Górska ścieżka wydeptana wiele lat temu przez kozice. Obecnie często można tutaj znaleźć przypadkowych spacerowiczów, którzy zaintrygowani tajemnicami pobliskich wzniesień korzystają z uroków świeżego powietrza, a także wspaniałych widoków roztaczającymi się przed ich oczyma. Warto uważać pod nogi, gdyż niejeden już złamał sobie kończynę na wystającym ze ścieżki kamieniu czy poślizgnął się na jej oblodzonym fragmencie.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Już z oddali słychać było stukot wysokich butów. Wśród śniegu majaczyła czarna postać. Był to nikt inny jak Charlotta w czarnym płaszczu. Ciemne, prawie czarne włosy zostały rwane przez wiatr, część z nich lepiła się do twarzy, jeszcze inne powiewały do tyłu. Ktoś kiedyś powiedział, że kolor oczu zmienia się często wraz z ubraniem. I tak było tym razem, ponieważ ciemnoniebieskie zazwyczaj ślepia wyglądały na brązowe, może nawet lśniły czernią. Blada, jasna, cera lśniła pod wpływem słonecznego odbicia. Można było odnieść wrażenie, że osoba ta jest jakimś cieniem, wampirem…? Kapitan Gryfonów nie była w specjalnie dobrym humorze, ale nie był on też zły. W jej oczach, oprócz śniegu odbijał się inteligentny, groźny błysk. Dziewczyna uważnie patrzyła gdzie stąpa, jednocześnie ciągnąc za sobą stos mioteł. Kochani nauczyciele pomyśleli, że może podczas krajoznawczej wycieczki, gdzieś na środku lodowej pustyni, przydadzą się im miotły. Może i dobrze. Sprzęt szkolny, tak już powszechnie znany do najlepszego nie należał, ale ponieważ tym razem nie musiała się ograniczać, na śniegu leżały przestarzałe nimbusy, spadające gwiazdy - z pewnością nie najnowsze modele, ale nadal dobre. Zamontowała również to, co było jej potrzebne - czyli trzy prowizoryczne bramki i piłki do gry. Kiedy rozwieszała pętle, śmiała się pod nosem, że robiła to już tyle razy, iż powinna zostać zawodowcem. Po skończonej robocie odetchnęła chwilę, wzięła miotłę ze stosu i oparła się na niej, wzdychając ciężko i patrząc na zbliżających się ludzi. Odgarnęła włosy z twarzy i cicho stukała palcami w rękawiczkach, czekając na resztę Gryfonów.
***
Po przybyciu zawodników, kazała im ustawić się przed nią w rzędzie. Zmierzyła ich spojrzeniem od stóp do głów, mamrocząc coś pod nosem. - Dobra, myślę, że już prawie wszyscy są. Witam Was na kolejnym treningu Gryfonów. Ważne informacje? Taaak. Lepiej się postarać, bo pod koniec odczytam ostateczny stan składu. Nie podoba mi się to, że część osób grających w głównym składzie, tak po prostu to olewa - wywróciła oczyma. - Nie, nie mamy lepszego sprzętu, dobrze, że jest taki. Pewnie zastanawiacie się co mnie trafiło, żeby robić Wam trening na Syberii - postąpiła kilka kroków do przodu. - Otóż. Widzieliście ostatni mecz? Widzieliście ślizgońskich ścigających, którzy trafiali do pętli? Widzieliście szukającego krukonów? Tak, czy nie, to było dość dobre, a my musimy być lepsi. Nie osiągniemy niczego bez treningu, a zdaje się, że pobędziemy tutaj jeszcze ładnych parę dni, może tygodni. Radośnie przypominam Wam, że to jednak Syberia! Żadnego wpadania w skały, bo potem będą problemy. Żadnego wrzucania kolegów do przepaści, tak? Zdaję sobie sprawę, że taki trening nie jest zupełnie zgodny z zasadami BHP, ale mam to gdzieś. Jeżeli ta czapka przydzieliła Was do Gryffindoru, to mam nadzieję, że słusznie. Nie, ja nie gryzę, chociaż może wyglądam trochę jak wampir. Zacznijmy zatem - obróciła się na pięcie. Postąpiła znacznie do przodu, rozpościerając rękę dookoła na kawałek prostej polany przed zawodnikami. - Zaczniemy od rozgrzewki. Trzy okrążenia, a potem ćwiczenia gimnastyczne. - powiedziała, już raczej sympatycznie, z szyderczym uśmiechem na pół twarzy.
Ważne informacje:
Na trening przychodzicie… No w sumie zobaczymy. Kilka dni na pewno macie!
Za każde 10 punktów przysługuje jeden przerzut w drugiej części treningu.
Zmiany, zmiany w składzie będą!
Kostki:
Aby zobaczyć jak Twojej postaci poszła rozgrzewka rzuć jedną kostką w odpowiednim temacie: 1,2 - Cóż, wygląda na to, że bieganie Ci poszło - stawiałeś ostrożne, ale szybkie i płynne kroki, przez co nie przemęczałeś się biegnąc chyżo do przodu jak jedno z dzikich syberyjskich zwierząt (:>) Gimnastyka - cóż, to już inna sprawa. Niezbyt wychodzą ci skłony i rozciąganie się, może czas zostawić coś innym. 3,4 - Dobrze. Bardzo dobrze! I w miarę regularnie - i ćwiczenia i biegi poszły Ci zaskakująco dobrze. Charlotta jest zdecydowanie pod wrażeniem Twojego ogarnięcia i systematyczności, nawet w takich warunkach. 5 - Mógłbyś co prawda sprawdzić się w gimnastyce artystycznej, ale biegi sobie odpuść. Może nie jesteś do tego stworzony? Krótsze nogi, niższy wzrost, a może po prostu biegłeś jak narwany i po jednym okrążeniu już leżałeś na ziemi. Natomiast ćwiczenia nie sprawiły Ci absolutnie żadnych problemów, więc powiedzmy, że jesteś dobrze rozgrzany. 6 - Czy ty w ogóle wiesz, co to jest rozgrzewka? Poszło Ci fatalnie. Biegnąc nie miałeś zupełnie wyczucia i natychmiastowo dostałeś zadyszki. Ćwiczenia? Schylenie się bolało, przysiady były męczące. Nie, chyba podziękujesz za rozgrzewkę.
Ucieszył się na wiadomość o treningu, to miał być jego pierwszy w szkolnej drużynie. Zgłosił się na miejsce ścigającego w Gryffindorze, właściwie to podobała mu się ta pozycja, mógł tam wykazać się sprytem i pokazać co potrafi wyczyniać na miotle, tak samo jak i szukającemu, potrzebne były umiejętności latania na wysokim poziomie. Miejsce treningu całkiem go zaskoczyło, pewnie tak samo jak resztę drużyny. Kto normalny o tej porze zapuszcza się na Syberię? Jest cholernie zimno i w takich warunkach ciężko czasem przeżyć, a ona chce tutaj trenować? Genialne! Pomysł kapitan był świetny! Dawno nie był w tej części świata i fajnie było znów tu wrócić. Niedługo zaczęli schodzić się inni gracze, witał się ze wszystkimi po kolei. Były to raczej znajome mu twarze, chociaż nie wszystkie. Większość pewnie była od niego młodsza, co wcale nie musiało oznaczać, że byli gorsi. Pewnie trenują od dawna i jeszcze okaże się, że będzie musiał mocno ćwiczyć, żeby ich dogonić. W końcu Charlotte ustawiła wszystkich w szeregu i spojrzała na nich chłodnym wzrokiem i zaczęła swój wywód. Widać było, że zależy jej na drużynie i na tym, by skopać tyłki przeciwników. -Tak jest, pani kapitan! -zawołał uśmiechając się do niej, zdecydowanie potrzebowała trochę uśmiechu, była jakaś taka trochę poddenerwowana. Gdy tylko skończyła i zarządziła rozgrzewkę, Aiden zrzucił z siebie niepotrzebne warstwy ubrań. Bieganie przy takim mrozie w samej koszulce to głupota, prawda? Tylko przez chwilę przeszło mu to przez myśl, na całe szczęście założył jeszcze bluzę i w tym zaczął biec pierwsze okrążenie. Szło mu bez większego problemu, wystarczyły równomierne oddechy, tak jak zawsze i wszystko było idealnie. Po skończeniu trzeciego okrążenia jako jeden z pierwszych wziął się za gimnastykę. Postał chwilę i myślał nad tym jakie ćwiczenia może wykonać, by rozgrzać odpowiednie części ciała, gdy już to dobrze przemyślał wykonał wszystkie ćwiczenia dość szybko i zaskakująco dobrze jak na te warunki.
Przyznam, że wiadomość o treningu na Syberii była dla mnie zaskoczeniem, co nie znaczy, że nie byłem na to przygotowany. Miałem nadzieję, że załapię się na dobre miejsce. Poza tym i tak nie miałem nic lepszego do roboty. Trening wydawał się być lepszym rozwiązaniem niż siedzenie pod drzewem i czekanie na jakiś cud z nieba. Już z daleka zauważyłem panią kapitan, więc zwiększyłem swoje ruchy i szybciej przyszedłem na miejsce. Stanąłem w rządku z resztą. Kojarzyłem twarze innych, ale nie zwracałem na nich szczególnej uwagi. Wysłuchałem z nienaganną cierpliwością (o dziwo!) Charlotte. Trzy okrążenia? Luzik. Nie wydawało się to być specjalnie ciężko, więc ruszyłem za innymi Gryffonami. Na początku biegłem spokojnie. Oddychałem miarowo i szło mi całkiem sprawnie. Przy dwóch ostatnich okrążeniach dałem z siebie wszystko. Totalny wycisk. Stawiałem ostrożne, ale płynne ruchy. Byłem z siebie dumny, ale z gimnastyką było trochę kiepsko. Przy paru rozciągnięciach już słyszałem, że strzyka mi w plecach (xD). Zajebiście. Wypuściłem wolno powietrze z ust i wyprostowałem się, żeby zmierzyć wzrokiem resztę.
Echo nie należała do ludzi, którzy specjalnie omijali treningi. Ba, czasem sama pomagała kolejnym kapitanom mobilizować drużynę do aktywnego latania na miotłach, ćwiczenia cela, refleksu i innych potrzebnych tu rzeczy. Sprawy komplikowały się jednak, kiedy pojawiały się, po pierwsze, egzaminy, po drugie, kłopoty z niesfornymi Gryfoniątkami, z którymi Blythe niespecjalnie lubił się użerać, a Forester nie zawsze miał na to czas, za to Lyons musiała mieć zawsze, po trzecie, milion innych problemów i formalności, jakie musiała załatwiać za innych Gryfonów. Czasami było jej naprawdę ciężko pogodzić obowiązki, naukę, treningi, Sfinksa oraz, jakby wszystkiego było mało, pracę i nie zaniedbywać kontaktów z przyjaciółmi czy rodzeństwem. Biedna Utopia musiała wieczorami wysłuchiwać jej zmordowanego głosu, jęczącego, że życie daje kopa i wcale nie zamierza przestać jej w najbliższym czasie torturować. Ferie również nie były takim odpoczynkiem, jaki sobie wymarzyła. Brakowało jej wolnego czasu, w którym mogłaby spędzić calutki dzień ze swoimi przyjaciółmi. Ale nie było znów tak źle. Tylko treningu zignorować nie mogła. Nie dość, że musiała przeprosić Charlotte za swoje obecności w kratkę, miała jeszcze coś innego do zrobienia. Przywitała się ze wszystkimi przeciągniętym "hejooo" i wysłuchała Williams, kiwając krótko głową, aby jej przytaknąć. Sama jednak wystąpiła z szeregu i stanęła obok niej, bo przecież musiała coś dodać. - Słuchajcie, Gryfońskie gnidy i gnideczki. Jeśli skład drużyny w końcu nam się nie ustabilizuje, przestanę w końcu biegać i załatwiać wszelkie sprawy z opiekunami i sami będziecie skazani na łaskę szanownego Blythe, który tyłka nie raczy ruszyć ze swojej kanciapy, bo też ma roboty, że tak to ujmę, od cholery. Nie będzie zadowolony, ja też nie. Ale będę musiała, bo ilość treningów wzrośnie JESZCZE BARDZIEJ i nie będzie czasu na bieganie do profesorów z każdą drobnostką. Baczność, spocznij i wyrównaj, kocham was wszystkich, wiecie sami - dodała na koniec, szczerze i prawdziwie, bo tak zazwyczaj mówiła. Była wyraźnie zmęczona. - Doceńcie wysiłki Szarloty i skopmy te wszystkie niegryfońskie tyłki. Inaczej osobiście pomogę pani kapitan skopać nasze - powiedziała, przykładając rączkę do serducha w geście obietnicy. A potem poszła trenować, zaszczycając wampirzą panią kapitan skinieniem głowy, mówiącym krótkie "jestem z tobą". Zmęczenie totalnie jej nie służyło, już od początku wiedziała, że nie będzie w stanie wycisnąć z siebie zbyt wiele. W tych warunkach nie dało się odespać zarwanych nocy i odpocząć porządnie, mróz też nie sprzyjał. Ani ćwiczenia, ani bieganie nie poszły jej tak, jakby tego chciała. Zawiodła się bardziej na sobie niż na Szarlocie i właściwie miała ogromną nadzieję, że kapitan pozwoli jej zostać w drużynie. Echo, jak to Echo, nie chciała rezygnować z niczego, choć zakończenia Sfinksa nie mogła się już doczekać.
Kostka: 6 a przerzut na 3... i nie wiem czy mogłam przerzucać już teraz, więc napiszę na kostkę 3, a jak nie mogłam to edytuję na 6, tylko wtedy proszę o pw xd ok, jednak 6 więc zmieniłam ^^
Katniss nie lubiła śniegu. Za mrozem też nie przepadała. W zasadzie cała zima należała do katalogu "unlike" dla tego małego zmarzlucha. Samo chodzenie w taką pogodę powodowało ból odmarzniętych palców, szczypanie policzków i nosa i ogólną niezdarność. Można więc sobie tylko wyobrazić, z jaką radością Gryfonka zareagowała na wieść, że kapitan postanowiła przeprowadzić trening Quidditcha. Właśnie teraz, właśnie tu. Na Syberii! W górach! Pomijając wszelkie aspekty związane z bezpieczeństwem, nagłymi podmuchami wiatrów, skałami... Ale od czego jest się Gryfonem, prawda? W dodatku w głównym składzie. Nikt nie mówił, że są to same przyjemności. Katniss, podskakując w miejscu dla rozgrzania, słuchała słów kapitan. Pomachała Echo, gdy tylko ją ujrzała, co było dość trudne w ostatnim czasie. Nie dziwiła jej się. Praca, treningi, szkoła, Sfinks... Johnson miala podobną sytuację. Zapomniała definicji życia towarzyskiego, ucząc się do kolejnych klasówek i zaliczeń. Na szczęście dziewczyna nauczyła się wykorzystywać każdą wolną chwilę. Może właśnie dlatego rozgrzewkowe bieganie poszło jej tak dobrze, bo nie myślała, że zaraz może się poślizgnąć i umrzeć, ale jej głowa pełna była formułek zaklęć, antidotów i faktów z historii magii. Robiąc zapas na wyhamowanie, Katniss zaczęła zwalniać. Lód i wrodzona niezdarność zrobił jednak swoje i Gryfonka wylądowała na gruncie dużo szybciej, niżby chciała i planowała. W dodatku nie w byle jakiej pozycji, bo wymagającej rozciągnięcia, które to... no właśnie. Już wiedziała, że trenowanie mózgu poprzez naukę nie zapewnia tego samego dla ciała. Gimnastyka szła jej opornie i choć Katniss mogła to zwalić na warunki pogodowe, wiedziała, że to wina zaniedbania treningów przez nią.
Kostka: 1 Ava w pierwszej minucie przebywania w kolei zorientowała się, że nie chce nigdzie jechać i musi wrócić do Szkocji. Niestety pociąg ruszył zanim zdążyła zrobić angielskie wyjście. Podróż była koszmarem. Ava wysyła wyjce do swojego ojca, aby ten zabrał ją ze szkolnej wycieczki. Nie wiedziała, czy dyrektor był najebany, że wyraził zgodę na Rosję, ale chyba tracił już wszystkie zdrowe zmysły. Szukała wszędzie ludzi, którzy podzielają jej poglądy. Jeszcze większe zirytowanie przyszło, kiedy dowiedziała się, że trening decydujący o składzie odbywa się na Syberii, gdzie kropelki potu zamarzały w pierwszej sekundzie i reszta uczniów wygrzewała się bezpiecznie w domach. Stawiła się na treningu, bo co innego miała zrobić. Przywitała się ze wszystkimi krótkim burknięciem. - Rzeczywiście świetnie im poszło - skomentowała. Rozmawiała już o tym w listach z Charlotte, więc nie miała zamiaru się powtarzać - To genialny pomysł robić trening, kiedy połowa drużyny grzeje dupsko w domu - dodała ciszej zła jak osa. Chciała wrócić do swoich smoków, oziębłego ojca, do którego nie odezwałaby się nawet słowem. Ugryzła się w język, żeby nie rzucić kolejnej błyskotliwej uwagi. Zabrała się za bieganie. Całe ciało ją bolało od tego mrozu, więc to nie była żadna przyjemność. Kiedy doszło do jakiś skłonów i rozciągania, to po prostu sobie odpuściła. Rozgrzewała skostniałe dłonie, jednocześnie kręcąc biodrami i to byłoby na tyle. Przeklęty dzień.
Jak na razie ferie zimowe były tak chujowe, jak tylko mogły być. Kto w ogóle wpadł na szalony pomysł wysyłania grupy uczniów i studentów gdzieś na Syberię, niesprawdzonym środkiem transportu, który postanawia się nagle wykoleić i uziemić wszystkich na wieki wieków na jakimś totalnym zadupiu? Madison od kilku dni nieprzerwanie ubolewała nad tym, że zdecydowała się wybrać na szkolny wyjazd, zamiast spędzać spokojnie dni w uroczym mieszkaniu z Percy'm. Niby była zahartowana i przyzwyczajona do mrozu i śniegu, ale koczowanie w rozwalonym pociągu i okolicy zupełnie jej nie bawiło. Jakimś cudem jednak pojawiła się na treningu, by zaciskać usta w wąską kreskę, starając się ignorować wszystkie te mądrości i pseudo motywacyjne mowy. Większość obecnych widziała po raz pierwszy w życiu. Jak mieli być zgrani i dobrze funkcjonować jako zespół, jeśli w drużynie była aż taka rotacja? Richelieu z lekkim ociąganiem zabrała się za rozgrzewkę. Nie była w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się wyspała, ale mimo to mniej więcej się przykładała, w sumie jak zawsze, kiedy w grę wchodził quidditch. Pomimo przerwy w treningach, które ponownie podjęła dopiero jakiś czas temu, nie straciła całej swojej cudownej formy z czasów rozgrywek juniorów, więc biegi i kilka podstawowych ćwiczeń nie było dla niej żadnym wyzwaniem. Co tam mróz, Riverside stajl.
Liczba oczek za rozgrzewke: 5 Link do kostek: Tutaj
Czy Charlotte dobrze się czuje? Och, tak, zdecydowanie jeszcze nie jest chora, ale nie o to pytam - bo za jakiś tydzień pewne będzie. Podobnie jak reszta Gryfonów, których w taką pogodę zaciągnęła na dwór. I to gdzie! Złym pomysłem było przeprowadzanie rozgrzewki w takich warunkach i młoda Goyle doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Tak więc kiedy już kapitanówna wypluła z siebie wszystko co miała do powiedzenia, marznąca w krótkim kożuszku Jill wsadziła ręce w kieszenie. Przez całą przemowę dziewczyny nawet na nią nie spojrzała, tylko wbijała wzrok w białą parę wychodzącą z jej własnych ust. Hah, to powietrze w Syberii jest naprawdę zabawne. Niestety Gillian zdecydowanie zrzedła mina gdy dowiedziała się, że mają w tym zimnie zrobić ładne trzy kółeczka dookoła górki i jeszcze się rozciągać. Wyjęła dłonie z kieszeni i kilka razy na nie chuchnęła, żeby troszkę się rozgrzać. Z trudem zwinęła je w pięści, bo miała problem ze zgięciem zamarzniętych palców. Kiedy już jej się udało czuła się, jakby już w ogóle nie miała nosa. Mimo to razem ze wszystkimi grzecznie zrobiła trzy kółeczka. Chociaż już na pierwszym zakręcie leżała jak długa w śniegu. I nie była zachwycona tym, że jej twarz, włosy i ubranie są całe białe. I niedługo będą mokre, gdy tylko ten przeklęty puch się na niej rozpuści. I choć bolały ją kolana i chyba zdarła sobie prawy łokieć, i tak się podniosła i poleciała dalej. Bo wiecie... Gryfoni nie odpuszczają. Na szczęście wykonywanie ćwiczeń gimnastycznych przyszło jej z łatwością. Przynajmniej nie będą jej bolały mięśnie jeżeli jakiś hardkorowy samobójca będzie jej chciał zrobić krzywdę podczas latania na miotłach.
Elsa Llewellyn jako obrońca Gryffindoru. Do tego czasu jedynie na papierze, oczywiście. Quidditch nie był znowu jej wielką pasją ani tym bardziej, nie pałała do tejże makabrycznej dyscypliny, wielką miłością. Tak naprawdę to inni ją zmusili do zapisania się do drużyny i zapewnili, że na miotłę wsiadać nie będzie musiała. I co? OKROPNOŚĆ po prostu nastała! Została siłą i to brutalną siłą, zaciągnięta na jakieś totalne pustkowie, by po chwili zrównać ją w jednym szeregu z bandą innych półgłówków. Nie wliczając w to oczywiście dwóch być może trzech osób o dość normalnym podejściu do życia. Szarlota też chyba miała dzień warczenia i syczenia, toteż i Elsa jedynie skrzywiła z rozbawionym uśmieszkiem swoje blade wargi i mrugnęła do niej konspiracyjnie, że całkiem nieźle jej idzie, obrzucenie błotem reszty współzawodników. Zakładając ramiona na swoich piersiach, zmierzyła innych dość obojętnym spojrzeniem i odgarniając ze swojego czoła złociste kosmyki włosów, westchnęła z rozdrażnieniem. Marznąć w swojej hogwarckiej bluzie, płaszczu, pelerynie i w szacie do Quidditcha - zatupała niecierpliwie, stojąc tym samym z niezadowoloną miną na jakiejś dzikiej zmarzlinie. Dopiero gdy Szarlotka kazała im biegać i wymachiwać rękoma oraz zafundowała im prawdziwie morderczą rozgrzewkę - to Llewelyn dziwnym trafem nieco się rozgrzała. Bez gadania, marudzenia, jęczenia, przeklinania i grożenia innym osobnikom, po prostu wykonała swoje zadanie. Chociaż z natury Elsówna jest niesamowicie leniwa i markotna oraz niezdarna, biegać umiała zadziwiająco dobrze i co do tego - była piekielnie szybka. W końcu te wszystkie lata uciekania przed Stantonem, gdy mu w czymś podpadła – dały efekt. Bez zadyszki ani jakiejkolwiek oznaki zmęczenia, przebiegła te marne, trzy kółka wokół polanki i z rozpędu zaczęła wykonywać rozgrzewające i rozciągające ćwiczenia. Szczerze? Wolałaby nawet skoczyć z przepaści, byleby nie wsiadać na tą piekielną miotłę. Bała się niej panicznie, tak samo jak latania na niej. W końcu siedzenie na kawałku badyla, który za każdym razem paskudnie narowi - nie jest szczytem ani przyjemności ani wygody ani tym bardziej relaksu! Już wolałaby zabójczą przejażdżkę na hipogryfie! Testralu! Lub na innym latającym gadzie! Tylko nie miotły, fu. Kostki: 3
Atramentowa postać przyglądała się temu całemu treningowi, jednocześnie w nim uczestnicząc. Bacznie obserwowała każdego kto tylko nawinął się na jej wzrok. Aiden wypadł całkiem dobrze, nie miała do niego zastrzeżeń. Aaron nie był bezbłędny, ale i jemu poszło nie najgorzej. Uśmiechnęła się znacząco, słysząc tyrady Echo i chociaż dziewczyna nie poradziła sobie najlepiej na rozgrzewce to ta akurat miała do tego prawo. Pojawiła się i Katniss i Ava i Madison, jeżeli chodzi o stary skład i wszystkie zachowały formę, jak się zdawało. Różnie, ale nigdzie nie było źle. Oprócz tego omiotła spojrzeniem nowe twarze: Elsę, Gillian i Meg, który też dobrze sobie radziły. Co jak co, ale trening na Syberii mógł dać mocno w kość. Zarządziła koniec rozgrzewki i ponownie odchrząknęła, dość głośno, zaczynając mówić. - Wszyscy którzy chcą jeszcze grać na pozycji ścigającego, rezerwowego czy nie. - uniosła oczy do góry - Podajecie między sobą, co kilka podań rzucacie, a te naturalnie piękna szczelina posłuży Wam za bramkę. I rzeczywiście w jednej ze skał znajdowała się dziura mogąca posłużyć za takową - surowe warunki, ale halo, jesteśmy na środku lodowej pustyni. Kopnęła kafel w stronę trzech dziewczyn zajmujących obecnie te pozycje, spodziewając się, że raczej nie chcą ich zwolnić. - Pretendenci na stanowisko pałkarza, tam - tutaj ręką wskazuje teren nieopodal, w bezpiecznej odległości coby nie pozabijali się na wzajem. - Trochę jak Bludger, ale nie do końca. Odbijacie do siebie, praca zespołowa, macie się raczej nie strącać z mioteł i trafiać w cele oznaczone farbą. Na skałach mieściły się punkty, wyznaczone rozbryzganymi kolorami. Czy robienie takiego jakiegoś graffiti na Syberii jest w ogóle legalne? - Obrońca, obrońcy. Będziecie ćwiczyć najpierw sami, strzelając sobie na wzajem do bramki, następnie ze ścigającymi. No wiecie, powinniście bronić. - mruczy. - Jeżeli ktoś chce być rezerwowym szukającym, to eee, niech przyłączy się dziś do innej grupy, bo tu akurat można się zabić nurkując po małe przedmioty, a sądzę, że profesor Blythe nie będzie zadowolony z noooo, z obrażeń wywołanych roztrzaskaniem się o ziemię. Będę latać dookoła, na wypadek gdyby ktoś potrzebował pomocy, ale raczej starajcie się unikać samooklaeczania, bo magia tutaj szwankuje. - uśmiechnęła się radośnie. W sumie oczywiście, Szarlotta jak Szarlotta też może dostać kontuzji i pewnie rezerwowy szukający ma jakiś tam sens, ale dzisiaj lepiej nie ryzykować. Prawda, jest Gryfonką i gdyby była tu sama to pewnie nie byłoby problemu, ale mając pod "opieką" grupę nastolatków raczej nie wypada. Swoją drogą ciekawe - prawdopodobnie była najmłodsza z nich wszystkich. Rzuciła jeszcze ciche "Powodzenia" i sama wsiadła na jedną z mioteł leżących na śniegu.
Informacje:
Tak, teraz można przerzucać! (Przepraszam za zamieszanie :3) Za każde 10 punktów z gier miotlarskich przysługuje przerzut kostki. JEDNEJ kostki, niezależnie iloma się rzuca. I tylko na treningu, nie tyczy się obrażeń! Trening potrwa, dopóki wszyscy/większość nie odpiszą, także spokojnie, ale no ferie też się skończą kiedyś! Po tym Szarlotka powie o składzie i się rozejdą raczej wszyscy.
Kostki - ścigający:
Aby dowiedzieć się jak Ci poszło, rzuć w odpowiednim temacie dwiema kostkami, a następnie zsumuj je ze sobą. Jeżeli wyrzuciłeś: 1-4 Zdecydowanie nie był to Twój najlepszy dzień. Spróbuj ponownie! A raczej, trochę potrenuj, bo póki co strzelanie do pętli nie idzie Ci za dobrze. Ani pustej, ani tej z obrońcą. 5-9 Rzucanie do pustej pętli? Dobrze! Z obrońcą już gorzej i chociaż kilka razy trafiłeś, to nie był to dobry wyniki. Natomiast celność masz dobrą, jakżeby inaczej. 10-12 Czyżbyś urodził się na miotle i to z kaflem w dłoni? Prawie wszystkie Twoje rzuty były celne - gratulacje!
Kostki - obrońca:
Aby dowiedzieć się jak Ci poszło, rzuć w odpowiednim temacie jedną kostką. Jeżeli wyrzuciłeś: Liczbę Parzystą 2,4 - poszło Ci dobrze i chociaż przepuściłeś kilka goli, raczej nie ma się czego obawiać; 6 - wyśmienicie! Nie straszni Ci ścigający, bo udało Ci się złapać niemal wszystkie piłki. Liczbę Nieparzystą 1 - jest źle, źle, bardzo źle! Może powinieneś rozważyć jakąś inną pozycję, bo albo masz zły dzień albo dziurawe ręce i udało Ci się obronić pojedyncze piłki. 3,5 - nie ma katastrofy, ale mogło być lepiej. Kilka razy złapałeś, ale może czas mimo wszystko trochę potrenować?
Kostki - pałkarz:
Aby dowiedzieć się jak Ci poszło, rzuć w odpowiednim temacie trzema kostkami. Pierwsza kostka jest odpowiedzialna za Twoje podania. Jeżeli wyrzuciłeś 5 możesz uznać, że były świetne. Jeżeli wyrzuciłeś 2,3 że były dobre, jeżeli 1,4 że były dość kiepskie, a 6 oznacza, że praktycznie nie dało się ich swobodnie odbić. Druga kostka odpowiada za przyjmowanie podań. Jeżeli wyrzuciłeś liczbę parzystą to: szło Ci niezbyt dobrze (2,6) bądź świetnie (4). Jeżeli wyrzuciłeś liczbę nieparzystą to: szło Ci przeciętnie, ale poprawnie (1,3) bądź niemal beznadziejnie (5) Trzecia kostka odpowiada trafianiu do celu i liczba oczek jest Twoją liczbą trafień, na maksymalne 6 prób (przykładowo 1 oczko = 1 trafienie, na 6 prób)
Inne kostki dla WSZYSTKICH:
Syberia, syberią i tutaj mogły się trafić obrażenia. Rzuć jedną kostką raz jeszcze. Jeżeli wyrzucisz 1 oznacza to, że masz poważniejsze stłuczenia i mimo wszystko trzeba Ci trochę pomóc. Jeżeli wyrzuciłeś 5 to masz lekkie otarcia na dłoniach bądź trochę posiniaczone nogi. W innym wypadku nic Ci nie doskwiera, poza zwyczajomwym zmęczeniem.
Formularz:
Kod:
<retroinfo>Pozycja:</retroinfo>Na której chcesz grać <retroinfo>Punkty:</retroinfo> Liczba punktów z gier miotlarskich <retroinfo>Kostki za trening:</retroinfo> Wyrzucona kostka/kostki z przerzutami <retroinfo>Kostki za obrażenia:</retroinfo> Wyrzucona kostka
Jeśli rozgrzewka poszła mu dobrze, to trening także nie powinien być zły. Aiden wysłuchał wszystkiego co miała do powiedzenia Charlotte i od razu zabrał się do roboty. Wsiadł na miotłę, robiąc kilka małych kółek, żeby trochę się rozgrzać zanim zaczną odbijać tłuczek. Miał nadzieję że się nie pozabijają, albo nie postrącają z mioteł. W końcu były ferie i każde obrażenie w przypadku Gryfona nie byłoby mile widziane. Jako pierwszy miał odbić tłuczek w stronę innego ucznia, był pewny siebie, ale coś nie wyszło. Chłopak lekko zachwiał się na miotle, co spowodowało że nie odbił za dobrze, miał nadzieje że ktoś inny nie dostanie, w głowę ani w nią część ciała. Mimo tego Greene próbował dalej, tylko jeden raz się nie udało. Więc czemu miałby się zniechęcać? Tym razem to Aiden miał przyjmować podania, miał nadzieje że pójdzie mu lepiej niż poprzednio, przygotował się na tłuczek, który leciał w jego stronę. Niestety nie udało mu się go odbić, zrobił skwaszona minę i próbował dalej, nie były to zbytnio udane próby. Albo nie odbijał piłki albo dostawał nią w którąś część ciała. Na szczęście nie były to poważne obrażenia. Skup się w końcu, frajerze!. Tylko ten tekst rozchodził się chłopakowi po głowie, naprawdę chciał dostać się do drużyny, a w tym momencie wyglądał jak pierwszak, który jest drugi raz na miotle. Po zakończonych podaniach w stronę Aidena. Kolejnym ćwiczeniem było trafianie do celu, tym razem Gryfon się skupił. Pierwszy rzut nie wyszedł, a tłuczek poleciał w inną stronę niż powinien, kolejny rzut udało się Aidenowi, idealnie trafił w zaznaczone miejsce, chłopak uśmiechnął się do siebie. Udały mu się także kolejne trzy rzuty, bez problemu trafiał w tarczę z punktacją. Niestety ostatni rzut nie był idealny… Był fatalny. Ale przynajmniej nie zawalił wszystkiego! Greene zsiadł z miotły po wszystkich zakończonych ćwiczeniach, podwinął rękawy i zobaczył kilka otarć na rękach, nie było to nic poważnego więc nie było się czym martwić, czuł też że może mieć kilka siniaków na nogach i praktycznie na całym ciele. Przynajmniej się nie połamał ani poważniej nie potłukł.
Choć potwornie zmęczona, zabrała się do roboty, słuchając tego, co Charlotte miała im jeszcze do powiedzenia. Rozgrzewka tłukła się jeszcze w jej głowie, nie dając spokoju. Miała wyrzuty sumienia, przez które zapragnęła opuścić prowizoryczne boisko, a nieczęsto zdarzało jej się wątpić w tak dużym stopniu. Zazwyczaj miała wystarczająco wiele siły, żeby popchnąć i zmotywować się do roboty, tak jak i swoich znajomych zresztą. Teraz jednak było jej źle. Dopiero gdy złapała kafla, powiedziała sobie, że nie może tak się rozwalać, bo jeszcze nie jest na to czas, że przecież będzie gorzej, a wywalenie z drużyny w niczym jej nie pomoże, ale za to ruszy trybiki odpowiedzialne za smutek. Nie mogła znieść wizji drużyny, latającej na boisku, podczas gdy ona siedziała na trybunach. Była w głównym składzie, więc nie mogła na to pozwolić. Zawzięła się więc i zamieniła wyrzuty sumienia na motywację i okazało się, że to całkiem niezłe paliwo, bo choć nie poruszała się tak, jak wtedy gdy była wypoczęta i pełna życia, szło jej bardzo dobrze. Rzucała najlepiej jak mogła i ostatecznie okazało się, że w większości przypadków rzeczywiście trafiała. Nawet nie ucierpiała specjalnie i wylądowała bezpiecznie, ciesząc się, że jeszcze jest w stanie coś z siebie wykrzesać. Zbyt polubiła latanie na miotle, aby tak zwyczajnie dać sobie spokój. Zresztą, czego w magii nie lubiła?
Pozycja: ścigająca Punkty: 10 albo 11, nie pamiętam D: Kostki za trening: 5 i 5 Kostki za obrażenia: 6
Wpadł na trening co najmniej lekko spóźniony. Wszyscy już kończyli rozgrzewkę, niektórzy zdążyli nawet wsiąść na miotły, a on był daleko w polu. Uśmiechnął się przepraszająco do Szarloty i z miejsca zaczął biegać obowiązkowe kółeczka. Może to przez poczucie winy, ale tempo miał zabójcze. Chciał nadrobić stracony czas, to na pewno. Pędził więc, ile sił w nogach, żeby zaraz zabrać się za rozciąganie i inne wygibasy. Tyle że okazało się, że najwyraźniej całą kondycję wykorzystał na przebieranie nogami i teraz już niewiele zostało. Trochę się więc porozciągał i wskoczył na miotłę. Sam nie wiedział, czemu chciał być w drużynie Quidditcha. W końcu był artystą i bardziej na tym powinien się skupić, prawda? Ale poruszać się też by można było. Tym bardziej, że dostawanie zadyszki na schodach w drodze do pokoju wspólnego nie wróży zbyt dobrze. Chciał nad tym popracować. Nie miał tylko pewności, czy się sprawdzi. Niby miał całkiem niezły refleks, nie brakowało mu też chęci, ale czy to wystarczy? Na razie patrzył na poczynania innych. Byli nieźli. Przede wszystkim w większości grali już wcześniej, więc mieli nad nim przewagę. Nieco go to stresowało. Nie miał wprawy, nie miał doświadczenia. A kiedy zaczął łapać lecące w jego stronę, stres tak jakby go pożarł. Kafel przelatywał mu przez rękę, mimo że zwykle nie miał najmniejszego problemu z łapaniem lecących rzeczy. Może to po prostu kwestia tego, że był niezdarny? Nie był zadowolony ze swojego występu. Właściwie jedynym plusem był fakt, że nie zrobił sobie krzywdy mimo trudnych warunków. Miał szczerą nadzieję, że chęci wystarczą. Chociaż liczył się z tym, że jeśli pojawi się ktoś lepszy, nie będzie miał szans.
Pozycja:obrońca Punkty: 2 Kostki za trening: 1 Kostki za obrażenia: 4
Kat ucieszyła się, widząc dość dużą grupę Gryfonów, ktorzy przyszli na trening. W końcu nowa krew zawsze się przyda, kiedy stara zakrzepnie, prawda? Podskakując, słuchała kapitan, która próbowała jakoś ich wszystkich ogarnąć. Porzucać do pustej pętli? Bułka z masłem. Jedyne, co mogło przeszkodzić blondynce w celowaniu, to gruba kurtka i odmarznięte palce, ale jakoś dała sobie z tym radę, gdy prowizoryczna pętla nie była broniona przez nikogo. Kiedy obrońca zaczął wykonywać swoje zadanie, skuteczność dziewczyny spadła dość znacząco. Jakby tego było mało, Gryfonka kilkakrotnie została "zdmuchnięta" na skały przy rzucie, tak, że dość poważnie się pokiereszowała. Zagryzając zęby i trzymając się za ramię, wylądowała na ziemi i rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś, kto by jej pomógł. Echo, Char, ktokolwiek... Każda pomoc jej się przyda. Głupi zimowy trening w nieco innych warunkach niż zwykle i biedne blond stworzonko nie potrafi się odnaleźć i robi sobie krzywdę..
Pozycja:ścigający Punkty:17 Kostki za trening: 6,3 (z przerzutu była 2, wiec nic nie zmienia) Kostki za obrażenia: 1 :C
Pozycja: Pałkarz Punkty: 0 Kostki za trening: 5, 1, 6 Kostki za obrażenia: 3
Czyli samotne bicie ściany. No cóż, to może być dobra zabawa. Pobyt na Syberii pomógł Gillian się zrelaksować i teraz miała wystarczająco dużo sił, by rozpocząć prawdziwy trening. Bo tamten sprint wokół górki... to było co najmniej dziwna zabawa dla grzecznych dzieci. Tak więc gdy tylko Szarlotka skończyła pieprzyć swoje głupoty, Jill dorwała się do mioteł, wybrała tą, która najbardziej przypominała jej własną i podleciała na przygotowane dla pałkarzy pole i wybrała tłuczek. Szybko zauważyła tam również Greene'a, który mozolnie machał pałką. Ha, co za fajtłapa! Dziewczyna odebrała od niego kilka podań po czym sama oddała je w powietrze. Co prawda przyjmowanie ich nie było idealne, ale samo odbijanie tłuczków wyszło jej perfekcyjnie. Z zadowoloną minką pochwaliła się w duchu za idealną postawę. I w tamtym momencie na 55% wiedziała, że nadaje się do drużyny. Ostatnia część treningu była najprostsza. Wszystkie piłki trafiły w cel, co wyrwało z piersi Gillian pełen zachwytu okrzyk. Zawodowi gracze się tak nie zachowują, ale Jill miała prawo poddać się radości z wygranej. A, wyruchała te tłuczki! Z radości zrobiła ładną beczkę na spróchniałej miotle i wylądowała obok Aidena na ziemi. Otrzepała się i stwierdziła, że nic jej nie boli. No może trochę ręce, od przyjmowania niezbyt udanych podań. -Co tam, Greene? Nie za dobrze ci szło, co? Będzie dobrze. -Gillian nie chciała mu dokuczyć. Naprawdę było jej szkoda tego chłopaa. SERIO!
Najwidoczniej odporność na spartańskie warunki trochę spadła pannie Richelieu, która zaczynała coraz dotkliwiej odczuwać syberyjski mróz, szczególnie w mrowiących z zimna palców, które powoli traciły czucie. Nie ma co, świetny moment na wymiękanie, kiedy pałkarze właśnie wzbijali się w powietrze, by potrzaskać trochę tłuczkami, a Madison ledwo trzymała pałkę w zgrabiałych dłoniach, których nie mogły ogrzać cienkie, sportowe rękawiczki ze smoczej skóry. O ile podania szły Kanadyjce naprawdę świetnie i inni gracze z powodzeniem mogli odbić każdą posłaną przez nią piłkę, na jej twarzy zamiast charakterystycznego uśmiechu pojawiła się zacięta mina, kiedy zaciskała mocno szczęki, by robić, co do niej należy, bez okraszania wszystkiego tokiem przekleństw. Ależ się rozbestwiła w tej Szkocji, półtora roku i nic, tylko by sypała na prawo i lewo mniej przyjemnymi dla ucha słowami. W całej swojej naturze perfekcjonistki, przeciętne, acz poprawne przyjmowanie podań było dla niej ujmą na honorze, a trafienie idealnie do celu tylko raz na sześć prób sprawiało, że najchętniej wymazałaby wszystkim pamięć i zapadła się pod ziemię ze wstydu. Nie ma się jednak czemu dziwić, że trafiała jak ślepy w płot, skoro co chwila obrywała jakimś tłuczkiem, które brały się dosłownie nie wiadomo skąd. Chyba ktoś jednak uczepił się idei bludgera, zamiast skupić się na współpracy, w efekcie czego, praktycznie na sam koniec treningu, Madison spadła z miotły prosto w zaspę, która była tak zmrożona, że nie dość, że się porządnie obiła, to ostre zlodowaciałe krawędzie ponacinały w kilku miejscach jej strój, łącznie z delikatną skórą znajdującą się pod spodem. Mimo wszystko Richelieu nie chciała robić z siebie ofiary losu, a cały ten wypadek tylko ją dodatkowo zirytował, wygrzebała się więc z zaspy, by nieco chwiejnym krokiem, krzywiąc się z bólu, doczłapać do Charlotte, spojrzeć na nią z miną mówiącą "wiesz, że stać mnie na więcej" i czekać na jakieś podsumowanie treningu. I może pomoc medyczną, czy coś.
Pozycja:pałkarz Punkty: 12 Kostki za trening: 5, 1, 1 przerzucone na 1 Kostki za obrażenia: 1
Quidditch? Elsa i Quidditch? Elsa, miotła i Quidditch?
Z miną kojarzącą się raczej z nieodzowną chęcią spisania testamentu w chwili przyjęcia miotły niźli z wielką radością - panna Llewellyn po raz enty spojrzała w niebo jakby szukając dla siebie ratunku - a chwilę później, omiotła swymi ślepiami skaliste i dość brzydkie w jej mniemaniu, szczyty górskie. Miotła zaś smętnie zwisała z jej lodowatej dłoni i biedna Elsa mogłaby przysiąc, że gdyby mogła to ów miotełka, spojrzałaby na nią z prawdziwym wyrzutem. Nie dość, że trzymała ją w pozycji „a teraz zamieciemy całą polankę, hej!” - to jeszcze dziewczę oparło się na niej i z markotną miną, przyglądało się jak inni śmiało wskakiwali na swój latający sprzęt. Wiedząc, że nie ma innego wyjścia, poszła w ślady innych i dość koślawo usiadła na miotle jakby się bała, że ta ją pewnie pogryzie. (w końcu niektóre księgi naprawdę umieją odgryź rękę! Dlaczego więc miotły, by nie umiały?) A po kilku próbach w końcu wzniosła się w powietrze! Za pierwszym razem próbowała przekonać miotłę do lotu. Za drugim podejściem groziła stercie witek, śmiertelnie poważnym głosem. A za trzecim zechciała już z niej zeskoczyć i dać sobie spokój, gdy ta nagle ruszyła i wystrzeliła w górę, praktycznie zrzucając przy tym Elsę, w jakąś przepaść! Na szczęście gryfonka dość mocno się uczepiła kawałka badyla (jak pieszczotliwie nazwała miotłę w swych myślach) - i przeżyła, uff. Samego TRENINGU Elsa praktycznie nie ogarnęła. Niby wiedziała na czym ma polegać obrona jakichś pętli, ale nie rozumiała dlaczego inni zamiast rzucać w te przeklęte pętle, rzucali w jej osobę! Powiadają, że ponoć gdy osoba się zezłości, to krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach, wkracza adrenalina i człowiekowi jakoś jaśnieje w głowie. Llewellynowej chyba złość dopomogła bo gdy przepuściła z dwie bramki, otarła sobie ręce o tą głupią miotłę i została posiniaczona przez kilka kafli - nagle się wkurzyła nie na żarty i o dziwo! - NAPRAWDĘ zaczęła bronić. Zapomniała nawet o tym, że tak naprawdę nie umie latać, że ma lęk wysokości i po tysiąckroć woli swój ukochany motor, który jej brat zajumał. Gdy koniec końców, obroniła co trzeba było - rozejrzała się nieprzytomnie po innych, zbladła niespodziewanie, że dalej żyje, że nie spadła na ziemię oraz, że dziwnym trafem nic sobie nie połamała. Zaciskając mocno wargi oraz palce na trzonku miotły, zerknęła w dół i jednocześnie zmartwiała.
Jak się teraz znaleźć na ziemi u licha? Skoczyć?
Pozycja: obrońca Punkty: zerrro Kostki za trening: 3 Kostki za obrażenia: 5