Jedyna porządna chata w Pritoku, która jest zamieszkiwana przez cały rok. Następna stoi kilka mil stąd, co nie jest niczym dziwnym, skoro nikt nie chce mieszkać w pobliżu tak niebezpiecznego miejsca. Pobliskie tory kolejowe wcale nie ułatwiają sprawy. Jeśli chodzi o standard życia, to rodzina sama zapewnia sobie wszystko, czego potrzebuje. To trudne do uwierzenia, ale wszyscy są czarodziejami i z chęcią przyjmą do siebie gości, aby uchronić ich przed zimnem.
Na tym terenie nie działa teleportacja, a skupienie magii może wywołać nieprzewidziane skutki w rzucaniu zaklęć!
Co za okropny dzień, doprawdy. Zarówno Rains, jak i Grace, były w podłych nastrojach. Dlaczego? Ach, któż to wie? Może mróz sprawiał, że najchętniej zakopałyby się pod kołdrą, z kubkiem gorącej herbaty w ręku, a tutaj nie było ku temu warunków? Albo podróż zatłoczonym pociągiem, była dla nich na tyle traumatyczna, że pozostawiła po sobie niesmak na długi czas? Chociaż, najprawdopodobniej, miały po prostu swoje osobiste powody, które znać mogą tylko one same. Dlatego też najwyraźniej chcąc odciąć się od cywilizacji, zwiedzały coraz dalsze zakątki Syberyjskiej wioski. Kiedy Rains dotarła do starej chaty, położonej gdzieś na obrzeżach Pritoku, niedaleko torów, postanowiła zrelaksować się przez moment i legła pod pobliskim drzewem. Niestety, chwila samotności i refleksji, nie mogła potrwać długo, gdyż Grace również postanowiła poszukać ukojenia skołatanych nerwów właśnie w tym miejscu. Posłała Ślizgonce naburmuszone spojrzenie, mówiące nie mniej, nie więcej niż ,,a ty, co tutaj robisz?'', by chcąc przejąć terytorium, usiąść tuż obok i plecami oprzeć się o drzewo. Tego dnia oczywiście ani jedna, ani druga, nie miała zamiaru ustąpić. Cóż, Rains najwyraźniej postanowiła rozpętać wojnę i rzuciła w stronę Krukonki parę ,,miłych słów'', dobitnie dając jej znać, że nie jest tu mile widziana. Grace oczywiście nie pozostała dłużna i odpowiedziała na zaczepkę w podobnym tonie, a tego Rains już nie wytrzymała. Z drwiącym uśmieszkiem, spojrzała na młodszą ,,koleżankę'', by... Utkwić w niej wzrok na chwilę dłużej i zahipnotyzować delikwentkę. Ups? No, to teraz masz spore pole do popisu, młoda! Możesz sprowokować Grace, by zrobiła coś tak głupiego, czego nie zapomni przez całe swoje życie, albo... Powstrzymać nerwy na wodzy i odpuścić. Tym razem. Którą opcję wybierzesz?
Syberia nie do końca była dobrym miejscem. Właściwie Rains spokojnie mogła ją nazwać bardzo, BARDZO kiepskim wyborem, jeśli chodziło o spędzenie tam całych zimowych ferii. Nie rozumiała kompletnie, dlaczego Hampson nie ściągnął po prostu nowego pociągu albo nie poświęcił chwili na znalezienie sposobu, by bezpiecznie teleportować wszystkich z powrotem do zamku. Chyba, że zwyczajnie to zaplanował. Co zasadniczo wcale nie brzmiało tak nieprawdopodobnie, nawet jeśli brać pod uwagę wykolejenie pociągu. Chciał, nie chciał, musiała siedzieć w tym cholernym miejscu razem ze wszystkimi. Z pewnością wywaliliby ją ze szkoły zaraz po powrocie, gdyby wyszło na jaw, że próbowała opuścić ten cholerny, antymagiczny obszar i teleportować się jak najdalej stąd. Nie mając więc lepszego i nieco bezpieczniejszego pomysłu, zdecydowała się po prostu odłączyć od całej tej bandy. Cordelia doskonale radziła sobie sama w grupie ludzi. Rains nie pozostawało więc nic innego, jak znalezienie własnego, odosobnionego miejsca. Nie zaszła właściwie zbyt daleko. Stara, najwyraźniej zamieszkana chata wydawała się całkiem znośna. Biorąc pod uwagę obecność ludzi, raczej nie było tutaj niedźwiedzi, które chciałyby odgryźć jej głowę. Czując się stosunkowo bezpiecznie, zaryzykowała łagodny czar, by otoczyć się bańką ciepłego powietrza i ułożyć wygodnie pod pobliskim drzewem. Byle tylko żaden przeklęty Rosjanin nie zainteresował się jej obecnością... Jej samotność nie trwała jednak zbyt długo i chociaż nie był to żaden miejscowy, Nashword wcale nie była zachwycona. Wymuskana szatynka była równie pożądanym towarzystwem, co cholerny niedźwiedź.
Grace była zdenerwowana, chociaż gdyby nad tym pomyśleć to była bardziej znerwicowana niż wkurzona. Świadomość, że będzie musiała spędzić tu więcej czasu niż zamierzała, wprawiała ja w chęć mordu nawet na niewinnych ptaszkach. Odeszła od tego nieszczęsnego pociągu, mając nadzieję, że szybko się ogarną i wszyscy będą mogli wrócić do przerywanej jazdy. Zdawało się, że każdy miał dość tej podróży, a szczególnie Grace, która trafiła do przedziału z optymistami, którzy wyglądali jakby nawąchali się nieodpowiednich ziółek. Mając nadzieję na chwilę samotności i odpoczynku w tym okropnym lodzie, dziewczyna powędrowała w stronę jakiejś starej chatki. Z daleka zauważyła, że nie będzie tam sama. Była upartą kobitką, więc nic dziwnego, że nie zawróciła i nie odeszła w sino dal. Podeszła jak najbliżej mogła, żeby nieznajoma mogła ją wyraźnie usłyszeć. - Jakbyś była milusia to mogłabyś znaleźć sobie jakieś inne miejsce? - rzuciła w jej stronę. W końcu dlaczego to ona miałaby ustąpić? Przeszła spory kawałek drogi i ani jej się śniło zawracać.
Rains błyskawicznie poderwała się z ziemi, patrząc z wyższością na stojącą przed nią dziewczynę. Gdyby ona była tak miła? Najeżyła się, mrużąc oczy. Nie po to lazła taki kawał drogi, żeby ktokolwiek mówił jej, gdzie może przebywać, a skąd powinna lepiej iść. Być może poddała się raz, w przeszłości, kiedy natknęła się na Samanthę w pokoju wspólnym, ale... Na Merlina! Nie tym razem! Ta śmieszna porcelanowa laleczka przed nią chyba nie zdawała sobie sprawy, na kogo trafiła. A kiedy się zorientuje, będzie potrzaskana tak bardzo, że nie będzie już czego zbierać. - Może nie zauważyłaś - syknęła wściekle Rains - ale to ja byłam tu pierwsza. Nashword wyglądała niemal jak wściekła kobra broniąca swojego terenu. Och, nie było tu właściwie nic szczególnego. Cholerny domek i drzewo. A jednak żadna śmieszna uczennica Hogwartu nie będzie nią dyrygować. - Powiedzmy, że będę dziś milsza niż zwykle i pozwolę ci się wycofać, zanim komuś stanie się krzywda - ciągnęła, ręką szukając różdżki w ukrytej kieszeni kurtki. Już od jakiegoś czasu uznawała wyższość porządnego magicznego "kopniaka" nad starym, dobrym uderzeniem z pięści. Z drugiej strony niestabilność magii w tym miejscu sprawiała, że musiała rozważyć mugolskie metody. Jeśli tylko ta chuda szkapa postanowi się na nią rzucić...! Nashword z pewnością nie będzie przebierać w metodach, by ją stąd wykurzyć. Będzie gryźć, szarpać i bić. Nawet jeśli potem będzie musiała się z tego grubo tłumaczyć przed Hampsonem albo Marquett, jeśli już o to chodzi. Chociaż znając zamiłowanie tej drugiej do własnych uczennic, nie powinno być trudno. - Masz trzy sekundy - warknęła, obserwując uważnie intruza.
Grace widząc szybki ruch Rains, przybrała pozycję obronną. Nie cofnęła się, ale nieco szerzej ustawiła nogi. Nie znała, a także nie kojarzyła tej dziewczyny ze szkoły i nie widziała sensu w dalszym dowiadywaniu się kim jest osoba, która przed nią stała. Nie mogła mieć pewności czy nie jest jakaś niebezpieczna, chociaż i z tą świadomością Blakely by sobie poradziła. Już na kilometr czuła, że miała do czynienia ze Ślizgonką. - Wzrok mnie jeszcze nie myli, słoneczko.- dziewczyna przechyliła lekko głowę, ścinając ją wzrokiem by określić w której mogła znajdować się klasie. Los chciał, że ten pieprzony pociąg musiał się zepsuć. Czy nikt nie może go naprawić? Chyba każda osoba obecna na feriach wolałaby teraz siedzieć w domu, pod ciepłą kołderką niż stać w zimnie. Spojrzała na nią, a brew automatycznie uniosła się ku górze. Wyglądała jak kocica broniąca własnego terytorium co dodatkowo rozbawiło Grace. - Och, nie bądź taka ostra. - dziewczyna zmarszczyła nos, dusząc śmiech. - Dzięki za łaskę, ale nie po to szłam taki kawał drogi, żeby zawrócić. A skoro Ty siedziałaś tu dłużej to myślę, że jesteś już na tyle wypoczęta by ruszyć w drogę powrotną. Na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech, bo zdawała sobie sprawę, że Rains nie odwróci się i odejdzie w pokoju. Możliwe, że szykowała się walka a ona nie miała zamiaru odpuszczać. - Pomóc ci liczyć? - Grace zrobiła minę niewinnego szczeniaczka, czekając na reakcję dziewczyny.