem i cicho westchnął - dopiero wtedy zdecydował się spojrzeć na nową koleżankę. Coś takiego było w tej dziewczynie, co nie pozwalało mu być zwyczajnym Marcelkiem i wywoływało dziwne zakłopotanie, co bynajmniej mu się nie podobało. -Nie no, daj spokój, czerwony też jest fajny. W różowym trochę przypominasz Barbie. A teraz jesteś taką ładną Arielką. - Możliwe, że nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Tuna nie ma pojęcia, o czym on tak właściwie mówi. Ale może to i lepiej, bo porównanie do plastikowej lalki nie jest najlepszym komplementem. Z drugiej strony - to przecież Marcelek. Czego się po nim spodziewać? Nie protestował, kiedy zabrała mu jedną butelkę. Przecież sam obu nie opróżni, a głupio tak zabrać je z powrotem albo jeszcze gorzej - zostawić, żeby ktoś wypił za niego. Dlatego też poszedł za jej przykładem i usiadł, zostawiając między nimi niewiele miejsca. Trzymał swoją butelkę mocno, a oczęta mu się uśmiechnęły na jej obietnicę łatwej gry. Kiwnął głową, gdy zaczęła i uśmiechnął się łagodnie, odkręcając Ognistą. Pociągnął sporego łyka i przyjrzał się jej włosom. -Nigdy nie miałem czerwonych włosów. - Odgryzł się pięknie, patrząc wymownie na jej butelkę. Ha, zobaczymy, które z nich pierwsze odleci.
Właśnie tego oczekiwała Tuna! A nawet jeśli nie, to te fakty, nie były znów zbyt trudne do połączenia przecież. Prawda? Prawda. Chyba, że w tej całej Polsce z której był Marcel to było normalne, że obrazy malowało się dupskiem i twarzą na płótnie, wtedy w sumie nie ma co się dziwić, że nie skojarzył, że zaszedł wielki, bardzo zły w skutkach wypadek. Zaś co do jej negliżu-no nie przesadzajmy. Nie był on znów aż tak wielki, tym bardziej, że jeszcze chwilę wcześniej łaziła w samej bieliźnie. Teraz miała zarzucony na ramiona za dużą koszulkę Czarka, która bardziej robiła za krótką koszulkę niż za bluzkę. Poza tym, jak wspominałam już wcześniej, Tuna praktycznie automatycznie zrzucała z siebie ciuchy, w których łaziła poza mieszkaniem i zakładała coś wygodnego. Głownie ograniczało się to do jakiś luźnych szortów, lub koszulki, rzadko kiedy miała na sobie jedno i drugie. Lubiła czuć się wolna. Ah, ta dusza artysty. -Kimkolwiek są Barbie i Ariely - odpowiedziała mu. Na słowa Marcela, te o tym, że czerwone są fajne, bo tego o jakiś Bariach i Arielach w ogóle nie zrozumiała, jej włosy zamigotały przeskakując z czerwonego, na różowy i zatrzymując się na turkusie, na który farbowała swoje włosy wcześniej, zanim choć w lekkim stopniu opanowała sztukę zmieniania ich. Choć jak widać daleko było jej do perfekcji. Zerknęła na kosmyk swoich włosów marszcząc w swoim zwyczaju nos, po czym wzruszyła lekko ramionami, jakby sama do siebie, wątpiąc, by kolor długo się utrzymał. Wypiła za to, że kiedyś, dokładniej chwilę temu miała czerwone włosy. I umiejscawiając butelkę z powrotem pomiędzy swoimi nogami dostrzegła, że jej włosy na powrót zabarwiły się na czerwono. Od samego początku gdy przyszedł obserwowała ukradkiem Marcela. Tak na zasadzie, że niby jej za mocno nie interesuje, ale jednak chciała dowiedzieć się jak najwięcej. Wydawał jej się trochę spięty od czasu, gdy Czarek opuścił jej pokój. -Nigdy nie całowałam chłopaka. - powiedziała uśmiechając się figlarnie do Marcela. Pewnie, że całowała. Dlatego też uniosła butelkę i pociągnęła z niej łyka, czekając na reakcję i zdanie Marcela.
Wzasadzie to trudno określić, co w Polsce uważa się za normalne, szczególnie jeśli o sztukę chodzi. Nie żeby Polakom brakowało twórczego polotu - po prostu Marcelek nigdy się tym specjalnie nie interesował, a widział już tyle rzeczy (jak choćby sprzedanie za kilkanaście milionów obrazu przedstawiającego plamę), że nic już go nie zdziwi, nawet malowanie dupskiem. Poza tym gdyby Tuna miała tworzyć dzieło swoim tyłeczkiem, to on by jej nawet płótno potrzymał. Chociaż z drugiej strony pewnie za bardzo by się bał, że coś uszkodzi. Nie w obrazie tylko w ciele Neptunka. W życiu by sobie nie wybaczył, gdyby jej pupkę pocharował i miałaby potem zadrapania po twardym płótnie. Musiałby jej jakieś olejki wklepywać, więc z drugiej strony to wcale nie jest zła myśl. Może jak już wypiją trochę więcej to coś pokmini i zaproponuje. Bo po alkoholu się ośmieli. Tak na trzeźwo to nie wypada. -Barbie to taka plastikowa lalka, którą bawią się mugolskie dziewczynki. Podobno uchodzi za ideał kobiety, ale ja się nie znam. W sumie to mi wszystko jedno. Ale jak już bym miał jakieś ideały wskazywać to ty jesteś całkiem dobra. Nadajesz się, powiem ci. - Tak, komplementowanie dziewczyn nigdy nie było zbyt mocną stroną Marcelka i nie za dobrze sobie radził, kiedy już miał mówić panienkom coś miłego. Zazwyczaj nieświadomie je obrażał, chociaż chciał dobrze. Ale jemu się wszystko wybaczy, prawda? -A Arielka to taka super syrenka z bajek. Ma ogon, szesnaście lat i zakochuje się w księciu. Jak to w bajkach bywa. Mi do księcia daleko, ale jak chcesz być Arielką to mogę być tym Erykiem, czy jakkolwiek mu było. No chyba że masz kogoś innego do tej roli to w porządku. - W zasadzie Marcelek sam nie wiedział, o czym mówi. Paplał wszystko, co mu ślina na język przyniosła tylko dlatego, że strasznie się denerwował. Zaciskał dłonie na szyjce butelki i patrzył się co jakiś czas to na oczy, to na włosy Tuńczyka. Cholera jasna, jak by tu rozerwać dziewczynę? Marcel, jesteś beznadziejny we flirtowaniu. -Ale w sumie nieważne, najlepiej jak kiedyś do mnie przyjedziesz do Krakowa i włączę ci "Małą syrenkę" na kompie. - Używał strasznie dużo sformułowań, których Neptunka miała prawo nie znać, więc tylko pokręcił głową i natychmiast rzucił kolejne wyznanie - i powiedział prawdę. Nigdy nie miał czerwonych włosów. -Uhm... - Wydukał głupio, słysząc słowa dziewczyny. Natychmiast wyleciały mu z głowy wszystkie Arielki i lalki, wleciał natomiast Edzio i to, co robili ostatnio na szpitalnym łóżku. Czy całował chłopaka? O matko, jeszcze ile razy! -Zdrowie. - Bąknął cicho, patrząc jak dziewczyna unosi butelkę. Pomału pociągnął łyk ze swojej, zdając sobie sprawę, jak to beznadziejnie wygląda. -Nigdy nie całowałem dziewczyny. - Wzruszył ramionami i zdając sobie sprawę, że tego nie robił, spłonął rumieńcem i popatrzył tępo na butelkę.
Ogólnie trudno określić co uważa się za normalne w sztuce, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Wcześniej było prościej. Tak do XIX wieku malarze malowali z wykorzystaniem perspektywy jakieś ładne widoczki i to uznawano za sztukę. A potem się im wszystkim poprzewracało w głowach normalnie. Kubizmy, Impresjonizmy, Pop-arty i w ogóle, rzucanie farby na płótno. Rzeczy codziennego użytku zyskały status sztuki, choć mógłby się wydawać, że wcale na to nie zasługiwały. Raczej nie zanosiło się na to, by Tuna kiedykolwiek miała malować tyłkiem. Ale znów dobrze wiedzieć, że znalazł by się ktoś, kto by jej tak chętnie pomógł. To dość pocieszające. Tuna słuchała jego wyjaśnień na temat Barbie, z każdym słowem Marcela unosząc ku górze odrobinę brew i kącik ust. Miała wrażenie, że jest trochę spięty, ale nie wiedziała czy powodował to fakt, że zostali sami w pokoju, czy może to z całkiem innego, tylko jemu znanego powodu. Z drugiej strony połowy z tych rzeczy co mówił nie rozumiała. Włączy jej małą syrenkę na kompie? To się tak dało. Tuna nie wiedziała czym jest komp. -Chętnie odwiedzę Kraków. - powiedziała uśmiechając się do Marcela i nie zadając wokół wszystkich jego wywodów większej ilości pytań. Bo znając te dwójkę, pewnie trzeba by było to wszystko rozrysować i posegregować, a dodatkowo – nie okłamujmy się – Marcel mówił za szybko, by Leighton była w stanie to wszystko naraz spamiętać i uporządkować. Gdy Marcel pociągnął z butelki po jej „nigdy nie” uniosła obie brwi mocno zainteresowana tym faktem a uśmiech nie schodził z jej ust. Zaś na jego nigdy nie Tuna znów pociągnęła z butelki, przypominając sobie pocałunek z Winnie podczas gry w butelkę na imprezie bractwa. Widząc zaś, że Marcel swojej nawet nie ruszył spojrzała na niego i dostrzegła rumieniec, który wpłynął na jego twarz. Odstawiła butelkę obok łóżka i zmieniła swoją pozę. Teraz klęczała, dłonie wpierając o materac a jej twarz znalazła się nagle bardzo blisko Marcela. Lustrowała tak spojrzeniem jego twarz jakby zastanawiając się nad tym niecodziennym faktem. Nie był brzydki, nie był głupi. Może nie lubił dziewczyn? Kto wie. Po co się domyślać, jak można po prostu spytać, prawda? Prawda. Położyła lewą dłoń na jego udzie i przekręciła lekko głowę, gdy w końcu na nią spojrzał uśmiechnęła się lekkim, łobuzerskim uśmiechem. -Chcesz spróbować? - zapytała bez ogródek i totalnie wprost, kompletnie nie przejmując się faktem, że może jej odmówić, albo że właśnie totalnie narusza jego przestrzeń osobistą. Intrygował ją i to mocno, poza tym, nie jeden raz już zastanawiała się, jak mogłyby smakować jego usta, lepsza okazja może się już nie trafić.
Impresjonizm to jeszcze nic, najtrudniej jest ogarnąć, co należy do kubizmu, a co do fowizmu, bo jak dla mnie (i dla Marcelka pewnie też) - niczym się te dwa kierunki nie różnią. Ludziom w XX wieku się w dupach poprzewracało i zamiast kwiatki w wazonach malować albo piękne kobiety to ciapali farbą na płótno i wmawiali wszystkim, że to obraz. To teraz nie ma się co dziwić, że plamka uznawana jest za dzieło sztuki o wielkim znaczeniu i schodzi za grube miliony. Przecież normalny człowiek jak to widzi to się za głowę chwyta. Gdyby Marcelek był malarzem to na pewno by chciał, żeby jego sztuka przedstawiała cokolwiek, co miałoby sens i trzymało się kupy. Bo bardziej cieszyłby go widok nagich panien patrzących ze ścian niż bezkształtne, kolorowe plamy i plątaniny kresek. -No, niczego specjalnego w sumie nie oczekuj. Kraków to takie przeciętne, polskie miasto, nie takie duże jak Londyn. W zasadzie to malutkie, ale Polska cała jest malutka, więc nawet się nie zauważa. Takie wiesz, proporcjonalne mamy te miasta. Boże, co ja pierdolę... - Ostatnie słowa wypowiedział po polsku, na chwilę spuszczając wzrok. Nie tracił jednak uśmiechu, bo głupio mu było przerywać rozmowę. Sam jednak zdawał sobie sprawę, jak beznadziejnie musi brzmieć. Cholera, dlaczego ta dziewczyna tak na niego działała? Plątał mu się język i nie wiedział sam, co tak naprawdę próbuje jej przekazać. Cieszył się więc niezmiernie, kiedy mógł zatkać usta alkoholem. Wódka paliła jego gardło i krzywił się momentami. Ale no... jest facetem, tak? Jeżeli Tuna sama nie zaproponowała popitki to trudno, będą potem umierać razem. Marcelek przyglądał się, kiedy Tuna piła ze swojej butelki. Oczywiście. Był pewien, że dziewczyna jest dużo bardziej doświadczona od niego (bo w zasadzie mało kto nie jest), więc niespecjalnie zdziwiło go, że całowała przedstawicielkę własnej płci. Chociaż trochę zabolało go, że on jeszcze nie zaznał dotyku kobiecych ust, pomimo swojego wieku. Uśmiechnął się delikatnie, widząc wyraz jej twarzy, ale na jego buźkę wylał się okropny rumieniec, przez co nie wyglądało to na szczery uśmiech. Później wszystko wydarzyło się strasznie szybko. Tuna odłożyła butelkę, a Marcelek chciał już zapytać, czy zrezygnowała z gry, kiedy po chwili prawie zrobił zeza, patrząc w oczy dziewczyny. Znajdowała się strasznie blisko i czuł jej ciepły oddech na ustach i brodzie. Kiedy poczuł dłoń na nodze, głośno wciągnął powietrze przez nos i zacisnął wargi, które dziwnie zaschły. Skierował oczy na piękne usta młodej kobiety, która tak okropnie go teraz kusiła i na jej pytanie uśmiechnął się delikatnie. -Z tobą? Jeszcze pytasz? - Ten nagły przypływ odwagi pozwolił mu podnieść rękę i dotknąć obuszkami palców miękkiego policzka Arielki. Widział, jak przechyla głowę, więc zrobił delikatnie to samo, pochylając się nieznacznie i smakując jej słodkich warg.
Akurat Tuna nie miała problemu z odróżnianiem sztuki z przełomu XIX i XX wieku nawet tej mugolskiej i, choć to pewnie dla niektórych zbrodnia, czy coś całkiem niezrozumiałego, wolała kubizm, niż impresojoniż czy też malarstwo perspektywiczne. Chociaż, jakby tak spojrzeć na jej prace choć dużo rzeczy na nich miała geometryczne kształty, to Tuna radziła sobie świetnie też z obrazami realistycznymi z wykorzystaniem perspektywy. Ale fakt, że [i]Czarny kwadrat na białym tle[//i] Malewicza poszedł za ponad siedemnaście milionów był nawet dla niej dość niezrozumiały. Jeszcze prace Jacksona Pollocka idące za krocie można było zrozumieć, miały w sobie polot i ekspresję. Ale kto normalny wydałby tyle kasy, żeby powiesić sobie na ścianie czarny kwadrat na białym tle?! Z pewnością nikt normalny. Neptune miała nadzieję, że i jej prace pójdą z grube gaeony, a ona da trochę rodzince, a resztę wyda na kolejne farby, alkohol i tonę słodyczy. Tak, nie ma to jak dobre, słodkie marzenia. Co nie? -Bosze, cojapiedole - przedrzeźniła go, marszcząc brwi. Nie lubiła jak Marcel, zwłaszcza z Norbertem zaczynał mówić przy niej po polsku, bo nie znała tego języka i nie wiedziała o czym mówią, a to, moi drodzy, strasznie ją irytowało. Tak, właśnie dokładnie tak było. Zaraz jednak znalazła sobie lepsze zajęcie w prowokowaniu go, gdy tylko przyznał się do tego, że nigdy nie całował dziewczyny. Tuna uchodziła za flirciarę, którą była. To jednak wcale nie znaczyło że dawała komu popadnie na prawo i lewo. To po prostu znaczyło, że lubiła kokietować mężczyzn i sprawdzać, na jak dużo może sobie pozwolić i jak daleko może się posunąć. A fakt że Leighton całowała się z kobietą, był raczej przypadkowym zdarzeniem, przy grze, niż jej własnym wyborem. Choć nigdy nie deklarowała się, że jest stricto hetero, jak na razie nie zdarzyło jej się jeszcze zapragnąć romansu z przedstawicielką tej samej płci. Jej nieoczekiwana zmiana pozycji sprawiła, że Marcel zarumienił się, a ona sama uznała to za bardzo wyrafinowany komplement. Nim zdążyła odpowiedzieć jego usta dotknęła jej. Złapała więc za butelkę którą trzymał, by i ją odłożyć, wychylić się lekko za niego nie rozdzielając ich warg od siebie. Zrobiła to jednak zbyt gwałtownie i wręcz poleciała całym ciężarem ciała na niego, uprzednio wbijając mu pewnie odrobinę boleśnie dłoń w udo. Jeśli to kogoś pocieszy alkohol w stanie nienaruszonym dotknął podłogi po drugiej stronie łóżka. Choć szczerze powiedziawszy Tuna nie poświęciła butelce byt wiele swojej uwagi. Po prostu puściła ją, gdy usłyszała jak dno stuka o ziemię. Zdając sobie sprawę, że teraz już leży na Marcelu. Wsparła się na prawej dłoni którą umieściła gdzieś obok jego ucha, tak, że teraz jego głowa znajdowała się gdzieś między: zdecydowanie bliżj twarzy, ale i niedaleko biustu. Męska koszulka jednak nie pokazywała zbyt wiele, choć z pewnością tyłek znów miała na wierzchu - na całe szczęście nie miał się kto na niego teraz gapić. Różowe włosy kaskadami zwisały na około jej twarzy, a niektóre kosmyki pewnie muskały i twarz chłopaka. Spokojnie i dosłownie można powiedzieć, że powaliła go swoim urokiem i ciałem. Skrzywiła się uroczo marszcząc nos. -W mojej głowie wyglądało to całkiem inaczej - powiedziała mu, zastanawiając się, czy powinna kontynuować przerwany pocałunek, czy może pozwolić by o to zrobił - jeśli oczywiście miał na to ochotę. Raczej nie należała to tych harpii które jak pijawki wysysały z ciebie życie towarzyskie i czas razem z pierwszym pocałunkiem, a już na pewno nie zacznie od jutra planować ich wspólnego ślubu. Jednak, bądź co bądź, choć było to krótki całus, bardzo przypadł jej do gustu smak jego ust i dotyk warg, a zapach jego ciała w jakiś dziwny sposób lekko ją oszałamiał i podniecał.
-Nie masz pojęcia, co właśnie powiedziałaś, prawda? - Marcelek uśmiechnął się delikatnie, słysząc jej uroczą próbę powtórzenia polskich słów. -Może to i lepiej. Małe dziewczynki nie powinny znać takich brzydkich słów - zacisnął palce na butelce, kręcąc głową. I fakt, że Tuna jest od niego tylko cztery lata młodsza niczego nie zmienia. Trudno powiedzieć, dlaczego tak często z Czarkiem rozmawiali przy kimś po polsku. Może po prostu śmieszyło ich, że nikt nie rozumie, co mówią. Ewentualnie bardzo się to przydawało kiedy na korytarzach Hogwartu obgadywali mijające ich dziewczyny. Czasami były to miłe słowa, ale zdarzało się, że to i lepiej, że dziewczyny nie słyszały, jakie komentarze leciały w ich kierunku. A teraz... teraz chętnie mówiłby po polsku, choćby po to, żeby dodać sobie odwagi albo skarcić się za bycie skończonym kretynem i aby pozbyć się strachu przed obcowaniem z tą śliczną dziewczyną. Bo musicie wiedzieć, że sama obecność Tuny działała na Matysiaka onieśmielająco. Chciał jej mnóstwo opowiedzieć - o swoich grach komputerowych, o Internecie, o całym mugolskim świecie - jego świecie. Pragnął się z nią zaprzyjaźnić, porozmawiać jak równy z równym, a jednocześnie odzywała się w nim pierwotna ochota zrobienia czegoś jeszcze. Pochwycenia jej w ramiona, zamknięcia w silnych objęciach i sprawienia, by oddała mu się w całości. Te uczucia tak bardzo nim wstrząsały, tak bardzo ich nie rozumiał, że wycofywał się i ostatecznie nie robił nic. Bo Tuna pewnie nie chce słuchać o jego mugolskich zainteresowaniach, a on nie potrafi flirtować. Och, gdyby Arielka nie wzięła sprawy we własne ręce, prawdopodobnie nigdy by się nie odważył. Niewiele miał do powiedzenia w kwestii ich pocałunku - on tylko ją objął, przysunął do siebie i złożył na jej ustach delikatnego całusa. To, co wydarzyło się później, przysporzyło Marcelka o niemały zawrót głowy. Mimo wszystko trochę już wypił, a takie nagłe lądowanie na łóżku na pewno nie przywróci mu zdrowego rozsądku. Zamruczał cicho, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, kiedy dłoń Tuńczyka wylądowała na jego udzie. Nie poczuł nawet, kiedy dziewczyna wyjęła z jego rąk butelkę i nie przejmował się dalszymi losami alkoholu. A proszę mi wierzyć, że niewiele rzeczy jest w stanie odwrócić jego uwagę od wódki. Poczuł napięcie materaca, kiedy Neptune oparła się na dłoni przy marcelkowej głowie. Otworzył oczy i mrugnął delikatnie, skubiąc ustami dolną wargę dziewczyny. Uśmiechnął się, kiedy poczuł na twarzy kosmyki jej kolorowych włosów. Uniósł dłoń, niechcący muskając palcami jej skrytą za koszulką pierś, po czym odgarnął dziewczynie włosy za ucho. Była taka piękna, kiedy pochylała się nad nim z tym delikatnym uśmiechem, kuszącym spojrzeniem i... otumaniającym zapachem. -Wyobrażałaś sobie to? - Uśmiechnął się podstępnie, unosząc tylko jeden kącik ust. Jego dłoń wróciła na miejsce, znowu delikatnie muskając pierś dziewczyny, co wywołało na twarzy Marcelka nieśmiały rumieniec. -Inaczej to znaczy jak? Nie sprawdziłem się? Pokaż mi, jak to widziałaś - wyszeptał cicho, kładąc rękę na jej karku i przyciągając ją do siebie.
Oczywiście, że kompletnie jej nie wyszło powtórzenie słów Marcela. Bo jak miałoby być. Język polski, który poza szeleszczeniem nie wiele robił. Okazywał się być jednak bardzo trudny, jeśli chciało się go powtórzyć. Dlatego to i lepiej, miała teraz w dłoniach kartę uroczego nieświadomca. Znów z drugiej strony, czasem zdecydowanie dałaby galeony za to, by wiedzieć o czym Czarek z Marcelem rozmawiają. Nie odpowiedziała mu od razu w tej chwili mocniej pochłonięta odkładaniem butelki a potem smakowaniem jego malinowych warg. W sumie jakoś jej za bardzo już nawet nie interesowała to, że nazwał ją małą dziewczynką. Ale też to nie tak, że od razu o tym zapomniała. Zachowała ten komentarz w pamięci, by potem w przyszłości wykorzystać go do własnych celów. Marcel pannę Leighton interesował w sumie już od samego początku. Ale nigdy nie wydawał się nią zainteresowany A Tuna raczej nie należała do kobiet, które latają za facetami. W sensie, nie sprawiało jej problemu okazanie, że ktoś jej się podoba, ale zazwyczaj napierw czekała na jakiś znak od swojego obiektu, by być pewną. Bo w zwyczaju nie miała też marnowania swojego czasu na kogoś, na kogo wcale warto go marnować nie było. A Marcel przynajmniej w tej chwili zdawał sie być zainteresowany. I wcale nie przeszkadzało jej, że to w jej rękach leżało zainicjowanie pocałunku. Nie miała z tym żadnego problemu, a wręcz przeciwnie, była niego mocno ciekawa. Czuła lekkie muśnięcie jego dłoni na swojej piersi i wcale, ale to wcale nie skłamie, gdy powie, że podobał jej się ten nieśmiały dotyk tak innych od tego, który swoich czasów prezentował jej Sweeney. I uwielbiała jak się rumienił. Był tak nieświadomie urocy w tym swoim geście. Pozwoliła przyciągnąć się za kark, tym razem jednak tylko cmoknęła go i odsunęła się ku górze. Podniosła się do siadu i sięgnęła do końców koszulki, którą podciągnęła ku górze. W momencie, gdy koszulka zawisła ukazując jej jędrny biust zatrzymała się, a potem wrednie ją opuściła na swoje miejsce. -Małe dziewczynki chyba nie powinny pokazywać niektórych rzeczy dużym chłopcom.- odpowiedziała zadziornie dołączając do kompletu uśmiech i jednocześnie pozostając na swoim miejscu, ciekawa, czy Marcel tak po prostu odpuści, czy też po prostu przyciągnie ją do siebie nie znosząc głosu sprzeciwu. Tak, dokładnie, właśnie wrednie go testowała.
Marcelek chętnie poduczy ją polskiego - żeby ogarniała chociaż podstawową "kurwę". Albo wręcz przeciwnie - będzie jej mówił ładne "kocham cię", jeśli jakimś cudem się w niej zakocha, a ona niczego nie zrozumie. Mało to romantyczne, ale kto powiedział, że Matysiak jest księciem na białym koniu, marzeniem każdej dziewczynki? Ot, prosty Polak, proszę od niego zbyt wiele nie wymagać. Marcel nawet kiedyś rozmyślał, jak to możliwe, że chociaż wszyscy są ludźmi, to większości sprawia trudność wypowiedzenie "ż", "sz" czy "ą", ale szybko porzucił te problemy bo uznał, że jest niewystarczająco kompetentny na ich rozwiązanie. Był za to wystarczająco mądry żeby ogarnąć, że gdy dziewczyna bardzo chce, to należy ją całować. I nie gadać przede wszystkim, co było dla Marcelka niemałym problemem, jako że zazwyczaj mu się jadaczka nie zamyka. Trudno powiedzieć, co czuł Marcel kiedy całował Tunę. Wszystko działo się bardzo szybko, a jego świat zacieśnił się do postaci jedynie tej istoty. Wiedział, że jej usta są kształtne i słodkie, zapach Arielki uderzył mu do głowy jak porządne wino. I chociaż było to dla niego nowe doświadczenie, bardzo mu się spodobało i nie chciał tego przerywać. W pewnym momencie nawet pożałował, że dopiero teraz, pod koniec szkoły udało mu się pobyć z panną Leighton sam na sam. Podobała mu się od dawna, to chyba oczywiste. Żadna inna dziewczyna nie miała tak charakterystycznych włosów, łobuzerskiego uśmiechu i tego przekonania w oczach, że cały świat może być jej. Tuna pociągała go swoim charakterem, a teraz również ciałem - tak idealnym i kobiecym, pierwszym, jakie Marcel ma zaszczyt dotykać. Mruknął cicho, kiedy pocałunek się skończył i skrzywił się, gdy Tuna nie zechciała go powtórzyć. Twarz mu jednak złagodniała, kiedy otrzymał od niej ostatniego całusa. W tamtej chwili był święcie przekonany, że to koniec zabawy - nie sprawdził się, czerwonowłosej się nie podobało, albo postanowiła wrócić do gry, ot tak, jak gdyby nie pocałowała właśnie najlepszego przyjaciela swojego kumpla. Poczuł jednak jej ciężar, kiedy podniosła się i usiadła - i w ogóle mu to nie przeszkadzało. Jego ręka sama wylądowała na odsłoniętej nodze Arielki, palce bez jego świadomości delikatnie przesunęły po skórze. Patrzył dziewczynie w oczy, dopóki jej koszulka nie zaczęła wędrować do góry. Wtedy zaschło mu w gardle, krew uderzyła do głowy i policzki Matysiaka spłonęły czerwienią - tym razem nie dlatego, że się zawstydził. Poczuł po prostu miłe podniecenie myślą, że Tuna mogłaby się dla niego rozebrać i... Marcelek z trudem przełknął ślinę, podziwiając ukazujące się skrawki brzucha nastolatki. Sunął spojrzeniem od dziewczęcych majtek aż po biustonosz, który zakrywał dwa całkiem spore skarby. I chociaż trwało to krótką chwilę, Marcel zdołał się napatrzeć i pewnie zapamięta ten obraz na długo. Koszulka opadła równie szybko, co się podniosła, wywołując na twarzy Marcela wyraz lekkiej konsternacji. Skrzywił się nieco i uniósł do siadu, obejmując Tunę w pasie. Przycisnął ją mocniej do siebie i pochylił nad jej wargami, jednak w ostatnim momencie jakby się zawahał i z delikatnym uśmiechem wycofał. -Muszę się napić, moja mała dziewczynko - wydukał, wychylając się i próbując odnaleźć dłonią butelkę. -Poza tym małe dziewczynki nie powinny się upominać, aby duzi chłopcy sami znaleźli te rzeczy. - Wyszeptał jej do ucha, by po chwili pociągnąć spory łyk wódki.
Oh nie wiem, czy podołałby takiemu zadaniu. W sumie z jednej strony nauczyć się jednego słowa nie było ciężko. Ale znając Tunę i jej zdolność do zapominania o wszystkim już następnego dnia musiałaby go pytać jak to szło i co w ogóle znaczyło. Nie będę już wspominać o tym, że samo wymówienie jego imienia i nazwiska(tak samo zresztą jak Czarka) było dla niej nie lada wyzwaniem. I Marcel, zamiast być Marcel brzmiał bardziej jak Marsel. Ale jej błędy leksykalne w tym momencie chyba były sprawą najmniej ważną. Bardzo bowiem cieszysz ją fakt, że jej kompan potrafił ogarnąć, że gdy dziewczyna całusa chce, to należy jej go dać. W innym razie, ta cała sytuacja mogłaby by wyglądać bardzo niezręcznie. Jakby Tuna go zmuszała, albo nagabywała do czegoś. A przecież wcale, a wcale tego nie robiła. Podobał jej się Marcel. Pociągała ją zdecydowanie jego powierzchowność a i to co w środku zdawało się być całkiem sympatyczne i w żadnym wypadku nie mówię tutaj o komplecie organów wewnętrznych, choć dobrze, głownie dla niego, że miał wszystkie na miejscu. Jednak w życiu nie postawiła by nawet galeona na to, że będzie pierwszą dziewczyną, którą jego usta poznają. A ta świadomość tylko mocniej łechtała jej ego. Odważnie patrzyła w jego oczy. Nic nie pozostało z niej z tej na wpół pewnej siebie, na współ niepewnej kobiety, którą była jeszcze jakiś czas temu. Teraz, przynajmniej w tej konkretnej chwili pewność biła z jej spojrzenia, tak samo, jak zaproszenie i zapowiedź. Znała siebie. Wiedziała co robić, by mężczyznom krew uderzała do głowy i o dziwo, wcale aż tak mocno nie trzeba było się starać. Dłoń Matysiaka na nodze odrobinę zaskoczyła, głownie dlatego, że zdawało jej się iż wolał pozostawać bierny w swoich działaniach. Nie zmieniło to jednak faktu, że czuła jak jej skóra rozgrzewa się pod jego dotykiem. Tak lekkim, tak nieśmiałym. Doskonale wiedziała jak na tak perfidne kuszenie i wodzenie za nos zareagowałby Henley. Był jednym z tych, którzy brali i zdobywali, gdy mieli na to ochotę. Teraz jednak siedziała z Marcelem, nie nim, a ciekawość prawie wyłaziła jej uszami. Objął ją pewnie w pasie i była już praktycznie pewna, że za chwilę jej plecy znajdą się na materacu, podczas gdy Marcel zawiśnie nad nią. Zmarszczyła lekko brwi gdy tak się nie stało kompletnie zbita z tropu. Pochłonięta własnymi myślami dopiero po chwili załapała, że mówi do niej. Zamrugała kilka razy jakby wyciągnięta z większego letargu. Uniosła jedną brew i bez słowa obserwowała jak Marcel wlewa sobie do gardła alkohol. Czyżby się przeliczyła i za wysoko ceniła swoje zdolności? A może, tak po prostu, przegrała z alkoholem. To byłby dopiero niefart. -Nie raz chyba nie mają innego wyjścia. – odpowiedziała mu, postanawiając, że od tej konkretnej chwili wszystko jest w jego dłoniach. Dostatecznie dosadnie pokazała mu, że jest zainteresowana i chętne mocniej niż bardzo. Wyłożyła swoje karty na stół, ruch należał do gryfona.
Fakt, pewnie by nie podołał. Marcel jest beznadziejnym nauczycielem - raz w życiu bawił się w korepetytora dużo młodszej dziewczyny i skończyło się tak, że prawie popadł w depresję ze względu na brak cierpliwości do niepojętnej uczennicy. I wychodzi z założenia, że jeżeli do kogoś nie dociera za pierwszym razem to Matysiak nie będzie się produkował i olewa kwestię, zostawiając człowieka samemu sobie. Każdy ma jakieś wady. Och, w przypadku Tuny trzeba by się zastanowić, czy złe wymawianie marcelkowego imienia jest słodkie, czy denerwujące. On jednak zaczął się powoli przyzwyczajać, bo w szkole większość ludzi zwraca się do niego z brytyjskim akcentem i niewiele daje sobie wmówić, że "c" należy czytać jak "c", nie jak "s". Dziwne stworzenia z tych Anglików. Jednak mimo że jest beznadziejnym nauczycielem, Marcel bardzo szybko się uczy. Właśnie dlatego prosto ogarnął, jak powinno się całować dziewczynę, i chociaż jeszcze nie jest w tym najlepszy, częste praktyki uczynią z niego mistrza. I od dziś całowanie stanie się jego ulubionym sportem, pod warunkiem, że będzie w parze z Tuną. Marcel nie był tak odważny jak panna Leighton. Ciągle wydawało mu się, że dziewczyna nagle odsunie się od niego, wyśmieje okrutnie i zostawi, chociaż serduszko podpowiadało mu, że Arielka nie może być okrutna. Mimo wszystko żadna kobieta nigdy nie zachowywała się tak względem tego chłopaka. I żadna tak na niego nie działała. A Tuna... och, miał ochotę przycisnąć ją do siebie i zamknąć w ramionach, żeby nigdy mu już nie uciekła. Patrzył jej w oczy z coraz większym podnieceniem i ciekawością. Widział jej pewność siebie i bardzo nakręcała go świadomość, jak bardzo seksowna jest Tuna. Co prawda widział już brzuchy dziewczyn - kiedy w kostiumach kąpielowych opalały się na wakacjach, albo w krótkich topach paradowały po Londynie. Ale jeszcze żadna nie siedziała na nim i nie rozbierała się z własnej woli. Matysiak nawet nie był świadomy kiedy jego ręka wylądowała na nodze Tuny. Najpierw musnął palcami jej kolano, a dotyk był tak subtelny, że z pewnością sprawił jej przyjemność. Powoli badał, na jak wiele może sobie pozwolić. Kiedy się podnosił, dłoń przesunęła się wyżej - wzdłuż nogi dziewczyny aż do uda, gdzie dotknęła zbyt dużej koszulki. Nie ośmielił się unieść materiału. Jeszcze nie. Drugą ręką objął ją w pasie i przyciągnął do siebie bliżej, dociskając biodra czerwonowłosej do własnych. Miał przed sobą nie tylko jej piękną twarz, ale też piersi, które niedawno miał prawo oglądać. Czuł jak zapach dziewczyny znowu uderza mu do głowy i wiedział, że zapamięta go na długo. Chciał ją pocałować, bardzo chciał, ale wątpliwości nadal się w nim odzywały. Ośmieliło go dopiero kilka łyków rozgrzewającego alkoholu. -Boże, dziewczyno - wymamrotał po polsku, słysząc jej słowa. Działała na niego jak czerwona płachta na byka - trochę zaszumiało mu w głowie, wzrok coraz częściej błądził w okolice zasłoniętych piersi. Prawa ręka Marcelka wydawała się być jego najmądrzejszą częścią, bo wsunęła się powoli pod koszulkę, dotykając ciała tuż przy materiale dziewczęcych majtek. Poczuł gwałtowne uderzenie ciepła na twarzy, a krew z całego ciała odeszła do jednego miejsca, świadczącego o męskości Marcelka, co Tuna z pewnością pod sobą odczuła. -Mam na ciebie straszną ochotę - wyszeptał cicho, ale nadal po polsku, za bardzo bojąc się przyznać do tego w języku, który Tuna by zrozumiała. Wolną rękę przesunął na jej kark i przycisnął wargi do słodkich ust czerwonowłosej, pochylając się i przewracając dziewczynę na plecy. Dobrze było tak wisieć nad jej zgrabnym ciałem, z dłońmi dotykającymi gorącej skóry, z przyspieszonym oddechem i pomysłem na kontynuacji tej nocy.
To nawet dobrze się składa, bo Tuna nigdy nie przepadała za nauczycielami. Pewnie dlatego, że uczniem była raczej przeciętnym, a jej skłonności do spóźniania i ściągania na siebie dziwnych akcji zdecydowanie nie działały na ich korzyść. Przez co w ich oczach była osobą roztrzepaną z małą podzielnością uwagi. A to znów odbijało się na jej ocenach. No i co z tego, że mieli rację? I nawet bardzo dobrze, że z Marcela pojętny był uczeń. Gdyby było inaczej Tuna mogłaby stracić zainteresowanie i dopiero by się stała sytuacja bardzo niekorzystna. Tuna wcale nie była odważna. Ani trochę. Ale jeśli chodziło o facetów, czuła się jak ryba w wodzie. Wiedziała jak sprawić, by ich zainteresować i przyciągnąć. I wcale ale to wcale nie miała zamiaru odsuwać się od Marcela. Głównie dlatego, że już od jakiegoś czasu zastanawiała się jaki jest jego dotyk. Pewnie główną przeszkodą była ona sama. I sam Marcel, który ciągle był albo z Norbertem, albo znów zdawało się, że mocno nie kwapił się do rozmowy z nią. Lubiła być pożądana. Lubiła gdy wzrok mężczyzny zmieniał się. Gdy przestawał zauważać cokolwiek innego. Gdy istniała tylko ona. Gdy dotyk z delikatnego zaczynał robić się odważniejszy. Tak jak w przypadku Marcela. Początkowo nieśmiało, ledwo ją musnął, a potem jakby coś na rodzaj odwagi wstąpiła w jego dłoń, która coraz odważniej wędrowała po jej ciele. Zmarszczyła zwyczajowo lekko brwi i nos, gdy Marcel znów powiedział coś po polsku. Czuła jego rosnące podniecenie, także to zdecydowanie oderwało ją od mysli, by sprezentować mu prztyczka w nos. Odwiodły ją też od tego pomysłu usta Matysiaka i fakt, że chwilę później znalazła się już pod nim. Smakował alkoholem. Uniosła dłonie i zarzuciła na jego ramiona. A potem, pewnie sam Matysiak był zaskoczony jak szybko do tego doszło, bo już po chwili Tuna znów siedziała na nim uśmiechając się leciutko. Poruszyła biodrami kilka razy z pewnością drażniąc go i pobudzając jeszcze mocniej. Złapała za jego dłonie i umieściła je na swoich pośladkach. Potem zaś swoje dłonie wsunęła pod jego koszulkę przesuwając nimi w górę i jednocześnie opuszczając swoje ciało do momentu, w którym zawisła nad nim. W takiej pozycji zlustrowała spojrzeniem jego twarz. -Chyba nie będziemy już dalej grali. - mruknęła lekko, jednak wcale nie wyglądała na jakoś mocno przybitą tym faktem. Butelka, która była nieodłączna częścią gry została porzucona gdzieś na podłodze. Nadal go testowała. Tak wrednie i tak dosadnie. Poza podwinięciem koszulki swoimi dłońmi nie zrobiła nic więcej. I nic więcej nie zamierzała. Chciała mu pozwolić być zdobywcą. Odkrywcą. Dalej Marcel, sięgnij, weź, poczuj, zdobądź. Jeśli tylko chcesz.
Gdyby Marcel wcześniej dostał od Tuny jakieś znaki... gdyby wiedział, że naprawdę warto do niej czasem podejść i po prostu porozmawiać, prawdopodobnie by to zrobił. Tylko że obie wiemy, jaki Matysiak jest - Krukon z niego żaden bo nie jest przesadnie mądry, na Puchona się nie nadaje bo rozpiera go energia, Ślizgonami bezgranicznie się brzydzi, a do Gryfonów trafił prawdopodobnie tylko dlatego, że nie wpasował się w standardy żadnego innego domu. Tak to już jest, że z czerwonych tworzy się zbiorowisko ludzi o różnych cechach i przekonaniach. Marcel... cóż, w stosunku do kobiet nie szczycił się przesadną odwagą, można nawet powiedzieć, że bał się robić ten pierwszy krok. Szczególnie jeżeli obiektem jego żądz była przepiękna i mądra Krukonka, która prawdopodobnie mogła mieć każdego ucznia Hogwartu. Ba, w tym roku mogłaby przebierać nawet w Salemczykach! Dlaczego miałby się jej podobać podrzędny gryfon? Nie odważył się zainicjować tej sytuacji, ale Arielka zrobiła to za niego. Przestał zauważać cokolwiek poza tym zgrabnym ciałem, komorowymi włosami i oczami, które przyciągały jego wzrok. Zapomniał, jak bardzo bał się odrzucenia, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Tylko ona. Całował ją z dziwną pewnością siebie i zachłannością, jakby chcąc pozostawić po sobie nie tylko smak alkoholu, ale też nabrzmiałe wargi, aby Leighton pamiętała o tej nocy. Alkohol oczyścił jego umysł z myśli pełnych zwątpienia, a w Marcelu w końcu pojawił się prawdziwy gryfon. I w tym wszystkim znalazło się miejsce na naukę - głupia myśl nasunęła mu, że dzisiaj Tuna nauczy się poprawnie wymawiać jego imię. Będzie krzyczeć je tak długo, aż na zawsze zapadnie jej w pamięć. Przesunął dłońmi po wcięciu w talii, nie bojąc się już wniknąć rękami pod koszulkę. Materiał nie był zbroją - łatwo go odsunął i równie łatwo zaczął poznawać najwrażliwsze miejsca jej szczupłego brzuszka. Pochylił się nawet z zamiarem przeniesienia pocałunków na szyję, kiedy nagle porządnie zakręciło mu się w głowie w wyniku popchnięcia. Opadł na miękkie poduszki i przez chwilę nie rozumiał, co się dzieje, ale dotyk pośladków Tuny na własnym ciele szybko mu to wynagrodził. Poczuł jej chłodne palce na klatce piersiowej i wypuścił powietrze, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. -Możemy trochę nagiąć jej reguły - odpowiedział dziewczynie, kładąc dłonie na jej pośladkach i podnosząc Tunę do siadu. Zmrużył delikatnie oczy i uśmiechnął się, nie puszczając. -Nigdy nie pieściłem kobiecej szyi - wyszeptał, a dosłownie chwilę później jego usta przywarły do szyjki panny Leighton, skubiąc je delikatnie i obsypując całusami. W pewnym momencie zatrzymał się na dłużej i napiętnował dziewczę ciemną malinką, która przypominać jej będzie Marcela przez kolejne kilka dni. Musnął delikatną skórę nosem i mruknął cicho: -Nigdy nie widziałem kobiety nago i żadnej nie rozbierałem. Odsunął głowę i spojrzał w jej śliczne, magiczne oczy. Dłonie Marcela w tym czasie przesunęły się znowu na uda Arielki, gdzie palce chwyciły za materiał mało seksownej koszulki i powoli zaczął ją unosić, ukazując coraz więcej ciała dziewczyny. Nie odważył się jednak spuścić wzroku - przekazywał jej spojrzeniem, jaka jest piękna, i naciskiem na wnętrze jej ud, który dawał znaki o jej seksowności. Powoli zdjął z niej koszulkę, po czym dłonie delikatnie mu zadrżały. Dopiero wtedy przesunął oczy niżej - po jej malinowych ustach, smukłej szyi, krągłych piersiach i aż do dziewczęcych majtek, których widok wywołał u Marcelka rumieniec. -Nigdy nie całowałem kobiecego brzucha - przyznał znowu, chwytając Tunę za pośladki i lekko popychając w ten sposób, że teraz unosiła się nad nim na kolanach, zamiast siedzieć. Dzięki tej pozycji spokojnie pochylił się i musnął ustami jasną skórę. Kilkudniowy zarost podrażnił delikatnie ciało Arielki, ale Marcel nie zwrócił na to uwagi. Pochylił głowę i przygryzł delikatnie jej brzuszek, nie chcąc sprawiać dziewczynie bólu. -I nigdy nie miałem na nikogo takiej ochoty.
Gdybać nie należało. Głównie z tego prostego powodu, że co się stało, to się już nie ostatnie i choć można było zmienić niektóre zdarzenia z przeszłości, czy pojawić się w dwóch miejscach jednocześnie dzięki zmieniaczowi, mało kto miał do niego dostęp. I to nawet lepiej, że właśnie tak było. Dlatego tak. Nie warto było gdybać. Z tego właśnie założenia wychodziła Tuna i dlatego też nad swoimi błędnymi decyzjami dumała dopiero później. Ale tylko chwilkę. Nadal wychodząc z tego samego założenia, że czasu nie da się cofnąć. Oh dawno nie była z nikim. Od czasu Eugena nikt nie rozbudził jej ciekawości na tyle by mieć jakiekolwiek szansę, by zjawić się bliżej. Nikt, poza Marcelem. I choć przeważnie wolał przebywać w towarzystwie Norberta mocno ciekawiła ją jego osoba już od jakiegoś czasu. A ich relacje z grubsza pozytywne od zawsze miały doprowadzić ich właśnie do tego momentu. I zdecydowanie podobała jej się ta przed chwilą odnaleziona przez niego pewność siebie. Z początku byłby jakby niepewny. Tak jakby spodziewał się, że za chwilę Tuna odsunie się od niego i stwierdzi, że to tylko wredny żart. Ale Tuna taka nie była. Nie bawiła się w takie gierki. Była prostą osobą w gruncie rzeczy. Poczuła ciepłe dłonie na swoim brzuchu, a na jej ustach wykwitł lekki uśmiech. Była na górze. Znów. Nad nim. Wyraz niezrozumienia na jego twarzy rozbawił ją lekko. Lubiła zaskakiwać. Wypowiedział słowa. Która Tuna rozumiała, a jednak większe znaczenie w tej chwili miały jego gęsty. Odruchowo odchyliła głowę do tyłu, gdy jego ciepły oddech owiał jej szyję, robiąc mu więcej miejsca. Przymknęła lekko powieki, czerpiąc jak najwięcej z tej pieszczoty. Uniosła dłoń, a smukłe palce wplotła we włosy na jego karku. -Nigdy nikt nie rumienił się na mój widok. – mruknęła łapiąc jego spojrzenie, którym przekazywał jej teraz więcej niż słowami, które wypowiadał. Za bardzo też nie angażowała się w nic, pozwalając mu samemu odkrywać ten świat. Rumieniec który ponownie wpłynął na jego policzki połączony z dającym o sobie znać kolegą ze spodni jednocześnie ją rozczulał, jak i podniecał. Uniosła pchnięte przez niego pośladki, drugą z dłoni układając gdzieś na jego ramieniu. Uśmiechnęła się leciutko słysząc jego wyznanie. Oj tak, on też miała zdecydowanie ochotę na niego. Złapała go za podbródek zmuszając by spojrzał na nią. Pochyliła się i złożyła na jego ustach lekkiego, ale jakże słodkiego całusa. Opadła z powrotem na swoje poprzednie miejsce na jego udach. – Nigdy nie sądziłam, że cię pociągam. – powiedziała zgodnie z prawdą. Dłonie splotła za jego plecami, ale tylko na chwilę, po jego koszulka zdecydowanie za długo znajdował się na jego ciele. I choć miała nie angażować się za bardzo, nie chciała dłużej czekać, aż zobaczy go bez niej. Pociągnęła ją szybko w górą, tracąc nią szybko zainteresowanie. Spojrzała na jego tors i przejechała po nim dłońmi docierając aż do karku, po czym pociągnęła biodra, by być bliżej. Przeczesała dłonią jego włosy swoje usta zbliżając do ucha. – Nigdy nie myślałam, że powiem komuś tak po prostu – weź mnie. – mruknęła cichym, zmysłowym szeptem. Ciepłe powietrze wydobywając się z jej ust owiewało jego kark, a wargi niechcący zahaczyły o płatek ucha. Złożył pocałunek gdzieś na jego policzku, pozwalając, by przejął pałeczkę. By zdobywał dalej, mimo, że dostał już wszystko wyłożone na tacy. Wystarczyło tylko sięgnąć.
Pierwsze +18 w życiu Marcelka!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!:
Cudownie było czuć tak blisko kobiece ciało. Drażniła się z nim, zabawiała jego kosztem, ale Marcelkowi niespecjalnie to przeszkadzało. W zasadzie to podobało mu się samodzielne poznawanie jej ciała – był trochę jak piesek trenowany przez właścicielkę. Nie wiedział, na ile może sobie pozwolić, więc delikatnie i nieśmiało przesuwał dłońmi po każdym skrawku delikatnej, porcelanowej skóry, co jakiś czas zerkając pytająco na twarz Neptune. Ostatecznie jednak nie odmówiła mu ani razu, a on doszedł do wniosku, że wolno mu wszystko. I wtedy właśnie włączył się w nim prawdziwy Gryfon, który nie boi się wyzwania, jakim jest zaliczenie dziewczyny. Ręce Marcela wędrowały po całym ciele Arielki – zaczynając od subtelnego dotyku na udach, wyżej, mijając materiał bielizny, po płaskim brzuchu i wcięciu w talii, przez plecy i kark, by w końcu zanurzyć się we włosach dziewczyny i po raz kolejny ją pocałować. Ani trochę nie przeszkadzało mu, że to ona jest na górze – mimo wszystko przecież pozwoliła Matysiakowi przejąć kontrolę nad obrotem spraw. Ona mogła co najwyżej dotykać jego brzucha, twarzy i włosów, brnąc w grę, którą dla nich wymyślił. - Jesteś taka piękna, księżniczko – wyszeptał cicho, prosto w jej usta, by po chwili z czułością i wyczuciem przygryźć dolną wargę czerwonowłosej. Nie zauważył nawet, że po raz kolejny zaczęły mu się mieszać języki – jak mógł myśleć o poprawnej wymowie, kiedy jego głowę zaprzątała tylko siedząca na nim istota? Jeszcze nikt tak na niego nie działał, nigdy nie czuł tak ogromnego podniecenia. Chwycił Tunę za biodra i mocniej do siebie przycisnął, czując, że powinien jak najszybciej zrzucić z siebie jeansy. Westchnął cicho prosto w szyję dziewczyny, by niedługo potem całować jej ramię. Pozbycie się koszulki nie było trudne, a kiedy już to zrobił, musnął ustami nawet jej lewą pierś, jeszcze zasłoniętą przez materiał biustonosza. Słyszał, że podjęła się jego gry, że również wypowiada zdania, które dopiero po jakimś czasie zaczęły docierać do matysiakowej świadomości. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc pierwsze wyznanie, ale rumieńce na jego twarzy nie były już tak widoczne jak wcześniej – krew przepłynęła w inne miejsce, co dziewczyna na pewno odczuwała. Pozwolił, aby jej sprawne dłonie rozebrały go z koszulki, po czym patrzył przez chwilę jak przesuwa nimi po jego brzuchu. Ujął jedną z jej dłoni i ucałował ją – z zewnętrznej, a następnie wewnętrznej strony, pochylając się i znowu przewracając Arielkę na plecy. Tak było zdecydowanie wygodniej. Chwilę wcześniej usłyszał jej zmysłowy szept – ostatnie słowa, które wypowiedziała, wstrząsnęły nim. Przez ciało Marcela przeszedł przyjemny dreszcz i odmruknął coś nieskładnie, jakby zgadzając się, że tak, powinien ją wziąć. Tutaj, teraz, natychmiast. Ułożył ją wygodnie pod sobą, nadal znajdując się między udami Neptune, i pocałował ją raz jeszcze. Po chwili jednak jego usta trafiły na ucho dziewczyny, które przygryzł delikatnie, zostawił na jej szyi ciemną malinkę, dzięki której przez kilka dni będzie o nim pamiętać, aż w końcu dotarł do dwóch skarbów, okrutnie więzionych w materiale biustonosza. Uniósł Tunę delikatnie i nie dając po sobie poznać, że ma z tym mały problem, w końcu rozpiął stanik i wciągnął powietrze przez nos, głośno je wydychając, kiedy odrzucał go na drugą stronę łóżka. Rumieniec znowu wykwitł na twarzy Marcelka, ale oczy pełne pożądania pochłaniały ten piękny widok. Znów popchnął dziewczynę na łóżko, pochylając się i ustami pieszcząc jedną z jej piersi. Może i nigdy wcześniej tego nie robił, ale był pewien, że sprawi jej przyjemność. Chłopcy w pewnym wieku po prostu wiedzą, co należy robić z kobiecym ciałem. Ujął drugą pierś wolną dłonią, masując z wyczuciem i nadal nie do końca przekonany, czy powinien. Ostatecznie jednak przeniósł pocałunki na brzuch Tuny, zatrzymując się dopiero przy ostatniej części bielizny, którą na sobie posiadała. Wyprostował się, patrząc na pannę Leighton z nieukrywanym pożądaniem, po czym powoli uwolnił ją z dziewczęcych majtek i wrócił wargami do jej ust. Jego oddech wyraźnie się zmienił, a sam Marcelek z trudem się powstrzymywał, ale musiał, musiał zapytać. - Na pewno? – to było tak cholernie głupie pytanie, że kiedyś sam będzie się tego wstydził. Ale… cholera, to jest dla niego tak nowa sytuacja, że musi wiedzieć.
Bliskość między dwojgiem ludzi tworzyła się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich było połączenie emocjonalne, drugie cielesne. I choć jedno bez drugiego potrafiło funkcjonować, tak o wiele więcej potrafiły zdziałać w komplecie. Dlatego też, chociaż panna Leighton znana była w całej szkole jako flirciara partnerów do łóżka dobierała sobie ostrożnie, choć różne plotki na jej temat po Hogwarckich korytarzach chodziły. Nie była jakoś nadto doświadczona. I wcale nie czuła się z tego powodu wybrakowana, czy też poszkodowana. Uważała wręcz to za atut działający na jej korzyść. Zresztą, gdyby któryś z jej braci dowiedział się, że, mówiąc brzydko, daje dupy po kątach każdemu, to pewnie nie dość, że temu każdemu obijałby twarz, to jeszcze i ona dostałaby niezłe pogadanki. Na ich szczęście Tuna umiała o siebie zadbać i dobrze dobierać sobie towarzyszy. I doskonale wiedziała, że ani trochę nie myliła się co do Marcela. Jej intuicja nie pomyliła się jeszcze ani razu. Pozwalała, by odkrywał ją na własnych zasadach. I we własnym tempie, choć chciała go bardzo, nie chciała też być aż tak wielką egoistką. W końcu i tak był jej. Przynajmniej dzisiaj. W jakiś sposób ta niepewność malująca się w jego oczach, oraz nieme pytanie, czy nie robi czegoś złego bardzo jej schlebiało. Uśmiechała się tylko leciutko, skupiając się na dotyku jego błądzących dłoni. Czuła jak ciepło rozlewało się w każdym miejscu, o które zahaczyły jego dłonie, od ud, poprzez brzuch aż do karku. Zamrugała kilka razy i zmarszczyła nosek, jak zawsze gdy mówił do niej po polsku. A już po chwili jej twarz na powrót przybrała łagodny wyraz twarzy. Czuła jak każde jego działanie potęguje zarówno jego jak i jej podniecenie. I zdecydowanie podobał jej się ten stan, w którym nie istniało nic innego poza nimi. Odważnie przyciągnął ją za biodra bliżej do siebie. Mocniej. Ciaśniej. Doskonale czuła jak na niego działa. A i jego dotyk, oraz ciepły oddech, który zatańczył gdzieś na jej obojczyku tylko sprawiały, że czuła się jak narkoman na głodzie – chciała więcej. Dłonią bawiła się włosami, które czuła między palcami nadal bardziej pozostając bierną niż czynną w tej ich nowej grze. Gdy znów leciała na plecy zaśmiała się lekko. Krótko. Umilkła nadal jednak obdarzając go ufnym uśmiechem. Jak różne było to spotkanie od tego w którym to ktoś inny był jej nauczycielem i partnerem. Marcel rozkręcał się. Jakby odnajdywał w sobie pewność w działaniu i wiedzę o tym, co powinien zrobić dalej, by pobudzić każdy jeden kawałek jej ciała. I do jasnej cholery, doskonale wiedział jak się do niej zabierać. Jej dłonie, a raczej opuszki palców dotykiem tak lekkim jak dotknięcie piórkiem, zwiedzały jego plecy. W końcu serwując mu końcową rundę dłonią po kręgosłupie. Wygięła się leciutko wystawiając piersi w jego stronę, głowę zaś odchylając do tyłu. Przymknęła powieki. Czuła jak oddech jej przyśpieszał. Powoli. Jednak stopniowo nie przypominał już spokojnego i równego przepływu powietrza przez płuca. Szybciej, gdy jego pocałunki zeszły niżej. Uniosła chętnie biodra, pozwalając by uwolnił ją z ostatniego skrawka zakrywającego ją materiału. Słysząc jego pytanie jej plecy opadły ponownie całkowicie na łóżko. Ona zaś uchyliła powieki spojrzała na niego. Na pewno, co? Chciała odrzucić mu głupie pytanie. Ale wiedziała doskonale, jak wiele niepewności czai się w sercu, gdy zaznaje się takiej intymności pierwszy raz. -Marcel… - zaczęła jakby wzdychając jednocześnie. Uśmiechnęła się leciutko. Uniosła dłoń i zaczesała mu kilka kosmyków krótkich włosów za ucho. Choć wcale nie trzeba było, bo były byt krótkie by opadały na twarz. Ona jednak chciała. Mogła. - …właśnie wyczerpałeś swój limit głupich pytań. – poinformowała go. Sama jak dzisiaj pamiętała swój pierwszy raz. Przyciągnęła go za kark, tak, że praktycznie stykali się nosami po czym wyszeptała. -…leże przed Tobą kompletnie naga, jak myślisz? - jej dłonie odnalazły jego biodra, a palce wskazujące wślizgnęły się pod spodnie. Stamtąd rozpoczęły wędrówkę, którą zakończyły na ustrojstwie zwanym zapięciem. Wredny guzik sprawił jej tylko chwilowe problemy, co Tuna skomentowała niemo krótkim zmarszczeniem brwi, po czym ustąpił. Wróciła spojrzeniem do oczu gryfona, jakby wiedząc, że sam kontakt wzrokowy pozwoli mu działaś dalej. Pragnęła go. Mocno, bardzo, tutaj i teraz. I niech nikt nawet nie ważył się wchodzić tu w najbliższym czasie, bo pewnym było, że intruzowi groziła co najmniej klątwa.