Znajdujący się on w południowej Francji, a dokładniej w Prowansji. Kanion Verdon przyciąga turystów z całego świata. Przepływająca tam rzeka o tej samej nazwie (Verdon), wyrzeźbiła oraz wydrążyła wszystko w skałach jurajskich skałach wapiennych na długość 21 km. Kanion ma kilkaset metrów głębokości i jest jednym z najgłębszych w Europie. Wzdłuż obu krawędzi przełomu zbudowane są drogi, a nad rzeką i nad kanionem przerzucone są mosty tak, żeby umożliwić licznie odwiedzającym tę atrakcję turystom podziwianie jej ze wszystkich stron.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Charlie Rowle należał do młodzieńców bystrych, ale porywczych. W związku z tym często działał impulsywnie i tak też było w tym przypadku. Zrezygnował z wyjazdu na szkolne wakacje, nie mając ochoty na żadne towarzystwo i zwyczajnie woląc się skupić na samotnym podróżowaniu czy poznawaniu tajników gotowania, jednak wiedział, że jego stara znajoma — która na pewno nie raz rzuciła w niego w myślach Avadą — jest pierwsza na liście wyjazdowej. Nastał więc dzień, że niewiele myśląc, podniósł się z łóżka o świcie i spakował plecak, a potem spędził kilka godzin w kuchni, zanim dostał się na motor. Uprzedzając tylko ojca, że wychodzi, ubrał kask i skorzystał z popularnych świstoklików, aby dostać się do Francji. Cóż, zdobycie adresu Gabrielle nie było łatwe, ale miał w sobie tyle uroku osobistego, że jedna z koleżanek w końcu podała mu pergamin z pieczołowicie wyrytym adresem, oczekując w zamian tylko pustej obietnicy i krótkiego całusa w policzek. Tyle mógł zrobić. Wiedział przecież, że narozrabiał i należy mu się solidny wpierdol. O tym jednak później. Gdy stanął nieopodal jej domu, zacisnął usta. Czy on miał w ogóle jakiś plan? Nie. Improwizował. Zsiadł z motoru i wszedł do kwiaciarni, biorąc jakiś bukiet na migi, bo ni kij, ni w oko nie znał francuskiego, a następnie skierował się pod właściwy dom. Los chciał, że dostrzegł blondynkę przebiegającą przez ulicę i wchodzącą do sklepu, co uznał za swoją szansę, wpadając najpewniej na jeden z głupszych pomysłów w swoim życiu. Oczy zabłysły mu niebezpiecznie, gdy zapukał do drzwi. Otworzyła kobieta. Jej siostra? Matka? Nie miał pojęcia i jego jedynym problemem było to, żeby znała angielski. - Dzień dobry. Nie mówię po francusku zupełnie. Damy radę na gesty? - zapytał całkiem poważnie, lustrując ją wzrokiem z największą uprzejmością, na jaką było stać członka czysto-krwistego rodu, a gdy usłyszał odpowiedź w rodzimym języku, aż jęknął z radością. - Cudownie. Wysłucha mnie Pani? No więc jestem kolegą Pani siostry lub córki. I muszę ją niestety porwać, bo w innych okolicznościach pewnie rzuciłaby we mnie Avadą i poszłaby do Azkabanu, a tego nikt nie chce. Nie musi się Pani martwić, chce z nią tylko porozmawiać i oddam ją wieczorem, całą i zdrową. Klnę się na rodzinę. A właśnie. Charles. Charles Oliver Rowle. Ukłonił się, łapiąc jej dłoń i dając całusa, po czym wręczył jej kwiatki, licząc na zrozumienie i wsparcie w tej trudnej akcji, która miała mu dać sposobność rozmowy z jasnowłosą puchonką. Zmierzwił włosy dłonią, wpatrując się w nią błyszczącymi oczyma. - Gdyby mnie zabiła, proszę powiedzieć mojemu ojcu, że to moja wina i żeby nie robił problemów. Obiecuję, że te kilka godzin się nią zajmę, o ile nie ucieknie i że będziemy w tym kraju. Słowo honoru. To jak? Mogę na Panią liczyć? Mogę dorzucić tartę, chociaż Gabrielle je lubi i są bez czekolady. Zaproponował jeszcze, uśmiechając się. Wtedy właśnie rozległy się kroki i posłał kobiecie wymowne spojrzenie. Chyba była zaskoczona, ale zgodziła się i mógł schować się za winklem, żeby zaatakować z zaskoczenia. Nie miał dużo czasu, bo tak pewnie zacznie się szarpać. Gdy tylko znalazła się w odpowiedniej odległości, wpadając w konwersację z mamą w tym dziwnym języku i zapewne dziwiąc się na widok bukietu w jej dłoni, wypadł i przerzucił ją sobie przez ramię, puszczając się biegiem. - Dziękuje Pani, jest Pani niesamowita! Krzyknął jeszcze przez ramię, skupiając się na swoim uroczym tobołku i po kilku minutach wsadzając go na motor, sam usiadł, łapiąc jej dłoń i kładąc na swojej talii. Nie musieli nigdzie jechać, świstoklik czekał. Zanim zaczęła robić scenę, krzyczeć, mordować i robić rzeczy, na które kompletnie zasługiwał i których się spodziewał, dotknął przedmiotu, przenosząc ich na jedną z pustych dróg na francuskim kanionem. A potem wstał pośpiesznie z motoru, puszczając ją i odskakując, unosząc dłonie w poddańczym geście. - Zanim mnie zabijesz, dostanę w pysk lub zrzucisz mnie z klifu, mogę dostać chwilę na mowę obronną? Na swoje usprawiedliwienie — inaczej byś w życiu ze mną nie poszła! Oznajmił pewnym siebie głosem, szczerząc się i lustrując ją błyszczącymi, zielonymi oczyma, odetchnął głębiej. Kiedy ostatnio się widzieli i mieli okazję rozmawiać? Nie pamiętał.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Ostatni tydzień szkoły był istną mieszanką emocji - strach, stres, ekscytacja, towarzyszyły jej każdego dnia do momentu, aż oficjalnie nie skończyła Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Skupiając się głównie na nauce nie miała za dużo czasu nie tylko dla znajomych, ale przede wszystkim rodziny za którą - im bliżej wakacji było - coraz bardziej tęskniła. Z tego też powodu korzystając z faktu, że do wakacyjnego wyjazdu został jeszcze tydzień, postanowiła odwiedzić swoich najbliższych. To był kolejny zwykły dzień, który spędzała pomagając babci przy winoroślach oraz mamie w pracach domowych. U wybrzeży Marsylii dzień wstawał naprawdę wcześnie, kiedy rówieśnicy Gabrielle odsypiali nieprzespane noce, ona budziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Zbliżało się południe kiedy rodzicielka wysłała ją po kilka rzeczy do sklepu. Sukienka blondynki falowała na delikatnym wietrze, kiedy szybko przebiegła przez ulicę, skutecznie unikając zderzenia z rowerem. Pełen przeprosin uśmiech posłała jego właścicielowi, znikając za progiem sklepu. Wracając raz jeszcze upewniła się, że papierowa torba zawiera wszystkie potrzebne rzeczy z listy, - Kupiłam wszystko, nie mieli brzoskwiniowej konfitury, więc wzięłam ta z moreli, która papa tak lubi - oznajmiła, wchodząc do domu. Nie wiedziała, że pod jego drzwiami pojawił się nieproszony gość z ogromną prośbą do jej mamy. Zmarszczyła czoło widząc, jak z bukietem kwiatów stoi ona prawie w samym wejściu i nim zdążyła o niego zapytać, poczuła jak jednym gwałtownym ruchem ktoś przerzuca ją sobie przez ramię i zaczyna biec. Posłała mamie pełne przerażenia spojrzenie, kiedy ta zwyczajnie się do niej uśmiechnęła. - Puść mnie, puszczaj! - warknęła, wierzgając nogami i uderzając w plecy chłopaka, kiedy dotarło do niej, że na pomoc rodzicielki nie ma co liczy. To wszystko nie było ani trochę zabawne, Gabrielle czuła jak ogarnia ją coraz większa wściekłość, jednak chłopak nie pozostawił czasu ja odpowiednią reakcja, wrzucił ją na swój motor, a później poczuła znajome szarpnięcie, kiedy przenieśli się w zupełnie inne miejsce. Nie spodziewała się spotkania z Charlim, nie spodziewała się, że pojawi się on w jej rodzinnym domu, zaburzając harmonię, którą udało jej się wypracować, kiedy nie dawał znaku życia. A on? Jak zwykle pojawiał się znikąd, zupełnie nieproszony, myśląc jedynie o sobie. Warknęła pod nosem schodząc z motoru, wygładziła materiał sukienki patrząc na niego ze wściekłością wymalowaną w zielonych tęczówkach. - Nie poszłabym masz rację - oznajmiła spokojnie, co nie było ani trochę współmierne z tym, co wyrażało jej spojrzenie, ciskające gromy. - A teraz odstaw mnie z powrotem do domu!! - krzyknęła, tupiąc przy tym nogą, a jej słowa echem rozniosły się po kanionie rozbrzmiewając jeszcze kilka sekund po tym, gdy dziewczyna umilkła. Wiele razy w myślach wyobrażała sobie ich spotkanie po tak długim czasie rozłąki, w czasie którego wykazywała się opanowaniem, jednak wystarczyło, że spojrzała w jego oczy, by cały plan popadł w ruinę, tak samo jak uczucia którymi go darzyła. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak po prostu zerwał z nią kontakt, nie odpowiadał na wiadomości na wizie, nie napisał nawet listu, a teraz co? Porywa ją i myśli, że tak po prostu pozwoli mu na wyjaśnienia? - Nie musisz się usprawiedliwiać - odparła, po czym zwyczajnie odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w przeciwnym do niego kierunku. Nie miał zamiaru tu zostać ani sekundy dłużej, żałowała tylko, że nie ma ze sobą różdżki, to wiele utrudniało, jednak Gab była zaradną dziewczyną. Z każdym wykonanym przez blondynkę krokiem, serce w jej piersi uderzało coraz mocniej, wręcz nakazując by zawróciła, ale ona była nieugięta.
Nie wiedział, co mu strzeliło do tego głupiego, pustego łba. Nikt normalny nie porywał nastolatek z ich własnych domów, prosząc o błogosławieństwo mamusi. Rowle nie był jednak normalny. Jego nieprzewidywalność była na tyle stała w jego charakterze, że niezależnie od stanu psychicznego, nie ulegała zmianie. I tak zbiegając z wściekłą, pewnie purpurową na twarzy Gabrielle, którą miał przerzuconą przez ramię ze schodów, westchnął bezgłośnie, zastanawiając się, czy to w ogóle ma jakiś sens. Przecież zachował się paskudnie. Droga do motoru była krótka, podobnie jak podróż z pomocą świstoklika. Nie był aż takim idiotom i celowo wybrał miejsce, z którego trudno się będzie teleportować. Odludne, piękne, dalekie od Paryża czy innych miast Francji, gdzie mogła mu po prostu zniknąć w brukowanych uliczkach, nie chcąc z nim rozmawiać. Tutaj miał jakieś szanse, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dlatego też, gdy poczuł grunt pod nogami, zeskoczył z motoru i odsunął się, dając jej przestrzeń. Przesunął spojrzeniem po okolicy, gdy tylko skończył mówić. Rześkie, odrobinę słonawe powietrze uderzało go w twarz, kołysząc dłuższymi kosmykami brązowych włosów. Otaczający ich kanion był zjawiskowy. Wyrzeźbione skały porastała bujna roślinność, gdzieś z oddali dobiegł szum płynącej w dole rzeki. Podobało mu się to, że wszędzie były drogi, dzięki czemu przejażdżka motorem nie powinna być problemem. A potem spojrzał na nią, łapiąc głębszy oddech. Była zła. Oczy błyszczały jej z niechęcią, mówiła spokojnie i chociaż wyglądała w tej sukience, naprawdę ślicznie wiedział, że komplementowanie wcale nie ułatwi mu życia, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej go rozjuszy. Pokręcił głową, zaciskając usta i krzyżując ręce na torsie, stuknął paznokciami w ramiona. - Więc sam Cię wziąłem. Odstawię Cię wieczorem, obiecałem Twojej mamie. Świstoklik zadziała o konkretnej godzinie. - oznajmił z zawadiackim uśmiechem, pokazując dołeczki w policzkach i zaraz raz jeszcze uniósł dłonie w poddańczym geście, jakby to miało cokolwiek zmienić. Zignorował echo, zignorował nawet to nieszczęsne tupnięcie, którym go obdarzyła. Nie był dobry w rozmowach, a zwłaszcza w wyjaśnieniach i nie bardzo wiedział, co zrobić. Wszystko wydawało się łatwiejsze, gdy widział to tylko oczyma swojej wyobraźni, niż jak już przeszedł do czynu. Nie byłby jednak sobą, gdyby podążał za planem i nie improwizował. Przetarł dłonią oczy, gdy oznajmiła, że nie musi się tłumaczyć i jęknął cicho, słysząc jej kroki. Tego nie przewidział. Dokąd niby zamierzała iść? Sam dokładnie nie wiedział, gdzie byli, a ona nie miała (na szczęście, bo nie trafi do Azkabanu za zabójstwo) różdżki. Podszedł do motoru, odrzucając kaski gdzieś na bok, chowając je po chwili do bocznej torby. Zawrócił, podjeżdżając do niej wolno na tyle, aby się zrównali. Maszyna zapiszczała jakby rozżalona, że nie korzystał z maksymalnej prędkości. - No weź, nie bądź taka. Daj, podwiozę Cię gdzieś. Słyszałem, że jest tu punkt widokowy, a ja mam dla Ciebie coś, co lubisz. Chodź. Twoja matka mnie pozwie czy coś, jak się zgubisz. - zauważył, unosząc brew i mierząc ją spojrzeniem zielonych oczu, całkiem przestał patrzeć na drogę. Dlaczego baby zawsze były takie skomplikowane? Nie musiał się usprawiedliwiać, zamierzał jej po prostu powiedzieć, a ona już miała potraktować to tak, jak było jej wygodniej. A tu proszę, buntowniczka z natury z wyglądem anioła. - Gabs.. Tarty, świeżutkie. Bez czekolady i z bezą, tak, jak lubisz. Piekłem Ci dziś rano. Szkoda, żeby się zmarnowały... Wyszczerzył się, przyśpieszając nieco i zablokował jej drogę, wyciągając w jej stronę dłoń. No bo co innego mu zostało jak perswazja i jedzenie?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Idiota. To słowo idealnie nadawało się do określenia tego kim w oczach Gabrielle był w tym momencie Charlie Rowle. I choć miało ono zazwyczaj negatywny wydźwięk, gdyby dziewczyna wypowiedziała je na głos, usłyszeć można byłoby w jej tonie coś na kształt rozbawienia. Mimo całej złości, która zawładnęła w jednej sekundzie drobnym ciałem blondynki, doceniała fakt, że zamiast wysłać zwykły list pofatygował się, by odnaleźć jej rodzinny dom. Nie zmieniało to jednak faktu, że była na niego wściekła; za to, że nie odzywał się przez tyle czasu, za to, że zostawił ją samą, za to, że podczas ich ostatniego spotkania zachowywał się jak - o zgrozo - idiota igrając z uczuciami, którymi go darzyła. Była wściekła za to, że teraz postanowił znowu pojawić się w jej życiu, odbierając jej oddech, zatrzymując na ułamek sekundy serce w jej piersi tylko po to, żeby na nowo wznowić jego rytm wytyczany przez niego samego. Warknęła cicho pod nosem słysząc jego słowa dotyczące świstoklika. - Super! Brawo ty, Rowle - powiedziała z przekąsem oraz wyraźną irytacją w głosie. Nie mógł wybrać mniej odludnego miejsca? Wywróciła oczami widząc jak zadziornie się uśmiecha, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Jeśli myślał, że to w jakiś sposób na nią wpłynie to grubo się mylił! Zirytowana założyła kosmyk włosów za ucho wychodząc mu naprzeciw, po czym zwyczajnie zaczęła iść w odwrotnym kierunku. Brunetka prawdopodobnie nie tego się spodziewał, więc minęło kilka sekund zanim odzyskał rezon i ruszył za nią, zabierając ze swoją motor; słyszała cichy mruk silnika, który z każdym krokiem jaki wykonała był coraz głośniejszy. Wzięła głębszy wdech powoli wypuszczając powietrze, by zapanować nad własnymi nerwami. - Nie bądź jaka?! - zapytała, zatrzymując się gwałtownie. Lekki podmuch wiatru wprawił w ruch jej długie włosy, przysłaniając zdenerwowaną twarz, kiedy Charlie zatrzymał się tuż przed nią, skutecznie zagradzając jej przejście. Nieporadnie spróbowała zabrać z twarzy blond kosmyki, kręcąc się przy tym w kółko, gdy niektóre z nich wręcz wchodziły jej do ust. - Ja wychowałam się we Francji, jakbyś nie wiedział geniuszu. Nie musisz się martwić, że się zgubię - odparła, a w jej zielonych tęczówkach chłopak dojrzeć mógł to znajome zacięcie, które ujrzeć mógł po raz pierwszy, gdy spotkali się w sali przypominającej las. Nie trudno było zauważyć, że przez czas ich rozłąki coś się w Gabrielle zmieniło, stała się pewniejsza, śmielsze, jakby zauroczenie jakim go darzyła zniknęło. Miał tak myśleć, nawet jeśli w niej samej toczyła się bitwa. Nauka Shawna nie poszła na marne, choć w tym momencie zachowanie postawy obojętnej było naprawdę trudne. Z jednej strony chciała zgodzić się na jego prośbę, wysłuchać co ma do powiedzenia, zaś z drugiej chciała dać mu po prostu nauczkę, która mu się należała. Zmrużyła na chłopaka oczy, w momenie kiedy wspomniał o targach, próbując przekupić ją tym, do czego miała ogromną słabość. Jęknęła wręcz, przygryzając dolną wargę. Spojrzała w dół, szorując butem o twardą nawierzchnie. - Dobra - powiedziała w końcu, chwytając jego dłoń - Ale wiedz, że tylko ta beza mnie przekonała! - oznajmiła, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Idiota. Faktycznie, określenie to pasowało do Charliego znacznie częściej, niż w przypadkach porwań biednych niewiast z domu, którym wcześniej nabałaganił w życiu. Znał jednak puchonkę na tyle, żeby wiedzieć, że prędzej czy później złość jej minie. Była wyrozumiała i miała w sobie znacznie więcej ciepła, niż o tym wiedziała. Nie miał pojęcia czy chciała, czy nie chciała jego towarzystwa, ale musiał spróbować. Wolał dostać kubłem zimnej wody niż nigdy nie spróbować, a potem żałować i gdybać. Niewiele było uczuć gorszych od żałowania i bierności. Na swój sposób więc działał, najlepiej jak potrafił, idąc za pierwszą myślą, spontanicznie, niezależnie, jak szalony plan przyszłoby mu realizować. To chyba sprawiało, że jego pokręcona osoba z dziwnym sposobem bycia miała jakimś tam urok osobisty. Wierzył w to. Ukłonił się teatralnie, przygryzając dolną wargę, aby powstrzymać rozbawienie, które targało nim od środka. Była urocza, gdy się wściekała i miała ten pełen ironii ton głosu, którym mogłaby ściągać z nieba pioruny i próbować w niego trafiać, jak w cel podczas turnieju zaklęć. Rowle był dobrej myśli. - Też tak myślę, że to doskonały pomysł był. Obserwował ją ciągle, uśmiechając się i nawet nie planując kolejnego ruchu, chcąc iść całkiem na żywioł. Wtedy był najbardziej szczery, a o to jej przecież chodziło. Chciała przyjaźnić się lub całować z Charlesem Rowlem, który był w stu procentach autentyczny. Nie udawał. Ruszył za nią, odpalając motor. - Taka uparta. - odparł, wzruszając ramionami i zaciskając palce na hamulcu, oparł stopy o asfalt. Walczyła z wiatrem targającym z włosami, zupełnie jakby chodziło o coś więcej. Taki problem sprawiała jej jego obecność? Przez zielone ślepia przemknęła iskra niepewności, czy aby na pewno to porwanie było dobrym pomysłem. - A jednak martwię się, głupi jestem. Francja jest duża, nie masz jej mapy w głowie. Dodał jeszcze uparcie, krzyżując ręce na torsie, opierając je o szelki przylegające do białej koszulki. Odkąd jej nie widział, coś faktycznie się zmieniło. Nie była tak krucha i nieporadna, ale uważał, że to dobrze. Kobieta musiała być silna, żeby o siebie dbać wtedy, kiedy facet się nie popisał. Słabo o nią zadbał, znikając bez słowa, a przecież się przyjaźnili. Wbrew milczeniu w głowie Charliego snuło się mnóstwo pytań, był ciekaw, co się u niej działo i jak poszły jej egzaminy. Pamiętał, że od września miała zacząć studia. - Oczywiście. Beza i jej słodycz, ja wiem. - odparł poważnie, zaciskając palce na jej dłoni i przyciągając ją do siebie, zsiadł z motoru. Zlustrował ją wzrokiem, sięgając po tkwiący w bocznej torbie maszyny kask i nałożył jej na głowę, zapinając pod szyją. Skoro obiecał i jej matka dała ją porwać, musiał mieć pewność, że będzie bezpieczna. - Naprawdę ani trochę mojego uroku osobistego? Zapytał jeszcze z nutą nadziei w głosie, zaraz się uśmiechając równie łobuzersko, co ona i puszczając jej oczko. Wsiadł na motor i wskazał miejsce za sobą. - Pojedziemy zjeść w fajniejsze miejsce, tylko złap się mocno. Lubisz szybko jeździć? - ton jego głosu znów brzmiał w ten charakterystyczny sposób, kryła się za nim jakaś iskra. Oparł dłonie na kierownicy, czekając, aż wsiądzie i będzie mógł odpalić maszynę, aby mknąć drogą wzdłuż kanionu. Przygotował się, wiedział, że niedaleko był punkt widokowy, polecany przez turystów.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Słysząc odpowiedź chłopaka, Gabrielle zmrużyła na niego gniewnie oczy, jednak zdradziecki uśmiech uniósł delikatnie kąciki jej ust ku górze. Wciąż nie mogła uwierzyć w głupotę jaką się wykazał przybywając do Francji, bo jaką miał pewność, że będzie właśnie tutaj? Miał jedynie domysły. Niestety nie wiedział, że przez ten czas jego nieobecności wydarzyło się naprawdę wiele i gdyby nie tak mocne przywiązanie Levasseur do rodziny teraz zapewne byłaby w zupełnie innym miejscu, a zamiast towarzystwa Charliego spędzałaby czas z Shawnem. Stojąc przed Ślizgonem z zaciętym wyrazem twarzy przez ułamek sekund zastanawiała się, które opcja była lepsza. Mimo tego, że jej relacja z Rowle'em skomplikowała się, to wciąż traktowała go jak przyjaciela za którym tęskniła. Jak bardzo, uświadomiła sobie dopiero kiedy ponownie spojrzeć mogła w jego zielone tęczówki. Denerwował ją tą dziwną pewnością siebie, choć wiedziała że w ich przypadku wynika ona z tego, jak dobrze ją zna - blondynka nie potrafiła zbyt długo chować w sobie urazy. - Za to ty jesteś zbyt pewny siebie - powiedziała, w odpowiedzi na jego słowa, wystawiając mu przy tym język niczym mała dziewczynka, krzyżując ręce na piersi. Czy obecność Charliego sprawiała jej problem? Nie, jednak mimo tego dziewczyna czuła pewien dyskomfort będący wypadkową wszystkich uczuć, które na nowo obudził w niej jego widok. Sądziła, że unikanie bruneta pozwoli zapomnieć o tych emocjach, które towarzyszyły jej zawsze gdy znajdowała się blisko niego, ale już teraz wiedział, że było to niemożliwe. - Głupi, to prawda - przyznała ze śmiechem, puszczając mu oczko. Wywróciła teatralnie oczami widząc w nim znajomy upór. Czy on zawsze musiał taki być? Irytował ją swoim zachowaniem, jednocześnie wywołując uśmiech na różowych ustach. Przygryzła dolną wargę przez chwilę w ciszy mu się przyglądając, zastanawiając się, co też w tym momencie trapi jego myśli. Ona sama w swoich miała tak duży bałagan, że ciężko było jej odnaleźć choć jedną, której mogłaby się chwycić niczym kotwicy. Mnóstwo pytań mimochodem pojawiło się w jej umyśle, jednak póki co nie chciała ich zadawać, cierpliwie - co było jak na nią dość zaskakujące - czekając aż Charlie zbierze się na odwagę i wszystko sam jej opowie. Kiedy przyciągnął ją do siebie, uniosła delikatnie głowę patrząc na niego z dołu sarnimi, roześmianymi oczami. Kąciki ust blondynki uniosły się znacznie, nie ukrywając już uśmiechu. -No dobra, za tobą też ociupiknę tęskniłam - oznajmiła, marszcząc przy tym nieznacznie czoło - Ale bezy i tak są numerem jeden - dodała, kiedy zapiął jej kask, automatycznie zgarnęła włosy do tyłu. - Nie wiem o jakim uroku mowa - odpowiedziała z przekąsem, chcąc się z nim jeszcze trochę podrażnić, choć niewątpliwe posiadał swego rodzaju czar, który przyciągał wiele dziewczyn, w tym również ją. Ale czy wciąż nie była na niego odporna? Brak jego obecności sprawił, że teraz z perspektywy czasu trochę inaczej podchodziła do ich relacji, starając się nie wybiegać poza określone przez siebie ramy, a lekcje aktorstwa z McKellenem bardzo jej w tym pomagały. W dodatku wiele swoich uczuciu zdołała przenieść na papier, tworząc kolejne utwory, którym następnie wraz z Maxem nadawała melodię, dzięki temu było jej znacznie łatwiej. Z lekką niepewnością Gab wsiadła na motor, od razu chwytając chłopaka w pasie, a kiedy ten oznajmił by chwyciła mocniej, wówczas wręcz przylgnęła do jego pleców. Przymknęła na chwilę oczy, kiedy do jej nosa uderzył znajomych, charakterystyczny dla Charliego zapach, z mocnym akcentem woni tytoniu. -Mhmmm - wyruszyła, lekko odchylając się, kiedy nagle motor szarpnął a oni gwałtownie przyspieszyli. Mimo początkowych obaw, kiedy w żyłach Gabrielle zaczęła krążyć adrenalina nabrała pewności, powoli zmniejszyła nacisk swoich rąk na ciało chłopaka, aż w pewnym momencie puściła go unosząc dłonie do góry. Krzyknęła z radości choć zagłuszył ją wiatr, czuła się wolno, to było naprawdę cudowne doznanie. W momencie gdy skręcił ponownie się go chwyciła, z każdym metrem jechali coraz wolniej, by na koniec zatrzymać się z piskiem opon. Puchonka zeskoczyła z motoru, podskakując - Ale to jest super! - oznajmiła, uśmiechając się szeroko.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Domysły wystarczyły. Potrafił jechać do Edynburga tylko dlatego, że brakło mu mąki z płatkami hibiskusa lub olejku do pieczenia, więc dlaczego nie skoczyć do Francji, aby spotkać się z dziewczyną, której był to winien? To nie było tak przecież, że zniknął bez wyrzutów sumienia i jakiegoś poczucia odpowiedzialności za zniszczenie ich pokręconej, aczkolwiek barwnej relacji. Nie zastanawiał się nad tym, co robiła i z kim robiła, bo nie miał do tego prawa. Podchodził do sprawy dość egoistycznie, liczyło się dla niego to, czy będą w stanie dalej spędzać ze sobą czas, niezależnie czy pełen pocałunków, czy jedzenia bezy. Była momentami typową, irytującą babą – jednak wciąż mu jej brakowało. Wiedział, że troszczyła się o niego na swój sposób bez względu na to, jak wielkim dupkiem nie był. I chociaż jej znacznie jaśniejsze od jego, szmaragdowe tęczówki próbowały to ukryć, Rowle zawsze takie rzeczy wiedział. - Nie przyzwyczaiłaś się? Co byłby ze mnie za facet, gdybym nie był pewny siebie? Cipa jakaś, nie chłop. - skwitował, unosząc brew i zaraz parskając na przybraną przez nią pozę, bo również skojarzył ją z oburzeniem u dziewczynki. Brakowało tylko dwóch kitek i mnie seksownej sukienki. Trudno było mu się powstrzymać od mierzenia jej wzrokiem od czasu do czasu, wracając wspomnieniami do piersi skrytych za koronkowym materiałem biustonosza. Walczyła, chociaż ostatecznie mógł zacisnąć palce na jej dłoni i przyciągnąć ją do siebie, kciukiem gładząc jej wierzch. Skóra była tak samo miękka i ciepła, jak zapamiętał. Lubił te emocje, które tliły się w jej spojrzeniu. Lubił szczerych ludzi. - Tylko odrobinkę? Myślałem, że dostanę, chociaż całusa i porządne przytulenie na przywitanie.. - jęknął przeciągle, tym razem przyjmując rolę małego i niezadowolonego dziecka na siebie. Miał ochotę posmakować tych wygiętych w uśmiech, różowych warg, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie teraz. - Chociaż w sumie to Ci się nie dziwie, robię zajebiste bezy. Pracowałem nad udoskonaleniem przepisu. Wzruszył ostatecznie ramionami, szczerząc się i posyłając jej pociągłe spojrzenie, nawinął na palec kosmyk złotych loków, przekręcając głowę na bok i robiąc najbardziej czarującą, a jednocześnie łobuzerską minę, na jaką było go stać. - No chyba osobistym? Podpowiedział, marszcząc brwi, aby zaraz parsknąć i dłońmi uszczypnąć ją w okolicy talii, aby sprawdzić, czy miała łaskotki. Wrócił jednak grzecznie na motor, czekając, aż zajmie swoje miejsce i złapie się mocno. Maszyna tęsknie warczała, spragniona wolności oferowanej przez szeroką, asfaltową drogę. Gdy objęła go w pasie, nie mógł powstrzymać krótkiego uśmiechu. Z początku miał wrażenie, że drżała, dlatego prędkość zwiększał stopniowo, pozwalając rozgrzać się silnikowi. Był dobrym kierowcą, prowadził nielegalnie od dzieciaka i fascynowała go magiczna motoryzacja. Nie przyznawał się nikomu, że czasem zerkał ma mugolskie twory, dziwiąc się im kształtom. Gdy nachylił się nieco, czując opór powietrza i tym samym robiąc jej osłonę przed częścią wiatru, mocniej nacisnął gaz. Zazdrościł jej trochę tej radości, która płynęła z pierwszej przejażdżki tego typu. Pamiętał ten uścisk w żołądku, motylki trzepiące skrzydełkami w brzuchu. Nic nie dawało takiego poczucia wolności jak jazda motorem po pustej drodze wśród pięknej, dzikiej przyrody. Jechali szybko, więc do schodów prowadzących na punkt widokowy dotarli w kilkanaście minut. Zwolnił, nie wyłączając jednak maszyny, chcąc dać minutę czy dwie silnikowi na zmniejszenie obrotów, aby turbiny zbyt szybko się nie zużywały. Spojrzał na dziewczynę z uśmiechem i błyszczącymi oczyma, nie kryjąc rozbawienia, jakieś ulgi, że potrafiła jeszcze w jego towarzystwie się tak uśmiechać. - Czyli, że co? Dałabyś mi się wyrwać na moje maleństwo, Gabs? - zapytał poważnie, siedząc na motorze. Był nachylony do przodu, ręce miał łokciami oparte o kierownice, a brązowe kosmyki włosów leniwie kołysały się na wietrze. - Nie jesteś już aż tak zła, że Cię porwałem, mała?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Czy był jej winien spotkanie? Na pewno oczekiwała od niego jakichkolwiek wyjaśnień, dlaczego tyle czasu się nie odzywał, co robił, czy był tak bardzo zajęty, by nie napisać nawet głupiej wiadomości z tekstem "żyje"? Dlaczego ją ignorował, chociaż byli przyjaciółmi? Miała do niego mnóstwo pytań, jednak nie przypuszczała, że chłopaka, by udzielić na nie odpowiedzi przybędzie do Francji. Równie dobrze mógłby do rozpoczęcia roku szkolnego, bo z tego co dowiedziała się Gabrielle udało mu się zdać egzaminy, a więc miała pewność co do tego, iż spotkają się w nowym roku. Dlaczego więc całą sprawę chciał wyjaśnić jeszcze przed wakacjami? Tak bardzo mu na tym zależało? Na niej? Kiedy ostatnie pytanie rozbrzmiało w myślach blondynki nie potrafiła odpowiedzieć inaczej niż wzruszeniem ramion. Ich ostatnia rozmowa nie zakończyła się zbyt miło, doskonale pamiętała nagłą zmianę, jaka w nim zaszła i wszystkie jej konsekwencje; wówczas swoimi słowami mieszał jej nie tylko w głowie, ale również w sercu. Na odchodnym obdarzyła go pocałunkiem, by następnie wręcz nakazać mu zapomnieć o tym, co w tamtym momencie czuje. Chciała by poniekąd przekonał się, jak to jest, jednak nie miała pewności czy tak się stało. Wciąż w jakiś sposób dzieliły ich różnice, nawet jeśli często potrafili o nich tak po prostu zapomnieć. W odpowiedzi na jego słowa zaśmiała się, spojrzała na niego wymownie; czyżby nie pamiętał już o tym, jak kontemplował nad sensem miłości a na nogach miał lakierki? - Chyba zdążyłam się odzwyczaić - odparła, kąciki ust dziewczyny uniosły się ku górze w nieco chytrym uśmieszku, a w zielonych tęczówkach pojawił się znajomy błysk, który zmieniał subtelnie ich barwę na nieco jaśniejszą. Wzrok Ślizgona przemknął po ciele czarownicy skrytym pod sukienka, która nie tylko odsłaniała kawałek dziewczęcej skóry, ale dodatkowo podkreślała jej kobiece kształty. Odkaszlnęła wymownie - Oczy mam tutaj, Rowle - powiedziała, skupiając przy pomocy dłoni jego spojrzenie na swojej twarzy, choć w głębi duszy czuła swego rodzaju satysfakcję. Nawet specjalnie wysunęła delikatnie nogę do przodu sprawiając, że materiał sukienki osunął się trochę odkrywając kawałek uda. Poczuła jak dziwny prąd przeszywa jej ciało, kiedy zetknął ich dłonie. Wspomnienia mimowolnie zalały umysł Gabrielle, która mimowolnie wstrzymała oddech, spinając się w oczekiwaniu. Jej reakcja była automatyczna i nawet jeśli panowała nad tym, co mówi, jak się zachowuje to nie była w stanie ukrywać tego, jak reaguje na jego bliskość. Oczy blondynki zaszły lekką mgiełką, leczy kiedy Charlie zabrał głos otrząsnęła się z tego dziwnego stanu. Zrobiła krok w jego kierunku, tak że ich chciała prawie się ze sobą stykały. Podniosła głowę, stając na palcach, by zrównać ich twarze, a przede wszystkim usta ze sobą. Odtuliła go ciepłym, truskawkowym, tak charakterystycznym dla niej zapachem pochylając się delikatnie ku niemu, a kiedy miała już pocałować jego wargi, umknęła mu, dając całusa w policzek. - Na pewne rzeczy trzeba zasłużyć, ale to tak w ramach zachęty - oznajmiła, wracając do poprzedniej pozycji. Mimochodem przygryzła wewnętrzną stronę policzka nie będąc do końca pewna czy przypadkiem właśnie nie rozpoczęła na nowo ich głupiej gry, która nie skończyła się dla niej zbyt dobrze. A mimo to brnęła w to, chociażby dlatego że lubiła towarzyszący temu dreszczyk emocji, który wywoływał na ciele gęsią skórkę. - A co takiego w nim zmieniłeś? - zapytała, no choć nie była najlepszym kucharze to niejako świat kulinarii w pewien sposób ją fascynował. Pokręciła z rozbawieniem głową, śmiejąc się pod nosem, kiedy zrobił tą swoją czarującą minę. Ale czy mogła skłamać, że to nie działa? - Jakiś tam masz - oznajmiła takim tonem, jakby nie do końca dawała temu wiarę, nawet jeśli jej spojrzenie mówiło całkiem coś innego. W momencie gdy uszczypnął ją w okolicy talii, zaśmiała się odskakując. Zrobiła groźną minę, a przynajmniej miała nadzieję, że tak ona wyglądała pouczając go palcem wskazującym. Przejażdżka motorem była naprawdę czymś niewiarygodnym; szybkość, porywający wiatr, poczucie wolności. Chciała by ta chwila trwała wiecznie. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na usta. Radość widoczna w oczach była nie do opisania słowami, nie potrafiła tak naprawdę do końca określić tego co czuła, bo nie było to podobne do niczego innego…wyjątkowe. - Tobie wyrwać nigdy - odpowiedziała prawie natychmiast - ale… - zaznaczyła, ponownie podchodząc do maszyny. Jakby z czcią dotknęła opuszkami palców najpierw siedzenia, dalej sunąć dłonią, otarła się o nogę Charliego przenosząc błądząc po baku paliwa, by ostatecznie zacisnąć palce na drążku przy kierownicy. - z tym maleństwem chętnie bym gdzieś wyruszała - oznajmiła. Zawsze była fanką motorów, prawdopodobnie to dziadek zaszczepił w niej miłość do tego środka transportu, gdyż sam miał starego harley'a davidson'a, choć tamten stał jedynie w garażu i zbierał kurz, bo wciąż był niekompletny. Zaśmiała się, jakby z troską odgarniając kosmyk z czoła Charliego, spojrzała w jego zielone, pełne ekscytacji tęczówki. - Dobrze, że wróciłeś - stwierdziła, obdarzając go uroczym uśmiechem. Naprawdę cieszyła się, że go widzi, a wizja porwania teraz wywoływała u niej rozbawienie aniżeli złość. Stała tak dłuższą chwilę, trochę w czasie przeciągając swój dotyk na jego włosach, by ostatecznie zmiarkować się i ją zabrać. Nie chciała tworzyć między nimi niepotrzebnych napięć, choć nawet tak długa rozłąka nie sprawiał, że gdy znajdowali się blisko siebie powietrze wokół nich elektryzowało. - To… - zająkała się, w dziwnym zdenerwowaniu zabierając dłonie bliżej swojego ciała, jak gdyby był to celowy zabieg, by wygładzić materiał sukienki. - Chyba chciałeś mi coś wyjaśnić i jeszcze te bezy - dodała. - Będę czekać tam - palcem wskazała szczyt schodów i nie czekając na reakcję bruneta pobiegła do góry. Stając w punkcie widokowym wstrzymała oddech, rozpościerający się przed nią obraz był jednym z piękniejszych jakie widziała w życiu. Wiatr choć ciepły wiał tu trochę mocniej, rozrzucając blond kosmyki, jakby tworzyły swego rodzaju falę; miotające w nim promienie słońca nadawały im złotego odcienia. Słysząc kroki uśmiechnęła się, odwracając w kierunku Charliego. - I po co to wszystko? - zapyta, wiedząc, że nie musi dodawać nic więcej, bo chłopak i tak zrozumie o co jej chodzi. Co chciał tym osiągnąć? Prosić o wybaczenie? Ukoić wyrzuty sumienia?
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Miała wiele pytań, nie wątpił. Im dłużej zwlekał, im dłużej ojciec odcinał go od znajomych i „negatywnych wpływów”, tym trudniej było mu się przełamać. Zwłaszcza że Rowle był człowiekiem czynu, wolał działać, niż pisać i się tłumaczyć listownie. Nie ignorował jej celowo i musiała to zrozumieć. Miał nadzieję, że jego przyjazd tutaj i porwanie jej sprawi, że w otoczonej jasnymi włosami głowie zapali się światełko, sygnalizujące, że nie jest aż takim skurwysynem. Chociaż wciąż jest paskudny. Westchnął ciężko, odsuwając od siebie gdybanie i analizowanie. Musiał być sobą, musiał być autentyczny, a Charles nigdy nie układał scenariuszy. Wszystko zależało od chwili, kontekstu, spojrzenia. Tylko takie rzeczy wydawały mu się prawdziwe. Ich spotkanie przed jego uziemieniem było wtedy, gdy pół szkoły się czymś magicznym zatruło i miało miejsce to kurewskie odwrócenie osobowości, które bardzo źle wspominał. Spotkał wtedy ją, Celestynę i co najgorzej, Lou. Musiał bardzo rozgniewać życie, że tak dowaliło mu tą serią niefortunnych zdarzeń, która podsyciła tylko tkwiący w nim wówczas bałagan. Nie rozumiał wtedy, co się z nim działo i dlaczego czytał te cholerną poezję, której nawet nie pojmował. Nie mówiąc już o mokasynach, czy pedalskich swetrach. Po ciele chłopaka przebiegł zimny dreszcz na samo wspomnienie, chociaż nie dał po sobie tego poznać. A to wszystko przez jej spojrzenie, bo ona na pewno pamiętała, było po niej widać. Gdyby mógł, spaliłby się teraz ze wstydu. - Tylko Ci się zdaje. - zagrał nonszalancko, puszczając jej oczko i modląc się, aby do tamtego dnia po prostu nie wracali. Udawali, że nigdy nie miał miejsca, a on mógł upiec jej w zamian tyle słodkości, ile tylko chciała. Wywrócił oczyma, gdy skomentowała jego wędrówki wzrokowe po zakrytym sukienką ciele. - Jestem tylko głupim samcem, wybacz mi, że lubię patrzeć na piękne rzeczy. A w tej sukience wyglądasz lepiej niż te moje bezy. Dodał ze wzruszeniem ramion, zaraz jednak uśmiechając się z jakąś satysfakcją, gdy niby to przypadkiem wysunęła nogę spod lejącego się materiału. Zawsze ładnie wyglądała. Mogła mieć oczy nawet środku czoła, trudno byłoby i tak nie wracać do piersi czy bioder, a tym bardziej odkrytego uda. Nie panował nad tym, ale przynajmniej się nie krył i był szczery. Ruchem dłoni poprawił swoją koszulkę, tkwiące na niej szelki i spojrzał dla odmiany w błękitne, usłane białymi chmurami niebo. Snuły się leniwie, zapowiadając piękny dzień. Wciąż tarł jej dłoń kciukiem, robiąc to jakoś instynktownie i automatycznie, nie mogąc się powstrzymać. Gdy się zbliżyła, to w nozdrza uderzył mu znajomy zapach truskawek i jej szamponu, który doskonale komponował się tym naturalnym, bawełnianym zapachu wypranej sukienki. Kto nie lubił zapachu świeżego prania, ten gustu wcale nie miał. Zrobiło mu się cieplej, jego ciało zesztywniało na kilka sekund, a mięśnie napięły się, gdy poczuł znajome ciepło. Drugą dłonią niby przypadkiem przesunął po jej talii, zaraz jednak grzecznie ją cofając, nie chcąc jej wyjątkowo prowokować i denerwować. Nie mógł sobie na to pozwolić w obecnej sytuacji. Patrzył jej w oczy, gdy wspięła się na palce, czując gorący oddech na ustach. Wybrała jednak policzek, co uwieńczył głośnym westchnięciem rozczarowania. Uniósł dłoń, palcem wskazując na swoje wargi. - A ja mam usta tutaj, Gabs. Odprowadził ją wzrokiem, uśmiechając się chytrze i przekręcając głowę na jej komentarz, pozwalając, aby wiatr zakołysał ponownie brązowymi, nieco przydługimi kosmykami włosów, które połaskotały go po karku. Miał rację – trochę tęskniła. Jak niewiele trzeba, aby taki prosty chłopak, jak on, nabrał pewności siebie i poczuł się odrobinę dumny, może napuszony? - Zobaczymy, czy zauważysz, jak spróbujesz. To detale, ale mam wrażenie, że znacznie wpływają na całość. Wytłumaczył spokojnie, nieco zaczepnie. Akurat znał się na kuchni, uwielbiał spędzać w niej czas – ku niezadowoleniu starego, ale nie zamierzał sobie nim zawracać teraz głowy, były ważniejsze sprawy. Prychnął, szczypiąc ją, znów dotykając talii i dał jej odskoczyć, przesuwając dłonią po włosach. - Jestem bardzo czarującym chłopakiem, nie kłam, że jest inaczej, bo zaburzysz moją wiarę w siebie. Zgrywał się, jak to miał w zwyczaju, chociaż w zielonych tęczówkach krył się jakiś błysk. Łatwo było uzależnić się od wolności, którą dawał motor. Nie tylko przez wiatr kołyszący włosami czy dreszcz na skórze. Ten uścisk w żołądku podczas skrętu, gdy razem z maszyną zbliżałeś się ku jedni – jeden błąd i mogło skończyć się tragicznie. Był dobrym kierowca, ale zawsze miał pewną dozę pokory i nieufności. Łatwiej było mu jeździć samemu, bo jakby się rozbił, to przynajmniej nie pociągnąłby nikogo za sobą. Dlatego też z Gabrielle za plecami aż tak nie szalał, dając jej tylko skosztować tej frajdy. Uniósł brew na jej słowa, przekręcając głowę i sunąc spojrzeniem za jej dłonią, która tak niewinnie przesunęła po materiale spodni w okolicy uda. Nie dał po sobie poznać, że zostawiła za sobą przyjemny dreszczyk z gęsią skórką. Zaśmiał się tylko, zabierając jej dłoń z kierownicy i ujmując w swoją, musnął ustami jej wierzch, jak to na dobrze wychowanego młodzieńca przystało. - Na to maleństwo trzeba mieć uprawnienia, bo bywa kapryśne i może sprawić, przygoda się szybko skończy. A poza tym, to mnie kocha i beze mnie to nigdzie się nie ruszy. Więc tylko w pakiecie. Wzruszył ramionami, puszczając jej oczko i jednocześnie zostawiając w spokoju dłoń, aby jednym ruchem zmierzwić brązowe pukle swoich włosów. Zabezpieczył maszynę, schował kluczyk. W tym czasie to ona naruszyła jego przestrzeń osobistą, pieszczotliwie wręcz pozbywając się włosów z czoła i mówiąc tak proste, a tak miłe rzeczy.. Nie bardzo wiedział, co na to odpowiedzieć, więc po prostu Rowle uśmiechnął się szeroko, odwzajemniając jej spojrzenie. Było to na swój sposób krępujące. Nie drgnął nawet, zwyczajnie patrząc i czekając na dalszy ruch blondynki, który jednak nie nadszedł. Wywrócił oczyma, gdy nie dała mu nawet dojść do słowa i odprowadził ją wzrokiem, odchylając zaraz głowę do tyłu i wzdychając ciężko, spoglądając w niebo. Czuł dziwną gulę w gardle, jednak grzecznie wstał i wyjął z magicznej torby motocyklowej zabezpieczone pudełko – również czarami, upewniając się jeszcze, czy miał w kieszeni papierosy. Ruszył do góry, poprawiając spodnie i chcąc zachować się jak facet, bo przecież nie był kimś, to tchórzył. Zawsze dopełniał tego, co sobie postanowił. Zostawienie rzeczy w połowie było bardzo słabym rozwiązaniem, więc cokolwiek się stanie, zrobi, co chciał zrobić – najlepiej, jak umiał. Chociaż nie był pewien, czy spełni jej oczekiwania i zaspokoi ciekawość. - Hmmm – mruknął na jej słowa, przesuwając spojrzeniem po malującej się na tle krajobrazu sylwetce puchonki, podchodząc do barierki. Oparł się, rozglądając chwilę w milczeniu, pozwalając, aby wiatr uderzył go w twarz i wywołał cień rumieńca na policzku. Był przyjemnie chłodny, pachniał w jakiś sposób słoną wodą. Ostatecznie jednak ślizgon wzruszył ramionami. - Bo chciałem tak zrobić. Oznajmił, odsuwając się i kierując na prawo, gdzie usiadł na trawie pod jednym z młodszych drzew, które tu rosły. Odłożył pudełko na bok, czekając, aż to jego właścicielka je otworzy i oparł się wygodnie o pień, przylegając do niego plecami. Wysunął papierosa, odpalając go magiczną zapalniczką i zaciągnął się, patrząc przed siebie. Stąd też widok był piękny. Wyprostował nogi, a po wypuszczeniu dymu, zwilżył usta. - Musiałem mieć przerwę od szkoły, a stary zabronił mi kontaktu z rówieśnikami, jak dowiedział się o moich ocenach, ćpaniu, piciu i całej reszcie. - wyjaśnił dość ogólnikowo, gdy zmniejszyła dzielącą ich odległość, przenosząc na nią wzrok i wsuwając fajkę między usta. Dużo łatwiej by mu było, gdyby pytała, bo w wyznaniach i tego typu historiach, Charles Rowle nigdy nie był najlepszy.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W odpowiedzi na słowa chłopaka jedynie uśmiechnęła się tajemniczo, nie dając po sobie poznać ile prawdy w nich było. Rzeczywiście miała wrażenie, że czas jego nieobecności w otaczającej ją rzeczywistości pozwolił jej na uwolnienie się od jego osoby, jednak teraz doskonale wiedział, że były to jedynie pozory. Mimo złości jaką w sobie miała i żalu za to, że zostawił ją tak po prostu bez żadnych wyjaśnień myśli Gabrielle co jakiś czas uciekały w jego kierunku, chociażby przez wzgląd na przyjaźń jaka ich łączyła. Jego ponowna obecność wywoływała w niej tak samo wiele sprzecznych uczuć, jak jej brak. Komplement Charliego automatycznie wywołał u blondynki znajomą i jakże niepożądaną reakcję w postaci lekko różowych plam na policzkach, których nie sposób było zamaskować nawet wyuczoną grą. Nie rozumiała, jak zwykłymi słowami mógł osiągnąć taki efekt, choć tak bardzo starała się, by nie dać mu tej satysfakcji, która płynęła z faktu, że wciąż miała do niego pewnego rodzaju słabość. Ciężko było jej zapanować nie tylko nad rumieńcem, ale również biciem serca; szybsze, mocniejsze uderzenie pozbawiały ją oddechu, zwłaszcza kiedy znajdował się zbyt blisko, a do jej nozdrzy docierał znajomy przywołujący wiele wspomnień zapach. - Tego nie byłabym taka pewna - odpowiedziała rozbawiona, choć zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo kreacja którą dziś ubrała podkreśla jej kształty, dodatkowo wciąż pozostawiając miejsce wyobraźni, a tą Charlie miał bardzo bujną. Kiedy ta myśl pojawiła się w głowie blondynki, uśmiechnęła się delikatnie, patrząc wprost w oczy chłopaka. Mimowolnie koniuszkiem języka oblizała usta, w momencie gdy sama lustrowała go spojrzeniem. Wyglądał znacznie lepiej niż podczas ich ostatniego spotkania, elegancja w połączeniu z charakterystycznym dla niego luzem dodatkowo podkreślała jego atuty, a przede wszystkim przyciągała wzrok. Mimo wszystko nie zapomniała o prowadzonej przez nich grze i choć teoretycznie się z niej wycofała nie chcąc narażać samej siebie na rozczarowanie oraz złamane serce, nie potrafiła odmówić sobie zagrywki związanej z buziakiem w policzek. Kiedy zbliżyła się do Ślizgona, jego tęczówki stały się nieco ciemniejsze, a w spojrzeniu dostrzec mogła znajomy błysk. Czyżby jemu również brakowało ich zagrań? Tej ciągłej prowokacji? Prawdopodobne, niemniej jednak Gabrielle wiedziała, że po raz kolejny nie może w to brnąć. - Wiem - stwierdziła uśmiechając się radośnie, a świadomość tego, że właśnie wystawiała go na pewno rodzaju próbę budziła u niej ekscytację. Od dawna nie czuła podobnych emocji, które towarzyszyły jej tylko w towarzystwie Rowle'go; była to wyjątkowa mieszanka pożądania, namiętności i miłości - jedyna w swoim rodzaju, wciąż dla niej niezrozumiała. Spojrzała na niego z błyskiem w oczach i uśmiechem na ustach. Doceniała fakt, że się tu pojawiał, jednak wciąż nie rozumiała dlaczego. Póki co poruszali neutralne tematy, choć nie była z tego powodu zła. Pokazywało to, że wciąż potrafią rozmawiać ze sobą tak jakby nic się nie wydarzyło, ale przecież stało się tak wiele. - Wiesz, że nie jestem takim znawcą jak ty - oznajmiła wątpiąc w swoje umiejętności jeśli chodziło o wyłapywanie detali, jak to określił. Cieszył się, że w nią wierzył, choć wątpliwie było, że dziewczyna zrozumie różnice, nawet jeśli poczuje ją w smaku. Gotowanie było sztuką, której nie rozumiała, odnajdując się w zupełnie innym jej rodzaju, jakim był śpiew. I choć obie te dziedziny łączyło to, że wystarczyła jedna fałszywa nuta by zepsuć wszystko to wciąż stanowiły oddzielne kategorie. Pokręciła głową śmiejąc się. - A tak się da? Zaburzyć twoją wiarę w siebie? - zapytała wyraźnie rozbawiona, poddając w dużą wątpliwość ten fakt. W oczach Puchonki Rowle był jedną z najbardziej pewnych siebie osoby jakie znała, nie licząc Woodsa, tyle tylko, że u tamtego owa pewność zakrawała już o bycie dupkiem - przynajmniej w odczuciu Gab. Kiedy wspomniała pakiecie wydęła w zabawny sposób usta, przykładając do nich palce, teatralnie wręcz akceptując to, jak zastanawia się nad tym. - Jeśli w pakiecie to muszę się nad tym dłużej zastanowić. Nie wiem czy będę w stanie z tobą tyle wytrzymać - zażartowała, również puszczając mu oczko. Gest który wobec niej wykonał, jak ucałowanie jej dłoni na chwilę odebrał Gabrielle oddech, jednak szybko pozbierała się, trochę brutalnie przechodząc do tematu ich spotkania. Wiedziała, że choć Charlie nie był tchórzem o pewnym sprawa było mu naprawdę ciężko mówić, a rozciąganie w czasie tak ważnej dla nich rozmowy wcale nie było mądrym posunięciem. Słysząc zdawkową odpowiedź na swoje pytanie odwróciła się w jego kierunku, by sekundę później zmniejszyć dystans między nimi. - Ale nie wiem czy ja chciałam, Charles - oznajmiła, używając jego pełnego imienia i patrząc mu głęboko w oczy. W jej tęczówkach rzeczywiście dostrzec mógł niepewność i strach. Bała się tego, co może usłyszeć. Czy chciała? Tak naprawdę nie dawał jej wyboru. Gdy usiadł dołączyła do niego, siadając naprzeciwko. Przez dłużą chwilę oboje milczeli, a powietrze choć chłodne i rześkie niósł za sobą dziwny ciężar, zapewne wywołany przez niewypowiedziane słowa. Wtedy Charlie odezwał się jako pierwszy, udzielając wciąż zdawkowej odpowiedzi, jednak na ich dźwięk blondynka drgnęła. - Ćpaniu? - pytanie mimowolnie opuściło usta dziewczyny, choć wypowiedziała je tak, jakby nie dawała mu wiary lub po prostu nie docierało do niej jeszcze to, co powiedział. - Piciu?! Ćpaniu?! - powtórzyła tym razem z większą mocą a przede wszystkim złością w głosie. - Dlaczego? Bo co? Było łatwiej? Uciec? - zasypała go kolejnymi pytaniami. W jednej chwili ogarnęła ją wściekłość. Wstała gwałtownie podchodząc do barierki, na które zacisnęła długie palce przymykając powieki. Pychnęła pod nosem, jakby to był jakiś głupi żart. - Po prostu mów - nakazała beznamiętnym tonem, odwracając się w jego kierunku z dziwnym wzrokiem wymierzonym w jego osobę.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Chociaż spotkanie przebiegało dość przyjemnie, bo faktycznie umieli ze sobą rozmawiać pomimo upływu czasu – to wiedział, że oczekiwała odpowiedzi, które zwyczajnie mu się należały. Chociaż wiedział, że ich udzielenie będzie cholernie trudne, bo Charles nie miał pojęcia, jak otworzyć się na innych. Byli jednak przyjaciółmi, nawet jak wcześniej łączyły ich pocałunki, a dookoła trzeszczały iskierki. Bezy miały pomóc, chociaż znał jej podejście i wiedział, że to może być zbyt mało. Wchodząc po schodach, obejrzał się jeszcze raz na motor i westchnął cicho, wolną dłonią mierzwiąc włosy. Co ma być, to będzie. Był mężczyzną, więc musiał się jak takowy zachować i przestać być pizdą. Nie chodziło przecież o to, że miał się jej tłumaczyć i wyjaśniać. Powinna po prostu znać powód. Przełknął ślinę, chociaż z tą myślą w głowie zrobiło mu się jakoś lepiej. - Jeśli nie chcesz, możemy zjeść bezy i mogę Cię odwieźć do domu. Zwyczajnie, bez świstoklika. Chociaż nie mam pojęcia, którędy jechać. - mruknął z odrobiną zakłopotania, wzruszając ramionami i odwzajemniając spojrzenie dziewczyny, uśmiechnął się blado. To nie tak, że chciał ją postawić pod ścianą. On po prostu częściej działał, niż myślał, a czuł potrzebę, aby Gabrielle zobaczyć. Przeciągnął się, zajmując miejsce pod drzewem i wyjmując fajkę. Nic tak nie koiło nerwów, jak nikotyna. Dlaczego w ogóle się denerwował? Opuszkami palców stuknął w papierosa, zwilżając usta, gdy tylko dym opuścił płuca, wypluwając z siebie kilka słów. Kiwnął głową, patrząc na nią w milczeniu, potwierdzając. Wyrzucała z siebie kolejne rzeczy. Widział, jak róż ogarnia jej policzki – tym razem nie zawstydzenia, złości. Błyszczały jej oczy, a targane wiatrem włosy przypominały pnącza, które mogłyby owinąć się dookoła jego szyi i go udusić. Była naprawdę zła. Czuł to, chociaż się odsunęła i podeszła do barierki, chcąc się uspokoić. Widokiem na kanion? A może brzydził ją tak, że nie mogła na niego patrzeć? Po prostu mów. Gdyby to było takie proste. Milczał cały czas, patrząc przed siebie i zaciągając się papierosem, wyglądając, jakby zbierał myśli. Strzepnięty popiół zawirował w powietrzu, a chłopak przesiadł się tak, że mógł położyć się na trawie. Położył rękę pod głowę, patrząc w leniwie przesuwające się obłoki, przecinanie kołyszącymi się na gałęzi drzewa listkami. Łatwiej było mówić, gdy jej nie wiedział i nie zmieniały mu się zamiary pod wpływem jej reakcji. Oczekiwał takowej, a jednak wciąż nieprzyjemny dreszcz tkwił na jego karku. - Wiesz Gabrielle, nie jestem dobrym chłopakiem. Pewnie nawet nie powinnaś się ze mną zadawać. Uciec? Poniekąd. Widzisz, ćpanie i picie to dobre sposoby, aby powstrzymać pewne demony, które we mnie siedzą. - odparł w końcu, przymykając oczy. Używki tłumiły agresję, która w tamtym czasie znów do niego wróciła pod wpływem wydarzeń, przejmując kontrolę nad jego życiem. Był po nim weselszy, ignorował bodźce. - Dużo rzeczy się zbiegło w jednym czasie, a ja poradziłam sobie z tym w ten sposób. Nie, żebym był z tego dumny. Zaręczyny, sytuacja w domu, Emily i jej narzeczony, a do tego wyjazd Cassiusa i ta chora sytuacja z Melusine, po której się nawet nie widzieliśmy. Też była taka wściekła, jak złapała po mnie ćpaniu i nie dziwie się, że nie ma ochoty widzieć mojego ryja. Dodał z rozbawieniem, znów wciągając dym. Charles Rowle jakkolwiek pewny siebie nie był, zdawał sobie sprawę ze swoich wad i niedoskonałości. Nie pakował się w związki i relacje, bo się do nich nie nadawał. Tyle, o ile miłości mógłby się nauczyć, wierności pewnie też, to co z całą paskudną resztą? Był niestabilny. - Jak mówiłem, stary się dowiedział, a do tego list ze szkoły, że nie zdam, jak nie poprawię ocen. Zamknął mnie w domu, zamówił nauczycieli, zabrał wizbooka i sowę. Dlatego się nie odzywałem. Poza tym jesteś zbyt dobra i przyzwoita, żeby Cię wciągać w moje gówno. - uniósł powieki, przesuwając znów zielone tęczówki w stronę nieba. Naprawdę miał o niej dobre zdanie. Najpierw myślała o innych, a nie o sobie. Wiedział, że gdyby wiedziała wszystko i znała go całego, zamartwiałaby się i marnowała swój czas na kogoś, kto nie do końca był tego wart, nawet jeśli to była jej decyzja. Strzepnął popiół raz jeszcze, wiedząc, że gdy tylko fajka się skończy, musi sięgnąć po następną. To nie tak, że porzucił ją i ich przyjaźń, przecież wrócił. I nie napisał głupiego listu, zwyczajnie ją znalazł w domu – chociaż były to okoliczności łagodzące, doskonale wiedział, że wciąż ma przejebane. - Przepraszam, że pomyślałaś, że Cię porzuciłem i nie chcę Cię znać. Pewnie czułaś się z tym okropnie.. Zważywszy na naszą.. historie. Dodał jeszcze ostrożnie, zerkając w jej stronę, chociaż z pozycji leżącej, niewiele widział. Ostatnie zaciągniecie się papierosem sprawiło, że płuca znów wypełnił dym, a on niedbale zgasił go o leżący nieopodal głowy kamień, wsuwając peta do kieszeni spodni. Nie lubił śmiecić.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Bierna postawa, jaką nagle przybrał Charlie, zaskoczyła ją. Uniosła do góry brwi wyraźnie zdziwiona słowami, które opuściły jego usta, jednak nic na nie, nie odpowiedziała. Zielone tęczówki z uwagą śledziły nawet najmniejsze zmiany, jakie zachodziły w postawie Ślizgona, który - zdawało się - w obecnej sytuacji czuł się niczym zwierzę przyparte do muru, które pozbawione zostało drogi ucieczki. Rozmowy na poważnie w przypadku Rowle'go zawsze zawierały jeden słaby punkt, którym był on sam. W przeciwieństwie do Puchonki, nie był tak otwarty i ufny, chociaż zawsze wykazywał się ogromną szczerością. Mimo, iż starała się dać mu czas, by zebrał myśli, poukładał wszystko w głowie, to swego rodzaju zniecierpliwienie można było dostrzec w jej zielonych tęczówkach. Nie potrafiła nad tym zapanować, w tym przypadku nie pomogły nawet lekcje aktorstwa u Shawna. W pewnym sensie nie mogła na niego patrzeć, nie dlatego, że ją brzydził, po prostu chciała uchronić go przed widokiem żalu, jaki poczuła, kiedy oznajmił, że pił oraz ćpał. Miała żal do niego, że zamiast spotkać się z nią, porozmawiać wolał uciekać, jednak jeszcze większy żal miała przede wszystkim do siebie - za to, że nie dostrzegła problemów z jakimi się borykał i nie pomogła mu, kiedy najbardziej tego potrzebował. Czuła się poniekąd winna całej tej sytuacji w jakiej się znalazł. Poczucie winy stało się tak obezwładniające, że zapomniała o złości, jaka sekundę wcześniej targała jej ciałem. Zapanowała między nimi cisza, ta z rodzaju tych ciężki, kiedy każda sekunda wydaje się trwać wieczność, powietrze staje się gęstsze od nadmiaru niewypowiedzianych słów i kotłujących się emocji. W oczekiwaniu wstrzymała oddech błądząc od ciała chłopak przez zieloną trawę po własne dłonie,które drżały. Denerwowała się równie mocno co on sam. W pierwszym momencie, kiedy w końcu zabrał głos miała ochotę zaprzeczyć jego słowom, które z góry przekreślały go w oczach dziewczyny, jednak zanim zabrała głos ugryzła się w język, podejrzewając, że jeśli przerwie mu w tym momencie ciężko mu będzie na nowo podjąć ten temat. Z tego też powodu milczała. Dlaczego więc kiedy usłyszała o demonach zwątpił w szczerość Charliego? Co miał na myśli używając tego określenie, które z jego ust nie padły po raz pierwszy? Chciała wiedzieć, co się za tym kryje, zrozumieć co ma na myśli. Sama nigdy nie była świadkiem napadu jego agresji, to co zrobił w kuchni gdy wyznała mu prawdę o sobie w jakiś sposób wywarło na niej wrażenie, była nieco przerażona, jednak ostatecznie powstrzymał się wtedy; Gabrielle nie potrafiła połączyć tamtej sytuacji z tym, co Charlie mówił teraz. Przygryzła dolną wargę, gdy wspomniała o swoich zaręczynach, o Nathanielu, którego powrót i zachowanie w jakiś sposób odbiło się również na niej, lecz kiedy napomknął o Melusine i o tym, że ona wiedziała o ćpaniu, a dodatkowo w pewnym sensie żalił się na to, że nie może jej zobaczyć, poczuła jakieś dziwne ukłucie. Westchnęła powoli pojmując, że wyjaśnianie wszystkiego przed nią oraz przeprosiny to nie jedyny cel ich dzisiejszego spotkania - prawdopodobnie Charlimu zależało również na spotkaniu z Krukonką, a ona miała mu w tym pomóc. Choć nie dawała tego po sobie poznać, wciąż mierząc chłopaka surowym spojrzeniem, wyraźnie posmutniała. Jej pokręcony umysł nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Ślizgonowi na niej zwyczajnie zależy, doszukując się podstępu w jego działaniach. W momencie gdy skończył mówić ona wciąż milczała, w głowie układała sobie wszystko w całość, próbując dopasować kolejne elementy układanki, by w końcu stworzyła całość. Postanowiła na bok odłożyć te wszystkie uczucia, które buzowały w niej, gdy tylko Charlie znajdował się blisko i skupić na byciu przyjaciółką, bo to było jedynym, co ich teraz łączyło i czego chłopak od niej oczekiwał. I choć oczekiwania czasem niewiele wspólnego mały z rzeczywistością, tym razem Gabrielle postanowiła zadbać, by tak się nie stało. Wzięła głębszy wdech, odgarniając włosy po czym podeszła do niego kładąc się naprzeciwko, tak żeby ich twarze znajdowały się na jednej wysokości. Spojrzała na bruneta, układając usta w delikatnym uśmiechu. Nie było widać po niej złości ani smutku, wydawała się być dziwne spokojna. - Ja ci powiedziałam o swoich demonach, sądzę - choć mogę się mylić - że teraz jest dobry czas, byś ty opowiedział mi w końcu o swoich - powiedziała kojącym, ciepłym głosem, dłonią zagarniając z jego czoła kosmyk włosów. - I nie, nie uważałam, że mnie porzuciłeś. Po prostu się o ciebie martwiłam, głupolu - oznajmiła. - Jeśli martwi cię nasza historia to nie musi. To jest przeszłość - dodała. Czy wierzyła w to co mu powiedziała? Poniekąd tak uważała, oczywiście nie będzie łatwo zapomnieć o tych wszystkich uczuciach, jakimi go darzyła, niemniej jednak teraz było jej trochę łatwiej.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Czuł się nieswojo, jej porównanie było niezwykle trafne. Gdyby nie to, że ją zwyczajnie lubił, mógłby zaatakować zmianą tematu lub inną głupotą, niczym rozjuszony niedźwiedź. Bo Charles kochał misie, chociaż był to jego sekret. Co rusz zaciskał palce trzymanej pod głową dłoni, czasem przygryzał dolną wargę, mocniej ustami łapał papierosa. Jego otwartość nie była obłudą, tak długo, jak sprawy nie schodziły na jego temat. Rozmawianie o kimś i o cudzych problemach było znacznie łatwiejsze niż o własnych. Czuł, że poganiała go wzrokiem, chociaż nie powiedziała nawet słowa, starając się dać mu przestrzeń i czas, co było dobrym rozwiązaniem, jeśli miał się nie denerwować. Dziwnie i źle mógł reagować, gdy brakowało mu powietrza. Przez myśl mu przeszło, że jak głupia, będzie obwiniała siebie i to zupełnie bezpodstawnie, bo Charlie przecież nigdy nie chciał pomocy. Wiedział, jak radzić sobie samemu, chociaż nie zawsze jego decyzje były najlepsze, a wybory najmądrzejsze. Nie myślał o tym, jakie konsekwencję mogły przynieść. Nie lubiła alkoholu, narkotyków, a fajki pewnie ledwo tolerowała. Była grzeczną dziewczyną, która miała dla każdego wielkie serce i nie wątpił, że potrafiła wybaczać. Nie zamierzał jednak przepraszać. Westchnął, zerkając w jej stronę. Zbladła, oczy miały inny wyraz, niż chwile wcześniej? Musiał mówić dalej, bo w innym przypadku Gabrielle po prostu umrze z nadmiaru dziwnych i bezpodstawnych emocji, których nawet nie chciał lub nie potrafił nazywać. Przymknął oczy, bo obłoki na niebie wydały się ciężkie. Nie podejrzewała nawet, jak agresywny i nieobliczalny mógł być. Jak adrenalina wyciszała mu receptory bólu, przez co często nie czuł, że robił sobie krzywdę. Dominik umiał go okiełznać, ale miał też swoje życie i nie mógł niańczyć młodszego brata. Kuchnia była tylko przedsmakiem. Uniósł powieki, wzdychając ciężko i zaraz mrużąc oczy od atakujących go promieni słonecznych. Miała szczęście, że nie słyszał jej myśli bo na pewno nie omieszkałby jej skrzyczeć, pacnąć w łeb i jeszcze podniosłaby mu ciśnienie. Miała talent do przekręcania słów tak, aby brzmiały w sposób, który chciała lub którego najbardziej obawiała się usłyszeć. Tak, jakby czasem zaginała rzeczywistość. Tak, jak ona jemu nie przerywała i go nie poganiała, ta Rowle odwdzięczył się tym samym, odpalając jednak kolejnego papierosa, pośpiesznie wyjmując go z kieszeni. Trochę się pogniótł, ale nie szkodzi. Usłyszał kroki, jednak nie podniósł się z miejsca, obdarzając ją pociągłym spojrzeniem. Położyła się tak, że wystarczyło obrócić głowę w jej stronę, żeby ją widzieć i to właśnie zrobił. Przyglądał się jednak podejrzliwie, jakby nie ufnie, bo ten spokój wbrew pozorom nie wróżył niczego dobrego. Nie pasował do niej. Nie drgnął, nawet gdy zgarnęła brązowy kosmyk z twarzy, posyłając jej krótki uśmiech. - Nie masz demonów, to zdecydowanie za dużo powiedziane. Nawet jeśli masz ciemną stronę, starasz się ją kontrolować i nikomu nie robisz krzywdy. Jesteś dobrą osobą Gab, ale nie można tego samego powiedzieć na mój temat. - zaczął cicho, chociaż w jego głosie emanował spokój z wymieszaną nutą rozbawienia. W jakiś sposób rozśmieszało go to, że bez powodu tak źle o sobie myślała. Nikt nie był idealny, nawet istota w pół magiczna i tak piękna, jak ona. Wywrócił oczyma na głupola, wyjmując z ust zapaloną fajkę i odwracając głowę, aby wypuścić dym. Rękę uniósł wysoko, obserwując chwilę, jak żar pochłaniał papier z tytoniem. - Hmmmm. Przeszłość? Jesteś pewna? Brew mu drgnęła, czego nie mógł powstrzymać. Znów obrócił twarz w jej stronę, wyciągając dłoń i nawijając na palec kosmyk złotych włosów, westchnął bezgłośnie, przesuwając spojrzeniem zielonych oczu po jej buzi. - Dzięki. No wiesz, że się martwiłaś. Dodał cicho, pozwalając sobie na całkiem szczery uśmiech, wciąż jedna kręcąc na palcu jasnym pasmem, zastanawiał się nad jej słowami. Czy on się martwił ich wspólnymi chwilami? Niespecjalnie.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle czuła się winna. Spędzała z nim tak dużo czasu, że powinna coś zauważyć, a przede wszystkim zrobić. Nic dziwnego, że teraz dopadły ją wyrzuty sumienia, które w przypadku Puchonki pojawiały się nawet wtedy, gdy nie do końca miała wpływ na pewne wydarzenia. Być może właśnie z tego powodu w oczach Ślizgona była tak dobrą osobą, co trochę odbiegało od rzeczywistości. Ona sama nie uważała się za wyjątek pod tym względem, miała swoje za uszami, jednak nie odnosiła się z tym za bardzo. Charlie jakby zatracał pełen obraz jej osoby, co mogło być zgubne, zwłaszcza, że podczas jego nieobecności dziewczyna znowu narobiła kilka głupot, za które było jej teraz zwyczajnie wstyd. - Jeśli tak mówisz to może wcale mnie nie znasz. Nie idealizuj mnie, proszę - powiedziała wręcz błagalnym tonem, wystarczyło, że z wyglądu przypominała ideał, nie chciała by przez pryzmat tego Rowle przypinał podobną łatkę jej charakterowi. - Dlaczego tak uważasz? Dlaczego nie masz się za dobrą osobę? Dla mnie jesteś dobry, nie widzisz tego czy po prostu nie chcesz ujrzeć? - pytanie za pytaniem opuszczało usta blondwłosej czarownicy. Nie potrafiła pojąć myślenia bruneta, każdy miał w sobie jakieś demony, niezależnie od tego czy je akceptował, umiał z nimi żyć czy wręcz odwrotnie, ale czy miały one aż tak duży wpływ na ich życie? Gabrielle dawniej uważała, że tak, jednak dzięki Charliemu zmieniła to myślenie, więc może i on powinien? - Więc powiedz mi, co możesz powiedzieć na swój temat, hm? Czego jeszcze nie wiem lub nie wiedziałam albo sama nie mogłam się o tym przekonać - zarządziła, patrząc na niego nieustępliwym spojrzeniem. Nie da teraz za wygraną. Levasseur naprawdę gotowa była zmierzyć się z tym, co chciał jej powiedzieć. Licząc poniekąd na to, że pozwoli jej to zrozumieć wiele rzeczy, a w dodatku lepiej poznać samego Charliego, który poniekąd wciąż stanowił dla niej zagadkę. Pytanie, które padło z ust Ślizgona wywołał u Gabrielle mieszane uczucia; wciąż wiele było w niej niepewności, wciąż uparcie walczyła z uczuciami, jakimi go darzyła, przekonując samą siebie, że tak powinna robić. Ich układ był pomyłką i choć nie do końca się z tym zgadzała ponieważ dzięki niemu poznała własne pragnienia, czuła, że poniekąd tak właśnie było. Tyle razy przestrzegał ją przed tym, by się w nim nie zakochiwała, wytyczył jasne zasady, powtarzając jej, że związki nie są dla niego. A teraz to on pytał ją czy jest pewna, że to przeszłość?! Jak miałaby inaczej to traktować? Dalej w to brnąć? Zakochiwać się mocniej? Jak sobie to wyobrażał?! Miała ochotę się zaśmiać, bo po raz kolejny znalazła się w sytuacji, którą określić mogła mianem ironii. Kiedy na nią spojrzał uciekła wzrokiem, kierując go na czyste niebo. Jeśli chodziło o uczucia Gab zawsze wykazywała się tchórzostwem, w gruncie rzeczy Charlie był pierwszym chłopakiem przed którym otwarcie przyznała co czuje. Ale czy wówczas nie odrzucił on tych uczuć? Może była głupia albo naiwna błędnie odbierając jego intencje? Zbyt mocno weszła w relację, która tak naprawdę nie dawała żadnej przyszłości lub tylko taką, która na każdym kroku budziła niepewność. Teraz wiedziała jakie błędy popełniła, wyniosła z nich lekcję, a jednocześnie utwierdziły one dziewczynę w przekonaniu, że ktoś taki jak ona nie powinien kochać, a na pewno nie miłością inną od tej, jaką darzy się rodzinę czy przyjaciół. Nie dla niej stworzone były romantyczne historie. - Tak, Charlie. Jestem pewna - przyznała, przekręcając głowę tak by ich spojrzenia na nowo się spotkały. Kiedy wypowiedziała te słowa poczuła, jakby kolejny fragment jej duszy odrywał się od fundamentów składających się na to kim była. Zupełnie, jakby kawałek po kawałku traciła samą siebie, może to była cena za bycie dorosłym? - Zawsze będę się martwiła, jesteś już na to skazany do końca życia. - oznajmiła, chcąc w ten sposób pokazać mu nie tylko jak bardzo jej zależy na ich relacji, ale również rozładować nieco napiętą atmosferę, którą wywołały jej poprzednie słowa. To, że wycofała się całkowicie z tej skomplikowanej - przynajmniej w jej głowie - gry, nie oznaczało, że rezygnuje z niego - nigdy by tego nie zrobiła. Charlie Rowle był bardzo ważną osobą w życiu Puchonki, nie trudno było jej to przyznać przed sobą sobą, jak i innymi, jednak teraz postanowiła nie przekraczać granic, których nie powinna. To kosztowało ją zbyt wiele. Ale czy na pewno? Wpatrując się w zielone tęczówki Ślizgona mimowolnie zbliżyła do niego swoją twarz. Mieszanka tytoniu, mięty i charakterystycznych perfum chłopaka owiała ją wraz z jego ciepłym oddechem. Instynktownie przymknęła oczy w momencie, gdy połączyła ich usta, było to nagłe, niespodziewane nawet dla niej samej. Gest ten od razu wywołał falę ciepła rozlewającą się po drobnym ciele blondynki, wywołując gęsią skórkę. W momencie w którym ich wargi złączyły się ze sobą poczuła, jak przeszywa ją dreszcz. I choć pocałunek nie był zachłanny, pełen pasji, niecierpliwy czego można było spodziewać się po tak długim czasie rozłąki, to niósł ze sobą wiele emocji, był wyrazem tęsknoty, której nie potrafiła w tym momencie okazać w inny sposób. Serce w piersi Gab zabiło mocniej, zupełnie, jakby właśnie na nowo odżyło. Niewiele myśląc, odrywając się od Charliego tylko na ułamek sekundy zmieniła pozycję, siadając na nim. Zaplątała dłonie w jego włosy, jedną z nich od razu przenosząc na kark, zmuszając go, by trochę się podniósł. - Kochaj się ze mną - wyszeptała w jego usta.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Nie był tak rozwinięty emocjonalnie, jak ona i wielu rzeczy nie rozumiał. Dlaczego czuła się winna? Nie widziałby w tym sensu, gdyby wiedział, jak mocno wyrzuty sumienia nią targały. Nie musiała mu pomagać, bo wcale tego od niej nie oczekiwał. Rowle był nauczony polegać na sobie, ojciec od małego go tego uczył tak, aby poradził sobie w życiu niezależnie od osób, które spotykał na swojej drodze. Młodość rządziła się własnymi prawami, każdy robił głupoty i na chwilę zatracał siebie, zwłaszcza podczas upadku. Lepiej teraz niż później, kiedy dorosłe życie uderzało na tyle, że nie byłoby czasu na podnoszenie się z kolan i otrzepywanie ubrania. Nie sprawiało to, że była złym człowiekiem. Nawet jeśli miała za uszami jakieś grzeszki, wciąż nie wierzył, że byłaby w stanie skrzywdzić drugiego człowieka z premedytacją, a on owszem, mógł. Czasem nawet chciał. Zaśmiał się cicho na jej słowa, pozwalając sobie wywrócić oczyma i kiwnął tylko głową, nie chcąc wdawać się dyskusje, bo jak Gab się na coś uparła, to i tak by jej nie przegadał. Swoje i tak Charles wiedział. Gdy zapytała, poczuł gulę w gardle. Nagle brakło mu śliny, poczuł, jak palce pod głową zaciskają się w pięść. To było jedno z tych trudnych pytań, na które ślizgon niekoniecznie chciał udzielać szczegółowej odpowiedzi, mogącej tylko zrazić do jego osoby. A jednocześnie był szczery, a ponadto ich relacja się na tym poniekąd opierała. Więc nie tyle, co czuł, że powinien to i trochę chciał powiedzieć jej cokolwiek, chociaż był beznadziejny w trudnych rozmowach dotyczących jego osoby. Prawdziwy facet, taki z krwi i kości, który kiedyś miał być podporą rodziny, trzymał słabości w sobie i nie pokazywał ich światu, aby nikt tego nie wykorzystał. - Ty to co innego. - zaczął w końcu, brzmiąc wyjątkowo spokojnie, jak na siebie. Przełknął ślinę, przenosząc wzrok gdzieś w przestrzeń przed sobą i zwilżył usta, wypuszczając powietrze ze świstem. - Nie każdy ma u mnie tak dobrze, jak Ty. Częściej daję w mordę i się kłócę lub bywam paskudny, niż piekę bezy. Dodał, wzruszając ramionami i zastanawiając się jednocześnie, czy jej to wystarczy. Nie wiedział nawet, jakich słów miałby użyć, aby przedstawić jej problem dokładniej. I tak by mu nie uwierzyła, a łudził się tak bardzo, że nigdy w stanie furii go nie zobaczy. Bo przecież mógłby kogoś zabić, gdyby sprawy poszły źle. Zaskakujące, że nikt poza najbliższymi go nie podejrzewał o mrok, który czaił się w jego wnętrzu. Nie chciał kategoryzować ich problemów, porównywać ich przypadłości i rozterek, bo nie na tym to polegało. - Nie wiem, jak. - przyznał szczerze na jej słowa, obdarzając ją krótkim spojrzeniem i charakterystycznym dla siebie, łobuzerskim uśmiechem. Mogła być pewna, że nie kłamie. Było dużo łatwiej poznać go po czynach i gestach niż jakichkolwiek epitetach. Nie wiedziałby, co powiedzieć. Bo jaki był Charles Rowle? Na pewno lojalny, wybuchowy, nieprzewidywalny, arogancki. Jaki jeszcze? Swoją drogą, określanie siebie w ten sposób wydawało mu się dość żałosne, a nie lubił na takiego wychodzić, nawet jeśli czasem był. - Musisz chyba po prostu spędzać ze mną czas, jeśli chcesz mnie znać, bo tak nie będę specjalnie pomocny. Nie będzie zachwycona odpowiedzią, ale przynajmniej nie wodził jej za nos i przedstawił sytuację, chociaż brzmiała tak uparcie znów. Jakby naprawdę chciała go poznać. Tylko dlaczego chciała tak ryzykować, skoro sprawił jej w życiu tyle problemów? Czasem lepiej się spało, gdy się mniej wiedziało. Nie planował pytać wprost, jednak przez położenie się obok, dziewczyna stworzyła okazję, podpartą dodatkowo słowami. Sam był ciekaw, jak ona to postrzegała, bo jednak od ich ostatniego spotkania, gdzie nie był sobą i nosił beznadziejne lakierki, czytając niezrozumiałą poezję, trochę minęło. Chociaż uprzedzał, żeby się nie zakochała, to zrobiła po swojemu – ku jego zaskoczeniu, bo nie postrzegłaby siebie jako człowieka wartego miłości, zwłaszcza osoby tak empatycznej i wrażliwej, jak Puchonka. Chciał jej pomóc poznać świat z perspektywy dotyku i przeżyć, które mogła podarować Ci druga osoba, poniekąd obedrzeć z niewinności, co było niewątpliwie przejawem egoizmu z jego strony. I znów, gdyby słyszał jej myśli, parsknąłby i zdzielił ją przez łeb, bo kto zasługiwał na romantyczne historie, jak nie ona? Z pewnością nie Rowle. Brunet nie napastował jej spojrzeniem, nie poganiał. Odwrócił wzrok, gdy jej zielone ślepia powędrowały w stronę nieba. Ile czasu minęło, gdy jej głos przerwał ciszę? Chłopak przymknął oczy, kiwając głową i zaraz odwrócił głowę w jej stronę, napotykając zagubione nieco oczy, których tęczówki były w odcieniu świeżej, wiosennej trawy. Uśmiechnął się łagodnie, bo co innego mógł zrobić? - Rozumiem. Okey. Nie powiedział nic więcej, na wzmiankę o martwieniu się znów wywracając oczyma i prychając cicho. Przez chwilę szukał słów, które mógłby powiedzieć, jednak blond włosa miała inne plany. I niech ktoś mu powie, że kobiety nie były skomplikowane i zmienne, jak pogoda? Kompletnie nie spodziewał się tego, co zamierzała zrobić, gdy przyglądała mu się te kilka dłuższych sekund w myśleniu, oczekując w jego mniemaniu odpowiedzi. Przymknął oczy, otwierając usta i już chcąc zrzucić zapewne jakimś bystrym komentarzem, poczuł na wargach oddech, a potem słodki smak, jakże dobrze mu znany, jej ust. Otworzył szeroko oczy, głupiejąc. Miał to wymalowane na buzi. Czy ona chwile wcześniej nie nazwała ich historią? I chociaż przez kilka sekund był bierny, potem nie mógł się już powstrzymać, odwzajemniając pocałunek, pewnie nazbyt nachalnie i natarczywie. Dawno jej nie całował. Nikogo nie całował. Z początku łagodnie, mimowolnie zwiększał tempo, odważając się nawet zaczepić koniuszkiem języka jej dolną wargę, a dłonią, którą trzymał kosmyk jej włosów, owijając go na palec, ułożył na jej głowie i przysunął bliżej swojej. Był zachłanny. Gdy się oderwała, złapał oddech i spojrzał na nią zamglonymi oczyma, pozwalając, by usiadła i robiła właściwie to, na co miała ochotę. Oparł dłonie na tali dziewczyny, przyglądając się jej uważnie. Rękoma zmusiła go, żeby się uniósł, więc podparł się łokciami i posłusznie wykonał polecenie, znów zamierając z kolejnymi słowami, które wyszeptała mu w usta. Kurwa. Poczuł, jak ogarnia go fala gorąca. Jak rozwija się w ciele podniecenie, nawet jeśli planował je stłumić. Był tylko chłopcem, co miał zrobić, kiedy ktoś taki piękny, jak ona, siedział mu w najlepsze na biodrach. Materiał spodni poruszył się niespokojnie, a on po prostu na nią patrzył zszokowany, nie zwracając nawet uwagi, że policzki pokrył ledwo widoczny rumieniec. Głupia baba. Wyobraźnia się Charliemu rozszalała i chociaż zacisnął palce na jej ciele, uśmiechnął się z błyskiem w oczach, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ujął jej twarz w dłonie, pocałował ją krótko i przesunął kciukami po policzku. - Nawet nie wiesz, jakbym chciał Cię teraz mieć, wziąć, ale zasługujesz na więcej, niż kawałek trawy w punkcie turystycznym, obydwoje o tym wiemy. Szepnął, podobnie jak ona w jej usta, bez cienia wstydu, bo i tak pewnie domyślała się i nawet mogła poczuć, co szeptała mu wyobraźnia. Chłopak objął ją, przysuwając jej twarz do swojej szyi. Mocno zacisnął dłonie, z których jednak była na jej plecach, a druga znalazła się na jej głowie, gładząc ją po włosach. Rowle był może amebą emocjonalną, ale miał czasem momenty. I chociaż nie miał pojęcia co robić lub mówić, działał zgodnie z intuicją. - Przepraszam, że pomyślałaś, że Cię olałem i nie chcę w swoim życiu Gab. Przepraszam, że Ty zawsze byłaś, a mnie nie było, gdy mogłaś mnie potrzebować. I wiem, że powinienem Cię teraz odrzucić dla Twojego własnego dobra, to nie wiem, czy umiem i czy chcę. Zakończył w jej ucho, przymykając oczy i wzdychając ciężko, wtulił ją w siebie mocniej. Znów nie kłamał. Zrobiła mu kompletny mętlik w głowie nagłą propozycją, zwłaszcza że był prawiczkiem. Pewnie, gdyby nie szanował kobiet tak, jak nauczył go tego stary, to by to wykorzystał. Nie mógł jednak. Poza iskrami i cielesnością zawsze była jego przyjaciółką i zawsze próbowała mu pomóc, nawet jeśli czasem zbyt nachalnie pytała. Miała tragiczny gust do mężczyzn, a jednak nie mógł powstrzymać krótkiego uśmiechu na ustach, którego Gab nie mogła dostrzec.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nigdy nie wymagała od niego by rozumiał wszystko, zwłaszcza jeśli dana kwestia tyczyła się samej Gabrielle; była zbyt skomplikowaną osobą - często mówiła zupełnie coś innego niż myślała czy później robiła, czuła się zagubiona, nawet jeśli nie było tego po niej widać. Pełen obraz blondynki był ciężki do określenia, bywały dni kiedy sama nie wiedziała kim tak naprawdę jest czy jaka jest, zupełnie jakby gubiła samą siebie, choć inni nazywali to po prostu dorastaniem. Fakt była emocjonalna, łatwo przywiązywała się do ludzi, nie potrafiła oddzielić fizycznych doznań od uczuć i nie sądziła, że to kiedykolwiek ulegnie zmianie. Z tego powodu nie potrafiła nie przejmować się tym, co działo się między nią a Charlim, wciąż był dla niej bardzo ważny, chociaż teraz starała się patrzeć na ich relację z większym dystansem. Miała wiele czasu, by w myślach przeanalizować każde ich spotkanie, wraz ze wspomnieniami raz jeszcze przeżywać te wszystkie uczucia, ale przede wszystkim czas ten pozwolił jej zrozumieć w jaki sposób Ślizgon patrzy na świat. Nie rozumiała tylko dlaczego - skoro byli przede wszystkim przyjaciółmi - nie poczuł potrzeby podzielenia się z nią swoimi problemami? Sądził, że uzna go za słabeusza? Nie chciała w to wnikać, bo mimo wszystko spodziewała się jaką odpowiedź może usłyszeć. Mimo czasu jaki z nim spędziła wciąż czuła, że nie wie o nim wszystkiego, chłopak miał swoje tajemnice - miał do tego prawo. Znała jego sytuację rodzinną, nawet jeśli nie mówili o niej zbyt często, zdaniem Levasseur w odczuciu Ślizgona był to temat, którego lepiej było unikać. Nie chciała na niego naciskać, w dodatku łatwiej było milczeć, by nie wzbudzić w nim… No właśnie czego? Może tak naprawdę wynikało to z jej obaw? Że jeśli pozna go jeszcze lepiej nie będzie umiała wówczas wycofać się z tej relacji, tak jak robiła to teraz? Z drugiej strony czy przyjaźń właśnie na tym nie polecała - żeby wiedzieć o sobie wszystko, znać nawet najbardziej wstydliwe sekrety? Miała tak wiele pytań, część z nich mimowolnie opuściła różowe usta blondyni, zaś reszta została rzucona jedynie w eter jej myśli. Wiedziała, że choć może był to jedyny taki moment w którym może je zadać, to Charlie od ich nadmiaru może przybrać postawę obronną. Doświadczenie nauczyło ją, że z chłopakiem należy postępować ostrożnie i wykazywać się ogromnymi pokładami cierpliwość. Nawet jeśli tego drugiego Gabrielle zawsze brakowało. Kiedy oznajmił, że ją traktuje inaczej, fala ciepła rozlała się po ciele blondynki, a serce w piesi zabiło mocniej. Przygryzła dolną wargę, jakby w zawstydzeniu, jednak łatwo było poznać, że nie to teraz czuję; jej policzków nie oblał rumieniec. Ich rozmowa zamiast rozwiać wątpliwości w umyśle Levasseur wywoływała w nim coraz większy mętlik. Dostrzegła widoczna zmianę w zachowaniu Charliego, ale czy owa zmiana mogła rozwiać wszystkie jej wątpliwości? Wątpliwe. - A czy bycie paskudnym oznacza, że jesteś złą osobą? - zapytała, unosząc przy tym prawą brew. Jej też zdarzały się momenty, w których wykazywała się nie tylko brakiem taktu, ale również grała na uczuciach innych; jak chociażby w momencie, gdy okłamała Vicky, będąc w ciele chłopaka. Czy to było fair? Ani trochę, a jednak coś ją do tego popchnęło. Każdy człowiek nosił w sobie mrok. Charlie powinien to zrozumieć. - Pozwól, że odpowiem za ciebie. Nie - dodała, dobitnie akcentując ostatnie słowo. W momencie, w którym wspomniał o wspólnym spędzeniu czasu, spojrzała w jego oczy uśmiechając się delikatnie. - Wiesz, że tego nigdy bym nie odmówiła - oznajmiła, zgodnie z prawdą. Choć nigdy nie przyznała tego na głos - zwyczajnie nie było ku temu okazji - to Charlie Rowle był jedną z najlepszych rzeczy jaka spotkała ją w życiu. Poniekąd to właśnie on pozwolił uporać się jej ze złamanym sercem, dzięki niemu poczuła się dla kogoś ważna, gdy cała reszta ją po prostu opuściła, zawdzięczała mu naprawdę wiele i nie była pewna czy kiedykolwiek zdoła się za to odwdzięczyć. Właśnie z tego powodu widziała go zupełnie inaczej niż on sam. Naprawdę chciała poznać go całego, z wybuchami agresji, z paskudnym charakterem, z miłością do gotowania. Od samego początku brała go takim jaki był, nie próbowała zmieniać, zwyczajnie go akceptowała, dlaczego nigdy nie brał tego pod uwagę? I tak bardzo jak pragnęła z nim być, tak bardzo świadoma była teraz tego, że nie powinna. Czuła, że mogłaby go zranić, bo w gruncie rzeczy był bardziej wrażliwy od niej, mimo że ukrywał się za twardą skorupą. To był impuls, wystarczyła sekunda, by Gabrielle złączyła ich usta w pocałunku, będący wyrazem nie tylko pragnień ale przede wszystkim tęsknoty. Chciała mieć go blisko siebie, poczuć ciało chłopaka przy swoim, dać się porwać tej mieszance emocji, którą potrafił wyzwolić w niej tylko on. Nie do końca panowała nad reakcją swojego ciała, usiadła na nim zupełnie zapominając w jakim miejscu się znajdują, przyciągnęła do siebie pogłębiając ich pocałunek. Serce w piersi blondynk uderzało z niewyobrażalną mocą a przyjemny dreszcz przeszył jej ciało. Wiedziała, że w tym momencie łamie swoje zasady, działa zupełnie odwrotnie do tego co przed chwilą mówiły jej ust, ale nie potrafiła się powstrzymać. Tęskniła za jego dotykiem, który sprawiał, że jej skóra wręcz elektryzowała, jego zapach wywoływał u niej zawroty głowy. Poddawała się temu, zupełnie jak on, choć w pierwszym momencie sądziła, że ją odrzuci, wykaże się większym rozsądkiem. Oboje tak naprawdę byli głupcami. Czuła dowód jego podniecania na swoim udzie, co wywołało u niej jęk. Nie potrafiła go zignorować, niczym tlenu potrzebowała bliskości chłopaka, chciała nacieszyć się tą chwilą, wykorzystując w pełni ten czas. Po wydarzeniach jakie miały miejsce między nimi nie myślała, że dane będzie im chociaż porozmawiać, a teraz? Spojrzała na niego w wyraźną nadzieją oraz strachem w zielonych tęczówkach, kiedy po wypowiedzianych przez nią słowach, ujął jej twarz. Zastygła w oczekiwaniu, pełna obaw. Czy była gotowa by usłyszeć odmowę? Dlaczego spodziewała się ją usłyszeć? Uniosła do góry brwi, widząc znajomy uśmiech malujący się na twarzy Charlie, poczuła jak mocniej zaciska dłonie na jej biodrach, którymi instynktownie poruszyła. Pragnęła go, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie mogła dłużej walczyć z tym uczuciem, dobrowolnie chciała mu się poddać, bo czuła się gotowa. Po raz pierwszy w życiu gdzieś miała konsekwencje, które ten krok mógł za sobą nieść. W pierwszej sekundzie miała ochotę roześmiać się na jego słowa, jednak widząc powagę malującą się w jego oczach, uśmiechnęła się jedynie. Przecież była Gabrielle Levasseur, dla niej nie liczyło się miejsce ani czas, tylko osoba. Czy nie powinien zdawać sobie z tego sprawy? Już chciała zabrać głos, powiedzieć mu, że jest idiotą i znowu pocałować, tym razem nie dając mu szansy na przerwanie tego, co zaczęli, kiedy ten zrobił coś czego zupełnie się nie spodziewała. To było do niego niepodobne; przytulił ją do siebie, a jego usta opuściły słowa, które na chwilę odebrały dziewczynie oddech. Mimowolnie wtuliła się w niego mocniej, jak gdyby chciała upewnić się, że naprawdę tu jest, bo co jeśli to ten? A ona zaraz obudzi się we własnym łóżku? Nie wiedziała ile czasu minęło - sekunda, kilka sekund, minuta? Trwała w ciszy, by ostatecznie spojrzeć w jego oczy i bez słowa ponownie złączyć ich usta. Nie chciała komentować jego słów, trwanie w tym dziwnym zawieszeniu było łatwiejsze, choć bardziej bolesne, bo wciąż nie była go pewna. Nie widziała jeszcze tego, jak wielka zmiana w nim zawsze, a może nie chciała tego jeszcze zobaczyć? Zostało tak wiele nierozwiązanych kwestii:Melusine, jego narzeczona, jego rodzina. A ona po prostu pragnęła go mieć tu i teraz, nie myśląc o tym, co będzie za godzinę czy dwie. - Jedźmy stąd, proszę. Tam gdzie nie znajdzie nas nikt - powiedziała tylko, na chwilę odrywając się od jego warg, by ponownie do nich wrócić.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Byłoby łatwiej, gdyby miał matkę. Gdyby może lepiej próbował dogadywać się z Emily i poznał te wszystkie emocje, które kierowały kobietami i przychodziły im z taką łatwością. Ojciec jednak zadbał, aby był typowym mężczyzną. To nie tak, że miał do nie pretensje, bo Charles wiedział, że wychował go najlepiej ,jak potrafił. Zawsze już jednak będzie wybrakowanym towarem. Nie sądził nawet, że będzie w stanie założyć rodzinę i stworzyć normalną relację – oczywiście wiadomo, był synem dobrego rodu i ślub planowano mu zapewne od dzieciaka, ale było to głównie powiązane z rozszerzeniem wpływów niż z jakimikolwiek uczuciami. Nigdy nie powiedziałby tego nawet Dominikowi, ale brunet, znając siebie, bał się, że skrzywdziłby kobietę, którą pozwoliłby sobie pokochać. Już nie chodziło nawet o kwestię wierności, ale o całą resztę jego pokrętnego charakteru. Był skomplikowany, tak, jak Gabrielle, ale obydwoje na całkiem innej płaszczyźnie. Czasem patrząc na nią, był pełen podziwu, że mając tak dobre serce i umiejąc wybaczać, mając w sobie tyle dobra, wciąż radziła sobie w świecie. Przypominała czasem pluszowego, zagubionego królika. I chociaż z początku traktował tą relację jako zabawę, możliwość całowania się z piękną dziewczyną to szybko też poczuł w pewien sposób potrzebę opieki nad nią, Im głębiej w te relacje wchodził, tym gorzej było dla ich dwójki, tyle że zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Wysłałby jej głupi list, a nie przyjechał, gdyby nie była dla niego ważna. Tylko w jaki sposób była ważna? Co oznaczało to wszystko, co działo się w jego głowie? Nie miał pojęcia. Zaskakujące, jak wiele pytań potrafiła wywołać jasnowłosa Puchonka, całkiem nieświadoma swojego wpływu na innych. Bo przecież zawsze była skromna, nie wierzyła w siebie i głównie ulegała, gdy przejmował nad nią kontrolę – zwłaszcza w kwestii dotyku i przyjemności fizycznej. Byli tak różni, a tak podobni. Rowle westchnął bezgłośnie, starając się odgonić z głowy całe to filozoficzne paplanie, które brzęczało w ucho niczym mucha i utrudniało mu skupienie się na chwili obecnej. Jego ciemnozielone tęczówki powędrowały w jej stronę. Wyglądała na zamyśloną i był pewien, że w jej głowie pojawiają się pytania i domysły, których nie wypowiedziała nigdy na głos. Parsknąłby jednak oburzony, bo jej sposoby postępowania z nim i sposób, w jaki o nim myślała, sugerowały rozwydrzonego pięciolatka. Czasem faktycznie się tak zachowywał, jednak ostatnie miesiące i towarzyszące im problemy sprawiały, że myślał, iż trochę wreszcie wydoroślał. Nie zdawał sobie sprawy, jak jego zachowanie mogło wpływać na Gabrielle i jak wielki mętlik w głowie powodował. Wydawało mu się, że był po prostu sobą, tylko troszkę może normalniejszą wersją, chociaż nadal do pozbycia się toksyczności była daleka droga. - Jeśli mowa o zachowaniu, to tak. - przytaknął ze wzruszeniem ramion, przesuwając bezwstydnie ślepiami po jej zarumienionej delikatnie buzi, na której wyskoczyło kilka piegów od słońca. Mieli inną definicję mroku, bo zachowanie Puchonki uznałby za doskonały żart i figla, który w gruncie rzeczy był dość nieszkodliwy. Jego obijanie buzi mogło kosztować kogoś zęby lub złamania, nie wspominając o stanie jego własnych rąk, które cóż – gładkie i piękne nie były, nosił wiele blizn i śladów po pęknięciach kości. Całe szczęście, że nie był szlamą i miał magię, bo bez niej mogłyby się te napady agresji skończyć dla niego dużo gorzej. Brak odczuwania bólu w emocjach był tylko w teorii zaletą, bo w praktyce wyrządzał szkody. - No nie wiem, nie wiem, może masz lepsze opcje towarzyskie? Nie wydaje mi się jednak, żeby ktoś Ci upiekł lepszą bezę, niż moja. Poruszył brwiami, pozwalając sobie na zaśmianie się i łobuzerski uśmiech, ociekający wręcz pewnością siebie. Nawet jeśli myślała o nim tak pięknie, nie podzielał tej opinii. Owszem, był niesamowity i ludzie go lubili, potrafił dobrze gotować i miał motor, grał w szkolnej drużynie, a na brzuchu rysowały się mięśnie, to wciąż wnętrze miał ciemne oraz dość paskudne. Nie miał pojęcia, że pojawił się w życiu Gabrielle w momencie, gdy prawdopodobnie potrzebowała go najbardziej. Nigdy przecież nie zwierzała mu się ze swoich przygód romantycznych. Powiedziałby, że przesadza, na pewno. Powinna jednak wiedzieć, jak bardzo szanował w niej to, że nie była wścibska i nie próbowała zmuszać go do czegoś, czego nie chciał. Nawet jeśli czasem nie rozumiała jego zachowań lub w rozbawienie wprawiała ją kolekcja świerszczyków, którą – o zgrozo – widziała, gdy był w stanie drobnego upodlenia i upojnej nocy w towarzystwie przyjaciela. Obraziłby się jednak za nazwanie wrażliwym, bo to jej przypisywał tę cechę. Jej wargi były tak samo ciepłe i miękkie, jak zapamiętał. Nosiły na sobie posmak truskawek, prawdopodobnie od błyszczyka lub pomadki, której używała – nie znał się na tym. Zawsze fascynowało go to, jak blondynka angażowała się w każdy gest, każde nawet zetknięcie się ich ciał ze sobą. Miał wtedy wrażenie, że wystawia mu się naga i bezbronna, gotowa przyjąć wszystko to, co mógł jej dać. I chociaż z początku się broniła, sposób, w który go całowała, pokazywał, że chciała więcej. Kobiety były zmienne, miały zachcianki i nie było sensu z tym walczyć. To był oczywiste. Przymknął oczy, odcinając się na chwilę od otaczającej ich rzeczywistości i oddają pocałunek, a gdy tylko wsunęła się na niego, bezwstydnie umieścił dłonie na jej ciele. Jak bardzo nie spodziewał się słów, które miały nadejść, wiedział tylko Charles. Jak niby miał być rozsądny? Ją miał za mądrą, ale siebie to już wcale i stąd kompletnie nie powstrzymał się nawet przed delikatnym zassaniem jej dolnej wargi, zanim się od niego odsunęła. Serce zabiło mu szybciej, krew przyśpieszyła, dostarczając adrenalinę i podniecenie do jego ciała. Nie mógł powstrzymać ruchu bioder, gdy wydała z siebie głośniejsze westchnięcie. To było silniejsze niż rozsądek czy inne gówno, którym powinien się kierować. Jego ciało reagowało samo, a umysł często pozostawał przy pieszczotach fizycznych otępiały i egoistyczny, chcąc więcej. Łapał oddech, starając się opanować. Chociaż na chwilę, gdy kurwa, powinien być poważny. Nawet gdyby mu powiedziała, że seks ma za sobą to i tak by jej nie uwierzył, a żadna kobieta nie zasługiwała na pierwszy raz przy jebanym punkcie turystycznym. Przesunął kciukiem po jej policzku, zanim zamknął ją w ramionach i wyobrażał sobie w głowie nagiego woźnego, co by trochę opanować chęć wpełźnięcia palców pod jej sukienkę, czego ta mała diablica mu wcale nie ułatwiała. Może i powinien, ale wyobrażał sobie to kompletnie inaczej. Nie był romantykiem, prędzej był wygodny. Pewnie potem będzie pluł w brodę, że jej zwyczajnie nie oparł o drzewo i nie wziął, ale jak na razie, paskudne obrazy malujące się pod przymkniętymi powiekami działami. I szło tak pięknie, a ona znów go pocałowała. - Jesteś absolutnie niekonsekwentna, niepoważna i nie powinnaś robić takich rzeczy napalonym chłopcom. - mruknął w jej usta, łapiąc oddech pomiędzy wciąż stosunkowo grzecznymi pocałunkami, chociaż jedna z jego dłoni z talii, zsunęła się niżej, niż powinna, palcami dotykając górnej części pośladka. Zamiast jednak przejmować się czymkolwiek, wypowiedziała kolejne słowa, których się nie spodziewał i znów go pocałowała, nie dając mu nawet szansy na odpowiedź, uruchamiając karuzelę myśli w głowie. Co to miało znaczyć? Nie mógł zabrać jej na bezludną wyspę, bo kurwa obiecał jej mamie, że nie wyjadą z Francji, a tego kraju Rowle kompletnie nie znał. Paryż był oklepany, chociaż słyszał, że podmiejskie pensjonaty są naprawdę ładne. Tylko jak daleko z kanionu było do Paryża? Jak długo będą tam jechać? I chociaż w pełni był skupiony na całowaniu jej, nie mogły wyjść mu z głowy te pytana, rozbijające się echem i wątpliwość, czy jeśli spełni jej życzenie, to nie wyjdzie, na jakiegoś napalonego zboczeńca, któremu zdjęcie jej majtek tylko w głowie? Był trochę zboczony, napalony, ale wierzył, że zachowuje zdrowy rozsądek. Miał wciąż traumę po wydarzeniach z sali teatralnej. Przesunął koniuszkiem języka po jej ustach, odsuwając się i obdarzając ją pytającym spojrzeniem, uniósł jedną dłoń i zgarnął jeden kosmyk włosów za ucho. - Gdzie chcesz jechać, mała? Dokąd mam Cię zabrać? Wybierz sobie i coś wymyślimy. Powiedział z delikatnym wzruszeniem ramion, zastanawiając się, czy jakieś zaklęcie aktywuje wcześniej świstoklik, którym mógłby wrócić do Anglii i załatwić inny? Teleportacja na duże odległości nie była bezpieczna.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Mimo, że nigdy tego nie okazała - Gabrielle miała podobne obawy; bała się, że jeśli kogoś obdarzy uczuciem, to osoba ta z góry skazana zostanie na cierpienie, głównie przez dziedzictwo dziewczyny. Wciąż tliła się w niej obawa, że jej ukochany stanie się więźniem uroku wili, że tak naprawdę wszystkie emocje, jakie w nim będzie wywoływała będą jedynie ułudą. Właśnie ten strach sprawiał, że odwracała się od szczęścia jakie ktoś mógł jej zaoferować, dopóki goniła za króliczkiem czuła się pewnie, schody zaczynały się, gdy w końcu go pochwyciła. Najgorsze było to, że wciąż nieświadoma była tego, jak ten dziwny mechanizm działa; zawsze uważała się zwyczajnie za tchórza, choć sądziła, że owe tchórzostwo wynika z młodego wieku i potrzeby wolności, natomiast rzeczywistość była dużo bardziej skomplikowana. A czy scenariusz ten miał się powtórzyć również w relacji z Charlim? Tego jeszcze nie wiedział nikt, nawet sama Gabrielle. Nie miała najmniejszego pojęcia, że myślenie Ślizgona o jej osobie uległo tak diametralnej zmianie. Wydawało jej się, że słowa które wypowiedział chwilę wcześniej dotyczyły tylko i wyłącznie ich przyjaźni, choć ktoś inny na miejscu Puchonki zapewne od razu doszukałby się drugiego dna, ona jeszcze go nie odnalazła. Wcześniej to jego osoba wywoływała w głowie blondynki miliony pytań oraz wiele niezrozumiałych emocji, nie przypuszczała, że ten stan rzeczy ulegnie nagle zmianie, bo choć wciąż dużo myślała o Charlim, to jednak potrafiła określić każdy rodzaj uczucia, jakim go darzyła; większość po ich ostatnim spotkaniu szczelnie ukrywała przed samą sobą w zakamarkach duszy, odmętach myśli i w skrytości serca. Oczywiście co jakiś czas wypływały one na powierzchnię, burząc spokój, który chciała osiągnąć, jednak radziła sobie z nimi znacznie lepiej niż kilka miesięcy temu, a to za sprawą Shawna, w końcu to on nauczył ją nie tylko nie okazywać pewnych emocji, panować nad mimiką twarzy czy odruchami ciała, ale również tłamszenia tego, czego w danym momencie nie chciała czuć. Gabrielle zrobiła krok naprzód, chociaż wystarczyło, że Rowle pojawił się w progu jej rodzinnego domu, by cofnęła się o kilka w tył. Na jego słowa pokręciła głową z wyraźnym niezadowoleniem malującym się na piegowatej twarzy. Miała wrażenie, że zawsze wychodzi jej naprzeciw, jeśli ona mówiła jedno, on wyrażał przeciwną do jej opinię, choć tak naprawdę to człowiek sam nie powinien oceniać swoich czynów. Chociaż Levasseur rzadko przejmowała się opinią innych, to tak naprawdę to inni byli najbardziej obiektywnymi weryfikatorami. W tej kwestii nie zamierzała jednak wchodzić w dyskusję ze Ślizgonem, który był zbyt uparty - niczym przysłowiowy osioł - by tak po prostu zmienić zdanie o sobie. Znała go na tyle, by wiedzieć, że potrzebuję on namacalnego dowodu, a nie czczego gadania. Słysząc kolejne zdanie opuszczające jego usta zacmokała cicho pod nosem, jakby w zastanowieniu nad ich wiarygodnością. - No tak, w przypadku bezy nie masz konkurencji - przyznała, również się śmiejąc. Oczywiście jakby z pewnego rodzaju premedytacją nie komentując pytania, które jej zadał. I bez tego Charlie zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że Gab nie mogła narzekać na brak towarzystwa, zawsze wokół niej kręciły się przeróżne osoby, których znaczne grono stanowili chłopcy, choć powodem tego był fakt, że z nimi dogadywała się znacznie lepiej - w końcu wychowywała się wśród kuzynów. Niemniej jednak uznała, że ziarenko niepewności, jakie być może swoją odpowiedzią zasiała w Charlim wywoła u niego coś na kształt zazdrości? Nawet jeśli w odczuciu blondynki było to niemożliwe - w końcu o przyjaciółkę nie można być zazdrosnym prawda? Rowle zawsze z góry zakładał, że przyciągnęło ją do niego wszystko to, co widoczne było gołym okiem. Czy naprawdę sądził, że kierowała się jedynie powierzchownością? A może to właśnie ten mrok, ciemność, tajemnica, paskudny charakter przyciągały ją bardziej niż przynależność do szkolnej drużyny czy charyzma, którą niewątpliwie się odznaczał? Dlaczego takiego scenariusza nigdy nie wziął pod uwagę? Bo wyglądała zbyt niewinnie? Przecież podczas rozmowy w sali baletowej pokazała mu, jak wygląd potrafi być złudnym w ocenie sytuacji. Gabrielle Madeleine Levasseur była głupia; sama siebie określała mianem romantycznej i nierozważnej, choć dojście do takich wniosków względem własnej osoby zajęło jej trochę czasu. Zbyt często kierowała się tym, co czuła w danym momencie zamiast racjonalnym myśleniem czy resztkami zdrowego rozsądku, który przecież posiadał każdy… no może każdy - poza nią! Ich ciała reagowały wzajemnie na siebie, stęsknione bliskości, która w tak brutalny sposób została im odebrana na kilka miesięcy. Choć usta blondynki mówiły początkowo co innego, a ona sama bardzo chciała trzymać się tych założeń, to bliskość chłopaka wywoływała u niej mimowolne reakcje, którym nie potrafiła się przeciwstawić. Bo jak mogła walczyć z własnym ciałem, które wręcz lgnęło do jego? Złączyła ich wargi ponownie ze sobą, powietrze wokół wypełniła znajoma mieszanka truskawek, mięty i dymu papierosowego, która nie tylko odbierała zdolność myślenia, ale przede wszystkim potęgowała odczucie przyjemności, jakie towarzyszyło jej podczas całowania miękkich ust chłopaka. Były dokładnie takie, jakie je zapamiętała, choć czas rozłąki sprawił, że wspomnienia nieco wyblakły, gdyż smakowały o niebo lepiej. Kiedy spojrzał na nią z wymalowanym pytaniem w zielonych tęczówkach, uśmiechnęła się patrząc na niego z czułością. Ułożyła dłoń na jego policzku, delikatnie sunąc po nim opuszkami palców. - Pół godziny drogi stąd jest urocza, mała winnica. Dawno tam nikogo nie było, ale bez problemu dostaniemy się do środka. Jeśli się pospieszysz zajmie nam to kilka minut. Nie dostawimy przecież twojej dziewczyny - powiedziała, schodząc z niego, jednak zanim to uczyniła klepnęła go lekko w twarzy, po czym z szerokim uśmiechem ruszyła w kierunku motoru, który zostawili kilka, a może kilkanaście? minut temu.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Rowle nie uważał jej dziedzictwa za coś złego, jednak trudno było nie zgodzić się z jej obawami. Sytuacja mogła okazać się naprawdę łamiąca serce nie tylko jej kochankowi, ale przede wszystkim jej samej. Skąd miała mieć pewność, że człowiek cenił ją i kochał za to, jaka była, a nie za to, jak wyglądała? Nie zastanawiał się nad tym nigdy wcześniej, ale pewnie, gdyby taka myśl przeszła mu przez głowę, szukałby sposobu na zweryfikowanie tego. Musiał jakiś istnieć. Czy Veritaserum działało w takich sytuacjach? Takie myśli były znacznie gorsze od przejmującego nad nią kontrolę gniewu, w który czasem wpadała. Nie była potworem, niezależnie jak czarne były jej oczy i jak długie pazury. Charlie zdawał sobie sprawę, że wszedł w wiek, gdzie musiał w końcu stać się mężczyzną. Skoro nim był, musiał zachowywać się przyzwoicie. Rodzinne dramaty, relacje z rodzeństwem, relacje ojca – wszystko to buntowało go na tyle mocno, że żył głównie z zabawy i przelotnych romansów, pełnych pocałunków w schowkach na miotły czy na błoniach. Dziewczęta przychodziły i odchodziły, nie dopuszczał ich do siebie i nie angażował się, ciesząc nimi oko i skupiając się na tych ulotnych chwilach. Wiedział zawsze, czego od niego oczekiwano. Rozumiał, dlaczego ojciec tak szybko zaręczył go z Violettą, chociaż był pewien, że czarnowłosa czarownica zostanie przeznaczona jego bratu. Uciekał od tego, jak od wielu relacji, które mogły przytłoczyć go odpowiedzialnością. Dopiero Melusine i Gabrielle uświadomiły go w tym, jak wiele błędów popełniał. Siedząca z nim blondynka chciała romansu i księcia z bajki, fantazjowała o pełnych uniesień wieczorach i liczyła na oddanie. Dlaczego więc tyle razy odrzuciła szczęście, uciekła od niego? Bo brunet był pewien, że powodzenie miała. William przecież w pewnym momencie zrobiłby dla niej wszystko. Doskonale o tym wiedział, a i tak brnęli w swój układ, wzmacniając łączącą ich przyjaźń fizycznością. Czuł, że jest jej winien przeprosiny za wiele rzeczy, chociaż niczego nie żałował. Westchnął cicho, przymykając na chwilę oczy. Nie mógł nad tym gdybać, nie było czasu teraz. Nie był typem myśliciela, a jednorazowo ubrane lakierki i poezja w ręku tego nie zmieniały. Nie wiedział, że był dla niej tak ważny i uczucia, które się w niej rozwinęły, męczyły ją tak długo i intensywnie. Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu, rozbawienia, gdy utwierdziła go w przekonaniu, że jego bezy były najlepsze i nie do podrobienia. Wiedział też, że w innych rzeczach również stał na piedestale, chociaż Puchonka nigdy by mu tego nie przyznała, bo czasem byli tak samo uparci. Miał wrażenie, że ona również oczekiwała namacalnych dowodów, potwierdzeń. Ona w swojej głowie była bestią, on w swojej jeszcze większą. Przesunął zielonymi oczyma po jej twarzy, omiótł spojrzeniem zaróżowione policzki i wilgotne, pełne usta. - Uznajmy, że Ci wierzę. Wzruszył ramionami z nonszalanckim uśmiechem, zgarniając jasny kosmyk włosów za ucho. Za cholerę nie wierzył, ale niech będzie, jak chciała. Zdawał sobie sprawę z jej popularności. Chłopcy oglądali się za nią na korytarzu, chociaż często nie zwracała na to uwagi, zajęta rozmową z towarzyszącą jej osobą. Miała to do siebie, że gdy ktoś z nią był, dawała mu sto procent siebie i robiła to chyba na każdej płaszczyźnie. Fizycznej, psychicznej, przyjacielskiej czy tej najprostszej, koleżeńskiej. Wygląd anioła potęgował w jego głowie obraz dziewczyny niewinnej, ale podświadomość doskonale wiedziała, że Gabrielle taka nie była. Potrafiła mu utrzeć nosa, gdy chciała. Umiała wbić szpileczkę, umiała wywołać zazdrość, umiała owinąć sobie ludzi wołku palca i to nie za sprawą magicznej krwi krążącej w jej żyłach. Sądził, bo przecież nie był świadomy tego, ile zdążyła się o nim dowiedzieć. Wierzył w to, że zna tylko pierwszą warstwę, którą pokazywał światu, a najważniejsze wciąż było dla niej zagadką. Nie podejrzewał ją o zapędy pałania sympatią do sadystów. Łatwiej było egzystować w świecie, który nie wiedział o Tobie prawie nic. A lubił ludzi, miał duszę lidera i umarłby z nudów i z samotności, gdyby społeczeństwo go odtrąciło, nawet jeśli postrzegał to od kilku tygodni trochę inaczej. Rowle czasem był niesamowitym idiotą i ignorantem. Ona byłą nierozważna, niekonsekwentna i romantyczna, a on był głupim idiotą, który czasem przypominał przysłowiowego psa ogrodnika. Kierowanie się uczuciami, a nie rozsądkiem było również jego problemem. Miał wrażenie, że wtedy życie smakowało najlepiej. Gdy wyciągało się ręce po to, czego chciało się naprawdę i trzymało mocno, wcale nie myśląc o konsekwencjach, bo te prędzej czy później i tak Cię dopadły, przyjmując bardzo różne formy. Lepiej się z nimi paprać niż żałować. Akurat to w niej bardzo lubił. Szczerość przemawiająca przez jej gesty oraz spojrzenia, zaróżowione policzki niewątpliwie dodawała jej uroku. Trzymał ją mocno w objęciach, czując, jak jego ciało rwie się do bijącego od niej ciepła. Umiała go nakręcić zarówno słowami i spojrzeniem, co było trochę przerażające. Pokazywało, jak władzę miała nad mężczyznami lub jak łatwy był on, chociaż ku swojemu zażenowaniu, obstawiałby drugą możliwość. Jego palce przesunęły się wzdłuż jej boków, wkradając się na ramiona i sunąć w dół, przesunął palcami po jej dłoniach, zahaczając przy okazji o uda i materiał sukienki. Nie mógł się powstrzymać. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc w zęby jej dolną wargę i zassał ją delikatnie znów, jakby był od tego uzależniony. Lubił kolor, którego wtedy dostawała i nie omieszkał zerknąć spod wpół przymkniętych powiek. Nie był zachwycony odsunięciem się od niej, nawet jeśli było to tylko złapanie oddechu, wypowiedziane przez nią słowa zbyt głośno odbijały się echem w jego głowie. Niewinny gest – kojarzący mu się z uczuciem i czułością, domem, dużo bardziej niż z perspektywą zrzucenia z siebie ubrań sprawił, że zwilżył usta i nabrał więcej powietrza w płuca, starając się ukryć dreszcz, który od karku w dół przebiegł po jego szyi. - Winnica? A skąd Ty to wiesz? - zapytał, unosząc brew i rozejrzał się dookoła, mając wrażenie, że są na środku jakiegoś popularnego w katalogach turystycznym pustkowia. Wypuścił ją z rąk, odprowadzając wzrokiem i tkwił w bezruchu jeszcze kilka sekund, patrząc przed siebie. Przetarł oczy dłonią, raz jeszcze zerkając na widok malujący się za barierką. Ah te baby. Podniósł się, przeciągnął i wyjął papierosa, wsuwając go pomiędzy usta i odpalając. Razem z zapalniczką, zostawił w kieszeni dłoń i ruszył za nią, leniwie zbiegając po schodach. Czekała już przy maszynie, wyglądała na dość zniecierpliwioną. Uśmiechnął się, wypuszczając dym spomiędzy ust. Tego palił wyjątkowo szybko, co rusz strząsając popiół i pozwalając mu zgasnąć gdzieś w powietrzu, obdarzył ją zaintrygowanym wciąż spojrzeniem. - Mam nadzieję, że wiesz, którędy mam jechać. Musisz mnie kierować. Włóż kask mała. Zarządził, skupiając się na papierosie tak, że w minutę lub dwie skończył całego, chociaż wywołało to krótki kaszel. Pozbył się peta, sprawdzając wszystko przy maszynie i siadając, odpalił silnik. Poczekał, aż dziewczyna usiądzie wygodnie i spojrzał jeszcze na nią przez ramię, upewniając się, że kask miała zapięty. Potem maszyna ruszyła ze świstem opon, przylegając do gładkiego asfaltu. Nie mógł się powstrzymać przed nabraniem prędkości.