Gabinet jest przestronny, został urządzony w sposób przemyślany i staranny. Całe pomieszczenie utrzymane jest w ciemnych tonacjach, a turkusowy stanowi główny akcent kolorystyczny. Na ścianach stoją rzędy książek poświęconych przede wszystkim filozofii, numerologii i wróżbiarstwu. W kominku ulokowanym naprzeciw kanapy zimą i jesienią tli się przyjemnie ciepły ogień, a nad gzymsem znajduje się obraz przedstawiający najznamienitszą ze szkół magii i czarodziejstwa na całym świecie. Pod oknem stoi biuro, na którym panuje nienaganny porządek. Najczęściej na blacie leży czysta karta pergaminu, szczelnie zamknięta buteleczka granatowego atramentu i gęsie pióro. A w szufladzie zamkniętej na kluczyk skryta jest pojemna kryształowa popielniczka.
W gabinecie rozlegała się cicha, jazzowa muzyka. Persephone otarła oczy i odstawiła pustą już filiżankę na bok, jeszcze raz wzdychając znad sterty prac. Choć zbliżały się egzaminy końcowe, odnosiła wrażenie, że jej uczniowie całkowicie ów fakt lekceważą. Eseje, które oceniała, nie spełniały nawet w połowie jej wymagań, martwiła się więc piekielnie nachodzącymi OWUTEM-ami. Poświęcała swoich wychowankom tyle energii i czasu, że miała prawo oczekiwać lepszych rezultatów. Nie umiała jeszcze nauczyć się tego, że może zaledwie podjąć próbę przekazania im swojej wiedzy, ale ostatecznie wszystko jest przecież w ich rękach. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał, że zbliża się godzina siódma. Uśmiech przemknął przez jej twarz i błyskawicznie z niej zniknął. Nie było to spotkanie czysto towarzyskie, choć jego obecność zawsze była dla niej miła. Swoim zwyczajem zgarnęła pieczołowicie notatki, schowała je do szuflady i wstała od biurka.
Gdy wróciła, dzierżyła w rękach tacę z talerzykiem maślanych ciasteczek, dwoma porcelanowymi filiżankami i dzbankiem pełnym zielonej herbaty, zaparzonej rzecz jasna w siedemdziesięciu stopniach. Odkładając poczęstunek na stolik kawowy, nagle usłyszała głosy. Spodziewała się, co to może znaczyć, ale i tak rozejrzała się naiwnie dookoła. Nie odpowiedziała na oskarżenia, po prostu przymknęła oczy, oczekując, że pewnie i tak coś zobaczy. Coś niestworzonego. Ale nie – poczuła na ciele pierwszy cios. Potem drugi. I trzeci, a później przestała już liczyć. Grad, który na nią spadł był nieprzyjemny i niespodziewany. Gdy przeminął, była jeszcze w szoku. Wstała z ziemi, podpierając się o kanapę, wiedząc, że ukojenie zszarganych nerwów może przynieść tylko jedno. Odpaliła papierosa, próbując opanować drżenie rąk. Machinalnie wyjęła kluczyk do szuflady i już po chwili na stole znalazła się piękna, zdobiona, kryształowa popielniczka. Chwyciła różdżkę leżącą na blacie – nie minęło wiele czasu, a w pomieszczeniu uniósł się siwy dym. Stanęła przy otwartym oknie, bo nie była pewna, czy Walsh lubi ten zapach – podejrzewała, że jak wielu za nim nie przepada. Ale musiała się uspokoić, w końcu była profesjonalistką. A dziś wieczorem miała jeszcze coś do zrobienia.
- Przepraszam, zagapiłem się nad miotłami i prawie bym nie zdążył na czas - odezwał się Walsh, wchodząc do jej gabinetu, dopiero po chwili ponownie witając się z kobietą. Nie miało znaczenia, że widzieli się w ciągu dnia w trakcie chociażby posiłków. Mimo wszystko teraz przychodził właśnie dla niej, na spotkanie, na które się umówili, a które niemal przeoczył przez własne roztargnienie. Szczęśliwie zdążył zobaczyć, która jest godzina i zdołał dotrzeć do właściwego gabinetu, zanim spóźnienie nabrałoby niegrzecznej długości. Zobaczył przygotowane na stoliku maślane ciasteczka a także porcelanę oraz zaparzoną herbatę i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Wiedział juz, jak musieli czuć się uczniowie, którzy przychodzili do niego i zderzali się z przygotowanym talerzem cynamonek. Jak musiał czuć się Solberg, kiedy zaparzacz czekał jużz gotową herbata, bo nie raz kawa byłaby nadmiernym pobudzeniem. Teraz czuł się częściowo jak taki uczniak, który przychodzi z problemem i oczekuje, że ktoś dorosły wskaże mu rozwiązanie. Może rzeczywiście w jakimś stopniu tak było? Otrząsnął się jednak z tych myśli, podchodząc bliżej, nie do końca będąc zachwyconym zapachem papierosów, ale nie dawał tego po sobie znać. Za wiele osób w jego otoczeniu paliło, aby jakkolwiek z tym walczył. - Przysięgam, jak w przyszłym roku pierwszaki też zaczną podpalać szkolne Zmiataczki, za chwilę będą mogli oglądać je tylko w muzeum i na kartach podręcznika. Wymiana witek powoli staje się niemożliwa, a także niezwykle droga, a z kolei szkoda dawać im Nimbusy, które są zbyt czułe - mówił, nim machnął ręką i poczęstował się ciastkiem. - Ale dobrze, dość o nich, teraz chwila relaksu dla nas, czy może dla mnie, skoro i tak mam prośbę o spojrzenie w liczby… Jest możliwe znalezienie w numerologii odpowiedzi na pytania, jak przy spoglądaniu w karty? Odpowiedź na pytanie, czy warto próbować utrzymać konkretną relację? - zapytał, a pomimo lekkiego uśmiechu na twarzy, jego spojrzenie całkowicie spoważniało. Wciąż nie był pewien, czy Chris dobrze zrobił, spotykając się z jego ojcem, ale nie uważał, aby mógł mu tego zabronić. Jednak nie był pewien, czy miał siły, aby podejmować kolejną walkę o relację ze swoim staruszkiem, który przez tyle lat po prostu negował jego jestestwo jako czarodzieja. A skoro nie wiedział co robić, szukał znów odpowiedzi w magii, tak jak przed laty słuchał wróżby z tarota, tak teraz chciał sprawdzić numerologię. Gwiazd mógł pytać samodzielnie.
Drgnęła, gdy usłyszała jego głos. Wszedł do gabinetu tak nagle, a przecież mógł to być uczeń, a przy uczniach nigdy nie paliła. Schowała odruchowo papierosa, jakby ktoś przyłapał ją na czymś karygodnym. Wyraźnie się rozluźniła, gdy zrozumiała, że to Joshua. Uśmiechnęła się, wypuściła dym z płuc i momentalnie zgasiła niewypalonego do końca papierosa. - Nie masz za co przepraszać, nic się nie stało. - Otworzyła okno szerzej, wpuszczając świeże, wieczorowe powietrze. Teraz było jej trochę głupio, że pochopnie naraziła go na skutki biernego palenia. Ale wbrew jej najskrytszym pragnieniom, nikt nie był idealny, a już ona pewno. Każdy miał jakieś słabości i mechanizmy obronne, skonstruowane do radzenia sobie z sytuacjami stresowymi. Niektórzy biegali, inni regularnie wpuszczali rozmaite trucizny w swoje ciała. A inni robili wszystko, by nabawić się nowotworów. Zwyczaj częstowania klientów, którzy przychodzili po wróżby herbatą i jakąś delicją był dla niej tak czymś oczywistym. Robiła tak w swojej pracowni, a przyzwyczajenia miały to do siebie, że trudno było je wyplenić. Ucieszyła się więc z faktu, że porwał ciastko i do niej podszedł. Mniej uradowało ją to, co miał do przekazania - po raz kolejny w skrytości serca stwierdziła, że uczniowie to jest jednak banda nieokrzesanych szaleńców. - Pierwszoroczni? - powtórzyła za nim, unosząc brwi w geście zdziwienia. Jednak miała spore szczęście, że numerologia była przedmiotem poniekąd nadprogramowym, dostępnym w sylabusie dopiero od trzeciego roku. - Przykro mi słyszeć, że panuje taka plaga piromanii. I że ich krnąbrność przysparza ci tyle pracy. Jeśli to cię pocieszy, u mnie też nie jest lekko. SUM-y i OWUTEM-y tuż tuż, a moi wychowankowie mylą podstawowe pojęcia. - Wzruszyła ramionami w geście bezsilności. Przez chwilę patrzyła jeszcze przez okno, a potem odwróciła się ze smutnym uśmiechem w kierunku Walsha. - Tak, dość o nich. Zapraszam, rozsiądź się wygodnie na kanapie i spróbuj się zrelaksować - rzuciła, porywając z biurka jakiś arkusz papieru, pióro i atrament. Rozłożyła akcesoria na stoliku tuż obok herbaty, nalała im po filiżance i poczekała, aż Josh zajmie miejsce naprzeciw niej. Widziała, że sprawa jest poważna i przez krótką chwilę pomyślała, że chodzi tu o jego męża. Znała Christophera od lat, znała ich relację i doskonale wiedziała, że nie ma bardziej zgodnej i dobranej pary. Nie zakładała nic na pewno, okropnie zmartwiona, że kłopoty dotyczą ich rodzinnego miru. Przez chwilę zastanawiała się, jak ubrać myśli w słowa i w końcu odparła. - Odpowiedzi, które dają liczby to jedynie scenariusze, które mogą, ale nie muszą się wydarzyć. Przepowiadanie przyszłości ma to do siebie, że nigdy nic nie jest pewne. Mądrość płynąca z mojej nauki pomaga wyklarować pewne kwestie, ale koniec końców to od nas zależy, co czeka nas w przyszłości. - Swoim sposobem, nie udzielała jasnych odpowiedzi. Chciała pomóc, ale nie była szarlatanem, który ma czelność wyrokować o jego losie. - Ale owszem, jest pewna metoda, aby sprawdzić kompatybilność ludzkich relacji. Pewnie cię nie zdziwię, jeśli poproszę o pełne personalia tychże osób i ich daty urodzenia? - Położyła grubszy pergamin na kolanach, zamoczyła pióro w atramencie. Ewidentnie była gotowa na przygotowanie numeroskopu dotyczącego kompatybilności przeznaczenia Joshuy, jak zakładała, i…?
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się kącikiem ust i było widać, że choć narzeka na dzieciaki, nie miał im tak w pełni za złe tego, co się wydarzyło. - Wątpię, żeby zrobili to celowo, ale z jakiegoś powodu tylko przy nich podpalają się witki - wyjaśnił, zaraz kręcąc głową na niski poziom wiedzy uczniów Aniston. Jednocześnie czuł jednak, że sam również nie byłby zbyt zdolnym uczniem. Wróżbiarstwo interesowało go tak, jak czytuje się rubryki plotkarskie w czasopismach - chciał znać horoskop, aby wiedzieć, na co zrzucić ewentualne problemy, ale nigdy nie brał go na poważnie. Jednak już jedna wróżba sprawdzała się i Josh zaczynał podejrzewać, że po prostu chodziło o samych wróżbitów. Nie wiedział jednak, jak to było w przypadku numerologii, choć w jego głowie stała blisko astrologii. Dawała światło na jakieś sprawy, ale nie odpowiadała tak precyzyjnie, jak tarot, o ile o jakiejkolwiek wróżbie można było powiedzieć, że była precyzyjna. Usiadł na kanapie, tak jak mu kazała i mimowolnie miał ochotę się zaśmiać. Powinien w swoim gabinecie również postawić kozetkę dla uczniów, którzy potrzebowali pomówić o swoich problemach. Być może taka pozycja byłaby dla nich kluczem do otwarcia się, choć czasem odnosił wrażenie, że lepiej im się mówiło, gdy mogli zająć czymś ręce, wyładować swoje złości. Odetchnął jednak głębiej, odsuwając od siebie te myśli, starając się nie ukrywać pod zaczepnym uśmiechem swoich problemów i przemyśleń. Wówczas nie byłby szczery nie tylko z samym sobą, ale i Persefoną, która poświęcała teraz czas, żeby pomóc mu w odnalezieniu sposobu na problemy, które już dawno powinny być rozwiązane. Gdyby tylko wiedział, że kobieta martwiła się o jego małżeństwo, z pewnością roześmiałby się, jednocześnie będąc rozczulonym. W tej materii szczęśliwie wszystko układało się wręcz idealnie i nie sądził, aby to miało się zmienić. Owszem, miewali kłótnie, dochodziło do nieporozumień i spięć, ale byli dla siebie zawsze, byli po prostu ze sobą na dobre i na złe. I własnie z tego powodu Josh chciał zasięgnąć opinii wszędzie, gdzie tylko mógł, aby rozwiązać swój problem z ojcem. - Rozumiem, ja po prostu sam już nie wiem co powinienem robić, bo to, co robiłem do tej pory, chyba tylko pogorszyło wszystko - powiedział szczerze, nie patrząc jednak na Persefonę. Mimo wszystko wciąż nie potrafił rozmawiać o tym, co się z nim działo z innymi i choć u boku Chrisa nauczył się, że nie musi udawać kogoś, kim nie jest, czasem było to trudne. - Keith Walsh, urodzony dwudziestego drugiego listopada tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego roku. Mój ojciec, mugol - udzielił kobiecie odpowiedzi, dopiero teraz przenosząc spojrzenie na nią, uśmiechając się tak, jakby nic się nie działo, ale jego spojrzenie pozostało poważne.
Ludzie popełniają błędy. Leży to w ich naturze i rzadko kiedy są w stanie nauczyć się czegokolwiek na cudzych przykładach. Coś o tym wiedziała, dlatego słowa Josha jednocześnie ją zmartwiły, ale i uspokoiły. Miała podejrzenia, że nie chodzi jednak o jego małżeństwo, a to była pociecha. W tym smutnym świecie, pary takie jak oni były niczym promyk nadziei. Wiedziała więc, że Walsh nie zrobiłby niczego, co mogłoby skrzywdzić jego męża. Nie patrzył na nią, choć jej uwaga była niepodzielnie na nim skupiona. Podejrzewała, że to źle, że ewidentnie się martwi, że problem, z którym przychodzi jest naprawdę poważny. Trwała w milczeniu, gotowa do notowania. A gdy w końcu przemówił, dowiedziała się, że chodzi o jego ojca. I wtedy wróciła do niej fala wspomnień. Aniston często roztrząsała przeszłość, co było paradoksalne, bo powinna z racji fachu patrzeć tylko na co, było jeszcze nie nadeszło. Jej ojciec był czarodziejem, bardzo wymagającym zresztą, z perspektywy czasu nie bała się go nazwać despotą. A jednak naiwnie go kochała, przez wszystkie te lata, w których on nie wahał się podnieść na nią ręki. Czy tylko jej się wydawało, czy poczuła nagle wosk, którym w pracy polerował miotły. Być może to zapach tożsamy dla nauczyciela miotlarstwa, który siedział naprzeciwko. Albo po prostu jakieś halucynacje, które wraz z wiatrem przyniosła kolejna dawka wróżkowego pyłu? Chrząknęła, chcąc odzyskać rezon. Ta sprawa zdecydowanie była skomplikowana, bo ojciec mugol nader często zwiastował kłopoty. Nie miała nic do niemagicznych, ale oni często bali się swoich dzieci. Bali się ich mocy, tego, co są w stanie im zrobić. Choć przecież Josh nie skrzywdziłby muchy. - Rozumiem – odparła w końcu, notując i licząc jednocześnie. Gdy w końcu zrozumiała, co ma mu do przekazania westchnęła i spojrzała na mężczyznę. - Twój ojciec jest szóstką, a ty piątką. Takie pary mają szansę na zbudowaniu trwałej i szczęśliwej relacji tylko w wypadku, gdy obie osoby będą dążyć do wzajemnego zrozumienia. Twój ojciec jest opiekuńczy, ale niechętnie to pokazuje. Ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Ty z kolei. – Na chwilę przerwała, ale musiała kontynuować, bo taką miała pracę. I nie zawsze było to zbyt przyjemne. - Masz tendencje do ignorowania jego potrzeb. To przysporzy wam kłopotów. Oparła się na fotelu, założyła nogę na nogę i przez chwilę milczała. Pozwoliła, by Joshua przyswoił te złe informacje, a potem przeszła do tych dobrych. - Wasza kompatybilność wskazuje jednak na to, że nie wszystko stracone. Twój niezaprzeczalny optymizm, radość życia i pasja robią na twoim ojcu wrażenie. Nie, żeby był w stanie to przyznać. Z kolei zdaje się, że ty cenisz w nim spokój. Skrycie za nim tęsknisz? – spytała, upijając łyka herbaty, którą porwała gdzieś w międzyczasie. Na pewno nie wiedziała nic, ale jeśli liczby nie kłamały, to być może miała rację. - Jeśli udałoby się twojemu ojcu stworzyć dla was dom, w którym czułbyś się bezpiecznie, wasze relacje uległby poprawie. Co więcej, taka przestrzeń do budowania relacji to byłaby dla niego szansa, żeby otworzyć się na nowe wyzwania i świat, które reprezentujesz. Na wszystko to, czego nie zna i czego się obawia. Wszystko jednak w tej chwili zależy od was. – Zakończyła, choć miała w głowie jeszcze kilka pomysłów. Póki co jednak chciała, aby coś odpowiedział. Powstrzymała się również od wścibskich pytań, bo wiele można było o niej powiedzieć, ale nie to, że jest nieprofesjonalna.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Czekał cierpliwie, przyglądając się prowadzonym na kartce obliczeniom, zastanawiając się, czy naprawdę liczby mogły coś powiedzieć na temat jego relacji z ojcem i czekającej ich przyszłości. Czy rzeczywiście miały w sobie taką moc, jak twierdzono, choć może gdyby było inaczej, nikt nie zajmowałby się numerologią, jako osobną dziedziną. Kiedy Persefona odezwała się, w pierwszym momencie nie spodziewał się tak naprawdę niczego, ale wystarczyła chwila, żeby przyglądał się jej z cieniem zaskoczenia w spojrzeniu. Trafiała. Każde jej słowo trafiało w to, co się z nim działo, jak się czuł i czego się obawiał. Zapewnienie, że jeśli obaj się postarają, wszystko może ułożyć się dobrze, było miłe, choć nie potrafił sobie tego w pełni wyobrazić. - Powinienem zacząć doceniać numerologię - powiedział prosto, wbijając spojrzenie w kartkę, na której widoczne były jej zapiski. - Muszę przyznać, że pokrywa się to z tym, co doradzał mi Chris, ale zawsze lepiej potwierdzić teorię… - mówił, siląc się na lekki ton, ale urwał, gdy nie był w stanie wykrzesać z siebie tej swobody. Zaciskał zęby, zastanawiając się nad tym, co mówiła, nad tym, co sam już wiedział, a także wszystkim, co próbował przekazać mu do tej pory Chris. To było głupie, że wciąż nie wiedział, co powinien zrobić, a teraz… Chyba oczekiwał innej odpowiedzi. - Próbowałaś kiedyś przy pomocy numerologii rozwiązać swoje problemy? - zapytał z zaciekawieniem, próbując odsunąć temat rozmowy od siebie. Nie był pewien, czy chciał o coś dopytywać, czy chciał coś sprawdzić, a psychologiczne tłumaczenie swojego zachowania było ostatnim, czego potrzebował.
Uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała jego uwagę. Prawda była taka, że większość osób wątpiła w możliwości, jakie daje numerologia. Sama początkowo do nich należała, bo przecież była w gruncie rzeczy istotą racjonalną. Szybko jednak zapałała do tej dziedziny szczerym uczuciem, bo łączyła w sobie to, co nieznane z tym, co tak logiczne i łatwe do przewidzenia. To była dziwna i ekscytująca mieszanka. - Powinieneś. - Upiła kolejny łyk herbaty, a filiżanka subtelnie zakryła triumfalny uśmiech na jej twarzy. Słuchała go z uwagą, czując ciepło naparu na swoich ustach. Myślała przez chwilę, kiwnęła głową i odłożyła naczynie na stolik. Jak mogła się spodziewać, Christopher okazał się mądrym doradcą. Nic dziwnego, trochę jednak znała i wiedziała, jak dobrym był przyjacielem. Widziała, że usłyszał może niekoniecznie to, co chciał. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym przez chwilę. Relacje z najbliższymi paradoksalnie bywały najtrudniejsze. Wiedziała to po sobie - pomijając już fakt trudnego dzieciństwa, Arthur i Christine również nie mieli łatwo ze swoim ojcem. Westchnęła i delikatnie podpytała nieśmiało. - Spodziewałeś się czegoś innego? - Patrzyła na niego z uwagą, zastanawiając się, czy faktycznie mu jakkolwiek pomogła. Z doświadczenia wiedziała, że czasami rozmowa jest równie ważna co sama wróżba. Gdy usłyszała jego pytanie, mimowolnie zacisnęła usta. Od razu pomyślała o przeszłości. O tym, jak z wróżb wyszło, że mężczyzna siedzący ówcześnie naprzeciwko zostanie jej mężem. A potem awansuje na pozycję byłego. - I tak i nie - odpowiedziała, wyraźnie markotniejąc. Spojrzała w okno, zrobiło się już nieco zimno, ale przynajmniej w pokoju nie unosił się już tak intensywny zapach papierosów. Przez chwilę milczała, pewnie widział, że wracają do niej trudne wspomnienia. Ale Walsh był jej przyjacielem, przecież mogła mu zaufać. Czy wcześniej mu o tym mówiła? Chyba nie. - Codziennie rano stawiam wróżbę na nadchodzący dzień. Ale poza tym staram się uważać. Raz zajrzałam… mimowolnie w swoją przyszłość. Przez to wiedziałam, że moje małżeństwo czeka koniec, zanim się jeszcze zaczęło. - Miała nadzieję, że podzielenie się tą trudną historią odsunie od niego złe myśli na temat jego relacji z ojcem. - Numerologia to zaledwie przedsmak tego, co może nas czekać. Ale nie wszystkim parom pisane jest szczęśliwe zakończenie. Ale sercu… to nie przeszkadza w podejmowaniu złych decyzji.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Jednak herbata nie zdołała zakryć tryumfu w jej głosie i Josh uśmiechnął się nieco szerzej do kobiety, jakby zaczepnie. Powinien wierzyć, że wróżby, bez względu na ich formę, mogły skrywać w sobie coś prawdziwego, jednak wiedział, że nie powinien im w pełni zawierzać. Nie powinien, a mimo to był to drugi raz, kiedy prosił o pomoc, gdy mierzył się z naprawdę trudnym wyzwaniem. Zaraz też, gdy usłyszał jej nieśmiałe pytanie, jedynie pokręcił głową, śmiejąc się cicho, choć wyraźnie był to odruch, jakim chciał zakryć swoje prawdziwe emocje. Kiedyś robił tak na każdym kroku, ukrywając prawdziwego siebie pod maską uśmiechu, imprezowicza i zapalonego miotlarza. Teraz czasem jeszcze w odruchu obronnym próbował się ukryć, ale często odpuszczał, tak jak teraz. - Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Wiesz… Kiedyś byliśmy szczęśliwą rodziną, ale moja matka nie powiedziała mu o tym, że jest czarownicą i kiedy dostałem list z Hogwartu, wszystko minęło. Urwał się nam kontakt, matka wyjechała do Egiptu, a ja zostałem w Hogsmeade z babcią. Na studiach znów spotkałem się z ojcem, ale udawałem, że uczę w zwykłej szkole, że nie jestem czarodziejem tak jak i tak widywaliśmy się raz do roku… Ale tak nie można ciągnąć relacji i chciałem jakoś to zakończyć. Chris uznał, że warto dać mu szansę, żeby zaakceptował wszystko, takim, jakie jest, w tym jego jako swojego zięcia. Bo widzisz, nawet o ślubie nie powiedziałem ojcu… A ja… A ja nie mogłem się zdecydować, czy lepiej usunąć Keithowi pamięć o mnie i matce, czy jednak spróbować nauczyć go, że magia nie jest tylko literacką fikcją – odpowiedział spokojnie, nakreślając Aniston obraz swojej relacji z ojcem, pomijając wiele fragmentów, trzymając się tylko suchych faktów, które nazbyt w tej sytuacji wystarczały. – Także nie wiem, czego się spodziewałem… Ale na pewno nie brałem nigdy pod uwagę, że to ja mogę ignorować jego potrzeby i to jest trochę… Kłujące – dodał jeszcze, nieznacznie się krzywiąc, ale nie był już tak spięty, jak jeszcze chwilę wcześniej. Pytając Persefonę o to, czy sama korzystała z numerologii w swoich prywatnych sprawach, kierował się ciekawością. Wiedział, że dla jasnowidzów może być trudne dostrzec własną przyszłość, ale przecież wróżby miały pomagać temu, kto starał się je zrozumieć. Był więc ciekaw, czy kobieta próbowała w ten sposób porządkować własne życie, ale gdy milczała, zaczął żałować swojego pytania. Chciał je nawet wycofać, kiedy jednak zaczęła odpowiadać. Zaraz też skrzywił się, gdy powiedziała o małżeństwie i jego końcu. To była jedna z tych wróżb, których nie chciało się znać… - Przykro mi, z powodu tamtej wróżby – powiedział całkowicie szczerze, uśmiechając się lekko, nieco smutno. Napił się herbaty i przeciągnął dłonią po włosach. – Podobnie jest z tarotem. Na początku, gdy poznałem Chrisa nie układało nam się zupełnie nic… Było między nami wiele nieporozumień i kłótni, a do tego czułem, że nie nadaję się na profesora. O sposób prowadzenia zajęć też się kłóciliśmy… Wtedy poprosiłem o tarota jednego z naszych absolwentów. Z wróżby wyszło, że to nie tylko moje miejsce, ale że jest tu coś, co jest ważne i co jak porzucę, będę żałował… Zaważyło to na mojej decyzji o zostaniu w zamku i raz jeszcze podjąłem próby zbliżenia się do Chrisa i w naszym przypadku wyszło to na dobre… Jednak jak widzisz, jak mam poważny dylemat, sięgam po wróżby w różnym ich wydaniu, więc może dobrze, że sam nie potrafię się nimi obsługiwać – dodał, tym razem samemu licząc, że odsunie przykre wspomnienia Persefony. Ostatecznie to miała być przyjemna rozmowa przy herbatce…
Lubiła jego uśmiech, ale w tym wypadku mógł on oznaczać naprawdę wiele rzeczy. Wiedziała, że Joshua lubi się droczyć, nie znała go zbyt dobrze z dawnych czasów, gdy zwykł zakładać maski, ale zdążyła już zauważyć, że często uśmiechy i sam śmiech pełnił funkcję zasłony dymnej. Nie dziwiła się, ona poprawiała machinalnie swoją nienagannie wyprasowaną garderobię. Każdy miał coś. Wysłuchała z uwagą jego słów, racząc się ze spokojem zieloną herbatą. Fundamentalne kłamstwa i nagłe wyjazdy? Zabrzmiało to aż nadto znajomo. Było jej szkoda Josha, od razu też pomyślała o swoim synie. Co prawda zarówno Arthur, jak i Christine nie musieli być wychowywani przez babcię, aż tak źle nie było, zresztą jej rodzice zmarli dawno temu. Ale przecież osiągnęli dorosłość kierowani tylko i wyłącznie przez nią, zabrakło tu pierwiastka męskiego. A w przypadku Walsha, zabrakło obojga rodziców. To straszne, pomyślała, odkładając niemal pustą filiżankę na stół. Życie nie jest sprawiedliwe. - Raz do roku? To i tak często - odpowiedziała ze źle skrywaną pogardą. - Przepraszam, mam tu na myśli siebie. To znaczy nie siebie, tylko… wiesz Wzruszyła ramionami, a potem szybko przeszła do rzeczy przyjemnych. Tak jakby, no ale w każdym razie próbowała odwrócić uwagę od siebie. Próbowała sobie wyobrazić, jak czułaby się, gdyby chociaż jedno z jej dzieci nie zaprosiło ją na swój ślub. Co prawda sytuacja była skrajnie różna, ale przecież i tak musiało to Keitha zaboleć. Spojrzała na Josha z cieniem wyrzutu, starając się go nie oceniać. Nie było to w jej gestii. - Ale wie już, że masz męża? - wolała się upewnić, a potem dodała szybko. - Gdybyś usunął mu pamięć, odebrałbyś mu całkiem spory skrawek życia. Przepraszam, że to powiem, bo to nie moja sprawa. Jednak to byłoby niesprawiedliwe. Rozumiem, że masz z nim trudną relację, ale nie odbieraj mu świadomości, że ma ciebie. Skąd wiesz, czy wbrew pozorom nie jesteś najcenniejszą osobą w jego życiu? Mówię ci to jako matka - odpowiedziała z powagą w spojrzeniu. - Przykro mi być posłańcem złych wiadomości, taką mam jednak pracę. Pocieszę cię, że od dna można się tylko odbić. Przecież wszystko się ułoży. Odparła i zesztywniała, gdy temat jakimś sposobem wrócił do jej osoby. Nie potrzebowała widzeć w jego oczach współczucia, bo doskonale radziła sobie już z tamtą sytuacją. Wcale jej nie wspominała dzień w dzień, wcale nie żyła przeszłością i wcale nie zdecydowała się na pracę w Hogwarcie, aby uciec od samotności. W swoim wieku powinna mieć już wszystko poukładane. A tymczasem była sama, ale i jej dzieci, podobnie jak i ona nie miały szczęścia w miłości. W końcu nie widziała na horyzoncie nawet cienia szansy na wnuki. - Nie ma sensu do tego wracać - uciekła krótko, machając ręką. Zachciało jej się palić, ale nie zamierzała truć więcej Joshuy dymem, toteż po prostu dopiła herbatę i nalała kolejną filiżankę. Jemu też, o ile chciał. - Ty? Nie nadajesz na profesora, co za bzdura. A co do Chrisa… wiesz, pamiętam jedną z pierwszych naszych rozmów. Wydawał się taki nieśmiały, ale też taki, no nie wiem, rozsądny? Przy jednoczesnym zachowaniu tej iskry odwagi. Nie wiem, co mogłoby cię porwać, jeśli nie to połączenie. - Uśmiechnęła się ciepło, siadając z powrotem w fotelu. Przez chwilę patrzyła w zamyśleniu na swoją herbatę, a potem dodała. - Ludzie najczęściej przychodzą po wróżby w trudnych momentach życia. Nierzadko nie są zadowoleni z faktu, że ostatecznie decyzja należy do nich. Że pewne rzeczy da się przewidzieć, ale nic nie dzieje się samo. Moim zdaniem mądrze zrobiłeś i mam nadzieje, że ci pomogłam.
Ostatnio zmieniony przez Persephone Aniston dnia Pon 17 Cze 2024 - 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiech złagodniał na jego twarzy, nabrał ciepła, gdy skinął lekko głową. Nie musiała mówić mu wiele, żeby rozumiał, co miała na myśli. Choć dziwnie rozmawiało się o podobnej sytuacji z dwóch różnych perspektyw. W końcu westchnął ciężko, z cieniem goryczy w spojrzeniu, gdy tylko wychwycił naganę w jej głosie. Nie oczekiwał zrozumienia, gdy mówił, nad czym się zastanawiał, jakie rozwiązanie rozważał. Nie sądził również, żeby ktokolwiek mógł to w pełni zrozumieć, nawet jeśli miał podobne doświadczenia. Wiedział jednak, że usunięcie siebie z pamięci ojca było ostatecznym krokiem i przez to nie potrafił się w pełni na to zdecydować. - Najważniejszą osobą była moja matka, która też okłamała go i sprawiła, że nasze relacje są jakie są, a później umarła w innym kraju, nie próbując nic wyjaśnić. Ojciec nie próbował zrozumieć, że magia nie jest niczym złym, a ja nie stałem się obcym człowiekiem i w efekcie zaczęliśmy stawać się dla siebie obcymi. Skoro więc nie akceptował, że jestem czarodziejem, jak miałem założyć, że zaakceptuje ślub z drugim mężczyzną, także czarodziejem? W sytuacji, gdy każde spotkanie było grą dla gry, dla zachowania pozorów, myśl o usunięciu się z jego pamięci wydawała się zbawienna także dla niego, żeby mógł wrócić do spokojnego życia - wyjaśnił kobiecie swój punkt widzenia całkiem spokojnym tonem. - Chris wysłał do niego list, a później spotkał się z nim wyjaśniając rzeczy w sposób, w jaki ja nie dałbym rady. Keith wie, że jesteśmy małżeństwem i ja też już się z nim widziałem, ale wiesz… Dawny żal wciąż jest obecny i stąd moja prośba o wróżbę… Dla upewnienia się, że te próby nie są z góry skazane na porażkę - dodał, wzruszając lekko ramieniem. Musiał przyznać przed samym sobą, że brakowało mu ojca i tak naprawdę chciał być blisko niego. Chciał dzielić się z nim starymi pasjami, które na nowo odżywały, a także nowymi. Chciał fascynować się z nim spokojnym życiem z magicznymi zwierzętami u boku. Widział, jak uśmiech zamiera na jej twarzy i był pewien, że oddała się myślom, które nie były przyjemne. Próbował dać jej trochę prywatności, sięgając po kolejne ciasteczko, przez chwilę na nią nie patrząc. NIewiele później znów rozmawiali o nim i Chrisie i miotlarz nie próbował nawet ukrywać uśmiechu godnego zakochanego szczeniaka. - Jak on się wtedy rumienił! Zawstydzanie go było tak pociągające, że nie wiem kiedy zabawa przerodziła się w coś więcej, ale nie żałuję niczego. A wtedy naprawdę mocno wątpiłem w to, czy nadaję się na profesora. Wiesz, trenowanie zawodników, a uczenie dzieciaków jest naprawdę różne… A teraz proszę, zrobiłem nawet kurs i staż magipsychologa i magipsychiatry, żeby móc im pomagać nie tylko z miotlarstwem - zaśmiał się i z chęcią podsunął filiżankę, aby napić się jeszcze herbaty. - Pomogłaś bardzo. Wróżbą i rozmową - zapewnił kobietę, spoglądając w jej oczy z wymalowaną w nich powagą.
Wysłuchała jego historii, w gruncie rzeczy wdzięczna, że zapragnął się nią podzielić. To nie było łatwe doświadczenie, ale w gruncie rzeczy dzięki takim właśnie chwilom czuła, że jest bliżej ludzi. Nie należało do łatwych bycie powiernikiem ludzkich tajemnic, osobą, której z problemów zwierza się jej każdy będący w potrzebie. Nie zmieniało to jednak faktu, że nawet gdyby nie traktowała swojego zawodu jako misji i tak chętnie pomogłaby Joshowi. Bo po prostu bardzo go lubiła i nie chciała patrzeć na to, jak się męczy. - Przykro mi słyszeć o twojej matce. Nie wiedziałam – odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo i skąd. Mimowolnie przypomniała sobie moment, w którym dowiedziała się o śmierci swojej rodzicielki i choć to cholernie bolało, dzisiaj było to już zaledwie wspomnienie. Bardzo zła, ale już odległa w czasie przeszłość. - Rozumiem twój punkt widzenia, przynajmniej poniekąd. Ale dalej obstaję przy tym, że nie powinieneś w żadnym wypadku spisywać tej relacji na straty. W końcu ojca ma się jednego. – Uśmiechnęła się blado, chcąc tym samym dodać mu otuchy. Sytuacja nie była wesoła, ale w gruncie rzeczy była optymistką i póki ojciec żył wierzyła w to, że wszystko jeszcze może się między nimi ułożyć. - Widzę, że Christopher wykazał się niemałą odwagą. Szczerze mówiąc, sama nie wiem, czy na jego miejscu zdecydowałabym się na taki krok – odparła, upijając kolejny łyk herbaty. Napar z zielonych liści uspokajał ją i koił nerwy, może dlatego to był jej ulubiony napój na całym świecie? - Żal przeminie, uwierz mi. Nie ma ran, których nie jest w stanie zaleczyć czas. Tak mi się wydaje – odparła, odkładając filiżankę na stolik. A potem na niego spojrzała, zastanawiając się, ile tak właściwie zależało od jej wróżby. Czy gdyby okazała się mniej łagodna i trafna, Joshua zdecydowałby się na zaklęcie usuwania wspomnień. Zdusiła w sobie dreszcz, nie dając poznać, jak mroczna myśl przemknęła przez jej umysł. Czasami lepiej nie wiedzieć, z czym mierzy się, patrząc w przyszłość. Gdy temat zmienił się na lżejszy, uśmiechnęła się pogodnie. Miło było przebywać w otoczeniu osób szczerze zakochanych, w udanych związkach, które choć nieproste, dają tyle radości w życiu. - Widzisz, jak wszystko w życiu się układa? Może nie powinnam tego mówić, ale czasami lepiej nie wiedzieć, co przyniesie los. Wiesz, bardzo wam tego zazdroszczę. Wydajecie się tacy szczęśliwi i widzę, że naprawdę odnalazłeś spokój ducha. Ja do dziś zastanawiam się, czy moje metody nauczania są właściwie. - Poprawiła machinalnie kołnierzyk i kontynuowała. - Zdaję sobie sprawę z wielu rzeczy. Bywam nieprzystępna i surowa, ale naprawdę mi zależy. A zdaje mi się, że dzieciaki nie zawsze to widzą i dla nich jestem po prostu… jakimś chodzącym koszmarem. Wzruszyła ramionami, bo nie zamierzała mu tu przecież płakać. Stwierdzała fakt, jasny jak to, że o świcie wstaje słońce, a w nocy na niebie jest księżyc. - Miło mi to słyszeć. Moje progi zawsze będą stały dla ciebie otworem. Czy będziesz potrzebował wróżby czy rozmowy – odpowiedziała, kryjąc znowu uśmiech za filiżanką.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się lekko, kącikiem ust na jej słowa. Miała rację – ojca miało się tylko jednego, ale jednocześnie wiedział, że nie było się nic winnym rodzicom. Wiedział, że nie musiał i nie powinien traktować wszystkiego jako swoje zobowiązanie wobec rodziców, że musi starać się utrzymać tę relację za wszelką cenę, jak robił to do tej pory. Miała jednak rację i nie miał prawa usuwać Keithowi pamięci, nawet jeśli ostatecznie odebrałby mu w ten sposób cały żal, jaki mężczyznę przytłaczał. - Ja wiem, że nie zdecydowałbym się na próby ratowania tego i rozmów z ojcem, ale też wydaje mi się, że potrzebował tego. Obaj potrzebowaliśmy rozmów z Chrisem po prostu… A czas ma to do siebie, że nawet jeśli leczy rany, to oddala od siebie nawet najbliższe osoby – odpowiedział, wzruszając lekko ramionami, czując się znów mimo wszystko przytłoczony tematem. Był jednak gotów umówić się z ojcem na spotkanie na Pokątnej, był gotów pokazać mu magię wszędzie wokół, zaprosić do ulubionej kawiarni, wyjaśnić na czym polegał Quidditch. Teraz był gotów na to wszystko i miał pewność, że nie byłoby tak, gdyby nie jego mąż. Wierzył, że wszystko jakoś się ułoży, że zwyczajnie uda im się wrócić do właściwej relacji, nawet jeśli miałaby przypominać bardziej rozmowy dwóch starych znajomych. Był gotów usunąć pamięć ojcu, wierząc, że tak będzie łatwiej dla nich obu.Zaraz też Joshua uśmiechnął się szeroko, z cieniem rozmarzenia w spojrzeniu, kiedy przypominał sobie początki z Chrisem, jak próbował go podejść, jak chęć zabawy z jego nieśmiałą naturą zaczęła się zmieniać w coś większego. - Wiesz, ten spokój ducha jest zapewniony przez prawy sierpowy Chrisa – powiedział śmiejąc się cicho, nim pokręcił głową, odrzucając wspomnienia sytuacji, gdy właśnie taki reset jego myśli był potrzebny. – A metody nauczania… Wydaje mi się, że nie ma złotych tak naprawdę. Na moich zajęciach łamali sobie ręce, jedni na to narzekali, a drudzy uważali za coś normalnego w tym sporcie. Teraz, gdy prowadzę spokojniejsze zajęcia odnoszę wrażenie, że się nudzą, więc może od przyszłego roku wrócę do pierwszych metod – powiedział jeszcze po czym sięgnął do jej ręki, aby zacisnąć na moment palce na jej dłoni. – Radzisz sobie dobrze i jestem pewien, że nim się obejrzysz, to nie tylko ja będę przychodził na herbatki. Wierz mi, znam to z doświadczenia -dodał z ciepłym uśmiechem.W końcu dopił herbatę i wstał, porywając jeszcze jedno ciastko, bo słodkości nigdy nie było za wiele. - A skoro drzwi są dla mnie otwarte, to lepiej wyjdę już, nim zdecydujesz się je zamknąć, jak zacznę opowiadać o wszystkich troskach, albo poproszę o wróżbę ile zwierząt przyjdzie mi posiadać – zaśmiał się, dziękując po chwili raz jeszcze za pomoc, po czym wyszedł, z głową przepełnioną myślami dotyczącymi ich rozmowy, czując się nieco lżej niż przed rozmową.
Nie w taki sposób chciała zacząć ten semestr. Jednak dość już pobłażliwości w stosunku do Jenny. Persefona może i miała swoje lepsze chwile, gdy była wyrozumiała, ale to skończyło się definitywnie w momencie, w którym pojęła, że panna Hastings za nic ma swoje młode, niewinne, kruche życie. Że w obliczu śmierci i tragedii zaniedbuje wszystko i wszystkich. Że wkroczyła na teren zakazany, walczyła z utopcami, brała udział w nielegalnych rozgrywkach hazardowych i wreszcie… tak skutecznie unikała jej przez całe wakacje. Po ich rozmowie na polu boni zaszywała się to w lesie, to w grodzie - Aniston kluczyła pomiędzy jednym i drugim, odganiając od siebie biesy lub akceptując ich wybryki i kaprysy, ale bezskutecznie. Nie była w stanie zaopiekować się Jenną. Czuła, że zawodziła, że nie daje sobie rady, że wszystko wymyka się spod jej kontroli. Żaden kurs nie jest w stanie przygotować na takie okoliczności. Nie miała przecież do końca do czynienia z rozkapryszonym dzieckiem, a zranioną młodą kobietą. Ewidentnie zagubioną w chaosie życia, nie radzącą sobie ze strachem i złością… jak Persefona ma stawić czoła żywej nienawiści? Tego nie powie jej przecież żadna wróżba. A jednak czekała dzielnie na wszystko, co ma jej do powiedzenia panna Hastings. To było jak cisza przed burzą, a miarowe tykanie zegara potęgowało tylko napiętą atmosferę. Siedziała w swoim fotelu, z krzesłem ustawionym po drugiej stronie biurka, z przygotowanym już pergaminem, dwoma piórami i buteleczką atramentu. I strachem, który wcale jej teraz nie pomagał.
Jenn nie była pewna, czego się spodziewać po tym szlabanie. Nie wiedziała nawet, czego oczekiwała od niej pani Aniston i jakie zadanie będzie jej przydzielone. A przede wszystkim - jakie nastawienie będzie miała do niej opiekunka. Dlatego kiedy zapukała do drzwi gabinetu i weszła do środka, patrzyła na Kruczą Mamę z dystansem i ostrożnością. - Dzień dobry - bąknęła, nie wiedząc za bardzo jak ma się zachować. Szlaban to szlaban. Powinno być miło czy niemiło? - Przyszłam na szlaban. Oczywiście, że przyszła na szlaban. Przecież były umówione. Po co innego miałaby przyjść o ustalonej wcześniej porze? Rozejrzała się po gabinecie, jakby się upewniając, że nie czeka w nim znów jej ojciec z kolejną dramatyczną wiadomością, a potem podeszła do biurka, czekając na sygnał, że może zająć miejsce na krześle. Persefona nie wyglądała, jakby zamierzała na nią krzyczeć, złościć się, albo robić jej wyrzuty. Panna Hastings czuła, że przynajmniej na część z tych nieprzyjemności zasługiwała. Nienawiść z pola boni przygasła, emocje opadły i została tylko czujność. No, czujność i głębokie rany w nastoletnim sercu. Zadanie, które przydzieliła jej profesor Aniston, było z jednej strony bardzo rozwijające, ale z drugiej wyjątkowo trudne dla dziewczynki, której matka mogła już nigdy się nie obudzić. W niektórych przypadkach chciało jej się płakać, w innych czuła nadzieję na to, że mały pacjent wyjdzie ze swoich problemów. Wszędzie jednak starała się odpisywać z pełnym skupieniem i w taki sposób, żeby odbiorca listu poczuł się po nim jak najlepiej. Nie miała pojęcia, ile czasu zeszło jej na pisanie, ale miała wrażenie, że zrobił się późny wieczór. Kiedy skończyła, była bardzo zmęczona psychicznie ogromem cierpienia, które tak niesprawiedliwie dotknęło tyle dzieciaków w tak młodym wieku. Z jednej strony wiedziała, że ze swoimi planami na bycie uzdrowicielką musi być odporna na stykanie się z takimi sprawami, z drugiej jednak miała w tej chwili dość i chciała tylko uciec i zabunkrować się w swoim łóżku, nie rozmawiając z nikim. Przeprosiła raz jeszcze Persefonę za swoje zachowanie, a gdy tylko szlaban się skończył, czmychnęła czym prędzej do krukońskiego dormitorium, nie zamierzając rozmawiać z innymi ludźmi już do końca wieczoru.