Kiedyś znajdowały się tu beczki z prochem i arsenał broni, dziś jest to głównie pełen rynsztunek zaopatrzeniowy pijanego żeglarza. Można znaleźć tu zarówno butelki rumu, bimbru, jak i wina, czy klasycznego whiskey. Nie poleca się jednak kradzieży. Często chadza tędy Stalowogęby i jak twierdzi, zna co do kropelki wagę każdej beczki. Może mimo wszystko zaryzykujesz?
Kostki na kradziez
3, 4 — udaje ci się ukraść trochę wybranego alkoholu, przelewając go do butelki, moze nawet kilku?
1, 2, 5, 6 — niestety zostałeś przyłapany na kradzieży, płacisz dziesięciokrotność zakupu jednej butelki (dla uśrednienia, dokładnie: 40g)
Jak mu to wszystko wyjaśnić? Ej, a co jak chłopak teraz znowu ucieknie? Ej ,a co jak Cole ucieknie? Ej a co jak walnie jakąś zgryźliwością na temat jego ucieczki? Ej, a co jeśli będzie chciał go pocałować? A nie, to będzie całkiem przyjemne. Ej, a co jeśli Cole nie zrozumie tego, co chce mu powiedzieć? Ej, a co jeśli ktoś przyjdzie i nie będzie mógł spokojnie z nim pogadać? Ej, a co jak Cole mu powie,żeby teraz spierdalał? Nie, tego raczej nie powie, w końcu gdyby miał mu tak powiedzieć, to przecież zrobiłby to już dawno, na przykład teraz, jak wymieniali sowiszcza. No, ale nie. Takie rzeczy nie mogły sie stać. Nie dziś. Nie teraz. Nie, kiedy biało – już – włosy miał musiał się z nim podzielić problemem, z którym nie dał rady poradzić sobie sam. I który chciał z nim omówić zaraz po pożarze w Salem, ale wtedy.. wtedy to wszystko było zbyt dziwne. Zbyt.. zbyt szybko to wszystko się działo. Głównie między nimi, ale i nie tylko. Cała paczuszka upadła, bo gdzieś tam się wszystko rozbiło. Cóz, szkoda, szkoda. No, ale.. nieważne, grunt że mieli siebie, prawda? Prawda! No więc. Tak, teraz będą się mieli dla siebie. Totalnie dla siebie. Chyba, że ktoś się tu zjawi, ale to nie było możliwe. W końcu znalazł ten magazyn. Trochę chłopak pobłądził, trzeba było przyznać, ale ostatecznie trafił. Esu, jak nie ten cały Hogwart, to jakiś statek. I weź się tu człowieku przyzwyczajaj i ogarniaj topografię terenu. No nie da się, no! No po prostu się nie da, ale co tam, nieważne. Gdy Hao wchodził do magazynu, mimo panującego półmroku dostrzegł zarys sylwetki swojego… przyjaciela (?) chyba tak, bo przecież nic między nimi większego nie było. Ot, jedno miłosne wyznanie i kilka pocałunków. Co to jest. Nic takiego przecież, dokładnie! – Cześć, cześć! – rzucił, po czym zbliżył się do chłopaka i zrobił coś, czego chyba sam się na dobre nie spodziewał. Jakoś, totalnie nie myśląc, poddając się we władanie jakieś dziwnej, skonstruowanej siły podszedł do niego i pocałował, popychając o ścianę jednocześnie. Gdy już go do niej docisnął, zaczął się w sumie zastanawiać, czy nie zrobił tego za mocno, ale to. nie to nie było ważne. Nie teraz. Całował tak chłopaka, wpijał się w jego wargi, wyczyniał najdziksze harce językiem, jednocześnie błądząc rękami po jego torsie. Zaczął się przenosić z pocałunkami, na dolne partie jego ciała, na szyję, jednocześnie próbując złapać koszulkę i ściągnąć ją z chłopaka. – Miło Cię widzieć, wiesz…?
Czy był zadowolony ze spotkania z Hao? Niezupełnie. Nie rozmawiali przez tyle czasu, a dokładniej rzecz ujmując od momentu ucieczki mniejszego chłopaka z sowiarni. Kompletnie nie wiedział, jak odebrać jego zachowanie ani tym bardziej, co powiedzieć mu dzisiaj. Całkowicie zapominał o tych wszystkich scysjach między nimi, niesnaskach i nieporozumieniach. W głowie miał tylko wizję tego, co zrobił w sowiarni oraz wyjątkowo smak Chiego pozostający na jego ustach. Na samą myśl o kolejnej okazji przecisnął językiem po własnych wargach, jeszcze bardziej pragnąc ujrzeć chłopaka w wejściu do ciemnego magazynu. Kiedy już się to dokonało, zdołał jedynie unieść dłoń i zawiesić ją w powietrzu, nie robiąc niczego więcej. Nie potrafił znaleźć słów, a tym bardziej czynów, które miałyby opisać targające nim uczucia. Obawiał się, że nie istniało nic, co mogłoby ten skomplikowany stan wyrazić. I cholernie bał się, że Chihiro na jego widok po prostu da nogi za pas. Jak bardzo był zaskoczony gwałtowną reakcją chłopaka... tego również nie da się opisać. Dziwna mieszanka szoku, niedowierzania, jakiejś nieokreślonej stagnacji oraz zaangażowania i pełnej pasji, która objawiła się dosłownie sekundę po tym, jak uświadomił sobie powagę sytuacji. Może nie spodziewał się tak dużej desperacji w zachowaniu chłopaka oraz tej nieporadności, która swoją drogą była całkiem urocza, jednak sam powoli zatracał się w pocałunku i płynącej z niego przyjemności, że dopiero po dłuższej chwili zauważył Hao zsuwającego się coraz niżej, próbującego ściągnąć z niego koszulę i, gdyby tak się nad tym nie zastanawiać, to pozwoliłby mu działać dalej, lecz nie potrafił. W gwałtownym odruchu złapał Chiego za nadgarstki i powoli odsunął od siebie. Nie chciał go w żaden sposób straszyć, skoro ich krucha relacja ledwo wytrzymywała ciągłe nieporozumienia, a po ostatnim powinna przestać istnieć. Mimo że nie chciał przerywać tego miłego epizodu, nie mógł do niego dopuścić. Nie w przypadku Chihiro, którego nie zamierzał traktować w ten sposób. — Nie — warknął cicho. — Nie możemy, Chi. Ja nie... — zamarł w pół słowa, przyszpilając chłopaka do ściany w kolejnym, gwałtownym posunięciu, aby móc wpić się w jego wargi tak zachłannie, tak mocno, jak tylko był w stanie. Trwało to zaledwie moment, przez który Cole sam zaczął ściągać koszulkę Hao jedną ręką, drugą zmierzając w zupełnie innym kierunku. Szlag trafiał wszystkie jego postanowienia w ciągu paru sekund. Bardzo krótkich sekund, trzeba przyznać. — Chi — jęknął prosto do ucha, owiewając małżowinę ciepłym oddechem. Czuł jak temperatura dość szybko rozpalała go i pragnął być z Chihiro znacznie bliżej, niż sam zainteresowany mógłby się tego spodziewać, jednakże nie mógł potraktować go w ten sposób. Chciał i nie chciał, by to się wydarzyło. Co miał zrobić? Co zrobić?
To wszystko działo się szybko. Za szybko. Dopiero co się do siebie znowu nie odzywali, a teraz całowali, dodatkowo widać było, że obaj panowie chcieli czegoś więcej. A przeież nie po to się tutaj spotkali. Nie dlatego Chi pytał listownie chłopaka o wolną kajutę, bo nie o to do cholery chodziło. Znaczy, okej o to też, ale nie dziś akurat. Bo dzisiaj.. Dzisiaj miał ważniejsze rzeczy do zrobienia z nim przynajmniej. Musieli obgadać jeden bardzo poważny problem, który był wręcz palącym dla białowłosego. I dopiero tak naprawdę, jego słowa, znikomy przejaw buntu, zdrowego rozsądku, ze strony Cole’a przypomniał mu o tym. Na chwilę co prawda, ale tak. Zrobił to. I tak szczerze, to nawet się ucieszył – miał niesamowitą ochotę zająć się swoim rozmówcą, tak jak powinien. Teraz za to, trzymając pewną immanentną część jego ciała w ręce i wykonując dziwnie nieokreślone ruchy w tę i z powrotem, nagle oprzytomniał. Oderwał się od Atohiego, odskakując przy tym jak oparzony. – Przepraszam.. ja… po prostu… tęskniłem.. – wydukał, przenosząc na niego smutne spojrzenie. Zapewne to wydarzenie pozostawi jakiś cień na ich znajomości, będą o tym obaj pamiętać, kto wie może nawet przyniesie pozytywny skutek? - Przepraszam, ale nie o to mi chodziło! – dodał szybko, niemal natychmiast chcąc przejść do meritum, a przy okazji nie powodować jakieś idiotycznie krępującej sytuacji. Tylko jak mu to powiedzieć? „Wiesz Cole, bo jak się jarało Salem, to widziałem coś takiego i stwierdziłem, że może to wezmę, bo szkoda żeby się spaliło? Ale nie jestem złodziejem, nie?”. Albo „ej Cole słuchaj, bo jak się paliło Salem, pamiętasz nie, to jak uciekałem przyuważyłem to i stwierdziłem, że wezmę sobie na pamiątkę. Dobrze zrobiłem, jak sądzisz? W ogóle, myślisz, że to może być jakiś dowód rzeczowy?” Nie, no dobra. okej. Ostatecznie stwierdził, że warto po prostu powiedzieć mu prawdę. I zobaczyć jaka będzie jego odpowiedź. Z tegoż powodu, sięgnął do leżącego gdzieś w wejściu plecaka, uprzednio dając znać chłopakowi, że nigdzie się nine wybiera. Wyciągnął z niego, interesujący przedmiot, po czym podał, następnie usiadł naprzeciw. Patrzył na niego, jakby oczekiwał odpowiedzi, jakby Cole zrobił coś niesamowicie złego i teraz miał się z tego faktu wytłumaczyć. Niedużej wielkości lichtarz, jaki trzymał w rękach był cały pokryty runami, głównie o to chodziło. – Znalazłem to, kiedy uciekaliśmy z Salem. Leżał na korytarzu, tak o zwyczajnie. – przeszedł spokojnie do wyjaśnień, przerywając tym samym panującą od chwili ciszę. – Wydało mi się to mocno podejrzane, bo na co dzień takie rzeczy nie czekają sobie spokojnie, aż ktoś je zgarnie rozumiesz? Poza tym, pożar. Wszystko było mimo tego na swoim miejscu, bo byłem na piętrze niedotkniętym jeszcze ogniem. Dlatego tak strasznie mnie to zdziwiło. Nie pasowało mi to do tego stopnia, że postanowiłem zabrać to ze sobą. – mówił dalej, patrząc w podłogę. Czuł się trochę jak złodziej, oby tylko tamten nie pomyślał podobnie. – No, ale teraz.. to jakby chodzi mi o te runy. Szukałem w kilku podręcznikach, nawet w domu, ale nie jestem w stanie ich rozszyfrować. Ale z tego, co wyczytałem, to pochodzą gdzieś tam z dala od naszego kontynentu. Dlatego mnie to zastanawia.. nie znasz kogoś, kto byłby w stanie je odczytać?
//Wchodzimy lekko w motywy +18 i gejseksy Wszystko, co właśnie miało miejsce w tym pieprzonym magazynie, było złe. Naprawdę uważał to spotkanie za coś, co nie powinno się wydarzyć, jednak Cole nie potrafił robić dobrych rzeczy. Generalnie postępował wedle własnego widzimisię i nie zamierzał zmieniać tego, bo tak nakazywały dobre obyczaje czy inne gówna, których przestrzegali normalni czarodzieje. On nie był normalny. I Chihiro zdawał sobie z tego sprawę, choć właśnie wyglądał na wyjątkowo głodną istotkę, którą należałoby czymś nakarmić. Niestety, Doweson jedynie wzruszył ramionami, słysząc usprawiedliwienie chłopaka. Nawet wydukał coś z siebie, starając się zachować spokój. Merlin mu świadkiem, że zrobiłby wszystko, byleby Chi znowu go pocałował! — Jasne. Nie ma sprawy. Skłamał. Nie umiał inaczej. Nie chciał zmuszać Hao do czegokolwiek, by później nie zarzucał mu jakiegoś gwałtu albo innego, równie podłego gówna. Był, póki co, jedyną osobą, wobec której zachowywał się fair i nie chciał tego zmieniać. Nie teraz, kiedy między nimi coś zaczynało się układać. Tak, jego zdaniem zaczynali wychodzić na prostą, jednakże robili to w wyjątkowo pokrętny sposób i całe ten proces mógł trwać latami, jeśli obaj nie włożą w to odpowiedniej ilości zaangażowania. Jednakże Cole z racji bycia tym, kim właśnie był, nie potrafił dokonać tak zuchwałego czynu. Zajmował się zbyt wieloma sprawami na raz, aby dokładać sobie jeszcze jedną, toteż za wszelką cenę chciał sfolgować to, co obaj wyczyniali. Gdyby Chi zdawał sobie z tego sprawę, nie wyjąłby... tego przedmiotu. Wciągnął powietrze, patrząc na lichtarz z niemym pożądaniem. Artefakt przywieziony z Salem był na wyciągnięcie ręki, a on nie mógł z nim nic zrobić. I Chi na pewno nie wiedział, do czego służy. Był tego pewien, choć nie wysłuchał ani jednego słowa, które padło z jego ust, bowiem wewnątrz siebie toczył zaciekły bój o to, co powinien uczynić względem artefaktu oraz posiadającej go osoby. Wydawać by się mogło, że trwałoby to całe wieki, lecz dzisiaj nie działo się nic wystarczająco złego, co wpłynęłoby na jego samopoczucie. Hao najwyraźniej postanowił zadbać o to i właśnie w tej chwili Cole posłał w stronę chłopaka namiastkę ciepłego uśmiechu, siadając naprzeciw niego. Z przedmiotem w dłoni, sięgnął po plecak, po czym umieścił lichtarz w środku oraz zamknął, wciąż wpatrując się w Chiego. Kiedy tylko zdołał to wszystko zrobić, przysunął się bliżej niego i ułożył dłonie na jego ramionach. — Później. I popchnął go na podłogę, zachłannie wpijając w usta. Dłońmi zaczął krążyć po klatce piersiowej osłoniętej koszulką, którą zaraz zaczął podwijać do góry, absolutnie nie zważając na specyficzną temperaturę panującą w magazynie. Jedyne, czego teraz pragnął, to ogrzanie chłopaka całym sobą oraz przekazanie mu, że zależało mu na nim dużo bardziej, niż kiedykolwiek mógłby tego oczekiwać. Oczywiście wszystko zamykało się w fizycznym doznaniu agresywnych pocałunków, podgryzania warg, sunięcia ustami po cienkiej skórze szyi, drażnieniu sutków czy składaniu delikatnych muśnięć na podbrzuszu, ale w taki sposób zdecydowanie łatwiej było mu działać, nim miałby wygłosić bezowocną perorę. Chociaż zdołał powiedzieć jedno, dokładnie jedno słowo, zanim znowu kontynuował wpychanie języka do ust Chihiro. I chodziło o słowo Mój.