Bar ukryty w gęstym lesie. Znajduje się niedaleko od Leśnej Przystani, której odwiedzenie proponuje właściciel baru – Franco Silva, brat pilnującego przystani Aldo. Podobnie jak przy okazji odwiedzajacych przystań, ten bar zasilają głównie podróżnicy i odkrywcy zaprzyjaźnieni z tutejszymi tubylcami, prowadzącymi życie nie w mieście, a w sercu dżungli. Korzystając z usług tego baru, prócz alkoholu i przekąsek, zdobyć można informacje o dobrodziejstwch tutejszej dżungli i usłyszeć wiele ciekawych, miejskich legend. Kto bardziej szczęśliwy, dowie się również o najbardziej atrakcyjnych, niedostępnych dla zwyczajnych turystów dzikich miejscach w Kolumbii.
Menu:
Napoje alkoholowe: Ognista Whiskey Corozos (wino z karaibskich winogron) Chirrinchi (lokalny alkohol Indian Wayúu) rum butelka Ognistej Whiskey butelka Corozosa butelka Chirrinchi butelka rumu grzaniec z migdałami i pomarańczami
Napoje bezalkoholowe: sok mandarynkowy lemioniada kokosowa Canelazo (herbatka anyżowa z trawą cytrynową i miętą) gorąca czekolada z serem i chlebem kukurydzianym
Przekąski i potrawy: queso de Mompox (metrowy ser zwinięty w kulkę) pieczone bataty ryż z kokosem i rodzynkami z pieczoną rybą chlebek casabe chlebek kukurydziany z guayabą placki z płatanów bulwy manioku z salsą bananową smażone banany smażone płatany kolumbijska zupa zestaw obiadowy
Używki: kawa Indian Wayuu* liście koki - 15g chlebek casabe z liśćmi koki pieczone bataty z salsą z liści koki herbata z koki
*opis w magicznych używkach czarodziejów
UWAGA, KOSTKI: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście: 3-6 – udaje Ci wejść, 1-2 – niestety nie udaje Ci się znaleźć pubu Za każdym jednym razem zezwala się wejść do lokalizacji dwóm osobom towarzyszącym.
Nie musisz rzucać kostką jeśli posiadasz mapę Kolumbii.
- A więc... "Ukryty w dżungli"... - mruknęłam do samej siebie, idąc zgodnie z zaznaczoną na zakupionej przed paroma minutami trasą. - Ciekawe, jakie jest prawdopodobieństwo tego, że napadną mnie jacyś buszmeni, albo coś mnie zeżre - dodałam, zupełnie nie przejmując się tym, że mogę zostać przez kogoś usłyszana. Bo w sumie kto normalny szwędałby się po dżungli, tylko po to, żeby znaleźć jakiś zaciszny pub? No chyba nieliczni, do których jak najbardziej się zaliczałam. Tak czy inaczej, wolałam umrzeć gdzieś w dziczy, niż utonąć wypadając za burtę statku. Chociaż w sumie to uczucie wypełniania się płuc wodą, ta niemoc, otulająca ciało z każdej strony lodowata woda, uczucie płonięcia od środka przez sól zawartą w morskiej wodzie... Zamyślona zatrzymałam się na krótką chwilę, głównie po to, by tylko wzruszyć ramionami i udać się w dalszą podróż. W końcu po długiej wędrówce odnalazłam pub, od razu po wejściu do środka i rozejrzeniu się po wnętrzu podeszłam do baru, by zapoznać się z ofertą. Była o wiele bogatsza niż w barze w miasteczku i ku mojej uciesze znajdowały się w niej lokalne używki. Zajmując miejsce na stołku barowym zamówiłam kieliszek Corozosa i po krótkim namyśle zdecydowałam się na coś mocniejszego. - Kawę Indian Wayuu poproszę - wyszczerzyłam się, podając barmanowi należność. Zapowiadał się całkiem ciekawy wieczorek.
Od dłuższego czasu szwędała się za jakąś koreanką, japonką? Bóg jeden raczy wiedzieć. Dlaczego tak właściwie za nią lazła? Ciekawość. Nuda. Musiała sobie jakoś umilić kolejny dzień w piekle, który niektórzy nazywali rajem. Ona jak na razie nie była jakoś szczególnie zakochana w tym miejscu, ale co poradzić. Nie lubiła natury. Mimo to teraz wyszła w jakąś cholerną dżunglę... Idiotka. Żeby się nie zgubić w którymś momencie przestała się martwić o to, czy gryfonka ją widzi. Ta jednak wydawała się być zajęta drogą. W końcu zrozumiała dlaczego dziewczyna była aż tak zapatrzona. Szukała baru znajdującego się daleko od jakichkolwiek spojrzeć natrętnych turystów. Tori zatrzymała się by obejrzeć go z zewnątrz. Cały obrośnięty jakimś mchem. Nic dziwnego, że trudno było go z daleka dostrzec. Widząc, że dziewczyna, którą śledziła znika w środku odczekała chwilę i sama weszła. Rozejrzała się za menu i to, co od razu rzuciło jej się w oczy, to używki. No proszę. Są jakieś plusy tego dnia! - Kawa Indian Wayuu - Zamówiła niemal od razu. Ja wiem, że miała być grzeczna. Spotykała się z miłym, poukładanym facetem i powinna brać z niego przykład. Ale Casimir... Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda? Dlatego usiadła dwa stołki od laski, dzięki której znalazła to miejsce i z radością czekała na swoje zamówienie. Zastanawiała się, czy powinna ją zagadać szczególnie, że słyszała iż ta również to zamówiła. Pozostała jak na razie jednak tylko na myśleniu o tym.
Zobaczywszy kartkę zostawioną przez Scarlett, Thomas udał się w podróż do Pubu w dżungli. I tak nie miał co robić. Czemu miałby nie skorzystać z zaproszenia gryfonki ? Nieśpiesznym krokiem, w swoich ulubionych japonkach wbił do rzeczonego pubu niczym nie skrępowany. Zlokalizowanie towarzyszki nie zajęło mu jakoś specjalnie dużo czasu. Po coś w końcu jest się tym pieprzonym drzewem prawda? Podszedł do stolika zajmowanego przez dziewczynę i stanął za dziewczyną. -Napaść cie nie napadnę, na zjedzenie cię też marna szansa. Więc może dotrzymam ci towarzystwa? - Powiedział nachylając się jej do ucha. Chciał ją wystraszyć choć prawdopodobnie kiepska szansa na to była zważywszy na to że byli sami w pubie. Może na kogoś jeszcze czekała? Nie miał zielonego pojęcia. Za nim cokolwiek zdążyła powiedzieć mężczyzna zamówił sobie trochę lokalnego Chirrinchi. Gustował w egzotycznych alkoholach więc nie mógł się oprzeć temu aby zamówić jakiś lokalny przysmak. Rozsiadł się po tym na przeciwko dziewczyny i wystawił szklankę żeby stuknać się na dzień dobry z nią -Thomas, twój zielony współlokator- Rzucił jak by od niechcenia
Podczas wyprawy do baru co jakiś czas towarzyszyły jej dźwięki podobne do czyichś kroków. Raczej nie przejmował mnie fakt, że na własną rękę wybrałam się do zupełnie nieznanej dżungli, a osoba podążająca moim śladem może okazać się tubylcem, który w każdej chwili może zaciągnąć mnie w busz. Gdyby moja różdżka została połamana, w walce wręcz miałabym raczej niewielkie szanse, chociaż czyjś nos pewnie dałabym radę złamać. W pubie uraczyłam się kolumbijską kawą, która jak najbardziej pomagała w powrocie do pełni sił i dodawała mnóstwo energii. Siedząc sobie spokojnie dostrzegłam, jak do pubu wchodzi jakaś blondwłosa piękność, kojarzyłam tą twarzyczkę z Hogwartu. Z tego co było mi wiadome, dziewczyna nie uczyła się w tej szkole dopiero od niedawna, chyba była w... Slytherinie? A z resztą, to i tak było bez znaczenia. Odwróciłam się w stronę dziewczyny. - Cześć~ - rzuciłam przeciągle, szeroko się uśmiechając. - Scarlett jestem. Zapewne jakoś zaczęłabym zagadywać Ślizgonkę, gdyby nie to, że w pewnej chwili ktoś mi przerwał. - Nie najadłbyś się mną - rzuciłam, spoglądając na czarnoskórego mężczyznę, po czym uniosłam zgiętą rękę. - Sama skóra i kości, jak sam widzisz. Ale dosiąść się możesz, dlaczego nie - lekko wzruszyłam ramionami, po czym grzecznie stuknęłam się szklanką z Thomasem. Zamówiłam porcję liści koki, kilka z nich od razu wepchnęłam do ust. Eh, ućpać to się tym za bardzo nie da...
Myślała o tym, czy by nie porozmawiać z gryfonką, a ta jakby czytała jej w myślach - sama się odezwała. Uśmiechnęła się do niej delikatnie i od razu miała odpowiedzieć, jednak wtedy doszedł do nich jeszcze jeden chłopak. Jego zdecydowanie kojarzyła. Właściwie, nie dało się go nie kojarzyć. Nie dość, że był ze Slytherinu więc widywała go w pokoju wspólnym, to jeszcze był jednym z niewielu chłopaków w szkole, którzy są czarnoskórzy. I do tego był tak wysoki, że trzeba było na niego zawsze spoglądać z dołu, jak na wieżę. Ten jednak najwyraźniej jej nie zauważył, więc gdy przedstawił się Scarlett sama odchrząknęła cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę. Odkąd coraz lepiej panowała nad hipnozą faceci już nie lecieli do niej jak zombie tak często, jak kiedyś. Jednak mimo to jej urok powinien być na tyle wyraźny, by zatrzymali na niej wzrok na dłuższą chwilę. Jeśli by tego nie zrobił dziewczyna wiedziałaby, że byłby z niego super kumpel gej. Boże, jak jakiś radar na homoseksualistów. - Cześć Thomas - Przywitała się z nim uśmiechając się również do niego, po czym ponownie zwróciła się do gryfonki, za którą tu przyszłą - Jestem Tori - Przedstawiła się po czym upiła łyk swojej kawy. Zarówno ona jak i dziewczyna miały używki w łapkach. Chyba ewidentnie przyszły tu w tym samym celu. Tori zerknęła na to, jak ta je liście przekrzywiła lekko głowę po czym zapytała ją - I jak? - Zainteresowała się chcąc wiedzieć, czy to mocniejsze niż kawa, która obecnie nie przynosiła jeszcze żadnych skutków. Oby do czasu inaczej to będą niepotrzebnie wydane pieniądze.
Kompletnie nie zauważył blond ślizgonki gdy wchodził do baru. Naprawdę skupił się na swojej wspólokatorce. No ale cóż mógł powiedzieć o zielonej koleżance? W sumie nic, starał się dość ograniczać kontakty z tą kobietą. Wszyscy wiedzieli że jest wilą, a jedyne czego do szczęścia mu brakowało to robienie z siebie debila. Tak, ludzie którzy dają się łapać na ten urok są debilami, a przynajmniej tak uważał Thomas. Sam miał to szczęście że jeszcze nigdy nie został pozbawiony przez nią wolnej woli. Miał nadzieje że już tak pozostanie na zawsze. Starał się być dla niej uprzejmy i zachowywać jak na faceta przystało jeśli zachodziła taka potrzeba, jednak to wszystko było podszyte dreszczykiem emocji. Oczaruje mnie czy nie? Taka nutka hazardzisty się w nim wtedy budziła, kto zna ten dopływ dopaminy gdy uda ci się zakład 50/50 wie jak ciężko powstrzymać się przed kolejną próbą. -Cześć Tori- Odpowiedział nie odrywając oczu od Scarlett. Potrzebował jeszcze chwile z nią pogadać nim zaryzykuje. Pasowało choć odpowiedzieć na jej zaganienie. -Faktycznie, nie najadł bym się, choć w każdej sytuacji są jakieś plusy- Puścił oczko w kierunku Gryfonki, mimo iż czuł że z tego flirtu kompletnie nic nie wyjdzie. No cóż, trzeba przyznać że nie miał aparycji ani gadanego żeby łowić damy. No cóż, pozostaje być sobą i nie robić z siebie debila. Może chociaż jakaś znajomość się z tego nawiąże. Dopiero po tych wszystkich przemyśleniach odważył się spojrzeć na Wile Spojrzał raz, Spojrzał po raz drugi Spojrzał po raz trzeci, No i cholera przepadł jak kamień w wodę. Tyle z jego szczęścia. -Wow- siedział tylko i spoglądał od czasu do czasu w jej stronę, resztami silnej woli powstrzymując się od robienia z siebie małpy