Osoby: Lilith Nox & Ivoš Rožmitál Miejsce rozgrywki: Okolice Londynu Rok rozgrywki: Wakacje 2015 Okoliczności: Ucieczka przed kłopotami nigdy nie wychodziła Lilith na dobre. Jednak tego dnia stało się coś wyjątkowego. Skupiona na biegu nie zwracając uwagi na otoczenie zderzyła się z kimś, kogo w pierwszej chwili nie poznała. Jednak gdy okazało się, że jest to osoba, którą tak bardzo dobrze znała nie mogła wyjść z szoku.
Nie zwracając uwagi na otoczenie, Lilith biegła ile sił w nogach. Miała ochotę wyrwać się stąd, miała ochotę uciec od tego wszystkiego, od tych problemów, które narzucały jej się każdego dnia. Próbowała to ignorować, próbowała być silna. Ale jak długo można udawać kogoś, kogo nikogo nie obchodzi? Kiedy powiesz coś co boli, udam, że nic się nie stało, ale kiedy usłyszę to po raz setny, mogę już nie wytrzymać. Z nią było tak samo. Nienawidziła swojej rodziny. Chociaż powinna się cieszyć, że ona chociaż miała tą rodzinę. Chciała o nich zapomnieć, chciała od nich uciec, po prostu schować się przed całym światem i w samotności uronić kilka łez nad niesprawiedliwością jaka ją spotyka. Dziadek ślizgon, ojciec ślizgon, matka ślizgonka, brat ślizgon, tylko ona, wyjątkowa, tak bardzo znienawidzona. Wszystko było jej winą, wszystko było ustawione przeciwko niej. Najłatwiej… wydziedziczyć córkę i uznać, że się jej w ogóle nie ma. Najłatwiej powiedzieć kilka ostrych słów. Łatwiej zrobić to, niż po prostu zrozumieć jej uczucia. Lilith zatrzymała się ciężko dysząc i nie odrywając wzroku od ziemi. Odwróciła się do miejsca, z którego biegła uważnie się przyglądając, czy przypadkiem ktoś za nią nie idzie. Mogła się spodziewać, że jej brat wybiegł za nią jak błyskawica, chcąc przyprowadzić ją ponownie do domu. Za bardzo się o nią martwił. Nie była już dzieckiem, które trzeba było pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie była też dorosła… ale czasami wydawało się jej, że jest bardziej dojrzała od swojego ojca. Dla czystej pewności, dziewczyna ponownie zerwała się do biegu chcąc ukryć się dalej, głębiej. Chciała mieć pewność, że na sto procent nikt jej nie znajdzie, dopóki ona sama nie zechce być znaleziona. Zerkając co jakiś czas za siebie nie zauważyła nawet gdy zderzyła się z czymś. Siła z jaką uderzyła sprawiła, że odleciała do tyłu i upadła na tyłek. - Ajajaj – wyszeptała do siebie. No cóż znowu będzie miała nowego siniaka do kolekcji… musi się z tym pogodzić. - Przepraszam bardzo! – krzyknęła w końcu zwracając uwagę na osobę, którą stratowała. W momencie kiedy dostrzegła tego mężczyznę jej źrenice się rozszerzyły, a ona wpatrywała się w niego zszokowana. Ta niewymowna cisza trwała, a ona nie mogła oderwać od niego swojego spojrzenia. Czy to możliwe? Czy to jej wyobraźnia? A może uderzyła się w głowę i teraz to co widzi nie jest prawdziwe, a to co chciałaby zobaczyć? Może to zupełnie ktoś inny? W ułamku sekundy poczuła natłok różnych uczuć, strach, szczęście, wstyd, niepewność. Było jej głupio… tak dawno… był to jej rycerz, który pomagał jej oderwać się od rzeczywistości. Od tej fałszywej rodziny i był dla niej jak ojciec… ojciec, którego tak bardzo pragnęła jednak teraz… - Ivo? – w końcu udało jej się wydukać niepewnie nie odrywając od niego swoich wielkich brązowych oczu. Które lustrowały go intensywnie… jak dziecko, które nagle zobaczyło coś niezwykle ciekawego i nie chcąc stracić ani chwili z tego wydarzenia, skupia się jedynie na nim.
Ten tydzień był naprawdę szalony. Tyle zgonów ile się przytrafiły właśnie teraz, właśnie na jeden termin, dawno nie było. Cały dzień wręcz biegał od biura po oferowanie najlepszych i jednocześnie najbardziej kosztownych trumien. W końcu trzeba jakoś sprzedać najlepszy towar, by ludzie... wygodnie leżeli po śmierci. Ważne jest by przynajmniej wtedy wypoczęli wygodnie, prawda? Najważniejsze motto zakładu Ivo. Wyszedł na zewnątrz, nie mógł już wysiedzieć w tej ciasnej atmosferze. Polecił wszystko podwładnym, dokładnie instruując, co mają robić, jak się zachowywać i jakich technik stosować. Jakkolwiek by to wyglądało niestosownie, ten zakład był dla niego życiem. Życiem dla śmierci? Jakaż ironia. Jednakże, nie miał hamulców moralnych, by przypadkiem nie skorzystać na czyjejś rozpaczy. Dawno się tego wyzbył, kiedy po kolejnym razie, zrozumiał, że to jest biznes, a biznes musi się kręcić. Wyszedł. Zapalił papierosa. Skończyły mu się, zapalił właśnie ostatniego. Pogrążył się w myślach; ostatnie wydarzenia z jego życia, kobiety które się pojawiły... Nie powinien się ustatkować? Było to bardzo sprzeczne z jego ideologią, jednak coś wewnątrz mu podpowiadało, by to zrobić. Przeklął się w duchu "pierdolisz głupoty, Rozmital, uspokój swoje myśli i wracaj do merytorycznych spraw. Głupoty pozostaw na wieczór w barze, bądź klubie ze striptizem". Zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił niedbale papierosa na ziemię, sięgając do kieszeni po notatnik, w którym miał zapisane wszystkie spotkania i wszystkie umówione wizyty klientów. Nie zapowiadało się to dobrze; dzisiaj nie pójdzie na drinka wieczorem, raczej skończy w domu po północy ze szklanką whisky. Niespodziewane uderzenie, które poczuł na wysokości niewiele ponad piersią, wyprowadziło go totalnie z równowagi. Coś, albo ktoś dość drobny, szybko pędzący uderzył w niego i odbił się z niesamowitą siłą. Zatrzymał się gwałtownie i wypuścił notatnik z rąk, a właściwie sam notatnik wyleciał, on by przecież go nigdy nie wypuścił - zbyt cenny. Nachylił się by go podnieść i usłyszał cichy dziewczęcy wręcz głos. Uniósł wzrok i spojrzał na powód tego 'karambolu'. Jakaś dziewczyna, albo może i bardzo młoda kobieta, leżała na ziemi. - Nic wielkiego się nie sta... - i w tym momencie usłyszał swoje imię. Wyprostował się gwałtownie, marszcząc brwi i dokładnie się przyglądając osobniczce. Skąd znała jego imię? Nie przypominał sobie, by tak młodą kobietę kiedyś poznał, w ostatnich miesiącach... Wytarł niewidoczny kurz z koszuli i odruchowo nachylił się podając jej rękę, dalej dokładnie wpatrując się w twarz dziewczyny. Kiedy ona już stanęła na równych nogach, twarz mu stężała. Niemożliwe... - L... Lilith? - przełknął ślinę, podczas kiedy właśnie w jego głowie pojawił się nawał wspomnień, kiedy to mała dziewczynka kiedyś potrzebowała wsparcia, a on jej pomógł. - Jak... to ty? - Teraz zdecydowanie nie była "małą dziewczynką". Dojrzała, nie mógł tego nie zauważyć. Puścił po chwili jej dłoń, wyczekując odpowiedzi.
Możliwość takiego spotkania szacowała się jak jeden na milion. A jednak się im udało. Przypadkowo wpaść na siebie po tylu latach nieobecności. To wręcz prosiło o to, by nazwać to przeznaczeniem, albo szczęśliwym trafem od losu. Jednak panienka Nox nigdy do końca nie wierzyła w przypadki, dlatego, właśnie dlatego nie potrafiła uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Kiedy udało jej się wstać zakłopotana zaczęła otrzepywać się z kurzu, który obruszył jej ubrania. Co ona sobie myślała? Mimo iż jest tak podobny, to na pewno nie może być on. Wszakże to jest niemożliwe, a to… a to, że pomyliła go z jakimś przechodniem tylko pogłębiło uczucie jej tęsknoty do niego. Jednak… Jednak kiedy on wypowiedział jej imię… kiedy ona podniosła na niego swój wzrok… świat chyba oszalał. To co widziała już tyle razy, w przeszłości, było takie samo, a jednak tak bardzo inne w tej teraźniejszości. Lilith zaśmiała się pod nosem, a jej twarz nieznacznie pojaśniała. Nadal nie mogła wyjść z szoku, który ją ogarnął. Czy jeżeli dzisiaj by zgodziła się z ojcem, jak to zawsze robiła, to czy do tego spotkania by doszło? - Tak… to ja… – wydukała zakłopotana. Odruchowo poprawiła swój strój chcąc wyglądać teraz jak najlepiej w jego oczach. Mimo iż nie wiedziała do końca, dlaczego tak bardzo jej na tym teraz zależy. - Ja… nie wierzę… – mimo iż mężczyzna potwierdził swoją osobę, reagując na swoje imię, to i tak nie była w stanie uwierzyć, nie była w stanie o tym logicznie myśleć – ostatnim razem widzieliśmy się… chyba zanim udało mi się dostać do Hogwartu… – dodała po chwili i poczuła jak jej żołądek przewraca się na drugą stronę, a ona nie panuje nad emocjami. Co się dzieje? To nie tak, że znowu czuła natłok uczuć. Bo to nie zniknęło, tylko stawało się coraz bardziej intensywniejsze. Zwłaszcza strach. Zniknęła bez słowa, bez śladu, bez wyjaśnień. Po prostu wyparowała z jego życia tak nagle, jakby chciała o nim zapomnieć. A tak nie było… Powinna się zacząć tłumaczyć? Powinna wyjaśnić całą tą sytuację? A może… miała ochotę zrobić jedną rzecz. Gryffonka bez zastanowienia ruszyła w stronę Ivosa i przytuliła go bez żadnych więcej pytań, czy niepewności. Tak bardzo chciała… - Tak bardzo za tobą tęskniłam… – wszystko wyleciało. Pozostała pustka w głowie i ucisk w sercu – Nie bądź na mnie zły proszę, ja nie chciałam, żeby tak wyszło! – jej głos trząsł. To przywiązanie, którym go kiedyś darzyła nie znikło… wręcz przeciwnie, stało się mocniejsze i bardziej trwałe niż wcześniej, ale dlaczego? Nie potrafiła się teraz uśmiechnąć i zapytać, co tam u ciebie słychać. Po prostu otworzyła przed nim swoje serce, otworzyła przed nim swoje obawy, swoje emocje. Tak, jak to zwykła robić w przeszłości. Nie udawała, że jest w porządku, nie udawała tak jak przy wszystkich, tylko była sobą.
Wpatrywał się uważnie w nią, nie mogąc uwierzyć, że kiedykolwiek ją spotkać zdoła. Była tylko wtedy małą, zagubioną dziewczynką, która chciała pomocy, prawda? Wyprostował się nienaturalnie i zmrużył ledwie zauważalnie oczy. Jego kąciki ust uniosły się nieznacznie, kiedy przyuważył jej zakłopotanie. Odruchowo przeczesał włosy palcami, nie odrywając od niej oczu. - Wyrosłaś. - skwitował jej dukania, nie chcąc żeby czuła się niezręcznie. Podszedł nieco bliżej i przyjrzał się dokładnie jej oczom. Zaśmiał się życzliwie. - I dalej masz tendencje do robienia sobie krzywdy, co? - przekrzywił głowę z zaciekawieniem. - Dobrze, że akurat we mnie uderzyłaś. Po tylu latach, zderzenie z przeszłością akurat dobre efekty sprawia. - lekko otrzepał jej ramię z kurzu na ulicy. - Nic Ci nie jest? Możemy się przejść do mnie, mieszkam niedaleko... zrobię Ci herbaty i jakieś rany potencjalne zaleczymy. - Nie mógł przestać wpatrywać się w nią. Jakie to było zadziwiające stworzenie. Niby niepozorne, ale w jej oczach było widać dużo bólu. Uciekała przed czymś wyjątkowo przerażającym. Nie podejrzewał przypadku. To było długo utrwalane, że właśnie teraz zdecydowała się na ucieczkę. Ujął jej dłoń i skłonił się przed nią, lekko całując wierzch. - Jeszcze raz przepraszam, że stanąłem Ci na drodze niezwykłego biegu. - uśmiechnął się szeroko i ścisnął lekko jej palce. - To co, aprobujesz moją propozycję?
To spojrzenie, ten gest sprawiały, że jej żołądek wywracał się do góry nogami i nie pozwalał jej myśleć swobodnie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak jak teraz. Troszkę przytłoczona, nieziemsko szczęśliwa i… Nie była w stanie nic więcej powiedzieć, ani oderwać od niego spojrzenia. Zagubiona w swoim własnym świecie nie kontaktowała z rzeczywistością. Dopiero kiedy pocałował jej dłoń, jakby ściągnięta siłą, wpatrywała się w mężczyznę. Zamrugała kilka razy chcąc zrozumieć co się właśnie stało i odwróciła się, by upewnić się, czy przypadkiem nikt za nią nie podążał. Dzięki bogu nikogo nie było widać na horyzoncie, a ona odetchnęła z ulgą. A teraz, co mu odpowiedź? Prawdę mówiąc tak mocno odpłynęła, że nie do końca słyszała co do niej mówi. Znaczy słyszała, ale pozwoliła temu wylecieć drugim uchem. Głupia Lilith. - Yhym! – potwierdziła z wielkim entuzjazmem i niewyobrażalną radością wypisaną na twarzy. Nie miała zielonego pojęcia na co się godzi, ale jemu była w stanie zaufać w stu procentach. Nigdy by jej nie skrzywdził, nigdy by nie pomyślał o zrobieniu jej czegoś złego. A dodatkowo będzie mogła skryć się przed rodziną w miejscu dla nich niedostępnym. - Ale muszę przyznać, że nie zmieniłeś się wcale, a wcale! – Tylko dzięki temu byłam w stanie Cię poznać – Jak tam zakład? Słyszałam, że bardzo dobrze Ci idzie! – Lilith nieświadomie uruchomiła swój karabin maszynowy na słowa i zasypywała go nimi w takim tempie, że mężczyzna, mógł nie być w stanie zrozumieć nawet słowa. Podążała za nim bez żadnego zawahania czy niepewności – Wiesz! Mam ci tyle do opowiedzenia! Zostałam Gryffonką! – Zmieniała tematy tak szybko, jak wymawiała każde słowo, dziewczyna wybiegła na przód i stając przed mężczyzn wypięła pierś dumna z tego osiągnięcia – Ojciec się wkurzył jak diabli gdy się o tym dowiedział i dostałam na pierwszym roku szlaban na całe wakacje! – zaśmiała się wspominając ten czas. Tak bardzo chciała uciec wtedy z domu i znaleźć go, ale nie była w stanie tego zrobić, a teraz… - Ach, przepraszam Cię! – powiedziała po chwili lekko zarumieniona – Znów się rozpędziłam z mówieniem…
Ostatnio zmieniony przez Lilith Nox dnia Czw Mar 10 2016, 19:29, w całości zmieniany 1 raz
Widział jej zawstydzenie. Nie chciał by czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie, więc wszystkie uśmieszki satysfakcji, zachował dla siebie. Nie będzie jej męczył. Nie ją. - Dziękuję, Lilith. To miłe z Twojej strony. - Zaczęła swój szybki monolog, on tylko powoli szedł, patrząc na nią, nie odzywając się ani jednym słowem. Wszystko zrozumiał. Miała wprawdzie niezwykle szybki tryb mówienia, niczym karabin maszynowy, ale Ivos miał za sobą lata praktyki w wysłuchiwaniu osób, które niekoniecznie mówiły zrozumiale, a szybko, w przypływie emocji. Nauczył się cierpliwości i uwagi. Prowadził ją powoli, dokładnie przyglądając się czy nikt jej nie ukradł po drodze - cóż, na Nokturnie zdarzają się różne rzeczy. W końcu wybiegła na przeciwko niego i wypięła się dumnie ze słowami, że została Gryfonką na przekór rodzinie. Zaśmiał się głośno. - To w takim razie jestem dumny, że Tiara Ci pomogła zrobić na złość nim. Szlaban, szlabanem, ale jaka satysfakcja, co? - znowu się zaśmiał i wyciągnął do niej rękę, by ją ujęła, bo znaleźli się pod jego kamienicą, a właściwie pod drzwiami kierującymi do niej, obok zakładu. - Mój Zakład ma się wybornie. Jak wiesz, ludzie umierają. Także jakkolwiek to źle zabrzmi, nie splajtowałem. - uśmiechnął się szeroko w jej stronę i stuknął różdżką w drzwi, które się od razu otworzyły. - Zapraszam, panie przodem.
- Nawet nie wiesz jaką! – to był najlepszy dzień w jej życiu. Utarła nosa ojcu i całej swojej rodzinie w ostateczności potwierdzając, że nie jest taka jak oni. Nie jest bezduszna, zimna, podstępna i niesprawiedliwa. Oczywiście miała świadomość, że nie charakteryzuje to ślizgonów. Ale jej rodzina zawsze chciała, by dzieci takie były. Może mieli nadzieję, że to pomoże im przetrwać w tym świecie pełnym bezdusznych ludzi? Ona jednak miała całkowicie inne nastawienie. Widząc, że wyciągnął do niej rękę bez wahania posyłając mu swój specyficzny uśmiech, ujęła jego dłoń i pozwoliła się wprowadzić do mieszkania. Może i było to niegrzeczne, ale nie ukrywała wielkiej ciekawości. Oglądała każdy milimetr mieszkania. Przyglądając się ścianą i sufitowi w końcu zatrzymała się i spojrzała na mężczyznę. W jej oczach tańczyły wesoło iskierki, a ona z nie ukrywanym zaskoczeniem wydukała. - Czuję się znów jak mała dziewczynka… – zaśmiała się pod nosem i wróciła do Ivo, pochyliła się w jego stronę i zapytała z ciekawością – wiesz… ja tam zawsze chciałam dostać od ciebie zniżkę na moją trumnę! Pamiętasz jaką zawsze chciałam? – tak. Pamiętała to bardzo dobrze. Jako mała dziewczynka podeszła do niego i z tą niewinnością i nieświadomością zaczęła go prosić o zrobienie dla niej idealnej trumienki, aż usłyszała swój głos w głowie. Chcę żeby była mała, bo ja nie potrzebuje dużo miejsca! Drewniana i pokolorowana na czerwono! Tak jak serduszko! Musi tam być dużo poduszek i zabawek! A oprócz tego lecieć muzyka! I najważniejsze! Chcę mieć tam twoje zdjęcie żebym nie czuła się samotna! Na samą myśl o tym dziecięcym monologu wybuchła śmiechem nie mogąc się opanować. No tak. Jako dziecko miała wielką wyobraźnie.
Przyglądał się jak z tą dawną ciekawością wpatrywała się w każdy milimetr jego mieszkania. Rzucił klucze na stolik i rozpiął kilka guzików koszuli. Nie odrywając wzroku od niej, skierował się do kuchni, gdzie nastawił czajnik na ogień. - Herbaty? - zapytał, ale zanim odpowiedziała, już nasypał do dwóch filiżanek. Zaczęła wspominać. Mimowolnie i on zaczął wracać do tych chwil, jak była tylko małą zagubioną dziewczynką, która po prostu chciała by z nią posiedzieć. Wtedy Ivo był też po stracie swojej małej kuzynki, pamiętał to dobrze. Umarła na smoczą ospę. Nikt nie wiedział skąd się u niej znalazła taka choroba. Zabrała ją w ciągu niecałego miesiąca. Miała tylko 8 lat. Wtedy? Chyba zobaczył w Lilith swoją kuzynkę; chciał się nią zaopiekować, tak, jak nie mógł się zaopiekować i zadbać o zdrowie Meredith... "Pamiętasz jaką chciałam?" I wtedy Lilith obróciła się w jego stronę, a on się zaśmiał cicho pod nosem. - Drewniana? I... chyba czerwona, nie? Miałem zapewnić Ci pełno zabawek, poduszek przede wszystkim! No i oczywiście najważniejsza była muzyka. - pokręcił rozbawiony głowę, zalewając herbatę do filiżanek i podszedł do niej. - Uważaj, gorąca. - Ostrzegł - I było coś jeszcze, ale chyba niezbyt dobrze sobie jestem w stanie przypomnieć... oświecisz mnie? - rzeczywiście był nieco skonfundowany swoją pamięcią, spojrzał na nią z przeprosinami w oczach.
- Poproszę – powiedziała bez krępacji. No cóż. Grzeczność, grzecznością, ale tego człowieka znała tak dobrze i była do niego tak przyzwyczajona, że wszystkie nauki, do jakich była zmuszana w domu po prostu znikały pozwalając jej być najzwyczajniej w świecie sobą… On ją taką akceptował, ale to może dlatego, że tylko taką ją znał? Lilith pozwoliła sobie rozsiąść na kanapie i przyglądała się z daleka fragmentom mężczyzny. Wciąż nie była w stanie uwierzyć w to co się właśnie stało. Wpatrywała się w niego jak w obrazek z nie małą fascynacją. Ktoś z boku mógłby przysiąc, że właśnie spotkała swojego idola, którego podziwiała przez wiele lat. Można powiedzieć, że tak było. Dla niej ten człowiek był ideałem, kiedyś ojcem, a teraz? Teraz była starsza i na pewno nie będzie go pojmować w tych samych kategoriach co kiedyś. Czyli kim dla niej teraz jest? Takie myśli nawiedziły ją i nie była w stanie ich wyrzucić ze swojej głowy. Ivo położył przed nią filiżankę, a ona wpatrywała się w niego jak ciele w malowane wrota. Jakby widziała przed sobą coś niemożliwego, niesamowitego. Trzeba przyznać, że całe to spotkanie to był dla niej nie mały szok. - Chciałam jeszcze twoje zdjęcie, żebym nie czuła się samotna! – nie był to dla niej problem wspomnieć o tym. Jak to mówiła, nie miała żadnych innych skojarzeń z tym. Po prostu to była dziecinna szczerość i naiwność. Podniosła filiżankę, w końcu odrywając od niego swoje duże brązowe oczy i zatopiła je w parującym naparze. Widząc swoje odbicie zastanawiała się nad tym, jak to on ją odbiera w tym momencie. Jako małą dziewczynkę? Tak jak kiedyś? Nie chciała, by tak właśnie na nią spoglądał. Ale dlaczego nie chciała? Co się zmieniło? Bez względu na wszystko zawsze chciała być dzieckiem, a teraz? W głębi duszy chciała, by nie widział w niej małego dziecka, a dojrzałą kobietę, którą wiedziała, że nie była. Zacisnęła swoje drobne łapki na filiżance czując, jak to parzy ją niemiłosiernie. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że przechylą ją za bardzo i część naparu wylała jej się na dłonie. Dopiero wtedy oprzytomniała i syknęła pod nosem odkładając naczynie na miejsce. - Przepraszam – wyszeptała zakłopotana faktem, że wylała herbatę na ziemię. Nie za bardzo ją teraz obchodziło, że ręka piekła z powodu poparzenia. Jak zwykle niezdarna, ale dobrze, że mężczyzna nie wie dlaczego tak się stało i może wierzyć w jej uroczą niezdarność.
- Zdjęcie, no tak. - zaśmiał się cicho i pozwolił sobie na napicie się pierwszy łyka herbaty. Właściwie dalej do niego nie docierało, że tak się dzisiejszy dzień potoczył. Miał być za 30 minut z powrotem w biurze, miał załatwiać kolejne faktury, podpisywać bezwartościowe z jego perspektywy papierki, tylko po to by niewyobrażalne sumy wpływały na jego konto. Skąd się ona tu w ogóle wzięła? Czyżby sam Merlin prosił wszystkie magie świata, by w końcu się ponownie spotkali? Nie wierzył w przewidywanie przyszłości, ani inne dziecinne wróżbiarstwa, ale to co się dzisiaj wydarzyło było co najmniej dziwne. Nagły stuk. Dźwięk wylewanej cieczy i cichy pisk z jej ust. Oderwał się szybko od swoich myśli i spojrzał z przerażeniem na jej rękę, całkowicie ignorując dywan. Poderwał się z fotela, na którym siedział, a który był centralnie na przeciwko niej i chwycił różdżkę. Zaraz za nim podleciał czysty, zmoczony na zimno ręcznik, który zdążył szybko przywołać. - Cholera, Lilith... - złapał go u lekko uniósł jej rękę, by dokładnie przyjrzeć się oparzeniu. Miał w oczach czyste przerażenie, mimo że rana poparzenia nie była taka wielka. Szepnął cicho zaklęcie, które miało od razu ochłodzić miejsce zapalne, by przy kontakcie z ręcznikiem nie szczypało aż tak, a potem przyłożył do rany ręcznik bardzo delikatnie. Znaleźli się bardzo blisko siebie mimowolnie. Ivo uniósł wzrok na Lilith. Dalej był przerażony, że coś się naprawdę złego mogło stać. - Cała ty, prawda? - uniósł kącik ust do góry i cicho się zaśmiał, nieco mocniej dociskając ręcznik do rany.
Cała jego reakcja była bardzo nerwowa. Przyglądała mu się z wielkim zdziwieniem. Na całą jego reakcje przypomniała sobie jak bardzo często potykała się o własne nogi jako dziecko. Trzeba było pilnować ją dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby przypadkiem nie zrobiła sobie krzywy, czy nie zabiła się. A sam fakt, że wszędzie było jej pełno… to zadanie czasami było nie wykonalne. Nawet nie dostrzegła tego, że mężczyzna był blisko niej, po prostu wpatrywała się w niego z tym specyficznym dla siebie uśmiechem. Nie mogła oderwać od niego swojego spojrzenia, lustrowała jego twarz z przeraźliwą dokładnością tylko po to, by zwieńczyć to wszystko mimowolnym przegryzieniem dolnej wargi. Lilith odwróciła wzrok zakłopotana i zaśmiała się pod nosem. - Jedyne co się zmieniło przez ten cały czas – wyszeptała nie mając najmniejszego zamiaru się od niego odsuwać. Mimo iż czuła, że jej policzki pieką z tej bliskości, to jednak chciała ją czuć, dlaczego tak było? – to fakt, że mi się trochę urosło – zaśmiała się. No cóż. Nawet jeżeli jej się ‘trochę urosło’ to nadal była drobną i małą kruszynką, którą trzeba było się opiekować bez względu na wszystko. Takie małe coś powinno zamykać się w klatce, czy pokoju i nie wypuszczać na świat zewnętrzny, traktować z przeraźliwą ostrożnością i kochać całym sercem. No ale wracając do głównej historii. Nie mogli siedzieć w tej pozycji w nieskończoność, chociaż tak bardzo tego dziewczyna pragnęła. Położyła dłoń na jego rękę chcąc dać mu znać, że wystarczy już. - Dziękuję… – wyszeptała zerkając na niego z dołu, wyglądała nieziemsko uroczo z tym zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Zawsze musisz sobie coś zrobić, co? - ponowił, a właściwie powiedział to na głos. Byli blisko siebie, on delikatnie opatrywał jej dłoń, wpatrując się intensywnie w jej oczy. Nie zapomniał, że się zraniła, było to dla niego priorytetem, ale jej obecność tak blisko, była bardzo magnetyzująca. Szlag by to trafił, Ivo, opamiętaj się. To młoda kobieta, którą powinieneś się opiekować... tak, to było najważniejsze. Wyczarował bandaż na jej dłoń i lekko obwiązał nim dłoń Lilith. Uśmiechnął się lekko, przyciskając opatrunek, by lepiej przylegał. - Gotowe. Już nie powinno piec. - przejechał dłonią po jej dłoni, po tym zdrowym już miejscu i nachylił się, by pocałować. - Nie będzie boleć, nie będzie szczypać, a ty chyba zaraz dostaniesz słomkę, bo nie chcę ryzykować wizytą u świętego Munga. - Wstał z kanapy i przy okazji rzucił niewerbalnie by dywan sam się wyczyścił. - Mam ciasto, dużo ciasta. Możemy pojeść ciasto i opowiesz mi, co się stało. Ze szczegółami... i chyba nowa herbata też by się przydała. - spojrzał na nią, uśmiechając się ponownie, tym razem ciepło, by rozluźnić atmosferę.
Kiedy mężczyzna się od niej odsunął poczuła pewnego rodzaju ukłucie. Dlaczego tak bardzo przeszkadzał jej ten fakt? Dlaczego tak bardzo wymagała jego bliskości, chciała by został przy niej dłużej. To uczucie, te uczucia doprowadzały ją powoli do szaleństwa, dlatego wykorzystała chwilę samotności. Oparła się na kanapie i wlepiła spojrzenie w sufit. Przestań o tym myśleć, to tylko twoja wyobraźnia, chociaż nigdy wcześniej tak się nie czułaś to przecież nie możliwe, że tak nagle… - Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła sobie krzywdy – odpowiedziała na jego słowa, chociaż bardziej wyglądało to tak jakby wysyłała te słowa w pustą przestrzeń. Musiała pogrążyć się przez chwilę w myślach, by móc mu odpowiedzieć na następne pytanie. Lilith wyprostowała się w momencie gdy mężczyzna do niej wrócił z ciastem i herbatą. Oczywiście dziewczyna nie byłaby sobą, gdyby jej oczy nie zawiesiły się na smakołyku, a jej mina nie wskazywała, że to jest rzecz, której najbardziej w świecie teraz pożąda. Dopiero kiedy dostała kawałek i uznała, że smak jest genialny, doszła do wniosku, że została przekupiona i powie wszystko. - Uciekłam z domu! – ta szczerość, ten uśmiech i ten brak przejęcia w tym wszystkim świadczył jak głęboko w d… jak w wielkim szanowaniu miała tą całą sprawę - Ojciec znowu się na mnie uwziął – burknęła niezadowolona i wlepiła spojrzenie w talerzyk z ostatni kawałkiem ciasta – jest on tak bardzo staromodny, że aż zaczął szukać mi narzeczonego! – dla niej to było nie do pomyślenia. Miała dopiero piętnaście lat, a ten jej szukał już jakiegoś starego gbura za męża, tylko żeby stan majątkowy rodziny nie był zachwiany i przede wszystkim, żeby miał jakieś korzyści z tego małżeństwa – Okropieństwo! – warknęła i odłożyła talerzyk na stół. Przyciągnęła do klatki piersiowej kolana i skuliła się na kanapie. Miała zamiar się buntować, nie wróci do domu, dopóki nie zrezygnują z tego chorego pomysłu, ona po prostu chciała… być sobą, pokochać jakąś osobę i z nią spędzić resztę swojego życia.
- Bo to chyba tak wygląda, co? W tych waszych brytyjskich rodzinach. Mimo różnic krwi... cóż, dobrze, że w Czechach mają zazwyczaj w poważaniu z kim się kto zwiąże, bo to by mnie całkowicie rozerwało na kawałki psychicznie. - spoglądał na Lilith uważnie, a potem rozsiadł się wygodniej na kanapie obok dziewczyny, wyglądając jakby się zastanawiał nad czymś poważnie. - Ale jak uciekłaś z domu, to co zamierzałas zrobić w takim razie? Spać na dworze? - rozejrzał się mimochodem po swoim mieszkaniu, a potem spojrzał na nią. - Zawsze możesz zostać tutaj, jakiś czas. Cóż, wiem, że to skrajnie nieodpowiedzialne, bo powinienem powiadomi... oh, co ja plotę, przecież to nie wchodzi w grę. - uśmiechnął się do niej szeroko. - Możesz zostać ile chcesz. Jak będziesz chciała, będziesz mogła pomóc mi malować trumny. - zaśmiał się cicho. - Mamy ostatnio zamówienia na takie, które wymagają wkładu własnego. Wprawdzie mógłbym zatrudnić kogoś do tego - zresztą to robię, ale w wolnych chwilach sam uzupełniał wklęsłe wzory, wykonane przez naszych rzeźbiarzy farbą. A ty ze swoim talentem do paprania się we wszystkim - zażartował, ale nie miał nic złego na myśli - założyłabyś fartuch, rękawice, czapeczkę malarza i byś poddała się czystemu artyzmowi, jakim jest malowanie... trumien. Jakaż rozrywka, prawda? - zironizował, a potem zaśmiał się ciepło, oczywiście chciał wszystko jakoś rozluźnić dalej, nie łudził się, że może się zgodzić, chociaż gdzieś w głębi wierzył, że przynajmniej zażartuje, że się zgadza.
Dziewczyna zamyśliła się głęboko i zaśmiała się pod nosem. Oparła się plecami o kanapę, jednak wciąż nie odrywając od niego swojego intensywnego i zainteresowanego spojrzenia. Na dłuższą metę mogło to wyglądać tak jakby chciała go pożreć tu i teraz z tym delikatnym i miłym uśmieszkiem na twarzy… no cóż wyglądało to co najmniej ciekawie, co najwyżej trochę… strasznie. - W moich planach było błąkanie się po Londynie z nadzieją, że spotkam kogoś, kto się mną zaopiekuje, a jak bym nie dała rady… – odwróciła wzrok widocznie zmartwiona. Przyłożyła dłoń do ust jakby chcąc się powstrzymać od wypowiedzenia nieodpowiednich słów. Na jej twarzy pojawił się ból, a w oczach pojawiły się zalążki łez. Lilith pociągnęła noskiem i zamknęła w końcu oczy… Serio? Brakowało jeszcze świateł reflektorów padających na jej dramatyczna i pełną rozpaczy scenę – musiałabym koczować w lesie… samotnie… może coś by mnie chciało pożreć… głodna… musiałabym polować, by przeżyć… ja… nie wiem… nie mam pojęcia co… – nagle gryffonka schowała twarz w dłoniach ledwo powstrzymując się od wielkiego płaczu. Trwała w tej pozycji przez kilka sekund dopóki nie usłyszała jego kolejnych słów. Niespodziewanie wyprostowała się z szerokim uśmiechem i rzuciła się na jego szyję obejmując mocno. Jako dziecko robiła to często, jednak teraz… czuć było wyraźną różnicę – wiedziałam, że się zgodzisz! Jesteś najlepszy! – wyćwierkoliła szczęśliwa tym, że mężczyzna sam zaproponował ten pomysł. W pierwszej chwili po prostu chciała uciekać, ale teraz, kiedy udało jej się znaleźć nocleg, to nie mogła z tego tak po prostu zrezygnować z tego spotkania. Chciała tu zostać, chciała pobyć z nim chwilę dłużeć, poznać go na nowo i zbliżyć się do niego jeszcze bardziej. Tak wisiała na jego szyi. Nie miała zamiaru się odsunąć, nie teraz kiedy poczuła bijące od niego ciepło. Chociaż jego kolejne słowa zmusiły ją do odsunięcia się. Powoli, wsłuchując się w każde nowe wyrażenie, puszczała go i odsuwała się delikatnie, nie odwracając ani na sekundę spojrzenia, w którym tańczyły wielkie iskierki, których trudno było nie zauważyć. - Naprawdę?! – prawie, że krzyknęła z entuzjazmu, złożyła dłonie i odwróciła się do niego tyłem. To co zrobiła chwilę później mogło doprowadzić mężczyznę do zawału. Najzwyczajniej w świecie oparła dłoń o siedzenie kanapy i odbiła się od ziemi przeskakując na jej oparcie. Usiadła na nim i wlepiła spojrzenie w sufit. No cóż… jako dziecko na pewno nie była by w stanie zrobić czegoś takiego, prędzej by się zabiła niż tak zręcznie i z taką wielką gracją wykonała te wszystkie ruchy. Tak. Dalej jest niezdarą, ale lata ćwiczeń i praktyk pozwoliły jej wyćwiczyć pewnego rodzaju… odporność na potykanie się o własne nogi. Siedziała do niego tyłem i odwróciła delikatnie głowę wyginając ciało delikatnie do tyłu. - Myślisz, że ktoś obraziłby się jakbym zrobiła piekielną trumnę, płonącą taką? – zaśmiała się i nim się zorientowała straciła równowagę i poleciała do tyłu. W jego kierunku. Nie wiem czy upadła na kanapę, a później sturlała się na ziemię, czy może jednak Ivo udało się zareagować i w ostatnich chwili złapać ją w ramiona. Pozwólmy rozwinąć się tej sytuacji.